"Spoglądam w głąb siebie i widzę, że moje serce jest czarne.
Widzę moje czerwone drzwi - zasłużyłam, by zabarwić je na czarno.
Może wreszcie zniknę i nie będę musiała stawiać czoła faktom.
Nie jest łatwo iść przez życie, gdy całe twoje życie pokrywa czerń.
Muszę odwrócić wzrok, aż przeminie moja ciemność..."
Miałam
wrażenie, że w mojej głowie rozgrywa się wyjątkowo głośna impreza. Tępy ból
przewiercał moją czaszkę niemalże na wylot, skutecznie pozbawiając zmysłu
orientacji. Mdliło mnie od smrodu krwi i stęchlizny; mój węch jeszcze nigdy nie
wydawał się być tak wyostrzony. Pomieszczenie, w którym się znajdowałam,
wirowało, przez co nie mogłam dokładnie się rozejrzeć i rozeznać w sytuacji.
Potrafiłam tylko w myślach użalać się nad sobą i nad tym, jak to też łatwo
dałam się podejść.
Co mi teraz zrobią? Kto? Dlaczego?
Mimo bólu
wysnułam całą masę teorii odnośnie tego, gdzie się znajdowałam i komu udało
się mnie przechwycić. Mimo irracjonalności takiej opcji nie wykreślałam z
listy nawet Nocnych – Mason już niejednokrotnie udowodnił, że łamanie
powszechnych konwenansów i stereotypów jest jego nowym hobby. Poza tym
stawiałam również na skorumpowanych członków Rady, nawet na niegroźną Alice,
wnioskując, że skorzystali z okazji, by pozbawić mnie jakichkolwiek wpływów i
dyskretnie pozbyć się zagrożenia, które niewątpliwie stanowiłam.
Jednak
ostatnią osobą, której się spodziewałam, była Sophie Holder.
W
pierwszym odruchu zupełnie jej nie poznałam. W słabej poświacie świecy, którą
dziewczyna postawiła zaraz przy wejściu, wyglądała zupełnie inaczej. Jakby…
groźniej. Nigdy nie przypuszczałabym, że ta krucha, delikatna istotka mogłaby
sprawiać takie wrażenie. Zawsze kojarzyła mi się z nieco rozpuszczoną
księżniczką tatusia, którą wychowano w przekonaniu, że pieniędzmi i wybielonym
uśmiechem rodem z reklamy pasty do zębów można podbić świat. Sama Sophie nigdy
nie dawała mi powodów do tego, bym zmieniła myślenie na jej temat. Była
rozpuszczona, rozkapryszona i egoistyczna. Dopiero w tej obskurnej ruderze ubrana w ciemne spodnie, o kilka rozmiarów za dużą bluzę i w płaskich butach
wyglądała, jak na strażniczkę przystało – co ciężko było dostrzec, kiedy na
swoich niebotycznych obcasach przemierzała szkolne korytarze, zadzierając nosa.
Zbyt
zaskoczona tożsamością mojego oprawcy nawet nie zwróciłam uwagi na otoczenie.
Dopiero kiedy udało mi się otrząsnąć, skorzystałam z okazji i niebywale
kiepskiego oświetlenia, by ustalić, co gdzie stoi. W kącie umiejscowiona była
naprawdę zdezelowana, pokryta zapleśniałymi poduszkami kanapa. Tuż obok niej
znajdował się mały stolik do kawy, którego blat zaścielały liczne magazyny;
stąd nie widziałam zbyt dobrze, ale sprawiały wrażenie nietegorocznych.
Ostatnim już meblem, poza krzesłem, do którego ktoś naprawdę ciasno mnie
przywiązał, był pełen
pustych butelek i słoików kredens z naderwanym prawym skrzydłem. Całość
oblepiały grube warstwy pajęczyn i kurzu, co dawało mi małą wskazówkę odnośnie
położenia – musiałyśmy znajdować się w miejscu, którego nikt od dawna nie
odwiedzał. Jakoś mnie to nie dziwiło. „Pokój” był po prostu śmierdzącym
wilgocią i pleśnią betonowym klocem bez okien. Gdyby nie drzwi, pomyślałabym,
że znajdujemy się w jakiejś jaskini. Brakowało tylko zwisających z sufitu
stalaktytów i śpiących nietoperzy.
Walczyłam
z chęcią zapytania Sophie o powód całej tej szopki, ale nie zamierzałam złamać
się jako pierwsza. Poprzestałam więc na niemej walce na spojrzenia. Ciągnęłabym
ją w nieskończoność, gdybym musiała, ale rozproszyło mnie nadejście
przyjaciółek Sophie.
– Nikt
niczego się nie domyśla – oznajmiła
nowoprzybyła. Rozpoznałam w niej wiecznie milczącą, czającą się za plecami
Sophie blondynkę, która stanowiła połowę jej popieprzonej świty. Nie znałam jej
imienia, nie słyszałam też, by kiedykolwiek odezwała się w towarzystwie. Jej
zadaniem było tylko wyglądać dobrze, ale nie na tyle, by przyćmić „królową”.
