"Wiem, że nie ma dla nas jutra.
Więc jeśli to moja ostatnia noc z Tobą,
Przytul mnie, jakbym była kimś więcej niż tylko Twoim przyjacielem.
Podaruj mi wspomnienia, do których będę mogła wracać.
Trzymaj mnie za rękę, gdy będziemy robić to, co robią kochankowie.
Ogromne znaczenie ma to, jak to się skończy.
Bo co, jeśli już nigdy się nie zakocham?
Dehlia
nie chciała słyszeć choćby słowa na temat tego, że nie jesteśmy głodni. Jeśli o
to chodziło, zachowywała się trochę jak nadgorliwa babcia, która stara się jak
najbardziej dogodzić swoim wnukom – przez co niekiedy wręcz za bardzo. I o ile ja mogłam się wymigać
gadką, że poza krwią mój organizm nie jest w stanie niczego przyswoić, tak
Daniel nie miał tyle szczęścia. Pod czujnym okiem Dehlii musiał pochłonąć dwie
miski gulaszu. Potrawka nie pachniała jednak starym, rozjechanym jeleniem albo
czymś podobnym, przez co nawet nie współczułam mu tak bardzo.
Po
kolacji pomogłam staruszce pozmywać. Stanowiło to nie lada wyzwanie, gdyż
musiałyśmy się z tym uporać w zimnej wodzie prosto z wiadra. Starałam się
jednak należycie wypełniać swoje obowiązki, nie krzywiąc się przy tym zanadto.
Doceniałam fakt, że Dehlia pielęgnowała pewne tradycje, żyjąc tak, a nie
inaczej. Jej staroświeckość była na swój sposób rozkoszna. Wiedziałam jednak,
że ja nie potrafiłabym wieść takiego życia. Izolacja mi nie służyła, podobnie
jak brak elektryczności i bieżącej wody. Gdyby przyszło mi pomieszkiwać w ten
sposób dłuższy czas, najpewniej straciłabym zmysły. No chyba że można było się
przyzwyczaić do braku toalety.
Wytarłam
dłonie w podsuniętą mi przez staruszkę ścierkę, kierując się z powrotem w
stronę stołu. Zajęłam swoje krzesło, bardziej niż dotychczas zdeterminowana, by
dokończyć rozmowę. Dehlia zupełnie przez przypadek podsunęła mi informacje,
których rozwinięcie koniecznie pragnęłam poznać. Bo niby kim była Tessa?
Dlaczego Dehlia nie nazywała jej po prostu Dominique, tak jak wszyscy? Co
jeszcze potrafiły stworzone przez Katerinę wampiry i dlaczego nikt dotychczas o
nich nie słyszał? O jakich swoich zdolnościach nawet nie zdawałam sobie sprawy?
Daniel
posłał mi pytające spojrzenie, które zignorowałam. Spróbowałam nieco się
wyciszyć, gdyż w oczach osoby postronnej faktycznie mogłam wyglądać na nieco…
rozochoconą.
−
Komuś herbaty? – zagaiła Dehlia i, nie czekając na odpowiedź, wzięła z półki
trzy kubki. – Melisa dobrze działa na skołatane nerwy – dodała, wymownie
spoglądając na moją stopę, którą wybijałam nierówny rytm o podłogę.
Zażenowana
zwiesiłam ramiona. Złapana na gorącym uczynku nie wiedziałam, co odpowiedzieć,
by się obronić i nie wyjść w oczach staruszki na niestabilną emocjonalnie
wariatkę.
−
Przepraszam. Ja po prostu… Tak jakoś.
Obrona na poziomie,
Evans.
−
Może to dlatego, że jesteś głodna? – podsunęła Dehlia, odmierzając odpowiednią
ilość ziół i zasypując nią kubki.
Poderwałam
się z miejsca, zaskoczona jej słowami. Po chwili jednak ponownie opadłam na
krzesło, wzdychając cicho. Byłam podminowana i podniecona jednocześnie, przez
co moje reakcje stały się niezwykle skrajne. Nie potrafiłam jednak nic z tym
zrobić. Moje uczucia na głodzie były o wiele bardziej rozchwiane. Nigdy nie
byłam oazą spokoju, ale w takich chwilach naprawdę niebezpiecznie było
podchodzić do mnie bez broni. Byłam równie nieobliczalna, co plądrujący moje
wnętrze huragan.
−
Skąd takie przypuszczenia? Jest w porządku. Nic mi nie jest. Ja… − O czym to ja mówiłam? –
Tak. Właśnie tak.
Dehlia
spojrzała na Daniela, który w odpowiedzi jedynie westchnął cicho. Miałam
ogromną ochotę rzucić się w jego kierunku i porządnie nim potrząsnąć, zmuszając
do tego, by mnie poparł, a nie dodatkowo kompromitował.
−
Skoro tak mówisz. – Dehlia postawiła kubek na stole, bardzo ostrożnie podsuwając
go ku mnie. – Uważaj, jest gorąca. Ale powinnaś ją wypić, poczujesz się lepiej.
−
Nic mi nie jest – warknęłam rozsierdzona faktem, że nikt nie brał moich wyznań
na poważnie.
Dehlia
odstawiła pozostałe kubki na blat, po czym uniosła dłonie w obronnym geście.
−
Niczego ci nie zarzucam, aniele. Po prostu sugeruję.
Objęłam
rękoma parujące naczynie, skupiając wzrok na pływających po powierzchni
wypełniającego je płynu ziołach. Nie wyglądały szczególnie apetycznie, jeśli
miałam być szczera. I tak, jak zapach byłam w stanie przełknąć, tak wygląd pozostawiał sporo do życzenia.
−
Przepraszam, że na ciebie naskoczyłam – odezwałam się po chwili. – Chyba nie do
końca panuję nad emocjami.
Nie
musiałam patrzeć na staruszkę, by wiedzieć, że uśmiecha się pod nosem. Byłam
jednak zbyt zażenowana, by skrzyżować z nią spojrzenia. Miałam nader dotkliwą
świadomość, że kto jak kto, ale ona potrafiła przejrzeć mnie na wylot. A ja nie
czułam się wystarczająco dobrze, by pozwolić komuś na penetrowanie mojej
zbrukanej duszy.
−
W porządku, ptaszyno. Sporo dziś przeszłaś. Nie winię cię za to.
Choć
nie zasługiwałam na jej współczucie, skinęłam głową z wdzięcznością.
−
Między wami już dobrze? – zagaiła Dehlia, spoglądając to na mnie, to na
Daniela.
Daniel
przygryzł wargę. Przesłuchania staruszki krępowały go bardziej niż rozmowa z
jego rodzicami na temat tego, co do mnie czuje.
−
Ciężko nazwać całe to bagno dobrym – mruknął Daniel. – Nasza sytuacja jest…
−
Trudna – odpowiedziałam za niego, cicho wzdychając. – Dlatego proszę, nie
rozmawiajmy o tym.
Daniel
poprawił się na krześle, cicho odchrząkując. Nie musiałam na niego spoglądać,
by wiedzieć, że poczuł się urażony. Shane uważał, że tego typu odpowiedzi są
oznaką bagatelizowania uczuć. Za trudny
uważał test z matmy, a nie związek dwojga ludzi. Podzielałam jego zdanie, jednak
jeśli chodziło o nas… Ciężko było nie użyć tego przymiotnika, wręcz sam cisnął
się na usta. Przeszliśmy zbyt wiele trudnych
rzeczy, by takim mianem nie obarczać również naszej relacji.
Przez
zdecydowanie zbyt długą chwilę w kuchni panowała grobowa cisza; jedynym źródłem
dźwięku była bulgocąca w garnku nad paleniskiem woda. Ilekroć chciałam
przełamać milczenie, rzucić jakąś luźną anegdotkę i rozładować napięcie,
dochodziłam do wniosku, że i tak nie mam nic sensownego do powiedzenia. Cisza
zaczęła się przeciągać, a do mnie dotarło, że brak jakichkolwiek rozmów wpływa
na mnie wręcz kojąco. Mój udręczony mózg mógł odpocząć od ciągłego łączenia wątków,
doszukiwania się podtekstów czy analizowania poszczególnych słów. Przymknęłam
powieki, czując, jak ucieka ze mnie całe napięcie. Gdzieś tam z tyłu nadal towarzyszyła
mi żądza krwi, jednak przestała być jednym z tych drażniących, ćmiących niczym
bolący ząb odczuć, dzięki czemu jeszcze na chwilę mogłam odwlec nieuniknione.
–
Jaka Ona była? – wyszeptałam, nagle czując potrzebę dowiedzenia się czegoś
więcej o osobie, przez którą tyle wycierpiałam. – Znam Ją tylko z opowieści.
Dzienni widzą w niej wariatkę i potwora. A wy? Anioł, Matka… To wszystko
prawda?
Uchyliłam
powieki, by spojrzeć na pogrążoną w zadumie staruszkę. W słabej poświacie
tlącego się w kominku ognia Dehlia wyglądała na jeszcze starszą, niż była.
Dopiero wtedy zrozumiałam, że podczas gdy ja miałam swoje marne siedemnaście
lat, ona żegnała kolejne dziesięciolecia.
–
A ty jak ją postrzegasz?
Zamyśliłam
się, nieco wybita z rytmu pytaniem, które padło z ust Dehlii.
–
To zależy od mojego… nastroju – wyznałam.
