wtorek, 29 sierpnia 2017

Rozdział 58



"Chcę być bohaterem, którego potrzebujesz
Chcę być odważna, chcę uwierzyć
Ale całe zebrane przeze mnie światło znów obraca się w mrok
Jak ktokolwiek mógłby pokochać takiego potwora jak ja?"







Otarłam mokre od potu dłonie o przód sukienki, starając się wyglądać przy tym na jak najmniej zdenerwowaną. Spotkanie z bratem, choć w założeniu proste i przyjemne, niezmiennie napawało mnie niepokojem. Niewola pozbawiła Masona resztek człowieczeństwa, zamknięty w czterech ścianach kompletnie stracił rozum. Rozmowy z nim nigdy nie były łatwe. Często zmieniał temat, przekręcał wątki. Mówił o tym, o czym miał ochotę, nie zaś o tym, czego ja pragnęłam słuchać. Wyciągnięcie z niego jakichkolwiek przydatnych informacji graniczyło z cudem. Skrycie liczyłam jednak na to, że uda mi się trafić na jeden z jego lepszych dni.
A co za tym idzie, że Mas nie rzuci mi się do gardła, ledwo przekroczę próg.
Trzymający pod drzwiami straż Nocny z uniżeniem skinął głową na mój widok. Kiedy jednak poprosiłam go o klucz do celi Masona, spełnił moją prośbę z opóźnieniem. Miałam jednak nadzieję, że nie jest to spowodowane brakiem uległości, a zwyczajnym niepokojem. W końcu nie od dziś było wiadome, że nieszczególnie dogadywałam się z bratem.
– To wyjątkowa sytuacja – wyjaśniłam, wymijając go i wsuwając klucz do zamka. Zanim go przekręciłam, odmówiłam w myślach szybką modlitwę o pomyślność mojej samobójczej misji. – Mimo to chciałabym, abyś wszedł tam ze mną.
Nocny skinął głową i wszedł do pomieszczenia jako pierwszy, gotowy w razie czego osłonić mnie własnym ciałem. Z wyczekiwaniem wpatrywałam się w jego plecy, kiedy sprawdzał teren. Gdy w końcu odwrócił się do mnie, mówiąc, że jest bezpiecznie, ostrożnie przekroczyłam próg izolatki Masona.
Na pierwszy rzut oka pomieszczenie zdawało się być puste. Przerażona spojrzałam na strażnika, ale on sprawiał wrażenie niewzruszonego. Rozejrzałam się wokół raz jeszcze, tym razem jednak skupiając uwagę na szczegółach. Mimo to dostrzegłam brata dopiero wtedy, gdy Nocny zapalił znajdującą się na suficie lampę jarzeniową. Nigdy nie pomyślałabym, by szukać go właśnie tam.
– Mas? – szepnęłam, ostrożnie klękając na lodowatej podłodze obok jego posłania. Schyliłam się, by zajrzeć pod łóżko. Odwrócony do mnie plecami Mason drgnął na dźwięk mojego głosu. – Wybacz najście, ale musimy porozmawiać.
– Jest noc – wyburczał, mimo ciasnej przestrzeni między materacem a podłogą, kuląc się jeszcze bardziej. – Chcę spać. Powiedz więc swojemu kochasiowi, żeby zdychał ciszej.
– Noc to dla nas środek dnia – zauważyłam, jednak szybko pokręciłam głową, porzucając temat. – Potrzebuję twojej pomocy, Mas.
– Och, no jasne. Powinienem był domyśleć się, że nie przybyłaś tu kierowana siostrzaną miłością.
Poczułam się dotknięta jego słowami, ale spróbowałam zamaskować urazę, nie chcąc dawać mu tej satysfakcji. Może i nie byłam najlepszą siostrą i nie zaglądałam tu od czasu naszej poprzedniej rozmowy, kiedy to Mason przewidział mój upadek i prawie mnie zabił, zwracając się do mnie imieniem Kateriny, jednak naprawdę zależało mi na odzyskaniu naszej więzi. Zważywszy jednak na słaby stan psychiczny mojego brata, nie miałam się nawet co łudzić, że pewnego dnia tak po prostu padniemy sobie w ramiona.
– W zamian dostaniesz, co tylko zechcesz – wyszeptałam, mając nadzieję, że z pomocą szantażu uda mi się go przekonać do współpracy.
– Pozwolisz mi stąd wyjść?
