sobota, 19 grudnia 2015

Rozdział 16




"Gdybyś mógł zrozumieć znaczenie tragedii
Na pewno byłbyś zdumiony, że to ja i ty.
Gdy przychodzi co do czego, nie dajesz nic od siebie.
Więc płakałam, płakałam, płakałam.
A teraz żegnam się.
Nie dam robić z siebie głupca.
Nie nazywaj tego miłością.
Och, jesteś moją tragedią..."



Miałam wrażenie, że nawet powietrze w sali przestało drżeć. Świat stanął w miejscu - jak za pierwszym razem, gdy się całowaliśmy. Starałam się, ogromnie się starałam nie zwracać na niego uwagi. Na to, w jaki sposób czarna koszulka opinała jego muskularne, muśnięte opalenizną ramiona, jak jego jadeitowe oczy błyszczały w świetle jarzeniowych lamp. A nawet na te idealnie wykrojone wargi w brzoskwiniowym kolorze, które delikatnie rozszerzyły się na mój widok.
Unikałam go cały dzień. Nie było to trudną sztuką, bo on również nie był tym, który chciałby mnie odnaleźć. Więc teraz wpatrywaliśmy się w siebie - zaskoczeni, zawiedzeni, wściekli. Moje emocje były lustrzanym odbiciem tych jego. Naraz poczułam zimny i gorący podmuch. Zrobiło mi się słabo, ale dzielnie trzymałam się na nogach.
Jak powinnam zareagować? Nie, Evans, nie będziesz płakać. Rzadko kiedy płaczesz. A na pewno nie przez faceta. Odpuść.
Przybrałam więc obojętną minę i usiadłam na przyniesionym przez Cody'ego krześle, wyciągając z kieszeni bluzy telefon.
Czułam na sobie czujne spojrzenie Daniela, więc podniosłam wzrok - tylko na niego. Nie uśmiechnęłam się, ale chyba dostrzegł w moich oczach, że mój stan jest stabilny, bo lekko się odprężył.
I stanął na macie naprzeciwko Cole'a.
Och, no jasne. Bo mało mam wrażeń jak na jeden dzień. Boże, dlaczego faceci są takimi idiotami?
Żeby zająć czymś ręce i przestać nerwowo zerkać w stronę rozgrzewających się chłopców, napisałam do Lydii SMS'a. Miałam nadzieję, że jeszcze nie śpi.


Ratuj, Kiełku. Cole przyszedł na Nocny Trening.

JESTEŚ NA NOCNYM TRENINGU?!

Nie mówiłam ci? Gdzie ja, tam i Shane. I odwrotnie.

No i jak tam jest? Faceci pozdejmowali koszulki?

Panienko Sky, wcale mi panienka nie pomaga!

Och, no dawaj. Nie trzymaj mnie w niepewności!
Ja też chcę mieć tej nocy kolorowe sny!

Ja rozumiem, że już jest późno, ale naprawdę,
 nie miałam cię za taką!

To nie ja śpię w jednej sypialni z facetem rzeźbionym
przez samego Rafaela Santi!

Chwila. Widziałaś Daniela nago?!

No a ty nie?


Parsknęłam śmiechem, co przykuło uwagę kilku walczących. Zarumieniłam się i spuściłam wzrok z powrotem na swoje dłonie i trzymany w nich telefon.


Dobra, Kiełku. Teraz to serio mnie przerażasz.

Dobra, wracamy do Cole'a. Co zrobiłaś, jak go zobaczyłaś?
Wybiegłaś z płaczem?

Twoja wiara we mnie jest imponująca.

ZMIENIASZ TEMAT!

Ach, tak? To nie ja zaczęłam!

Mam ci pomóc czy nie?

TAK!

Moja rada: Tylko się nie rozbecz.

Mam nadzieję, że tylko wyrwana z łóżka trochę
po północy dajesz takie durne rady.

Twoja wiara we mnie jest imponująca.

Wiesz, że nadal nie wiem, co zrobić, prawda?

Ja nawet nie wiem, o co wam poszło.

Powiedziałam, że albo zostanie ze mną,
ale ja niczego mu o sb nie zdradzę, albo odejdzie.

I odszedł.

Tak właściwie to ja wyszłam.
 Ale on mnie nie zatrzymywał.

Trochę dupa.

Łagodnie mówiąc.