Typowy związek o jednostronnej korzyści: ty będziesz spełniać wszystkie moje zachcianki,
a ja będę cię „lubić”. – Marlene mimo to wszczęła poszukiwania.
– Skupiają
się jednak na terenie poza Akademią – wtrącił drugi bezimienny klon Sophie.
Jedynym, co ją wyróżniało, były piękne, rude włosy.
– Pewnie
myślą, że nasz uroczy kotuś został zwerbowany przez Nocnych – wymruczała
brunetka, racząc mnie niezbyt miłym uśmiechem. – Ich głupota daje nam sporą
przewagę.
– Sama nie
wiem. – Obrzucona spojrzeniem blondynka wzdrygnęła się. Zaczęła mówić ciszej,
mniej pewnie, jakby obawiając się, że złe słowa i odmienne zdanie niż Sophie
doprowadzi do zakończenia „pięknej przyjaźni”. – Znaczy… To jest niewątpliwie
jakiś atut. Ale Daniel nie da za wygraną.
Podczas
gdy w moim sercu na wzmiankę o Danielu rozkwitła nadzieja na rychły ratunek,
Sophie cała się spięła. Nie kontrolowała już swoich kłów. Wysunęły się,
błyszcząc groźnie w kącikach jej ust.
– A co on
ma do tego? Kiedy tej dziwki Nocnych zabraknie, odnajdzie pocieszenie w moich
ramionach.
Gdyby
właśnie nie grożono mi śmiercią, parsknęłabym śmiechem. Ta sytuacja robiła się
coraz bardziej żałosna – nie licząc mojego dość niewygodnego położenia. Jednak
powód całego tego „porwania” niesłychanie mnie bawił. Wiedziałam, że zazdrosna
kobieta jest w stanie rozpętać trzecią wojnę światową, ale… to wychodziło
nawet ponad standardy Sophie Holder.
Od razu
stało się jasne, dlaczego Cole tak szybko wylądował w jej łóżku. Uwiedzenie go
i skłócenie ze mną było jednym z punktów jej gry. Zrobiła to nie dlatego, że
się nudziła. Po prostu chciała się na mnie zemścić za to, że odebrałam jej
Daniela. Najzabawniejsze w tym wszystkim było to, że Shane nigdy nie
potwierdził, jakoby kiedykolwiek coś więcej ich łączyło.
– Sophie,
słodziutka Sophie, kiedy do ciebie dotrze, że dostałaś kosza? – wyszeptałam,
nie mogąc się powstrzymać.
Wampirzyca
obrzuciła mnie wściekłym spojrzeniem. Przez przypadek zdradziła mi swój czuły
punkt. Chcesz się bawić w drapieżnika i
jego ofiarę – wedle życzenia.
– Myślisz,
że jesteś zabawna, dziwko? Zabawianie się z Nocnymi nie czyni z ciebie lepszej
partii. Daniel brzydzi się takimi jak ty.
– Ach tak?
– kpiłam z niej, jednocześnie próbując wydostać dłonie z krępujących je więzów.
Lina była jednak nasączona serum czosnkowym. I chociaż ono nie paraliżowało
mnie tak, jak Nocnych, nie było przyjemnie, kiedy dostawało się do mojego
krwiobiegu przez otarcia. – To ja z nim mieszkam.
– Bo
Marlene wam kazała! Bo jesteś niebezpieczna! – Przypominała trochę oburzone
dziecko, które w sklepowej kolejce wykłóca się z rodzicem o lizaka.
– To mnie
nazywa swoją księżniczką…
Momentalnie
coś w wampirzycy pękło. Doskoczyła do mnie jednym susem, łapiąc za materiał
sukienki. W jej ciemnych oczach błyszczało coś na kształt szaleństwa.
Wiedziałam jednak, że to zwykła wściekłość. Tylko ja z nas dwóch miałam prawo
do utraty całkowitej kontroli nad własną podświadomością.
– Łżesz –
wysyczała. – Łżesz, łżesz, łżesz!
Przechyliłam
lekko głowę, posyłając jej najbardziej promienny uśmiech, na jaki w tych
warunkach było mnie stać.
– Po co
miałabym to robić?
Mięsień na
upudrowanej twarzyczce Sophie lekko zadrgał. Jednak wbrew wszelkim impulsom wypuściła mnie z uścisku i cofnęła się o krok. Wzięła głęboki wdech, by
powrócić do rozmowy ze mną z innym nastawieniem.
– Nawet
nie zdajesz sobie sprawy z tego, co robisz, prawda? Nie kontrolujesz tego, to
wychodzi ci machinalnie…
– O czym
ty…? – urwałam, kiedy na jej wargach wykwitł triumfalny uśmieszek.
–
Manipulujesz uczuciami równie sprawnie, co Nocni. To takie urocze – parsknęła.
– Ciekawe,
czy będziesz się tak śmiała, kiedy zatopię kły w twojej tętnicy! – warknęłam,
co jedynie doprowadziło ją do śmiechu.
Wampirzyca
przyglądała mi się, kręcąc głową z politowaniem.
