"Chcę być bohaterem, którego potrzebujesz
Chcę być odważna, chcę uwierzyć
Chcę być odważna, chcę uwierzyć
Ale całe zebrane przeze mnie światło znów obraca się w mrok
Jak ktokolwiek mógłby pokochać takiego potwora jak ja?"
Jak ktokolwiek mógłby pokochać takiego potwora jak ja?"
Otarłam
mokre od potu dłonie o przód sukienki, starając się wyglądać przy tym na jak
najmniej zdenerwowaną. Spotkanie z bratem, choć w założeniu proste i przyjemne,
niezmiennie napawało mnie niepokojem. Niewola pozbawiła Masona resztek
człowieczeństwa, zamknięty w czterech ścianach kompletnie stracił rozum.
Rozmowy z nim nigdy nie były łatwe. Często zmieniał temat, przekręcał wątki.
Mówił o tym, o czym miał ochotę, nie zaś o tym, czego ja pragnęłam słuchać.
Wyciągnięcie z niego jakichkolwiek przydatnych informacji graniczyło z cudem.
Skrycie liczyłam jednak na to, że uda mi się trafić na jeden z jego lepszych dni.
A co za tym idzie, że Mas nie rzuci
mi się do gardła, ledwo przekroczę próg.
Trzymający
pod drzwiami straż Nocny z uniżeniem skinął głową na mój widok. Kiedy jednak
poprosiłam go o klucz do celi Masona, spełnił moją prośbę z opóźnieniem. Miałam
jednak nadzieję, że nie jest to spowodowane brakiem uległości, a zwyczajnym
niepokojem. W końcu nie od dziś było wiadome, że nieszczególnie dogadywałam się
z bratem.
–
To wyjątkowa sytuacja – wyjaśniłam, wymijając go i wsuwając klucz do zamka.
Zanim go przekręciłam, odmówiłam w myślach szybką modlitwę o pomyślność mojej
samobójczej misji. – Mimo to chciałabym, abyś wszedł tam ze mną.
Nocny
skinął głową i wszedł do pomieszczenia jako pierwszy, gotowy w razie czego
osłonić mnie własnym ciałem. Z wyczekiwaniem wpatrywałam się w jego plecy,
kiedy sprawdzał teren. Gdy w końcu odwrócił się do mnie, mówiąc, że jest
bezpiecznie, ostrożnie przekroczyłam próg izolatki Masona.
Na
pierwszy rzut oka pomieszczenie zdawało się być puste. Przerażona spojrzałam na
strażnika, ale on sprawiał wrażenie niewzruszonego. Rozejrzałam się wokół raz
jeszcze, tym razem jednak skupiając uwagę na szczegółach. Mimo to dostrzegłam
brata dopiero wtedy, gdy Nocny zapalił znajdującą się na suficie lampę
jarzeniową. Nigdy nie pomyślałabym, by szukać go właśnie tam.
–
Mas? – szepnęłam, ostrożnie klękając na lodowatej podłodze obok jego posłania.
Schyliłam się, by zajrzeć pod łóżko. Odwrócony do mnie plecami Mason drgnął na
dźwięk mojego głosu. – Wybacz najście, ale musimy porozmawiać.
–
Jest noc – wyburczał, mimo ciasnej przestrzeni między materacem a podłogą, kuląc
się jeszcze bardziej. – Chcę spać. Powiedz więc swojemu kochasiowi, żeby
zdychał ciszej.
–
Noc to dla nas środek dnia – zauważyłam, jednak szybko pokręciłam głową,
porzucając temat. – Potrzebuję twojej pomocy, Mas.
–
Och, no jasne. Powinienem był domyśleć się, że nie przybyłaś tu kierowana
siostrzaną miłością.
Poczułam
się dotknięta jego słowami, ale spróbowałam zamaskować urazę, nie chcąc dawać
mu tej satysfakcji. Może i nie byłam najlepszą siostrą i nie zaglądałam tu od
czasu naszej poprzedniej rozmowy, kiedy to Mason przewidział mój upadek i
prawie mnie zabił, zwracając się do mnie imieniem Kateriny, jednak naprawdę
zależało mi na odzyskaniu naszej więzi. Zważywszy jednak na słaby stan
psychiczny mojego brata, nie miałam się nawet co łudzić, że pewnego dnia tak po
prostu padniemy sobie w ramiona.
–
W zamian dostaniesz, co tylko zechcesz – wyszeptałam, mając nadzieję, że z
pomocą szantażu uda mi się go przekonać do współpracy.
–
Pozwolisz mi stąd wyjść?
Kiedy
nie odpowiedziałam, Mason parsknął cicho. Bez trudu obrócił się twarzą do mnie,
choć przestrzeń, jaką oferowała mu odległość od podłogi do materaca, była
stosunkowo niewielka. Posłał mi jedno z tych przenikliwych spojrzeń, które
niezmiennie mnie przerażało, po czym jak gdyby nigdy nic się uśmiechnął. Jego
wzrok zatrzymał się na moim brzuchu, a ja domyśliłam się, że wyczuł we mnie
obecność kogoś jeszcze.
