sobota, 11 listopada 2017

Rozdział 61



"Miałem całość, większość, nieco, a teraz zupełnie nic z ciebie
Nie wiem, co powinienem zrobić, nawiedzany przez twojego ducha
Och, po prostu zabierz mnie do nocy, podczas której się poznaliśmy..."






Z każdą kolejną minutą coraz bardziej docierały do mnie okrutne skutki mojej alkoholowej abstynencji. W nowoprzybyłych było coś, co sprawiało, że dłonie z nerwów same zaczynały mi się trząść. Will próbował ponownie wkupić się w moje łaski i wyciągnął mnie na kilka minut do kuchni, gdzie mogłam chociaż trochę odetchnąć. Uzupełniłam również płyny, wierząc, że to pomoże utrzymać moją mroczną naturę na wodzy. Podejrzewałam, że stanie się coś złego, jednak w żadnym wypadku to nie ja chciałam zapoczątkować ciąg tych wydarzeń.
– Nie dam rady, Williamie – westchnęłam, odkładając pustą szklankę do zlewu. – A przecież nie podejdę do nich i nie spytam, czego tu szukają!
– Kompletnie nie rozumiem twoich obaw – mruknął zrezygnowany Nocny, podążając za mną w stronę wyjścia. – Mają pełne prawo tu być. Są w końcu naszymi pobratymcami. To tak, jakbyś nie ufała nam, najdroższa – zauważył, spoglądając na mnie wymownie.
– Jak mam ufać grupie nieznajomych wampirów w maskach karnawałowych? Dziwne, że tobie nie zapala się żadna ostrzegawcza lampeczka!
– Mamy po prostu do czynienia z nieco bardziej ekstrawaganckim klanem, to wszystko – skwitował. – Spróbuj ich ciepło przyjąć, dobrze?
Zrezygnowana skinęłam głową, po czym razem z Willem opuściłam pomieszczenie kuchenne. Miałam podążyć za nim do salonu, jednak w ostatniej chwili zmieniłam plan – zamiast odbić w lewo, obrałam przeciwny kierunek. Oglądając się przez ramię, aby sprawdzić, czy nikt mnie nie śledzi, ruszyłam w kierunku skrzydła medycznego i znajdującej się w nim izolatki Masona. Podczas pokonywania schodów o mało nie potknęłam się o materiał spódnicy, co dało mi kolejny powód, by nienawidzić Willa za ubranie mnie w to coś.
Strażnik zdziwił się na mój widok. Nieuprzedzony o moim nadejściu przez moment nie wiedział, jak się zachować. Szybko jednak zerwał się z krzesła i złożył w moją stronę głęboki, pełen szacunku ukłon. Uśmiechnęłam się do niego w podzięce i pośpiesznie wyjaśniłam, po co przychodzę. Nie powiedziałam mu o wszystkim; w końcu byłam Królową i nie musiałam nikomu się tłumaczyć. Wiedziałam jednak, że bez wstępnego raportu nie pozwoli mi przejść dalej. Nawet mnie ograniczały pewne prawa. A już szczególnie wtedy, gdy w grę wchodziło spotkanie z moim niezbyt stabilnym psychicznie bratem.
– Zaczekaj za drzwiami – poleciłam, przechodząc obok niego.
W izolatce jak zwykle było przenikliwie ciemno i chłodno. Roznegliżowanemu Masonowi jednak w żadnym wypadku to nie przeszkadzało. Nagi od pasa w górę kulił się za łóżkiem, obejmując ramionami podsunięte aż pod brodę kolana. Od czasu do czasu kołysał się lekko to w przód, to w tył, co sprawiało, że wyglądał na jeszcze bardziej osamotnionego i pokrzywdzonego.
– Mas? – rzuciłam ostrożnie, nie chcąc go wystraszyć.