– Nadal
nie wiem, dlaczego Marlene jeszcze cię nie zabiła. Może i nie masz czarnych
ślepi, ale odziedziczyłaś już wszystko, co najgorsze. Wraz z żądzą krwi.
Chociaż
jej uwaga w jakiś sposób mile mnie połechtała, milczałam. Miała rację, choć nie
chciałam się do tego przyznawać. Już dawno przestałam kontrolować Katerinę i
jej żądze. Byłam na każde jej skinienie, wypełniałam punkty z jej przeszłości
zupełnie machinalnie. Przestałam walczyć. I najgorsze w tym wszystkim było to,
że zaprzestałam walki nie dlatego, że uznałam, iż nie mam szans. Ja po prostu
nie chciałam już dłużej z nią walczyć.
– Skąd ty
wiesz o tym wszystkim? Skąd wiesz… o mnie? – wyszeptałam, kiedy w końcu dotarł
do mnie sens jej słów.
– A co
niby takiego możesz ukrywać, Katerino?
Znieruchomiałam,
przestając nawet walczyć z krępującym moje nadgarstki sznurem, podczas gdy mój
mózg pracował na najwyższych obrotach. Starałam się znaleźć dzień, w którym
zawaliliśmy sprawę, moment, kiedy jakaś przypadkowa osoba spoza kręgu zaufanych
i wtajemniczonych miała okazję się czegoś dowiedzieć. Przeanalizowałam ostatnie
tygodnie, wszystkie wyjazdy, treningi, spotkania… Nie martwiłam się cywilami,
bo myślałam, że interesują ich tylko plotki dotyczące mojej domniemanej ciąży.
Przeliczyłam się.
I wtedy
mnie olśniło, choć początkowo nie chciałam dopuszczać do siebie tej myśli.
Odpychałam ją od siebie, lecz koniec końców poddałam się, pozwalając, by prawda
wbiła w moje serce tysiące nowych szpilek. Na powrót zalała mnie fala okrutnego
bólu. Poczułam się tak, jakby ktoś uderzył mnie.
Cole. To
Turner musiał puścić parę z ust podczas którejś przerwy między jedną serią
wpychania języka do gardła Sophie a drugą. Nie było innej możliwości.
Wampirzyca
chyba domyśliła się, że połączyłam wątki, bo zaczęła przechadzać się po
pomieszczeniu, opowiadając kolejno o każdym punkcie jej planu.
Nie
wiedziałam, czy to głupie, czy też niewiarygodnie łaskawe z jej strony. Prawdopodobnie
jedno i drugie. Bo podczas jej monologu, który pozwalał mi lepiej zrozumieć
zaistniałą sytuację, miałam też czas na poluzowanie powrozu.
– Sypianie
z facetem takim jak Cole to korzyści same w sobie. A po pijaku na dodatek
zgrabnie rozwiązuje mu się język… – Zaprzestała marszu, by posłać mi triumfalny
uśmiech. – W ostatnim czasie dałaś mu sporo powodów do sięgania po alkohol.
Powinnam ci chyba za to podziękować. – Sophie schyliła się, wyciągając coś z
wysokiego buta. Ostrze sztyletu, który dziewczyna jak gdyby nigdy nic zaczęła
ważyć w dłoni, zalśniło złowrogo. – No więc dowiedziałam się tego i owego,
zaczęłam sama szperać w różnych źródłach… Tata ma wtyki w Radzie, wiesz? Hanna
potrafi być bardzo wylewna, jeśli sowicie się ją nagrodzi. Znalezienie tej
klitki też stanowiło wyzwanie.
Zirytowana
tą paplaniną, nieco zbyt mocno szarpnęłam się w więzach, czym zwróciłam na
siebie uwagę Sophie. Wampirzyca podeszła do mnie niewiarygodnie spokojnym
krokiem i przystawiła ostrze do mojej piersi. Poczułam wbijające się w moją
skórę ostrze nawet przez materiał sukienki.
– Schowaj
pazurki, kociaku. Nie uciekniesz mi. Zbyt długo to wszystko planowałam, by
teraz dać ci nawiać.
Zacisnęłam
powieki, kiedy czubek noża mocniej naparł na moje ciało. Spięłam się, oczekując
na ostateczny cios.
Ojcze Nasz…
Wtedy
jednak Sophie się wycofała. Przy użyciu sztyletu odrzuciła swoje bujne loki na
plecy.
– Niemniej
to nie zmienia faktu, że zamierzam się trochę z tobą podrażnić, Katerino. Zbyt
wiele przez ciebie wycierpiałam, by tak po prostu cię zabić.
– I to ja
jestem podobna Nocnym… – wymamrotałam, wystarczająco wyraźnie jednak, by Sophie
to podchwyciła.
– Nie
znasz Dziennych, złotko. My też potrafimy być brutalni.
– Tortury
nie są oznaką brutalności, a słabości. Fajnie to tak znęcać się nad zawiązanym,
co? – parsknęłam gorzko, zadzierając głowę, by spojrzeć wampirzycy w oczy. –
Czujesz się już panem życia i śmierci, złotko?
