Pojawiła się już na moim najnowszym blogu, ale nie mogłam się powstrzymać, by nie wrzucić jej i tu c:
"Uwięziona; tak bardzo zniszczona przez ten cały ból.
Jeśli zapytasz, nie będę wiedziała, od czego zacząć.
Złość, miłość, zmieszanie - drogi prowadzące donikąd.
Przyszłam do ciebie ze złamaną wiarą -
dałeś mi więcej niż rękę do potrzymania.
Złapałeś, nim upadłam na ziemię.
Powiedz, że jestem bezpieczna - teraz mnie masz.
Czy przejmiesz ster, jeśli stracę kontrolę?
Czy zaopiekujesz się złamaną duszą?
Czy przytulisz mnie teraz?
Czy zabierzesz mnie do domu...?"
Chyba nie umiem szukać gifów tak, żeby się nie zdradzić ;-;
Chyba nie umiem szukać gifów tak, żeby się nie zdradzić ;-;
Minął
tydzień. Nie krótszy i nie mniej męczący od poprzedniego. I przy tym nie
bardziej przyjemny. Daniel przez dwadzieścia cztery na siedem stroił fochy,
jakby to on był w ciąży z naszym dzieckiem i wypruwał sobie żołądek, zwracając
każdy posiłek niebędący kubkiem wampirycznej ARh+ do sedesu.
Na
wstępie wypadałoby zaznaczyć, że Ten na górze nie pstryknął palcami i w moim
łonie nie pojawiła się żadna niepokalanie poczęta istotka. Nie było też
możliwości, bym zaciążyła w „normalny” sposób. Swoje poranne mdłości –
pieszczotliwie nazywane, bo nudności dzielnie trzymały się mnie przez cały
dzień – zawdzięczałam tylko i wyłącznie Katerinie i jej chorobliwej pasji do
utrudniania mi życia. Jakby już świat nie srał sam na siebie, ta musiała
dorzucać mi swoje własne gówno.
Reasumując
– ciąża nie wchodziła w grę. Xavier nawet był gotowy mnie przebadać, ale kiedy
prawie mu przyłożyłam, Daniel oficjalnie oświadczył, że trzymał łapska przy
sobie. No, łapska może nie, ale pozostały sprzęt…
Zmień temat, Evans. Pogrążasz się.
Drogą
dedukcji w końcu doszliśmy do tego że
(nieśmieszny i niedwuznaczny dobór słów) że prawdopodobnie mój
organizm w pełni przestawił się na „nocny tryb życia”, jakkolwiek dziwnie to
nie brzmi. Nocni nie potrzebowali do życia normalnego jedzenia, więc i ja też.
Już będąc na ludzkiej krwi mało jadłam, jednak dopiero teraz, kiedy przyszło mi
całkowicie odstawić pączki i ukochaną kawę, połączyłam wątki. Z każdym dniem
przybliżałam się do tego, przed czym wszyscy starali się mnie uchronić najbardziej.
Przed czym ja sama próbowałam uciekać od samego początku.
A
na temat czego już teraz nie potrafiłam jednoznacznie się wypowiedzieć.
Jeśli
zaś chodziło o mnie i Cole’a, obyło się bez dramatów. Bo chociaż miałam ochotę
zarzucić mu to czy tamto, nawet nie raczył wpaść. Chociaż cała szkoła
plotkowała o moim stanie, a Cole zwykł być przy mnie, kiedy zaczynało robić się
naprawdę dupnie, teraz nawet się nie odezwał. Wystarczyłby mi sms z pytaniem,
jak się czuję. Nienawidziłam tego pytania, to fakt, ale byłam naprawdę
zdesperowana, by nie stracić go na dobre. Był jedną z gorszych partii na
sojusznika, ale nic nie mogłam poradzić na to, że sam wpieprzył mi się z
buciorami w intymność. A teraz zniknął z mojego życia równie gwałtownie, co się
w nim pojawił.
Poniekąd
było tak jak dawniej, choć wyczuwałam wyraźny dystans moich przyjaciół.
Danielowi dałam ku temu wyraźne powody. I chociaż serce mi się kroiło,
doskonale rozumiałam jego zachowanie. A Lydia, choć nadal słodka i urocza,
zaczęła zachowywać się inaczej, dziwniej. Zupełnie tak, jakby mnie unikała. Kiedy zaproponowałam jej
całkowicie babski wieczór, przerażona zaczęła jąkać, że ma coś do roboty. I
gdybym wtedy nie dostrzegła strachu w jej oczach, to wszystko może nie
zabolałoby mnie tak bardzo.
Żeby
więc nie zwariować, wróciłam do treningów. Bywało, że katowałam się zbyt mocno,
rozdrażniając wciąż niezagojoną ranę. Nie robiłam tego specjalnie, ale ta
prosta i wbrew pozorom bolesna czynność pozwalała mi pamiętać, że wciąż jestem
w jakimś stopniu normalna. O ile masochizm oznaczał pełne zdrowie psychiczne.
Na
nowo zaczęły nękać mnie koszmary. Daniel jednak ani razu nie położył się przy
mnie, by mnie przytulić i pomóc odgonić wszelkie demony. Siadał zwykle na
swojej kanapie, owijał kocem i kazał mi streszczać sen. To nie pomagało tak
bardzo, jak jego ciepłe uściski, ale wciąż pocieszało, że przez swoją głupotę
nie utraciłam go całkowicie.