Może najlepiej nic nie rób. Swoje powiedziałaś.
Pora na jego ruch.

A jeśli on go nie wykona?

To odpuścisz. Szkoda czasu na faceta,
który boi się zawalczyć o kobietę.

Dobra, Kiełku. Idź spać. Bredzisz.

Tak, Evans. Ja ciebie też.

Dobranoc :*


W odpowiedzi dostałam całe morze całuśnych buziek i próśb o kilka fotek roznegliżowanych kolesi z sali.
Zbyłam ją prychnięciem.
Dobra. Okay. Nic nie robić. Pora na jego ruch. Przyjęłam.
Podniosłam wzrok i zlustrowałam spojrzeniem walczących. Słabo mi się robiło, gdy widziałam te do perfekcji opanowane kocie ruchy. Ja też miałam umieć tak walczyć? Czy ta gracja, lekkość jest zapisana w naszych wampirzych genach? Z tańcem za dobrze mi nie szło. Jak więc miałam nauczyć się walczyć?
Pociągnęłam solidny łyk wody zostawionej mi przez Daniela. Już zaczynałam się nudzić, a szyja bolała mnie od nakazywania sobie, by nie spoglądać w prawo. Jak długo trwały Nocne Treningi? Kiedy ci ludzie w ogóle spali?
Moje obawy miały zostać rozwiane, kiedy podszedł do mnie Daniel i napił się z tej samej butelki co ja.
- Długo jeszcze? - spytałam.
- A co, zmęczona?
- Cóż, bycie nocnym markiem dwa dni pod rząd bywa nieco uciążliwe.
- Jeszcze godzina, księżniczko. - Mrugnął do mnie, odrzucając butelkę. - Wytrzymasz, czy rzucisz się któremuś z nas do gardła?
- Dzisiaj tylko ty jesteś na mojej liście, Shane.
- Cóż za zaszczyt, Evans.
Wywróciłam oczami, kiedy odchodził. Boże, ten facet irytował mnie jak nikt inny!
- Jesteście blisko, co?
Zdumiona podniosłam wzrok na stojącą obok mnie Sophie.
O czym ta wymalowana paniusia do mnie mówiła?
- Dość - odparłam wymijająco. Zważywszy na to, że powiedział mi o samobójstwie swojej siostry, chyba byliśmy na etapie bliższych relacji.
- I mieszkacie razem?
Przyjrzałam się jej z ukosa. Do czego piła? Czyżby chciała wyciągnąć ze mnie trochę materiału na świeże ploteczki?
- Mieszkamy, ale wydaje mi się, że nie powinno cię to interesować.
- Wiesz, Daniel to mój chłopak. - A jednak! - Chyba mam prawo wiedzieć to czy tamto.
- Nie jestem ,,tym" czy ,,tamtym" - zauważyłam szorstko.
Sophie rozciągnęła swoje muśnięte błyszczykiem wargi w złośliwym uśmieszku.
- Cholera cię wie, Evans - oświadczyła. - Boisz się słońca, teraz jeszcze Daniel łazi za tobą krok w krok. Co przeskrobałaś?
- Jeszcze nic. Ale uważaj na słowa, bo zajmę się twoją upudrowaną buźką.
- Nie groź mi, Dziwko Nocnego - wysyczała. - Bo ja też mogę zmienić twoje życie w koszmar.
- Za wiele w nim nie zmienisz, wierz mi.
- Wystarczająco jednak, byś odpieprzyła się od mojego chłopaka.
- Sophie! - Do naszych uszu dotarł donośny krzyk Cody'ego. - Wracaj do ćwiczeń!
- Nie ciesz się na zapas, Dziwko Nocnego - wyszeptała Sophie na odchodnym. - Jeszcze będziemy miały okazję by... porozmawiać.
Miałam ogromną ochotę, by rzucić jej się do gardła. Wiedziałam jednak, że w tej bitwie to ja bym poległa. W porównaniu z tą wyszkoloną maszyną do zabijania, ja byłam dopiero żółtodziobem.
Więc spokojnie, Evans. Daniel cię rozniesie, jeżeli skrzywdzisz innego ucznia, albo, w najmożliwszym przypadku - siebie.