Kiedy nie odpowiedziałam, Mason parsknął cicho. Bez trudu obrócił się twarzą do mnie, choć przestrzeń, jaką oferowała mu odległość od podłogi do materaca, była stosunkowo niewielka. Posłał mi jedno z tych przenikliwych spojrzeń, które niezmiennie mnie przerażało, po czym jak gdyby nigdy nic się uśmiechnął. Jego wzrok zatrzymał się na moim brzuchu, a ja domyśliłam się, że wyczuł we mnie obecność kogoś jeszcze.
– A gdzie różowe baloniki, tort, fajerwerki? Nikt nie świętuje narodzin księżniczki?
Zacisnęłam usta, powstrzymując się przed wypuszczeniem nie wnoszącej niczego konkretnego do rozmowy wiązanki przekleństw. Podczas gdy ja starałam się ochłonąć, Mason wyturlał się spod łóżka. Usiadł na podłodze naprzeciwko mnie, opierając plecy o bok łóżka.
– O tym porozmawiamy innym razem – zadecydowałam, prostując się. – Nie mam pojęcia skąd o tym wiedziałeś, ani jakim cudem tak szybko przewidziałeś, ale na pewno wyciągnę z ciebie odpowiedzi. Teraz jednak przede wszystkim potrzebuję twojej pomocy.
– Nie wiem, co się dzieje z twoim kochasiem – odparł krótko, posyłając spojrzenie w kierunku stojącego w kącie izolatki strażnika. – A nawet gdybym jednak coś wiedział, nie rozmawiałbym z tobą przy świadkach.
– Mas, to ważne…
– Wiem, że jest ważne – żachnął się. – W innym przypadku byś tu nie przychodziła. To i tak cud, że pamiętasz, że wciąż tu siedzę!
Westchnęłam, starając się za wszelką cenę nie wypaść z roli. Nie było to jednak łatwe, gdyż samo podejście Masona do problemów pozostawało niebywale irytujące. Utrzymanie emocji na wodzy kosztowało mnie sporo wysiłku.
– Może i nie byłam najlepszą siostrą – przyznałam. W odpowiedzi Mas tylko głośno parsknął. – Ale jeśli mi pomożesz, będę częściej cię odwiedzać. Kto wie, może nawet dostaniesz normalny pokój – dodałam, wierząc, że skuszę go perspektywą nieco bardziej cywilizowanych warunków. – Pamiętasz nasze wielogodzinne rozmowy przy kominku? Możemy do tego wrócić...
Mason podciągnął kolana pod brodę. Objął nogi ramionami i pochylił się lekko ku mnie, posyłając mi coś na kształt krzywego uśmiechu.
– Tęsknię za tym – wyznał smutno.
– Ja też – skłamałam gładko, próbując ukryć radość z faktu, że udało mi się go wciągnąć w normalną pogawędkę. – I z chęcią pogawędziłabym z tobą już teraz, ale na dole Cole strasznie cierpi. Nie chcę mieć go na sumieniu, Mas. Za bardzo mi na nim zależy, żeby go stracić.
– Jesteś pewna, że możesz mu ufać? – zapytał nagle Mason, wbijając wzrok w podłogę. – No wiesz, teraz, kiedy jesteś brzemienna z Jonathanem…
Zmarszczyłam brwi, kompletnie nie rozumiejąc, do czego zmierza.
Pomijając fakt, że chwilę mi zajęło, by przypomnieć sobie, co znaczyło być brzemienną…
– A co to ma do rzeczy? Daniel, to znaczy mój Jonathan, nie żyje. Ciąża, cudowna czy nie, jest częścią klątwy. Chociaż próbowałam, nie udało mi się tego obejść. Czemu jednak wplątujesz w to wszystko Cole’a? Jakby nie patrzeć, on nie ma tu nic do gadania.
– Nie wszystko jest takim, jakim się wydaje, Kitty – odparł filozoficznym tonem, opierając brodę na kolanie. – Zobaczysz, jeszcze wspomnisz moje słowa.
Spojrzałam na niego, czekając na jakieś wyjaśnienia. Cokolwiek, co pomogłoby mi zrozumieć jego wcześniejszą mówkę. On jednak uparcie milczał, tępo wpatrując się w znajdującego się za moimi plecami strażnika. Wyczułam w jego czynach niezbyt dyskretną aluzję do zmiany tematu.
– Okay – westchnęłam, spoglądając przez ramię na Nocnego. – Zostaw nas samych.
Strażnik spiął się, słysząc moje słowa.
– Wasza Królewska Mość, ale przecież…
– To nie była prośba – mruknęłam, przeganiając go gestem dłoni. – Czekaj za drzwiami. – Kiedy Mason trącił mnie łokciem w udo, tylko wywróciłam oczami. – Nie, nie za drzwiami. Na końcu korytarza.