–
A widziałaś ją kiedyś? – zapytała Dehlia, narzucając na ramiona haftowaną
chustę. – We wspomnieniach, wizjach…
Podniosłam
spojrzenie na Daniela, czując, że mi się przypatruje. Byłam więcej niż pewna,
że on też pomyślał o pamiętniku, który udało nam się znaleźć na poddaszu
Akademii. Shane miał co do niego sprzeczne uczucia, wiele razy kłóciliśmy się o
to, czy w ogóle powinnam go przy sobie trzymać. Dla mnie ten oprawiony skórą
notesik miał sentymentalną, wręcz sakralną
wartość. Ilekroć znajdował się w zasięgu mojego wzroku, czułam się pewniej.
Stanowił namacalny łącznik z Kateriną, opis tego, co mnie czekało – a co w
jakimś stopniu już przeszłam. Był pamiątką równą rodzinnym albumom.
–
Tak. – Mój głos zadrżał
nieznacznie, kiedy przypomniałam sobie chwilę, w której po raz pierwszy
dotknęłam pamiętnika. – Widziałam.
–
I co zauważyłaś? – drążyła staruszka. – Oczywiście poza uderzającym
podobieństwem.
Wróciłam
pamięcią do chwili, gdy wyciągnęłam go z szuflady zakurzonego, staromodnego
biurka. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, co znajdę w środku, ani co przyniesie
przyszłość. Można powiedzieć, że dopóki go nie otworzyłam, wiodłam normalne
życie. Bolały mnie kły, a moje ciało przechodziło swoistą przemianę, ale poza
tym wszystko było w porządku. Zamartwiałam się Colem i naszym związkiem, wiedziałam, co będę robić jutro
czy pojutrze. Nie było żądzy krwi, tęsknoty, Kateriny, a nawet Daniela i całej
tej naszej pokręconej relacji rodem z dramatu Szekspira. Wtedy próbowałam
otwierać się na ludzi i zaprzyjaźniać się z Lydią, a nie odsuwać od siebie chęć
zanurzenia kłów w tętnicy Daniela. I pomyśleć, że jeszcze śmiałam narzekać.
Oddałabym wszystko za możliwość przeniesienia się w czasie do momentu, gdzie
suche włosy i szkolny podrywacz stanowiły mój jedyny problem.
Przymknęłam
powieki, przenosząc się na śmierdzące stęchlizną poddasze Akademii. Oczami
wyobraźni widziałam tą okropną, nadgryzioną zębem czasu szafę, toaletkę pełną krzyży i łóżko, na którym wraz z Danielem czekałam, aż Marlene zakończy swoje
małe tête-à-tête z Johnem. Na samo wspomnienie tych spędzonym z Shanem godzin
chciało mi się śmiać. Byliśmy tacy nieporadni i żałośni w swojej udawanej
nienawiści. Chwila słabości przerodziła się w pocałunek, którego nie
wspominałam zbyt dobrze. Wtedy to nie było to. Co najwyżej zwykły, nic
nieznaczący pocałunek. Bez fajerwerków czy pioruna, który niepostrzeżenie
trafiłby we mnie, tym samym dając do zrozumienia, że od tamtego momentu coś
zaczęłam do niego czuć.
Czas
spędzony na poddaszu wiele zmienił, ale nie w kwestii mnie i Daniela.
Przebudził we mnie instynkty, o które się nie podejrzewałam. To właśnie po tym
wydarzeniu wszystko się zaczęło. Posypało, niczym nierozważnie trącone domino.
Atak na Akademię, mój urodzinowy bal, śmierć Colina. Gdybym jednak nie znalazła
pamiętnika, już dawno bym zginęła. Nikt nie wiedziałby, jak ulżyć mi w moim
szaleństwie. Daniel nie musiałby być moim strażnikiem, ja nikogo bym nie
zabiła. Wszyscy byliby szczęśliwi, gdybym w ten pieprzony, ostatni dzień
grudnia nie odkryła starego pokoju Dominique na poddaszu.
Odsunęłam
od siebie wyrzuty sumienia i skupiłam się konkretnie na chwili, w której po raz
pierwszy moja skóra zetknęła się ze stronami pamiętnika.
–
Była nad wyraz spokojna – zaczęłam powoli, smakując poszczególne słowa na
języku. Nie wierzyłam, że naprawdę zaczęłam dostrzegać pozytywne cechy u osoby,
którą dotychczas otwarcie gardziłam. – Więzili ją, torturowali. Ale ona nie
narzekała. Wszystkie swoje emocje przelewała na papier.
–
Ach, cała Katerina. Nawet wampiryzm nie był w stanie wyplenić jej duszy
romantyczki.
Uśmiechnęłam
się pod nosem, spoglądając na Dehlię.
–
Pasuje do niej to określenie. Romantyczna – powtórzyłam. – Ambiwalentna
indywidualistka kochająca zbyt mocno.
Dehlia
w zamyśleniu pokiwała głową.
–
Myślisz, że można kochać kogoś zbyt mocno?
–
A jak inaczej nazwać chęć dogodzenia wszystkim wokół? – odpowiedziałam pytaniem
na pytanie, sięgając po kubek z wystudzonym już naparem z melisy.
Staruszka
westchnęła, przyznając mi rację.
–
Oddałaby za nas życie. Poniekąd to zrobiła. Kupiła nam nieco czasu na ucieczkę.
–
Właśnie – podłapałam. – Jak to było tak naprawdę? Jej śmierć nie była
przypadkowa?
–
Katerina była w ciąży, kiedy bitwa się rozpoczęła. Naprawdę sądzisz, że ktoś
zabiłby ją przez przypadek?
–
Chyba czegoś nie rozumiem – mruknął milczący dotychczas Daniel. – Była w ciąży,
więc nikt jej nie tykał? Może i się nie znam, ale wydaje mi się, że na wojnie
nie ma żadnych zasad. Nawet jeśli chodzi o kobiety w ciąży.
Dehlia
wstała, stękając cicho. Oparła dłonie w dole pleców i wypchnęła lekko biodra do
przodu, odciążając kręgosłup. Staruszka mówiła dalej, spacerując po kuchni.
Widząc, jak się męczy, nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego ktoś, kto miał
wyraźny wybór, postanowił na własne życzenie się zestarzeć.
–
To oczywiste, że jej broniliśmy. My, Stworzeni,
jej prywatna armia.
–
Czyli Nocni gorszego sortu zostali wysłani na rzeź, podczas gdy wy czailiście
się z tyłu, otaczając Królową i jej cudowne dziecko? – Daniel był wyraźnie
wstrząśnięty. Dziwiło mnie to, zważywszy na fakt, że nigdy nie pałał
współczuciem w stosunku do innych gatunków wampirów.
Dehlia
spojrzała na niego z powagą.
–
Wydaje ci się, że wiesz wszystko, chłopcze, ale wcale tak nie jest.
–
Skoro wy byliście silniejsi, lepsi, kto ustalił taką taktykę? Teraz się nie
dziwię, dlaczego przegraliście…
Nim
się spostrzegłam, Dehlia, ta sama obolała staruszka, która jeszcze przed chwilą
musiała rozprostować schorowane kości, dopadła do Daniela w dwóch susach i
przyciągnęła go do siebie. Byłam zbyt zdumiona tak nagłym zwrotem akcji, że nie
zdążyłam zareagować na czas. Kobieta pochylała się nad Shane’m, obnażając kły.
A właściwie dwa rzędy ostrych i śmiercionośnych jak brzytwy zębów i lśniące
szkarłatem oczy.
–
Nigdy więcej tak nie mów, zrozumiano?! Nic nie rozumiesz! Nawet nie powinno cię
tu być!
Daniel
drgnął, zaskoczony i odrobinę przerażony. Gdyby nie moja chora fascynacja na
punkcie tego, co nowe i pochodzące ode mnie i moich przodkiń, sama drżałabym ze
strachu.
–
Spokojnie – wystękał Shane, asekuracyjnie odchylając głowę w wyćwiczony,
maskujący najwrażliwsze punkty szyi sposób. – Um, Cat?
Wstałam,
obchodząc Dehlię i Daniela niczym eksponat w muzeum albo okaz zwierzęcia na
wymarciu. Czułam, że wampirzyca nie zrobi nic złego mojemu chłopakowi, dlatego
też nie panikowałam. Patrzyłam i podziwiałam, póki miałam okazję.
Piękno. Czyste,
zabójcze piękno.
–
Puść go – wyszeptałam, ponaglana niecierpliwymi spojrzeniami Shane'a. – Dehlio,
proszę, puść Daniela.
Staruszka
gwałtownie wypuściła z dłoni materiał bluzy, przez co chłopak swobodnie
opadł na oparcie krzesła. Pod wpływem niespodziewanego upadku uderzył się
łokciem w blat stołu, ale nie wydał z siebie żadnego dźwięku, nie chcąc
ponownie sprowokować przeciwnika. Nie był głupi, wiele nauczył się, obcując ze
mną i moim wariactwem.
–
Skarbie, przeproś Dehlię – rozkazałam, mając nadzieję, że dzięki czułemu zwrotowi zostanie mi to wybaczone.
Daniel
nie wyglądał na zadowolonego takim obrotem sprawy i wcale mu się nie dziwiłam.
Gdyby to mnie kazali kajać się przed Dziennymi, byłabym w stanie co najwyżej na
nich wszystkich splunąć.
–
Przepraszam – mruknął wypranym z emocji głosem. – Nie to miałem na myśli.
