środa, 23 maja 2018

Rozdział 68



RED - Start Again

"I pamiętam wszystko, wszystko co kochałem,
 Pozbycie się tego, jakby nie wystarczało
 Wszystkie słowa jakie powiedziałem i wszystko co mi wybaczyłaś

 Jak mogłem znowu Cię skrzywdzić?
Co jeśli nauczę się kochać?
 Co jeśli zaczniemy od nowa?"








Przysiadłam na łóżku Daniela, podwijając pod siebie lewą nogę. Pomału zaczynało ogarniać mnie zmęczenie, ale wytrwale je od siebie odpychałam, wiedząc, że szansa na poznanie prawdy może się już więcej nie powtórzyć. Teraz już wiedziałam, że gdybym nie odkładała wszystkiego na ostatnią chwilę i przeprowadziła podobną rozmowę z moim bratem, prawdopodobnie byłabym już lepiej przygotowana. Jeśli chciałam więc doprowadzić tę wojnę do końca, musiałam przestać zwlekać. Zwyczajnie nie mieliśmy czasu na zabawy w podchody.
Shane przyglądał mi się nagląco, oczekując mojej odpowiedzi. Mimo iż wyciągnęłam go z łóżka bladym świtem, on zdawał się być już całkowicie rozbudzonym.
Podczas gdy jego rozpierała energia, ja ujawniałam o wiele mniejszy entuzjazm. Temat mojej ciąży, a już tym bardziej ojcostwa, nie należał do tych, o których chętnie dyskutowałam. Szczególnie z kimś, kto był sprawcą tych problemów.
„Chcę wiedzieć, kto jest ojcem dziecka, Catherine. A tak właściwie, to chcę wiedzieć, czy to ja nim jestem…”
– Skoro zdajesz sobie z tego sprawę, po co roztrząsać temat? – westchnęłam w odpowiedzi, nonszalancko wzruszając ramionami. – To niczego nie zmienia.
Daniel drgnął. Sposób, w jaki na mnie patrzył, uległ natychmiastowej zmianie. W jego oczach  zamiast zainteresowania dostrzegałam wyrzuty i odrobinę nieporadnie hamowanej złości. Znałam go na tyle dobrze, iż domyśliłam się, że wolałby zapewne, abym w zamian go uderzyła. Cios z całą pewnością mniej uraziłby jego dumę niż mój obcesowy, zdradzający brak zainteresowania tematem ton.
– Niczego nie zmienia? Catherine, do cholery, skoro to moje dziecko…
– To co? – naskoczyłam na niego. – Urodzisz je za mnie? Och, a może za mnie też umrzesz? – Prychnęłam, dostrzegając jego przerażoną minę. – Tak jak mówiłam, Shane, to niczego nie zmienia.
– Klątwa – wyszeptał, momentalnie porzucając swoją pewną i wyniosłą pozę. – Myślisz, że tym razem również się dopełni?
Wsunęłam dłonie między uda, próbując ukryć ich drżenie. Na moją korzyść wpływał również przeważający w izolatce półmrok, który sprawnie zamaskował przed jego ciekawskim spojrzeniem całą paletę uczuć, które odmalowały się na mojej twarzy. Jedynym, co mogłoby mnie zdradzić, było przyśpieszone bicie serca, ale to zawsze mogłam zrzucić na ciążę.
Nie bałam się samej śmierci. Bałam się jednak tego, co następowało po niej. Bo czy mogłam liczyć na niebo, czy raczej tacy jak ja od razu trafiali do piekła? A może występowanie tych dwóch miejsc było jedynie bujdą literacką, a po śmierci człowiek zwyczajnie rozpadał się w próżni? Co zaś z czyśćcem, pokutą? Czy miałam jakiekolwiek szanse na wybłaganie odkupienia? A może to również było jedynie wyssaną z palca bajeczką mającą na celu utrzymanie w ryzach zrodzonych z grzechu chrześcijan?
– Nie chcę o tym myśleć – wyznałam zgodnie z prawdą. – Ale biorę taki scenariusz pod uwagę. W końcu, cóż, będziemy mieli córkę – dodałam pozornie lekkim głosem. – A to chyba mówi samo przez się.