Strażnik jeszcze przez chwilę stawiał opór, prowadząc ze mną zaciętą walkę na spojrzenia. Pękł jednak, kiedy zaczęłam się podnosić. Wciąż nieprzekonany skinął mi głową i opuścił izolatkę, nie domykając za sobą drzwi. Mason nie skomentował jego działań, a ja czułam się pewniej, mając otwartą drogę ucieczki.
– Jesteśmy sami – zauważyłam, zwracając się do brata. – Czy teraz nareszcie ze mną porozmawiasz?
Mason pokiwał głową i wyciągnął przed siebie swoje długie nogi.
– Co chciałabyś wiedzieć, Kitty?
– Ukończyłeś Akademię. Masz większe pojęcie o broni i… serum czosnkowym. – Na samo brzmienie ostatniego zwrotu oboje się wzdrygnęliśmy. – Podejrzewam, że to właśnie tym został otruty Cole. Potrzebuję czegoś, co zneutralizuje działanie serum.
– Przecież on nie jest otruty serum – prychnął Mason. – Aż tutaj słyszę, jak wrzeszczy z bólu. Serum tak na nas nie działa, Kitty. Zadaje nam ból, to prawda, ale nie jesteśmy w stanie w żaden sposób tego okazać. Czosnek pali nam wnętrzności, to fakt, ale jednocześnie paraliżuje, przez co nie jesteśmy w stanie w żaden sposób tego okazać.
– Serum w połączeniu z moją krwią działa nieco inaczej.
– Z twoją krwią? – Mason zamilkł na moment, wyraźnie zaskoczony. Jak widać nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. – To nie zmienia faktu, że serum atakuje bezpośrednio układ nerwowy. A twoja krew powinna przecież przyśpieszyć proces regeneracji, nie go opóźniać.
Potarłam dłońmi skronie, czując narastający ból. Podejrzewałam, że odpowiedź znajduje się na wyciągnięcie ręki i jest o wiele bardziej oczywista, niż moglibyśmy przypuszczać. Z jakiegoś jednak powodu żaden z nas nie potrafił jej znaleźć.
– A co jeśli nie mamy do czynienia tylko i wyłącznie z serum? – Otworzyłam szeroko oczy, dziwiąc się, że wcześniej żaden z nas nie brał tego pod uwagę. – Czosnek zaatakował układ nerwowy, ale to coś, jakaś inna, nieznana trucizna niszczy jego układ krwionośny i odpornościowy.
Mason przyglądał mi się w milczeniu, rozpatrując moją teorię z różnych perspektyw. Ostatecznie jednak skinął głową, godząc się z moim stwierdzeniem. To było przecież oczywiste – w końcu widziałam, jak działa serum, doświadczyłam tego na własnej skórze. Przez wzgląd na pewne niezgodności, musieliśmy brać pod uwagę dodatkowy środek, truciznę, z którą dotychczas się nie spotkaliśmy. W połączeniu z serum wyniszczała Nocnego o wiele szybciej i boleśniej, niż byśmy tego chcieli.
– Tylko co to może być? – myślałam na głos, w nerwowym odruchu pocierając dłonią kark. – Co jeszcze wyniszcza organizm wampirów? Przecież to nie może być jad…
Mój brat posłał mi zdumione spojrzenie. Zmarszczyłam brwi, kiedy gwałtownie poderwał się do pionu i zaczął spacerować po pomieszczeniu. Nie sądziłam, że tak bardzo przejmie się losem Turnera.
– Muszę go zobaczyć – wykrztusił, spoglądając na mnie błagalnie. – Chyba wiem, co to jest, Kitty.
Wstałam, podtrzymując się ramy starego łóżka.
– Co, Mas? Co to jest?
– Nie chcę siać paniki. – Uniósł dłoń w ostrzegawczym geście, kiedy otworzyłam usta, by zacząć się z nim wykłócać. – Dlatego najpierw chciałbym go zobaczyć i na własne oczy przekonać się, że mam rację.
Perspektywa wypuszczenia Masona na wolność, nawet jeśli tylko na chwilę, nieszczególnie przypadła mi do gustu. Podobnie myślał pełniący pieczę Nocny, bo pojawił się w progu izolatki i spojrzał na mnie wymownie.
– Koniec odwiedzin, Królowo.
Przeniosłam wzrok na Masona, który zaprzestał swojego gorączkowego wydeptywania ścieżki od parapetu do łóżka i czekał na moją decyzję. Postawiona pod ścianą naprawdę nie wiedziałam, którego wampira powinnam posłuchać. Strażnik miał rację i ceniłam to, że próbował odwieść mnie od podjęcia decyzji, której najprawdopodobniej mogłabym później żałować, jednak z drugiej strony nie umiałabym sobie wybaczyć, gdyby okazało się, że miałam szansę ocalić Cole’a, ale spanikowana postanowiłam z niej zrezygnować.
