czwartek, 9 lutego 2017

Rozdział 50

Adele - All I Ask
Słaba jakość, ale nic lepszego nie znalazłam. Polecam Spotify!

"Wiem, że nie ma dla nas jutra.
Więc jeśli to moja ostatnia noc z Tobą,
Przytul mnie, jakbym była kimś więcej niż tylko Twoim przyjacielem.
Podaruj mi wspomnienia, do których będę mogła wracać.
Trzymaj mnie za rękę, gdy będziemy robić to, co robią kochankowie.
Ogromne znaczenie ma to, jak to się skończy.
Bo co, jeśli już nigdy się nie zakocham?





Dehlia nie chciała słyszeć choćby słowa na temat tego, że nie jesteśmy głodni. Jeśli o to chodziło, zachowywała się trochę jak nadgorliwa babcia, która stara się jak najbardziej dogodzić swoim wnukom – przez co niekiedy wręcz za bardzo. I o ile ja mogłam się wymigać gadką, że poza krwią mój organizm nie jest w stanie niczego przyswoić, tak Daniel nie miał tyle szczęścia. Pod czujnym okiem Dehlii musiał pochłonąć dwie miski gulaszu. Potrawka nie pachniała jednak starym, rozjechanym jeleniem albo czymś podobnym, przez co nawet nie współczułam mu tak bardzo.
Po kolacji pomogłam staruszce pozmywać. Stanowiło to nie lada wyzwanie, gdyż musiałyśmy się z tym uporać w zimnej wodzie prosto z wiadra. Starałam się jednak należycie wypełniać swoje obowiązki, nie krzywiąc się przy tym zanadto. Doceniałam fakt, że Dehlia pielęgnowała pewne tradycje, żyjąc tak, a nie inaczej. Jej staroświeckość była na swój sposób rozkoszna. Wiedziałam jednak, że ja nie potrafiłabym wieść takiego życia. Izolacja mi nie służyła, podobnie jak brak elektryczności i bieżącej wody. Gdyby przyszło mi pomieszkiwać w ten sposób dłuższy czas, najpewniej straciłabym zmysły. No chyba że można było się przyzwyczaić do braku toalety. 
Wytarłam dłonie w podsuniętą mi przez staruszkę ścierkę, kierując się z powrotem w stronę stołu. Zajęłam swoje krzesło, bardziej niż dotychczas zdeterminowana, by dokończyć rozmowę. Dehlia zupełnie przez przypadek podsunęła mi informacje, których rozwinięcie koniecznie pragnęłam poznać. Bo niby kim była Tessa? Dlaczego Dehlia nie nazywała jej po prostu Dominique, tak jak wszyscy? Co jeszcze potrafiły stworzone przez Katerinę wampiry i dlaczego nikt dotychczas o nich nie słyszał? O jakich swoich zdolnościach nawet nie zdawałam sobie sprawy?
Daniel posłał mi pytające spojrzenie, które zignorowałam. Spróbowałam nieco się wyciszyć, gdyż w oczach osoby postronnej faktycznie mogłam wyglądać na nieco… rozochoconą.
− Komuś herbaty? – zagaiła Dehlia i, nie czekając na odpowiedź, wzięła z półki trzy kubki. – Melisa dobrze działa na skołatane nerwy – dodała, wymownie spoglądając na moją stopę, którą wybijałam nierówny rytm o podłogę.
Zażenowana zwiesiłam ramiona. Złapana na gorącym uczynku nie wiedziałam, co odpowiedzieć, by się obronić i nie wyjść w oczach staruszki na niestabilną emocjonalnie wariatkę.
− Przepraszam. Ja po prostu… Tak jakoś.
Obrona na poziomie, Evans.
− Może to dlatego, że jesteś głodna? – podsunęła Dehlia, odmierzając odpowiednią ilość ziół i zasypując nią kubki.
Poderwałam się z miejsca, zaskoczona jej słowami. Po chwili jednak ponownie opadłam na krzesło, wzdychając cicho. Byłam podminowana i podniecona jednocześnie, przez co moje reakcje stały się niezwykle skrajne. Nie potrafiłam jednak nic z tym zrobić. Moje uczucia na głodzie były o wiele bardziej rozchwiane. Nigdy nie byłam oazą spokoju, ale w takich chwilach naprawdę niebezpiecznie było podchodzić do mnie bez broni. Byłam równie nieobliczalna, co plądrujący moje wnętrze huragan.
− Skąd takie przypuszczenia? Jest w porządku. Nic mi nie jest. Ja… − O czym to ja mówiłam? – Tak. Właśnie tak.
Dehlia spojrzała na Daniela, który w odpowiedzi jedynie westchnął cicho. Miałam ogromną ochotę rzucić się w jego kierunku i porządnie nim potrząsnąć, zmuszając do tego, by mnie poparł, a nie dodatkowo kompromitował.
− Skoro tak mówisz. – Dehlia postawiła kubek na stole, bardzo ostrożnie podsuwając go ku mnie. – Uważaj, jest gorąca. Ale powinnaś ją wypić, poczujesz się lepiej.
− Nic mi nie jest – warknęłam rozsierdzona faktem, że nikt nie brał moich wyznań na poważnie.
Dehlia odstawiła pozostałe kubki na blat, po czym uniosła dłonie w obronnym geście.
− Niczego ci nie zarzucam, aniele. Po prostu sugeruję.
Objęłam rękoma parujące naczynie, skupiając wzrok na pływających po powierzchni wypełniającego je płynu ziołach. Nie wyglądały szczególnie apetycznie, jeśli miałam być szczera. I tak, jak zapach byłam w stanie przełknąć, tak wygląd pozostawiał sporo do życzenia.
− Przepraszam, że na ciebie naskoczyłam – odezwałam się po chwili. – Chyba nie do końca panuję nad emocjami.
Nie musiałam patrzeć na staruszkę, by wiedzieć, że uśmiecha się pod nosem. Byłam jednak zbyt zażenowana, by skrzyżować z nią spojrzenia. Miałam nader dotkliwą świadomość, że kto jak kto, ale ona potrafiła przejrzeć mnie na wylot. A ja nie czułam się wystarczająco dobrze, by pozwolić komuś na penetrowanie mojej zbrukanej duszy.
− W porządku, ptaszyno. Sporo dziś przeszłaś. Nie winię cię za to.
Choć nie zasługiwałam na jej współczucie, skinęłam głową z wdzięcznością.
− Między wami już dobrze? – zagaiła Dehlia, spoglądając to na mnie, to na Daniela.
Daniel przygryzł wargę. Przesłuchania staruszki krępowały go bardziej niż rozmowa z jego rodzicami na temat tego, co do mnie czuje.
− Ciężko nazwać całe to bagno dobrym – mruknął Daniel. – Nasza sytuacja jest…
− Trudna – odpowiedziałam za niego, cicho wzdychając. – Dlatego proszę, nie rozmawiajmy o tym.
Daniel poprawił się na krześle, cicho odchrząkując. Nie musiałam na niego spoglądać, by wiedzieć, że poczuł się urażony. Shane uważał, że tego typu odpowiedzi są oznaką bagatelizowania uczuć. Za trudny uważał test z matmy, a nie związek dwojga ludzi. Podzielałam jego zdanie, jednak jeśli chodziło o nas… Ciężko było nie użyć tego przymiotnika, wręcz sam cisnął się na usta. Przeszliśmy zbyt wiele trudnych rzeczy, by takim mianem nie obarczać również naszej relacji.
Przez zdecydowanie zbyt długą chwilę w kuchni panowała grobowa cisza; jedynym źródłem dźwięku była bulgocąca w garnku nad paleniskiem woda. Ilekroć chciałam przełamać milczenie, rzucić jakąś luźną anegdotkę i rozładować napięcie, dochodziłam do wniosku, że i tak nie mam nic sensownego do powiedzenia. Cisza zaczęła się przeciągać, a do mnie dotarło, że brak jakichkolwiek rozmów wpływa na mnie wręcz kojąco. Mój udręczony mózg mógł odpocząć od ciągłego łączenia wątków, doszukiwania się podtekstów czy analizowania poszczególnych słów. Przymknęłam powieki, czując, jak ucieka ze mnie całe napięcie. Gdzieś tam z tyłu nadal towarzyszyła mi żądza krwi, jednak przestała być jednym z tych drażniących, ćmiących niczym bolący ząb odczuć, dzięki czemu jeszcze na chwilę mogłam odwlec nieuniknione.
– Jaka Ona była? – wyszeptałam, nagle czując potrzebę dowiedzenia się czegoś więcej o osobie, przez którą tyle wycierpiałam. – Znam Ją tylko z opowieści. Dzienni widzą w niej wariatkę i potwora. A wy? Anioł, Matka… To wszystko prawda?
Uchyliłam powieki, by spojrzeć na pogrążoną w zadumie staruszkę. W słabej poświacie tlącego się w kominku ognia Dehlia wyglądała na jeszcze starszą, niż była. Dopiero wtedy zrozumiałam, że podczas gdy ja miałam swoje marne siedemnaście lat, ona żegnała kolejne dziesięciolecia.
– A ty jak ją postrzegasz?
Zamyśliłam się, nieco wybita z rytmu pytaniem, które padło z ust Dehlii.
– To zależy od mojego… nastroju – wyznałam.
– A widziałaś ją kiedyś? – zapytała Dehlia, narzucając na ramiona haftowaną chustę. – We wspomnieniach, wizjach…