–
A gdzie różowe baloniki, tort, fajerwerki? Nikt nie świętuje narodzin
księżniczki?
Zacisnęłam
usta, powstrzymując się przed wypuszczeniem nie wnoszącej niczego konkretnego
do rozmowy wiązanki przekleństw. Podczas gdy ja starałam się ochłonąć, Mason
wyturlał się spod łóżka. Usiadł na podłodze naprzeciwko mnie, opierając plecy o
bok łóżka.
–
O tym porozmawiamy innym razem – zadecydowałam, prostując się. – Nie mam
pojęcia skąd o tym wiedziałeś, ani jakim cudem tak szybko przewidziałeś, ale na
pewno wyciągnę z ciebie odpowiedzi. Teraz jednak przede wszystkim potrzebuję
twojej pomocy.
–
Nie wiem, co się dzieje z twoim kochasiem – odparł krótko, posyłając spojrzenie
w kierunku stojącego w kącie izolatki strażnika. – A nawet gdybym jednak coś
wiedział, nie rozmawiałbym z tobą przy świadkach.
–
Mas, to ważne…
–
Wiem, że jest ważne – żachnął się. – W innym przypadku byś tu nie przychodziła.
To i tak cud, że pamiętasz, że wciąż tu siedzę!
Westchnęłam,
starając się za wszelką cenę nie wypaść z roli. Nie było to jednak łatwe, gdyż
samo podejście Masona do problemów pozostawało niebywale irytujące. Utrzymanie
emocji na wodzy kosztowało mnie sporo wysiłku.
–
Może i nie byłam najlepszą siostrą – przyznałam. W odpowiedzi Mas tylko głośno
parsknął. – Ale jeśli mi pomożesz, będę częściej cię odwiedzać. Kto wie, może
nawet dostaniesz normalny pokój – dodałam, wierząc, że skuszę go perspektywą
nieco bardziej cywilizowanych warunków. – Pamiętasz nasze wielogodzinne rozmowy
przy kominku? Możemy do tego wrócić...
Mason
podciągnął kolana pod brodę. Objął nogi ramionami i pochylił się lekko ku mnie,
posyłając mi coś na kształt krzywego uśmiechu.
–
Tęsknię za tym – wyznał smutno.
–
Ja też – skłamałam gładko, próbując ukryć radość z faktu, że udało mi się go
wciągnąć w normalną pogawędkę. – I z chęcią pogawędziłabym z tobą już teraz,
ale na dole Cole strasznie cierpi. Nie chcę mieć go na sumieniu, Mas. Za bardzo
mi na nim zależy, żeby go stracić.
–
Jesteś pewna, że możesz mu ufać? – zapytał nagle Mason, wbijając wzrok w
podłogę. – No wiesz, teraz, kiedy jesteś brzemienna
z Jonathanem…
Zmarszczyłam
brwi, kompletnie nie rozumiejąc, do czego zmierza.
Pomijając fakt, że chwilę mi zajęło,
by przypomnieć sobie, co znaczyło być
brzemienną…
–
A co to ma do rzeczy? Daniel, to znaczy mój Jonathan, nie żyje. Ciąża, cudowna
czy nie, jest częścią klątwy. Chociaż próbowałam, nie udało mi się tego obejść.
Czemu jednak wplątujesz w to wszystko Cole’a? Jakby nie patrzeć, on nie ma tu
nic do gadania.
–
Nie wszystko jest takim, jakim się wydaje, Kitty – odparł filozoficznym tonem,
opierając brodę na kolanie. – Zobaczysz, jeszcze wspomnisz moje słowa.
Spojrzałam
na niego, czekając na jakieś wyjaśnienia. Cokolwiek, co pomogłoby mi zrozumieć
jego wcześniejszą mówkę. On jednak uparcie milczał, tępo wpatrując się w
znajdującego się za moimi plecami strażnika. Wyczułam w jego czynach niezbyt
dyskretną aluzję do zmiany tematu.
–
Okay – westchnęłam, spoglądając przez ramię na Nocnego. – Zostaw nas samych.
Strażnik
spiął się, słysząc moje słowa.
–
Wasza Królewska Mość, ale przecież…
–
To nie była prośba – mruknęłam, przeganiając go gestem dłoni. – Czekaj za
drzwiami. – Kiedy Mason trącił mnie łokciem w udo, tylko wywróciłam oczami. –
Nie, nie za drzwiami. Na końcu korytarza.
Strażnik
jeszcze przez chwilę stawiał opór, prowadząc ze mną zaciętą walkę na
spojrzenia. Pękł jednak, kiedy zaczęłam się podnosić. Wciąż nieprzekonany
skinął mi głową i opuścił izolatkę, nie domykając za sobą drzwi. Mason nie
skomentował jego działań, a ja czułam się pewniej, mając otwartą drogę
ucieczki.