Było
dość wcześnie, kiedy do mojej wciąż śpiącej podświadomości zaczęły przebijać
się odgłosy z otoczenia. Nie byłam stuprocentowo pewna, ale chyba słyszałam
Lydię. Nie miałam jednak najmniejszego zamiaru, by to sprawdzać. Byłam po ciężkiej, niemalże bezsennej nocy i udało mi się przymknąć powieki dopiero nad
ranem. Jeśli Lydia potrzebowała się wypłakać, mogła to zrobić na ramieniu
Daniela.
Nie
wiedziałam jednak, że moja przyjaciółka jest aż taką suką, by mnie budzić
bladym świtem w sobotę.
–
Caaaaatherine – zawyła, rzucając się na materac obok mnie. – Kooooochanie.
–
Masz ruję, kociaku? Nie do mnie, tylko do Xava – wyjęczałam, naciągając na głowę
poduszkę.
–
Ruszaj swój zgrabny tyłek, Evans. Nie pora na żarty.
Westchnęłam
w materac, powoli czując, że lada moment się uduszę. Wychyliłam się zza mojej
bazy i spojrzałam na wampirzycę jednym okiem. I to na wpół otwartym, bo w
sypialni było zdecydowanie zbyt jasno.
–
A niby na co…? – Zanim zdążyła odpowiedzieć, parsknęłam. – Ja walę, czy ty masz
na sobie dresy?
Różowe i cholernie błyszczące dzięki
odbijającym promienie słoneczne cekinom, ale to wciąż były dresy. Nawet jeśli
pożyczone z szafy Britney Spears z lat jej największej „świetności”.
–
To najlepsza pora, by zacząć wypełniać moje postanowienie noworoczne –
oznajmiła rozpromieniona Lydia.
Uniosłam
się na łokciach, by spojrzeć na nią jak na przygłupa, którym w tym momencie
niewątpliwie była.
–
Lyd, Kiełku mój najdroższy, masz świadomość tego, że kończy się maj?
Wampirzyca
tylko wzruszyła ramionami.
–
Mam wciąż wystarczająco dużo czasu, by wyrobić sobie tyłek przed latem.
–
Lyd – stęknęłam, na powrót zagrzebując się w pościeli. – Idź pomęczyć swojego
gacha. Albo Daniela. On ma wprawę w dawaniu wycisku. Z miejsca odechce ci się
biegania.
–
Cieszę się, księżniczko, że moje metody nauczania wywarły na ciebie aż taki
wpływ.
Zaskoczona
tym, że po raz pierwszy od tygodnia nazwał mnie tym jednocześnie znienawidzonym
i ukochanym pseudonimem, znów się podniosłam.
I
zorientowałam się, że te dwie pokraki śmiejące nazywać się moimi najlepszymi
przyjaciółmi spiskowali za moimi plecami.
Moja
złość jednak nieco malała, kiedy przyglądałam się rozciągającemu się Shane’owi.
Shane’owi świeżo po prysznicu. I w krótkich spodenkach.
Jezu, może jeszcze zaczniesz się
ślinić, Evans?
–
Uknuliście to? – wyburczałam. – Chcecie uprzykrzać mi życie?
–
To tylko poranny jogging, Cat – mruknęła Lydia, próbując naśladować ćwiczenia
Shane’a. Yep, szło jej to bardzo
kiepsko. – Nic, czego byś nie przerabiała.
–
Ale nie po nieprzespanej nocy i… – Spojrzałam na zegarek na biurku. Zdumiona aż
rozdziawiłam usta. – To z przodu to szóstka?! Nawet cisza nocna się nie
skończyła!
– Kitty-Kat – jęknęła wyraźnie zirytowana
Lydia, zdrobniając moje imię w sposób, do którego odwoływała się tylko w
sytuacjach kryzysowych. – Kto tu ma fioletowe oczy?
–
I kto może nam załatwić jogging po lesie? – dodał Daniel, uśmiechając się
kusząco.
Halo,
podmienili mi strażnika! Gdzie jest ten Daniel, który to przez ostatnie siedem
dni ledwo oddychał tym samym powietrzem, co ja?
–
Po lesie? – prychnęłam. – Wasza wyobraźnia mnie przeraża. Nikt nie wypuści mnie
poza mury Akademii.
–
Przyda ci się zmiana otoczenia, Catherine – wtrącił nowy głos.
Omal
się nie poplułam na widok ubranego w dresy Xaviera.
–
Powiedzcie, że ja jeszcze śpię!
Chłopcy
spojrzeli po sobie w sposób, którego nie znosiłam. Jeszcze bardziej jednak nie
spodobały mi się uśmiechy, którymi się wymienili.
Nie
minęła sekunda, a jeden z nich ściągnął ze mnie kołdrę, po czym drugi przerzucił sobie
przez ramię. Nie wiem jakim cudem, ale znowu znalazłam się zbyt blisko Daniela.
Konkretnie to miałam widok na jego tyłek. Seksowny nawet z tej perspektywy.
Ugh!