Podniosłam spojrzenie na Daniela, czując, że mi się przypatruje. Byłam więcej niż pewna, że on też pomyślał o pamiętniku, który udało nam się znaleźć na poddaszu Akademii. Shane miał co do niego sprzeczne uczucia, wiele razy kłóciliśmy się o to, czy w ogóle powinnam go przy sobie trzymać. Dla mnie ten oprawiony skórą notesik miał sentymentalną, wręcz sakralną wartość. Ilekroć znajdował się w zasięgu mojego wzroku, czułam się pewniej. Stanowił namacalny łącznik z Kateriną, opis tego, co mnie czekało – a co w jakimś stopniu już przeszłam. Był pamiątką równą rodzinnym albumom.
– Tak. – Mój głos zadrżał nieznacznie, kiedy przypomniałam sobie chwilę, w której po raz pierwszy dotknęłam pamiętnika. – Widziałam.
– I co zauważyłaś? – drążyła staruszka. – Oczywiście poza uderzającym podobieństwem.
Wróciłam pamięcią do chwili, gdy wyciągnęłam go z szuflady zakurzonego, staromodnego biurka. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, co znajdę w środku, ani co przyniesie przyszłość. Można powiedzieć, że dopóki go nie otworzyłam, wiodłam normalne życie. Bolały mnie kły, a moje ciało przechodziło swoistą przemianę, ale poza tym wszystko było w porządku. Zamartwiałam się Colem i naszym związkiem, wiedziałam, co będę robić jutro czy pojutrze. Nie było żądzy krwi, tęsknoty, Kateriny, a nawet Daniela i całej tej naszej pokręconej relacji rodem z dramatu Szekspira. Wtedy próbowałam otwierać się na ludzi i zaprzyjaźniać się z Lydią, a nie odsuwać od siebie chęć zanurzenia kłów w tętnicy Daniela. I pomyśleć, że jeszcze śmiałam narzekać. Oddałabym wszystko za możliwość przeniesienia się w czasie do momentu, gdzie suche włosy i szkolny podrywacz stanowiły mój jedyny problem.
Przymknęłam powieki, przenosząc się na śmierdzące stęchlizną poddasze Akademii. Oczami wyobraźni widziałam tą okropną, nadgryzioną zębem czasu szafę, toaletkę pełną krzyży i łóżko, na którym wraz z Danielem czekałam, aż Marlene zakończy swoje małe tête-à-tête z Johnem. Na samo wspomnienie tych spędzonym z Shanem godzin chciało mi się śmiać. Byliśmy tacy nieporadni i żałośni w swojej udawanej nienawiści. Chwila słabości przerodziła się w pocałunek, którego nie wspominałam zbyt dobrze. Wtedy to nie było to. Co najwyżej zwykły, nic nieznaczący pocałunek. Bez fajerwerków czy pioruna, który niepostrzeżenie trafiłby we mnie, tym samym dając do zrozumienia, że od tamtego momentu coś zaczęłam do niego czuć.
Czas spędzony na poddaszu wiele zmienił, ale nie w kwestii mnie i Daniela. Przebudził we mnie instynkty, o które się nie podejrzewałam. To właśnie po tym wydarzeniu wszystko się zaczęło. Posypało, niczym nierozważnie trącone domino. Atak na Akademię, mój urodzinowy bal, śmierć Colina. Gdybym jednak nie znalazła pamiętnika, już dawno bym zginęła. Nikt nie wiedziałby, jak ulżyć mi w moim szaleństwie. Daniel nie musiałby być moim strażnikiem, ja nikogo bym nie zabiła. Wszyscy byliby szczęśliwi, gdybym w ten pieprzony, ostatni dzień grudnia nie odkryła starego pokoju Dominique na poddaszu.
Odsunęłam od siebie wyrzuty sumienia i skupiłam się konkretnie na chwili, w której po raz pierwszy moja skóra zetknęła się ze stronami pamiętnika.
– Była nad wyraz spokojna – zaczęłam powoli, smakując poszczególne słowa na języku. Nie wierzyłam, że naprawdę zaczęłam dostrzegać pozytywne cechy u osoby, którą dotychczas otwarcie gardziłam. – Więzili ją, torturowali. Ale ona nie narzekała. Wszystkie swoje emocje przelewała na papier.
– Ach, cała Katerina. Nawet wampiryzm nie był w stanie wyplenić jej duszy romantyczki.
Uśmiechnęłam się pod nosem, spoglądając na Dehlię.
– Pasuje do niej to określenie. Romantyczna – powtórzyłam. – Ambiwalentna indywidualistka kochająca zbyt mocno.
Dehlia w zamyśleniu pokiwała głową.
– Myślisz, że można kochać kogoś zbyt mocno?
– A jak inaczej nazwać chęć dogodzenia wszystkim wokół? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie, sięgając po kubek z wystudzonym już naparem z melisy.
Staruszka westchnęła, przyznając mi rację.
– Oddałaby za nas życie. Poniekąd to zrobiła. Kupiła nam nieco czasu na ucieczkę.
– Właśnie – podłapałam. – Jak to było tak naprawdę? Jej śmierć nie była przypadkowa?
– Katerina była w ciąży, kiedy bitwa się rozpoczęła. Naprawdę sądzisz, że ktoś zabiłby ją przez przypadek?
– Chyba czegoś nie rozumiem – mruknął milczący dotychczas Daniel. – Była w ciąży, więc nikt jej nie tykał? Może i się nie znam, ale wydaje mi się, że na wojnie nie ma żadnych zasad. Nawet jeśli chodzi o kobiety w ciąży.
Dehlia wstała, stękając cicho. Oparła dłonie w dole pleców i wypchnęła lekko biodra do przodu, odciążając kręgosłup. Staruszka mówiła dalej, spacerując po kuchni. Widząc, jak się męczy, nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego ktoś, kto miał wyraźny wybór, postanowił na własne życzenie się zestarzeć.
– To oczywiste, że jej broniliśmy. My, Stworzeni, jej prywatna armia.
– Czyli Nocni gorszego sortu zostali wysłani na rzeź, podczas gdy wy czailiście się z tyłu, otaczając Królową i jej cudowne dziecko? – Daniel był wyraźnie wstrząśnięty. Dziwiło mnie to, zważywszy na fakt, że nigdy nie pałał współczuciem w stosunku do innych gatunków wampirów.
Dehlia spojrzała na niego z powagą.
– Wydaje ci się, że wiesz wszystko, chłopcze, ale wcale tak nie jest.
– Skoro wy byliście silniejsi, lepsi, kto ustalił taką taktykę? Teraz się nie dziwię, dlaczego przegraliście…
Nim się spostrzegłam, Dehlia, ta sama obolała staruszka, która jeszcze przed chwilą musiała rozprostować schorowane kości, dopadła do Daniela w dwóch susach i przyciągnęła go do siebie. Byłam zbyt zdumiona tak nagłym zwrotem akcji, że nie zdążyłam zareagować na czas. Kobieta pochylała się nad Shane’m, obnażając kły. A właściwie dwa rzędy ostrych i śmiercionośnych jak brzytwy zębów i lśniące szkarłatem oczy.
– Nigdy więcej tak nie mów, zrozumiano?! Nic nie rozumiesz! Nawet nie powinno cię tu być!
Daniel drgnął, zaskoczony i odrobinę przerażony. Gdyby nie moja chora fascynacja na punkcie tego, co nowe i pochodzące ode mnie i moich przodkiń, sama drżałabym ze strachu.
– Spokojnie – wystękał Shane, asekuracyjnie odchylając głowę w wyćwiczony, maskujący najwrażliwsze punkty szyi sposób. – Um, Cat?
Wstałam, obchodząc Dehlię i Daniela niczym eksponat w muzeum albo okaz zwierzęcia na wymarciu. Czułam, że wampirzyca nie zrobi nic złego mojemu chłopakowi, dlatego też nie panikowałam. Patrzyłam i podziwiałam, póki miałam okazję.
Piękno. Czyste, zabójcze piękno.
– Puść go – wyszeptałam, ponaglana niecierpliwymi spojrzeniami Shane'a. – Dehlio, proszę, puść Daniela.
Staruszka gwałtownie wypuściła z dłoni materiał bluzy, przez co chłopak swobodnie opadł na oparcie krzesła. Pod wpływem niespodziewanego upadku uderzył się łokciem w blat stołu, ale nie wydał z siebie żadnego dźwięku, nie chcąc ponownie sprowokować przeciwnika. Nie był głupi, wiele nauczył się, obcując ze mną i moim wariactwem.
– Skarbie, przeproś Dehlię – rozkazałam, mając nadzieję, że dzięki czułemu zwrotowi zostanie mi to wybaczone.
Daniel nie wyglądał na zadowolonego takim obrotem sprawy i wcale mu się nie dziwiłam. Gdyby to mnie kazali kajać się przed Dziennymi, byłabym w stanie co najwyżej na nich wszystkich splunąć.
– Przepraszam – mruknął wypranym z emocji głosem. – Nie to miałem na myśli.
Dehlia, już w swojej standardowej postaci nadopiekuńczej babci, sztywno skinęła głową.
– Ja również cię przepraszam. Poniosło mnie.
– To było niesamowite! – wykrzyknęłam, nim zdążyłam się powstrzymać. – Ty byłaś niesamowita! Mogłabyś…
Staruszka spuściła wzrok zawstydzona.
– Teraz nie wygląda to tak… spektakularnie – wyjaśniła, ostrożnie wysuwając kły. Zaraz po standardowych pojawiły się dodatkowe, nieco dłuższe i ostrzejsze, przez co sprawiały wrażenie niebezpieczniejszych.
