"Moja najlepsza obrona - ucieczka od Ciebie.
Nie mogę Ci się oprzeć, zabierz ode mnie to, czego potrzebujesz.
Przecież wiesz, że oddałbym Ci wszystko, nawet duszę.
A teraz nie mam już nic do stracenia.
To koniec. Już po wszystkim..."
Popchnęłam
Williama w kierunku wyjścia, siłą zmuszając go do wykonaniu jakiegoś manewru,
lecz ten mimo wszystko ani drgnął. Presja czasu i świadomość, że mój brat w
żadnym wypadku nie da nam kolejnej taryfy ulgowej, wcale nie pomagały mi się
skupić. Zaklęłam głośno, niemalże czując na karku oddech Masona. Dopiero wtedy
Will oprzytomniał. Nim zdążyłam zrozumieć, co się dzieje, Nocny przepchnął mnie
za siebie, osłaniając własnym ciałem przed ewentualnym atakiem ze strony mojego
brata. Przeczuwając, że kłótnia nie byłaby najlepszym rozwiązaniem naszego dość
niedogodnego problemu, zaczęłam po omacku kierować się w stronę wyjścia. Bez
jakiegokolwiek oświetlenia korytarz spowijała wręcz nierealnie gęsta ciemność, która
mamiła nawet moje nadnaturalnie wyostrzone zmysły.
Potknęłam
się, klnąc pod nosem. Zmotywowana dźwięcznym śmiechem brata, który rozniósł się
echem po tunelu, przyśpieszyłam, lekceważąc tym samym ból kostki.
Był bliżej, niż sądziłam…
–
Oj, Kitty. – Westchnął niemalże czule, sprawiając, że wzdłuż mojego kręgosłupa
przebiegł dreszcz – Od zawsze byłaś niezdarą, co? A gdzie twoje królewskie
geny?
–
Nie zbliżaj się do niej – warknął Will.
–
Waruj, psie. Rozmawiam z siostrą.
Kiedy
usłyszałam, że William się zatrzymał, zrobiłam to samo. Było mi słabo, a moje
donośnie walące ze strachu serce zagłuszało nawet chaos w mojej głowie, jednak
wiedziałam, że to nie pora na okazywanie słabości. Dla zachowania równowagi
podparłam się rękoma śliskiej, chropowatej ściany jaskini. Spróbowałam
odetchnąć głęboko, ale przesiąknięte wilgocią powietrze jedynie podrażniało
moją śluzówkę, powodując mdłości.
–
Mason… – rzuciłam, wychwytując pośród ciemności jakiś gwałtowny ruch. – Nie rób
mu krzywdy. Błagam.
–
Błagasz? – parsknął. Usłyszałam, jak Will gwałtownie wciąga powietrze, a chwilę
później coś twardego z donośnym trzaskiem zderzyło się ze ścianą jaskini. –
Królowa nie błaga, Kitty.
–
Will? – pisnęłam, słysząc, jak jego ciało z łoskotem upada na podłogę. – Will!
–
Och, przestań skomleć! – mruknął Mason, przeskakując nad czymś, co najpewniej
było truchłem jednego z najbardziej oddanych mi Nocnych. – Tylko skręciłem mu
kark.
Mocniej
wczepiłam się palcami w chropowatą powierzchnię ściany, by nie upaść.
–
Czemu ty mi to robisz, Mas?
Usłyszałam
szelest jego ubrania, trzy długie, sprężyste kroki, które poniosły się echem ku
wyjściu z jaskini. Zaledwie ułamek sekundy zajęło mu pokonanie dzielącego nas
odcinka i zaciśnięcie dłoni na moim gardle.
–
Czemu? – parsknął, popychając mnie na ścianę. Podczas gdy ja szamotałam się,
próbując uwolnić z jego uścisku, on pozostawał nieruchomy i spokojny. – Mógłbym
zadać to samo pytanie tobie.
–
Mnie? – wycharczałam. – Mas…
–
Przestań skracać moje imię! – wrzasnął nagle, puszczając mnie przy tym wolno.
Zaskoczona gwałtownością jego ruchu nie dałam rady utrzymać się w pionie.
Upadłam na kolana, łapczywie chwytając oddech. – Myślisz że to wystarczy, żeby
mnie udobruchać? Trochę łzawych gadek, wyciągania brudów z przeszłości… To ma
być twoja taktyka? Patrz na mnie, jak do ciebie mówię!
Na
swoje nieszczęście nie zdążyłam uchylić się przed ciosem. Moja głowa wskutek
uderzenia gwałtownie odskoczyła do tyłu, zahaczając przy tym o jedną z
ostrzejszych krawędzi znajdującej się za mną ściany. W dusznym, wilgotnym
pomieszczeniu natychmiast rozniósł się słodki zapach mojej krwi.
Wstrzymałam
oddech, spodziewając się najgorszego. Jeśli myślałam, że do tej pory pokazał
wszystko, na co go stać, grubo się myliłam. Opętany żądzą krwi mógł stać się
jeszcze mniej obliczalny.
Muszę się stąd wydostać. Natychmiast.
–
Ach, więc to za tym tak wszyscy szaleją? – mruknął Mason obojętnie, biorąc
głęboki wdech. – To sprawia, że jesteś taka wyjątkowa? Za to giną Nocni?
Nie
odpowiedziałam, za bardzo bojąc się, że nie zapanuję nad swoim głosem i zdradzi
mnie jego drżenie.
–
Boże, to takie niedorzeczne – kontynuował Mason, mimo małej przestrzeni
spacerując w tę i we w tę. – Dlaczego niby ktoś tak… słaby ma nam przewodzić? Ty byś muchy nie zabiła! Nadal
zastanawia mnie, jak udało ci się przełknąć obrzydzenie i wyrwać serce tamtemu
Nocnemu z zaułka.
–
Sean – wyrwało mi się. – Mój niewinny Sean. Widziałeś to! To ty go zabiłeś – dodałam z naciskiem.
Mason
przestał nerwowo krążyć. Ponownie zbliżył się i przykucnął obok mnie. Czułam
jego chrapliwy oddech tuż przy twarzy.
–
Ty to zrobiłaś, maleńka. Ja tylko pomogłem ci zadecydować.
–
Miał mnie zabić, prawda? Nasłałeś go na mnie?
–
Potrzebowaliśmy dowodu, że ci na nas kompletnie nie zależy, że troszczysz się
tylko o siebie… Nie sądziłem, że zagrasz aż tak dobrze – parsknął, klepiąc mnie
po policzku.
Z
odrazą odwróciłam twarz, tym samym odtrącając jego dłoń.
–
Dopiąłeś swego. Dostałeś dowód. Tylko dlaczego tak wielu Nocnych nadal pragnie
mojego przywództwa? Nie oprą się. Byle zdjęcie nie będzie w stanie sprawić, że
się ode mnie odwrócą, kiedy już się spotkamy.
Mason
milczał. Nieznacznie się skuliłam, obawiając się, że mój brat szykuje się do
zadania mi kolejnego ciosu.
–
Właśnie to mnie zastanawia. Bo jak można być aż tak ślepo komuś oddanym? Ciężko
to nazwać po prostu chorym… To wręcz toksyczne. Popieprzone.
–
Klątwa rządzi się swoimi niedorzecznymi prawami. Oni po prostu muszą mnie
kochać. A ja muszę kochać ich.
–
A dlaczego ja oparłem się tej durnej, nadnaturalnej sile, hm?
Zamilkłam,
nie znając odpowiedzi na to pytanie. Mimo że była to dość interesująca kwestia,
miałam nadzieję, że wyjątki w postaci osób skłonnych nie ulec prawom klątwy nie
zdarzały się często. Dopiero wtedy mogłoby się zrobić nieprzyjemnie… Co prawda
nie chciałam – wręcz nie potrafiłam –
wątpić w oddanie Nocnych, lecz bądź co bądź z moją lojalnością też nie zawsze
było najlepiej. Ludzie w końcu się zmieniali, byle impuls był w stanie odmienić
decyzję o sto osiemdziesiąt stopni. A ja dałam Nocnym zbyt wiele powodów, by
mnie nienawidzili. Klątwa, którą od zawsze uważałam za swoje przekleństwo,
teraz była moją jedyną nadzieją na przetrwanie.
–
To wszystko mogło być moje – wyszeptał Mason, zwieszając ramiona. – Jak możesz
marnować taki potencjał, Kitty?
–
A więc o to ci chodzi? – parsknęłam, odzyskując swój typowy cięty język. –
Chcesz władzy? Armii? Królestwa?