– Jeden fałszywy ruch, a przysięgam, że nie będę miała żadnych skrupułów, by złamać ci kark.
Mason sztywno skinął głową. Podszedł do mnie i, ku mojemu szczeremu zaskoczeniu, złapał mnie za rękę.
– Będę grzeczny – obiecał żarliwie, prowadząc mnie do wyjścia.
Stojący w progu strażnik nie zamierzał jednak tak łatwo nas przepuścić. Bałam się, że nie obejdzie się bez rękoczynów lub perswazji. Ostatecznie jednak zmiękł i zszedł nam z drogi. Słyszałam jego kroki tuż za plecami, co świadczyło o tym, że mimo całej listy przeciwskazań, której dzięki Bogu nie zamierzał mi prezentować, nie planował mnie tak po prostu porzucić.
– Ale pustki – szepnął do siebie Mason, rozglądając się po korytarzu. – Gdzie twoi poddani, Królowo?
Spojrzałam na nasze złączone dłonie, upewniając się, czy uścisk nie był zbyt słaby. Mason tak dawno nie obcował z ludźmi, że na widok publiczności w salonie mógł zacząć wariować. A tego wolałam uniknąć.
– Pewnie polują – odparłam ogólnikowo, nie chcąc się rozpraszać. – Jest w końcu noc.
Mason tylko skinął głową, usatysfakcjonowany taką odpowiedzią. Szedł posłusznie tuż obok mnie, przemierzając u mego boku kolejne korytarze. Im bliżej znajdowaliśmy się salonu, tym głośniejsze stawały się krzyki Cole’a. Pomiędzy jego agonalnymi okrzykami dawało się wyłapać chłodne polecenia Williama, w którego ręce złożyłam los Turnera.
Kilkoro zgromadzonych w pomieszczeniu Nocnych zaprzestało wykonywanych czynności, kiedy wraz z Masonem przekroczyliśmy próg. Will posłał mi spojrzenie mówiące wszystko – wampir nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy. Od samego początku był za tym, żeby skrócić Masona o głowę, a tym samym pozbyć się zbędnego balastu. Broniłam jednak brata, jak mogłam, wmawiając innym, że jeśli trochę się nad nim popracuje, stanie się użyteczny. Mijały jednak tygodnie, a Mas, zamiast wracać do zdrowia, całkowicie podupadał. Z jego psychiką działo się coś, czego nikt tak naprawdę nie potrafił wytłumaczyć.
– Rozejść się – rzuciłam chłodno, przepychając się w kierunku kanapy i ułożonego na niej Cole’a.
Nocni posłusznie wycofali się pod ścianę, aby przyglądać się zaistniałej sytuacji z bezpiecznej odległości. Choć w tamtym momencie skupiałam się przede wszystkim na Turnerze, byłam wdzięczna za ich obecność.
Cole nie wyglądał najlepiej. Mimo że od momentu, w którym zostawiłam go pod opieką Williama, nie mogło minąć więcej niż dwadzieścia minut, wyniszczające jego organizm trucizny zmieniły go nie do poznania. Przekrwione, pełne łez oczy stały się mdłe i dziwnie wyblakłe. Mgła, która je zasnuła, sprawiała, że jego twarz przybrała grobowy, pozbawiony życia wyraz. Gdyby nie to, że od czasu do czasu drżał w konwulsjach, wykrzykując kolejne niezrozumiałe słowa, mogłabym pomyśleć, że mam przed sobą lalkę, stworzony na potrzeby teatru rekwizyt.
Mason pochylił się nad Turnerem, obejmując uważnym i o dziwno dość trzeźwym spojrzeniem całe jego ciało. W pewnym momencie złapał Nocnego za nadgarstek i jednym pewnym ruchem podciągnął rękaw jego koszuli. Guzik z mankietu wystrzelił gdzieś w bok, roztrzaskując się na podłodze, ale to nie nim w tamtym momencie się zadręczałam. O wiele poważniejszy problem miałam przed sobą. Przedramię Cole’a pokryte było siateczką czarnych, nabrzmiałych żył, które wyglądały, jakby mogły w każdej chwili pęknąć. Szybko okazało się, że nie tylko naczynia krwionośne na jego ramionach wyglądają w ten sposób. Sieć czarnych żył pokrywała cały jego tors i szyję, zbiegając się na wysokości serca, gdzie przybierały najintensywniejszą barwę.
