sobota, 14 maja 2016

Rozdział 35

Pojawiła się już na moim najnowszym blogu, ale nie mogłam się powstrzymać, by nie wrzucić jej i tu c:

"Uwięziona; tak bardzo zniszczona przez ten cały ból.
Jeśli zapytasz, nie będę wiedziała, od czego zacząć.
Złość, miłość, zmieszanie - drogi prowadzące donikąd.
Przyszłam do ciebie ze złamaną wiarą -
dałeś mi więcej niż rękę do potrzymania.
Złapałeś, nim upadłam na ziemię.
Powiedz, że jestem bezpieczna - teraz mnie masz.
Czy przejmiesz ster, jeśli stracę kontrolę?
Czy zaopiekujesz się złamaną duszą?
Czy przytulisz mnie teraz?
Czy zabierzesz mnie do domu...?"


Chyba nie umiem szukać gifów tak, żeby się nie zdradzić ;-;



Minął tydzień. Nie krótszy i nie mniej męczący od poprzedniego. I przy tym nie bardziej przyjemny. Daniel przez dwadzieścia cztery na siedem stroił fochy, jakby to on był w ciąży z naszym dzieckiem i wypruwał sobie żołądek, zwracając każdy posiłek niebędący kubkiem wampirycznej ARh+ do sedesu. 
Na wstępie wypadałoby zaznaczyć, że Ten na górze nie pstryknął palcami i w moim łonie nie pojawiła się żadna niepokalanie poczęta istotka. Nie było też możliwości, bym zaciążyła w „normalny” sposób. Swoje poranne mdłości – pieszczotliwie nazywane, bo nudności dzielnie trzymały się mnie przez cały dzień – zawdzięczałam tylko i wyłącznie Katerinie i jej chorobliwej pasji do utrudniania mi życia. Jakby już świat nie srał sam na siebie, ta musiała dorzucać mi swoje własne gówno.
Reasumując – ciąża nie wchodziła w grę. Xavier nawet był gotowy mnie przebadać, ale kiedy prawie mu przyłożyłam, Daniel oficjalnie oświadczył, że trzymał łapska przy sobie. No, łapska może nie, ale pozostały sprzęt
Zmień temat, Evans. Pogrążasz się.
Drogą dedukcji w końcu doszliśmy do tego że (nieśmieszny i niedwuznaczny dobór słów) że prawdopodobnie mój organizm w pełni przestawił się na „nocny tryb życia”, jakkolwiek dziwnie to nie brzmi. Nocni nie potrzebowali do życia normalnego jedzenia, więc i ja też. Już będąc na ludzkiej krwi mało jadłam, jednak dopiero teraz, kiedy przyszło mi całkowicie odstawić pączki i ukochaną kawę, połączyłam wątki. Z każdym dniem przybliżałam się do tego, przed czym wszyscy starali się mnie uchronić najbardziej. Przed czym ja sama próbowałam uciekać od samego początku.
A na temat czego już teraz nie potrafiłam jednoznacznie się wypowiedzieć.
Jeśli zaś chodziło o mnie i Cole’a, obyło się bez dramatów. Bo chociaż miałam ochotę zarzucić mu to czy tamto, nawet nie raczył wpaść. Chociaż cała szkoła plotkowała o moim stanie, a Cole zwykł być przy mnie, kiedy zaczynało robić się naprawdę dupnie, teraz nawet się nie odezwał. Wystarczyłby mi sms z pytaniem, jak się czuję. Nienawidziłam tego pytania, to fakt, ale byłam naprawdę zdesperowana, by nie stracić go na dobre. Był jedną z gorszych partii na sojusznika, ale nic nie mogłam poradzić na to, że sam wpieprzył mi się z buciorami w intymność. A teraz zniknął z mojego życia równie gwałtownie, co się w nim pojawił.
Poniekąd było tak jak dawniej, choć wyczuwałam wyraźny dystans moich przyjaciół. Danielowi dałam ku temu wyraźne powody. I chociaż serce mi się kroiło, doskonale rozumiałam jego zachowanie. A Lydia, choć nadal słodka i urocza, zaczęła zachowywać się inaczej, dziwniej. Zupełnie tak, jakby mnie unikała. Kiedy zaproponowałam jej całkowicie babski wieczór, przerażona zaczęła jąkać, że ma coś do roboty. I gdybym wtedy nie dostrzegła strachu w jej oczach, to wszystko może nie zabolałoby mnie tak bardzo.