–
Jesteśmy sami – zauważyłam, zwracając się do brata. – Czy teraz nareszcie ze
mną porozmawiasz?
Mason
pokiwał głową i wyciągnął przed siebie swoje długie nogi.
–
Co chciałabyś wiedzieć, Kitty?
–
Ukończyłeś Akademię. Masz większe pojęcie o broni i… serum czosnkowym. – Na
samo brzmienie ostatniego zwrotu oboje się wzdrygnęliśmy. – Podejrzewam, że to
właśnie tym został otruty Cole. Potrzebuję czegoś, co zneutralizuje działanie
serum.
–
Przecież on nie jest otruty serum – prychnął Mason. – Aż tutaj słyszę, jak
wrzeszczy z bólu. Serum tak na nas nie działa, Kitty. Zadaje nam ból, to
prawda, ale nie jesteśmy w stanie w żaden sposób tego okazać. Czosnek pali nam
wnętrzności, to fakt, ale jednocześnie paraliżuje, przez co nie jesteśmy w
stanie w żaden sposób tego okazać.
–
Serum w połączeniu z moją krwią działa nieco inaczej.
–
Z twoją krwią? – Mason zamilkł na moment, wyraźnie zaskoczony. Jak widać nie
spodziewał się takiego obrotu sprawy. – To nie zmienia faktu, że serum atakuje
bezpośrednio układ nerwowy. A twoja krew powinna przecież przyśpieszyć proces
regeneracji, nie go opóźniać.
Potarłam
dłońmi skronie, czując narastający ból. Podejrzewałam, że odpowiedź znajduje
się na wyciągnięcie ręki i jest o wiele bardziej oczywista, niż moglibyśmy
przypuszczać. Z jakiegoś jednak powodu żaden z nas nie potrafił jej znaleźć.
–
A co jeśli nie mamy do czynienia tylko i wyłącznie z serum? – Otworzyłam
szeroko oczy, dziwiąc się, że wcześniej żaden z nas nie brał tego pod uwagę. –
Czosnek zaatakował układ nerwowy, ale to coś, jakaś inna, nieznana trucizna
niszczy jego układ krwionośny i odpornościowy.
Mason
przyglądał mi się w milczeniu, rozpatrując moją teorię z różnych perspektyw.
Ostatecznie jednak skinął głową, godząc się z moim stwierdzeniem. To było
przecież oczywiste – w końcu widziałam, jak działa serum, doświadczyłam tego na
własnej skórze. Przez wzgląd na pewne niezgodności, musieliśmy brać pod uwagę
dodatkowy środek, truciznę, z którą dotychczas się nie spotkaliśmy. W
połączeniu z serum wyniszczała Nocnego o wiele szybciej i boleśniej, niż byśmy
tego chcieli.
–
Tylko co to może być? – myślałam na głos, w nerwowym odruchu pocierając dłonią
kark. – Co jeszcze wyniszcza organizm wampirów? Przecież to nie może być jad…
Mój
brat posłał mi zdumione spojrzenie. Zmarszczyłam brwi, kiedy gwałtownie
poderwał się do pionu i zaczął spacerować po pomieszczeniu. Nie sądziłam, że
tak bardzo przejmie się losem Turnera.
–
Muszę go zobaczyć – wykrztusił, spoglądając na mnie błagalnie. – Chyba wiem, co
to jest, Kitty.
Wstałam,
podtrzymując się ramy starego łóżka.
–
Co, Mas? Co to jest?
–
Nie chcę siać paniki. – Uniósł dłoń w ostrzegawczym geście, kiedy otworzyłam
usta, by zacząć się z nim wykłócać. – Dlatego najpierw chciałbym go zobaczyć i
na własne oczy przekonać się, że mam rację.
Perspektywa
wypuszczenia Masona na wolność, nawet jeśli tylko na chwilę, nieszczególnie
przypadła mi do gustu. Podobnie myślał pełniący pieczę Nocny, bo pojawił się w
progu izolatki i spojrzał na mnie wymownie.
–
Koniec odwiedzin, Królowo.
Przeniosłam
wzrok na Masona, który zaprzestał swojego gorączkowego wydeptywania ścieżki od
parapetu do łóżka i czekał na moją decyzję. Postawiona pod ścianą naprawdę nie
wiedziałam, którego wampira powinnam posłuchać. Strażnik miał rację i ceniłam
to, że próbował odwieść mnie od podjęcia decyzji, której najprawdopodobniej mogłabym
później żałować, jednak z drugiej strony nie umiałabym sobie wybaczyć, gdyby
okazało się, że miałam szansę ocalić Cole’a, ale spanikowana postanowiłam z
niej zrezygnować.