– Znowu to
robisz – wycedziła. Spojrzała na swoje „przyjaciółki”, wciąż wiernie stojące
nieopodal w cieniu. – A trzeba było ją zakneblować.
– Och, nie
rób mi tego, mam jeszcze kilka asów w rękawie.
Nim się
spostrzegłam, uderzyła mnie rękojeścią sztyletu w skroń. Głowa odskoczyła mi do
tyłu, w karku coś strzyknęło. Zamknęłam usta, by nie jęknąć z bólu, który
momentalnie oblał prawą stronę mojej twarzy.
– Plebs
milczy, kiedy królowa przemawia – wyszeptała, przesuwając zimnym ostrzem po
moim obolałym, pulsującym policzku. – Widzisz, jak to łatwo spaść z tronu, złotko?
Splunęłam
krwią gdzieś w bok, choć korciło mnie, by wycelować w twarz tej szmaty.
– Nie masz
pojęcia, z kim pogrywasz.
– Wiem
wystarczająco dużo, by mieć podstawy do tego, żeby cię zabić. A to już coś.
– Więc
zrób to – warknęłam, próbując podtrzymać z nią kontakt wzrokowy. Sophie jednak
nie była taka głupia, jak myślałam. – Udowodnij, że potrafisz.
– Nie
podpuszczaj mnie, bo…
Wyrwałam
się do przodu, nabijając na nierozważnie wycelowane ostrze Sophie. Dziewczyna z
przerażeniem odskoczyła do tyłu, kiedy tylko na mojej piersi wykwitła plama
krwi. Ja starałam się nie panikować i normować oddech. Prawdopodobnie
uszkodziłam sobie płuco; chciałam więc uniknąć powolnej śmierci i krwotoku
wewnętrznego.
– Coś ty
narobiła?! – pisnęła wampirzyca, bezradnie taksując mnie wzrokiem. – Hope,
Spencer…
Jej
przyjaciółki wyglądały na jeszcze bardziej przerażone niż ona. Wycofały się aż
pod samą ścianę, przylegając do jej chłodnej powierzchni całym ciałem. Gdybym
tylko mogła, parsknęłabym śmiechem. Zgrywały wielkie bohaterki, ale traciły
panowanie na widok krwi.
– Możesz
pozwolić mi… umrzeć w ten sposób – wycharczałam. – Albo wyciągniesz nóż,
wszystko się zagoi, a ty własnoręcznie wepchniesz mi ostrze w serce.
Modliłam
się, by dziewczyna wybrała jednak drugą opcję. Gdybym nie była tak dumna, może
i zaczęłabym ją błagać. Zawierzyłam jej swoje życie. Musiała wybrać drugą wersję. W innym wypadku mój spontaniczny
plan ległby w gruzach.
No dalej, Soph! Nie bądź większą
kretynką, niż za jaką cię uważam!
Wampirzyca
zaklęła pod nosem i pokonała dzielącą nas odległość. Przymknęła oczy, kiedy
zacisnęła palce na zakrwawionej rękojeści, a ja skopałam się w myślach za
najbardziej beznadziejny plan w życiu. Ostatecznie jęknęłam, okazując słabość,
ale jednocześnie zwracając na siebie jej uwagę. Ledwo jej brązowe oczy
skrzyżowały się z moimi, zaczęłam działać.
–
Spokojnie wyciągnij nóż – poleciłam, posiłkując się perswazją. Czułam się
osłabiona po zadanym w głowę ciosie i sporej utracie krwi, ale nie zamierzałam
jej odpuścić tak łatwo. – A następnie przetnij liny na moich nadgarstkach.
Ku
przerażeniu skulonej w kącie dwójki, Sophie wykonała mój rozkaz bez marudzenia.
Kiedy kazałam jej się odsunąć pod ścianę, tym samym przerywając nasz kontakt
wzrokowy, dotarło do niej, co zrobiła. Zamarła, widząc, jak nieśpiesznie wstaję
i rozciągam się, żeby rozluźnić napięte od długiego siedzenia w jednej pozycji
mięśnie. Wyrwała się lekko do przodu, chcąc przechwycić leżący przede mną
sztylet, ale nie zdążyła – ja podniosłam go pierwsza. Otarłam ostrze o brzeg
sukienki, nie dbając już o to, że jest biała i w dodatku pożyczona. O to mogłam
zatroszczyć się później.
– Jak ty
to… – Sophie spoglądała to na mnie, to na krzesło i leżące u moich stóp
przecięte liny. – Czym ty jesteś?!
Zadana
ostrzem rana już się zasklepiła, podobnie jak uszkodzone płuco. Odetchnęłabym
pełną piersią, by to uczcić, jednak oddychanie stęchłym powietrzem nie
stanowiło żadnej przyjemności.
– Och,
myślałam, że wiesz… – westchnęłam.
– Bo
wiedziałam, ale… Jak… – Sophie pokręciła głową, rezygnując z drążenia tematu.
Oblizała wargi, świdrując mnie wzrokiem. – Co teraz zamierzasz zrobić?