–
To ja jestem pierworodnym dzieckiem! A mimo to od samego początku musiałem
skakać nad tobą i twoimi zdolnościami, z których nawet nie zdawałaś sobie
sprawy. Na co to wszystko było, za co niby zginęli rodzice, skoro ty, zamiast
wypełnić przeznaczenie, ukrywasz się ze swoim kochankiem?
Drgnęłam,
do głębi zraniona nie tyle samym przytykiem, co wspomnieniem osoby Daniela.
Wciąż miałam przed oczami jego obraz, a w uszach dzwoniły mi te dwa słowa,
które w przypadku innych par zobowiązywały do wspólnej przyszłości, lecz w
naszym stanowiły jeden z głównych powodów rozstania. Kochałam go. Tak cholernie
go kochałam, że to aż bolało. Nawet rozłąka nie była w stanie przyćmić moich
uczuć do niego.
Wzmianka
o rodzicach dotarła do mnie z opóźnieniem. Dopiero po chwili zrozumiałam sens
wypowiedzi brata. Mason otwarcie zarzucił mi, że to przeze mnie zginęli rodzice
– w dodatku na marne.
–
Mama kazała mi się przed nimi ukryć – wyszeptałam, drżąc na samo wspomnienie
zbroczonej krwią moich najbliższych kuchni. – Nauczyła mnie, że są źli i muszę
się ich wystrzegać. Dlaczego więc mówisz, że zginęła na darmo? Broniła mnie!
–
Jak my wszyscy – burknął Mason, wstając. – I zobacz, gdzie skończyliśmy.
Kochanie ciebie jest bardziej destrukcyjne, niż ktokolwiek śmiałby przypuszczać.
Drżącą
dłonią sięgnęłam za siebie, by wydobyć nóż. W tamtym momencie naprawdę nie
myślałam o konsekwencjach mojego czynu. Po prostu działałam, motywowana
nieszczególnie ciepłymi emocjami, które wzbudziło we mnie wyznanie brata.
Mogłam mu uwierzyć we wszystko – po przemianie jego zdolności manipulatorskie
gwałtownie wzrosły – ale nie w to, że rodzice zginęli na darmo. Może i moje
teraźniejsze działania sprzeciwiały się z zasadami, w których wierze zostałam
wychowana, ale nie mogłam powiedzieć, że sprzeciwiałam się woli mamy i taty.
Walczyłam zbyt długo z czymś, czego nawet nie rozumiałam. Nie znaczyło to
jednak, że teraz się poddawałam – po prostu oddawałam własnemu przeznaczeniu.
Rodzice popełnili błąd, nie mówiąc mi o klątwie. Gdybym wiedziała wcześniej
więcej, może i nie musiałabym wylewać łez na ich pogrzebie. Zrobili jednak to,
co uważali za słuszne, bo mnie kochali. A ja teraz postępowałam podobnie
względem brata.
Kochałam
go. I nie była to miłość taka, jaką żywiłam do Nocnych. Mason w moim sercu
pozostał tym samym nadopiekuńczym starszym bratem, który uprzykrzał mi
dzieciństwo, łażąc za mną krok w krok czy zabraniając wielu rzeczy. Nawet teraz
nie potrafiłam spojrzeć na niego jak na bezwzględnego potwora, którym sama
poniekąd byłam. Kochałam go.
I
dlatego musiał zginąć.
– Pamiętasz,
co mi kiedyś powiedziałeś? – zapytałam, wstając.
–
Przez te piętnaście wspólnych lat rozmawialiśmy na wiele tematów, Kitty.
Tylko
dzięki intuicji udało mi się odnaleźć go pośród tych ciemności. Słysząc jego
ciężki oddech tuż obok siebie, ścieśniłam uścisk na rękojeści sztyletu.
–
Ta jedna rozmowa była szczególna. Wróciłeś z tatą na święta, po kolacji
zostawiliśmy rodziców samych i udaliśmy się do salonu. Siedzieliśmy na podłodze
przed kominkiem. Piliśmy gorącą czekoladę… Boże, gorąca czekolada. Tęsknię za
tym smakiem, a ty? – rzuciłam, jednak nie czekałam na odpowiedź z jego strony. –
Opowiedziałeś mi wtedy historię swojego partnera, Teda.
–
Teda? Tego, który został przemieniony na jednej z akcji?
–
Tak, dokładnie tego.
Mason
zamilkł, czekając na kontynuację mojej przemowy. Ja jednak nie byłam w stanie
wykrztusić nic więcej. Za bardzo skupiłam się na tym, by sztylet nie wypadł mi
spomiędzy spoconych, drżących palców. Odczuwalna jeszcze przed chwilą pewność
siebie z miejsca wyparowała, kiedy Mason nieznacznie się pochylił, a w moje
nozdrza uderzył zapach jego słodkiej krwi.
–
Ach, chyba wiem, do czego zmierzasz, Kitty – odezwał się po chwili. – Chodzi ci
o to, że go zabiłem, tak? Bo mu to obiecałem. Bo nie chciałem… – Zaśmiał się
cicho. – Oboje woleliśmy skończyć martwi, niż żyć dalej jako Nocni. Ale teraz
mi się to nawet podoba – dodał, kiedy ja znajdowałam się o włos od wyciągnięcia
dłoni i zadania mu tego ostatecznego ciosu. – Te wyostrzone zmysły… Myślisz, że
nie widzę, że w ręku trzymasz nóż? Och, Kitty…
Zaskoczona
cofnęłam się o krok, a ostrze wypadło mi z dłoni.
Gdybym się nie wahała…
–
Tak będzie lepiej, Mas. Wiesz o tym.
–
Boże, ty naprawdę chcesz, żebym cię zabił – parsknął Mason, z lekkością
odbijając się od ściany jaskini i zmierzając w moją stronę. Nadal niewiele
widziałam, obraz zastępowały mi inne zmysły. – A mojej królowej może się to nie
spodobać…
–
Twojej królowej? – podłapałam, na moment zapominając o tym, że brat otwarcie mi
grozi. – Komu?
–
Jest wspaniała, Kitty – westchnął, a ja z przerażeniem rozpoznałam w jego
głosie… czułość. Nie taką udawaną, sztuczną, jaką prezentował w stosunku do
mnie, ale tą prawdziwą, wynikającą z jakichś głębszych uczuć. – To ona powinna
nam przewodzić. Jest odważna, pewna siebie, mądra. To ona to wszystko
zaplanowała. Bez niej nie byłbym tym, kim jestem.
–
Nocnym? To ona cię przemieniła?
–
Ona nauczyła mnie, jak być Nocnym – sprostował. –
Tylko z nią u boku byłem w stanie osiągnąć tak wiele.
Nie
miałam pojęcia, o kim mówił Mason. Na dobrą sprawę naprawdę ciężko było mi
sobie wyobrazić samą Nocną płci żeńskiej.
O wiele częściej spotykałam się męskimi osobnikami tego gatunku wampirów. Sama
myśl, że była jakaś inna niż ja kobieta, która pretendowała do miana Królowej,
była nieznośna.
–
Gdzie ona jest? Chciałabym poznać dziewczynę, która namieszała w głowie mojemu
bratu.
Mason
prychnął speszony.
–
Nie śmiałbym… Przecież ona…
–
Bo jeszcze pomyślę, że się jej boisz – parsknęłam, próbując go zirytować.
Mason
był jednak sprytniejszy, niż sądziłam. Najgorszy w tej całej porąbanej sytuacji
był fakt, że kompletnie nie znałam mojego brata. Albo przynajmniej tego czegoś, co miało głos i wygląd Masona.
–
Jest tu gdzieś w pobliżu – zaręczył pewnie. – Czai się, obserwuje. Czeka na
odpowiedni moment, by zaatakować.
Wzdłuż
mojego kręgosłupa przebiegł dreszcz. Robiło się coraz gorzej. A ja nie miałam
żadnego planu.
– Och, już czas! – wykrzyknął Mason. – Chodź, Kitty. Musisz to zobaczyć.
Z
opóźnieniem dotarło do mnie polecenie brata. Ruszyłam za nim truchtem w
kierunku wyjścia, rozumiejąc z tej porąbanej sytuacji jeszcze mniej niż
kwadrans wcześniej.
Czy on… Nie chciał mnie przypadkiem
zabić? Nie żebym się przypominała czy coś…
Polana,
na której jeszcze nie tak dawno sprzeczałam się z Willem, teraz była pełna
Nocnych. Na sam widok ich udręczonych, poobijanych twarzy robiło mi się słabo.
Moje serce z miejsca zalała fala żalu i tęsknoty, z którą dłużej nie potrafiłam
walczyć. Byłam bliska poczucia tego, o czym mówiła Dehlia – prawdziwie
matczynej, bezwarunkowej miłości. A to dawało mi nadzieję.