Daniel odwrócił ode mnie głowę, skupiając wzrok na pęknięciu w ścianie. Po sposobie w jaki zaciskał szczęki wywnioskowałam, że nie jest zadowolony z takiego obrotu sprawy.
– To nie tak miało się skończyć – wyszeptał, tym samym przytakując moim przeczuciom.
– Nawet ja, osoba o wielu talentach, nie jestem w stanie tego zmienić. Tak po prostu miało być, Shane – westchnęłam. – Nie ma co gdybać.
– Jak w ogóle możesz być taka spokojna? – zapytał oniemiały. – Catherine, do cholery, mowa o twojej śmierci…
– Tu nigdy nie chodziło o mnie. Nigdy też nie zależało mi na moim szczęściu. – Wyprostowałam się, zwracając tym samym jego uwagę. – Wiesz doskonale, że jestem w stanie zaryzykować, jeśli tylko będę miała pewność, że oni... że to ich wyzwoli. Tylko to się liczy – dodałam łagodnie.
Daniel przyglądał mi się w milczeniu przez chwilę, nim szepnął:
– Szkoda tylko, że nie dla mnie.
Uśmiechnęłam się krzywo w odpowiedzi, porzucając tym samym niezręczny temat. Do tej pory nieszczególnie zwracałam uwagę na to, co o moim pomyśle może sądzić Daniel. Zdziwiło mnie więc to, że tak bardzo się przejął. To, że zależało mu na mnie to jedno. Ale dziecko? Nigdy nie rozmawialiśmy na tematy parentingowe, nigdy więc nawet nie podejrzewałam go o to, że pragnął potomstwa. Byliśmy zbyt młodzi i głupi, by snuć rozważania w tej kwestii. Dopiero poznawaliśmy siebie, uczyliśmy się całej tej idei bycia w związku i… I nie szło nam to najlepiej.
Jeden jedyny raz mu uległam. I proszę, lada moment miałam za to umrzeć. Gdzie tu sprawiedliwość?
Raz jeszcze spojrzałam na Daniela, lustrując uważnym wzrokiem jego lekko skuloną sylwetkę. Zamyślona mina była jedynie przykrywką dla gniewu, który tlił się w jego oczach. Po sposobie, w jaki zwieszał ramiona, widziałam, że czuje się przytłoczony i niepewny. Zdarzało nam się mierzyć z różnymi, niekiedy wręcz nierealnymi sprawami, ale w grę jeszcze nigdy nie wchodziło coś tak frustrująco poważnego. Przyglądając się znajomym mankamentom jego urody, tym wszystkim drobnym bliznom z których prawdopodobnie w ogóle nie zdawał sobie sprawy, poczułam ukłucie w sercu. Uczucie to jednak przeminęło równie szybko, co się pojawiło, dlatego też nie miałam pewności co do jego pochodzenia. Równie dobrze mogłam je sobie tylko wyobrazić.
Pamiętałam, jak to było być kochaną przez Daniela Shane’a. Pamiętałam smak jego ust, dotyk na skórze czy uśmiech, którym obdarowywał mnie, ilekroć zostawaliśmy sami. Na nic jednak zdawały się wszystkie te wspomnienia, gdyż zupełnie zapomniałam, jak to było go kochać. Kochać, oddawać jego pocałunki i dotyk… Czuć to dziwne, nieuzasadnione ciepło w piersi, rozlewające się w niej, ilekroć znajdował się w pobliżu. Teraz, jakkolwiek bym się nie starała, nie byłam w stanie tego odtworzyć. Wspomnienia naszej rzekomo epickiej miłości na miarę romantycznych dramatów były wszystkim, co posiadałam.
I jednocześnie jedynym, do czego absolutnie nie chciałam wracać.