– Kitty, o mój Boże, nic ci nie jest! – wykrzyknął uradowany, wyrywając się z dziwnego letargu, w jakim zastałam go od razu po wejściu. Brat rzucił się w moją stronę, by mnie uściskać, a ja w ostatniej chwili powstrzymałam się przed tym, by się asekuracyjnie nie wycofać. Jeśli chciałam z nim poważnie porozmawiać, prowokowanie go nie wchodziło w grę. – Tak się cieszę, maleńka! Już myślałem, że… Że to wszystko była prawda.
– Co widziałeś, Mas? – zapytałam cicho, ostrożnie go obejmując. Przywykłam już do myśli, że mój brat widzi więcej, niż powinien... nawet jeśli to nie były do końca dobre wizje.
Mason żałośnie pociągnął nosem. Miałam tylko nadzieję, że nie upaćkał mi sukienki, gdyż jeszcze w nienaruszonym stanie musiałam powrócić do gości.
– Ona tu jest, prawda, Kitty? Widziałaś ją?
Pogładziłam przestrzeń między jego łopatkami, jednocześnie zastanawiając się, czy tak wysoka temperatura ciała była czymś normalnym u wampirów.
– Nie wiem, o kim mówisz, braciszku. Musisz opowiedzieć wszystko od początku. Ale najpierw… – Delikatnie go popchnęłam, sugerując, byśmy przenieśli się w głąb pokoju. – Połóż się, Mas. Jesteś rozpalony.
– Ale nie bredzę! – wykrzyknął, próbując zawczasu obronić swoje stanowisko. – Naprawdę ją widziałem. Rozmawiałyście. A potem…
– Potem co?
Mason ostrożnie przysiadł na materacu łóżka i ukrył twarz w drżących dłoniach. Widziałam go przechodzącego przez różne stany emocjonalne, jednak jeszcze nigdy nie zachowywał się aż tak… żałośnie. Jakby nie był w stanie samodzielnie się kontrolować. Wyglądał, jakby z czymś walczył, a w dodatku samemu sobie próbował wmówić, że wszystko z nim w porządku.
– Potem była już tylko ciemność, Kitty. I wtedy się obudziłem. Z wrzaskiem. Przyszłaś, bo usłyszałaś mój krzyk, prawda?
W odpowiedzi tylko skinęłam głową, mając nadzieję, że to go uspokoi. Mój brat był w fatalnym stanie. W życiu nie przyznałabym się do tego, że przypomniałam sobie o nim tylko dlatego, że miałam jakąś sprawę.
– Przybyło kilkoro nieznanych mi wampirów, które niekoniecznie wzbudzają moje zaufanie – wyznałam po chwili, dochodząc do wniosku, że mogę mu o tym powiedzieć. – Boję się, że nastawią moich poddanych przeciwko mnie. Uważasz, że moje obawy są bezpodstawne?
– A czy wśród nich jest Ona?
Zacisnęłam powieki, próbując zwalczyć narastającą irytację. Ten jego szyfr pomału zaczynał mnie męczyć.
– Mason, błagam, nie wiem, o kim mówisz…
– O Alison! – wykrzyknął, czym wprawił mnie w totalne osłupienie. Naprawdę zaczęłam wątpić w to, że kiedykolwiek z jego ust padnie jakaś sensowna odpowiedź. – Jest tutaj?
– Nie znam żadnej Alison, Masonie – westchnęłam. – A nawet jeśli, dlaczego miałaby mi zagrażać? 
Mas wsunął obie dłonie we włosy i mocno szarpnął, strosząc niesforne, proszące się o przycięcie kosmyki. Zapobiegawczo dotknęłam jego ramienia, nie chcąc dopuścić, by zrobił sobie jakąś poważniejszą krzywdę.
– Znasz ją, Kitty. A ona zna ciebie. I szczerze tobą gardzi.