Dostrzegłam zaniepokojone spojrzenie Daniela. Czyżby wszystko słyszał? Nawet jeśli, nie przejął się tym zbytnio, bo powrócił do treningu. Więc i ja postanowiłam nie martwić się dość przykrym przydomkiem, którym uraczyła mnie Sophie.
Żeby nie musieć patrzeć na jej zmarszczoną w złośliwym wyrazie twarz, spoglądałam w drugą stronę - na chłopców.
Kiedy patrzyłam na walczących uczniów czułam zachwyt i podziw. Czułam również łączącą ich więź. Dostrzegałam harmonię w ich ruchach. Chłopcy potrafili odgadywać na zmianę swoje ciosy, przewidywali każdy swój wzajemny krok. Rozumieli się bez słów. Mogłam mówić, że mnie i Daniela coś łączy. Jednak w porównaniu z więzią łączącą tą dwójkę, nasza była niczym. Relacja tych dwojga była niesamowicie prawdziwa i trwała, zawarta zapewne jeszcze na długo przed ich przystąpieniem do Akademii. Nie zniszczył jej czas, odmienne style życia. Jedynym, co mogło ich poróżnić - i zrobiło to - byłam ja.
Turner był żywiołowy jak ogień a Shane - nieprzewidywalny jak woda. W jakiś pokrętny sposób jednak stanowili całość. Dopełniali się. Jednak czułam, że coś między nimi się zmieniło. Choć nadal byli gotowi oddać za siebie życie, ich relacje się ochłodziły. Coś w spojrzeniu Cole'a mówiło, że czuje się zraniony. Za co? Po co?
Daniel znów uraczył mnie przelotnym spojrzeniem. Cole dostrzegł jego gest, a mięsień na jego policzku niebezpiecznie zadrżał.
Och, Turner, nie rób zadymy! Nie dziś! Za późno. Boże... Och Boże, za co?
Żaden ze stojących obok wampirów nie zdążył zorientować się w sytuacji. Nawet Daniel, który znał przyjaciela na wylot, nie przewidział tego, co się stanie. Nie minęła sekunda, a Shane leżał na macie, zaciskając dłonie na i tak naruszonej dziś przeze mnie szczęce.
Zerwałam się z krzesła, ale byłam zbyt sparaliżowana, by podejść do nich jak reszta grupy.
Czemu Daniel jest tak cicho? Co się stało?
Najgłośniej dramatyzowała Sophie. Podczas gdy opanowany Cody wydawał polecenia i starał się ustalić, czy Daniel jest przytomny, ona darła się wniebogłosy, zagłuszając go.
- Daniel? Daniel, kochanie, misiu, słyszysz mnie? Misiaczku!
W końcu przełamałam się i podeszłam bliżej. Tłum rozstąpił się, wpuszczając mnie do środka, jakbym mogła jakkolwiek pomóc poszkodowanemu.
Po chwili już wiedziałam, czemu tak zrobili.
- Cat? Cat, księżniczko?
Och, Shane, ty idioto! Musisz prowokować obu naszych wrogów?
- Tak? - Delikatnie, acz stanowczo odepchnęłam od Daniela Sophie, która zasyczała na mnie. W dupie cię mam, suko. On potrzebuje tlenu! - Och, Shane, chyba porządnie zarobiłeś, skoro to mnie wołasz w takiej chwili.
Spróbował się uśmiechnąć, ale w konsekwencji tylko zawył z bólu.
- Jeszcze nie umieram, Evans. Nie ciesz się.
- Ciii - szepnęłam. - Nic już nie mów.
- Żeby cię w ten sposób uszczęśliwić?
- Och, zamknij się w końcu, albo dołożę ci własnoręcznie - zagroziłam.
- Trzymaj lód, Danielu. - Cody ukucnął obok nas i przyłożył zimny woreczek do opuchlizny i rozcięcia na wardze, z którego powoli sączyła się krew. - Jak się czujesz? Kręci ci się w głowie? Masz mroczki przed oczami? Duszności?