Dehlia,
już w swojej standardowej postaci nadopiekuńczej babci, sztywno skinęła głową.
–
Ja również cię przepraszam. Poniosło mnie.
–
To było niesamowite! – wykrzyknęłam, nim zdążyłam się powstrzymać. – Ty byłaś
niesamowita! Mogłabyś…
Staruszka
spuściła wzrok zawstydzona.
–
Teraz nie wygląda to tak… spektakularnie – wyjaśniła, ostrożnie wysuwając kły.
Zaraz po standardowych pojawiły się dodatkowe, nieco dłuższe i ostrzejsze,
przez co sprawiały wrażenie niebezpieczniejszych.
Podeszłam
bliżej, jak zahipnotyzowana przyglądając się intensywnie burgundowym oczom
Dehlii. Było w nich coś niesamowitego, eterycznego, ale jednocześnie napawającego
strachem. Nie potrafiłam przejść obojętnie obok tak intensywnego spojrzenia.
Wystarczyła chwila wzrokowego kontaktu, by obudziły się we mnie uczucia, do
których nie podejrzewałam, że kiedykolwiek dojrzeję. Miłość; tyle pięknej, szczerej, matczynej miłości rozpaliło moje
serce, że na moment zapomniałam, jak się oddycha. Coś zakłuło mnie w piersi,
uświadomiło o tęsknocie i poczuciu pustki. Nie wiedzieć czemu zachciało mi się
płakać. Czułam się niepełna, niespełniona. Brakowało mi czegoś, co nie
istniało.
Słaniając
się na nogach, dotarłam do stołu, na którym wsparłam się, by nie upaść. Było mi
na przemian zimno i gorąco. Mój termostat szalał, podobnie jak wypełniająca
moje serce tęsknota. Nie wiedziałam już, która dotyczy zbliżających się
Nocnych, a która Stworzonych poległych
w bitwie o Akademię. To było jedno z intensywniejszych doznań, jakie
doświadczyłam w swoim życiu. Przez moment poczułam się tak, jakbym… jakbym po
raz pierwszy wzięła w ramiona swoje nowonarodzone dziecko. To nie była normalna
miłość, a raczej szaleńcza, matczyna troska i duma, uczucia tak niewyobrażalnie
silne i głębokie, że zadawały ból.
–
Och – wykrztusiłam, spoglądając załzawionymi oczami na Dehlię. – Jak ona to
znosiła? Te wszystkie doznania naraz… Jak?
Dehlia
wsunęła kły. Wraz z nimi zniknęły ociekające szkarłatem oczy. Rysy staruszki na
powrót wygładziły się, a dotychczas wyraźnie widoczne na twarzy żyłki ukryły
się pod warstwą zmarszczek. Pozbawiona wampirzego pierwiastka znów zaczęła
wyglądać jak życzliwa starsza pani.
–
Czułaś to? Niesamowite, prawda?
Wyprostowałam
się powoli, sprawdzając, czy fala sprzecznych, iście matczynych uczuć nie
zechce ponownie mnie zmiażdżyć.
–
Na swój pokręcony sposób – przytaknęłam. Nie mogłam się powstrzymać przed
dotknięciem swojej piersi na wysokości mostka i sprawdzeniem, czy moje serce
aby na pewno jeszcze bije.
Staruszka
okrążyła stół, asekuracyjnie omijając nieco spiętego Daniela, i zajęła miejsce
obok mnie. Kiedy wyciągnęła dłoń, bez wahania podałam jej swoją. Miała lekko
spierzchniętą i pomarszczoną, ale niezwykle przyjemną w dotyku skórę. Po tym,
co widziałam i czułam, taka poufałość już mi nie przeszkadzała.
–
Pewnego dnia zrozumiesz, jak to jest kochać kogoś za bardzo. Pokochasz bezinteresownie, szczerze, do utraty tchu.
Na wieczność i bez względu na to, co przyniesie przyszłość. Jesteś podobna do
niej bardziej niż to możliwe – dodała. – Tak piękna i naiwna… Żeby i tym razem
to nie okazało się twoją zgubą.
Zupełnie
instynktownie mocniej zacisnęłam palce na dłoni Dehlii.
–
Co to znaczy? Co zgubiło Katerinę?
Staruszka
uśmiechnęła się smutno, posyłając przelotne spojrzenie w kierunku milczącego
Daniela.
–
Uważaj, kogo obdarzasz miłością, aniele – szepnęła, wolną dłonią zakładając mi
zbłąkany kosmyk za ucho. – Nie każda jest tak szczera i prawdziwa jak ta matki
do dzieci.
Podniosłam
wzrok, krzyżując spojrzenia z Danielem. Uśmiechnęłam się lekko, a on bezwiednie
odwzajemnił mój gest. Słowa Dehlii wyraźnie go dotknęły, podobnie jak fakt, że
nie zaczęłam go bronić.
–
Ufam mu bardziej niż samej sobie – rzuciłam tylko.
Staruszka
nic więcej nie powiedziała, ale widziałam w jej oczach niezdecydowanie. Nie
mogłam pozbyć się wrażenia, że Dehlia pragnie mnie przed czymś ostrzec, ale boi
się, jak to przyjmę. Nie odezwała się jednak, ostatecznie pasując, więc i ja
postanowiłam nie naciskać. Wierzyłam, że powiedziałaby mi, gdyby to było coś
istotnego.
–
Będę się zbierać, dzieciaki – oznajmiła, wstając powoli. – Nie będzie wam
przeszkadzało, jeśli to ja zajmę łóżko? Naprawdę nie chciałabym spać na
podłodze z moim reumatyzmem…
–
To żaden problem – odparłam szybko, prowadząc ją pod ramię w kierunku drzwi, za
którymi spodziewałam się zastać coś na kształt sypialni. – Nie sądzę, by udało
mi się w ogóle dziś zasnąć. Dlatego niczym się nie martw, poradzimy sobie.
Uchyliłam
lekko nadpróchniałe drzwi, wpuszczając do małej klitki nieco światła z kuchni.
Płomienie w kominku tylko delikatnie się tliły, przez co widoczność nie była
spektakularna, jednak z pomocą wampirzych zmysłów udało mi się zlokalizować
starą leżankę pod ścianą. Poza nią w pomieszczeniu znajdował się jeszcze lichy,
lekko przekrzywiony stolik i krzesło usytuowane pod oknem wychodzącym na inną
część lasu. Kiedy prowadziłam Dehlię do łóżka, coś przemknęło mi pod nogami,
ale miałam nadzieję, że to nie była mysz.
–
Dziękuję, aniele – szepnęła staruszka, ściągając haftowaną kamizelkę i
odkładając ją na podłogę obok łóżka. Ze stęknięciem przeniosła się do pozycji
poziomej i ułożyła głowę na poduszce. – Na stoliku – odezwała się nieco
głośniej, myśląc, że już wyszłam – znajdziesz koc. Możecie go rozłożyć obok
kominka.
–
Poradzimy sobie – powtórzyłam, posyłając jej blady uśmiech. Przed wyjściem
pomogłam jeszcze Dehlii się okryć, gdyż wyglądała, jakby każdy nadprogramowy
ruch sprawiał jej niewyobrażalny ból. Nie wierzyłam, że miałam do czynienia z
tą samą krzepką staruszką, która ciągnęła mnie całe popołudnie przez las, albo
jeszcze chwilę temu zaatakowała Daniela. – Śpij dobrze, Dehlio.
Nie
odpowiedziała mi, co mogło oznaczać tylko tyle, że zasnęła. I że miała naprawdę
twardy sen, co było zupełnie niepodobny do wiecznie czuwających wampirów.
Wycofałam
się do kuchni, uprzednio zgarniając ze stołu koc. Był szorstki w dotyku i
nieszczególnie gruby, co oznaczało, że mnie i Daniela czeka nieszczególnie
komfortowa noc na twardym klepisku przy kominku.
W
porównaniu z klitką, w której Dehlia spędzała noc, kuchnia sprawiała wrażenie
miłej i przytulnej. Nawet odstraszające, szczególnie w tym słabym świetle, pęki
ziół zwisające z sufitu zdawały się nadawać pomieszczeniu swoistego klimatu.
Nie byłam typem romantyczki, jednak musiałam przyznać, że w poświacie bijącej
od ognia wszystko wyglądało inaczej, nieco tajemniczo i magicznie. Rozejrzałam
się, lustrując każdy szczegół. To, co odrzucało mnie w dziennym świetle, teraz
przykuwało moją uwagę. Brudne, gliniane kubki, szare, stalowe wiadro pełne
zimnej wody, rozwieszona pod oknem szmata, w którą Dehlia wycierała umyte
naczynia. Każdy krzywy, stary mebel czy przedmiot domowego użytku teraz zaczął
pasować do wystroju.
Daniel
nadal siedział przy stole, zamyślony i nieobecny. Jego krzesło było odwrócone,
on sam zaś opierał brodę na jego oparciu. Ostrożnie podeszłam do niego i
oparłam się o stół naprzeciwko niego. Nie raczył nawet podnieść wzroku. Dalej
odgrywał swój teatrzyk cieni na jedynej pustej ścianie kuchni, nie zwracając
najmniejszej uwagi na fakt, że częściowo przysłoniłam mu bijącą od ogniska
łunę.
–
Skarbie. – Nie wiedzieć czemu polubiłam wypowiadanie tego pseudonimu pod jego
adresem. – Danielu, spójrz na mnie.