Powoli skinęłam głową, przeczesując pamięć w poszukiwaniu podanego przez brata imienia. Próbowałam nawet przywołać wspomnienia Kateriny, aby upewnić się, czy niejaka Alison nie próbuje zemścić się za krzywdy wyrządzone jej przez tą pierwszą Iwanównę. Niestety w głowie miałam jedną, wielką pustkę. Tak jak mówiłam, nie znałam żadnej kobiety o tym imieniu. A już na pewno żadnej takiej, która życzyłaby mi śmierci. A, nie ukrywajmy, takich osób zebrało się pokaźne grono.
– Ona ma plan, Kitty. Skoro pojawiła się tu osobiście, z pewnością będzie chciała dziś wdrożyć go w życie. Uważaj na siebie. Błagam. Ta kobieta jest… nieobliczalna.
– Połóż się, Mas – szepnęłam, próbując zabrzmieć jak najłagodniej. – Pobędę przy tobie, dopóki nie zaśniesz, dobrze?
– Ale wierzysz mi, Kitty? Wierzysz?
Pokiwałam głową, mając nadzieję tym drobnym gestem uśpić jego czujność. Patrzyłam, jak układa się na łóżku, a kiedy już to zrobił, dokładnie okryłam jego ciało kocem. Starałam się nie patrzeć na ślady zadrapań pokrywające jego ramiona i tors, ale ilekroć wynajdywałam kolejne, w dodatku krwawiące, moje serce pękało.
Czy mnie też szaleństwo pewnego dnia miało doprowadzić do takiego stanu?
Przykucnęłam obok łóżka Masona, chcąc znaleźć się na poziomie jego rozmętnionego spojrzenia. Brat posłał mi senny, ale mimo wszystko zadowolony uśmiech i wyciągnął ku mnie dłoń. Z dozą rezerwy splotłam nasze palce, kciukiem kreśląc kółka na wierzchu jego poranionej, rozpalonej dłoni.
– Zaśpiewaj mi, Kitty – poprosił Mason.
Spojrzałam na brata zaskoczona. Zdecydowanie nie takiego rodzaju prośby się po nim spodziewałam.
– A niby co miałabym ci zaśpiewać, Mas?
Na szczęście nie musiałam prezentować swoich zdolności wokalnych, gdyż mój brat zapadł w sen. Co prawda niespokojny, ale miałam nadzieję, że dzięki temu mimo wszystko chociaż odrobinę odpocznie. Ostatnie dni były dla niego wyjątkowo ciężkie. Po tym, jak podzielił się swoją krwią z Colem, zaczął fiksować bardziej niż zwykle. Dużo spał, ale kiedy się budził, nie wyglądał na wypoczętego. Wciąż majaczył coś o wojnie, śmierci i zdrajcy, ale ilekroć próbowałam wyciągnąć z niego coś więcej, zwyczajnie mnie zbywał.
Odczekałam chwilę, aby upewnić się, że na pewno zasnął, po czym dyskretnie opuściłam pomieszczenie. Czatujący pod drzwiami strażnik zlustrował mnie uważnym spojrzeniem, szukając ran lub jakichś innych śladów świadczących o tym, że brat zastosował wobec mnie przemoc. Nie odnajdując jednak żadnego dowodu jego winy, puścił mnie wolno. Niezbyt chętnie wróciłam do salonu, aby sprawdzić, jak wielkich zniszczeń zdążyli dokonać nieznajomi.
– Ach, tu jesteś. – Cole złożył czuły pocałunek na moim policzku, po czym bezceremonialnie porwał od razu na parkiet. – Ci nowi są świetni, gadałaś z nimi?
Próbując utrzymać pijackie tempo Turnera, rozejrzałam się po sali. Nic nie zwiastowało zbliżającego się zagrożenia. Wampiry obecne na naszym balu od początku zdawały się nie traktować nowoprzybyłych inaczej, wszyscy ze sobą otwarcie dyskutowali, pili i tańczyli. Maski na twarzach niektórych Nocnych zdawały się nikogo tak bardzo nie szokować – oczywiście poza mną. Ja byłam tym faktem szczerze poruszona.