– Co to jest? – wyszeptałam wstrząśnięta, oglądając się na Williama.
Nocny w odpowiedzi jedynie pokręcił głową. Choć był ponadprzeciętnie inteligentny i przeżył więcej, niż wszyscy zebrani w tym pomieszczeniu, nie znał odpowiedzi na to konkretne pytanie.
– Mamy dwa wyjścia – odezwał się Mason, nie odrywając wzroku od pulsujących żył na ciele Cole’a. – Możemy go zabić, a tym samym ukrócić jego męki albo…
– Albo? – warknęłam. Cała ta sytuacja zaczynała mi się coraz mnie podobać. – Nie zabiję Cole’a, zapomnij! Nie pozwolę, żeby kolejna bliska mi osoba zginęła, bo ty masz takie widzimisię!
– To nie jest moje widzimisię tylko Jej! – wrzasnął Mas, wyrzucając ramiona w geście irytacji. Coś w jego spojrzeniu podpowiadało mi, że popełniłam błąd, wypuszczając go na wolność. – Kiedy w końcu zrozumiesz, że ja nigdy nie byłem dla ciebie zagrożeniem? Robiłem te wszystkie złe rzeczy, bo mi kazano, Kitty.
Nie chciałam porzucać tego tematu, ale sytuacja tego ode mnie wymagała. Cole wyglądał z każdą chwilą coraz gorzej. Jego ból pomału zaczynał przechodzić również na mnie. Skuliłam się, podzielając najnowszą falę jego cierpienia. To doświadczenie jedynie utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie mamy do czynienia jedynie z serum czosnkowym. Ból, który odczułam, był niczym w porównaniu z tym wywoływanym przez specyfik Dziennych.
– Catherine! – Will rzucił się w moją stronę. Dotknął mojej twarz, sprawdzając poziom obrażeń. Nie był jednak w stanie niczego dostrzec, albowiem ta batalia rozgrywała się w moim wnętrzu.
Wzięłam głęboki oddech, próbując narzucić swoistą zasłonę na łączącą mnie z Turnerem więź. Wiedziałam, że dopóki nie przyćmię przepływających od niego uczuć, nie będę w stanie logicznie myśleć.
– Wspominałeś o alternatywie – rzuciłam, posyłając bratu zdesperowane spojrzenie. – Co nam pozostaje?
Mason przytrzymał głowę szamoczącego się Turnera i sprawdził stan jego oczu. Z przerażeniem dostrzegłam, że zaczęły one zachodzić krwią.
– Potrzebuję noża, Kitty. Natychmiast.
– Powiedziałeś, że jest inny sposób! – wrzasnęłam, wyrywając się z objęć Williama, aby dopaść brata. – Mówiłeś, że nie trzeba go zabijać!
– Nie chcę go zabić, idiotko! – Mason, podobnie jak ja, przez cały czas zwracał się podniesionym głosem. – Musimy spełnić ostatni warunek przemiany, zanim będzie za późno... A teraz niech ktoś mi da ten cholerny nóż!
Zamrugałam, aby upewnić się, że całe to wariactwo naprawdę miało miejsce.
– Przemiany? – powtórzyłam. – O czym ty mówisz? Mas!
Nim ktokolwiek z nas zdążył go powstrzymać, Nocny chwycił stojący na półce wazon i roztrzaskał go o kant mebla. Jednym z większych odłamków szkła przeciął sobie skórę na nadgarstku, a następnie przyłożył krwawiącą ranę do ust Turnera.
– Dalej, durny kochasiu, pij to – mruknął, nieco potrząsając dłonią.
Patrzyłam na rozgrywającą się przede mną scenę bez słowa, zbyt sparaliżowana ze strachu, by jakkolwiek zareagować; nie mogłam się ruszyć czy też w jakiś sposób powstrzymać brata. Chociaż nie powinnam zapominać o tym, że kiedy ostatnim razem pozwoliłam sobie zaufać Masonowi, mój ukochany skończył martwy, w głębi serca chyba naprawdę uwierzyłam, że to zadziała.
Jakie też było moje zdziwienie, kiedy Cole przestał się wyrywać, a z zapałem zaczął pić krew Masona. Im dłużej się pożywiał, tym mocniej zaczynał przypominać dawnego siebie. Jego żyły powoli blakły, wracając do pierwotnej postaci.