–
Jeden fałszywy ruch, a przysięgam, że nie będę miała żadnych skrupułów, by
złamać ci kark.
Mason
sztywno skinął głową. Podszedł do mnie i, ku mojemu szczeremu zaskoczeniu, złapał
mnie za rękę.
–
Będę grzeczny – obiecał żarliwie, prowadząc mnie do wyjścia.
Stojący
w progu strażnik nie zamierzał jednak tak łatwo nas przepuścić. Bałam się, że
nie obejdzie się bez rękoczynów lub perswazji. Ostatecznie jednak zmiękł i
zszedł nam z drogi. Słyszałam jego kroki tuż za plecami, co świadczyło o tym,
że mimo całej listy przeciwskazań, której dzięki Bogu nie zamierzał mi
prezentować, nie planował mnie tak po prostu porzucić.
–
Ale pustki – szepnął do siebie Mason, rozglądając się po korytarzu. – Gdzie
twoi poddani, Królowo?
Spojrzałam
na nasze złączone dłonie, upewniając się, czy uścisk nie był zbyt słaby. Mason
tak dawno nie obcował z ludźmi, że na widok publiczności w salonie mógł zacząć
wariować. A tego wolałam uniknąć.
–
Pewnie polują – odparłam ogólnikowo, nie chcąc się rozpraszać. – Jest w końcu
noc.
Mason
tylko skinął głową, usatysfakcjonowany taką odpowiedzią. Szedł posłusznie tuż
obok mnie, przemierzając u mego boku kolejne korytarze. Im bliżej znajdowaliśmy
się salonu, tym głośniejsze stawały się krzyki Cole’a. Pomiędzy jego agonalnymi
okrzykami dawało się wyłapać chłodne polecenia Williama, w którego ręce
złożyłam los Turnera.
Kilkoro
zgromadzonych w pomieszczeniu Nocnych zaprzestało wykonywanych czynności, kiedy
wraz z Masonem przekroczyliśmy próg. Will posłał mi spojrzenie mówiące wszystko
– wampir nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy. Od samego początku był za
tym, żeby skrócić Masona o głowę, a tym samym pozbyć się zbędnego balastu.
Broniłam jednak brata, jak mogłam, wmawiając innym, że jeśli trochę się nad nim
popracuje, stanie się użyteczny. Mijały jednak tygodnie, a Mas, zamiast wracać
do zdrowia, całkowicie podupadał. Z jego psychiką działo się coś, czego nikt
tak naprawdę nie potrafił wytłumaczyć.
–
Rozejść się – rzuciłam chłodno, przepychając się w kierunku kanapy i ułożonego
na niej Cole’a.
Nocni
posłusznie wycofali się pod ścianę, aby przyglądać się zaistniałej sytuacji z
bezpiecznej odległości. Choć w tamtym momencie skupiałam się przede wszystkim
na Turnerze, byłam wdzięczna za ich obecność.
Cole
nie wyglądał najlepiej. Mimo że od momentu, w którym zostawiłam go pod opieką Williama,
nie mogło minąć więcej niż dwadzieścia minut, wyniszczające jego organizm
trucizny zmieniły go nie do poznania. Przekrwione, pełne łez oczy stały się
mdłe i dziwnie wyblakłe. Mgła, która je zasnuła, sprawiała, że jego twarz
przybrała grobowy, pozbawiony życia wyraz. Gdyby nie to, że od czasu do czasu
drżał w konwulsjach, wykrzykując kolejne niezrozumiałe słowa, mogłabym
pomyśleć, że mam przed sobą lalkę, stworzony na potrzeby teatru rekwizyt.
Mason
pochylił się nad Turnerem, obejmując uważnym i o dziwno dość trzeźwym
spojrzeniem całe jego ciało. W pewnym momencie złapał Nocnego za nadgarstek i
jednym pewnym ruchem podciągnął rękaw jego koszuli. Guzik z mankietu
wystrzelił gdzieś w bok, roztrzaskując się na podłodze, ale to nie nim w tamtym
momencie się zadręczałam. O wiele poważniejszy problem miałam przed sobą.
Przedramię Cole’a pokryte było siateczką czarnych, nabrzmiałych żył, które
wyglądały, jakby mogły w każdej chwili pęknąć. Szybko okazało się, że nie tylko
naczynia krwionośne na jego ramionach wyglądają w ten sposób. Sieć czarnych żył
pokrywała cały jego tors i szyję, zbiegając się na wysokości serca, gdzie
przybierały najintensywniejszą barwę.
–
Co to jest? – wyszeptałam wstrząśnięta, oglądając się na Williama.
Nocny
w odpowiedzi jedynie pokręcił głową. Choć był ponadprzeciętnie inteligentny i
przeżył więcej, niż wszyscy zebrani w tym pomieszczeniu, nie znał odpowiedzi na
to konkretne pytanie.