–
A gdzie nasza niespodzianka? – zapytał Mason, przyglądając się twarzom
zebranych. – Larisso?
Tłum
rozstąpił się, przepuszczając rozczochraną brunetkę do wnętrza okręgu. Za nią
posłusznie kuśtykała jakaś zgarbiona postać. Nie poznałam jej od razu, jednak
podświadomie czułam, że to ktoś znajomy. Słaby, zagłodzony i poobijany, ale
znajomy.
I
w dodatku bardziej ludzki od pozostałych.
–
Dzienny? – wypaliłam. – Co tu robi jakiś Dzienny? Dlaczego mieszacie w nasze
sprawy jakieś podgatunki?
Mason
odwrócił się, by na mnie spojrzeć. Jego usta wygięły się w drapieżnym uśmiechu,
który zmroził krew w moich żyłach.
–
Zawaliłaś próbę z Seanem. Ale – dodał głośniej i zaczął spacerować po średnicy
wytworzonego przez Nocnych okręgu – postanowiliśmy dać ci możliwość
zreflektowania się.
–
I niby jak on ma w tym pomóc? – mruknęłam, skinieniem wskazując na wyczerpaną,
korzącą się u stóp brunetki postać.
–
Och, Kitty, trochę wiary w brata. Przecież wiesz, że nie pozwoliłbym, żebyś
musiała uczestniczyć w czymś nudnym. Chcesz poznać zasady? – zapytał, w ułamku
sekundy znajdując się naprzeciwko mnie.
–
Chcę poznać Nocną, która to wszystko zaplanowała. Czy to ona?
Mason
powiódł za moim spojrzeniem, po czym parsknął śmiechem. Podobnie zareagowała
brunetka o burzy rozczochranych, splątanych loków. Mnie jednak nie było do
śmiechu.
–
Larissa? O, błagam! Ona sprawdza się przy brudnej robocie, ale na pewno nie
przy planowaniu.
–
Och, już tak mi nie schlebiaj – sarknęła wampirzyca, kopiąc Dziennego po
żebrach, kiedy ten spróbował się podnieść. – Czego nie zrozumiałeś w prostej
komendzie? Waruj.
–
Daj mu spokój – mruknęłam. – Facet ledwo oddycha.
–
A co, zależy ci na nim?
Wytrzymałam
pod naciskiem jej ciemnego, przepełnionego nienawiścią i jadem spojrzenia,
jednocześnie szukając odpowiedniej riposty.
–
Ty…
–
Dziewczęta – wszedł mi w słowo Mason. – Miłujmy się.
Wampirzyca
parsknęła, po czym zaserwowała Dziennemu kolejny cios, tym razem kompletnie bez
powodu.
–
To z miłości – wyjaśniła, dostrzegając moją zniesmaczoną minę.
Tak
bardzo skupiłam się na Larissie i jej próbach zakatowania niewinnego, że nawet
nie zauważyłam, gdy Mason do mnie podszedł. Objął mnie ramieniem i zmusił do
towarzyszenia podczas jego idiotycznego spaceru w tę i we w tę. Chciałam jakoś
zareagować, strącić jego dłoń, ale zawczasu to przewidział, mocniej mnie
ściskając.
–
Zasady – oznajmił, kompletnie nie zwracając na moje próby wyzwolenia się – są
bardzo proste, Kitty. Otóż masz dwa wyjścia: zabić go albo, jak to masz w
zwyczaju, odwrócić się i nawiać.
–
Gdzie jest haczyk?
Mason
zatrzymał się, zmuszając mnie do tego samego. Wedle jego życzenia spojrzałam mu
prosto w oczy, choć sporo mnie to kosztowało.
–
Jeśli nawiejesz, nie masz po co wracać. Jeśli tym razem się odwrócisz, będzie
to oznaczało, że odwracasz się od nas na dobre. Sama skażesz się na wieczną,
samotną tułaczkę. Nie będziesz Królową, a zwykłym tchórzem. A my i tak zabijemy
tego przygłupa – dodał, jak gdyby nigdy nic wzruszając ramionami.
Zaskoczona
spojrzałam przez ramię na Dziennego. Aż tutaj słyszałam jego ciężki, chrapliwy
oddech i coraz częstsze pojękiwania z bólu.
Zabijałam już wcześniej. To nie mogło
być trudniejsze od poprzednich razów, prawda?
Nie
byłam głupia, wiedziałam, co spotka mnie, jeśli się poddam. Nie chodziło tylko
o samotną tułaczkę, choć to samo w sobie brzmiało już niewiarygodnie boleśnie.
Pozbawiona tronu i korony przestałabym cokolwiek znaczyć dla Nocnych. A wtedy
nie byłoby dla mnie żadnego ratunku, żadnej nadziei. Zabiliby mnie przy
pierwszej lepszej okazji jak każdego innego. Nasza miłość wypaliłaby się tak,
jak wszystkie inne nic niewarte miłostki.
Bez
słowa strzepnęłam z ramienia dłoń Masona i ruszyłam w kierunku Dziennego.
Doskwierał mi brak ostrza podprowadzonego Danielowi. Z nim przy boku czułam się
pewniejsza. Nóż został jednak gdzieś w jaskini koło ciała Williama, a ja byłam
zmuszona dokonać mordu standardowymi metodami.
Otarłam
drżącą dłoń o nogawkę spodni i przykucnęłam naprzeciwko swojej ofiary. Spocony
i noszący wyraźne znaki katowania mężczyzna trząsł się niczym w delirium,
mamrocząc przy tym pod nosem coś, co brzmiało jak modlitwy. Przełykając
obrzydzenie i wyrzuty sumienia, ujęłam go pod brodą, by zobaczyć jego twarz.
I
to był błąd.
Z
moich ust wydobył się urwany okrzyk, kiedy pod warstwą zakrzepłej krwi i
siniaków udało mi się zlokalizować dwoje znajomych, jadeitowych oczu.
Przypatrujący się uważnie moim poczynaniom Mason parsknął.
–
Nikt nie mówił, że będzie łatwo, Kitty.
–
Cole? Cole, słyszysz mnie?
Turner
wymamrotał coś niezrozumiałego, próbując skupić na mnie rozbiegane spojrzenie.
Ostatecznie jednak poddał się fali zmęczenia, która ogarnęła jego ciało, i
zwiesił ramiona. Zadrżałam na widok ran i siniaków porywających jego szyję i
kark.
–
Co oni ci najlepszego zrobili? – wyszeptałam, z niedowierzaniem kręcąc głową.
–
Tik-tak, tik-tak – zanucił Mason, klękając na trawie obok mnie. – Czas ucieka, księżniczko.
Poczułam
się co najmniej tak, jakby brat zdzielił mnie prosto w twarz. Przydomek,
którego użył, na nowo rozpalił mój gniew, ale również tęsknotę. Jednym słowem
sprawił, że znów poczułam się rozdarta i niepewna, po której ze stron powinnam
się opowiedzieć.
Nocni. Przyszłam tu dla Nocnych.
Daniel
należał do tej lepszej części mojej przeszłości. Musiałam skupić się na tym, co
tu i teraz, jeśli chciałam przeżyć i odzyskać swoich poddanych,
Musiałam
udowodnić, że byłam godna ich miłości.
–
Jeśli go zabiję – zaczęłam powoli, odpowiednio dobierając słowa – zanikną
wszelkie podziały, tak? Przystaniecie na moje przywództwo?
Mój
brat posłał szybkie spojrzenie w kierunku Larissy, która, wypatrzywszy coś lub
kogoś daleko poza okręgiem stworzonym przez Nocnych, skinęła głową. Dopiero
zyskawszy jej aprobatę, Mason skupił się z powrotem na mojej osobie.
–
Oczywiście, że tak, Kitty.
Wzięłam
głęboki wdech, próbując uspokoić rozszalałe tętno. Wiedziałam, co powinnam
zrobić, tym razem nie stały mi na przeszkodzie żadne „ale”. Jedynym, co mnie
powstrzymywało przed zadaniem tego ostatecznego ciosu, były wspomnienia. Te
wszystkie niedoskonałe momenty, które wraz z nim spędziłam. Cole był moim pierwszym w
wielu kategoriach. Kto by przypuszczał, że pewnego dnia zostanie również tym ostatnim.
–
Nawet nie wiesz, jak wiele razy życzyłam ci śmierci, Cole – wyszeptałam. – No i
proszę, doczekałeś się. A ponoć złego diabli nie biorą…
Jednym,
pewnym ruchem przewróciłam Dziennego na plecy, w pewien sposób obnażając jego
klatkę piersiową. Dotknęłam prawą dłonią miejsca, w którym teoretycznie
znajdowało się serce, co sprawiło, że ten z miejsca przestał drżeć. Jego
jadeitowe oczy na moment utraciły ten dziwny, szalony błysk i skupiły się
konkretnie na mnie. Pozbawianie go życia właśnie w takich okolicznościach było
jeszcze gorszą zbrodnią niż zabijanie bezbronnego i umierającego.