Podeszłam bliżej, jak zahipnotyzowana przyglądając się intensywnie burgundowym oczom Dehlii. Było w nich coś niesamowitego, eterycznego, ale jednocześnie napawającego strachem. Nie potrafiłam przejść obojętnie obok tak intensywnego spojrzenia. Wystarczyła chwila wzrokowego kontaktu, by obudziły się we mnie uczucia, do których nie podejrzewałam, że kiedykolwiek dojrzeję. Miłość; tyle pięknej, szczerej, matczynej miłości rozpaliło moje serce, że na moment zapomniałam, jak się oddycha. Coś zakłuło mnie w piersi, uświadomiło o tęsknocie i poczuciu pustki. Nie wiedzieć czemu zachciało mi się płakać. Czułam się niepełna, niespełniona. Brakowało mi czegoś, co nie istniało.
Słaniając się na nogach, dotarłam do stołu, na którym wsparłam się, by nie upaść. Było mi na przemian zimno i gorąco. Mój termostat szalał, podobnie jak wypełniająca moje serce tęsknota. Nie wiedziałam już, która dotyczy zbliżających się Nocnych, a która Stworzonych poległych w bitwie o Akademię. To było jedno z intensywniejszych doznań, jakie doświadczyłam w swoim życiu. Przez moment poczułam się tak, jakbym… jakbym po raz pierwszy wzięła w ramiona swoje nowonarodzone dziecko. To nie była normalna miłość, a raczej szaleńcza, matczyna troska i duma, uczucia tak niewyobrażalnie silne i głębokie, że zadawały ból.
– Och – wykrztusiłam, spoglądając załzawionymi oczami na Dehlię. – Jak ona to znosiła? Te wszystkie doznania naraz… Jak?
Dehlia wsunęła kły. Wraz z nimi zniknęły ociekające szkarłatem oczy. Rysy staruszki na powrót wygładziły się, a dotychczas wyraźnie widoczne na twarzy żyłki ukryły się pod warstwą zmarszczek. Pozbawiona wampirzego pierwiastka znów zaczęła wyglądać jak życzliwa starsza pani.
– Czułaś to? Niesamowite, prawda?
Wyprostowałam się powoli, sprawdzając, czy fala sprzecznych, iście matczynych uczuć nie zechce ponownie mnie zmiażdżyć.
– Na swój pokręcony sposób – przytaknęłam. Nie mogłam się powstrzymać przed dotknięciem swojej piersi na wysokości mostka i sprawdzeniem, czy moje serce aby na pewno jeszcze bije.
Staruszka okrążyła stół, asekuracyjnie omijając nieco spiętego Daniela, i zajęła miejsce obok mnie. Kiedy wyciągnęła dłoń, bez wahania podałam jej swoją. Miała lekko spierzchniętą i pomarszczoną, ale niezwykle przyjemną w dotyku skórę. Po tym, co widziałam i czułam, taka poufałość już mi nie przeszkadzała.
– Pewnego dnia zrozumiesz, jak to jest kochać kogoś za bardzo. Pokochasz bezinteresownie, szczerze, do utraty tchu. Na wieczność i bez względu na to, co przyniesie przyszłość. Jesteś podobna do niej bardziej niż to możliwe – dodała. – Tak piękna i naiwna… Żeby i tym razem to nie okazało się twoją zgubą.
Zupełnie instynktownie mocniej zacisnęłam palce na dłoni Dehlii.
– Co to znaczy? Co zgubiło Katerinę?
Staruszka uśmiechnęła się smutno, posyłając przelotne spojrzenie w kierunku milczącego Daniela.
– Uważaj, kogo obdarzasz miłością, aniele – szepnęła, wolną dłonią zakładając mi zbłąkany kosmyk za ucho. – Nie każda jest tak szczera i prawdziwa jak ta matki do dzieci.
Podniosłam wzrok, krzyżując spojrzenia z Danielem. Uśmiechnęłam się lekko, a on bezwiednie odwzajemnił mój gest. Słowa Dehlii wyraźnie go dotknęły, podobnie jak fakt, że nie zaczęłam go bronić.
– Ufam mu bardziej niż samej sobie – rzuciłam tylko.
Staruszka nic więcej nie powiedziała, ale widziałam w jej oczach niezdecydowanie. Nie mogłam pozbyć się wrażenia, że Dehlia pragnie mnie przed czymś ostrzec, ale boi się, jak to przyjmę. Nie odezwała się jednak, ostatecznie pasując, więc i ja postanowiłam nie naciskać. Wierzyłam, że powiedziałaby mi, gdyby to było coś istotnego.
– Będę się zbierać, dzieciaki – oznajmiła, wstając powoli. – Nie będzie wam przeszkadzało, jeśli to ja zajmę łóżko? Naprawdę nie chciałabym spać na podłodze z moim reumatyzmem…
– To żaden problem – odparłam szybko, prowadząc ją pod ramię w kierunku drzwi, za którymi spodziewałam się zastać coś na kształt sypialni. – Nie sądzę, by udało mi się w ogóle dziś zasnąć. Dlatego niczym się nie martw, poradzimy sobie.
Uchyliłam lekko nadpróchniałe drzwi, wpuszczając do małej klitki nieco światła z kuchni. Płomienie w kominku tylko delikatnie się tliły, przez co widoczność nie była spektakularna, jednak z pomocą wampirzych zmysłów udało mi się zlokalizować starą leżankę pod ścianą. Poza nią w pomieszczeniu znajdował się jeszcze lichy, lekko przekrzywiony stolik i krzesło usytuowane pod oknem wychodzącym na inną część lasu. Kiedy prowadziłam Dehlię do łóżka, coś przemknęło mi pod nogami, ale miałam nadzieję, że to nie była mysz.
– Dziękuję, aniele – szepnęła staruszka, ściągając haftowaną kamizelkę i odkładając ją na podłogę obok łóżka. Ze stęknięciem przeniosła się do pozycji poziomej i ułożyła głowę na poduszce. – Na stoliku – odezwała się nieco głośniej, myśląc, że już wyszłam – znajdziesz koc. Możecie go rozłożyć obok kominka.
– Poradzimy sobie – powtórzyłam, posyłając jej blady uśmiech. Przed wyjściem pomogłam jeszcze Dehlii się okryć, gdyż wyglądała, jakby każdy nadprogramowy ruch sprawiał jej niewyobrażalny ból. Nie wierzyłam, że miałam do czynienia z tą samą krzepką staruszką, która ciągnęła mnie całe popołudnie przez las, albo jeszcze chwilę temu zaatakowała Daniela. – Śpij dobrze, Dehlio.
Nie odpowiedziała mi, co mogło oznaczać tylko tyle, że zasnęła. I że miała naprawdę twardy sen, co było zupełnie niepodobny do wiecznie czuwających wampirów.
Wycofałam się do kuchni, uprzednio zgarniając ze stołu koc. Był szorstki w dotyku i nieszczególnie gruby, co oznaczało, że mnie i Daniela czeka nieszczególnie komfortowa noc na twardym klepisku przy kominku.
W porównaniu z klitką, w której Dehlia spędzała noc, kuchnia sprawiała wrażenie miłej i przytulnej. Nawet odstraszające, szczególnie w tym słabym świetle, pęki ziół zwisające z sufitu zdawały się nadawać pomieszczeniu swoistego klimatu. Nie byłam typem romantyczki, jednak musiałam przyznać, że w poświacie bijącej od ognia wszystko wyglądało inaczej, nieco tajemniczo i magicznie. Rozejrzałam się, lustrując każdy szczegół. To, co odrzucało mnie w dziennym świetle, teraz przykuwało moją uwagę. Brudne, gliniane kubki, szare, stalowe wiadro pełne zimnej wody, rozwieszona pod oknem szmata, w którą Dehlia wycierała umyte naczynia. Każdy krzywy, stary mebel czy przedmiot domowego użytku teraz zaczął pasować do wystroju.
Daniel nadal siedział przy stole, zamyślony i nieobecny. Jego krzesło było odwrócone, on sam zaś opierał brodę na jego oparciu. Ostrożnie podeszłam do niego i oparłam się o stół naprzeciwko niego. Nie raczył nawet podnieść wzroku. Dalej odgrywał swój teatrzyk cieni na jedynej pustej ścianie kuchni, nie zwracając najmniejszej uwagi na fakt, że częściowo przysłoniłam mu bijącą od ogniska łunę.
– Skarbie. – Nie wiedzieć czemu polubiłam wypowiadanie tego pseudonimu pod jego adresem. – Danielu, spójrz na mnie.
– Może ona ma rację? – Wyprostował się i przeszył mnie poważnym spojrzeniem. – Może w tym wszystkim to ja robię za złego gościa? Może nie powinnaś mi ufać? Może…
Hej. – Pochyliłam się lekko ku niemu i ujęłam jego twarz w dłonie. Chciał obrócić głowę, ale nie pozwoliłam mu na to. – To ja mam prawo do dramatyzowania.
– Spójrz tylko: ty robisz głupie rzeczy, bo ich kochasz. Ja robię głupie rzeczy, bo kocham ciebie. To nie może skończyć się dobrze.
Spojrzałam na niego z pobłażaniem, uśmiechając się pod nosem. Na swój sposób jego niepewność była urocza. Dotychczas znałam go jako osobę, która nawet z najbardziej stresującej sytuacji była w stanie znaleźć wyjście. Ilekroć ja traciłam kontrolę, on pozostawał przy zdrowych zmysłach. Jedynie w chwilach, kiedy robiło się naprawdę nieprzyjemnie, jak na przykład wtedy, gdy mnie postrzelił, puszczały mu hamulce. Poza tymi drobnymi incydentami świecił przykładem. Teraz był wyraźnie zagubiony. Słowa Dehlii nie tyle go dotknęły, co kazały zmienić światopogląd.
– To ja w tym związku odgrywam rolę bezwzględnego potwora. Jesteś za ładny, żeby siać śmierć i zniszczenie. Zresztą, kiepska byłaby z ciebie Królowa.
– Mogłabyś chociaż raz nie obracać każdego mojego słowa w żart? – mruknął zirytowany. – Staram się być poważny, uświadomić ci, że…