Żeby więc nie zwariować, wróciłam do treningów. Bywało, że katowałam się zbyt mocno, rozdrażniając wciąż niezagojoną ranę. Nie robiłam tego specjalnie, ale ta prosta i wbrew pozorom bolesna czynność pozwalała mi pamiętać, że wciąż jestem w jakimś stopniu normalna. O ile masochizm oznaczał pełne zdrowie psychiczne.
Na nowo zaczęły nękać mnie koszmary. Daniel jednak ani razu nie położył się przy mnie, by mnie przytulić i pomóc odgonić wszelkie demony. Siadał zwykle na swojej kanapie, owijał kocem i kazał mi streszczać sen. To nie pomagało tak bardzo, jak jego ciepłe uściski, ale wciąż pocieszało, że przez swoją głupotę nie utraciłam go całkowicie.
Było dość wcześnie, kiedy do mojej wciąż śpiącej podświadomości zaczęły przebijać się odgłosy z otoczenia. Nie byłam stuprocentowo pewna, ale chyba słyszałam Lydię. Nie miałam jednak najmniejszego zamiaru, by to sprawdzać. Byłam po ciężkiej, niemalże bezsennej nocy i udało mi się przymknąć powieki dopiero nad ranem. Jeśli Lydia potrzebowała się wypłakać, mogła to zrobić na ramieniu Daniela.
Nie wiedziałam jednak, że moja przyjaciółka jest aż taką suką, by mnie budzić bladym świtem w sobotę.
– Caaaaatherine – zawyła, rzucając się na materac obok mnie. – Kooooochanie.
– Masz ruję, kociaku? Nie do mnie, tylko do Xava – wyjęczałam, naciągając na głowę poduszkę.
– Ruszaj swój zgrabny tyłek, Evans. Nie pora na żarty.
Westchnęłam w materac, powoli czując, że lada moment się uduszę. Wychyliłam się zza mojej bazy i spojrzałam na wampirzycę jednym okiem. I to na wpół otwartym, bo w sypialni było zdecydowanie zbyt jasno.
– A niby na co…? – Zanim zdążyła odpowiedzieć, parsknęłam. – Ja walę, czy ty masz na sobie dresy?
Różowe i cholernie błyszczące dzięki odbijającym promienie słoneczne cekinom, ale to wciąż były dresy. Nawet jeśli pożyczone z szafy Britney Spears z lat jej największej „świetności”.
– To najlepsza pora, by zacząć wypełniać moje postanowienie noworoczne – oznajmiła rozpromieniona Lydia.
Uniosłam się na łokciach, by spojrzeć na nią jak na przygłupa, którym w tym momencie niewątpliwie była.
– Lyd, Kiełku mój najdroższy, masz świadomość tego, że kończy się maj?
Wampirzyca tylko wzruszyła ramionami.
– Mam wciąż wystarczająco dużo czasu, by wyrobić sobie tyłek przed latem.
– Lyd – stęknęłam, na powrót zagrzebując się w pościeli. – Idź pomęczyć swojego gacha. Albo Daniela. On ma wprawę w dawaniu wycisku. Z miejsca odechce ci się biegania.
– Cieszę się, księżniczko, że moje metody nauczania wywarły na ciebie aż taki wpływ.
Zaskoczona tym, że po raz pierwszy od tygodnia nazwał mnie tym jednocześnie znienawidzonym i ukochanym pseudonimem, znów się podniosłam.
I zorientowałam się, że te dwie pokraki śmiejące nazywać się moimi najlepszymi przyjaciółmi spiskowali za moimi plecami.
Moja złość jednak nieco malała, kiedy przyglądałam się rozciągającemu się Shane’owi. Shane’owi świeżo po prysznicu. I w krótkich spodenkach.
Jezu, może jeszcze zaczniesz się ślinić, Evans?
– Uknuliście to? – wyburczałam. – Chcecie uprzykrzać mi życie?
– To tylko poranny jogging, Cat – mruknęła Lydia, próbując naśladować ćwiczenia Shane’a. Yep, szło jej to bardzo kiepsko. – Nic, czego byś nie przerabiała.