Mason, uznawszy że taka ilość wystarczy, odsunął się od niego. Zacisnął zdrową dłoń wokół krwawiącego nadgarstka, czekając, aż rana się zasklepi. Jednak z racji, iż Nocny już od jakiegoś czasu był wykończony i odwodniony, a teraz dodatkowo stracił sporo krwi, jego ciało nie rozpoczęło regeneracji. Wahałam się tylko przez moment. Widząc jednak, że Cole ma się dobrze, a jego oddech wraca do normy, wysłałam jednego z Nocnych do kuchni po torebkę z krwią dla brata. Sama w tym czasie podprowadziłam go do krzesła, aby nie musiał dłużej się męczyć.
– Dałeś mu za dużo – zganiłam go, nagle czując względem brata przypływ cieplejszych uczuć.
Mason zamrugał sennie i posłał w moim kierunku ciepły uśmiech.
– Dla ciebie wszystko, Kitty.
Podałam mu torebkę z krwią, jednocześnie delikatnie klepiąc po ramieniu. Słowa podziękowania nie chciały przejść mi przez gardło. Miałam jednak nadzieję, że ten gest jak na razie mu wystarczy.
Zleciłam stojącej nieopodal wampirzycy, aby miała oko na Masona, sama zaś wróciłam do Cole’a. Nocny, choć wyglądał już o wiele lepiej, wciąż się nie przebudził. Gdybym tylko nie słyszała jego miarowego oddechu, mogłabym zacząć wątpić w powodzenie planu brata.
Przyklęknęłam obok kanapy, aby znaleźć się na wysokości twarzy Turnera. Mimo zapewnień Masona, że już po wszystkim, ja nadal nie czułam się pewnie. Moja więź z Cole’m została naruszona, wiedziałam więc, że coś się nie zgadza. Nie potrafiłam jednak zorientować się, w czym tak naprawdę tkwił problem. Chociaż Turner nie umarł, jego emocje w mojej głowie przycichły.
– Dlaczego podałeś mu swoją krew? – zapytałam, nie patrząc na brata. – Moja powinna skutecznie wyleczyć go ze skutków działania serum. I każdej innej trucizny! – dodałam, na moment tracąc panowanie nad swoim głosem. – Nie bez powodu jest taka wyjątkowa!
Mason milczał, czym wyprowadził mnie z równowagi. Wdzięczność, jaką jeszcze niedawno odczuwałam względem niego, wyparowała.
Z reguły nie zachowywałam się aż tak impulsywnie… Co się ze mną działo?
– Odpowiadaj! – wykrzyknęłam, w dwóch susach dopadając do jego krzesła. Mason skulił się, ale nadal uparcie milczał. – Odpowiadaj, do jasnej cholery! – powtórzyłam, tym razem wspomagając się perswazją.
– Jestem pierworodnym z linii Iwanowów – oznajmił nieco mechanicznym głosem, co było wynikiem rzuconego na niego czaru wpływu. – A ty jesteś moją siostrą, Catherine. Moją rodziną. Moją krwią.
Cofnęłam się nagle, zaskoczona jego odpowiedzią. Chociaż wiedziałam, do czego zmierzał, prawda nie potrafiła do mnie tak po prostu dotrzeć.
– To niemożliwe. To ja jestem sobowtórem! Moja krew posiada magiczne zdolności.
– Ja też swoje potrafię – mruknął ogólnikowo. – I wierz mi, to naprawdę nic przyjemnego.
Spojrzałam na Williama, równie zszokowanego całą tą sytuacją, szukając u niego pomocy. Nocny pokonał dzielący nas dystans i objął mnie, ofiarując swoje wsparcie. Nie lubiłam okazywać słabości, szczególnie w towarzystwie, ale ten dzień był wyjątkowo ciężki nawet jak dla mnie. Epizod w barze, wcześniejsza kłótnia z Larissą, halucynacje o zmarłym chłopaku, zwierzęca krew i wieść o ciąży… A na domiar wszystkiego zainfekowany krwią i jadem Masona Cole.
Koniec tego dobrego, abdykuję. To gówno po prostu mnie przerasta.
– A więc twoja krew… nasza…
– Nie jestem w stanie dorównać ci pod żadnym względem, Kitty. Ale, jak widać, ja również mogę tworzyć mieszańców.
Jedyną hybrydą, jaką znałam, była Dehlia, staruszka, którą poznałam w Montanie. Na samo wspomnienie jej szkarłatnych ślepi i dwóch rzędów kłów przeszedł mnie dreszcz.
– A więc Cole będzie…
Chciałam powiedzieć wyjątkowy, ale jak zwykle pesymistycznie nastawiony do życia Mason mnie uprzedził:
– Jeszcze gorszy? O tak, jestem tego więcej niż pewny.