– Że co? Że to wszystko dzieje się przez ciebie? Sam zauważyłeś, że już pod koniec Dehlia nie była sobą. Mówiąc o mojej naiwności i zgubie, na pewno nie miała na myśli ciebie. W końcu to twoją śmierć przewidziałam – dodałam ciszej.
Daniel nie wyglądał na przekonanego. Przestał jednak stroić fochy i spojrzał na mnie.
– To nic pewnego, księżniczko. Przecież wiesz, że nie tak łatwo mnie zabić.
– Ja nie miałabym z tym żadnego problemu. – Zupełnie instynktownie zsunęłam prawą dłoń niżej, na jego szyję. Musnęłam palcami punkt, w którym krew była najlepiej wyczuwalna i przymknęłam powieki, rozkoszując się delikatnym pulsowaniem tuż pod skórą. Byłam obrzydliwa. – Wystarczyłby jeden ruch, nawet byś się nie zorientował. Trzy minuty i byłoby po tobie.
– Nie przeceniasz nieco swoich możliwości? – parsknął, lekko odwracając głowę. Złożył pocałunek na moim nadgarstku, co odebrałam jako znak do wycofania ręki.
– Nie chcesz mnie sprawdzać.
– Nie wiesz, czego chcę.
Te cztery krótkie słowa zmieniły wszystko. Powietrze zgęstniało, atmosfera zrobiła się wręcz lepka od napięcia i niecierpliwego oczekiwania. Przeciągająca się cisza zrobiła się drażniąca, podobnie jak świadomość, że Daniel znajduje się na wyciągnięcie mojej ręki, lecz mnie brakuje odwagi, by wykonać pierwszy krok. Potrafiłam tylko na niego patrzeć. W słabym świetle jego oczy błyszczały złowrogo, zdradzając coś, czego wciąż nie potrafiłam przyjąć do wiadomości.
Byłby świetnym Nocnym, przemknęło mi przez myśl, nim zdążyłam się powstrzymać. Jest zbyt idealny jak na Dziennego. Zbyt królewski…
Zarumieniłam się, zrozumiawszy, o czym przed chwilą pomyślałam. To było niedorzeczne i nie wchodziło w grę. Nie miałam prawa obligować go do czegoś tak poważnego. Znałam jego stanowisko i wiedziałam, że nigdy by się nie zgodził. Łączyło nas coś wyjątkowego, lecz w obliczu okrutnych praw, w których wierze został wychowany Shane, to nic nie znaczyło. Lada dzień mieliśmy się pożegnać. Ostatecznie i bezpowrotnie. Miałam go porzucić, zdradzić jego miłość i wszystko, w co tak szczerze wierzy. Musiałam to zrobić, nawet jeśli było to wbrew zasadom klątwy.
Lepiej będzie mu beze mnie…
– Jestem zmęczona – wyszeptałam, jak zwykle wycofując się w kulminacyjnym momencie. – Powinniśmy się położyć.
Odbiłam się od stołu i podeszłam do kominka, chcąc zwiększyć dystans między nami, uwolnić się od jego palącego, przeszywającego mnie na wskroś spojrzenia. Wzięłam do ręki koc Dehlii i rozłożyłam go obok paleniska. Ja nie odczuwałam chłodu tak dotkliwie jak ludzie, martwiłam się bardziej o Daniela. Jednak w kuchni nie znalazłam niczego, co mogłoby posłużyć mu za kołdrę. Mimo to nie zaprzestałam poszukiwań. Musiałam coś robić, żeby się nie rozpłakać, nie zacząć krzyczeć, albo rzucić na Daniela, by osuszyć go z krwi. Napięcie między nami odbiło się na mojej żądzy krwi, sprawiając, że moje zmysły stopniowo zaczynały uciekać, gdzie pieprz rośnie.
– Coś cię gryzie – rzucił luźno Daniel, dosuwając kolejno krzesła do stołu.
Przyklęknęłam obok starego kufra, siłując się z jego zamknięciem.
– Wydaje ci się.
– Jesteś głodna.
To nie było pytanie, więc nie odpowiedziałam. Nadal próbowałam przekręcić klucz w zardzewiałej kłódce i dostać się do wnętrza skrzyni. Wykonanie tego zadania utrudniało mi jednak drżenie dłoni.
– Catherine.
Wiedziałam, że spojrzenie na niego równałoby się z poddaniem, dlatego nie zrobiłam tego. Niczym obrażone dziecko trwałam w swojej skulonej pozycji, siłując się z zamknięciem. W końcu zirytowana mocniej szarpnęłam kłódką, wyrywając ją. Zacisnęłam dłoń w pięść, gniotąc palcami zardzewiały metal. Wciąż drżały mi ręce, oddech przyśpieszył. Znajdowałam się na krawędzi i nie potrafiłam już dłużej tego ukrywać.
– Nie – rzuciłam zdławionym głosem. – Błagam, nie podchodź. Tym razem się nie powstrzymam.
– Picie mojej krwi aż tak bardzo cię przeraża?
– Możliwość uzależnienia się od twojej krwi mnie przeraża – sprecyzowałam, drżąc na samo wyobrażenie słodkiego posmaku posoki.
– Mała dawka…
– Nie możemy ryzykować. Poza tym co ze specyfikiem Xaviera w twojej krwi? – przerwałam mu nieco ostrzej, niż planowałam. – Odsuń się, a ja po prostu wyjdę i…
– Moja krew jest już czysta, księżniczko.
– To nie znaczy, że…
Wstrzymałam oddech, słysząc odgłos ostrza sunącego po skórze. Daniel nawet nie syknął, kiedy nóż przebił się przez warstwę naskórka, a następnie ścięgien i mięśni. W ciasnej, ciemnej kuchni nagle zrobiło się duszno i wręcz tłoczno. Wzdłuż mojego kręgosłupa przebiegł dreszcz, ale dalej niczym sparaliżowana siedziałam na podłodze obok kufra, obawiając się, że najmniejszy ruch będzie w stanie wytrącić mnie z równowagi i zapoczątkować katastrofę. Zapach krwi Daniela zaczął drażnić moje zmysły, wiedziałam, że długo nie będę w stanie walczyć. Jęknęłam cicho, czując, jak wciąż lekko krwawiący Daniel zbliża się w moim kierunku. Skuliłam się, mając nadzieję, że to chociaż na chwilę odciągnie mnie od tej wspaniałej, słodkiej woni.
– Jesteś durniem – wykrztusiłam, za wszelką cenę starając się oddychać przez usta. – Nie powinieneś tak ryzykować. Ty…
Daniel popchnął kubek w moim kierunku. Gliniane naczynie zatoczyło się na nierównym podłożu, jednak z jakiegoś powodu nie przewróciło się, a jego zawartość nie pokryła klepiska. Rzuciłam dzikie, nieufne spojrzenie w kierunku Shane’a, tocząc wewnętrzną walkę. Krzyknęłam sfrustrowana, opierając czoło o zimną pokrywę kufra. Wstrzymałam oddech, jednak na nic się to zdało. Poznałam już zapach jego krwi, nie mogłam tak po prostu się od niego odciąć. Bez względu na to, jak mocną wolę bym posiadała, to było silniejsze ode mnie.
Chwyciłam kubek, przez przypadek rozchlapując kilka kropel. Szkarłatna ciecz wsiąkła w materiał moich dżinsów, odbarwiając go. Spoglądałam to na plamę, to na znajdującą się w naczyniu krew. Myśl, która nagle uformowała się w mojej głowie, przeraziła mnie samą.
– Lepiej będzie, jeśli się odsuniesz – wychrypiałam, odwracając się do niego plecami.
– Nie zrobisz mi krzywdy, księżniczko. Im bardziej boisz się, że stracisz kontrolę, tym bardziej się nakręcasz.
– Nie boję się! – fuknęłam. Drżały mi już nie tylko ręce; całym moim ciałem wstrząsały dreszcze.
– Więc wypij moją krew.
Zwalczyłam impuls chluśnięcia mu posoką prosto w twarz i przystawiłam kubek do ust. Zacisnęłam powieki, po czym przechyliłam go, wylewając jego zawartość prosto do gardła. Krew nadal była lekko ciepła, choć straciła swoje walory smakowe. Nie potrafiłam jednak nie docenić jej wartości. Moje ciało z miejsca odczuło niewyobrażalną ulgę. Przestałam zachowywać się jak w delirium. Drgawki minęły, a ja mogłam swobodnie odetchnąć.
Mimo to moje kły nie chciały się wsunąć.
Zanurzyłam dłoń we włosach, próbując się uspokoić. Krew Daniela już zaczynała krążyć w moim krwiobiegu, rozpalając na nowo żądze, które tak usilnie pragnęłam ugasić. Zasmakowałam już śmierci. Dlaczego miałabym się powstrzymać tym razem?
Miałam wrażenie, że moje ciało zamieszkują dwie osoby: Catherine i Katerina. Wierzyłam, że granica już dawno została zatarta, że nie było żadnej mnie czy jej. Dopóki nie przyszło mi zmierzyć się z perspektywą skosztowania krwi Daniela, nie istniały żadne podziały. Paradoksalnie każdy czyn przeciwko klątwie przybliżał mnie do jej spełnienia. Posmakowanie krwi Daniela miało przelać czarę. Chciałam więcej, choć wiedziałam, że nie powinnam. Dualizm tej sytuacji frustrował mnie, czułam się jak więzień we własnym ciele. Ilekroć wmawiałam sobie, że już jest dobrze, żądza powracała, rozdzierając mi wnętrzności, miażdżąc resztki mojego zdrowego rozsądku. Instynkt samozachowawczy na nic się zdawał w konfrontacji z pochłaniającymi mnie pragnieniami. Byłam Królową, należało mi się. Mogłam to zrobić. Potrafiłam.