Poderwałam
głowę do góry, wyczuwając rozproszenie pośród Nocnych. Zebrane w kręgu wampiry
rozglądały się nerwowo wokół, wyczuwając coś, czego ja nie byłam w stanie ani
dostrzec, ani usłyszeć. Larissa jako pierwsza poderwała się do biegu. Obnażyła
kły, sycząc wściekle na coś, co tylko ona zdążyła wypatrzeć. Nim ktokolwiek z
nas zdążył się zorientować, opuściła okręg wyznaczany przez Nocnych i odbiła
lekko w prawo, kierując się ku skupisku krzewów. Wróciła po chwili, popychając
przed sobą zgarbiony cień.
Dziwna,
paraliżująca obawa zacisnęła swoje kościste palce na moim gardle.
Wiedziałam,
kim była tajemnicza postać, jeszcze zanim podniosła głowę. Nie minęło wcale tak
dużo czasu, od kiedy piłam krew Daniela; wciąż czułam na języku
słodko-metaliczny posmak jego krwi. Z tego też tytułu o wiele łatwiej było mi
go wyczuć.
–
Och, Shane – westchnęłam żałośnie, ukrywając twarz w dłoniach.
Po
polanie rozniósł się radosny rechot Masona.
–
Ty to potrafisz robić show,
sis – parsknął. – Improwizujesz? Bo nieźle ci to idzie.
–
Puśćcie go wolno, on nie jest nam potrzebny.
Mason
spojrzał na mnie, ze zdumieniem unosząc brew.
–
Przypałętał się aż tutaj, co znaczy, że mu zależy. Nie mogę tak po prostu
puścić go wolno.
–
Więc co zrobisz?
–
Jak to co zrobię? – prychnął Mason, rozkładając ramiona. – Przecież to
oczywiste. Urządzę konkurs na Jonathana roku.
Zerwałam
się na równe nogi, rozumiejąc, do czego zmierza.
–
Zapomnij! Nie mieszaj w to Daniela. Jego nie uwzględniały twoje durne zasady!
–
Kitty – rzucił miękko, dotykając mojego policzka. – W końcu zasady są po to,
żeby je łamać, czyż nie?
Spojrzałam
na Daniela, który skorzystał z momentu nieuwagi Larissy i Masona, by sprawdzić,
co z Colem. Klęczał obok przyjaciela, badając jego siniaki. Grymas, który
przeciął jego twarz, świadczył o tym, że było jeszcze gorzej, niż początkowo
zakładałam.
–
Jestem Królową – oznajmiłam z naciskiem, gromiąc brata wzrokiem. – Nie
zamierzam brać udziału w twoich durnych gierkach.
–
Więc odejdź – odparł spokojnym tonem. – Droga wolna. Nie wiń mnie jednak, jeśli
chwilę później obaj twoi kochankowie padną trupem.
Pod
wpływem emocji pchnęłam brata w pierś. Zatoczył się lekko do tyłu, jednak nie
stracił równowagi.
–
Ty zwyrodnialcu! Na niczym już ci nie zależy?!
–
Och, Kitty – westchnął, spoglądając na mnie z pobłażaniem – jeśli pytasz o to,
czy zależy mi na tobie, odpowiedź brzmi nie.
Zacisnęłam
usta, przełykając wszystkie obelgi, które chciałam wygłosić pod adresem brata.
A przynajmniej osoby, która nosiła jego rysy. Mój Mason był dobry i czuły,
troszczył się o mnie, a nie zmuszał do uczestnictwa w jakichś chorych gierkach.
Osoba przede mną była pozbawiona jakichkolwiek człowieczych cech.
Czy
ja też miałam tak skończyć?
–
Jak brzmią te zasady? – wymamrotałam, zaciskając pięści. Miałam nadzieję, że
uda mi się je jakoś obejść, ratując tym samym obu Dziennych. – Nie mamy zbyt
wiele czasu na pokazówki, zaraz wzejdzie słońce.
Mason
nieśpiesznie rozciągnął wargi w uśmiechu. Był wyraźnie zadowolony z faktu, że
dzięki niemu znalazłam się w sytuacji bez wyjścia.
–
Spodobają ci się, są o wiele lepsze od poprzednich. Uwierzysz, jeśli powiem, że
jednego z nich możesz uratować?
–
Jak?
–
Mas – odezwała się Larissa. Była wyraźnie niezadowolona z takiego obrotu sprawy.
– Jej się to nie podoba.
–
A to niby dlaczego? – obruszył się mój brat, zamiast na brunetkę, patrząc
gdzieś w nicość za plecami Nocnych. – Wypełniam twój rozkaz, czyż nie?
Wytężyłam
słuch, spodziewając się jakiejś odpowiedzi, ale poza rzężeniem Cole’a i
typowymi odgłosami lasu w środku nocy nic nie usłyszałam.
–
Zasady – odezwał się ponownie Mason, przenosząc wzrok prosto na mnie – jak już
wspominałem, ulegają drobnej zmianie. Ale nic się nie bój, Kitty, przeżyje ten,
którego kochasz najbardziej.
W
mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Mimo że nie miałam wątpliwości
odnośnie tego, którego z tej dwójki byłabym skłonna ocalić, wiedziałam, że
gdybym zabiła Cole’a na oczach Daniela, ten nigdy by mi tego nie wybaczał. I
najpewniej o to chodziło Masonowi – chciał nas skłócić, wywołać jeszcze większy
skandal wokół mojej osoby.
–
A co z tym drugim? – zapytałam.
–
Tu niczego nie zmieniamy. Podoba mi się wizja ciebie zabijającej jakiegoś
Dziennego w sposób, w jaki zrobiłaś to Seanowi.
Mimowolnie
się wzdrygnęłam, gdyż mnie taki obraz absolutnie nie przypadł do gustu.
–
W takim razie konflikt zażegnany, wypuść Daniela – oznajmiłam, spoglądając w
kierunku Shane’a, który tępym wzrokiem przyglądał się ugryzieniom na szyi
swojego przyjaciela.
Ku
mojemu zaskoczeniu Mason się roześmiał. Kiedy posłałam mu pełne niezrozumienia
spojrzenie, zaczął chichotać jeszcze bardziej. W pewnym momencie nawet zgiął
się w pół, opierając przy tym dłonie na kolanach, jakby potrzebował złapać
oddech.
–
Jesteś rozkoszna, Kitty. Naprawdę myślałaś, że przez „uwolnię” mam na myśli
puszczenie go wolno?
–
Tak, Mas, mniej więcej to właśnie znaczy to słowo.
–
Mniej więcej – podłapał, uśmiechając się szyderczo. – W moim odczuciu znaczy to
mniej więcej tyle co „napój swoją
krwią i przemień”.
Nie
zdołałam zapanować nad swoją żuchwą, która spektakularnie niczym winda w szybie
zjechała na dół, zdradzając moje zaskoczenie. Wrażenie to szybko jednak zostało
wyparte przez strach.
–
Nie – wykrztusiłam, przyłapując się na tym, że patrzę wprost na zdruzgotanego
takim obrotem sprawy Daniela. – Nie.
–
Mam rozumieć, że wybierasz trzecią opcję, tak? – Mason uśmiechnął się
triumfalnie. – Uciekasz?
Ktoś
obrabował mnie z całego słownika, nie byłam w stanie wykrztusić choćby słowa.
Potrafiłam tylko patrzeć na Daniela, szukając w jego oczach odpowiedzi na dręczące
mnie pytania. Shane był jednak równie zdezorientowany co ja. Wiedział, że na
jego przemianie miało się nie skończyć. Prawdopodobnie po tym Mason zmusiłby
nas, abyśmy razem poderżnęli Cole’owi gardło.
To
koniec. Byliśmy w kropce.
–
Och, Danielu, gdybyś chociaż raz mnie posłuchał i został z Dehlią –
wymamrotałam, kręcąc głową.
Nader
wyraźnie pamiętałam dzień, w którym pozbawiłam życia Colina, jak i rozmowę,
którą tamtego wieczoru przeprowadziłam z Danielem. Zobowiązał mnie wówczas do
czegoś, do czego nie byłam gotowa.
„Obiecaj, księżniczko, że nie pozwolisz mi zostać Nocnym. Obiecaj.”
„Obiecaj, księżniczko, że nie pozwolisz mi zostać Nocnym. Obiecaj.”