Rzuciłam w
jej stronę sztylet. Tylko dzięki wampirzemu refleksowi udało jej się na niego
nie nadziać. Liczne treningi pomogły jej sprawnie przechwycić go w locie.
– Nie
jestem potworem, złotko – odezwałam się, widząc jej zdziwioną minę. – Bo nie jestem Nocnym. Mimo
wszystko.
Sophie
zacisnęła dłoń na rękojeści noża, żeby ukryć jej drżenie. Ja jednak nie
potrzebowałam żadnych oznak jej strachu. Wystarczyło, że go czułam. Wampirzyca, podobnie jak jej
przyjaciółki, wręcz pachniały strachem, rozsiewając wokół ciepłą, lekką woń,
która drażniła moje zmysły, rozbudzając najgorsze z możliwych instynktów.
– Więc
czym jesteś?
Chybocząc na
swoich niewygodnych obcasach, podeszłam do kredensu. Musnęłam palcem jego
krawędź; na opuszku zebrała się gruba warstewka brudu.
– Czymś
znacznie gorszym. Mroczniejszym nawet niż Nocny. Pewnie myślałaś, że wiesz, co
to strach – parsknęłam, nieśpiesznie odwracając się w jej stronę. – Ale to
tylko dlatego, że nie miałaś okazji poznać Kateriny Iwanow.
– Nie… Nie
możesz mnie zabić! – wyrzuciła na wdechu, buntowniczo zadzierając brodę. Ja
jednak nie dałam się zwieść jej nagłym przypływem odwagi. – Jestem córką
Josepha Holdera, jednego z…
Uniosłam
palec, więc posłusznie zamilkła.
– Złotko,
ty wciąż zapominasz, z kim masz do czynienia. Kiedy do ciebie dotrze, że żywię
się krwią takich jak ty? Nie liczy się ranga czy suma na koncie, a po prostu
krew. Jeśli będę musiała, po wszystkim zajmę się też twoim ojcem. I Radą, i…
– Nie boję
się ciebie – skłamała.
Zahaczyłam
palec o jej brodę i jednym szarpnięciem odsłoniłam bok jej szyi. Powoli
przesunęłam paznokciem po delikatnej skórze, czując pod palcem niewiarygodnie
szybkie tętno.
– To –
oznajmiłam, stukając opuszkiem w punkt pod jej uchem – ewidentnie zdradza, że łżesz.
Oczy
błyszczały jej od wstrzymywanych łez. Wyglądała jak sarna w świetle reflektorów
– przerażona i niezdolna, by się poruszyć. Jej stan sprawiał mi niewątpliwą
przyjemność. Żywiłam się jej strachem, czerpałam z niego siłę.
– Ciekawe,
co by powiedział Daniel, gdyby cię teraz zobaczył – wyszeptała, przełykając
ślinę.
Gwałtownie
odwróciłam głowę w jej stronę, ale nie potrafiłam jej uderzyć. Cichy głosik w
moim umyśle, który do złudzenia przypominał ten Daniela, kazał mi się uspokoić.
Zalała mnie fala wspomnień, mniej i bardziej dobrych, pełnych, radosnych,
roześmianych, czarnych jak onyks oczu. Wróciłam pamięcią do wszystkich moich
ataków. Wówczas w spojrzeniu Daniela widoczny był strach, ale o mnie, nie przeze mnie. Jak byłoby teraz? Czułam się
jak królowa – władczo, odważnie i silnie. Ale jak wyglądałam z boku? Co by
pomyślał o mnie Shane?
Choć
dotychczas nie zdawałam sobie z tego sprawy, Daniel był moim człowieczeństwem.
To on trzymał mnie przy zdrowych zmysłach; jego głos, dotyk, obecność. Tylko
dzięki niemu potrafiłam odnaleźć siebie pośród ciemności. Dla niego chciałam
walczyć i robiłam to do tej pory, odpychając od siebie piękno pełnej przemiany,
całkowitego oddania się żądzy krwi i Katerinie. Zdarzało mi się zboczyć z
drogi, ale to on był tym, który pomagał mi z powrotem na nią wrócić. Kiedy
zabrakło go u mojego boku…
Odskoczyłam
od Sophie, dociskając dłoń do skroni. Wbrew samej sobie ponownie odepchnęłam od
siebie Katerinę, mydląc jej oczy zapewnieniami, że lada chwila znów ją
wpuszczę i zatrzymam na dłużej. Poczucie niezniszczalności i piękna szybko przeminęło.
Oddychałam szybko i płytko, walcząc z chęcią rozpłakania się.
Boże. Dobry Boże, prawie znów kogoś
zabiłam.
Poczułam
ukłucie pod żebrami, więc machinalnie zmieniłam pozycję, odchylając się na
prawo. Sprawiłam tym jednak, że sztylet Sophie głębiej przebił się przez
kolejne tkanki. Krzyknęłam, czując, jak chłodny koniuszek ostrza ociera się o
moje serce. Wystarczyło jedno mocniejsze pchnięcie, bym padła trupem.