Dlaczego więc wciąż tkwiłam w tym samym miejscu, kuląc się i dusząc szloch?
Objęłam się ramionami, kołysząc lekko w tył i w przód. Serce biło mi jak szalone, pompując krew, która nie należała tylko i wyłącznie do mnie. Było mi gorąco, dusiłam się we własnej skórze. Chociaż udało mi się zaspokoić największe łaknienie, wciąż pragnęłam krwi. Słodkiej, lepkiej posoki, która mogła przynieść ukojenie mojej zbrukanej duszy.
A Daniel wciąż krwawił…
Wstałam nagle, zaskakując gwałtownością tego ruchu nawet siebie. Kręciło mi się w głowie, ale mój krok był pewny. Wystarczyły trzy duże kroki, bym zmniejszyła dystans między mną a Danielem. Najgorsza w tym wszystkim była świadomość, że chłopak nie ucieka. One, moje poprzednie ofiary, uciekały, dzięki czemu było zabawniej. A on tego nie robił. Czemu psuł zabawę?
Przechyliłam głowę, lustrując go uważnym, skupionym spojrzeniem. Ani drgnął, odwzajemniając się tym samym. Po prostu patrzył, jakby nie docierało do niego, że lada chwila mogę się na niego rzucić i rozerwać mu gardło dla zachcianki. Irytowała mnie jego pewność siebie. Wyrwało mi się warknięcie, jednak Daniel dalej wyglądał tak, jakby go to nie ruszało. Jego hipnotyzujące, czarne, przeszywające mnie na wskroś spojrzenie nakazywało mi tkwić w miejscu, choć nie rozumiałam, dlaczego dostosowuję się do jego niemego rozkazu.
Z opuszczonej wzdłuż tułowia dłoni Daniela skapnęła krew. Raz, potem drugi. Prześledziłam spojrzeniem trajektorię jej lotu, czując mrowienie w górnej wardze. Bez zbędnych ceregieli rzuciłam się na niego, dotknięta faktem, że tyle wspaniałej krwi się marnuje. Nie udało mi się jednak dostać do jego szyi, chociażby go objąć czy unieruchomić. W zamian to on przejął kontrolę nad moim ciałem. Ścisnął mnie za nadgarstki tak mocno, że mimo zdolności szybkiego dochodzenia do siebie odczułam tworzące się pod skórą siniaki. Spojrzałam z pogardą na jego dłonie, które niczym kajdany krępowały każdy mój ruch. Spomiędzy moich warg wyrwało się ciche warknięcie. Daniel jednak nie zawracał sobie sprawy moim rozdrażnieniem. Jak gdyby nigdy nic pchnął mnie na stół, zmuszając, bym na nim usiadła. Kiedy już to zrobiłam, przygwoździł moje nadgarstki do blatu, sam zaś stanął najbliżej, jak tylko mógł. Z perspektywy postronnego obserwatora musiało wyglądać to tak, jakbym obejmowała go nogami w pasie.
– Co ty odpieprzasz? – warknęłam.
Zamiast odpowiedzieć, Daniel mnie pocałował. Nagle, natarczywie, niemalże boleśnie. Początkowo byłam zbyt zdumiona takim obrotem sprawy, by należycie zareagować. Dopiero z czasem, kiedy nacisk jego warg zaczął wzrastać, zmusiłam się do odwzajemnienia pocałunku. Przed oczami wciąż tańczyły mi mroczki, a żądza krwi zaciskała swoje kościste łapska na moim gardle, jednak z jakiegoś powodu każdy kolejny zsynchronizowany ruch ust moich i Daniela pozbawiał mnie chęci roztrzaskania mu czaszki o parkiet.
Przypominało to nieco ten raz, kiedy ogarnięta szałem zaatakowałam go w gabinecie lekarskim. Wtedy jednak pocałunek miał na celu ponowne otrucie mnie. Ten zadziałał na mnie inaczej, wręcz… relaksująco. Wraz z naciskiem warg Shane’a, zaczynałam coraz bardziej się rozluźniać. Głód pomału odchodził w zapomnienie, zastępowany zwykłym, ludzkim pożądaniem.
Już sama nie wiedziałam, co było gorsze.
– Daniel – wydyszałam, lekko się od niego odsuwając. Stopniowo odzyskiwałam kontrolę nad swoim własnym ciałem. – Nie powinniśmy…
– A dlaczego nie? – mruknął, puszczając moje dłonie na rzecz objęcia mnie w talii.
Spojrzałam na niego, krzywiąc wargi w wyrazie dezaprobaty.
– Och, lista zaczyna się na punkcie dotyczącym klątwy i naszego dziecka, kończy na czymś o wiele bardziej przyziemnym, ale przez to nie mniej ważnym, czyli fakcie, że za ścianą śpi wampir.
– I że niby to jest coś przyziemnego?
– W naszym świecie a i owszem.
Daniel westchnął ciężko, opierając czoło o moje. Odwróciłam lekko głowę, dzięki czemu łatwiej było mi się mu przyglądać.
– Skąd wiedziałeś, że to pomoże? – zapytałam cicho, nie spuszczając wzroku z jego twarzy.
– Nie wiedziałem – wyznał, z zażenowaniem drapiąc się po karku. – Ale najważniejsze, że zadziałało, nie?
Wkurzona pacnęłam go prosto w pierś, przez co zatoczył się lekko do tyłu. Kiedy ponownie spróbował się do mnie zbliżyć, zeskoczyłam z blatu i stanęłam naprzeciwko niego, opierając ręce na biodrach.
– Do reszty cię powaliło? Mogłeś zginąć!
– Ale musisz przyznać, że ten pocałunek był gorący.
Zszokowana otworzyłam usta, szukając jakiejś chwytliwej riposty albo gorzkiej reprymendy, jednak nic takiego ostatecznie szybko nie przyszło mi na myśl.
– Dobry Boże, przyszło mi spać z idiotą.
– Oj, Catherine, przestań się boczyć – wymruczał, chwytając mnie za rękę. – Ważne, że poskutkowało. Nie jesteś głodna, nikogo nie zabiłaś. Jest okay.
– A powinnam była cię kropnąć – wymamrotałam, kierując się w stronę naszego prowizorycznego łóżka.
Ułożyłam się na boku, przodem do ognia, a co za tym idzie – tyłem do Daniela. Podciągnęłam nogi do piersi i westchnęłam ciężko, czując, że Shane kładzie się tuż za mną i próbuje mnie objąć.
– Ani mi się waż. Łapy przy sobie albo urąbię ci je od samego ramienia.
Poczułam, jak Daniel odwraca się na plecy. Zacisnęłam powieki, mając nadzieję, że sen szybko nadejdzie i nie będę musiała z nim rozmawiać. Zaryzykował dla mnie życiem! Wiedząc, że to ja jestem tą, która może przynieść mu śmierć. Facet miał wyraźnie nasrane.
Boże, z kim ja się zadawałam?
– Jesteś zła o to, że cię pocałowałem? – zapytał w końcu, czym kompletnie mnie rozsierdził. Cały mój plan, żeby udawać śpiącą, legł w gruzach.
Usiadłam i odwróciłam się w jego stronę. Leżał na plecach z rękoma pod głową i patrzył na mnie spod przymrużonych rzęs. Nie wiedziałam, czy bardziej chciałam go zabić, czy pocałować.
– Jesteś głupi czy głupi? Tu się rozchodzi o krew, nie o pocałunek!
– Przecież powiedziałem, że nie biorę już tego świństwa od Xaviera – mruknął, nadal nie rozumiejąc powagi sytuacji.
– Już chyba wolałabym, żebyś mnie otruł – fuknęłam, ponownie układając się na kocu. Nie wytrzymałam jednak długo. Przewróciłam się na bok i wsparłam głowę na dłoni, by móc spojrzeć na Daniela z góry. – A co, jeśli tamten atak nie był jednorazowy? Jeśli tylko czekam, żebyś zasnął, żeby rzucić ci się do gardła?
Daniel wywrócił oczami.
– Skoro chcesz, żebym zasnął, to przestań nadawać.
Zgromiłam go wzrokiem, po czym opadłam na plecy. Z tej perspektywy sufit wyglądał niestabilnie. Nie mogłam wyzbyć się wrażenia, że zaraz posypie się z niego tynk, a także strzecha, którą pokryty był dach na zewnątrz. Żeby zająć myśli czymś innym, położyłam sobie prawą dłoń na piersi i potarłam lekko kciukiem skórę na wysokości mostka. Głód stopniowo odciągnął mnie od bezbrzeżnej tęsknoty, jednak teraz, kiedy było już po wszystkim, ta świadomość ponownie we mnie uderzyła.
Westchnęłam cicho, co nie umknęło uwadze Daniela.
– Czujesz coś? – zapytał, przyglądając mi się z ukosa.
Odsunęłam dłoń od ciała, ówcześnie podciągając dekolt bluzki. Z tej perspektywy Daniel miał lepszy widok na pewne części mojego ciała, niż bym sobie tego życzyła.
– To zasługa Dehlii. Namieszała mi w głowie.
– Dzieci, co? – parsknął, lecz ja nie widziałam w tym nic zabawnego.
– Nie oceniaj, skoro nie rozumiesz powagi sytuacji.
– Boże, co cię ugryzło? – mruknął zmieszany. Tym razem to on spoglądał na mnie z góry, przez co miałam niewielkie pole manewru. – Nagle spodobało ci się całe to bagno?
Zamilkłam, nie wiedząc, jakich słów powinnam użyć, by jak najdelikatniej przytaknąć jego tezie. Moja reakcja, a konkretnie jej brak, wkurzyła Daniela.
– Serio, Catherine? Po tym wszystkim, co zrobiliśmy, żeby temu zapobiec?
– Przerabialiśmy już tę gadkę – mruknęłam zmęczona. – Zostaw to i idź spać.
– Żebyś ty mogła wymknąć się tylnymi drzwiami? – prychnął gorzko. – Twoje niedoczekanie.