– Ej, Cat, mówię do ciebie – mruknął Cole, delikatnie potrząsając moją dłonią.
– Co? – rzuciłam niezbyt przytomnie, dwukrotnie mrugając, aby złapać ostrość na twarz mojego udawanego narzeczonego. – Ach, tak. Znaczy nie. No, wiesz.
Cole pokręcił głową, śmiejąc się cicho.
– Nie, kotku, nie wiem. Czyżbyś nie była do końca trzeźwa? Will cię zabije, jeśli się dowie, że piłaś coś w swoim stanie…
– Chociaż ty mi tego nie wypominaj – mruknęłam, wywracając oczami. – Z Panem Przemądrzałym zdążyłam już się pokłócić.
– Jeśli chcesz znać moje zdanie, royal baby nie powinno zagrozić coś tak przyziemnego jak alkohol.
Skinęłam głową, przyznając mu rację.
– Tylko weź to wyperswaduj temu idiocie.
– Cóż, w razie gdybyś zapomniała, to twoje oczy potrafią czarować – prychnął Cole, lekko odchylając mnie w tył, kiedy utwór dobiegł końca.
Odmówiłam, kiedy Cole zasugerował, byśmy usiedli. W zamian odtańczyliśmy razem kolejny kawałek. Chociaż nie miałam ochoty tańczyć, chciałam jak najdłużej pozostać na parkiecie, gdyż stąd idealny punkt obserwacyjny.
Wyjątkowo nietypowe było to, że jeden z mężczyzn w masce przez cały czas wodził za mną i Turnerem spojrzeniem. I to nie byle jakim. Nie skłamałabym, gdybym powiedziała, że ten Nocny sprawiał wrażenie nie tyle rozzłoszczonego, co zazdrosnego. Drugim niepokojącym faktem było to, że nie mogłam odczytać jego uczuć, dlatego też musiałam bazować na zwykłej obserwacji. Jakkolwiek bym się nie skupiła, nie odbierałam z jego strony żadnego sygnału. Nic. Zupełnie tak, jakby ten facet w ogóle nie istniał.
Cole obrócił mnie, wcześniej oczywiście przestrzegając przed nadejściem nowej figury. Kiedy ponownie znalazłam się w pionie, tajemniczy mężczyzna gdzieś się przemieścił. Bezskutecznie spróbowałam odnaleźć go w tłumie. Koniec końców uznałam więc, że naprawdę go sobie tylko wymyśliłam. To nie byłby pierwszy raz, kiedy moje szaleństwo przybrało namacalną formę...
Po dwóch kolejnych, smętnych kawałkach Cole porzucił mnie, dochodząc do wniosku, że potrzebuję przerwy, bo zaczynam deptać mu palce. Przeprosiłam za moje dwie lewe nogi, ale w rzeczywistości wcale nie czułam się winna. Miałam tak wiele na głowie, że to i tak wyczyn, że nie zrobiłam czegoś poważniejszego niż tylko podeptanie swojego partnera na parkiecie.
Założyłam nogę na nogę, w myślach amputując sobie stopy. Szpilki uciskały mnie niemiłosiernie, jednak jak to uznała Larissa, nie miałam prawa ich zmienić. Według niej noszenie płaskich butów do takiej sukienki było czymś wręcz niestosownym. Nie chciałam się z nią kłócić; tym bardziej, że moja znajomość w tej dziedzinie nie była szczególnie obszerna. 
Czując, że ktoś mi się uporczywie przygląda, odwróciłam lekko głowę. Spodziewałam się znów zobaczyć tego tajemniczego, zamaskowanego mężczyznę. Z maską co prawda trafiłam, ale moją stalkerką okazała się być ubrana w krwistoczerwoną suknię kobieta. Skinęłam jej głową, nie chcąc wyjść na nieuprzejmą, ale kolejny krok pozostawiłam w jej gestii. Jeśli chciała ze mną porozmawiać, musiała podejść sama. Ja nie zamierzałam wpraszać się do nikogo na audiencje.