A ja mu to obiecałam, bo nie sądziłam, że
kiedykolwiek będę musiała wypełnić dane mu słowo. Miałam nadzieję, że uda mi
się go ochronić, utrzymać z dala od wszystkich przykrości związanych z
kochaniem mnie…
I jak zwykle zawiodłam.
– Co zyskasz, jeśli go przemienię? –
wyszeptałam, spoglądając na brata. – Aż tak bawi cię uprzykrzanie mi życia?
Próbujesz mnie zniszczyć, odczłowieczyć?
Tego właśnie chcesz?!
– Chcę po prostu, żebyś miała przy sobie
na wieczność swojego ukochanego – oznajmił spokojnym tonem Mason, z udawaną
skromnością rozkładając ramiona. – Czy to źle?
– Daniel jest moim człowieczeństwem –
odparowałam. – Nie pozbawisz mnie ludzkich uczuć, jeśli pozwolisz mi zabrać go
ze sobą.
Mason milczał przez chwilę. Czułam jednak,
że to, co powie, wcale nie przypadnie mi do gustu. Coś w wyrazie jego oczu
sugerowało, że mimo nagłych zmian, które musiał nanieść, aby jego plan się
powiódł, wszystko toczyło się po jego myśli.
–
Może w takim razie to nie tego Jonathana powinnaś uratować, hm?
Larissa,
która sprawiała wrażenie zrezygnowanej, nagle się ożywiła.
–
Nie, Mas, nie możesz do tego dopuścić.
–
A to niby dlaczego, Lar? – prychnął, nawet na nią nie patrząc. – Skoro Ona nie
chce choćby kiwnąć palcem, ja muszę przejąć brudną robotę.
–
Mason, do jasnej cholery!
–
Catherine! – huknął Mason, odwracając się w moją stronę, a tym samym dając
Larissie wyraźny przekaz odnośnie tego, gdzie ma ją i jej zdanie. – Masz
minutę. Bierz się do roboty. Albo poderżnę gardło im obu.
Podłapałam
przerażone spojrzenie Nocnej, która z miejsca z mojego największego wroga
awansowała do swoistego sprzymierzeńca. Z Masonem działo się coś, czego żadna z
nas nie rozumiała. Coś niedobrego.
–
Mason…
–
Pięćdziesiąt dziewięć, pięćdziesiąt osiem…
Drgnęłam,
spoglądając to na brata, to na Larissę. Ruszyłam dopiero, kiedy dziewczyna
ponagliła mnie gestem. Daniel poderwał się do pionu, widząc, że się ku nim
zbliżam. Stanął przed skulonym Colem, osłaniając go własnym ciałem.
–
Nie zrobisz tego, Catherine. Nie pozwolę ci na to.
–
Nie zmuszaj mnie do użycia siły, Danielu – wyszeptałam znużona, opuszczając
ramiona wzdłuż tułowia. – Nic nie poczujesz, zapewniam cię…
–
On kazał ci zabić Cole’a! – wykrzyknął, zdruzgotany faktem, że nie rozumiem
powagi sytuacji. – Naszego Cole’a, Cat. Jesteś gotowa to zrobić?
Nie
musiałam długo namyślać się nad odpowiedzią.
–
Żeby cię obronić? Oczywiście.
Daniel
przymknął powieki, pozwalając, aby uczucia przejęły nad nim kontrolę.
Widziałam, że znajduje się na skraju załamania. Był rozdarty między miłością do
mnie a uczuciami, które żywił w stosunku do swojego najlepszego przyjaciela.
Podejrzewałam, że gdyby Cole wielokrotnie nie złamał mi serca, sama nie
potrafiłabym tak pochopnie podjąć decyzji.
–
Przemiana nie jest wyjściem, księżniczko. Wiesz, że nie mogę się na nią
zgodzić. Nie mogę…
–
Dzienni i ich pieprzenie o zasadach – mruknął wkurzony Mason. – Myślisz, stary,
że ktokolwiek z nas chciał zostać Nocnym? To wyszło samo. Dopiero z czasem
rozumiemy, że to najlepsze, co mogło nas w życiu spotkać.
–
Widziałem, co klątwa robiła z Cat – mruknął Daniel, spoglądając z pogardą na
mojego brata. – Nie wmówisz mi, że to coś dobrego.
Mason
wywrócił oczami, po czym ponownie utkwił we mnie spojrzenie.
–
Kitty, mogłabyś… Proszę, pokaż, że w chociaż ty w tym związku masz jaja.
Przygryzłam
dolną wargę, czując mrowienie w górnym dziąśle. Moje kły były bardziej niż ja
gotowe do zadania śmierci.
A właściwie to nawet dwóch.
Nie
raz przeszło mi przez myśl, jakby to było, gdyby Daniel stanął u mojego boku.
Sama nie zamierzałam wychodzić z inicjatywą, szanowałam jego uczucia. Teraz
jednak miałam pretekst, by przekonać się, jakby to wyglądało. Co prawda Daniel
mógłby nigdy nie wybaczyć mi tego, że w chwili, kiedy potrzebował mnie
najbardziej, postawiłam swoje pragnienia ponad jego wolę, ale w tamtym momencie
najmniej mnie to trapiło. Jakkolwiek egoistycznie nie miało to zabrzmieć,
chciałam, by był moim Nocnym.
My
razem, na zawsze przewodzący cichej armii urodzonych zabójców… Właśnie o tym
śniłam od chwili, gdy dowiedziałam się o okrutnych prawach rządzących klątwą.
Przywdziewając
maskę chłodnej obojętności, spojrzałam na brata.
–
Mas, mógłbyś…
Nocny
bez słowa pokonał dystans dzielący go od Dziennego i złapał go za ramiona,
unieruchamiając. Daniel zaczął się szarpać, wyraźnie zmieszany faktem, że
sprzeciwiłam się jego woli i poparłam brata. Nie chciałam jednak zniszczyć
swojej lodowatej pozy, zagłębiając się w sferę uczuć. W zamian podeszłam do
Shane’a i podsunęłam mu swój przegub tuż pod nos.
–
No dalej, kochanie – wyszeptałam, przesuwając najwrażliwszym punktem mojego
nadgarstka po jego ustach. – Zabierz, co twoje.
Daniel
poderwał głowę, odsuwając ją z dala od mojego przedramienia. Mason złapał go za
włosy i szarpnął, nakazując stać nieruchomo. Shane chcąc nie chcąc tkwił w
bezruchu z nosem przyciśniętym do mojego przegubu.
–
Będzie dobrze, Danielu, obiecuję.
Chłopak warknął cicho, obnażając kły. Był szczerze wstrząśnięty tym, do czego go
zmuszałam. Jego przerażenie sięgnęło apogeum, kiedy dotarło do niego, że nie bez
przyczyny stanęłam na palcach, próbując złapać z nim kontakt wzrokowy.
On
mi tego nigdy nie wybaczy…
–
Pij, Danielu – oznajmiłam, wspomagając się perswazją.
Mimo
walki, którą wytrwale toczył z samym sobą, ostatecznie się poddał i zatopił kły
w moim przegubie. Spodziewałam się bólu, jednak nie czegoś tak… intensywnego.
Daniel dosłownie pozbawiał mnie duszy, odrywał ją kawałek po kawałku. Nazwanie
tego uczucia bolesnym było właściwie niedopowiedzeniem. O ile samo ugryzienie
było względnie znośne, tak z każdym kolejnym branym przez niego łykiem uciekało ze mnie życie. Płomienie ognia przesuwały się w górę moich ramion,
dążąc do serca. A chociaż pragnęłam je powstrzymać, nie potrafiłam. Umierałam w
milczeniu, cierpiąc przy tym katusze. A ponieważ nie krzyczałam, nikt tak
naprawdę nie wiedział, co działo się w mojej głowie.
Mason
jednym ruchem oderwał usta Daniela od mojego przedramienia, kiedy uznał, że ten
wypił już wystarczająco. Przerywając połączenie, Nocny jednocześnie uwolnił
mnie od piekielnych tortur. Wyczerpana upadłam na kolana, dociskając krwawiącą
rękę do brzucha. Zewnętrzna rana szybko się zasklepiła, wnętrze jednak nadal
ubolewało nad stratą.
Nigdy
wcześniej nikogo nie karmiłam swoją krwią. Teraz już wiedziałam, dlaczego
miałam przed tym jakiekolwiek obiekcje.
–
Catherine? Trzymasz się?
Nie
odpowiedziałam, zbyt skupiona na liczeniu kolejnych oddechów.
–
Sis, bo jeszcze musisz zabić tego tam. Podnieś się. No, dalej.