Wyciągnęłam rękę, by pogłaskać go po policzku, ale odwrócił twarz. Zacisnął wargi, przez co jego rysy dodatkowo się wyostrzyły. Chciałam go w jakiś sposób udobruchać, ale nie do końca wiedziałam, jak się za to zabrać. Daniel należał do cholernie skomplikowanych ludzi, którym ciężko było dogodzić.
– Nigdzie się nie wybieram. Jeszcze nie.
Spojrzał na mnie, podejrzliwie mrużąc oczy.
– Więc ile mamy czasu?
Dzień, może dwa…
– Nie wiem – skłamałam, wierząc, że ta uniwersalna odpowiedź zostanie przez niego zaakceptowana.
Daniel ze znużeniem pokręcił głową, po czym opadł na posłanie obok mnie. Przyciągnął mnie do siebie tak, że plecami stykałam się z jego klatką piersiową. Pozwoliłam, by objął mnie w talii i wsparł głowę na moim ramieniu, dzięki czemu każdy jego oddech muskał moje ucho. Starałam się skupić na bliskości Daniela i poczuciu bezpieczeństwa, jakie mi zapewniał, nie zadręczając się przy tym wyrzutami sumienia z powodu okłamania go, jednak średnio mi to szło. Chłopak ofiarowywał mi swoją krew, a ja łgałam mu prosto w oczy. Był ze mnie naprawdę kiepski materiał na dziewczynę.
– Kochanie ciebie jest takie proste – wyszeptał, głaszcząc mnie po biodrze. – Czemu cała reszta musi być taka zagmatwana?
Poczułam ukłucie w piersi, które na moment pozbawiło mnie tchu. Zacisnęłam wargi, nie chcąc się w żaden sposób zdradzić przed Danielem. Kiedy skuliłam się lekko zaskoczona tym nieprzyjemnym doznaniem, Shane objął mnie ciaśniej, przez co poczułam się jeszcze gorzej. Fala bólu minęła w przeciągu minuty, jednak głucha tęsknota nie opuściła mojego serca. Poza nią i pojedynczą łzą, która spłynęła po moim policzku i wsiąkła w ten paskudny, szorstki koc, nie było żadnego dowodu na to, że Nocni znajdowali się bliżej, niż pierwotnie zakładałam.
Nie mieliśmy nawet dnia.
Pod wpływem impulsu odwróciłam się i pocałowałam Daniela. Rzadko zdarzało się, bym to ja inicjowała pocałunek, dlatego Shane odwzajemnił go z drobnym opóźnieniem. Szybko jednak złapał odpowiedni rytm i przyciągnął mnie bliżej, zapewniając tym samym nam obojgu wygodniejszą pozycję. Nim się spostrzegłam, znalazłam się pod nim. Prawdopodobnie to w ramach zadośćuczynienia za moje kłamstwa pozwoliłam mu przejąć inicjatywę. Nie zaprotestowałam nawet wtedy, gdy jedna z jego dłoni przekroczyła granicę wyznaczoną przez ubranie i znalazła się na moim brzuchu, a potem nieco wyżej i wyżej…
Oderwałam się od ust Daniela, by z sykiem wypuścić z płuc resztki powietrza. Wbrew pozorom dotyk jego zimnej dłoni na mojej skórze jeszcze bardziej mnie rozpalał. Kiedy dodatkowo do rąk dołączył usta, którymi wyznaczył ścieżkę od mojego ucha w dół dekoltu, pozbawił mnie resztek zdrowego rozsądku szepczącego, że to, co robimy, jest nie w porządku nie tylko względem śpiącej jak kamień Dehlii, ale również pozostałych Nocnych i Dziennych. Zasady, w których wierze zostaliśmy wychowani, przestały mieć dla nas znaczenie, ledwie nasze usta ponownie się złączyły. Pocałunki Daniela były w stanie przyćmić nawet ból rozsadzającej moje serce tęsknoty.
W przypływie emocji musiałam rzucić jego imię, bo przerwał pieszczoty, by na mnie spojrzeć. Wyglądał inaczej niż zazwyczaj, jednak nie byłam pewna, co wywołało tę zmianę. Coś nowego siedziało w jego oczach, czaiło się za tym znanym błyskiem zranionego chłopca, którego, mimo najszczerszych chęci, nie potrafiłam z nich wyplenić. Poza miłością i troską w jego spojrzeniu pojawiło się coś świeżego, ale przy tym nie mniej pociągającego. Nie dostrzegłam jednak ani krzty żalu czy wyrzutów, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że naprawdę na to zasługujemy. Tym bardziej, że mogła to być nasza ostatnia wspólna noc.
Uśmiechnęłam się lekko, wodząc opuszkami po nierównościach jego twarzy, uważnie zapamiętując każdą krzywiznę i wypukłość. Kiedy dotarłam do ust, nie potrafiłam odmówić sobie wątpliwej przyjemności muśnięcia palcami jego obnażonych kłów – ostrych i śmiercionośnych, jednak niewystarczająco, by zaciągnąć go do mojej armii.
To był kolejny raz, kiedy przeszło mi to przez myśl. Czyżby Katerina robiła jakieś aluzje co do naszej wspólnej przyszłości?
– Catherine…
Pokręciłam głową, po czym przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam. Nie chciałam, by mówił więcej, niż było to konieczne. Wystarczyło, że trawiły mnie wyrzuty sumienia związane z faktem, że go okłamałam. Gdyby zaczął pytać, co mnie gryzie, musiałabym albo zranić go poprzez powiedzenie prawdy, albo kolejne kłamstwa.
Danielowi, mimo jego początkowych obaw, nie trzeba było dwa razy powtarzać. Bez trudu odnalazł niewycałowany fragment mojego ciała i należycie się o niego zatroszczył. Ja w międzyczasie przeniosłam dłonie na jego ramiona, następnie plecy. Przejechałam nimi w dół jego ciała, w końcu odnajdując krawędź koszulki, którą miał na sobie. Niewiele myśląc, szarpnęłam materiałem w górę, ściągając mu go przez głowę. Wiedziałam, że z tego miejsca nie ma już odwrotu. Zaszliśmy za daleko, by jak gdyby nigdy nic rozejść się każde w swoją stronę. W tym momencie nie byłam zdolna istnieć bez niego, z czego Daniel dokładnie zdawał sobie sprawę.
Zupełnie instynktownie oplotłam go nogami w pasie, kiedy i moja koszulka trafiła na podłogę. Daniel zlustrował moje ciało nieśpiesznym spojrzeniem, zawieszając wzrok na każdej jego niedoskonałości. Poczułam się naga już przez sam sposób, w jaki na mnie patrzył. Mimo to byłam gotowa odsłonić się przed nim jeszcze bardziej, zerwać z siebie kolejne warstwy kłamstwa, obłudy oraz nie moich pragnień i chociaż na chwilę ukazać mu się w pełnej, choć kruchej okazałości. Chciałam, żeby znał mnie jak nikt inny, dotykał, jakbym znaczyła dla niego więcej niż byle przyjaciółka. Pragnęłam jego. Tak po prostu, niczym ostatnia egoistka.
Czas nie stanął w miejscu, nie było idealnie jak na filmach. W naszych ruchach wyczuwalna była pasja, ale również swoista nieporadność i strach. Byliśmy starsi i dojrzalsi niż tamtego pochmurnego grudniowego dnia na poddaszu, lecz w kwestii uczuć niewiele się zmieniliśmy. A przynajmniej ja, bo Daniel stopniowo uczył się na nie otwierać. Dla mnie jednak one wciąż były kwestią sporną i owianą woalem tajemnicy. Nie rozumiałam tego, co czułam mimo najszczerszych chęci. Pracowałam nad tym, ale to nie było łatwe zadanie – nie z brzemieniem klątwy na ramionach.
Jednak wtedy, na tym twardym klepisku obok paleniska, z Danielem u mojego boku, poczułam się silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Na tyle silna, by w chwili największego uniesienia wyszeptać te dwa krótkie słowa, których tak bardzo obawiałam się w przeszłości.
– Kocham cię.
Daniel ze wzruszeniem ujął moją twarz w dłonie.
– Ja ciebie też, księżniczko.
Jeszcze na długo po finalnym akcie ślepo gapiłam się w dogasający w kominku ogień, próbując zasnąć. Koc, który pośpiesznie przemieniliśmy w wierzchnie okrycie, drapał moje nagie ciało, jednak starałam się za bardzo się kręcić, by nie obudzić Daniela. Nie chciałam, żeby się zamartwiał. Wydawał się taki szczęśliwy. Jeszcze nigdy nie uśmiechał się w ten sposób, nawet w stosunku do mnie. Mnie do czasu również rozpierała euforia. Potem jednak tęsknota powróciła, atakując moje serce z całą intensywnością, a ja zrozumiałam, że z godzin zrobiły się minuty.
Wsunęłam swoją dłoń w leżącą płasko obok mnie rękę Daniela, dusząc szloch. Gest ten, choć niewątpliwie podobny do tego sprzed kilku minut, nie miał w sobie ani grama tamtej czułości. I choć Shane machinalnie odwzajemnił mój uścisk i przyciągnął mnie bliżej, to wciąż głęboko spał i nie zdawał sobie sprawy, że właśnie na nowo rozsypuję się w jego ramionach.
Ze wszystkich naszych pożegnań właśnie to było najgorsze. Nie tylko ze względu na swoisty, milczący charakter, a fakt, że było tym ostatecznym.