Dziewczyna, jakby czytając mi w myślach, wystąpiła krok do przodu. A potem kolejny, jeszcze jeden. Poruszała się z gracją i taktem, zupełnie jakby celowo chciała zacząć zwracać na siebie uwagę. Z miejsca odczułam, że się nie dogadamy. Podczas gdy ja wolałam unikać publicznych wystąpień, ona pragnęła przykuwać spojrzenia.
Odwróciłam twarz w stronę parkietu, nie chcąc dawać jej żadnej satysfakcji. Przyglądając się tańczącym, czekałam na mojego gościa. Nagle jakby spod ziemi przede mną wyłonił się mężczyzna w masce, którego jeszcze przed chwilą uznawałam za wytwór mojej wyobraźni. Dopóki nie złapał mnie za przegub i nie pociągnął w stronę parkietu, wyznawałam podobne stanowisko. Nie mogłam jednak dłużej zaprzeczać jego autentyczności, skoro czułam jego skórę tuż przy swojej. A także dlatego, że jego dotyk z każdym kolejnym krokiem zaczął zapewniać mi tym większy dyskomfort.
– Hej, może trochę spokojniej, masz Królową na ogonie! – warknęłam zirytowana, próbując wyszarpnąć ramię z jego uścisku.
Nocny dostosował się do mojej prośby i nieznacznie poluzował swój chwyt. Ponownie jednak zamknął mnie w mocnym uścisku, kiedy znaleźliśmy się w najdalej położonym krańcu parkietu. Kiedy dodatkowo nałożył o wiele za szybkie tempo do melodii, która rozgrywała się w tle, nie wytrzymałam.
– Co jest z tobą nie tak? Do ciebie chyba nadal nie dociera, z kim masz do czynienie!
Zlustrowałam go uważnym spojrzeniem od góry do dołu, próbując wyobrazić sobie, jak wyglądałby bez zasłaniającej połowę jego twarzy maski. W zasadzie nie wyróżniał się niczym od mężczyzn z tłumu; miał na sobie dobrze skrojony smoking i uzupełniająca całość muchę. Jednak coś w jego oczach… Wydawały się dziwnie płaskie i bez wyrazy, nie mogłam z nich wyczytać żadnych, nawet najbardziej podstawowych emocji. Zazwyczaj nie miałam z tym problemu. Te czarne, pozbawione tęczówek oczy, które dla innych były jedynie synonimem strachu i terroru, dla mnie stanowiły okno umożliwiające wejrzenie w głąb moich poddanych. Bez trudu potrafiłam odnaleźć ich prawdziwe ja uwięzione pośród mroku. Jednak w przypadku nieznajomego nie widziałam nic poza bezbrzeżną ciemnością.
– Kim jesteś? I dlaczego patrzysz na mnie tak, jakbym coś ci odebrała? – zapytałam, z żalem opuszczając ramiona. – Wiedziałam, że nie wszystkich od razu ku sobie zjednam, ale żeby od razu mnie nienawidzić?
Nieznajomy podniósł rękę ku twarzy i musnął palcami krawędź maski, jakby zastanawiając się, czy ją zdjąć. Ostatecznie jednak tylko pokręcił głową i wyciągnął ku mnie dłoń, oferując kolejne podejście do tańca.
Z westchnieniem przyjęłam jego propozycję. Jego milczenie, choć niewątpliwie mnie niepokoiło, niosło ze sobą również coś kojącego.