– Ale nie po nieprzespanej nocy i… – Spojrzałam na zegarek na biurku. Zdumiona aż rozdziawiłam usta. – To z przodu to szóstka?! Nawet cisza nocna się nie skończyła!
 – Kitty-Kat – jęknęła wyraźnie zirytowana Lydia, zdrobniając moje imię w sposób, do którego odwoływała się tylko w sytuacjach kryzysowych. – Kto tu ma fioletowe oczy?
– I kto może nam załatwić jogging po lesie? – dodał Daniel, uśmiechając się kusząco.
Halo, podmienili mi strażnika! Gdzie jest ten Daniel, który to przez ostatnie siedem dni ledwo oddychał tym samym powietrzem, co ja?
– Po lesie? – prychnęłam. – Wasza wyobraźnia mnie przeraża. Nikt nie wypuści mnie poza mury Akademii.
– Przyda ci się zmiana otoczenia, Catherine – wtrącił nowy głos.
Omal się nie poplułam na widok ubranego w dresy Xaviera.
– Powiedzcie, że ja jeszcze śpię!
Chłopcy spojrzeli po sobie w sposób, którego nie znosiłam. Jeszcze bardziej jednak nie spodobały mi się uśmiechy, którymi się wymienili.
Nie minęła sekunda, a jeden z nich ściągnął ze mnie kołdrę, po czym drugi przerzucił sobie przez ramię. Nie wiem jakim cudem, ale znowu znalazłam się zbyt blisko Daniela. Konkretnie to miałam widok na jego tyłek. Seksowny nawet z tej perspektywy.
Ugh!
– Puszczaj mnie, ty psychopato! – wrzasnęłam, wierzgając nogami. Na moje nieszczęście, Daniel zdawał sobie sprawę z siły moich ciosów i nie zamierzał na nie w żaden sposób zareagować.
No, poza tym, że dostałam klapsa.
I to wszystko o szóstej rano w sobotę. Takie rzeczy tylko w Akademii dla obłąkanych sobowtórów Kateriny Iwanow.
– Pójdziesz z nami pobiegać? – zaśmiała się Lydia.
– Tak. Jak się wyśpię.
– Mogę zaserwować ci pobudkę i zabierzemy się za to od razu – podsunął Daniel, zmierzając ze mną na rękach w stronę łazienki.
– Nie! Jezu, nie! Shane! – zapiałam. – Ty chory… Aaaa! No, Daniel, cholero, nie!
Nadal jeszcze nie wiedząc, co mnie czeka, wylądowałam tyłkiem w brodziku.
Z wściekłością zadarłam głowę do góry, by spojrzeć na mojego oprawcę i zmieszać go z błotem za tak bestialskie traktowanie sobowtóra Iwanówny. Jednak wszelkie obelgi wyparowały z mojej głowy, kiedy dostrzegłam, że Daniel dzierży w dłoni słuchawkę prysznica.
– Ty chyba nie chcesz…
Nie dane mi było dokończyć. Lodowaty strumień wody odbił się od mojego brzucha i uderzył mnie w twarz. Moje ubranie – jedynie cieniutka koszulka i spodenki – natychmiast namokło, przytwierdzając mnie swoim ciężarem do ścianki kabiny. Zaczęłam drżeć, nie tylko z zimna. Przemawiała przeze mnie zarówno wściekłość jak i… rozbawienie.
– Daniel! – pisnęłam, chichocząc nerwowo. – Shane, ty dupku! No już wystarczy! Aaa!
Wstałam szybko i wcisnęłam się w narożnik kabiny prysznicowej, mając nadzieję, że tam strumień zimnej wody mnie nie trafi. Niestety – trafił.
– Pójdziesz z nami pobiegać? – zachichotała Lydia, która musiała przyglądać się całej tej akcji wraz ze swoim chłopakiem.
– Tak! – wrzasnęłam, obejmując się ramionami, po chwili dochodząc do wniosku, że tego typu działania w marnym stopniu bronią mnie przed chłodnym strumieniem wody, odbijającym się rykoszetem od ścianek kabiny. – Tylko zabierzcie mu to cholerstwo! No już, Shane! Jestem czysta, rozbudzona i wściekła jak cholera!