Daniel był niewątpliwie stałym elementem mojej egzystencji. Był pierwszym, którego widziałam po przebudzeniu i ostatnim, z którym żegnałam się przed pójściem spać. Dopóki nie zginął, a wraz z nim reszta mojego człowieczeństwa, nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo mnie osłabiał. To dla niego starałam się walczyć z własną naturą. To ze względu na moje uczucia względem niego tak bardzo zwlekałam z ucieczką. Zanim coś zrobiłam, zastanawiałam się, czy w ten sposób przypadkiem go nie urażę. Chciałam być dobra. Przez niego i dla niego.
Prawdą było jednak to, że nie byłam dobra. Nie byłam i nie będę. Zaś udawanie, że jest inaczej, przysporzyło mi więcej kłopotów niż profitów.
– Powiedziałam, co musiałam – wyszeptałam. – Twoja kolej na prawdę.
Daniel w zamyśleniu pokiwał głową. Nie patrzył na mnie, choć podejrzewałam, że wiele go to kosztuje. Wracanie pamięcią do tamtego dnia – rozpoczętego przyjemnie, ale zakończonego o wiele bardziej gorzko – musiało być dla niego naprawdę trudne. Wtedy to po raz pierwszy wyznałam mu miłość.
A chwilę potem tą miłością go zabiłam.
– Zginąłem z twoją krwią w organizmie – podjął po chwili, podnosząc głowę. – Dlaczego nie stałem się Nocnym?
Dorzuciłam to pytanie do listy zakazanych, na które mimo upływu czasu wciąż nie znaliśmy odpowiedzi.
– Obudziłem się pod wieczór. W kostnicy, żeby było zabawniej. Ktoś poinformował ludzi Marlene o naszym położeniu, a ci pojawili się, by uprzątnąć teren.
– Marlene? – zdziwiłam się, wchodząc mu w słowo. – Kto mógłby to zrobić?
W odpowiedzi Daniel jedynie wzruszył ramionami. Chociaż pokładałam w nim tak wielkie nadzieje, koniec końców okazywało się, że wiedział równie niewiele.
– Musiałem przekupić patologa, by pozwolił mi odejść niezauważenie. Nie czekałem do dnia swojego pogrzebu, ale podejrzewam, że Marlene i pozostali pożegnali pustą trumnę – westchnął. – Najpierw udałem się do rodziców, aby wszystko im wyjaśnić. Mama prawie zeszła na zawał, gdy zobaczyła mnie w progu. – Uśmiechnął się lekko do swoich wspomnień. Szybko jednak powrócił do opowieści. – Potem wyruszyłem na poszukiwanie chatki Dehlii. Miałem nadzieję, że właśnie tam cię zastanę. Zamiast ciebie znalazłem jednak Alison.
Zmarszczyłam brwi zaskoczona tonem, jakim wypowiedział to imię. Ilekroć Mason się o niej wypowiadał, brzmiało to dumnie, może nawet nieco czule. W głosie Daniela wyczuwałam jedynie chłód i pogardę.
Znasz ją, Kitty. A ona zna ciebie…
– Twoja siostra – wykrztusiłam, łącząc wszystkie wątki. – Och, oczywiście! Dlaczego wcześniej na to nie wpadłam? Myślisz, że mści się za to, że cię zabiłam?
– To wariatka, Cat. Podejrzewam, że ona sama nie zna motywów, którymi się kieruje.
Ponagliłam go gestem, oczekując dalszych wyjaśnień. Każda informacja była w tym momencie na wagę złota.
Daniel westchnął, w nerwowym odruchu przeczesując włosy.
– Już wiem, jak się czułaś, gdy okazało się, że twój uznany za zmarłego brat jakimś cudem przeżył. Kiedy ją wtedy zobaczyłem… – Parsknął gorzko, dając upust targającym nim sprzecznym emocjom. – Pomyślałem, że dostałem szansę, by to wszystko naprawić. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że moja siostra może być…
– Potworem – dokończyłam za niego. – To zrozumiałe. Ja do tej pory usprawiedliwiam Masona.
– Poprosiła, bym do niej dołączył. A ja, ponieważ tak bardzo pragnąłem znów się do niej zbliżyć, przystanąłem na jej propozycję.
Daniel znów zamilkł, w nerwowym odruchu zaciskając i prostując palce lewej dłoni.