–
Puszczaj mnie, ty psychopato! – wrzasnęłam, wierzgając nogami. Na moje
nieszczęście, Daniel zdawał sobie sprawę z siły moich ciosów i nie zamierzał na
nie w żaden sposób zareagować.
No,
poza tym, że dostałam klapsa.
I
to wszystko o szóstej rano w sobotę. Takie rzeczy tylko w Akademii dla
obłąkanych sobowtórów Kateriny Iwanow.
–
Pójdziesz z nami pobiegać? – zaśmiała się Lydia.
–
Tak. Jak się wyśpię.
–
Mogę zaserwować ci pobudkę i zabierzemy się za to od razu – podsunął Daniel,
zmierzając ze mną na rękach w stronę łazienki.
–
Nie! Jezu, nie! Shane! – zapiałam. – Ty chory… Aaaa! No, Daniel, cholero, nie!
Nadal
jeszcze nie wiedząc, co mnie czeka, wylądowałam tyłkiem w brodziku.
Z
wściekłością zadarłam głowę do góry, by spojrzeć na mojego oprawcę i zmieszać
go z błotem za tak bestialskie traktowanie sobowtóra Iwanówny. Jednak wszelkie
obelgi wyparowały z mojej głowy, kiedy dostrzegłam, że Daniel dzierży w dłoni
słuchawkę prysznica.
–
Ty chyba nie chcesz…
Nie
dane mi było dokończyć. Lodowaty strumień wody odbił się od mojego brzucha i
uderzył mnie w twarz. Moje ubranie – jedynie cieniutka koszulka i spodenki –
natychmiast namokło, przytwierdzając mnie swoim ciężarem do ścianki kabiny.
Zaczęłam drżeć, nie tylko z zimna. Przemawiała przeze mnie zarówno wściekłość jak i… rozbawienie.
–
Daniel! – pisnęłam, chichocząc nerwowo. – Shane, ty dupku! No już wystarczy!
Aaa!
Wstałam
szybko i wcisnęłam się w narożnik kabiny prysznicowej, mając nadzieję, że tam
strumień zimnej wody mnie nie trafi. Niestety – trafił.
–
Pójdziesz z nami pobiegać? – zachichotała Lydia, która musiała przyglądać się
całej tej akcji wraz ze swoim chłopakiem.
–
Tak! – wrzasnęłam, obejmując się ramionami, po chwili dochodząc do wniosku, że
tego typu działania w marnym stopniu bronią mnie przed chłodnym strumieniem
wody, odbijającym się rykoszetem od ścianek kabiny. – Tylko zabierzcie mu to
cholerstwo! No już, Shane! Jestem czysta, rozbudzona i wściekła jak cholera!
Chociaż
woda ze słuchawki przestała lecieć, ja wciąż szczękałam zębami, dalej wciskając
się w narożnik i pozwalając, by nagromadzona na moim ciele i ubraniu woda
skapywała do odpływu.
–
Nienawidzę was. – Musiało zabrzmieć to niezbyt apodyktycznie, bo przyjaciele
tylko się roześmiali. – Wszystkich was pozabijam. Prędzej czy później.
Spojrzałam
na Daniela, który nadal dzierżył w dłoni słuchawkę. Uśmiechnął się do mnie w
sposób, który z miejsca znienawidziłam.
–
Przebierz się, słoneczko. Masz dziesięć minut.
Pokazałam
mu środkowy palec i dźgnęłam się do pionu. Lydia i Xavier już wyszli z
łazienki. Słyszałam jak chichoczą w pokoju obok. Daniel skierował się w stronę
drzwi, by do nich dołączyć i dać mi chwilę na ogarnięcie się.
Że niby mam pozwolić, żeby to mu się
upiekło?
–
Danielu? – wyszeptałam, dzwoniąc przy tym zębami.
Odwrócił
się i zlustrował mnie rozbawionym spojrzeniem. Sięgnął po wiszący przy drzwiach
ręcznik i znów znalazł się przy mnie.
–
Co tam, kochanie? Zmieniasz się w syrenkę?
Nie
tracąc ani chwili, rzuciłam mu się na szyję.
–
Nigdy nie wydawałeś mi się gorętszy – oznajmiłam, wsuwając swoje skostniałe
palce pod jego bluzę.
Shane
krzyknął zaskoczony i zachwiał się lekko, wpadając ze mną w ramionach do brodzika.
Żeby nie stracić równowagi na mokrej nawierzchni, docisnął mnie do ściany,
podczas gdy ja mocniej objęłam go nogami w pasie. Dodatkowo przywarłam do niego
całym swoim mokrym, zziębniętym ciałem.
Obmyślając
plan zemsty, nie przeszło mi przez myśl, że mój ruch postawi nas w tak intymnej
sytuacji.
Momentalnie
zrobiło mi się gorąco. Odgarnęłam z czoła zbłąkany, mokry kosmyk, nie
przerywając z Danielem kontaktu wzrokowego. Otworzyłam usta, chcąc coś
powiedzieć, może przeprosić i poprosić, żeby mnie puścił, ale nie potrafiłam
wykrzesać energii na coś tak przyziemnego.
–
Masz sine wargi – wychrypiał Daniel, przełykając ślinę.
Z
powrotem zacisnęłam usta, by przypadkiem nie zasugerować mu, w jaki sposób może
je rozgrzać.