Wstałam,
ignorując zawroty głowy wywołane niedoborem krwi i z obrzydzeniem spojrzałam na
brata. Nawet jeśli przed chwilą byłam skłonna przystanąć na jego propozycję,
byleby tylko uratować Daniela, teraz zaczęłam dostrzegać minusy jego „planu”.
Moja
krew ponoć działała cuda. Ale czy mogła przemieniać Dziennych w Nocnych?
Przecież do tego był potrzebny jad, w dodatku nie każdy wampir potrafił
przetrwać przemianę. A co, jeśli zadziałałam zbyt pochopnie i naraziłam Daniela
na śmierć?
Wstrzymałam
oddech, lustrując Shane’a uważnym spojrzeniem. Zamroczony endorfinami zawartymi
w mojej krwi stracił przytomność, tylko dzięki Masonowi utrzymywał się w
pionie. Nie wyglądał jednak na kogoś przechodzącego przemianę.
–
Dlaczego krew? Czy to wystarczy? Nic mu nie będzie? – zapytałam.
Mason
wywrócił oczami.
–
Przestań skomleć. Skończ robotę i spadamy.
Rozejrzałam
się wokół, szukając wśród zgromadzonych Nocnych poparcia i aprobaty. Tylko w
nielicznych twarzach odnalazłam odzwierciedlenie targających mną uczuć, większość
z nich wciąż była rozdarta. Rozumiałam ich niepewność, choć niezmiennie mnie
ona raniła. Szczególnie teraz, w chwili kiedy najbardziej potrzebowałam ich
poparcia.
Moją
bohaterką okazała się Larissa, która wystąpiła do przodu, stając naprzeciwko
nas z pewną miną. Odrzuciła do tyłu splątane loki, odsłaniając chorobliwie
pobladłą twarz i wydatne usta rozciągnięte w drapieżnym półuśmiechu
odsłaniającym kły.
–
Sam zdechnie. Masz, czego chciałeś. Spadamy.
Mas
nie wyglądał jednak na przekonanego. Nadal ściskał Daniela za ramiona, nie
pozwalając mu upaść. W jego geście było wręcz coś… zaborczego.
–
Cat ma wypełnić zadanie. Nie będę ciągnął za sobą półtrupa.
–
Zeżrą go jakieś zwierzęta – zniecierpliwiła się dziewczyna. – Spadamy, zanim
wzejdzie słońce.
–
A może Cat napoiłaby nas wszystkich swoją krwią i nie musielibyśmy więcej
uciekać, hm? Pomyślałaś o tym?
Zamarłam,
zdumiona pewnym, wręcz pretensjonalnym tonem głosu brata. Mówił o zamordowaniu mnie z taką lekkością, że aż
mnie zemdliło.
–
Pomyślimy o tym później, okay? – westchnęła Larissa, spoglądając na mnie kątem
oka. – Wszyscy jesteśmy zmęczeni. Ona też. Zresztą, oddanie tyle krwi za jednym
zamachem zabiłoby ją. Tego chcesz?
Mason
uśmiechnął się, opierając podbródek na ramieniu Daniela. Wyglądali razem co
najmniej komicznie. Z jakiegoś jednak powodu Mas wciąż ściskał Shane’a, nie
pozwalając mu upaść.
–
No dalej – wymamrotał nagle Mason, gwałtownie potrząsając ciałem Daniela. –
Jasna cholera…
Spojrzałam
na brata, marszcząc brwi. Dopiero po chwili dotarło do mnie, co miał na myśli.
Głos uwiązł mi w gardle, kiedy uświadomiłam sobie, że serce Daniela tak po
prostu przestało bić. Chciałam do niego podbiec, ale Larissa w porę chwyciła
mnie za nadgarstek.
–
Przechodzi transformację. To część przemiany – dodała, ale zabrzmiało to tak,
jakby sama próbowała w to uwierzyć.
Na
polanie zapadła cisza. Nikt nie śmiał się choćby odezwać. Wszyscy chcieli
wierzyć, że są świadkami cudu. Liczyliśmy na to, ja nawet mocniej niż
pozostali, że Daniel nagle otworzy szkarłatne niczym świt oczy, uśmiechnie się
drapieżnie, odsłaniając dwa rzędy ostrych jak brzytwy kłów… jednak czas mijał,
a serce Daniela nadal trwało w bezruchu.
–
Popsuł się – parsknął gorzko Mason, po raz ostatni nim potrząsając. – Twoja
krew nie ratuje, a zabija, Kitty.
Docisnęłam
dłoń do ust, tłumiąc szloch. Wszystko nagle przestało istnieć – Nocni, rzężący
gdzieś z tyłu Cole czy nowa pretendująca do miana Królowej. Liczył się tylko
Daniel. I myśl, że lada chwila jego piękne oczy z powrotem się otworzą.
Nim
ktokolwiek z nas zdążył zareagować, Mason jednym płynnym ruchem skręcił
Danielowi kark. Jego bezładne ciało opadło na trawę w akompaniamencie mojego
mrożącego krew w żyłach wrzasku pełnego rozpaczy.
Chwilę
po tym, jak Mas wypuścił Shane’a, Larissa zrobiła ze mną to samo. Nie wyczuwając
już jej żelaznego uścisku na nadgarstku, upadłam na kolana, momentalnie tracąc
władanie w nogach. Spróbowałam się przeczołgać w kierunku Daniela, ale byłam
jak sparaliżowana. Potrafiłam tylko patrzeć na jego nienaturalnie wygięte ciało
i płakać. Nie
był to jednak zwykły płacz. Znałam ból, poznałam też smak cierpienia i żałoby.
Tym razem doświadczyłam jednak czegoś zupełnie innego, o wiele bardziej
intensywnego. Poczułam, jak coś się we mnie wypala, bezpowrotnie obraca w
popiół, niszcząc przy okazji wszystko inne na swojej drodze.
Umierałam…
Nie, nie ja. Ja byłam martwa w środku od miesięcy. Tym razem wypaliła się
ostatnia żywa cząstka mnie, w ostatnim czasie nad wyraz rozpieszczana i
pielęgnowana – moje człowieczeństwo. Poza tym nie miałam już nic, dzięki czemu mogłabym się hamować.
Bez
Daniela nie byłam skłonna do ludzkich odruchów.
Masonowi
od początku właśnie o to chodziło. Chciał mnie naprawić. Naiwnie łudziłam się, że po prostu chciał mnie zabić i przejąć pałeczkę, należne mu dziedzictwo.
Niestety z nas dwojga to ja byłam tą, która lubiła chodzić na skróty. Dziś
nareszcie dopadły mnie konsekwencje mojego lenistwa.
Gdybym
tak łatwo nie uległa wizji podsuniętej przez Masona…
Mas
miał rację: kochanie mnie było toksyczne i destrukcyjne. Nic dziwnego, że moja
krew, zamiast lekarstwem, okazała się najgorszą z możliwych trucizn.
Powoli
rozchyliłam powieki, przyzwyczajając się do zwiększającej się ostrości. Mój ból
zelżał, tym samym pozwalając mi wrócić do siebie. Od razu otarłam policzki,
nagle zniesmaczona swoim położeniem. Było mi niemalże wstyd, że na oczach
poddanych okazałam słabość.
Nocni
musieli wyczuć nagłą zmianę, która we mnie zaszła, bo powstało niemałe
zamieszanie, zewsząd zaczęły dochodzić podekscytowane szepty, co niektórzy
cicho skandowali moje imię.
–
Zaraz wzejdzie słońce – oceniłam, spoglądając na niebo. – Powinniśmy ukryć się
w jaskini.
–
Kitty?
Wytarłam
brudne od ziemi i trawy dłonie o materiał spodni, po czym podeszłam do brata, robiąc
jeden wielki krok ponad ciałem Daniela. Bez słowa chwyciłam Masona za ramiona i
zmusiłam do utrzymania ze mną kontaktu wzrokowego.
–
Ani mi się waż nawiać – warknęłam, wspomagając się perswazją. – Rozprawię się z
tobą na miejscu.
–
A gdzie idziemy? – zdziwił się.
Uśmiechnęłam
się, rozczulona jego pytaniem.
–
A gdzie mielibyśmy iść? Do domu, Mas. Idziemy do domu.
Ruszyłam
w kierunku włazu jaskini, słysząc za sobą ciche kroki Nocnych. Idąc, jednocześnie przeczesywałam wzrokiem pobliskie drzewa, wypatrując kobiety, którą był tak
oczarowany mój brat. Nikogo jednak nie dostrzegłam, przez co wywnioskowałam, że
wampirzyca najzwyczajniej się poddała i uciekła. Oczywistym było, że w obliczu
teraźniejszych wydarzeń poniosła sromotną porażkę.
–
Um… Katerino?
Odwróciłam
się, podłapując skruszone spojrzenie Larissy.