- Chcę się tylko położyć - wychrypiał Shane. - Poza tym nic mi nie jest.
- Więc niech ktoś odprowadzi go do sypialni - zarządził Cody, po czym wskazał na chłopaka imieniem Enzo. - A ty, Cat, skołuj więcej lodu. Gdyby mu się pogorszyło, od razu idźcie do pielęgniarki. Możecie mieć ciężką noc.
- Nie pierwszą - mruknęłam, wstając.
Enzo pomógł Danielowi wstać i wyprowadził go z sali. Nie wyglądał tak źle, sam w końcu utrzymywał się w pionie. Ale czułam, że jest wykończony. Cole rozdrażnił ranę, którą ja mu dziś zadałam. Opakowanie proszków przeciwbólowych mogło mu nie wystarczyć, aby przetrwać noc.
Poczekałam aż sala opustoszeje i wróciłam po swój telefon. Kierując się z powrotem na górę, pomyślałam o tym, żeby zabrać ubrania Daniela. Wiązało się to jednak z wejściem do męskiej szatni.
I prawdopodobną konfrontacją z Cole'm. A teraz już nie wiedziałam, czy chciałam go oglądać.
Bądź dzielna, Evans!
Wparowałam do szatni, nawet nie pukając.
I, jasna cholera, znalazłam się w raju. Lydia mi nie uwierzy, kiedy jej o tym opowiem.
Na moje (nie)szczęście chłopcy zdążyli rozebrać się tylko do połowy. A przynajmniej ci, którzy byli na widoku. Słyszałam lecącą spod pryszniców wodę. Czemu kabiny były gdzieś ukryte?
Skup się, Evans!
O, Cole. No jasne. Tylko tego mi brakowało. Jak kończyć dzień, to z pompą.
- Przyszłam... - Odwróć wzrok, Catherine. Natychmiast. Nie patrz na klatę Cole'a. On cię już nie interesuje, zapomniałaś? - Przyszłam po rzeczy Daniela.
Dwunastu opalonych, muskularnych chłopców spojrzało na mnie.
- To tamta torba - wskazał skinieniem głowy jeden z nich.
Na nogach jak z waty podeszłam we wskazane miejsce i zaczęłam pakować do sportowej torby ciemne dżinsy, koszulkę i buty Shane'a. Przez cały ten czas czułam na sobie spojrzenia zebranych. Żaden z nich jednak wcale się nie odezwał. Nawet Cole, chociaż on zawsze miał mnóstwo do gadania.
Ja jednak nie mogłam się powstrzymać.
- Brawurowa akcja, Turner - rzuciłam z przekąsem. - Prawy sierpowy. Klasyka.
Ten nic nie odpowiedział. Ja wciąż byłam wkurzona. Za to że mnie porzucił, a teraz jeszcze uderzył Daniela, roszcząc sobie do mnie jakieś durne prawo. Agresywnym ruchem zbierając z ławki rzeczy Shane'a, mówiłam dalej.
- Ulżyło ci przynajmniej? Bo nie widzę innego powodu, dla którego mógłbyś uderzyć najlepszego przyjaciela.
- Ja widzę jeden. Nawet ładniutki - zarechotał ktoś.
Zważywszy na to, że stałam odwrócona do nich tyłem, zignorowałam ten komentarz.
Przerzuciłam torbę Daniela przez ramię i ruszyłam do drzwi. Zaciskając dłoń na klamce, dodałam ciszej:
- Jesteś skończonym dupkiem, Turner. Zmarnowałam na ciebie zbyt wiele czasu.
- Przeproś go ode mnie - rzucił, kiedy już jedną nogą byłam na korytarzu.
Odwróciłam się, oczekując czegoś więcej. Czegokolwiek. Już niekoniecznie przeprosin do mnie. Byłam gotowa nawet na kolejne wyrzuty i zapewnienie, że on również zmarnował na mnie czas.
Nic. Cisza. Nawet na mnie nie spojrzał.
Ty suk...
Nie warto, Evans. Odpuść.
Spojrzałam na niego po raz ostatni - z nieskrywaną niechęcią. A potem odeszłam, choć każdy kolejny krok łamał mi serce.