Czas
stanął w miejscu. Tak jak dotychczas byłam skłonna wszystko analizować, teraz
porzuciłam w cholerę wszelkie próby zachowania się racjonalnie. Zatraciłam się
w tych drobnych kwestiach; tych które nie wymagały ode mnie zbytniego myślenia.
Znaczenia nabrał dla mnie ciepły oddech Daniela, muskający mój mokry dekolt,
krople wody, które spływały z moich włosów tylko po to, by wylądować na jego
wilgotnej koszulce. Jego lśniące, czarne oczy i twarde mięśnie dociskane do
mojego skostniałego, drobnego ciałka. To, że Daniel był równie przemoczony co ja,
a wrząca w nim krew sprawiła, że się rumieniłam. Nie dlatego, że miałam ochotę
zatopić kły w jego karku i skosztować posoki, do której wzdychałam po nocach. A
dlatego, że miałam ochotę na coś jeszcze intymniejszego. Na coś, przed czym do
tej pory tak namiętnie się wzbraniałam.
Z
dziwnego letargu wybił mnie chichot i trzask zamykanych drzwi. Jęknęłam,
uświadamiając sobie, że Xav i Lydia wszystko widzieli i wyszli, by dać nam
nieco prywatności.
–
Czemu to zrobiłaś? – zapytał ściśniętym z emocji głosem Daniel. – Teraz i ja
jestem cały mokry.
–
Zemsta, mój drogi – wyjaśniłam, nagle speszona siłą jego spojrzenia. – Zemsta.
Daniel
oderwał wzrok od moich oczu i przesunął nim po reszcie mojego ciała. Wciąż
mokrym i drżącym. Wciąż tak bardzo nagim. Niestety miałam świadomość tego, jak
wygląda w jego oczach czarny stanik prześwitujący spod mokrej, białej bluzki. W
tamtym momencie mogłam myśleć jednak tylko o tym, że wczoraj prawie pozbyłam
się biustonosza. Dziękowałam sobie, że wybiłam sobie ten pomysł z głowy.
–
Myślę, że powinniśmy… – urwałam, chcąc za wszelką cenę zagłuszyć podstępny
głosik, który sugerował, byśmy przemieścili się do sypialni.
Daniel
przełknął ślinę. Przez chwilę jak urzeczona przypatrywałam się ruchom jego
jabłka Adama.
–
Tak?
–
Przebrać się – dopowiedziałam, mając ochotę się za to spoliczkować. – I… I
dołączyć do przyjaciół.
–
Nie wiem, czy będę potrafił biegać w tym stanie – oznajmił Daniel, zsuwając
dłonie z moich bioder na pośladki.
Zdusiłam
pełne rozkoszy westchnienie.
–
Ty, Daniel Idealny Shane, wpadniesz na drzewo?
–
Chyba mamy dziś dzień cudów.
Kiedy
uświadomiłam sobie, co robię – że mokra i drżąca flirtuję z osobą, która
wywołuje u mnie tak sprzeczne emocje – zaklęłam siarczyście i oparłam dłonie na
piersi Shane’a, delikatnie go od siebie odpychając.
–
Idź się przebierz – wyszeptałam, czując, jak Daniel napina się, słysząc moje
słowa. – Potrzebujemy…
przestrzeni.
Kiedy
moje nogi dotknęły ziemi, zapomniałam, jak utrzymywało się ciało w pionie.
– Ja…
– Daniel podrapał się po karku. – Znajdziesz nas. Będziemy rozgrzewać się na
dziedzińcu.
Wystąpiłam
krok wprzód, kiedy zaczął odchodzić.
–
Danielu…
Nawet
się nie odwrócił.
–
Nie, Catherine. Błagam cię, nie mów już nic więcej.
Chociaż
moje włosy były już suche i upięte w koński ogon, a ubrania przestały być
wyzywające i więcej zakrywały, wyszłam na korytarz. Nadal jednak miałam w
głowie jedną wielką pustkę. Myślałam jednocześnie o wszystkim i o niczym. A
górę lodową moich zmartwień wieńczyły czarne, lśniące oczy.
Byłam
głupia, wmawiając sobie, że Daniel jest dla mnie tylko przyjacielem. Cole
również nim był – przynajmniej do czasu – ale on nie działał na mnie w ten
sposób. Przynajmniej już nie.
Czym
był ten sposób? I dlaczego na samo wspomnienie nieznanego bytu zalewałam się
szkarłatem?
Rozpięłam
bluzę, czując, że robi mi się gorąco.
Schodziłam
na dół ślamazarnie, bo wciąż bałam się spojrzeć Shane’owi w oczy. Wielokrotnie
już pozwalałam, by mnie obejmował. Jednak jeszcze nigdy nie było między nami…
no, tego.
Nie
mogłam tego wspominać, nie czując jednocześnie wykwitających na mojej twarzy
rumieńców.
Zachowywałam
się jak zakochana małolata, choć wcale nie byłam zakochana.
Prawda…?
Zastałam
przyjaciół w miejscu, o którym mówił Daniel. Nie zatrzymałam się jednak, aby z
nimi porozmawiać, sprostować to, co widzieli. Po prostu puściłam się sprintem w
stronę głównej bramy. Ograniczałam się jednak do ludzkiego tempa, także już po
chwili usłyszałam ich zdyszane oddechy tuż za sobą.