–
Mamy dwa wyjścia – odezwał się Mason, nie odrywając wzroku od pulsujących żył
na ciele Cole’a. – Możemy go zabić, a tym samym ukrócić jego męki albo…
–
Albo? – warknęłam. Cała ta sytuacja zaczynała mi się coraz mnie podobać. – Nie
zabiję Cole’a, zapomnij! Nie pozwolę, żeby kolejna bliska mi osoba zginęła, bo
ty masz takie widzimisię!
–
To nie jest moje widzimisię tylko Jej!
– wrzasnął Mas, wyrzucając ramiona w geście irytacji. Coś w jego spojrzeniu
podpowiadało mi, że popełniłam błąd, wypuszczając go na wolność. – Kiedy w
końcu zrozumiesz, że ja nigdy nie byłem dla ciebie zagrożeniem? Robiłem te
wszystkie złe rzeczy, bo mi kazano, Kitty.
Nie
chciałam porzucać tego tematu, ale sytuacja tego ode mnie wymagała. Cole
wyglądał z każdą chwilą coraz gorzej. Jego ból pomału zaczynał przechodzić
również na mnie. Skuliłam się, podzielając najnowszą falę jego cierpienia. To
doświadczenie jedynie utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie mamy do czynienia
jedynie z serum czosnkowym. Ból, który odczułam, był niczym w porównaniu z tym
wywoływanym przez specyfik Dziennych.
–
Catherine! – Will rzucił się w moją stronę. Dotknął mojej twarz, sprawdzając
poziom obrażeń. Nie był jednak w stanie niczego dostrzec, albowiem ta batalia
rozgrywała się w moim wnętrzu.
Wzięłam
głęboki oddech, próbując narzucić swoistą zasłonę na łączącą mnie z Turnerem
więź. Wiedziałam, że dopóki nie przyćmię przepływających od niego uczuć, nie
będę w stanie logicznie myśleć.
–
Wspominałeś o alternatywie – rzuciłam, posyłając bratu zdesperowane spojrzenie.
– Co nam pozostaje?
Mason
przytrzymał głowę szamoczącego się Turnera i sprawdził stan jego oczu. Z
przerażeniem dostrzegłam, że zaczęły one zachodzić krwią.
–
Potrzebuję noża, Kitty. Natychmiast.
–
Powiedziałeś, że jest inny sposób! – wrzasnęłam, wyrywając się z objęć
Williama, aby dopaść brata. – Mówiłeś, że nie trzeba go zabijać!
–
Nie chcę go zabić, idiotko! – Mason, podobnie jak ja, przez cały czas zwracał
się podniesionym głosem. – Musimy spełnić ostatni warunek przemiany, zanim
będzie za późno... A teraz niech ktoś mi da ten cholerny nóż!
Zamrugałam,
aby upewnić się, że całe to wariactwo naprawdę miało miejsce.
–
Przemiany? – powtórzyłam. – O czym ty mówisz? Mas!
Nim
ktokolwiek z nas zdążył go powstrzymać, Nocny chwycił stojący na półce wazon i
roztrzaskał go o kant mebla. Jednym z większych odłamków szkła przeciął sobie
skórę na nadgarstku, a następnie przyłożył krwawiącą ranę do ust Turnera.
–
Dalej, durny kochasiu, pij to – mruknął, nieco potrząsając dłonią.
Patrzyłam
na rozgrywającą się przede mną scenę bez słowa, zbyt sparaliżowana ze strachu,
by jakkolwiek zareagować; nie mogłam się ruszyć czy też w jakiś sposób
powstrzymać brata. Chociaż nie powinnam zapominać o tym, że kiedy ostatnim
razem pozwoliłam sobie zaufać Masonowi, mój ukochany skończył martwy, w głębi
serca chyba naprawdę uwierzyłam, że to zadziała.
Jakie
też było moje zdziwienie, kiedy Cole przestał się wyrywać, a z zapałem zaczął
pić krew Masona. Im dłużej się pożywiał, tym mocniej zaczynał przypominać
dawnego siebie. Jego żyły powoli blakły, wracając do pierwotnej postaci.
Mason,
uznawszy że taka ilość wystarczy, odsunął się od niego. Zacisnął zdrową dłoń wokół krwawiącego nadgarstka, czekając, aż rana się zasklepi. Jednak z racji, iż
Nocny już od jakiegoś czasu był wykończony i odwodniony, a teraz dodatkowo
stracił sporo krwi, jego ciało nie rozpoczęło regeneracji. Wahałam się tylko
przez moment. Widząc jednak, że Cole ma się dobrze, a jego oddech wraca do
normy, wysłałam jednego z Nocnych do kuchni po torebkę z krwią dla brata. Sama
w tym czasie podprowadziłam go do krzesła, aby nie musiał dłużej się męczyć.
–
Dałeś mu za dużo – zganiłam go, nagle czując względem brata przypływ
cieplejszych uczuć.