I wtedy, jak na zawołanie, Turner otworzył oczy, ukazując wszystkim zebranym w salonie swoje zupełnie odmienione tęczówki.



†††††



Hej, cześć, dobry wieczór! Dziś krótko, bo jak zapewne widać już wyżej, kompletnie nie mam weny. Mam wrażenie, że spieprzyłam ten rozdział. A już tym bardziej postać Catherine. Jej charakter od zawsze dawał mi większe pole do popisu - wiadomo szaleństwo, zły sobowtór i takie tam - jednak mam wrażenie, że jej ciążowa wersja, to okropna wersja. Ale popracuję nad tym. Nie chcę zrobić z niej jakiejś płaczliwej idiotki, wystarczy że i tak o niczym na razie nie wie i krąży wokół kolejnych tajemnic, irytując wszystkich wokół - w tym mnie. 
No ale, mnie rzadko kiedy coś naprawdę się podoba, a już szczególnie moje rozdziały. Ostateczna ocena jak zwykle należy do Was :)
Jak wiadomo, zaraz zacznie się wrzesień. Maturalna klasa na pewno nie będzie miłym doświadczeniem. Ale postaram się znaleźć nieco czasu również dla Was. Matura z biologii może poczekać, cholera jasna. Mam AC do skończenia!

Dziękuję za wszystkie wyświetlenia i komentarze. Jesteście cudowni! Uszczęśliwiacie mnie niezmiennie od blisko dwóch lat i chyba nigdy mi się to nie znudzi ;p
Ściskam, K.

3 komentarze:

  1. Cześć starcze!

    Chciałabym się móc w pełni skupić na czytaniu rozdziału, na który czekałam od tak dawna, ale CHOLERA JASNA, mój laptop pracuje głośno jak kosiarka. Nie wyczymie z nim, no. Nawet sobie żadnej muzyki nie mogę puścić od tygodnia, nic nie napiszę, bo on tak napierdala, że mnie już łeb boli. Muszę w niego uderzać co jakiś czas, żeby się uciszył. Nie wiem jak to uczyniłam, że zepsułam laptop już po dwóch miesiącach, ale za momencik chyba zdecyduję się go wywalić przez okno. (Ale przynajmniej klawiatura działa…)

    Przepraszam za przydługi wstęp, mający wyjaśniać moje bardziej niż zwykle gwałtowne reakcje. Zazwyczaj mam ochotę zniszczyć wszystko wokół, ale nieregularny szum i moja boląca już od uderzania dłoń wręcz mówią same za siebie.
    A więc jest! Rozdział 58 w końcu widnieje na witrynie. Nawet nie masz pojęcia jak ja nie mogłam się doczekać. Ostatecznie, to moja ulubiona powieść wszechczasów. :D Nie będę więc już nawet starać się udzielać jakichś rad, czy próbować cię upominać. Ja po prostu, jak FanGRILL 100%, będę spisywać swoje chaotyczne myśli z główki prosto w komentarz. Przygotuj się!

    Mason to zły brat dla Catherine. Ale z Kateriną znów Mas tworzy niezłe rodzeństwo. W sumie, ciekawe jak by zareagowali ich rodzice, gdyby zobaczyli ich w miejscu, w którym obecnie się znajdują. Synuś to chory psychicznie Nocny, więzień, który chce rozszarpać swoją siostrę używając wyłącznie zębów i paznokci. Córeczka jest królową złych potworów Nocy, która chce zaatakować akademię i zaszła młodo w ciąże ze swoim chłopakiem, którego zabiła. A myślałam, że w „Ukrytej Prawdzie” pokazali już wszystkie możliwe patologie rodzinne. Nie, jednak może być gorzej.
    „Nie przybyłaś tu kierowana siostrzaną miłością.”?! Mason, ty cholerny hipokryto! Mam ci przypomnieć przez kogo twoja siostra jest królową zła, mroku i ciemności. Czekaj, może ja mam jakąś zaburzoną rzeczywistość. Jako, że mam możliwość, to powrócę sobie do tego nieszczęsnego dnia, daj mi sekundkę…
    „– Mniej więcej – podłapał, uśmiechając się szyderczo. – W moim odczuciu znaczy to mniej więcej tyle co „napój swoją krwią i przemień”.” MASON, (pozwól, że powtórzę) TY CHOLERNY HIPOKRYTO. Jak możesz w swojej sytuacji wypominać KOMUKOLWIEK brak miłości do rodzeństwa?! Ja przepraszam bardzo, że się tak denerwuję na byle gówno, ale przecież ostrzegałam. Nie piłam zresztą kawy od tygodnia i czuję potrzebę wydrapania komuś oczu, a ty się wręcz o to prosisz! A Cat chce z kimś takim żyć w zgodzie? Wiem, miłość do wszystkich Nocnych. Brat. Rodzina. Więzy krwi.
    Ej, a jakbym go pozbawiła krwi, to nie łączyłyby ich już więzy krwi? No bo w końcu by jej nie miał, więc… No, chyba że to nie działa tak dosłownie…
    Ooo! To wujek już zna płeć dziecka! Znaczy, ja wiedziałam od początku, ale nie wiedziałam, że on już na tym etapie ciąży wie takie rzeczy… A nie, chwila, klątwa. Śmierć, zniszczenie, przedłużenie przekleństwa. No, jasne. Jestem bardzo nieuważnym czytelnikiem, musisz mi to wybaczyć. Gdybym się gdzieś jebła (np. na górze z Masonem), to mi mów, starcze. Ja wiem i rozumiem. Cat straciła swoje człowieczeństwo, ja straciłam osobę, która ściągała całą moją uwagę i nie potrafiłam się skupić na innych wątkach. Przepraszam.