Dziś
na warcie stał David – ten sam Dzienny, który towarzyszył nam na moim
urodzinowym balu w rezydencji Richarda. Przykleiłam więc do twarzy uroczy
uśmiech, mając nadzieję, że on wystarczy, by przekonać go do otwarcia bramy i
wypuszczenia nas na zewnątrz.
–
Cześć, Cat. Co cię tu sprowadza o tej porze?
–
Te podstępne kreatury z tyłu wyciągnęły mnie na poranny jogging – oznajmiłam z
uśmiechem. – Pomyśleliśmy, że może…
–
Pozwolę wam pobiegać na zewnątrz? – zapytał strażnik, marszcząc brwi. – Cat,
nie sądzę…
–
Muszę się stad wyrwać – przerwałam mu. – Inaczej zwariuję.
–
A co jeśli…
Jezu,
czy ten facet nie umiał mówić inaczej niż monosylabami?
–
Myślisz, że oni pozwolą mi odbiec dalej niż na dwa metry od nich? – parsknęłam,
wskazując ruchem głowy na przyjaciół.
–
John mnie zabije – wysyczał przez zaciśnięte zęby David. Czułam jednak, że już
mam go w garści.
–
Najpierw niech skończy pieprzyć Marlene – mruknęłam, ku zdumieniu strażnika. –
Zdaj się na mnie, Dav. Biorę na siebie wszelkie obelgi.
Mężczyzna
wzniósł oczy do nieba i nacisnął guzik na pilocie, który miał dopięty do pęku
kluczy na szyi.
–
Zginę marnie. A ty razem ze mną, diable wcielony.
Odtańczyłam
krótki taniec radości i ponowiłam bieg. Żeby jednak nie przyprawić biednego,
naiwnego i cholernie uległego Davida o zawał, trzymałam się blisko przyjaciół.
–
Więc… – zaczęła Lydia, a ja domyśliłam się, do czego zmierza.
–
Ani słowa, Thompson – syknęłam ostrzegawczo.
–
A może, kochanie, zabierzesz Daniela… gdzieś? Sprawdźcie teren, Xav! – dodała
wampirzyca, domyśliłam się więc, że chłopak nie od razu załapał aluzję.
Ktoś
westchnął. Domyśliłam się, że to nasz doktorek.
–
Więc, Shane…
–
A spróbuj się tylko odezwać, Hoult, a nie żyjesz – warknął Daniel, wyprzedzając
mnie.
–
Myślę, że każdy sposób na wyładowanie seksualnego napięcia… – usłyszałam
jeszcze, zanim chłopcy zniknęli za zakrętem.
Zatrzymałam
się, więc i Lydia wytrąciła z prędkości. Znajdowałyśmy się na małej, słonecznej
polance porośniętej trawą i dzikimi kwiatami. Nie spodziewałam się tak
urokliwego miejsca w środku lasu.
–
Jak myślisz, dostanę swojego chłopaka w jednym kawałku? – zażartowała
wampirzyca, cała czerwona na twarzy po tak nietypowym dla niej wysiłku
fizycznym.
Usiadłam
na trawie, podciągając nogi pod siebie. Kiedy moje dresy nasiąknęły rosą,
zarumieniłam się lekko.
–
Ale się wszystko pochrzaniło, Kiełku – westchnęłam, bawiąc się źdźbłem.
Wampirzyca
przysiadła się do mnie. Wyglądała uroczo z aureolą promieni słonecznych odbitych
od jej cekinów. W tym otoczeniu nie dostrzegałam już strachu w jej błękitnych jak
niebo nad nami oczach.
–
To w łazience…
–
Które? – burknęłam, drąc swój kawałek trawy na mikroskopijnie małe kawałki.
–
Nie sądzisz, że to najlepsza pora, by wszystko… zakończyć?
Spojrzałam
na nią zdumiona.
–
Co chcesz przez to powiedzieć?
–
Nie zawsze koniec oznacza pożegnanie, kochanie – odparła, promiennie się uśmiechając.
Aparat na jej zębach zalśnił srebrnym blaskiem. – Mam na myśli to, ze może
najwyższy czas, by… by dać Danielowi szansę i wejść na wyższy poziom. Otworzyć
się na coś, co zadowoli was oboje.
Zaśmiałam
się gorzko.
–
Ja czuję się dobrze z tym, co mamy teraz.
Lydia
uniosła jedną brew.
–
Na pewno?
Przygryzłam
dolną wargę, ważąc w ustach krótkie, ale jakże ciężkie do wypowiedzenia na głos
słowo.
–
Nie – wyszeptałam, o dziwo czując niewyobrażalną ulgę. – Już dawno… dawno
przestało mi to wystarczać.
–
Nowy etap nie musi przekreślać waszej przyjaźni – przypomniała wampirzyca,
ściskając moją drżącą dłoń. – Daniel kochał cię i troszczył się o ciebie od
samego początku. Myślisz, że przestanie to robić, jeśli pozwolisz sobie się do
niego zbliżyć?
–
To nie tak, Kiełku – jęknęłam. – Ja po prostu… Nie wiem, co czeka mnie jutro.