Weszłam do sypialni i zamknęłam drzwi kopniakiem. Zbyt mocno, zbyt głośno. Mogłam w ten sposób kogoś zaalarmować. Ale miałam to gdzieś. Dziś nie dbałam już o nic.
- Catherine?
Wdech. Wydech.
- Przyniosłam lód - oznajmiłam, unosząc w górę woreczek. - I twoją torbę.
- A ja właśnie wysłałem po nią Enza.
- Zaoszczędziłeś mu ponownego spaceru - mruknęłam, zrzucając bluzę na ziemię. - Czemu tu jest tak gorąco, u diabła?
- Enzo się o mnie zatroszczył. - Daniel skrzywił się lekko. - I spodobało mu się wrzucanie kolejnych polan do kominka.
Podeszłam do drzwi balkonowych i otworzyłam je na rozcież. Do środka wpadło mroźne, ostre powietrze.
- Jak się trzymasz? - zapytałam, przysiadając na oparciu kanapy, tuż obok głowy Daniela. Miałam stąd widok na niezbyt atrakcyjne zasinienie sięgające niemalże jego oka. Nawet przy szybszym zdrowieniu Dziennych Daniel prędko nie pozbędzie się tej opuchlizny.
- Bywało lepiej - przyznał, obracając twarz, by na mnie spojrzeć. Skrzywił się z bólu, gdy raną musnął o poduszkę. - Cholera.
- Jak z dzieckiem - westchnęłam, przykładając mu woreczek z lodem do twarzy. - Nie wierć się.
- Idź spać, księżniczko. Sam potrafię się o siebie zatroszczyć.
- Właśnie widzę.
Przez długą chwilę trwaliśmy w błogiej ciszy. Zastanawiałam się, czy powiedzieć mu o moim spotkaniu z Cole'm. Wyglądał na zmęczonego, ale uważałam, że powinnam mu powiedzieć. Może wtedy mnie zrobiłoby się lżej.
- Cole kazał cię przeprosić - odezwałam się z nieskrywaną pogardą. - Tylko tyle. Zachował się jak skończony tchórz.
- To Cole. Nie spodziewałbym się osobistego poniżenia i przeprosinowego prezentu.
Wstałam i zaczęłam nerwowo krążyć po pokoju. Męczyła mnie pewna myśl. Nie wiedziałam tylko, jak ją ująć w słowach.
Najprościej, Evans. Nie komplikuj sobie życia jeszcze bardziej.
Przysiadłam na krawędzi biurka i zapatrzyłam się w szamoczącą na wietrze firankę.
- To przeze mnie - wypaliłam. - Ja was poróżniłam. Prawda?
- Nie, Cat, nie. - Daniel chciał usiąść, ale skończyło się to donośnym stęknięciem. - Chodź tu. Nie mogę mówić do ciebie, kiedy cię nie widzę.
- Nie chcę żebyś na mnie patrzył, ale żebyś odpowiedział.
- Catherine...
- Proste pytanie, Shane - mruknęłam. - Tak czy nie?
Każda kolejna sekunda stawała się wiecznością.
- Nie, księżniczko. Między nami popsuło się już jakiś czas temu - odparł cicho, jakby z ulgą.
- Moja osoba jednak przeważyła szalę.
- Może. Nie wiem.
Westchnęłam. Dobra, stało się. Ktoś w końcu powiedział to głośno.
- Moje ,,zdolności Iwanowów" - w to sformułowanie wrzuciłam tyle pogardy, ile tylko było możliwe - na nic się nie przydają. Tylko wszystko niszczą. Relacje, moje życie. Pieprzyć takie atrakcje.
- Nie mów tak, księżniczko. Wiesz dokładnie, że jeszcze nie rozpracowaliśmy mocy, które posiadasz - zauważył.
- Mogłabym cię chociaż uleczyć - szepnęłam zbolałym głosem. Nienawidziłam czuć się niepotrzebna. - Nie wiem jednak jak.
- To nic, Catherine. Naprawdę. Bywałem gorzej ranny.
Kłamał, wiedziałam to. Ale byłam mu wdzięczna za te desperackie próby poprawy mojego nastroju.
- Potrzebujesz czegoś? - zapytałam. - Może chcesz jeszcze coś przeciwbólowego?
- Tylko zamknij drzwi - poprosił. - I idźmy spać. Już późno.
Jedno spojrzenie na zegarek uświadomiło mnie, że dochodziła trzecia w nocy.
Właśnie z tego względu zrezygnowałam już nawet z przebierania się w pidżamy. Za cztery godziny i tak musiałam wstać na zajęcia. Rzuciłam się więc na łóżko tak jak stałam - w dżinsach i koszulce.
- Dobranoc, Shane. Gdybyś czegoś potrzebował...
- Śpij już, Evans - wymamrotał sennie. - Męczą mnie twoje próby bycia altruistką.
- Wal się, kaleko.
- Dobranoc, księżniczko... A jeśli chodzi o Sophie...
- Nieważne - rzuciłam sztywno. - Serio, to nic.
- Nie powinna mówić tak do ciebie - wyszeptał.
- Miała prawo się zdenerwować. W końcu... W końcu jest twoją dziewczyną - dodałam, a nie wiedząc czemu, serce ścisnęło mi się przy tych kilku prostych słowach. Słowach, które nigdy nie powinny były wydostać się z moich ust w takiej kombinacji.
- Sophie nie jest moją dziewczyną - wyjaśnił miękko Daniel. - Nigdy nie była.
Niewidzialna dłoń, która zaciskała swoje lodowate szpony na moim sercu, zniknęła.
- Och.
Tylko tyle. Facet mówi mi, że suka, która mnie obrażała nic dla niego nie znaczy, a ja jestem w stanie wykrztusić tylko tyle.
Chociaż.... Daniel powiedział, że nigdy nie byli razem. Ale nie wspominał ani słowem o tym, że słodziutka Sophie Holder nic dla niego nie znaczy. Skoro ona traktuje go z taką czułością, to może coś jednak ich łączyło? Albo wciąż łączy?
A czemu to cię w ogóle interesuje, co, Evans...?