– Powinnam
była zrobić to od razu… – wyszeptała wampirzyca, przekręcając rękojeść w dłoni.
Zabrakło
jej jednak pewności, siły i przede wszystkim precyzji. Zupełnie nieświadomie
przesunęła ostrze, omijając serce. Postanowiłam więc nie nadwyrężać łaskawości tego na górze i jednym szarpnięciem wyciągnęłam nóż z piersi. Rana jeszcze
przez chwilę obficie krwawiła, by zasklepić się, nie pozostawiając choćby
blizny. Zamachnęłam się na ponownie struchlałą Sophie, wymierzając jej solidny
cios w skroń. Dziewczyna zatoczyła się do tyłu, wpadając na ścianę. Spróbowała się
wyprostować, przybrać pozycję bojową, ale była zbyt roztrzęsiona, by
przypomnieć sobie, jak należy rozstawić stopy. Przestałam użalać się nad jej
bezradnością, uderzając ją ponownie. Kiedy osunęła się na podłogę, tracąc
przytomność, dźwignęłam ją z powrotem do góry. Spojrzała na mnie zamglonym,
mało trzeźwym wzrokiem i załkała cicho. Perfidnie zatkałam jej usta dłonią i
odrobinę zbyt agresywnym gestem odchyliłam głowę, odsłaniając szyję. Tym razem
bez zastanowienia wypełniłam złożoną kilkakrotnie groźbę i z błogą
przyjemnością zatopiłam kły w jej tętnicy.
To było…
Niesamowite doświadczenie. Utraciłam resztki kontroli, poddając się żądzy krwi,
która wraz z kolejnym łykiem słodkiej, lepkiej posoki otulała mnie jak
najcieplejszy koc. Dopóki Sophie starała się walczyć, wyrywając i krzycząc, przyjemność
z pojenia się jej krwią była największa. Ścieśniłam uścisk na jej gardle,
udowadniając, że nie ma już żadnych szans. Chyba to wyczuła, bo przestała się
szarpać. Jej ciało stopniowo zaczęło się „roztapiać”, oddawać na łaskę moich objęć
jak wysłużona, szmaciana lalka. Troszczyłam się jedynie o siebie, rozkoszując się przypływem siły i energii, której dostarczyła mi jej krew. Na powrót poczułam
się jak dumna królowa. Moje rany ostatecznie się zasklepiły, a braki w organizmie
zostały uzupełnione. Picie krwi z kubka nie dawało mi aż takiej… satysfakcji.
Czułam, że nareszcie żyję.
Zalała
mnie fala emocji Sophie – przez strach, po obrzydzenie i ból. Mimo wszystko nie
zrobiło mi się jej żal. Piłam dalej, ciesząc się, gdy łącząca nas więź słabła.
Mimo intymnego, wręcz erotycznego wydźwięku tego rytuału, czerpałam przyjemność
z każdej najmniejszej rzeczy. Jej słabnący puls, coraz lżejszy uścisk dłoni na
materiale sukienki. Wszystko to, co prowadziło do jej śmierci, mnie sprawiało
radość. Chciałam sprawdzić, jak długo jeszcze wytrzyma, ile bólu jest w stanie
ostatecznie ją złamać. Bawiłam się, pogrywałam z nią nawet teraz, wbijając kły
głębiej, biorąc większe łyki. Ostatecznie po Sophie Holder, która tak namieszała
w moim życiu, pozostała pusta powłoka, szkielet naciągnięty coraz chłodniejszą
i mniej sprężystą skórą.
Odepchnęłam
od siebie jej zwłoki. Osuszone z krwi ciało upadło na posadzkę z przejmującym
plaskiem. Odkopnęłam je pod ścianę, żeby mi nie zawadzało. Niespiesznie
odwróciłam się w stronę przyjaciółek Sophie, które wciąż sterczały w tym samym
miejscu. Uśmiechnęłam się do nich, oblizując pokryte krwią kły. Jak na
zawołanie ich pulsy przyśpieszyły. Kiedy wystąpiłam krok do przodu, ani drgnęły.
Zaciskały powieki, myśląc zapewne, że jeśli one nie widzą mnie, ja nie widzę
ich.
– Więc…
Która najpierw?
Dziewczyny
momentalnie odzyskały zdrowy rozsądek. Przypomniały sobie o drzwiach, które
miały po prawej stronie i wspólnie szarpnęły za klamkę. Wypadły na znajdujący
się za nimi korytarz, wołając o pomoc. Ich zachowanie rozbawiło mnie do tego
stopnia, że nie mogłam powstrzymać pełnego pogardy prychnięcia. Nieśpiesznie ruszyłam
za nimi, podążając w ślad za zapachem ich strachu, który był tak silny, że
wyczuwalny nawet pomimo wilgoci.
Przypominało
to nieco scenę z kiepskiego horroru. Ciemny, wilgotny korytarz, którego końca
nie widać, dwie panikujące stereotypowe blondynki, które w najstraszniejszych
scenach zawsze wołają: „Halo, jest tu kto?”, jakby spodziewały się, że morderca
im odpowie, no i w końcu ja – ta, której wszyscy się obawiają. Zakrwawiona, z
psychopatycznym uśmiechem, na skraju postradania zmysłów. Czysta sielanka.