–
Może ona ma rację? – Wyprostował się i przeszył mnie poważnym spojrzeniem. –
Może w tym wszystkim to ja robię za złego gościa? Może nie powinnaś mi ufać?
Może…
– Hej.
– Pochyliłam się lekko ku niemu i ujęłam jego twarz w dłonie. Chciał obrócić
głowę, ale nie pozwoliłam mu na to. – To ja mam prawo do dramatyzowania.
–
Spójrz tylko: ty robisz głupie rzeczy, bo ich kochasz. Ja robię głupie rzeczy,
bo kocham ciebie. To nie może skończyć się dobrze.
Spojrzałam
na niego z pobłażaniem, uśmiechając się pod nosem. Na swój sposób jego
niepewność była urocza. Dotychczas znałam go jako osobę, która nawet z
najbardziej stresującej sytuacji była w stanie znaleźć wyjście. Ilekroć ja
traciłam kontrolę, on pozostawał przy zdrowych zmysłach. Jedynie w chwilach,
kiedy robiło się naprawdę nieprzyjemnie, jak na przykład wtedy, gdy mnie
postrzelił, puszczały mu hamulce. Poza tymi drobnymi incydentami świecił
przykładem. Teraz był wyraźnie zagubiony. Słowa Dehlii nie tyle go dotknęły, co
kazały zmienić światopogląd.
–
To ja w tym związku odgrywam rolę bezwzględnego potwora. Jesteś za ładny, żeby
siać śmierć i zniszczenie. Zresztą, kiepska byłaby z ciebie Królowa.
–
Mogłabyś chociaż raz nie obracać każdego mojego słowa w żart? – mruknął
zirytowany. – Staram się być poważny, uświadomić ci, że…
–
Że co? Że to wszystko dzieje się przez ciebie? Sam zauważyłeś, że już pod
koniec Dehlia nie była sobą. Mówiąc o mojej naiwności i zgubie, na pewno nie
miała na myśli ciebie. W końcu to twoją śmierć przewidziałam – dodałam ciszej.
Daniel
nie wyglądał na przekonanego. Przestał jednak stroić fochy i spojrzał na mnie.
–
To nic pewnego, księżniczko. Przecież wiesz, że nie tak łatwo mnie zabić.
–
Ja nie miałabym z tym żadnego problemu. – Zupełnie instynktownie zsunęłam prawą
dłoń niżej, na jego szyję. Musnęłam palcami punkt, w którym krew była najlepiej
wyczuwalna i przymknęłam powieki, rozkoszując się delikatnym pulsowaniem tuż
pod skórą. Byłam obrzydliwa. –
Wystarczyłby jeden ruch, nawet byś się nie zorientował. Trzy minuty i byłoby po
tobie.
–
Nie przeceniasz nieco swoich możliwości? – parsknął, lekko odwracając głowę.
Złożył pocałunek na moim nadgarstku, co odebrałam jako znak do wycofania ręki.
–
Nie chcesz mnie sprawdzać.
–
Nie wiesz, czego chcę.
Te
cztery krótkie słowa zmieniły wszystko. Powietrze zgęstniało, atmosfera
zrobiła się wręcz lepka od napięcia i niecierpliwego oczekiwania. Przeciągająca
się cisza zrobiła się drażniąca, podobnie jak świadomość, że Daniel znajduje
się na wyciągnięcie mojej ręki, lecz mnie brakuje odwagi, by wykonać pierwszy
krok. Potrafiłam tylko na niego patrzeć. W słabym świetle jego oczy błyszczały
złowrogo, zdradzając coś, czego wciąż nie potrafiłam przyjąć do wiadomości.
Byłby świetnym Nocnym, przemknęło mi przez myśl, nim
zdążyłam się powstrzymać. Jest zbyt
idealny jak na Dziennego. Zbyt królewski…
Zarumieniłam
się, zrozumiawszy, o czym przed chwilą pomyślałam. To było niedorzeczne i nie
wchodziło w grę. Nie miałam prawa obligować go do czegoś tak poważnego. Znałam
jego stanowisko i wiedziałam, że nigdy by się nie zgodził. Łączyło nas coś
wyjątkowego, lecz w obliczu okrutnych praw, w których wierze został wychowany
Shane, to nic nie znaczyło. Lada dzień mieliśmy się pożegnać. Ostatecznie i bezpowrotnie.
Miałam go porzucić, zdradzić jego miłość i wszystko, w co tak szczerze wierzy.
Musiałam to zrobić, nawet jeśli było to wbrew zasadom klątwy.
Lepiej będzie mu beze
mnie…
–
Jestem zmęczona – wyszeptałam, jak zwykle wycofując się w kulminacyjnym momencie.
– Powinniśmy się położyć.
Odbiłam
się od stołu i podeszłam do kominka, chcąc zwiększyć dystans między nami,
uwolnić się od jego palącego, przeszywającego mnie na wskroś spojrzenia.
Wzięłam do ręki koc Dehlii i rozłożyłam go obok paleniska. Ja nie odczuwałam
chłodu tak dotkliwie jak ludzie, martwiłam się bardziej o Daniela. Jednak w
kuchni nie znalazłam niczego, co mogłoby posłużyć mu za kołdrę. Mimo to nie
zaprzestałam poszukiwań. Musiałam coś robić, żeby się nie rozpłakać, nie zacząć
krzyczeć, albo rzucić na Daniela, by osuszyć go z krwi. Napięcie między nami
odbiło się na mojej żądzy krwi, sprawiając, że moje zmysły stopniowo zaczynały
uciekać, gdzie pieprz rośnie.
–
Coś cię gryzie – rzucił luźno Daniel, dosuwając kolejno krzesła do stołu.
Przyklęknęłam
obok starego kufra, siłując się z jego zamknięciem.
–
Wydaje ci się.
–
Jesteś głodna.
To
nie było pytanie, więc nie odpowiedziałam. Nadal próbowałam przekręcić klucz w
zardzewiałej kłódce i dostać się do wnętrza skrzyni. Wykonanie tego zadania
utrudniało mi jednak drżenie dłoni.
–
Catherine.
Wiedziałam,
że spojrzenie na niego równałoby się z poddaniem, dlatego nie zrobiłam tego.
Niczym obrażone dziecko trwałam w swojej skulonej pozycji, siłując się z
zamknięciem. W końcu zirytowana mocniej szarpnęłam kłódką, wyrywając ją.
Zacisnęłam dłoń w pięść, gniotąc palcami zardzewiały metal. Wciąż drżały mi ręce,
oddech przyśpieszył. Znajdowałam się na krawędzi i nie potrafiłam już dłużej
tego ukrywać.
–
Nie – rzuciłam zdławionym głosem. – Błagam, nie podchodź. Tym razem się nie
powstrzymam.
–
Picie mojej krwi aż tak bardzo cię przeraża?
–
Możliwość uzależnienia się od twojej krwi mnie przeraża – sprecyzowałam, drżąc
na samo wyobrażenie słodkiego posmaku posoki.
–
Mała dawka…
–
Nie możemy ryzykować. Poza tym co ze specyfikiem Xaviera w twojej krwi? –
przerwałam mu nieco ostrzej, niż planowałam. – Odsuń się, a ja po prostu wyjdę
i…
–
Moja krew jest już czysta, księżniczko.
–
To nie znaczy, że…
Wstrzymałam
oddech, słysząc odgłos ostrza sunącego po skórze. Daniel nawet nie syknął,
kiedy nóż przebił się przez warstwę naskórka, a następnie ścięgien i mięśni. W
ciasnej, ciemnej kuchni nagle zrobiło się duszno i wręcz tłoczno. Wzdłuż mojego
kręgosłupa przebiegł dreszcz, ale dalej niczym sparaliżowana siedziałam na
podłodze obok kufra, obawiając się, że najmniejszy ruch będzie w stanie
wytrącić mnie z równowagi i zapoczątkować katastrofę. Zapach krwi Daniela
zaczął drażnić moje zmysły, wiedziałam, że długo nie będę w stanie walczyć.
Jęknęłam cicho, czując, jak wciąż lekko krwawiący Daniel zbliża się w moim
kierunku. Skuliłam się, mając nadzieję, że to chociaż na chwilę odciągnie mnie
od tej wspaniałej, słodkiej woni.
–
Jesteś durniem – wykrztusiłam, za wszelką cenę starając się oddychać przez
usta. – Nie powinieneś tak ryzykować. Ty…
Daniel
popchnął kubek w moim kierunku. Gliniane naczynie zatoczyło się na nierównym
podłożu, jednak z jakiegoś powodu nie przewróciło się, a jego zawartość nie
pokryła klepiska. Rzuciłam dzikie, nieufne spojrzenie w kierunku Shane’a,
tocząc wewnętrzną walkę. Krzyknęłam sfrustrowana, opierając czoło o zimną
pokrywę kufra. Wstrzymałam oddech, jednak na nic się to zdało. Poznałam już
zapach jego krwi, nie mogłam tak po prostu się od niego odciąć. Bez względu na
to, jak mocną wolę bym posiadała, to było silniejsze ode mnie.
Chwyciłam
kubek, przez przypadek rozchlapując kilka kropel. Szkarłatna ciecz wsiąkła w
materiał moich dżinsów, odbarwiając go. Spoglądałam to na plamę, to na
znajdującą się w naczyniu krew. Myśl, która nagle uformowała się w mojej
głowie, przeraziła mnie samą.