***

Last Christmas I gave you my heart...

Och, ja już czuję ten świąteczny nastrój, a wy? :D Jestem właśnie po ubieraniu choinki, w domu pachnie pierniczkami! Achh, jeszcze tylko kilka dni!
Ocenki wystawione? :)
Co do rozdziału... Och, trudno mi powiedzieć cokolwiek. Jedyne co mi się podoba, to piosenka. Zakochałam się w niej. Nie mam pojęcia, dlaczego znalazłam ją tak późno! <3
Znowu dużo Datherine... No ale nic nie poradzę - lubię pisać o zawiązującej się miedzy nimi więzi. A tak, takowa się tworzy :) Czy ich relacja będzie zmierzać ku romantycznym rejonom... Tego nie powiem, bo sama nie wiem. Na razie, jak mówiłam, unikam miłosnych wątków. 
Ale czy na pewno, skoro w tym rozdziale pojawił się Cole..?
Wiem, że dziś krótko. Ale następny rozdział może się pojawić nawet w Pierwszy Dzień Świąt. Jest już prawie napisany. I, muszę ogłosić to z ciężkim sercem, będzie to prawdopodobnie jeden z ostatnich rozdziałów CZĘŚCI I.
Ale tym się na razie nie martwcie :)) Trzymajcie się cieplutko, Kochani!

Wasza Klaudia99






12 komentarzy:

  1. Hejka świetny roździał ( zresztą jak każdy:)) już miałam iść spać a tu nagle mnie olśniło że przecież jest sobota i nowy roździał!!! Jej! Tylko czemu tak szybko się czyta :( mogłabym czytać twoje opowiadanie i czytać i czytać i czytać... I czytać. Czekam na next
    Nati

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czemu tak szybko sie czyta? Pewnie dlatego, że rozdziały króciutkie :p
      Cieszę się, że Ci się podobało :)I o ile mnie pamięć nie myli, chyba wczesniej nie komentowałaś, co? ;) Miło jednak, że postanowiłaś wyrazić swoją opinię.
      Ściskam!

      Klaudia99

      Usuń
  2. Wow, ale akcja! Myślałam, że Danielowi na serio coś strasznego się stało. A tu tylko porządny siniak. Catherine chyba coś do Daniela czuję jednak. Pozdrawiam i weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daniel jest wytrzymały. Byle prawy sierpowy go nie powali :D
      A czy Catherine coś czuje do Daniela... Hm, może. Amelka zmusza mnie do tego, bym zrobiła z nich parkę. Ale chwilowo nie wiem, czy to dobry pomysł... Może z czasem :)
      Również serdecznie pozdrawiam. I ostrzegam, że lada chwila pojawi się u Ciebie komentarz ode mnie ;)

      Klaudia99

      Usuń
  3. Hejcia, jak obiecałam tak zrobiłam, więc oto jestem. Rozdział jest genialny, po prostu genialny. Szkoda, że Daniel nie miał jak oddać, a ten Cole to taki (mega sexowny) dupek i po prostu za takich bohaterów Cie kocham. Czekam na next chapter :*

    Pozdrawiam i życzę weny
    ~Lucy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i miał jak oddać, ale wolał unieść się honorem :)
      Cóż, cały Shane.
      Cole Mega Seksowny Dupek. Spodobałyby mu się takie tytuły, na pewno :D Miał być taki nieco próżny, chamski. Namiesza w życiu Cat, tego możesz być pewna. Wiec niekoniecznie miał być postacią wzbudzającą sympatię. Ale co kto lubi ;)
      Dziekuję za obecność :*
      Również pozdrawiam!