Mason
zamrugał sennie i posłał w moim kierunku ciepły uśmiech.
–
Dla ciebie wszystko, Kitty.
Podałam
mu torebkę z krwią, jednocześnie delikatnie klepiąc po ramieniu. Słowa
podziękowania nie chciały przejść mi przez gardło. Miałam jednak nadzieję, że
ten gest jak na razie mu wystarczy.
Zleciłam
stojącej nieopodal wampirzycy, aby miała oko na Masona, sama zaś wróciłam do
Cole’a. Nocny, choć wyglądał już o wiele lepiej, wciąż się nie przebudził.
Gdybym tylko nie słyszała jego miarowego oddechu, mogłabym zacząć wątpić w
powodzenie planu brata.
Przyklęknęłam
obok kanapy, aby znaleźć się na wysokości twarzy Turnera. Mimo zapewnień
Masona, że już po wszystkim, ja nadal nie czułam się pewnie. Moja więź z Cole’m
została naruszona, wiedziałam więc, że coś się nie zgadza. Nie potrafiłam
jednak zorientować się, w czym tak naprawdę tkwił problem. Chociaż Turner nie
umarł, jego emocje w mojej głowie przycichły.
–
Dlaczego podałeś mu swoją krew? – zapytałam, nie patrząc na brata. – Moja
powinna skutecznie wyleczyć go ze skutków działania serum. I każdej innej
trucizny! – dodałam, na moment tracąc panowanie nad swoim głosem. – Nie bez
powodu jest taka wyjątkowa!
Mason
milczał, czym wyprowadził mnie z równowagi. Wdzięczność, jaką jeszcze niedawno
odczuwałam względem niego, wyparowała.
Z reguły nie zachowywałam się aż tak impulsywnie… Co się ze mną działo?
–
Odpowiadaj! – wykrzyknęłam, w dwóch susach dopadając do jego krzesła. Mason
skulił się, ale nadal uparcie milczał. – Odpowiadaj, do jasnej cholery! –
powtórzyłam, tym razem wspomagając się perswazją.
–
Jestem pierworodnym z linii Iwanowów – oznajmił nieco mechanicznym głosem, co
było wynikiem rzuconego na niego czaru wpływu. – A ty jesteś moją siostrą,
Catherine. Moją rodziną. Moją krwią.
Cofnęłam
się nagle, zaskoczona jego odpowiedzią. Chociaż wiedziałam, do czego zmierzał,
prawda nie potrafiła do mnie tak po prostu dotrzeć.
–
To niemożliwe. To ja jestem sobowtórem! Moja krew posiada magiczne zdolności.
–
Ja też swoje potrafię – mruknął ogólnikowo. – I wierz mi, to naprawdę nic
przyjemnego.
Spojrzałam
na Williama, równie zszokowanego całą tą sytuacją, szukając u niego pomocy.
Nocny pokonał dzielący nas dystans i objął mnie, ofiarując swoje wsparcie. Nie
lubiłam okazywać słabości, szczególnie w
towarzystwie, ale ten dzień był wyjątkowo ciężki nawet jak dla mnie. Epizod w
barze, wcześniejsza kłótnia z Larissą, halucynacje o zmarłym chłopaku,
zwierzęca krew i wieść o ciąży… A na domiar wszystkiego zainfekowany krwią i
jadem Masona Cole.
Koniec tego dobrego, abdykuję. To
gówno po prostu mnie przerasta.
–
A więc twoja krew… nasza…
–
Nie jestem w stanie dorównać ci pod żadnym względem, Kitty. Ale, jak widać, ja
również mogę tworzyć mieszańców.
Jedyną
hybrydą, jaką znałam, była Dehlia, staruszka, którą poznałam w Montanie. Na
samo wspomnienie jej szkarłatnych ślepi i dwóch rzędów kłów przeszedł mnie
dreszcz.
–
A więc Cole będzie…
Chciałam
powiedzieć wyjątkowy, ale jak zwykle
pesymistycznie nastawiony do życia Mason mnie uprzedził:
–
Jeszcze gorszy? O tak, jestem tego więcej niż pewny.
I
wtedy, jak na zawołanie, Turner otworzył oczy, ukazując wszystkim zebranym w
salonie swoje zupełnie odmienione tęczówki.
†††††
Hej, cześć, dobry wieczór! Dziś krótko, bo jak zapewne widać już wyżej, kompletnie nie mam weny. Mam wrażenie, że spieprzyłam ten rozdział. A już tym bardziej postać Catherine. Jej charakter od zawsze dawał mi większe pole do popisu - wiadomo szaleństwo, zły sobowtór i takie tam - jednak mam wrażenie, że jej ciążowa wersja, to okropna wersja. Ale popracuję nad tym. Nie chcę zrobić z niej jakiejś płaczliwej idiotki, wystarczy że i tak o niczym na razie nie wie i krąży wokół kolejnych tajemnic, irytując wszystkich wokół - w tym mnie.