Wtuliłam się w Nocnego, pozwalając sobie odprężyć się jego silnych objęciach. Miał w sobie coś, co gwarantowało mi namiastkę… Sama nie wiem, domu? Czułam się przy nim dziwnie spokojnie i po prostu dobrze. Dawno już nie doznałam czegoś takiego. Prawdę powiedziawszy tęskniłam za stanem całkowitego wyłączenia. Odkąd stałam się pełnoprawną Królową, a na mojej głowie spoczęła cała masa obowiązków, moim jedynym marzeniem było móc choć na moment odciąć się od tego wszystkiego.
I było to możliwe właśnie przy tym wampirze.
Odnalazłam się w narzuconym przez niego rytmie. Mimo iż nasz taniec w żaden sposób nie przypominał znanych klasyków, bez trudu odnajdywałam kroki. Możliwe że to dlatego, iż figury nie były zbytnio skomplikowane, podobnie jak melodia, która raz po raz wznosiła się i opadała niczym nadmorskie fale muskające mokry piasek na brzegu. Nieco tajemnicza, ale jednocześnie łagodna i niosąca nadzieję, zupełnie jak ramiona obejmującego mnie mężczyzny.
Nieznajomy zsunął dłoń na moją talię i ostrożnie przesunął kciukiem wzdłuż jej wgłębienia. Zaskoczona tym poufałym gestem na moment wybiłam się z rytmu.
– Ja… Dlaczego mam wrażenie, że skądś cię znam? – zapytałam cicho, w poufałym geście opierając czoło na jego ramieniu.
Nieznajomy, tak jak się tego spodziewałam, nie odpowiedział. Zamiast tego obrócił mnie dwukrotnie, przy drugim razie niechybnie puszczając moją dłoń. Trzeci obrót wykonałam już samodzielnie, na koniec ponownie wpadając w jego ramiona.
I wtedy już wiedziałam.
Przestaliśmy tańczyć. Staliśmy przytuleni w kącie pomieszczenia, walcząc z własnymi myślami. Nie potrafiłam odczytać emocji, które nim targały, jednak domyślałam się, że były równie sprzeczne i gwałtowne co moje. Przytłoczona nadmiarem wspomnień potrafiłam jedynie trwać w bezruchu i zaciągać się jego znajomym, choć jednocześnie tak bardzo obcym zapachem.
– Pamiętam – wyszeptałam, przesuwając dłonie w górę jego ramion. – Wszystko pamiętam. Więc jak… Jak ty… To niemożliwe.
Podniosłam wzrok, czekając na jakąś reakcje z jego strony. Zamiast odpowiedzi została jedynie odepchnięta na bok, porzucona niczym niechciana i uciążliwa stara rzecz. Wampir odszedł, lawirując między tańczącymi na parkiecie w kierunku wyjścia. Niewiele myśląc ruszyłam za nim. Nie odważyłam się jednak zawołać go po imieniu. To wszystko wciąż zdawało mi się być jedynie pięknym, choć zupełnie odrzeczywistnionym snem, w który nieprędko – o ile w ogóle – miałam uwierzyć.
Przez zamieszanie, które nagle zapanowało w salonie, zupełnie straciłam go z oczu. Spanikowana rozglądałam się wokół, bezskutecznie szukając znajomej, wymagającej wizyty u fryzjera czupryny.
Do rzeczywistości przywróciło mnie mocne szarpnięcie w tył.
– Królowo, musimy uciekać! – wykrzyknęła Larissa, próbując przekrzyczeć zgiełk. – Był atak… nie zdążyliśmy… schować!
Wyłapywałam tylko pojedyncze słowa z jej wypowiedzi. Postanowiłam jednak przestać jej się opierać i pozwolić, by bezpiecznie mnie stąd wyprowadziła. Doskonale wiedziałam, ile strat jest w stanie spowodować wściekły, spanikowany, nierozumiejący rozwoju wydarzeń tłum.
A jednak, pomyślałam gorzko, wpatrując się w uciekającą kobietę w masce. Może Will w końcu zrozumie, czym grozi lekceważenie mojej intuicji…