–
A co z ciałem? – zapytała cicho, jakby obawiając się mojej reakcji.
Nawet
nie spojrzałam na miejsce, w którym leżał Daniel. Teraz, kiedy było już po
wszystkim, było mi obojętne, co się z nim stanie.
–
Niech spoczywa w pokoju.
KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ
††††††
Także no... Um, cześć?
Koniec kolejki chętnych chcących spuścić aŁtorce lanie w tamtą stronę ---------->
Ja właściwie sama nie mam nic więcej do powiedzenia. Co miało być, to się stało, czy jak to tam szło. Tak zaplanowałam, tak wyszło. Ubolewam nad tym strasznie, do końca jeszcze nie wiem, jak dzisiaj zasnę. Ale mówi się trudno.
Rozdział ze specjalną dedykacją nie tylko dla tych, którzy dotrwali aż do tego momentu, ale również Frixa, który jeszcze zaledwie dwadzieścia minut temu (wczoraj, Klaudia, po prostu wczoraj...) świętował swoje osiemnaste urodziny. Nadal nie wiem, co mogłabym Ci życzyć, staruszku! :'))
Dzięki za wszystko, robaczki. Kocham Was, mam nadzieję że Wy mnie również. Mimo wszystko.
Klaudia
...
OdpowiedzUsuńDziękuję za Twoją opinię, Gabryjelo. Ja Ciebie również 💕
UsuńCiągle się nie pozbierałam. Jestem zdruzgotana i nie wiem, kiedy sobie z tym poradzę. Chciałabym napisać coś co wyraziłoby moją rozpacz, ale nie ma w żadnym języku świata takich słów. Jedyne co potrafię w tej chwili powiedzieć, to fakt, że cię kocham, ale jednocześnie mam ochotę cię zabić i poślubić. Ten rozdział był zarazem tak beznadziejny i tak genialny, że to może uchodzić za niedorzeczność.
UsuńJesteś moją muzą, ale zapłacisz za Daniela, wredna, cudowna i zdolna jędzo.
CAŁA TWA PO WIEKUISTE CZASY
GABBBBBBBBISZON
To znowu ja. Cat zaciążyła, a to oznacza jedno. Jeszcze bardziej cię kocham.
UsuńJAK JA UWIELBIAM ZŁO I ZNISZCZENIE!
Ta historia robi się coraz mroczniejsza i mocniejsza, ja tylko żałuję, że nie działa mi Y i T na klawiaturze (och, klawiatura nie działa? Cóż za nowość! Znów można robić ukochaną czynność - wstukiwać literki na ekranowej :'))))), bo napisałabym ci jakiś poemat o moim wewnętrznym rozdarciu.
ALE SERIO?!!!!!!!!!!!!!!!
D A N I E L ? !
ŚWIATEŁKO W CIEMNOŚCIACH, JEDYNA NADZIEJA NASZA I WASZA I WSZYSTKICH?
D A N I E L ? !
I KOMU, DO JASNEJ CHOLERY, CAT TERAZ POKAŻE CYCKI?!
O B I E C Y W A Ł A Ś M I C Y C K I !
NIKT NIE JEST GODZIEN CYCKÓW CAT POZA MNĄ I DANIELUNIUNIUNIEM!
Ej, czy ty zamierzasz wprowadzić mnie do fabuły? XDD
Klaudio B., najdroższa ma i jedyna, zraniłaś me serce tysiącem ostrych sztyletów! TO ONA MIAŁA UMRZEĆ! NIE ON, CHOLERA!
Boże, przecież ja nie wytrzymie. Ja go tak kochałam. Oni byli tacy... NO NIE! NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!
A wiesz, co jest najgorsze? ŻE JA MYŚLAŁAM, ŻE ONA JESZCZE NIE ZASZŁA I ŻE BĘDZIE JESZCZE TEN TEGES! I już przygotowywałam psychikę na tę chwilę. ALE NIE! ZNISZCZYŁAŚ MOJE MARZENIA!
I kto ją teraz wymaca? JEJ BRAT?
Jestem zdruzgotana.
EJ! CHWILA. CZY TO...
"KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ"
ŁOOOOOOOOOOOOOO...................................................................
No, no, staruszku. Żeby tak kończyć, to trzeba mieć klasę. Nic tylko uczyć się od ciebie, mój mistrzu. A co ci jeszcze powiem? Że się odwdzięczę. TEŻ BĘDZIESZ PŁAKAĆ NAD FIKCYJNYMI POSTACIAMI.
Jeśli taki był twój plan, to jesteś geniuszem zła. Ale wiem, że to nie koniec. I że powrócisz. I KTO JĄ BĘDZIE MACAŁ????
Żałosny spam na górze. Współczuję, serio. Takie nic niewnoszące bzdety najlepiej od razu kasować… Serio, nie rozumiem jak można nie uhonorować czegoś takiego porządną opinią, ale co ja tam wiem, prawda? ;)
OdpowiedzUsuńUwaga, piszę komentarz na bieżąco – ot tak, byś miała pełen obraz moich kolejnych reakcji. Chyba będzie bezpieczniej, bo po dojściu do końca zdecydowanie nie zdołam zebrać myśli. Tak przynajmniej czuje, więc… No.
Will! ;–; Spróbuj mi go uśmiercić na stałe, a przysięgam, że Cię znajdę. Pozostaje mi wierzyć, że złamanie karku w przypadku Nocnego to sposób na unieruchomienie i nic ponad to. W końcu to wampir, c’nie? Ale i tak mam ochotę przywalić Masonowi, nawet jeśli zarazem jest mi go szkoda. Nie wiem dlaczego, serio. Po prostu… wciąż nie wiem, co powinnam o jego zachowaniu sądzić. Ten cały gniew, który okazuje względem siostry… Co go powoduje? To, że został Nocnym, czy może zachowanie Catherine, która z takim uporem uciekała przed przeznaczeniem, a teraz nie zachowuje się jak na królową przystało (przynajmniej jego zdaniem)?
Ach, zgadłam ze zdjęciem. Tak czułam, że miało coś udowodnić, chociaż tak jak Cat sądzę, że nie wszystkich przekona, żeby się od niej odwrócili. Oni również są uwiązani przez przeznaczenie. Mają ten sam problem, co ich królowa – ślepo oddani jej kolejnym wcieleniom, krwi i klątwie. To trochę przerażające, wiesz? To, jak wiele osób cierpi przez przeznaczenie… Bo choć Cat jest to ofiarą, nie jako jedyna została rzucona w coś, co narzucono jej w górze. Nocni musza ją kochać w równym stopniu, co ona ich. To stała zależność, której nie wszyscy potrafią się przeciwstawić… Chociaż to nie zmienia faktu, że ta miłość jest szczera. Po prostu – naturalne uczucie, które otrzymali niejako w spadku, że tak się wyrażę. Dzieci nie pytają, dlaczego kochają rodziców i odwrotnie, więc…
„– Klątwa rządzi się swoimi niedorzecznymi prawami. Oni po prostu muszą mnie kochać. A ja muszę kochać ich”.
Otóż to.
Nie rozumiem tego, co kieruje Masonem. Naprawdę, sama nie jestem pewna, co sądzić o jego zachowaniu i słowach. Cholera, absolutnie nie wierzę, że tutaj chodzi o władzę albo zazdrość o „gorsze” traktowanie, choć był pierworodny. To po prostu mi nie pasuje. Może żal o to, co spotkało ich rodziców, ale nic ponad to. To żal go napędza, gorycz miesza w głowie… I może coś więcej, jak kobieta, o której wspomina. Inaczej sobie tego nie wyobrażam, zresztą nie dziwi mnie, że Cat wpadła w szał, kiedy zasugerował, że ich rodzice zmarli na marne. Zrobili, co mogli. I moim zdaniem to była piękna śmierć.