Usłyszałam,
że któraś z dziewczyn się potknęła. Postanowiłam więc wykorzystać swoją szansę
i dopaść ją w momencie, którego najmniej się spodziewała. Mimo ciemności
widziałam jej wyraźny, zrozpaczony zarys, kiedy to porzucona przez koleżankę próbowała
sama wstać. Upadłaby znowu, gdybym nie zdążyła jej przechwycić. Zaczęła
wrzeszczeć i wiercić się w moich objęciach, ale z pomocą perswazji udało mi się ją
uciszyć. Tym razem obeszło się bez udowadniania, kto tak naprawdę bardziej się
liczy. Dziewczyna nie zawiniła niczym szczególnym – po prostu zaprzyjaźniła się
z nieodpowiednią osobą, która wciągnęła ją w nieczyste gierki. Niemniej nie
potrafiłam jej oszczędzić. Nie, kiedy z jej startego kolana ciurkiem ciekła
krew, która w perfidny sposób drażniła moje zmysły.
Porzuciłam
kolejne ciało i ruszyłam w pogoń za ostatnią z dziewczyn. Minęłam drzwi, przed
którymi to uderzyła mnie Sophie, wypadając na oświetlony hol główny Akademii.
Zasyczałam na widok promieni słonecznych pełznących po moim ciele. Więc z
powrotem wycofałam się w mrok. Nieświadomie sama wpakowałam się w pułapkę.
Kiedy osaczyli mnie strażnicy Johna, z Danielem na czele, wiedziałam, że chwila
mojego triumfu właśnie się skończyła.
***
Witam wszystkich!
Na wstępie chciałam przeprosić, że nie było rozdziału w zeszłym tygodniu, choć dopiero co podjęłam się udostępniania postów regularnie. Nie przewidziałam jednak, że akurat wtedy sprawy prywatne pokrzyżują mi szyki. Niemniej teraz powinniśmy wrócić do uzgodnionej - przeze mnie, ale nikt nie wnosił sprzeciwu - niedzieli wieczorem.
Nie podoba mi się ten rozdział. Nie dość, że krótszy, niż planowałam, to jeszcze taki... nijaki. Mam wrażenie, że znów zaczynam mieszać. Psychika Catherina zawsze była, hm, niekonwencjonalna, ale ostatnio przesadzam. Ciężko mi się przedrzeć przez końcówkę drugiej części, naprawdę. Zostało nam góra dziesięć rozdziałów, ale ja nie mogę się zebrać w sobie. Nie wiem, jak pokierować Catherine. Znaczy wiem, ale... nie umiem...?
Ten tandetny rozdział ze szczególną dedykacją dla Gabi, która wczoraj napsuła mi krwi informacją o koncercie moich słoneczek, na który nie mogę iść. Niemniej miło mi było, że mogłyśmy sobie wspólnie rozpaczać. Mam nadzieję, że na następny już udamy się wspólnie :)
Do napisania!
Klaudia99
Dostaniesz kiedyś Słońce po łbie za to, że tak mówisz o swoich rozdziałach. I ja tu wcale nie żartuję.^^
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci ślicznie za dedykacje. I to jeszcze przy takiej cudownej piosence ją dostałam. Rozpieszczasz mnie, bardzo. <3
Jutro wpadnę z ładnym komentarzem, żeby dzisiaj już nie pisać bzdur.
Ściskam mocno.
Buźki.
Gabi
Hej!
UsuńPo zakończeniu 42 rozdziału przez kilka minut się zastanawiałam kim może być ta osoba, która uprowadziła Catherine. Serio, nie przyszło mi do głowy, że to może być właśnie ta szkolna gwiazdeczka - Sophie Holder. Przyznam szczerze, że mnie tym mocno zaskoczyłaś. Myślałam, że to może jakiś Nocny się dostał do szkoły, jej brat lub właśnie jeden z jego ludzi. A tu tylko ta wywłoka. :3 Nawet nie wiesz jak się cieszę, że ona nie żyje. Jej postaci nie lubiłam od samego początku, życzyłam źle i wreszcie to się stało. Przeraża mnie fakt, że niektórym ludziom w prawdziwym życiu też tego życzę... A niby bliźniemu trzeba wybaczać. Pf, nieprawda.