No ale, mnie rzadko kiedy coś naprawdę się podoba, a już szczególnie moje rozdziały. Ostateczna ocena jak zwykle należy do Was :)
Jak wiadomo, zaraz zacznie się wrzesień. Maturalna klasa na pewno nie będzie miłym doświadczeniem. Ale postaram się znaleźć nieco czasu również dla Was. Matura z biologii może poczekać, cholera jasna. Mam AC do skończenia!
Dziękuję za wszystkie wyświetlenia i komentarze. Jesteście cudowni! Uszczęśliwiacie mnie niezmiennie od blisko dwóch lat i chyba nigdy mi się to nie znudzi ;p
Ściskam, K.
Cześć starcze!
OdpowiedzUsuńChciałabym się móc w pełni skupić na czytaniu rozdziału, na który czekałam od tak dawna, ale CHOLERA JASNA, mój laptop pracuje głośno jak kosiarka. Nie wyczymie z nim, no. Nawet sobie żadnej muzyki nie mogę puścić od tygodnia, nic nie napiszę, bo on tak napierdala, że mnie już łeb boli. Muszę w niego uderzać co jakiś czas, żeby się uciszył. Nie wiem jak to uczyniłam, że zepsułam laptop już po dwóch miesiącach, ale za momencik chyba zdecyduję się go wywalić przez okno. (Ale przynajmniej klawiatura działa…)
Przepraszam za przydługi wstęp, mający wyjaśniać moje bardziej niż zwykle gwałtowne reakcje. Zazwyczaj mam ochotę zniszczyć wszystko wokół, ale nieregularny szum i moja boląca już od uderzania dłoń wręcz mówią same za siebie.
A więc jest! Rozdział 58 w końcu widnieje na witrynie. Nawet nie masz pojęcia jak ja nie mogłam się doczekać. Ostatecznie, to moja ulubiona powieść wszechczasów. :D Nie będę więc już nawet starać się udzielać jakichś rad, czy próbować cię upominać. Ja po prostu, jak FanGRILL 100%, będę spisywać swoje chaotyczne myśli z główki prosto w komentarz. Przygotuj się!
Mason to zły brat dla Catherine. Ale z Kateriną znów Mas tworzy niezłe rodzeństwo. W sumie, ciekawe jak by zareagowali ich rodzice, gdyby zobaczyli ich w miejscu, w którym obecnie się znajdują. Synuś to chory psychicznie Nocny, więzień, który chce rozszarpać swoją siostrę używając wyłącznie zębów i paznokci. Córeczka jest królową złych potworów Nocy, która chce zaatakować akademię i zaszła młodo w ciąże ze swoim chłopakiem, którego zabiła. A myślałam, że w „Ukrytej Prawdzie” pokazali już wszystkie możliwe patologie rodzinne. Nie, jednak może być gorzej.
„Nie przybyłaś tu kierowana siostrzaną miłością.”?! Mason, ty cholerny hipokryto! Mam ci przypomnieć przez kogo twoja siostra jest królową zła, mroku i ciemności. Czekaj, może ja mam jakąś zaburzoną rzeczywistość. Jako, że mam możliwość, to powrócę sobie do tego nieszczęsnego dnia, daj mi sekundkę…
„– Mniej więcej – podłapał, uśmiechając się szyderczo. – W moim odczuciu znaczy to mniej więcej tyle co „napój swoją krwią i przemień”.” MASON, (pozwól, że powtórzę) TY CHOLERNY HIPOKRYTO. Jak możesz w swojej sytuacji wypominać KOMUKOLWIEK brak miłości do rodzeństwa?! Ja przepraszam bardzo, że się tak denerwuję na byle gówno, ale przecież ostrzegałam. Nie piłam zresztą kawy od tygodnia i czuję potrzebę wydrapania komuś oczu, a ty się wręcz o to prosisz! A Cat chce z kimś takim żyć w zgodzie? Wiem, miłość do wszystkich Nocnych. Brat. Rodzina. Więzy krwi.
Ej, a jakbym go pozbawiła krwi, to nie łączyłyby ich już więzy krwi? No bo w końcu by jej nie miał, więc… No, chyba że to nie działa tak dosłownie…
Ooo! To wujek już zna płeć dziecka! Znaczy, ja wiedziałam od początku, ale nie wiedziałam, że on już na tym etapie ciąży wie takie rzeczy… A nie, chwila, klątwa. Śmierć, zniszczenie, przedłużenie przekleństwa. No, jasne. Jestem bardzo nieuważnym czytelnikiem, musisz mi to wybaczyć. Gdybym się gdzieś jebła (np. na górze z Masonem), to mi mów, starcze. Ja wiem i rozumiem. Cat straciła swoje człowieczeństwo, ja straciłam osobę, która ściągała całą moją uwagę i nie potrafiłam się skupić na innych wątkach. Przepraszam.