Chociaż woda ze słuchawki przestała lecieć, ja wciąż szczękałam zębami, dalej wciskając się w narożnik i pozwalając, by nagromadzona na moim ciele i ubraniu woda skapywała do odpływu.
– Nienawidzę was. – Musiało zabrzmieć to niezbyt apodyktycznie, bo przyjaciele tylko się roześmiali. – Wszystkich was pozabijam. Prędzej czy później.
Spojrzałam na Daniela, który nadal dzierżył w dłoni słuchawkę. Uśmiechnął się do mnie w sposób, który z miejsca znienawidziłam.
– Przebierz się, słoneczko. Masz dziesięć minut.
Pokazałam mu środkowy palec i dźgnęłam się do pionu. Lydia i Xavier już wyszli z łazienki. Słyszałam jak chichoczą w pokoju obok. Daniel skierował się w stronę drzwi, by do nich dołączyć i dać mi chwilę na ogarnięcie się.
Że niby mam pozwolić, żeby to mu się upiekło?
– Danielu? – wyszeptałam, dzwoniąc przy tym zębami.
Odwrócił się i zlustrował mnie rozbawionym spojrzeniem. Sięgnął po wiszący przy drzwiach ręcznik i znów znalazł się przy mnie.
– Co tam, kochanie? Zmieniasz się w syrenkę?
Nie tracąc ani chwili, rzuciłam mu się na szyję.
– Nigdy nie wydawałeś mi się gorętszy – oznajmiłam, wsuwając swoje skostniałe palce pod jego bluzę.
Shane krzyknął zaskoczony i zachwiał się lekko, wpadając ze mną w ramionach do brodzika. Żeby nie stracić równowagi na mokrej nawierzchni, docisnął mnie do ściany, podczas gdy ja mocniej objęłam go nogami w pasie. Dodatkowo przywarłam do niego całym swoim mokrym, zziębniętym ciałem.
Obmyślając plan zemsty, nie przeszło mi przez myśl, że mój ruch postawi nas w tak intymnej sytuacji.
Momentalnie zrobiło mi się gorąco. Odgarnęłam z czoła zbłąkany, mokry kosmyk, nie przerywając z Danielem kontaktu wzrokowego. Otworzyłam usta, chcąc coś powiedzieć, może przeprosić i poprosić, żeby mnie puścił, ale nie potrafiłam wykrzesać energii na coś tak przyziemnego.
– Masz sine wargi – wychrypiał Daniel, przełykając ślinę.
Z powrotem zacisnęłam usta, by przypadkiem nie zasugerować mu, w jaki sposób może je rozgrzać.
Czas stanął w miejscu. Tak jak dotychczas byłam skłonna wszystko analizować, teraz porzuciłam w cholerę wszelkie próby zachowania się racjonalnie. Zatraciłam się w tych drobnych kwestiach; tych które nie wymagały ode mnie zbytniego myślenia. Znaczenia nabrał dla mnie ciepły oddech Daniela, muskający mój mokry dekolt, krople wody, które spływały z moich włosów tylko po to, by wylądować na jego wilgotnej koszulce. Jego lśniące, czarne oczy i twarde mięśnie dociskane do mojego skostniałego, drobnego ciałka. To, że Daniel był równie przemoczony co ja, a wrząca w nim krew sprawiła, że się rumieniłam. Nie dlatego, że miałam ochotę zatopić kły w jego karku i skosztować posoki, do której wzdychałam po nocach. A dlatego, że miałam ochotę na coś jeszcze intymniejszego. Na coś, przed czym do tej pory tak namiętnie się wzbraniałam.
Z dziwnego letargu wybił mnie chichot i trzask zamykanych drzwi. Jęknęłam, uświadamiając sobie, że Xav i Lydia wszystko widzieli i wyszli, by dać nam nieco prywatności.
– Czemu to zrobiłaś? – zapytał ściśniętym z emocji głosem Daniel. – Teraz i ja jestem cały mokry.
– Zemsta, mój drogi – wyjaśniłam, nagle speszona siłą jego spojrzenia. – Zemsta.