–
Lepiej będzie, jeśli się odsuniesz – wychrypiałam, odwracając się do niego
plecami.
–
Nie zrobisz mi krzywdy, księżniczko. Im bardziej boisz się, że stracisz
kontrolę, tym bardziej się nakręcasz.
–
Nie boję się! – fuknęłam. Drżały mi już nie tylko ręce; całym moim ciałem
wstrząsały dreszcze.
–
Więc wypij moją krew.
Zwalczyłam
impuls chluśnięcia mu posoką prosto w twarz i przystawiłam kubek do ust.
Zacisnęłam powieki, po czym przechyliłam go, wylewając jego zawartość prosto do
gardła. Krew nadal była lekko ciepła, choć straciła swoje walory smakowe. Nie
potrafiłam jednak nie docenić jej wartości. Moje ciało z miejsca odczuło
niewyobrażalną ulgę. Przestałam zachowywać się jak w delirium. Drgawki minęły,
a ja mogłam swobodnie odetchnąć.
Mimo
to moje kły nie chciały się wsunąć.
Zanurzyłam
dłoń we włosach, próbując się uspokoić. Krew Daniela już zaczynała krążyć w
moim krwiobiegu, rozpalając na nowo żądze, które tak usilnie pragnęłam ugasić.
Zasmakowałam już śmierci. Dlaczego miałabym się powstrzymać tym razem?
Miałam
wrażenie, że moje ciało zamieszkują dwie osoby: Catherine i Katerina.
Wierzyłam, że granica już dawno została zatarta, że nie było żadnej mnie czy jej.
Dopóki nie przyszło mi zmierzyć się z perspektywą skosztowania krwi Daniela,
nie istniały żadne podziały. Paradoksalnie każdy czyn przeciwko klątwie przybliżał mnie do jej spełnienia. Posmakowanie krwi Daniela miało przelać
czarę. Chciałam więcej, choć wiedziałam, że nie powinnam. Dualizm tej sytuacji
frustrował mnie, czułam się jak więzień we własnym ciele. Ilekroć wmawiałam
sobie, że już jest dobrze, żądza powracała, rozdzierając mi wnętrzności,
miażdżąc resztki mojego zdrowego rozsądku. Instynkt samozachowawczy na nic się
zdawał w konfrontacji z pochłaniającymi mnie pragnieniami. Byłam Królową,
należało mi się. Mogłam to zrobić. Potrafiłam.
Dlaczego więc wciąż
tkwiłam w tym samym miejscu, kuląc się i dusząc szloch?
Objęłam
się ramionami, kołysząc lekko w tył i w przód. Serce biło mi jak szalone,
pompując krew, która nie należała tylko i wyłącznie do mnie. Było mi gorąco,
dusiłam się we własnej skórze. Chociaż udało mi się zaspokoić największe
łaknienie, wciąż pragnęłam krwi. Słodkiej, lepkiej posoki, która mogła przynieść
ukojenie mojej zbrukanej duszy.
A
Daniel wciąż krwawił…
Wstałam
nagle, zaskakując gwałtownością tego ruchu nawet siebie. Kręciło mi się w
głowie, ale mój krok był pewny. Wystarczyły trzy duże kroki, bym zmniejszyła
dystans między mną a Danielem. Najgorsza w tym wszystkim była świadomość, że
chłopak nie ucieka. One, moje poprzednie ofiary, uciekały, dzięki czemu było zabawniej. A on tego nie
robił. Czemu psuł zabawę?
Przechyliłam
głowę, lustrując go uważnym, skupionym spojrzeniem. Ani drgnął, odwzajemniając
się tym samym. Po prostu patrzył, jakby nie docierało do niego, że lada chwila
mogę się na niego rzucić i rozerwać mu gardło dla zachcianki. Irytowała mnie
jego pewność siebie. Wyrwało mi się warknięcie, jednak Daniel dalej wyglądał
tak, jakby go to nie ruszało. Jego hipnotyzujące, czarne, przeszywające mnie na
wskroś spojrzenie nakazywało mi tkwić w miejscu, choć nie rozumiałam, dlaczego
dostosowuję się do jego niemego rozkazu.
Z opuszczonej wzdłuż tułowia dłoni Daniela skapnęła krew. Raz, potem drugi.
Prześledziłam spojrzeniem trajektorię jej lotu, czując mrowienie w górnej
wardze. Bez zbędnych ceregieli rzuciłam się na niego, dotknięta faktem, że tyle
wspaniałej krwi się marnuje. Nie udało mi się jednak dostać do jego szyi,
chociażby go objąć czy unieruchomić. W zamian to on przejął kontrolę nad moim ciałem.
Ścisnął mnie za nadgarstki tak mocno, że mimo zdolności szybkiego dochodzenia
do siebie odczułam tworzące się pod skórą siniaki. Spojrzałam z pogardą na
jego dłonie, które niczym kajdany krępowały każdy mój ruch. Spomiędzy moich
warg wyrwało się ciche warknięcie. Daniel jednak nie zawracał sobie sprawy moim
rozdrażnieniem. Jak gdyby nigdy nic pchnął mnie na stół, zmuszając, bym na nim
usiadła. Kiedy już to zrobiłam, przygwoździł moje nadgarstki do blatu, sam zaś
stanął najbliżej, jak tylko mógł. Z perspektywy postronnego obserwatora musiało
wyglądać to tak, jakbym obejmowała go nogami w pasie.
–
Co ty odpieprzasz? – warknęłam.
Zamiast
odpowiedzieć, Daniel mnie pocałował. Nagle, natarczywie, niemalże boleśnie.
Początkowo byłam zbyt zdumiona takim obrotem sprawy, by należycie zareagować.
Dopiero z czasem, kiedy nacisk jego warg zaczął wzrastać, zmusiłam się do
odwzajemnienia pocałunku. Przed oczami wciąż tańczyły mi mroczki, a żądza krwi
zaciskała swoje kościste łapska na moim gardle, jednak z jakiegoś powodu każdy
kolejny zsynchronizowany ruch ust moich i Daniela pozbawiał mnie chęci
roztrzaskania mu czaszki o parkiet.
Przypominało
to nieco ten raz, kiedy ogarnięta szałem zaatakowałam go w gabinecie lekarskim.
Wtedy jednak pocałunek miał na celu ponowne otrucie mnie. Ten zadziałał na mnie
inaczej, wręcz… relaksująco. Wraz z naciskiem warg Shane’a, zaczynałam coraz
bardziej się rozluźniać. Głód pomału odchodził w zapomnienie, zastępowany
zwykłym, ludzkim pożądaniem.
Już sama nie
wiedziałam, co było gorsze.
–
Daniel – wydyszałam, lekko się od niego odsuwając. Stopniowo odzyskiwałam
kontrolę nad swoim własnym ciałem. – Nie powinniśmy…
–
A dlaczego nie? – mruknął, puszczając moje dłonie na rzecz objęcia mnie w
talii.
Spojrzałam
na niego, krzywiąc wargi w wyrazie dezaprobaty.
–
Och, lista zaczyna się na punkcie dotyczącym klątwy i naszego dziecka, kończy
na czymś o wiele bardziej przyziemnym, ale przez to nie mniej ważnym, czyli
fakcie, że za ścianą śpi wampir.
–
I że niby to jest coś przyziemnego?
–
W naszym świecie a i owszem.
Daniel
westchnął ciężko, opierając czoło o moje. Odwróciłam lekko głowę, dzięki czemu
łatwiej było mi się mu przyglądać.
–
Skąd wiedziałeś, że to pomoże? – zapytałam cicho, nie spuszczając wzroku z jego
twarzy.
–
Nie wiedziałem – wyznał, z zażenowaniem drapiąc się po karku. – Ale
najważniejsze, że zadziałało, nie?
Wkurzona
pacnęłam go prosto w pierś, przez co zatoczył się lekko do tyłu. Kiedy ponownie
spróbował się do mnie zbliżyć, zeskoczyłam z blatu i stanęłam naprzeciwko
niego, opierając ręce na biodrach.
–
Do reszty cię powaliło? Mogłeś zginąć!
–
Ale musisz przyznać, że ten pocałunek był gorący.
Zszokowana
otworzyłam usta, szukając jakiejś chwytliwej riposty albo gorzkiej reprymendy,
jednak nic takiego ostatecznie szybko nie przyszło mi na myśl.
–
Dobry Boże, przyszło mi spać z idiotą.
–
Oj, Catherine, przestań się boczyć – wymruczał, chwytając mnie za rękę. –
Ważne, że poskutkowało. Nie jesteś głodna, nikogo nie zabiłaś. Jest okay.
–
A powinnam była cię kropnąć – wymamrotałam, kierując się w stronę naszego
prowizorycznego łóżka.
Ułożyłam
się na boku, przodem do ognia, a co za tym idzie – tyłem do Daniela.
Podciągnęłam nogi do piersi i westchnęłam ciężko, czując, że Shane kładzie się
tuż za mną i próbuje mnie objąć.
–
Ani mi się waż. Łapy przy sobie albo urąbię ci je od samego ramienia.
Poczułam,
jak Daniel odwraca się na plecy. Zacisnęłam powieki, mając nadzieję, że sen
szybko nadejdzie i nie będę musiała z nim rozmawiać. Zaryzykował dla mnie
życiem! Wiedząc, że to ja jestem tą, która może przynieść mu śmierć. Facet miał
wyraźnie nasrane.