Ba, ja nie wiem nawet, co może mnie spotkać za kilka godzin. Jak więc mogę
obiecać komuś coś tak długoterminowego jak… jak miłość? – dokończyłam zduszonym
głosem, nawet po tylu miesiącach nie dopuszczając do siebie myśli, że ktoś
naprawdę mógłby pokochać takiego potwora jak ja.
–
A może to wystarczający powód, by mu to podarować? By podarować samej sobie
trochę rutyny w tym popieprzonym, niepewnym świecie?
Zwiesiłam
ramiona, czując wszechogarniającą bezsilność.
–
Ja… Ja się boję, Lyd. Tak cholernie się boję – wyszeptałam, ukrywając twarz w
dłoniach.
Wampirzyca
zamknęła mnie w swoim ciepłym, leczniczym uścisku. Załkałam cicho, ukrywając
twarz w jej jasnych włosach.
–
Ty się boisz? – żachnęła się, czule głaszcząc mnie po plecach. – Moja Cat
Evans? O nie, nie kupuję tego.
–
Nie bądź wredna, Kiełku – mruknęłam. – To moja działka.
–
A wiesz, co jeszcze jest twoją działką? Rozmowa z Danielem. Zachowujecie się
jak dzieciaki z podstawówki, które poprzez końskie zaloty starają się zapewnić siebie
nawzajem o swoich uczuciach.
–
Kiedy on już nie chce ze mną rozmawiać – jęknęłam w ramię przyjaciółki. –
Jestem taka głupia, wszystko zepsułam.
–
Skoro słowa już nie wystarczają, postaw na czyny – oznajmiła Lydia, wstając. –
Poszukam chłopców. Damy wam z Xavem chwilę dla siebie. A spróbujcie ją tylko
zmarnować…
Zaśmiałam
się cicho, ocierając kątem dłoni łzy. Moja mała dziewczynka tak szybko
dorastała…
Kiedy
Lydia zniknęła między drzewami, wzięłam trzy głębokie wdechy, z których żaden
mnie nie uspokoił. Moje ręce na powrót zaczęły drżeć i się pocić. Czułam się co
najmniej głupio. Jakbym lada chwila miała wyjść za mąż albo zrobić coś równie
niedorzecznego.
A
to był tylko Daniel. Więcej nas łączyło niż dzieliło. Musiałam podołać.
I przypadkiem go nie zarzygać, bo
nudności powróciły ze zdwojoną siłą.
Nigdy
w życiu nie byłam prawdziwie zakochana. Nie wiedziałam nawet, czym ta miłość
była. Jedynie na przykładzie rodziców domyślałam się, że jest czymś naprawdę
pięknym i cennym. Skrycie marzyłam, by kiedyś spotkać kogoś takiego jak Mama:
szczerego, ciepłego i oddanego. Jak więc miałam się zorientować, że moim księciem z bajki był właśnie
Daniel – ten zdecydowanie najmniej delikatny osobnik w całej szkole? Od samego
początku nie potrafiliśmy pałać do siebie niczym innym jak nieuzasadnioną
wrogością. Traktowałam Shane’a jako rywala – a on odpłacał mi się tym samym.
Nic nie wskazywało na to, że ten sam chłopak, który dotychczas mieszał mnie z
błotem, z czasem stanie się moim współlokatorem, przyjacielem i osobistą,
najwygodniejszą na świecie poduszką.
Życie
naprawdę potrafiło być wredne i nieprzewidywalne.
Bywały
momenty, kiedy zaczynałam wątpić w sens swojej egzystencji, przyszłości i
przeznaczenia. Kiedy byłam tak przerażona, że zapominałam, jak się oddycha.
Spoglądałam wtedy na znajdującego się zawsze przy mnie Daniela i odzyskiwałam
wiarę w to, co najpiękniejsze. Chciałam czegoś więcej, niż byłam gotowa
przyjąć, już od chwili, kiedy dostrzegłam tę nikłą zmianę w jego oczach. To był
ten wieczór, kiedy powiedziałam mu o tym, co się stało z moją rodziną. I kiedy
to on otworzył się przede mną, mówiąc mi o Alisson. Kiedy to uświadomiłam
sobie, ze bezduszny Daniel Dupek Shane też ma uczucia.
Kiedy
to po raz pierwszy wpuściłam go nie tylko do swojego łóżka, ale też serca.
Otarłam
niewiadomego pochodzenia łzy i podniosłam wciąż lekko rozmyty wzrok. Daniel
stał na skraju polany i lustrował mnie uważnym, spokojnym spojrzeniem. Kiedy
dostrzegł, że mu się przyglądam, podszedł bliżej i usiadł naprzeciwko mnie. Nie
odezwał się, ale słowa były zbędne w tamtej chwili. Chciałam po prostu na niego
patrzeć. Patrzeć i modlić się, bym nie otworzyła ust i znowu czegoś nie
zepsuła.
Usta.
Zupełnie nieświadomie wyciągnęłam ku nim dłoń i musnęłam opuszkami palców swoje
wargi. Tyle rzeczy nimi robiłam, pomyślałam,
tylu rzeczy nimi smakowałam. Tymi
samymi ustami całowałam Daniela, a potem mu kłamałam, wmawiałam sobie, że nic
do niego nie czuję i jednocześnie obiecywałam, że uratuję go przed życiem w
wiecznym mroku. To z nich wylatywały słowa, które raniły nas oboje.