    Kiedy czytam „brzemienna” nie myślę o normalnej ciąży, ale o niepokalanym poczęciu. XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. CZ. II (bo komentarz dłuższy, niż moje rozdziały xD)

      Wiesz, wyniosłam pewne nauki z Gry o Tron. W sytuacji, kiedy wiesz, że nawet twoja siostra nie wypuści cię z izolatki, a ty masz szansę z niej wyjść, to każdy ogarnięty człowiek starałby się to zrobić. Może nawet powiedzieć, co stało się z Colem, ostudzić czujność wszystkich wokół i spierdzielić przez okno, jak prawdziwy bohater. Tylko honorowi i krystaliczni bohaterowie unikają takiej szansy i ryzyka. Bo jeśli nie w ten sposób, to w jaki? Płaszczyć się przed siostrą przez dni, tygodnie, miesiące? Mało przyjemna perspektywa.
      No i jeszcze, kuźwa, nikogo nie ma w środku. Jest lepszy moment, by uciec?

      HYYYY! CZEKEJ. Czy to możliwe, żeby Nocny przemienił się znów w Dziennego? Albo może w coś jeszcze innego… No w końcu przemiana, naruszenie więzi. Coś jest na rzeczy, mówię ci.
      OŁ MAJ GASZ, ON BĘDZIE HYBRYDOWY! JAK MÓJ LAKIER XDD
      Taka ekologiczna hybryda i takie tam. Już nie będzie taki szeksi, co, Kitty-Kat?

      O, staruszku ty! Aleś się teraz wkopała. No, no. Ja muszę dostać następny rozdział. Już! Jeszcze dzisiaj! Tera to ja ci nie dam spokoju, nawet sekundy. Gówno mnie tam obchodzi, klasa maturalna, prawko. Rozdział ma być i koniec, no bo ja tutaj taki niedosyt mam zupełny, kompletny, że no nie wiem co nawet piszę właśnie.
      Ale ty ZAWSZE musisz marudzić. Jak możesz tak nawet mówić, gdy ja kocham tę historię, ja kocham ją nad życie! Nie pisz tak więcej, bo mi się moja choroba psychiczna pogorszy, już czuję ból w prawej skroni, to źle wróży. Nie możesz mnie tak dołować. No bo jak ty masz jakieś wąty do Akademii, to jak tobie muszą się moi Zabójcy nie podobać, jak to nawet do pięt nie dorasta temu ideałowi!
      Pozwól mi więc, że się oddalę i postanowię pozostawić bez komentarza moje dzisiejsze wypociny, które właśnie przeczytałaś, bo poziomu mojego nieogaru nie da się ująć w żadnym języku tego świata.
      Mam nadzieję, że ty już zabierasz się za pisanie, nie obchodzi mnie brak weny, nic a nic. Ani nawet ten słodki piesek nie usprawiedliwi cię przed zaniechaniem tworzenia. Bo jak nie to łopata, a twoje rączki już same ze strachu będą się przesuwać po klawiaturce. ;**

      Lofki, kiski, forewerki,
      NA ZAWSZE NIEWOLNICA TWA I CIERPIĄCA Z POWODU ŻAŁOŚNIEJ EGZYSTENCJI SWOJEJ GABRYJELA BERYNASI.

      Usuń
  2. Co tu się wydarzyło? O__O Dobra, chwila, bo jeszcze przetwarzam.
    Catherine jest zmienna jak chorągiewka. Nic zaskakującego, zważywszy na jej stan, ale w przypadku kogoś takiego jak ona, to zdecydowanie nic dobrego. Jeszcze Mason działa jej na nerwy, co w sumie mnie nie dziwi, bo facetowi nieźle odwaliło. Chociaż w tym rozdziale wypadł niemalże na postać pozytywną, co pocieszające. To Cath potraktowała go o wiele ostrzej, niż sobie na to zasłużył, a przynajmniej ja to tak odebrałam.
    No tak, w końcu są rodzeństwem. On wbrew wszystkiemu za nią tęskni, nawet jeśli trudno mu to okazać tak, jak powinien. Gdzieś się pogubił, ale ciągle mam wrażenie, że mógłby się jeszcze odnaleźć. Sęk w tym, że nie pomagają mu, trzymając go w zamknięciu, a i Catherine jakby… odcięła się od niego. Może nieświadomie, tak jak i z premedytacją raczej nie odsuwa od siebie wspomnienia Daniela, ale jednak go rani. Kłamiąc na temat własnych pragnień, również.
    Pozwolę sobie przemilczeć kwestię tego, kto wpływał na decyzje Masona, bo podejrzewam, że wiem, a nie chcę palnąć nic przedwcześnie. :) Za to jestem z niezłym szoku po tej akcji z krwią. Skoro nawet Nocni się tego nie spodziewali, to coś zdecydowanie jest na rzeczy.

    Nessa

    OdpowiedzUsuń