†††††


Dobry wieczór! Rozdział pisany pod wpływem impulsu i Piccolo, lojalnie ostrzegam. Bardzo długo zastanawiałam się, czy wplatać do trzeciej części ten dość kontrowersyjny wątek. Ostatecznie zrobiłam to, ale wciąż nie czuję się przekonana. Zaszłam już tak daleko, nie chcę niczego spieprzyć... A to jest niewątpliwie spore utrudnienie. Ale, kto wie, może nie będzie tak źle?
Długo przygotowywałam się do tej sceny. Przede wszystkim fizycznie, bo w głowie już od dawna widziałam ich, razem, tańczących... Tak jak to zwykło być. Z reguły jednak coś, na co długo czekamy, w konsekwencji średnio nas zadowala. I właśnie tak jest z tym rozdziałem. Wiem, że mogłam zrobić to lepiej, w końcu inaczej to sobie wyobrażałam...
Jednak teraz, kiedy słucham przytoczonego w tekście utworu Abla tak się zastanawiam... Czy coś, co jest oprawione muzyką od niego, siłą rzeczy nie jest chociaż bliższe ideałowi?

Miłego dnia/wieczoru. 
Pozdrawiam, K.

5 komentarzy:

  1. No dobra. Jeszcze raz: cholera. Jeśli Cat była w tamtym momencie zdziwiona, to ja za chwile dostane zawału. ZAWAŁU.

    Dalam sobie chwilę na to, żeby się uspokoić, ale... Cholera.
    Jeśli cokolwiek w tym momencie może cię uratować, to następny rozdzial, w którym mi wszystko wyjasnisz po kolei. Po prostu mój ciasny mozg NIE OGARNIA tego, co sie właśnie wydarzyło.
    Miałam już zbyt wiele wrażeń po obejrzeniu ostatniego odcinka Riverdale, a ty jeszcze dopieprzasz mi to!
    Pieprzona Ona i zamaskowany O N doprowadza mnie do szalu.

    Jeśli przez głowę ci przeszło, że coś spieprzylas, to wcale nie zrobilas tego z tą historią i fragmentem, na który tyle czekalas. Jedyne, co udało ci sie zniszczyć to moja psychika! Cholera, ostatnio ledwie z tego wyszlam, a ty znów mi to robisz!

    Uf... Muszę sie uspokoić. Blagam, pisz następny rozdzial. Dla mnie. Bo ja umrę, serio. Mozg mi strzeli jak guma w zaciasnych dla kogos gaciach.

    Idę obejrzeć jakąś bajkę. Nie mogę w tym stanie żyć. Za ten rozdzial zarazem cię kocham i nienawidze, bo był genialny, ale tak rani...

    Twoja na zawsze i po wieki wieków
    Gabcia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej. Proszę cię pisz dalej! Znalazłam twój blog 2 dni temu . Specjalnie wzięłam wolne w pracy by dojść do tego momentu !! Czuję rozpacz kiedy nie mogę czytać dalej !! ;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym tygodniu miałam próbne matury, także ciężko było mi znaleźć czas na pisanie. Ale już od jakiejś godzinki coś tam sobie skubię, także, kto wie, może jutro coś się pojawi ;)

      Cieszę się, że Ci się podoba, mam nadzieję, że dalej też Cię nie zawiodę!

      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Czekam z niecierpliwością!

      Usuń
  3. Nie powiem, że się tego nie spodziewałam. Alison i pana z końca, ale i tak... mam mętlik w głowie. I gęsią skórkę. I wszystko na raz.
    Z jednej strony, w tym rozdziale nie działo się wiele – rozmowa z Masem, taniec, sposób w jaki zachowywały się wampiry w maskach... To niby nic, taka cisza przed burzą, ale tu po prostu czuć, że dzieje się coś ważnego. I cóż, żaden z Twoich bali nie mógł skończyć się dobrze. Zwłaszcza ten zaręczynowy, nawet jeśli cała uroczystość to pic na wodę.
    Chwilami troszkę boli mnie dystans z jakim Cat traktuje brata. Niby rozumiem, zwłaszcza że facet nieźle odleciał, a wcześniej chciał ją zabić, ale... No, stara się. Na tyle, na ile to możliwe, skoro trochę mu odbija. To musi być przerażające, gdy teraźniejszość miesza się z przyszłości, a niekonieczne inni wierzą w prawdziwość tego, co mówi.
    Okej, bo zaraz zacznę bredzić od rzeczy. Swoją drogą, pamiętam ten kawałek z Penny Dreadful do którego tańczyli. <3 A i żartów o royal baby nigdy dość... =P

    Nessa

    OdpowiedzUsuń