Moje
usta były przeklęte, a mimo wszystko on tak bardzo ich pragnął.
To
robiło się coraz bardziej nierealne.
–
Pewnie padnę trupem za to, co chcę zrobić, ale mam to gdzieś – wyszeptałam
drżącym głosem, wciąż obawiając się wagi moich słów.
–
A co chcesz zrobić? – zapytał, nieznacznie pochylając się w moją stronę.
–
Coś, na co mam ochotę już od rana. A właściwie od dnia, w którym poznałam
prawdziwego ciebie, nie tę rozpaczającą po śmierci Alisson powłokę.
–
Więc co to jest? Przed czym tak długo się wzbraniasz, księżniczko?
Przymknęłam
powieki, lekko się uśmiechając. Przez krótką chwilę rozkoszowałam się
promieniami słońca na skórze.
–
Nie lubię, kiedy mnie tak nazywasz – oznajmiłam, nie otwierając oczu.
–
A ja nie lubię, kiedy zaczynasz się zachowywać w ten sposób.
Spojrzałam
na niego jednym okiem.
–
Jaki?
–
Szalony. Jakbyś już postradała wszystkie zmysły i poddała się jej wpływom.
–
Och – wyrwało mi się. – Więc chyba już naprawdę sfiksowałam.
– Dlaczego?
– zapytał.
– Bo
chcę cię pocałować.
–
Och.
–
No właśnie.
–
Więc… – Daniel przełknął ślinę. – Dlaczego tego nie zrobisz?
–
Bo się boję.
–
Tego, że tym razem mój pocałunek naprawdę cię zabije?
Zamilkłam,
na moment wytrącona z rytmu. Właściwie to zapomniałam, że kiedy Daniel
pocałował mnie ostatnim razem, omal nie zginęłam.
–
Nie – odparłam, odzyskując rezon. – Boję się tego, co ze mną robisz.
Zapadła
cisza. Daniel odezwał się dopiero po zdającej się ciągnąć całą wieczność
chwili.
–
A co z tobą robię?
Wyciągnęłam
przed siebie dłoń. Przez krótką chwilę obserwowałam promienie słoneczne
tańczące na mojej bladej skórze.
–
Niszczysz mnie. Osłabiasz. I to wcale nie jest najgorsze.
–
A co jest?
Kolejne
sekundy umierały w moich ustach.
–
To, że mi się to podoba – odezwałam się w końcu, bojąc się zbyt mocno, by
podnieść na niego wzrok. – Lubię być przy tobie tą słabszą i mniej doskonałą
Cat Evans. Lubię… Lubię, kiedy to ty jesteś moją siłą.
Nie
miałam absolutnej pewności, ale Daniel chyba przestał oddychać. Albo to ja
zapomniałam o wydechu.
–
Dlaczego dopiero teraz mi to mówisz? – wyszeptał Shane zbolałym głosem. –
Dopiero co uwierzyłem, że nie potrafisz…
–
Potrafię – przerwałam mu. – I… I chcę.
Mnie
i Daniela dzieliły tylko centymetry. Nie wiedziałam dokładnie, kiedy znalazł
się tak blisko mnie. Ale nie chciałam, aby się odsuwał. Chwyciłam go za dłoń,
by mieć absolutną pewność, że tym razem to nie on będzie tym, który ucieknie.
–
Mam dość tego napięcia między nami – wyszeptałam. – Nie chcę, żebyśmy musieli zachowywać
się tak jak dotychczas, bo mnie brakuje odwagi, by wykonać pierwszy krok.
–
Boisz się? – Na jego wargach zaigrał delikatny uśmiech.
–
Jak nigdy w życiu – wyznałam.
–
To dobrze – oznajmił Daniel, pokonując ostatnie dzielące nas milimetry. – Bo ja
też.
Kiedy
jego usta złączyły się z moimi, poczułam się tak, jakbym po wielu latach wyczerpującej
tułaczki w końcu wróciła do domu.
***
*aUtorka nie ma siły na skomentowanie tego, co się
dzieje wyżej; obawia się, że przechodzi mini-zawał, szlochając jak kretynka w
kącie swojego pokoju*
Nie do końca orientująca się w sytuacji Klaudia99
Amazing ♡
OdpowiedzUsuńChyba na mnie się nie obrażasz, że piszę tylko to jedno słowo, nie?
Każdy rozdział bardzo mi się podoba, no i mama brak słów.
Jest kiss.
No i gitara.
To będzie mój jeden z ulubionych.
Czekam na next ♡
PS. Mam nadzieje, że jeszcze popiszemy ze sb. KC :*
it' s AMAZING! Nareszcie! Czekam na next.
OdpowiedzUsuńCudowny :3 Czekam na next z niecierpliwością *.*
OdpowiedzUsuńChwila… Przetwarzanie danych, opisów i emocji. W skrócie: muszę wyjść z szoku.