– Musisz mi powiedzieć, co wiesz – nalegałam. – Mogę to wszystko odkręcić, Danielu. Mogę…
– Nie – przerwał mi, podrywając głowę. – Sam chcę to zrobić. Sam chcę zabić Ali.
Tylko skinęłam głową, dając mu w tej kwestii swoje błogosławieństwo. Wiedziałam, że był do tego zdolny. Gardził Nocnymi odkąd jeden z nich odebrał mu siostrę. Wolał zginąć, niż stać się jednym z nas. Podejrzewałam więc, że względem przyszłości siostry żywił podobne odczucia.
– Ali jest rozchwiana emocjonalnie – wyznał cicho. – Mówi jedno, robi drugie. Nie mam pojęcia, jakim cudem udaje jej się wszystkich wokół zaskakiwać. Jej intrygi zdumiewają nawet mnie.
– Może nie jest sama – podrzuciłam, próbując ułożyć w głowie wszystkie nowe informacje.   Po co był jej Mason? Wystarczy, że przez nią zaczął wariować. Mówił tylko o niej, sławił jej imię, jakby była co najmniej jakąś świętą...
– Mas jest twoim bratem. Pierworodnym w twojej rodzinie, żeby było ciekawiej. Może istnieje jakiś związek między twoimi zdolnościami a…
Poderwałam się z łóżka, doznając nagłego olśnienia.
– Krew – wypaliłam, rozpoczynając chaotyczny spacer od łóżka do ściany. – Moja leczy, ale i zmienia. A Masona… Niech to cholera, mamy przerąbane.
– O co chodzi, Cat?
Daniel złapał mnie za ramię, próbując mnie zatrzymać w miejscu. Natychmiastowo odpowiedziałam na atak, odwracając się twarzą do niego. Znieruchomiał, przygotowując się na cios. W ostatniej chwili powstrzymałam się przed podniesieniem na niego ręki, przypominając sobie, że jest dotychczasowo moim jedynym źródłem informacji.
– Gdzie się zatrzymaliście? Albo gdzie się spotykaliście? Co mówiła? Jak wyglądała? – Zalałam go lawiną pytań, skrycie licząc na to, że odpowie chociaż na kilka z nich.
– Ciągle zmienialiśmy lokalizację. Musieliśmy podróżować nocą, gdyż poza mną nikt inny nie mógł wychodzić na słońce. Podróż do Vegas zajęła nam naprawdę mnóstwo czasu.
Zaklęłam pod nosem, wyszarpując rękę z uścisku Shane’a.
– Może więc być wszędzie. Obserwować każdy mój ruch i… – Opuściłam dłonie wzdłuż tułowia, czując przebiegający wzdłuż mojego kręgosłupa lodowaty dreszcz. – Dlaczego właśnie ty tu zostałeś? Wróciłeś, żeby mnie szpiegować?!
Tym razem nic nie powstrzymało mnie przed zadaniem ciosu. Wykonałam wykop z półobrotu, trafiając Daniela prosto w żołądek. Znokautowany zgiął się w pół i pośpiesznie wycofał, chcąc uniknąć kolejnego uderzenia. Nie zamierzałam jednak okazywać litości szpiegowi.
Sprawnie zamachnęłam się na niego pięścią, uprzednio umiejętnie składając do środka palce. Moja ręka uniknęła jednak zderzenia z jego twarzą, gdyż Shane’owi udało się uchylić w ostatniej chwili. Syknęłam zirytowana i ponowiłam cios. Daniel chwycił mnie za nadgarstek, próbując mnie powstrzymać. Skorzystałam z sytuacji i wyszarpnęłam rękę, jednocześnie powalając go na posadzkę.
– Gdzie się podziały twoje specjalne umiejętności, co, Shane? – zadrwiłam.
– Jesteś w ciąży, do cholery, przecież ci nie oddam!
Docisnęłam kolano do jego klatki piersiowej, unieruchamiając go. Wydał zduszony jęk bólu, ale nie próbował się wyrwać.
– Ach, więc nie zaprzeczasz? Jesteś szpiegiem Alison?
– Czy gdybym nim był, mógłbym tak po prostu ci o niej opowiadać?
Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się nad odpowiedzią. Poprzednim razem, gdy próbowałam wyciągnąć z jej ludzi coś na ten temat, nie dostawałam nic oprócz rzężenia i śliny pomieszanej z krwią i srebrem.
– Ali zachowuje się jak wyznawczyni jakiejś new age’owej filozofii. Twierdzi, że świat jest skażonym miejscem, przez co i Nocni nie są już tacy jak dawniej. Bez przerwy mówiła o nawróceniu, oczyszczeniu…
– Chce stworzyć nową rasę wampirów – wyszeptałam, nieco poluźniając ucisk na piersi Daniela. – Nową i czystą.
– Nie ona pierwsza porywa się z motyką na słońce. Jak niby chce tego dokonać? Tylko ty jesteś w stanie tworzyć mieszańców.
– Wyobraź sobie, że krew Masa nie jest wcale taka bezużyteczna – westchnęłam, wstając. Podałam mu dłoń, a następnie pomogłam podnieść się z podłogi. – W połączeniu z tą wampiryczną powoduje… Cóż, efekty są szokujące. Dehlia żartobliwie nazywa te kreatury zombie-wampirami. Wierz mi lub nie, ale ta nazwa niewątpliwie mogłaby stać się tą rodzajową.
Daniel wpatrywał się we mnie ze zdumieniem.
– Przecież wtedy, na polanie… Wydawało mi się, że zależało jej na tym, byś do niej dołączyła. Dlaczego teraz miałoby zależeć jej na twojej śmierci? Ba, na śmierci całej populacji?
– Sam mówiłeś, że zwariowała – zauważyłam. – Poza tym zrobiłam jej na przekór, zabierając jej ludzi i tworząc swoją własną armię. I, cóż, zabiłam ciebie; jakkolwiek dziwnie to teraz nie brzmi. Ali ma więc sporo powodów, by się zemścić.
– Więc co planujesz?
– Zaatakować – odparłam pewnie, uśmiechając się tajemniczo. – Dość tych zabaw w podchody.
Ruszyłam w kierunku wyjścia. Potrzebowałam teraz chwili prywatności, by wszystko na spokojnie sobie poukładać. Mimo słońca, które już dawno majaczyło na horyzoncie zwiastując nadejście kolejnego dnia, planowałam zaszyć się w gabinecie z filiżanką krwi i oddać planowaniu. Może i przegrałam bitwę. Jeśli jednak chciałam wygrać wojnę, musiałam bardziej się postarać.
– Catherine – rzucił nagle Daniel, skłaniając mnie tym samym do zatrzymania się w progu. – Dziękuję za to, że mnie wysłuchałaś.
Na odchodne uraczyłam go chłodnym, iście królewskim uśmiechem.
– Potrzebowałam tych informacji. Nie schlebiaj sobie.
Nie czekając na jego odpowiedź, zatrzasnęłam drzwi, a następnie przekręciłam klucz w zamku. Dwukrotnie; tak dla pewności. Może i wierzyłam mu, gdy mówił, że nie jest szpiegiem Alison, ale nauczona doświadczeniem wolałam dmuchać na zimne.
Z powodu wczesnej (późnej jak na wampiry) pory w hotelu panowała niczym niezmącona cisza. Nieco tym faktem uspokojona ruszyłam w stronę kuchni. Nagły, niecodzienny łoskot dobiegający z góry zmusił mnie jednak do natychmiastowej zmiany trasy.
– Co ty wyprawiasz, do cholery?! Chris!
Widok Cole’a szamoczącego się z Nocnym tylko na chwilę wybił mnie z rytmu. Zatrzymałam się w pół kroku, nie wiedząc do końca, co powinnam zrobić. Szybko jednak zrozumiałam, że jeśli nie pomogę Turnerowi, Chris bez żadnych skrupułów zanurzy kły w jego karku. Krzyknęłam imię atakującego, ale na niewiele się to zdało. Nocny zdawał się w ogóle mnie nie zauważać.