 †††††



Witam wszystkich! Dawno mnie tu nie było, ale nie ma tego złego, skoro rozdział liczy sobie prawie 12 stron, nie? 
Dziś długo, może nawet nudno. Ale mimo przeciwności losu i skoków weny pisało mi się go bardzo przyjemnie. Dużą rolę odegrała tutaj piosenka Adele - jej głos niezmiennie prowadził mnie od samego początku, tydzień po tygodniu. Starałam się co nieco wyjaśnić, jednak ostatecznie stwierdziłam, że wyłożenie wszystkiego czarno na białym będzie zbyt monotonne. Dlatego musicie się jeszcze wstrzymać, odpowiedzi przyjdą z czasem.
Dla tych, który uważają, że wciąż tylko brodzę wokół tematu Nocnych: nagrodą może się okazać kolejny rozdział. To będzie jeden z tych kulminacyjnych. Przynajmniej mam nadzieję, że tak uda mi się to przedstawić. W końcu będzie to jeden z ostatnich tej części. Wypadałoby w końcu wpleść trochę akcji, nie?
Ferie mi się kończą, więc nie wiem, jak to będzie z kolejną notką. Znamy się jednak nie od dziś, nie? Wiecie więc, że kiepsko u mnie z regularnością. Nie sądzę jednak, by zeszło mi dłużej niż teraz. Podczas gdy na AC mam ochotę wracać, tak do SM nie ciągnie mnie wcale...

Trzymajcie się cieplutko. Z tą zimą nigdy nic nie wiadomo!

Buziaki, Klaudia xx



PS Gabiś, nie tęsknij już. Rozdział speszyl for ju 💋













8 komentarzy:

  1. No witam. Dzisiaj postaram się długo. Będzie żałośnie jak zawsze :P
    Widzę ten gif i pierwsze co mi przychodzi na myśl: BEDO SIĘ RUCHAĆ! jandbjwocnjow...
    Muszą się ruchać! Jadę z audycją na żywo, więc nie wiem, czy bedo. ALE MUSZO!

    Pierwszy akapit - aż mi się moje babcie przpomniały. Może dlatego jestem taka utyta :O Jedna przynamniej same owoce mi podtyka. I kawę. Babcia, banan i kawa <3

    Phi! Ja często myję w zimnej wodzie. Hm... Dlaczego wszystkie łyżeczki w domu są lepkie?

    Ooch. Evans jest głodna. Evans będzie piła Shane'a. Bedo się ruchać. Przy okazji ssania :)))))))

    O BOŻE. JAK JA KOCHAM ZŁE WAMPIRY <3 O jejciuu! Uwielbiam te takie "mroczne oblicza". Uwielbiam, kiedy te stwory są tak zdeformowane... To takie ujmujące! Drugi rząd kłów (zębów?) i czerwone oczka, żyłki.. oooch <3333

    Ej. Czyżby fagas Kateriny ją zdradził? W sensie, że wykazał się nielojalnością wobec niej? Hm. Przecież byli razem do końca. Prawda?

    JAK TY MOŻESZ BYC TAK SPOKOJNA, KIEDY WIESZ, ŻE ONA UMRZE. JAK MOŻESZ JĄ UŚMIECHAĆ. JAK MOŻESZ NIĄ POCIESZAĆ K O G O K O L W I E K!?!?!?!? Jesteś okropna, Klałdjo. Doprawdy, łopata na ciebie i amen, do piachu. ZAKOPAĆ GŁĘBOKO. ZŁA KOBIETO! Jak mozesz mi to robić?! Jak ty możesz tak szargać me nerwy przeokrutnie, nieprzerwanie! Podłość twoich niecnych czynów gasi blask mej jasnej, dobrej duszy!
    ...


    Okej. Już dobrze. Jestem spokojna.

    "Jesteś za ładny, żeby siać śmierć i zniszczenie." Grrr *dźwięk gołębia* Jakie to było słodkie! (I jakie złe z twojej strony, potworze).

    Dobra. Jak nie nakarmi się z jego żyły ani nie wskoczy z nim na kocyk, to będę płakać. Jak już się całują i na tym poprzestaną, to będę zła.


    "– Nie powinniśmy…
    – A dlaczego nie?" - i to pytanie na mojej twarzy wywołało ten słynny uśmiech Stilesa w autobusie -> (http://vignette1.wikia.nocookie.net/glee/images/5/5d/Crazy_stiles_smile.gif/revision/latest?cb=20140104191243)

    A to "– Ale musisz przyznać, że ten pocałunek był gorący" taki -> (https://media1.popsugar-assets.com/files/thumbor/bdVdlZZwHe3JVN7Scl-DxBDKVV0/fit-in/1024x1024/filters:format_auto-!!-:strip_icc-!!-/2014/08/12/888/n/1922283/6563e6979e46c15f_tumblr_inline_n7kbn3iqz41scrulr/i/Conclusion-Stiles-4-Ever.gif)


    "Nim się spostrzegłam, znalazłam się pod nim. Prawdopodobnie to w ramach zadośćuczynienia za moje kłamstwa pozwoliłam mu przejąć inicjatywę. Nie zaprotestowałam nawet wtedy, gdy jedna z jego dłoni przekroczyła granicę wyznaczoną przez ubranie i znalazła się na moim brzuchu, a potem nieco wyżej i wyżej…" OOOOO! ZROBIO TO!!!!@@@!@!@@!! ZROBIOOOOOOO!