Boże, z kim ja się
zadawałam?
–
Jesteś zła o to, że cię pocałowałem? – zapytał w końcu, czym kompletnie mnie
rozsierdził. Cały mój plan, żeby udawać śpiącą, legł w gruzach.
Usiadłam
i odwróciłam się w jego stronę. Leżał na plecach z rękoma pod głową i patrzył
na mnie spod przymrużonych rzęs. Nie wiedziałam, czy bardziej chciałam go
zabić, czy pocałować.
–
Jesteś głupi czy głupi? Tu się rozchodzi o krew, nie o pocałunek!
–
Przecież powiedziałem, że nie biorę już tego świństwa od Xaviera – mruknął,
nadal nie rozumiejąc powagi sytuacji.
–
Już chyba wolałabym, żebyś mnie otruł – fuknęłam, ponownie układając się na
kocu. Nie wytrzymałam jednak długo. Przewróciłam się na bok i wsparłam głowę na
dłoni, by móc spojrzeć na Daniela z góry. – A co, jeśli tamten atak nie był
jednorazowy? Jeśli tylko czekam, żebyś zasnął, żeby rzucić ci się do gardła?
Daniel
wywrócił oczami.
–
Skoro chcesz, żebym zasnął, to przestań nadawać.
Zgromiłam
go wzrokiem, po czym opadłam na plecy. Z tej perspektywy sufit wyglądał
niestabilnie. Nie mogłam wyzbyć się wrażenia, że zaraz posypie się z niego
tynk, a także strzecha, którą pokryty był dach na zewnątrz. Żeby zająć myśli
czymś innym, położyłam sobie prawą dłoń na piersi i potarłam lekko kciukiem
skórę na wysokości mostka. Głód stopniowo odciągnął mnie od bezbrzeżnej
tęsknoty, jednak teraz, kiedy było już po wszystkim, ta świadomość ponownie we
mnie uderzyła.
Westchnęłam
cicho, co nie umknęło uwadze Daniela.
–
Czujesz coś? – zapytał, przyglądając mi się z ukosa.
Odsunęłam
dłoń od ciała, ówcześnie podciągając dekolt bluzki. Z tej perspektywy Daniel
miał lepszy widok na pewne części mojego ciała, niż bym sobie tego życzyła.
–
To zasługa Dehlii. Namieszała mi w głowie.
–
Dzieci, co? – parsknął, lecz ja nie widziałam w tym nic zabawnego.
–
Nie oceniaj, skoro nie rozumiesz powagi sytuacji.
–
Boże, co cię ugryzło? – mruknął zmieszany. Tym razem to on spoglądał na mnie z
góry, przez co miałam niewielkie pole manewru. – Nagle spodobało ci się całe to
bagno?
Zamilkłam,
nie wiedząc, jakich słów powinnam użyć, by jak najdelikatniej przytaknąć jego
tezie. Moja reakcja, a konkretnie jej brak, wkurzyła Daniela.
–
Serio, Catherine? Po tym wszystkim, co zrobiliśmy, żeby temu zapobiec?
–
Przerabialiśmy już tę gadkę – mruknęłam zmęczona. – Zostaw to i idź spać.
–
Żebyś ty mogła wymknąć się tylnymi drzwiami? – prychnął gorzko. – Twoje
niedoczekanie.
Wyciągnęłam
rękę, by pogłaskać go po policzku, ale odwrócił twarz. Zacisnął wargi, przez co
jego rysy dodatkowo się wyostrzyły. Chciałam go w jakiś sposób udobruchać, ale
nie do końca wiedziałam, jak się za to zabrać. Daniel należał do cholernie
skomplikowanych ludzi, którym ciężko było dogodzić.
–
Nigdzie się nie wybieram. Jeszcze nie.
Spojrzał
na mnie, podejrzliwie mrużąc oczy.
–
Więc ile mamy czasu?
Dzień, może dwa…
–
Nie wiem – skłamałam, wierząc, że ta uniwersalna odpowiedź zostanie przez niego
zaakceptowana.
Daniel
ze znużeniem pokręcił głową, po czym opadł na posłanie obok mnie. Przyciągnął
mnie do siebie tak, że plecami stykałam się z jego klatką piersiową.
Pozwoliłam, by objął mnie w talii i wsparł głowę na moim ramieniu, dzięki czemu
każdy jego oddech muskał moje ucho. Starałam się skupić na bliskości Daniela i
poczuciu bezpieczeństwa, jakie mi zapewniał, nie zadręczając się przy tym
wyrzutami sumienia z powodu okłamania go, jednak średnio mi to szło. Chłopak
ofiarowywał mi swoją krew, a ja łgałam mu prosto w oczy. Był ze mnie naprawdę
kiepski materiał na dziewczynę.
–
Kochanie ciebie jest takie proste – wyszeptał, głaszcząc mnie po biodrze. –
Czemu cała reszta musi być taka zagmatwana?
Poczułam
ukłucie w piersi, które na moment pozbawiło mnie tchu. Zacisnęłam wargi, nie
chcąc się w żaden sposób zdradzić przed Danielem. Kiedy skuliłam się lekko
zaskoczona tym nieprzyjemnym doznaniem, Shane objął mnie ciaśniej, przez co
poczułam się jeszcze gorzej. Fala bólu minęła w przeciągu minuty, jednak głucha
tęsknota nie opuściła mojego serca. Poza nią i pojedynczą łzą, która spłynęła
po moim policzku i wsiąkła w ten paskudny, szorstki koc, nie było żadnego
dowodu na to, że Nocni znajdowali się bliżej, niż pierwotnie zakładałam.
Nie
mieliśmy nawet dnia.
Pod
wpływem impulsu odwróciłam się i pocałowałam Daniela. Rzadko zdarzało się, bym
to ja inicjowała pocałunek, dlatego Shane odwzajemnił go z drobnym opóźnieniem.
Szybko jednak złapał odpowiedni rytm i przyciągnął mnie bliżej, zapewniając tym
samym nam obojgu wygodniejszą pozycję. Nim się spostrzegłam, znalazłam się pod
nim. Prawdopodobnie to w ramach zadośćuczynienia za moje kłamstwa pozwoliłam mu
przejąć inicjatywę. Nie zaprotestowałam nawet wtedy, gdy jedna z jego dłoni
przekroczyła granicę wyznaczoną przez ubranie i znalazła się na moim brzuchu, a
potem nieco wyżej i wyżej…
Oderwałam
się od ust Daniela, by z sykiem wypuścić z płuc resztki powietrza. Wbrew
pozorom dotyk jego zimnej dłoni na mojej skórze jeszcze bardziej mnie rozpalał.
Kiedy dodatkowo do rąk dołączył usta, którymi wyznaczył ścieżkę od mojego ucha
w dół dekoltu, pozbawił mnie resztek zdrowego rozsądku szepczącego, że to, co
robimy, jest nie w porządku nie tylko względem śpiącej jak kamień Dehlii, ale
również pozostałych Nocnych i Dziennych. Zasady, w których wierze zostaliśmy
wychowani, przestały mieć dla nas znaczenie, ledwie nasze usta ponownie się
złączyły. Pocałunki Daniela były w stanie przyćmić nawet ból rozsadzającej moje
serce tęsknoty.
W
przypływie emocji musiałam rzucić jego imię, bo przerwał pieszczoty, by na mnie
spojrzeć. Wyglądał inaczej niż zazwyczaj, jednak nie byłam pewna, co wywołało
tę zmianę. Coś nowego siedziało w jego oczach, czaiło się za tym znanym
błyskiem zranionego chłopca, którego, mimo najszczerszych chęci, nie potrafiłam z
nich wyplenić. Poza miłością i troską w jego spojrzeniu pojawiło się coś
świeżego, ale przy tym nie mniej pociągającego. Nie dostrzegłam jednak ani
krzty żalu czy wyrzutów, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że naprawdę
na to zasługujemy. Tym bardziej, że mogła to być nasza ostatnia wspólna noc.
Uśmiechnęłam
się lekko, wodząc opuszkami po nierównościach jego twarzy, uważnie zapamiętując
każdą krzywiznę i wypukłość. Kiedy dotarłam do ust, nie potrafiłam odmówić
sobie wątpliwej przyjemności muśnięcia palcami jego obnażonych kłów – ostrych i
śmiercionośnych, jednak niewystarczająco, by zaciągnąć go do mojej armii.
To był kolejny raz,
kiedy przeszło mi to przez myśl. Czyżby Katerina robiła jakieś aluzje co do
naszej wspólnej przyszłości?
–
Catherine…
Pokręciłam
głową, po czym przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam. Nie chciałam, by mówił
więcej, niż było to konieczne. Wystarczyło, że trawiły mnie wyrzuty sumienia
związane z faktem, że go okłamałam. Gdyby zaczął pytać, co mnie gryzie,
musiałabym albo zranić go poprzez powiedzenie prawdy, albo kolejne kłamstwa.
Danielowi,
mimo jego początkowych obaw, nie trzeba było dwa razy powtarzać. Bez trudu
odnalazł niewycałowany fragment mojego ciała i należycie się o niego
zatroszczył. Ja w międzyczasie przeniosłam dłonie na jego ramiona, następnie
plecy. Przejechałam nimi w dół jego ciała, w końcu odnajdując krawędź koszulki,
którą miał na sobie. Niewiele myśląc, szarpnęłam materiałem w górę, ściągając mu
go przez głowę. Wiedziałam, że z tego miejsca nie ma już odwrotu. Zaszliśmy za
daleko, by jak gdyby nigdy nic rozejść się każde w swoją stronę. W tym momencie
nie byłam zdolna istnieć bez niego, z czego Daniel dokładnie zdawał sobie
sprawę.