OdpowiedzUsuńOkej, więc po kolei, chociaż wszystko we mnie wyrywa się do samego końca rozdziału. Uprzedzam, że komentarz może być chaotyczny, ale sam nie wiedziałaś jak odnieść się do tej części, więc liczę na to, że mi wybaczysz *o*
…
Zaczęło się tak niewinnie, że co chwilę się śmiałam – uwielbiam to, że zawsze znajdziesz jakiś sposób na rozluźnienie atmosfery, tym bardziej, że Akademia Ciemności jest tak pełna różnych trudnych scen, że bez odrobiny humoru by się nie dało. Pomijając te wszystkie żarciki, sama scena z prysznicem i poranny jogging mnie rozbroiły. To wydawało się wręcz nierealne po tych wszystkich przygnębiających rzeczach, naprawdę.
Miałam ochotę coś rozwalić, kiedy Cat tak po prostu kazała mu się iść ubrać, chociaż… No kurczę, taka okazja! Jasne, boi się, co doskonale rozumiem, ale mimo wszystko nie dziwi mnie to, że Daniel poczuł się urażony. Odtrąca go i dopuszcza do siebie, raz za razem, naprzemiennie, wiec sam już nie wie, czego powinien oczekiwać. Można przy kimś trwać, wspierać i bezgranicznie kochać, ale jeśli w zamian otrzymuje się wyłącznie obojętność, można w którymś momencie mieć dość – to w zupełności naturalne, jak sądzę. Postępowanie Cat też rozumiem, ale podobnie jak Lydia jestem zaskoczona tym, że tak silna osoba mogłaby się bać.
Miałam ochotę już Ci coś zrobić za zakończenie tych ich rozmowy, ale ostatnia scena uratowała wszystko. Po raz kolejny Lydia zabłysła jako cudowna przyjaciółka, Xavier zresztą też, chociaż ten aż prosi się o kilka połamanych kości za te uwagi pod adresem Daniela. Złota rączka i takie uwagi? xD No cóż, najważniejsze jest to, że Catherine otworzyła się przynajmniej przed Lydią i nareszcie przyznała do tego, co czuje. A Kiełek ma rację – koniec nie zawsze jest zły, zresztą zwykle oznacza początek czegoś dobrego :3
Co ja się tutaj będę rozwodzić nad tym, co między nimi zaszło? Jestem szczęśliwa jak nie wiem co, bo teraz to już właściwie oficjalne – oni razem, Datherine… Czuję, że wkrótce wszystko się skomplikuje, poza tym niepokoi mnie to, co mi sugerowałaś w rozmowach, ale… na tę chwilę wolę nie spekulować. Czas pokaże, co tam wymyśliłaś, a na razie niech ta dwójka cieszy się sobą.
Pędzę czytać dalej, póki chęci i wena pozwalają na pisanie komentarzy :D
Nessa.
Hej :)
OdpowiedzUsuńJestem tu od wczoraj i doszłam już do tego rozdziału. Tak mnie wciągnęła ta historia że pochłonęłam 34 rozdziały jednym tchem z małymi przerwami na rzeczy, które każdy człowiek robić musi. To opowiadanie jest tak wspaniałe, zaskakujesz na każdym kroku, jestem zachwycona! Chciałabym kiedyś przeczytać to jeszcze raz ale w formie papierowej! :D Jest to historia do której chce się wracać! Jak zaczęłam czytać to od razu miałam w głowie film Akademia wampirów (książek jeszcze nie czytałam ale mam zamiar) no a potem moje ukochane Pamiętniki Wampirów. Uwielbiam Wampiry i opowieści o nich, Twoja historia jednak jest najlepsza jaką do tej pory czytałam :D Czytając miałam momenty żeby Cię udusić za nie które sytuacje, miałam momenty w których płakałam, nawet przekleństwo mi się wymsknęło. Pochłonęła mnie całkowicie ta opowieść, chcę więcej i więcej. Nie mogę się od niej oderwać !
Boję się co bd dalej z Cat... wiem że przyłączy się do nocnych, ale ja lubiąca szczęśliwe zakończenia liczę że jednak wszystko się ułoży i że znajdą sposób. Ten rozdział był tym rozdziałem na który czekałam od początku w końcu prawdziwy pocałunek między moimi ukochanymi bohaterami Cat i Daniele!!! Uwielbiam ich i relację jaka ich łączy... Te obietnice, które sobie złożyli...przerażają mnie...mam cichą nadzieję, że do spełnienia ich nie dojdzie...
Pozdrawiam
Shadow
Cześć! Bardzo cieszę się, że wpadłaś na AC. A już tym bardziej, że w tak ekspresowym tempie nadrobiłaś rozdziały. Nawet nie wiesz, jak wielką przyjemność mi sprawiłaś tym, że postanowiłaś się ujawnić i powiedzieć, co sądzisz. Dawno nie wchodziłam na Bloggera, a tu proszę, taka niespodzianka :)
UsuńCo do Akademii Wampirów... Fakt, stanowiła ona pewną inspirację do powstania mojej placówki. Catherine miała być postacią na wzór Rose - wyszło z tego, co wyszło, ale pierwotny zamysł był właśnie taki. A skoro nie czytałaś serii, to z całego serduszka polecam! Mogę Ci zaręczyć, że polubisz Adriana Iwaszkowa ;)
Pamiętniki oglądam, niestety nie czytałam, ale wkrótce to zmienię.
Dziękuję za opinię. Mam nadzieję, że dalsze perypetie Cat i Daniela również przypadną Ci do gustu!
Pozdrawiam!
K.