      Klaudia99

      Usuń
  4. HEJO! Hadzia!!! Ninja! :D :D Dobra jak już ci pisałam na fejsie dlaczego mnie tak długo u ciebie, mycho nie byłoo.... :C Więc tero ni byde ci sie tłumoczyć xD :D A tak właśnie jak tam z tą twoją jednodniową cukrzycą?? XD
    DATHERINE, DATHERINE I JESZCZE RAZ DATHERINEE!!! <3 <33 Pozdrowionka mój "cukrzycowcu' :D :D :D Ameliaa ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie będzie Datherine! Koniec, kropka! Chyba że przestaniesz psioczyć na mojego cholernie rozkosznego Leosia <3
      Wtedy się zastanowię xd
      Och, Leon... I nagle poziom cukru mi wzrasta! Lekarza! Insulinę!
      Jak przez Ciebie wykituję to wiesz, Catherine się Tobą zajmie! xd
      Buziaki mycha :* I pamiętaj- będzie dobrze! Trzymam za to kciuki!

      Klaudia99

      Usuń
  5. Czas w końcu dodać komentarz.
    Rozdział cudowny. :*
    Bardzo fajnie się go czyta.
    Co ten Daniel musi wytrzymywać. Twardy seksowny chłopak.
    A Cody to seksowny dupek, którego średnio lubię.
    Catherine i Daniel hmmm...
    Czekam na next ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że rozdział się podobał ;)
      Catherine i Daniel hmmm... xd
      Buziaki :*

      Klaudia99

      Usuń
  6. No, no... Relacje z Cole'm są dziwne, ale mnie jak najbardziej odpowiadają. Poza tym duża dawka testosteronu zawsze jest dobra, nawet jeśli jednego z facetów uważa się za dupka :D Niezależnie od wszystkiego, trudno nie docenić takiego zaangażowania w walce o Catherine. Dupek czy nie, niech będzie, że Cole się stara - taki tam samiec alfa.
    Bieeeedny Daniel, przez tę dziewczynę kiedyś naprawdę mu się coś stanie. Dobrze, że wampiry się szybko regenerują, bo po kilku takich akcjach rodzona matka by go nie poznała. Chociaż ta scena, kiedy zaczął wołać Cat... No ja chcę zobaczyć minę Sophie, naprawdę! Podejrzewam, że bezcenna. Cała akcja była epicka xD
    Lydia to bardzo pocieszna osóbka. Hm... Ale to dobrze, nie ma to jak przyjaciółka, nawet jeśli bywa irytująca. Poza tym to całkiem przyjemna odskocznia, że tak się wyrażę.
    Cole jest zazdrosny, co nawet mnie nie dziwi. Żaden facet nie byłby zadowolony, gdyby jego dziewczyna mieszkała z innym, zwłaszcza jego kumplem. Niezależnie od intencji obu stron, taka reakcja jest zrozumiała... Jestem ciekawa, jak dalej poprowadzisz ich relacje, nie wspominając o sytuacji na linii Daniel-Catherine. Ona się o niego troszczy, a to już coś znaczy...
    Tak swoją drogą... Ta czerwień w SMS-ach jest o wiele bardziej przystępna niż dominująca na blogu. Co ja bym dała, żeby to zmienić. Wtedy tekst byłby o wiele bardziej widoczniejszy i mniej męczył oczy ;)
    Pędzę w końcu do ostatniego rozdziału, bo chcę być już na bieżąco :D

    Nessa

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak czytałam, a w myślach powtarzałam Cat, nie bądź taka głupia... zamknij się i nie zachowuj się jak typowa nastka... Jednak się tak zachowała... Najpierw go kocha, a w następnej chwili nienawidzi... Ach... jak ta granica jest krucha. :D Wcale się nie zdziwię, jak gdzieś tam dalej, Cole i Sophie zjednoczą siły, żeby on miał Cat, a ona Daniela, choć w sumie to właśnie oni (w sensie Cole i Sophie) pasują mi na idealną parę. ^^

    OdpowiedzUsuń