Zupełnie
instynktownie oplotłam go nogami w pasie, kiedy i moja koszulka trafiła na
podłogę. Daniel zlustrował moje ciało nieśpiesznym spojrzeniem, zawieszając
wzrok na każdej jego niedoskonałości. Poczułam się naga już przez sam sposób, w
jaki na mnie patrzył. Mimo to byłam gotowa odsłonić się przed nim jeszcze
bardziej, zerwać z siebie kolejne warstwy kłamstwa, obłudy oraz nie moich
pragnień i chociaż na chwilę ukazać mu się w pełnej, choć kruchej okazałości.
Chciałam, żeby znał mnie jak nikt inny, dotykał, jakbym znaczyła dla niego
więcej niż byle przyjaciółka. Pragnęłam jego. Tak po prostu, niczym ostatnia
egoistka.
Czas
nie stanął w miejscu, nie było idealnie jak na filmach. W naszych ruchach
wyczuwalna była pasja, ale również swoista nieporadność i strach. Byliśmy
starsi i dojrzalsi niż tamtego pochmurnego grudniowego dnia na poddaszu, lecz w
kwestii uczuć niewiele się zmieniliśmy. A przynajmniej ja, bo Daniel stopniowo
uczył się na nie otwierać. Dla mnie jednak one wciąż były kwestią sporną i
owianą woalem tajemnicy. Nie rozumiałam tego, co czułam mimo najszczerszych
chęci. Pracowałam nad tym, ale to nie było łatwe zadanie – nie z brzemieniem
klątwy na ramionach.
Jednak
wtedy, na tym twardym klepisku obok paleniska, z Danielem u mojego boku, poczułam
się silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Na tyle silna, by w chwili
największego uniesienia wyszeptać te dwa krótkie słowa, których tak bardzo
obawiałam się w przeszłości.
–
Kocham cię.
Daniel
ze wzruszeniem ujął moją twarz w dłonie.
–
Ja ciebie też, księżniczko.
Jeszcze
na długo po finalnym akcie ślepo gapiłam się w dogasający w kominku ogień,
próbując zasnąć. Koc, który pośpiesznie przemieniliśmy w wierzchnie okrycie,
drapał moje nagie ciało, jednak starałam się za bardzo się kręcić, by nie
obudzić Daniela. Nie chciałam, żeby się zamartwiał. Wydawał się taki
szczęśliwy. Jeszcze nigdy nie uśmiechał się w ten sposób, nawet w stosunku do
mnie. Mnie do czasu również rozpierała euforia. Potem jednak tęsknota
powróciła, atakując moje serce z całą intensywnością, a ja zrozumiałam, że z
godzin zrobiły się minuty.
Wsunęłam
swoją dłoń w leżącą płasko obok mnie rękę Daniela, dusząc szloch. Gest ten,
choć niewątpliwie podobny do tego sprzed kilku minut, nie miał w sobie ani
grama tamtej czułości. I choć Shane machinalnie odwzajemnił mój uścisk i
przyciągnął mnie bliżej, to wciąż głęboko spał i nie zdawał sobie sprawy, że
właśnie na nowo rozsypuję się w jego ramionach.
Ze
wszystkich naszych pożegnań właśnie to było najgorsze. Nie tylko ze względu na
swoisty, milczący charakter, a fakt, że było tym ostatecznym.
†††††
Witam wszystkich! Dawno mnie tu nie było, ale nie ma tego złego, skoro rozdział liczy sobie prawie 12 stron, nie?
Dziś długo, może nawet nudno. Ale mimo przeciwności losu i skoków weny pisało mi się go bardzo przyjemnie. Dużą rolę odegrała tutaj piosenka Adele - jej głos niezmiennie prowadził mnie od samego początku, tydzień po tygodniu. Starałam się co nieco wyjaśnić, jednak ostatecznie stwierdziłam, że wyłożenie wszystkiego czarno na białym będzie zbyt monotonne. Dlatego musicie się jeszcze wstrzymać, odpowiedzi przyjdą z czasem.
Dla tych, który uważają, że wciąż tylko brodzę wokół tematu Nocnych: nagrodą może się okazać kolejny rozdział. To będzie jeden z tych kulminacyjnych. Przynajmniej mam nadzieję, że tak uda mi się to przedstawić. W końcu będzie to jeden z ostatnich tej części. Wypadałoby w końcu wpleść trochę akcji, nie?
Ferie mi się kończą, więc nie wiem, jak to będzie z kolejną notką. Znamy się jednak nie od dziś, nie? Wiecie więc, że kiepsko u mnie z regularnością. Nie sądzę jednak, by zeszło mi dłużej niż teraz. Podczas gdy na AC mam ochotę wracać, tak do SM nie ciągnie mnie wcale...
Trzymajcie się cieplutko. Z tą zimą nigdy nic nie wiadomo!
Buziaki, Klaudia xx
Ferie mi się kończą, więc nie wiem, jak to będzie z kolejną notką. Znamy się jednak nie od dziś, nie? Wiecie więc, że kiepsko u mnie z regularnością. Nie sądzę jednak, by zeszło mi dłużej niż teraz. Podczas gdy na AC mam ochotę wracać, tak do SM nie ciągnie mnie wcale...
Trzymajcie się cieplutko. Z tą zimą nigdy nic nie wiadomo!
Buziaki, Klaudia xx
PS Gabiś, nie tęsknij już. Rozdział speszyl for ju 💋
No witam. Dzisiaj postaram się długo. Będzie żałośnie jak zawsze :P
OdpowiedzUsuńWidzę ten gif i pierwsze co mi przychodzi na myśl: BEDO SIĘ RUCHAĆ! jandbjwocnjow...
Muszą się ruchać! Jadę z audycją na żywo, więc nie wiem, czy bedo. ALE MUSZO!
Pierwszy akapit - aż mi się moje babcie przpomniały. Może dlatego jestem taka utyta :O Jedna przynamniej same owoce mi podtyka. I kawę. Babcia, banan i kawa <3
Phi! Ja często myję w zimnej wodzie. Hm... Dlaczego wszystkie łyżeczki w domu są lepkie?
Ooch. Evans jest głodna. Evans będzie piła Shane'a. Bedo się ruchać. Przy okazji ssania :)))))))
O BOŻE. JAK JA KOCHAM ZŁE WAMPIRY <3 O jejciuu! Uwielbiam te takie "mroczne oblicza". Uwielbiam, kiedy te stwory są tak zdeformowane... To takie ujmujące! Drugi rząd kłów (zębów?) i czerwone oczka, żyłki.. oooch <3333
Ej. Czyżby fagas Kateriny ją zdradził? W sensie, że wykazał się nielojalnością wobec niej? Hm. Przecież byli razem do końca. Prawda?
JAK TY MOŻESZ BYC TAK SPOKOJNA, KIEDY WIESZ, ŻE ONA UMRZE. JAK MOŻESZ JĄ UŚMIECHAĆ. JAK MOŻESZ NIĄ POCIESZAĆ K O G O K O L W I E K!?!?!?!? Jesteś okropna, Klałdjo. Doprawdy, łopata na ciebie i amen, do piachu. ZAKOPAĆ GŁĘBOKO. ZŁA KOBIETO! Jak mozesz mi to robić?! Jak ty możesz tak szargać me nerwy przeokrutnie, nieprzerwanie! Podłość twoich niecnych czynów gasi blask mej jasnej, dobrej duszy!
...
Okej. Już dobrze. Jestem spokojna.
"Jesteś za ładny, żeby siać śmierć i zniszczenie." Grrr *dźwięk gołębia* Jakie to było słodkie! (I jakie złe z twojej strony, potworze).
Dobra. Jak nie nakarmi się z jego żyły ani nie wskoczy z nim na kocyk, to będę płakać. Jak już się całują i na tym poprzestaną, to będę zła.
"– Nie powinniśmy…
– A dlaczego nie?" - i to pytanie na mojej twarzy wywołało ten słynny uśmiech Stilesa w autobusie -> (http://vignette1.wikia.nocookie.net/glee/images/5/5d/Crazy_stiles_smile.gif/revision/latest?cb=20140104191243)
A to "– Ale musisz przyznać, że ten pocałunek był gorący" taki -> (https://media1.popsugar-assets.com/files/thumbor/bdVdlZZwHe3JVN7Scl-DxBDKVV0/fit-in/1024x1024/filters:format_auto-!!-:strip_icc-!!-/2014/08/12/888/n/1922283/6563e6979e46c15f_tumblr_inline_n7kbn3iqz41scrulr/i/Conclusion-Stiles-4-Ever.gif)
"Nim się spostrzegłam, znalazłam się pod nim. Prawdopodobnie to w ramach zadośćuczynienia za moje kłamstwa pozwoliłam mu przejąć inicjatywę. Nie zaprotestowałam nawet wtedy, gdy jedna z jego dłoni przekroczyła granicę wyznaczoną przez ubranie i znalazła się na moim brzuchu, a potem nieco wyżej i wyżej…" OOOOO! ZROBIO TO!!!!@@@!@!@@!! ZROBIOOOOOOO!