Jej przyjaciółeczki również dobrze nie skończyły. Catherine straciła wyraźnie nad sobą panowanie i ja z chęcią zobaczyłabym jak robi jeszcze większy rozpierdol w akademii, bo nie może nad sobą zapanować. Wielka, więc szkoda, że ją dopadli. Ale może planujesz w 44 zrobić jakąś niespodziankę, gdzie wszyscy dostaną po tyłku i będzie rzeź. ;> To byłoby całkiem ciekawe, ale oczywiście tutaj nie możesz skrzywdzić Daniela. #Datherine <3
Dodałaś rozdział i teraz każesz sobie czekać na kolejny. Jak można być tak okrutnym człowiekiem, co? ;>
Czy w rozdziale, kiedy rozmawiali z radą, zanim tam weszli Daniel chciał jej powiedzieć, że ją kocha? ;-; Ich związek, a raczej jego brak, jest taki pokręcony. Nie rozumiem czemu ona go od siebie tak uparcie odpycha, skoo najwyraźniej facet ją kocha, poświęca się dla niej i jest w stanie zrobić naprawdę wiele? Ja wiem, pewnie chce go chronić itd. Ale ileż można uciekać przed uczuciem? A pewnie jak zrozumie to już będzie niestety, ale za późno. :C Cholercia. :(
I teraz, kiedy wyjaśniła się sprawa z Sophie i Turnerem, mam nadzieję, że nie przyjdzie Ci nic głupiego do głowy, aby złączyć w parę Catherine z Colem. Bo wtedy Cię znajdę i jeszcze nie wiem co zrobię, ale możesz się bać. ^^
Wiem, że ten komentarz nie powinien tak wyglądać, ale nie wiem co mogę jeszcze napisać, więc musisz mi wybaczyć. Zprzy następnych się poprawię. :*
Buźka. <3
Gabi.
Nadrobilam... Buahahahahahahah! Szykuj się, słońce! 😁😲
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że kilka razy zastanawiałam się nad tym, jaką rolę odegra w tej historii Sophie. Jasne, zwykle w szkole pojawia się taka typowa sukowata Barbie – ktoś, kto sukcesywnie będzie psuł nerwy głównej bohaterce. To dość popularne klisze, które sama stosuję, ale… No jednak wprowadzając taką postać, prędzej czy później szuka się dla niej większej roli. Nie spodziewałam się jednak, że ostatecznie wszystko zakończy się w taki sposób.
OdpowiedzUsuńW tym rozdziale pokazałaś Sophie jako o wiele bardziej złożoną postać, niż do tej pory. Zazdrosną i na swój sposób zranioną, bo bez wątpienia poczuła coś do Daniela. Nie powiedziałabym, że go kochała, ale na pewno coś dla niej znaczył – rodzaj zauroczenia, bo jak inaczej wytłumaczyć to, jak ona reaguje na uwagi Catherine o tym, że Daniel mówi do niej per „księżniczko”? Kto by pomyślał, że ta dziewczyna ostatecznie posunie się aż tak daleko – ona i jej „klony”, bo przecież taka osoba potrzebuje należytej uwagi i obstawy.
„Gdyby właśnie nie grożono mi śmiercią, parsknęłabym śmiechem.” A ja mogę i w tym miejscu śmiechłam, bo nie wierzę, co sobie to dziewczę uroiło xD Daniel nie jest tym rodzajem faceta, który pierwszej lepszej wejdzie do łóżka i jeszcze będzie z tego zadowolony. Pocieszenie? Wystarczy, że Cole je znalazł. I przy okazji po raz kolejny zranił dziewczynę, którą podobno kochał. Słabe ogniwo pośród jej przyjaciół, bo przez pewien czas faktycznie nim był. Cóż, ostateczny efekt jest jaki jest… A ja mogę z czystym sumieniem dalej uważać gościa za największego palanta na świecie.
Pierwszy raz Catherine posunęła się aż tak daleko. Jasne, już wcześniej zabiła i śmierć sprawiała jej przyjemność, ale do tej pory nie zrobiła tego w ten sposób. Collina dało się wytłumaczyć, wręcz usprawiedliwić, ale to… W gruncie rzeczy Sophie niczym nie zawiniła – nie do tego stopnia, żeby zasłużyć na taką śmierć. Porwała ją, a pod koniec była skłonna zabić, ale to wciąż nie musiało skończyć się w ten sposób. To, jak zachowywała się Cat…
Jak królowa – prawdziwa, stworzona po to, żeby dowodzić istotom nocy. Genialne i zarazem przerażające. To, jak określiła Daniela swoim człowieczeństwem, trafne jak nie wiem co, bo przecież tak właśnie jest.
Końcówka genialna, sama pewnie urwałabym akurat w tym miejscu. Daniel… Och, aż jestem ciekawa, jak on na to zareaguje. Bo pod kilkoma względami Sophie miała rację…
Nessa.
Ja pieprzę... to właśnie powiedziałam po przeczytaniu tego rozdziału...nie wiem dlaczego ale wiedziałam że tą osobą będzie Sophie... mam intuicję widzę... wiedziałam że chodzi o Daniela, a to że to z Colem to była gra to wiedziałam... jak wspomniałaś że jeszcze namiesza... czułam że Sophie jest na pokaz z Colem i nie myliłam się...
OdpowiedzUsuńTo co zrobiła Cat...nie mogę jej tego wybaczyc... to nei musiało się tak skończyć, okej porwała ją ale kurde żeby tak zabić... Teraz czuję że nie ma dla niej ratunku, no i czuję że Daniel odwróci się od niej... koniec człowieczeństwa... za dużo gdybam idę do rozdziału następnego, chociaż przeraża mnie to co tam zastanę...
Shadow