Dopiero kiedy wampir odwrócił się w moją stronę zrozumiałam, co było powodem jego dziwnego zachowania. Jego poszarzała twarz przybrała wyraz wręcz karykaturalnie zniekształconej. Gdyby nie jego czarne, lśniące wściekle ślepia, nie wiedziałabym nawet, do jakiej kategorii go dopasować. Innym wyznacznikiem jego wynaturzenia były bowiem nabrzmiałe, czarne żyły, szczególnie widoczne na tle jasnej cery.
A więc wytwory Alison dotarły aż tutaj.
Po trupach do celu…
– No dalej, Chris. Widzę, że potrzebujesz krwi. Może weźmiesz sobie trochę ode mnie? – zasugerowałam, kiwając na niego palcem.
Nocny warknął, popychając Cole’a na ścianę. Turner w ostatniej chwili stanął na nogi, unikając zderzenia z jej powierzchnią. Nie przyglądałam się dalej jego poczynaniom, zbyt skupiona na przeciwniku, który pewnym krokiem zmierzał w moją stronę.
Jego ruchom brakowało gibkości i sprężystości typowej dla Nocnego, musiałam jednak przyznać, że wciąż pozostawał nad wyraz sprawny. Sposób, w jaki stawiał stopy, podpowiadał mi również, że mam do czynienia z o wiele silniejszym napastnikiem, niż sugerowała to jego postura.
Wykonałam unik na pół sekundy przed tym, nim pięść Chrisa zderzyła się ze ścianą w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą znajdowała się moja głowa. Następny, tym razem niechybiony cios należał już do mnie. Wampir zatoczył się do tyłu pod wpływem uderzenia, ale nie upadł na podłogę. Skorzystałam z jego rozproszenia, serwując mu kolejny cios. Chrisowi udało się jednak przechwycić moją nogę w locie. Wykorzystał okazję, odpychając mnie od siebie. Nagle i niebywale boleśnie utraciłam równowagę, lądując na ziemi.
Cole krzyknął moje imię, jednocześnie rzucając się na napastnika. Chris uchylił się przed ciosem Cole’a, który okazał się być jednym z tych markowanych. Nim ten w ogóle zdążył połapać się w sytuacji, Turner serwował mu kolejnego sprawnego i tym razem niechybionego kopniaka w brzuch. W tej samej chwili, w której Cole skręcał napastnikowi kark, ja poderwałam się z ziemi i zanurzyłam dłoń w jego piersi, sięgając serca.
– Spoczywaj w pokoju – wyszeptałam, wyszarpując rękę.
Ociekające czarną krwią i tą dziwną, srebrną substancją serce wciąż delikatnie pulsowało pomiędzy moimi palcami. Gwałtownie odrzuciłam od siebie narząd, kiedy poczułam, że pokrywająca je maź wypala mi skórę. Przyjrzałam się swojej zaczerwienionej, pokrytej drobnymi bąblami dłoni z nieskrywanym przerażeniem. Obrażenia dość sprawnie zaczęły się goić, lecz pieczenie w miejscach, na których wciąż znajdowały się plamy krwi Chrisa, nie minęło tak szybko.
– Catherine, wszystko w porządku?
Spojrzałam na Cole’a, jednocześnie wycierając dłoń w materiał i tak porządnie zabrudzonej koszulki.
– Co to było, do cholery? Skąd on się tu wziął?
Na twarzy Cole’a odmalowywała się dezorientacja. Podobnie jak ja potrzebował odpowiedzi.
– Będę w gabinecie – oznajmiłam, spoglądając po gromadzących się wokół nas Nocnych. Zebrani byli rozespani i podobnie jak my nieco zagubieni. – Niech ktoś zajmie się tym ciałem – dodałam, dotykając trupa czubkiem buta. – Już zaczyna się rozkładać.
– Catherine! – krzyknęła za mną Larissa. – Na pewno wszystko gra?
– Z dzieckiem wszystko w porządku – poinformowałam chłodnym tonem, odwracając się na pięcie. – A teraz, jeśli pozwolicie, pójdę ułożyć plan powstrzymania tej cholernej apokalipsy.