"W przypływie emocji musiałam rzucić jego imię, bo przerwał pieszczoty, by na mnie spojrzeć." Nie zrobio? :( https://68.media.tumblr.com/9f39dfabdbe4182799b2fedfa27aa769/tumblr_inline_nzx7txJVpz1ta4was_500.gif
KUŹWA!!!!!! ZROBILI TOOOOOOOOOOOOOOO!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! ŁO KUŹWAAAAAAAAAA
KUŹWA, NO JESTEM. Musiałam opublikować tamten komentarz, bo mi się mózg rozsypał na parę sekund.
UsuńKończąc myśl, muszę cię jeszcze opierdzielić.
Jak mogłaś w takim momencie uciec Cat? No niee. NIE! Nie zgadzam się! Ja nie chcę. Wiesz co? Jak w następnym rozdziale nie będzie bezpośrednio Daniela i love i godzenia się to... w sumie nic, bo ja lubię historie bez happy endów. Nom, troszkę :P Tak mi ostatnio jakoś przyszło.
Więc pisz. I to szybko.
CO TY ZE MNĄ ROBISZ, OPRAWCO?!
i skończyłam czytać... no Ci powiem rozdział był czadowy :D Dostałam w końcu więcej Cat i Daniela... szkoda tylko że ostatni raz...smutno mi na samą myśl że wybierze Nocnych i zostawi Daniela... ale wiedziałam od początku że tak się może zdarzyć. Dobrze że mieli tą noc ostatnia :) Podobał mi się bardzo rozdział :D Czekam z niecierpliwością na następny :D i na 3 część :D
OdpowiedzUsuńShadow
O mój Chryste Panie co ty ze mną robisz dziewczyno. ;____;
OdpowiedzUsuńMoje emocje są w poszarpane. I to bardzo. Tak się nie rogi. ;_; Jak się wyspie to wrócę tu z komentarzem. ;_;
Trzymaj się,
Buźki.
Gabi.💋❤
Jestem. ❤
UsuńMoje uczucia dalej szaleją, nie mam pojęcia co właśnie piszę i czy to będzie miało jakikolwiek sens. Ale nie ważne. Wyrzucę z siebie wszystko i zobaczymy co będzie.
Za Adele nie przepadam, muszę mieć fazę, żeby słuchać jej piosenek, więc piosenkę sobie całkowicie daruje. Będę się zachwycać natomiast nad jednym z moich ulubionych gifów, a może raczej nad ulubiona scena skąd ten gif jest. Trololo❤
Dehlia to zupełnie jak taka typowa babcia. Chociaż jej mówisz, że nie chcesz jeść to ona i tak ci da, a jak nie zjesz to lądujesz na czarnej liście. Ten rozdział zaczynał się bardzo spokojnie, zupełnie bym nie powiedziała, że na końcu wydarzy się coś. Ale gif wszystko zdradza:D
Dehlia nie jest taka staruszka jakby się mogło wydawać. Zaskoczyło mnie, że tak nagle dopadła do Daniela i postanowiła go ustawić do pionu, ale w sumie chłopak sobie zasłużył, żeby oberwać. Trochę mnie rozbawiło to, że prosił o pomoc Catherine. W końcu męska dumą raczej by mu nie pozwoliła na to, żeby dziewczyna ratowała mu skórę.
Ale ze strony babci to już nie ładne, że nawet im dwóch kocy nie dała. Tylko jeden. ;<
Od początku rozdziału myślałam, że właśnie może dojść do zbliżenia. Jak tylko zaczęłam shippować Daniela i Catherine zastanawiałam się jak do tego ma dojść, bo byłam pewna, że prędzej czy później do tego dojdzie. I nie pomyślałam, że to może być w jakiejś starej chatce z babcią za ścianą. Jakkolwiek to brzmi. Zastanawiałam się czy Catherine tego nie przerwie, w końcu babcia obok. Osobiście chyba nie dałabym rady wiedząc, że obok jest osobą trzecia. Ale w takich chwilach też człowiek nie szczególnie myśli o otaczającym go świecie, więc im wybaczam. Z początku sądziłam, że na pocałunku i krwi się skończy. Wszyscy wiemy jaka Catherine jest, więc po gorącym pocałunku moje emocje trochę opadły, a potem znowu się podniosły. Cholera. Znowu nie wiem co powiedzieć. Cholera. >.<
To było takie... słodkie, bum powiedziała? Nie wiem nawet czy to dobre słowo, ale innego w tej chwili nie potrafię znaleźć.
POWIEDZIAŁA, ŻE GO KOCHA.
Masz pojęcie co tu robisz z ludźmi podczas takich scen? Scen na które miesiącami czekają, a kiedy już się pojawiła, to ona go zostawia.
For fuck sake.
Ale mi się podoba. Wiesz o tym, prawda? Wczoraj wspomniałam o tym w komentarzu i naprawdę nie czytałam najpierw wszystkich i potem nie komentowalam. Na bieżąco czytam i komentuje! Wszystko się jeszcze może zmienić w trakcie, ale czy tak będzie... No cóż, nie wiem. Zobaczymy co będzie dalej.;)
Bądź dumna z tego rozdziału, bo naprawdę no wow. Świetnie Ci wyszło, a ja bardzo jestem zadowolona z takiej ilości Datherine.❤
Ściskam mocno,
Gabi.
O mój Boże…
OdpowiedzUsuńNic innego nie przychodzi mi do głowy, serio. Ten rozdział jest idealny na zamknięcie pierwszej pięćdziesiątki na tym blogu – swego rodzaju jubileuszu, a przynajmniej ja mam takie zamiłowanie do okrągłych liczb. Ewentualnie zaczynam pleść od rzeczy przez nadmiar emocji i Datherine w tej części :”)
Dehlia jest kochana, przynajmniej do czasu, aż przestaje zachowywać się jak kochana babcia. Stworzeni musieli być niebezpieczni i to najdelikatniej rzecz ujmując, a to, jak dosłownie skoczyła na Daniela… mam mętlik w głowie, wiesz? Tyle wątpliwości co do tego, co się wydarzyło. Zwłaszcza reakcja i słowa kobiety dają do zrozumienia, że porażka Kateriny miała w sobie o wiele więcej, niż do tej pory mogłoby się wydawać. Czekam na moment, w którym ostatecznie wyjawisz, co się wydarzyło, bo sądzę, że do tego to zmierza – do poznania prawy, być może w momencie, w którym będzie za późno, bo historia zatoczy koło.
Wciąż zadziwiają mnie emocje, które targają Cat. Teraz manipulujesz nimi tak zręcznie, że chwilami sama nie wiem, co się dzieje. Oczywiście w pozytywnym sensie – jestem zagubiona w równym stopniu, co i bohaterka. Nie mam tego wrażenia z początku, że właściwie sama nie wiesz, co takiego chcesz przekazać. To minęło, bo – tak sądzę – nabrałaś wprawy w opisywaniu takich scen. Teraz wie jaka jest Cat a jaka Katerina – i to pozwala mi wyczuć, jak te dwa charaktery mieszają się ze sobą, kiedy jedna przybiera na sile, powoli wypierając drugą. Wierz mi, to jest niesamowite.
Ona go kocha, co w końcu przyznała. Cat, Daniel… Czuć, że ten związek jest niebezpieczny. Czy właśnie miłość zgubiła Katerinę? Dehlia mówi o zaufaniu – o tym, że łatwo oddać się niewłaściwej osobie, ale… Dlaczego nie potrafię wyobrazić sobie zdrady Daniela? Jeśli to miłość zwiodła Katerinę, to tam musiało wydarzyć się coś więcej. Prawda jest taka, że miłość jest słabością – bo wtedy przestajemy zwracać uwagę na siebie, zdecydowanie bardziej bojąc się o tę drugą osobę. Odbiera zdrowy rozsądek i czyni bezbronnym, a jednak…
Nie wiem, co wymyśliłaś i chociaż się tego boję, wyczekuję punktu kulminacyjnego.
Scena z krwią i ta chwila słabości… Sądzę, że oboje tego potrzebowali – chwili rozluźnienia, oddania się sobie. Nie zmienia to faktu, że przemyślenia Cat są przerażające. To, jak rozważa przemianę Daniela, jak mówi o łatwości, z jaką mogłaby go zabić… I jak myśli o pożegnaniu – tym razem ostatecznym. Tyle skrajnych emocji i pragnień, że to wręcz niepojęte. Co więcej czuć, że za moment wydarzy się coś niedobrego i to nie tylko dlatego, że to już praktycznie koniec tej części.
W pamięci mam wszystkie nasze rozmowy, w tym to, co mi sugerowałaś… I przez to patrzę na tę noc jeszcze inaczej. Dopiero czas pokaże czy to, co teraz chodzi mi po głowie, ostatecznie się potwierdzi.
No nic, bo plotę od rzeczy, a przede mną jeszcze dwa rozdziały :3
Nessa.
46 years old Assistant Media Planner Sigismond Shadfourth, hailing from Whistler enjoys watching movies like "Charlie, the Lonesome Cougar" and Jogging. Took a trip to Historic Centre of Mexico City and Xochimilco and drives a Duesenberg SJ Speedster "Mormon Meteor". inny
OdpowiedzUsuń33 yr old Paralegal Bar Beevers, hailing from Lakefield enjoys watching movies like Mysterious Island and Mycology. Took a trip to Fernando de Noronha and Atol das Rocas Reserves and drives a Ferrari 375 MM Spider. kliknij po wiecej
OdpowiedzUsuń