    "W przypływie emocji musiałam rzucić jego imię, bo przerwał pieszczoty, by na mnie spojrzeć." Nie zrobio? :( https://68.media.tumblr.com/9f39dfabdbe4182799b2fedfa27aa769/tumblr_inline_nzx7txJVpz1ta4was_500.gif

    KUŹWA!!!!!! ZROBILI TOOOOOOOOOOOOOOO!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! ŁO KUŹWAAAAAAAAAA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. KUŹWA, NO JESTEM. Musiałam opublikować tamten komentarz, bo mi się mózg rozsypał na parę sekund.
      Kończąc myśl, muszę cię jeszcze opierdzielić.
      Jak mogłaś w takim momencie uciec Cat? No niee. NIE! Nie zgadzam się! Ja nie chcę. Wiesz co? Jak w następnym rozdziale nie będzie bezpośrednio Daniela i love i godzenia się to... w sumie nic, bo ja lubię historie bez happy endów. Nom, troszkę :P Tak mi ostatnio jakoś przyszło.

      Więc pisz. I to szybko.
      CO TY ZE MNĄ ROBISZ, OPRAWCO?!

      Usuń
  2. i skończyłam czytać... no Ci powiem rozdział był czadowy :D Dostałam w końcu więcej Cat i Daniela... szkoda tylko że ostatni raz...smutno mi na samą myśl że wybierze Nocnych i zostawi Daniela... ale wiedziałam od początku że tak się może zdarzyć. Dobrze że mieli tą noc ostatnia :) Podobał mi się bardzo rozdział :D Czekam z niecierpliwością na następny :D i na 3 część :D

    Shadow

    OdpowiedzUsuń
  3. O mój Chryste Panie co ty ze mną robisz dziewczyno. ;____;
    Moje emocje są w poszarpane. I to bardzo. Tak się nie rogi. ;_; Jak się wyspie to wrócę tu z komentarzem. ;_;
    Trzymaj się,
    Buźki.

    Gabi.💋❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem. ❤

      Moje uczucia dalej szaleją, nie mam pojęcia co właśnie piszę i czy to będzie miało jakikolwiek sens. Ale nie ważne. Wyrzucę z siebie wszystko i zobaczymy co będzie. 

      Za Adele nie przepadam, muszę mieć fazę, żeby słuchać jej piosenek, więc piosenkę sobie całkowicie daruje. Będę się zachwycać natomiast nad jednym z moich ulubionych gifów, a może raczej nad ulubiona scena skąd ten gif jest. Trololo❤ 

      Dehlia to zupełnie jak taka typowa babcia. Chociaż jej mówisz, że nie chcesz jeść to ona i tak ci da, a jak nie zjesz to lądujesz na czarnej liście. Ten rozdział zaczynał się bardzo spokojnie, zupełnie bym nie powiedziała, że na końcu wydarzy się coś. Ale gif wszystko zdradza:D 

      Dehlia nie jest taka staruszka jakby się mogło wydawać. Zaskoczyło mnie, że tak nagle dopadła do Daniela i postanowiła go ustawić do pionu, ale w sumie chłopak sobie zasłużył, żeby oberwać. Trochę mnie rozbawiło to, że prosił o pomoc Catherine. W końcu męska dumą raczej by mu nie pozwoliła na to, żeby dziewczyna ratowała mu skórę. 

      Ale ze strony babci to już nie ładne, że nawet im dwóch kocy nie dała. Tylko jeden. ;< 

      Od początku rozdziału myślałam, że właśnie może dojść do zbliżenia. Jak tylko zaczęłam shippować Daniela i Catherine zastanawiałam się jak do tego ma dojść, bo byłam pewna, że prędzej czy później do tego dojdzie. I nie pomyślałam, że to może być w jakiejś starej chatce z babcią za ścianą. Jakkolwiek to brzmi. Zastanawiałam się czy Catherine tego nie przerwie, w końcu babcia obok. Osobiście chyba nie dałabym rady wiedząc, że obok jest osobą trzecia. Ale w takich chwilach też człowiek nie szczególnie myśli o otaczającym go świecie, więc im wybaczam. Z początku sądziłam, że na pocałunku i krwi się skończy. Wszyscy wiemy jaka Catherine jest, więc po gorącym pocałunku moje emocje trochę opadły, a potem znowu się podniosły. Cholera. Znowu nie wiem co powiedzieć. Cholera. >.< 

      To było takie... słodkie, bum powiedziała? Nie wiem nawet czy to dobre słowo, ale innego w tej chwili nie potrafię znaleźć. 

      POWIEDZIAŁA, ŻE GO KOCHA. 

      Masz pojęcie co tu robisz z ludźmi podczas takich scen? Scen na które miesiącami czekają, a kiedy już się pojawiła, to ona go zostawia.

      For fuck sake. 

      Ale mi się podoba. Wiesz o tym, prawda? Wczoraj wspomniałam o tym w komentarzu i naprawdę nie czytałam najpierw wszystkich i potem nie komentowalam. Na bieżąco czytam i komentuje! Wszystko się jeszcze może zmienić w trakcie, ale czy tak będzie... No cóż, nie wiem. Zobaczymy co będzie dalej.;) 

      Bądź dumna z tego rozdziału, bo naprawdę no wow. Świetnie Ci wyszło, a ja bardzo jestem zadowolona z takiej ilości Datherine.❤

      Ściskam mocno, 


      Gabi.

      Usuń
  4. O mój Boże…
    Nic innego nie przychodzi mi do głowy, serio. Ten rozdział jest idealny na zamknięcie pierwszej pięćdziesiątki na tym blogu – swego rodzaju jubileuszu, a przynajmniej ja mam takie zamiłowanie do okrągłych liczb. Ewentualnie zaczynam pleść od rzeczy przez nadmiar emocji i Datherine w tej części :”)
    Dehlia jest kochana, przynajmniej do czasu, aż przestaje zachowywać się jak kochana babcia. Stworzeni musieli być niebezpieczni i to najdelikatniej rzecz ujmując, a to, jak dosłownie skoczyła na Daniela… mam mętlik w głowie, wiesz? Tyle wątpliwości co do tego, co się wydarzyło. Zwłaszcza reakcja i słowa kobiety dają do zrozumienia, że porażka Kateriny miała w sobie o wiele więcej, niż do tej pory mogłoby się wydawać. Czekam na moment, w którym ostatecznie wyjawisz, co się wydarzyło, bo sądzę, że do tego to zmierza – do poznania prawy, być może w momencie, w którym będzie za późno, bo historia zatoczy koło.
    Wciąż zadziwiają mnie emocje, które targają Cat. Teraz manipulujesz nimi tak zręcznie, że chwilami sama nie wiem, co się dzieje. Oczywiście w pozytywnym sensie – jestem zagubiona w równym stopniu, co i bohaterka. Nie mam tego wrażenia z początku, że właściwie sama nie wiesz, co takiego chcesz przekazać. To minęło, bo – tak sądzę – nabrałaś wprawy w opisywaniu takich scen. Teraz wie jaka jest Cat a jaka Katerina – i to pozwala mi wyczuć, jak te dwa charaktery mieszają się ze sobą, kiedy jedna przybiera na sile, powoli wypierając drugą. Wierz mi, to jest niesamowite.
    Ona go kocha, co w końcu przyznała. Cat, Daniel… Czuć, że ten związek jest niebezpieczny. Czy właśnie miłość zgubiła Katerinę? Dehlia mówi o zaufaniu – o tym, że łatwo oddać się niewłaściwej osobie, ale… Dlaczego nie potrafię wyobrazić sobie zdrady Daniela? Jeśli to miłość zwiodła Katerinę, to tam musiało wydarzyć się coś więcej. Prawda jest taka, że miłość jest słabością – bo wtedy przestajemy zwracać uwagę na siebie, zdecydowanie bardziej bojąc się o tę drugą osobę. Odbiera zdrowy rozsądek i czyni bezbronnym, a jednak…
    Nie wiem, co wymyśliłaś i chociaż się tego boję, wyczekuję punktu kulminacyjnego.
    Scena z krwią i ta chwila słabości… Sądzę, że oboje tego potrzebowali – chwili rozluźnienia, oddania się sobie. Nie zmienia to faktu, że przemyślenia Cat są przerażające. To, jak rozważa przemianę Daniela, jak mówi o łatwości, z jaką mogłaby go zabić… I jak myśli o pożegnaniu – tym razem ostatecznym. Tyle skrajnych emocji i pragnień, że to wręcz niepojęte. Co więcej czuć, że za moment wydarzy się coś niedobrego i to nie tylko dlatego, że to już praktycznie koniec tej części.
    W pamięci mam wszystkie nasze rozmowy, w tym to, co mi sugerowałaś… I przez to patrzę na tę noc jeszcze inaczej. Dopiero czas pokaże czy to, co teraz chodzi mi po głowie, ostatecznie się potwierdzi.
    No nic, bo plotę od rzeczy, a przede mną jeszcze dwa rozdziały :3

    Nessa.

    OdpowiedzUsuń
  5. 46 years old Assistant Media Planner Sigismond Shadfourth, hailing from Whistler enjoys watching movies like "Charlie, the Lonesome Cougar" and Jogging. Took a trip to Historic Centre of Mexico City and Xochimilco and drives a Duesenberg SJ Speedster "Mormon Meteor". inny

    OdpowiedzUsuń
  6. 33 yr old Paralegal Bar Beevers, hailing from Lakefield enjoys watching movies like Mysterious Island and Mycology. Took a trip to Fernando de Noronha and Atol das Rocas Reserves and drives a Ferrari 375 MM Spider. kliknij po wiecej

    OdpowiedzUsuń