Wciąż czekam aż Mas zrobi coś, co powoli mi go zrozumieć. Czuję, że jest tam coś więcej, ale na razie trudno mi określić w czym rzecz. Może ta kobieta… Hm, wprowadzasz nową postać? Tak przynajmniej sądziłam, kiedy wspomniałaś o Larissie, ale skoro nie ona… Jestem zaintrygowana, bo mam wrażenie, że zaraz nastąpi jakiś spektakularny moment, w którym złym okaże się ktoś, kogo nikt nie podejrzewał. Za dużo książek, zdecydowanie xD
O kur…
UsuńMówiłaś, że Cole nie wyjdzie z tego dobrze, ale nie spodziewałam się czegoś takiego ;–; Jeszcze jakiś czas temu pierwsza bym dopingowała Cat, ale po ostatnich rozdziałach i ich rozmowach trochę złagodniałam. Nie, taki koniec zdecydowanie… Och, ale spodziewałam się, że szansa którą jej dali, byłaby za prosta, gdyby chodziło o kogoś obcego. Mam mętlik w głowie, a to wciąż nie koniec, poza tym…
Daniel. Ja pierdolę, wiedziałam że nie mogę go tutaj zabraknąć. Nie mogło…
Czułam, że obietnica, którą Cat złożyła Danielowi, prędzej czy później się na niej odbije. Ale nie sądziłam, że rozegrasz to w taki sposób – genialny, po prostu doskonały, ale… tak emocjonalny. Jak wspomniałam, ja nie mam do Ciebie żadnych pretensji. Podejrzewam, że postąpiłabym tak samo, bo takie rozwiązania po prostu są najlepsze. I tyle. Co nie zmienia faktu, że właśnie szukam swojego mózgu, a nerwy mam w strzępkach ;–;
Jej człowieczeństwo. Zniszczone, po prostu zgasło. Teraz wydaje mi się, że to od samego początku mogło skończyć się wyłącznie tak. Nic innego nie odcięłoby Cat od Dziennych, a teraz…
Och, kończę ten bezsensowny bełkot, bo już nie myślę. To dla mnie za dużo… A Tobie, kochanie, gratuluję. Idealny finał tej części, tyle szokujących zwrotów akcji. Bądź z siebie dumna. Ja z kolei czekam na początek części trzeciej razem z tym nieszczęsnym szablonem, który trzymam dla Ciebie… prawie rok, nie? xD Jak coś, to wiesz gdzie mnie znaleźć :D
Weny, czasu i pomysłów.
Twoja Nessa :3
Aha......
OdpowiedzUsuń.
OdpowiedzUsuńZdajesz sobie sprawę, że święta to czas radości itd? Prawda? .-.
OdpowiedzUsuńI wybaczania. Pamiętaj proszę o wybaczaniu... ;-;
UsuńPamiętam. A łaskawy ze mnie człowiek, więc wybaczyłam. :D
Usuńwybacz słownictwo
OdpowiedzUsuńMusiałam trochę ochłonąć zanim się zabrałam do pisania komentarza. Na pewno będzie chaotyczny, może nawet bez sensu. Dla poprawienia humoru włączyłam sobie „Marsz pogrzebowy” Chopina, zajebiście nie? Idealnie się wpasowało w klimat tego rozdziału. Nie dość, że dziś w TV leciał „Król Lew” to na wieczór sobie zaserwowałam kolejną dawkę śmierci i bólu. Ale spoko, mam się świetnie. Mną się nie przejmujcie. Pójdę sobie popłakać w kąt i będzie dobrze. Wspominałam, że są święta i czas pokoju, radości i miłości? ;_; Dobra, może Daniel pójdzie w ślady Jezusa i też wróci za trzy dni. (Żart, którego być nie powinno, ale jakbyśmy wszyscy brali wszystko na poważnie to byłoby nudno).
Mam tak zajebiście pomieszane uczucia, że nie wie, od czego zacząć. Naprawdę. Plotę już od rzeczy, ale to nie ważne. I zacznę od tego co się stało, bo inaczej nie dam rady. Nigdy nie umiem lecieć po kolei, tylko zawsze od najważniejszego wydarzenia w rozdziale. Boże drogi, za jakie grzechy, co? Pogodziłam się z myślą, że go opuściła, że wybrała Nocnych i na takie zakończenie byłam gotowa. Ale co musiała zrobić Klaudia? Klaudia rzuciła nam dawkę mocnych uczuć, chęć zamordowania z zimną krwią. (Jestem po Twojej stronie i będę Cię bronić własną piersią!) Bo chociaż jestem w ogromnym szoku, jestem na Ciebie wściekła i również mam ochotę Cię udusić to... To to było kurwa genialne. Mogłaś zrobić tak naprawdę wszystko, zostawić go w tej chatce, niech sobie wiedzie spokojne życie z dala od Catherine i jej klątwy, problemów. Ale Ty wolałaś pojechać nam po emocjach, po całości zniszczyć nas dokładnie tak jak śmierć Daniela zniszczyła człowieczeństwo Catherine. Na początku zaczęłam prawie krzyczeć, żeby w końcu dobiła Cola (nie, nadal go nie lubię i serio liczę, że coś go zeżre), niech go zabije, a Daniela oszczędzi. Ale nie... Będę się pocieszać myślą, że może i on zginie. :V Bycie okrutnym tak bardzo. ^u^ Dalej po prostu nie wiem jak mogłabym to skomentować, ale to chyba dobrze, nie? Kiedy ma się milion uczuć w sobie, jest się zachwyconym i nie wie się jak przelać słowa na papier, w tym przypadku na komputer. Osobiście jestem zachwycona, nawet bardziej niż zachwycona, pewnie już to mówiłam. Ale W MORDĘ TO BYŁO GENIALNE. Wiesz, że jestem ogromnym fanem Datherine, a teraz mi rozerwałaś serduszko. Tak na milion kawałeczków i jedyne co mogę robić to mieć pretensję do wszechświata, do Ciebie i do wszystkich, że to się tak skończyło. Cholera jasna. Co ja mam robić ze swoim życiem? .-. Lepiej szybko pisz dalej, bo skoro będzie następna część to istnieje niewielka szansa na to, że go przywrócisz, albo w magiczny sposób jej krew zacznie działać później. Ale – nie, chyba nie chciałabym Daniela jako Nocnego. On był świetnym Dziennym. I takim niech już na zawsze pozostanie. Wspaniały przyjaciel, chłopak.
Nie wierzę, że pogodziłam się z tym, że go zabiłaś.
Na pewno nie spodziewałam się tego, ze ten finał będzie tam emocjonujący. Dziwnie byłoby, gdyby się okazało, że finał jest pozbawiony jakiegoś wydarzenia wow, a tutaj mamy ich ponad kilka. Oczywiście największym jest śmierć Daniela, którą będę sobie przebolewać jeszcze milion lat, ale kto by się tam mną przejmował, prawda? Po drugie William, niech on sobie żyje. Fajny jest, pomaga Cat, zasłużył na to, aby było dobrze. Jej brat mnie strasznie fascynuje, a to, że ma mordkę Chrisa (wielka, ogromna miłość moja) dodatkowo jeszcze sprawia, że bardziej go lubię. Poza tym on pasuje na takiego psychopatę. Sama pewnie wiesz po odcinku z VD, kiedy biegał sobie po domu z siekierą i chciał zabić bliźniaczki. Coś pięknego. :D Po trzecie – człowieczeństwo Catherine, które teraz poszło się do reszty jebać. (wybacz, znowu). Kurde, ta dziewczyna przeszła przez takie piekło, a to zgaduję dopiero początek. ;_;
Mam ochotę udusić Cię za kończenie, bo teraz trzeba będzie czekać na część dalszą. Cholera, to naprawdę się zbliża do końca. ;_; Och, okej. Strasznie mnie korci, aby Cię wypytać o to kim jest ta kobieta, ale wiem, że nie chcę znać odpowiedzi. Jeszcze nie. Zresztą nawet jak poznam to zapomnę, więc niespodzianka będzie tak czy siak. :V
UsuńKlaudia, kochanie ty moje najdroższe. Ten rozdział to naprawdę arcydzieło, leci do ulubionych rozdziałów z tego bloga. Łamie serce na każdy możliwy sposób, a ja jestem tym oczarowana w najgorszy lub najlepszy sposób. Po prostu cudo. I pamiętaj, że ja będę Cię osłaniać, chociaż mam ochotę Cię też zabić, ale tego nie zrobię. :)))))))))))))))
Pozostaje mi pożyczyć weny na dalsze pisanie, aby ludzie Cię nie zjedli i żebyś dziś zasnęła w spokoju. :*
Trzymaj się ciepło,
Gabi.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZostałam wbita w fotel...i to dosłownie... czemu Daniel? :( Cholera jasna... nie tego się spodziewałam... nie tego...
OdpowiedzUsuńMyślałam że go przemieni, że mimo tego, że tego nie chciał jakoś jej to kiedyś wybaczy... a on po prostu umarł :( Siedzę i nie wiem co myśleć...
Co do Cat spodziewałam się innego zachowania po śmierci Daniela... nie takiej obojętności... Mam sprzeczne myśli...
Nie wiem co sądzić na ten temat...
Mas mnie wkurza... zastanawia mnie jednak fakt co nim kieruje? co do za kobieta, która nim kieruje... nie rozumiem... Boję się myśleć kto to może być...
Ostatni rozdział drugiej części był mocny i mimo tych złych zdarzeń podobał mi się.
Czekam co dalej się wydarzy :)
Pozdrawiam,
Shadow