Kiedy czytam „brzemienna” nie myślę o normalnej ciąży, ale o niepokalanym poczęciu. XD
CZ. II (bo komentarz dłuższy, niż moje rozdziały xD)
UsuńWiesz, wyniosłam pewne nauki z Gry o Tron. W sytuacji, kiedy wiesz, że nawet twoja siostra nie wypuści cię z izolatki, a ty masz szansę z niej wyjść, to każdy ogarnięty człowiek starałby się to zrobić. Może nawet powiedzieć, co stało się z Colem, ostudzić czujność wszystkich wokół i spierdzielić przez okno, jak prawdziwy bohater. Tylko honorowi i krystaliczni bohaterowie unikają takiej szansy i ryzyka. Bo jeśli nie w ten sposób, to w jaki? Płaszczyć się przed siostrą przez dni, tygodnie, miesiące? Mało przyjemna perspektywa.
No i jeszcze, kuźwa, nikogo nie ma w środku. Jest lepszy moment, by uciec?
HYYYY! CZEKEJ. Czy to możliwe, żeby Nocny przemienił się znów w Dziennego? Albo może w coś jeszcze innego… No w końcu przemiana, naruszenie więzi. Coś jest na rzeczy, mówię ci.
OŁ MAJ GASZ, ON BĘDZIE HYBRYDOWY! JAK MÓJ LAKIER XDD
Taka ekologiczna hybryda i takie tam. Już nie będzie taki szeksi, co, Kitty-Kat?
O, staruszku ty! Aleś się teraz wkopała. No, no. Ja muszę dostać następny rozdział. Już! Jeszcze dzisiaj! Tera to ja ci nie dam spokoju, nawet sekundy. Gówno mnie tam obchodzi, klasa maturalna, prawko. Rozdział ma być i koniec, no bo ja tutaj taki niedosyt mam zupełny, kompletny, że no nie wiem co nawet piszę właśnie.
Ale ty ZAWSZE musisz marudzić. Jak możesz tak nawet mówić, gdy ja kocham tę historię, ja kocham ją nad życie! Nie pisz tak więcej, bo mi się moja choroba psychiczna pogorszy, już czuję ból w prawej skroni, to źle wróży. Nie możesz mnie tak dołować. No bo jak ty masz jakieś wąty do Akademii, to jak tobie muszą się moi Zabójcy nie podobać, jak to nawet do pięt nie dorasta temu ideałowi!
Pozwól mi więc, że się oddalę i postanowię pozostawić bez komentarza moje dzisiejsze wypociny, które właśnie przeczytałaś, bo poziomu mojego nieogaru nie da się ująć w żadnym języku tego świata.
Mam nadzieję, że ty już zabierasz się za pisanie, nie obchodzi mnie brak weny, nic a nic. Ani nawet ten słodki piesek nie usprawiedliwi cię przed zaniechaniem tworzenia. Bo jak nie to łopata, a twoje rączki już same ze strachu będą się przesuwać po klawiaturce. ;**
Lofki, kiski, forewerki,
NA ZAWSZE NIEWOLNICA TWA I CIERPIĄCA Z POWODU ŻAŁOŚNIEJ EGZYSTENCJI SWOJEJ GABRYJELA BERYNASI.
Co tu się wydarzyło? O__O Dobra, chwila, bo jeszcze przetwarzam.
OdpowiedzUsuńCatherine jest zmienna jak chorągiewka. Nic zaskakującego, zważywszy na jej stan, ale w przypadku kogoś takiego jak ona, to zdecydowanie nic dobrego. Jeszcze Mason działa jej na nerwy, co w sumie mnie nie dziwi, bo facetowi nieźle odwaliło. Chociaż w tym rozdziale wypadł niemalże na postać pozytywną, co pocieszające. To Cath potraktowała go o wiele ostrzej, niż sobie na to zasłużył, a przynajmniej ja to tak odebrałam.
No tak, w końcu są rodzeństwem. On wbrew wszystkiemu za nią tęskni, nawet jeśli trudno mu to okazać tak, jak powinien. Gdzieś się pogubił, ale ciągle mam wrażenie, że mógłby się jeszcze odnaleźć. Sęk w tym, że nie pomagają mu, trzymając go w zamknięciu, a i Catherine jakby… odcięła się od niego. Może nieświadomie, tak jak i z premedytacją raczej nie odsuwa od siebie wspomnienia Daniela, ale jednak go rani. Kłamiąc na temat własnych pragnień, również.
Pozwolę sobie przemilczeć kwestię tego, kto wpływał na decyzje Masona, bo podejrzewam, że wiem, a nie chcę palnąć nic przedwcześnie. :) Za to jestem z niezłym szoku po tej akcji z krwią. Skoro nawet Nocni się tego nie spodziewali, to coś zdecydowanie jest na rzeczy.
Nessa