†††††††††





Dobry wieczór! Kolejna miesięczna przerwa za mną. Chryste, co to był za miesiąc... Na szczęście najgorsze już za mną i oficjalnie w tym tygodniu rozpoczęłam najdłuższe wakacje w swoim życiu. Chociaż już od jakiegoś miesiąca siedziałam w domu, tak naprawdę nie miałam wolnego. Problemy rodzinne i matura skutecznie spędzały mi sen z powiek.
Ale oto jestem. Wracam, tym razem pełna energii i zapału. W dodatku z postanowieniem, by ukończyć AC przed kolejnymi, trzecimi już urodzinami. Zobaczymy, co z tego wyjdzie, ale jestem dobrej myśli. Chciałabym również wyrobić normę co najmniej dwóch rozdziałów miesięcznie. Wiecie,że ostatnio minął rok, odkąd zaczęłam tę część? Pisanie dwóch tyle mi zajęło! Nie ukrywam jednak, że ten rok był dla mnie najtrudniejszy. Nie chcę zapeszać, ale mam nadzieję, że gorzej już nie będzie.
Dziękuję wszystkim tym, którzy wytrwale czekali; za wszystkie miłe wiadomości i obietnice, że będziecie trzymać za mnie kciuki na maturach ;) Chyba się udało, bo ustne sprawnie zaliczyłam na dziewięćdziesiąt procent. Mam pewne obiekcje co do pisemnych (matematyka, brr) ale liczę na to, że nie będzie aż tak źle, jak zakładam.

Do napisania! Następny powinien pojawić się już zdecydowanie szybciej.
Klaudia xo

2 komentarze:

  1. Czekałam na ten rozdział. To jest na wyjaśnienie wątku Alison, bo odkąd potwierdziłaś mi, że ona tez ma się dobrze, przy każdym komentarzu pilnowałam się, żeby czegoś nie palnąć. I chociaż wiedziałam, że siostra Daniela ma się dobrze i najpewniej pała nienawiścią do zabójczyni brata, to jednak czym innym jest podejrzewać, a czymś odmiennym przeczytać konkretnie co się dzieje.
    Cóż, Cat i Daniel serio mają przerąbane. I mogą sobie przybić piątkę, jeśli chodzi o obłąkane rodzeństwo. Z takimi genami, to chyba lepiej, by ich córka pozostała jedynaczką. =P Co nie zmienia faktu, że Masona akurat lubię, podczas gdy Ali... zapowiada się na wkurzającą, niezdecydowaną wariatkę. Obłąkana na pewno jest, sądząc po tym, jak wygląda ta jej nowa rasa wampirów...
    Dziwnie czytać o tej odmienionej Catherine, która nie pamięta miłości do Shane'a. Tyle dobrego, że sobie pogadali, swoją drogą w swój pokrętny sposób, skoro w jednej chwili dochodzi do rękoczynów, a w następnej sobie gawędzą. Chyba tęskniłam za tym – za Danielem, tą ich zawiłą relacją, tą walką o jej człowieczeństwo... Może je utraciła, a może gdzieś tam jest – bo skoro był nim Daniel, a on wrócił, to jeszcze widzę alternatywę. Małą, ale...
    Muszę mówić, że mi znów przykro, że Cole uszedł z życiem? xD Ale walka na końcu była przednia. Dzieje się i dobrze, zwłaszcza że takie końcówki są najlepsze. :D

    Nessa

    OdpowiedzUsuń
  2. Cholera, gdzie ja skończyłam... Wieki mnie tu nie było, chyba z dwa miesiące. Ten rozdział chyba czytałam, bo jest z maja, ale jako że nie ma mojego komentarza to wolę zacząć tutaj. I od razu uprzedzam, że jestem niewdzięcznym dzieckiem, więc skomentuję całość przy najnowszym poście. Przepraszam, ale muszę się jakoś rozkręcić w czytaniu i wolę się skupić na tym, co czytam. Aby chłonąć tę sztukę jeszcze mocniej, bb <3

    OdpowiedzUsuń