Daniel oderwał wzrok od moich oczu i przesunął nim po reszcie mojego ciała. Wciąż mokrym i drżącym. Wciąż tak bardzo nagim. Niestety miałam świadomość tego, jak wygląda w jego oczach czarny stanik prześwitujący spod mokrej, białej bluzki. W tamtym momencie mogłam myśleć jednak tylko o tym, że wczoraj prawie pozbyłam się biustonosza. Dziękowałam sobie, że wybiłam sobie ten pomysł z głowy.
– Myślę, że powinniśmy… – urwałam, chcąc za wszelką cenę zagłuszyć podstępny głosik, który sugerował, byśmy przemieścili się do sypialni.
Daniel przełknął ślinę. Przez chwilę jak urzeczona przypatrywałam się ruchom jego jabłka Adama.
– Tak?
– Przebrać się – dopowiedziałam, mając ochotę się za to spoliczkować. – I… I dołączyć do przyjaciół.
– Nie wiem, czy będę potrafił biegać w tym stanie – oznajmił Daniel, zsuwając dłonie z moich bioder na pośladki.
Zdusiłam pełne rozkoszy westchnienie.
– Ty, Daniel Idealny Shane, wpadniesz na drzewo?
– Chyba mamy dziś dzień cudów.
Kiedy uświadomiłam sobie, co robię – że mokra i drżąca flirtuję z osobą, która wywołuje u mnie tak sprzeczne emocje – zaklęłam siarczyście i oparłam dłonie na piersi Shane’a, delikatnie go od siebie odpychając.
– Idź się przebierz – wyszeptałam, czując, jak Daniel napina się, słysząc moje słowa. – Potrzebujemy… przestrzeni.
Kiedy moje nogi dotknęły ziemi, zapomniałam, jak utrzymywało się ciało w pionie.
Ja… – Daniel podrapał się po karku. – Znajdziesz nas. Będziemy rozgrzewać się na dziedzińcu.
Wystąpiłam krok wprzód, kiedy zaczął odchodzić.
– Danielu…
Nawet się nie odwrócił.
– Nie, Catherine. Błagam cię, nie mów już nic więcej.


Chociaż moje włosy były już suche i upięte w koński ogon, a ubrania przestały być wyzywające i więcej zakrywały, wyszłam na korytarz. Nadal jednak miałam w głowie jedną wielką pustkę. Myślałam jednocześnie o wszystkim i o niczym. A górę lodową moich zmartwień wieńczyły czarne, lśniące oczy.
Byłam głupia, wmawiając sobie, że Daniel jest dla mnie tylko przyjacielem. Cole również nim był – przynajmniej do czasu – ale on nie działał na mnie w ten sposób. Przynajmniej już nie.
Czym był ten sposób? I dlaczego na samo wspomnienie nieznanego bytu zalewałam się szkarłatem?
Rozpięłam bluzę, czując, że robi mi się gorąco.
Schodziłam na dół ślamazarnie, bo wciąż bałam się spojrzeć Shane’owi w oczy. Wielokrotnie już pozwalałam, by mnie obejmował. Jednak jeszcze nigdy nie było między nami… no, tego.
Nie mogłam tego wspominać, nie czując jednocześnie wykwitających na mojej twarzy rumieńców.
Zachowywałam się jak zakochana małolata, choć wcale nie byłam zakochana.
Prawda…?
Zastałam przyjaciół w miejscu, o którym mówił Daniel. Nie zatrzymałam się jednak, aby z nimi porozmawiać, sprostować to, co widzieli. Po prostu puściłam się sprintem w stronę głównej bramy. Ograniczałam się jednak do ludzkiego tempa, także już po chwili usłyszałam ich zdyszane oddechy tuż za sobą.
Dziś na warcie stał David – ten sam Dzienny, który towarzyszył nam na moim urodzinowym balu w rezydencji Richarda. Przykleiłam więc do twarzy uroczy uśmiech, mając nadzieję, że on wystarczy, by przekonać go do otwarcia bramy i wypuszczenia nas na zewnątrz.
– Cześć, Cat. Co cię tu sprowadza o tej porze?
– Te podstępne kreatury z tyłu wyciągnęły mnie na poranny jogging – oznajmiłam z uśmiechem. – Pomyśleliśmy, że może…
– Pozwolę wam pobiegać na zewnątrz? – zapytał strażnik, marszcząc brwi. – Cat, nie sądzę…
– Muszę się stad wyrwać – przerwałam mu. – Inaczej zwariuję.
– A co jeśli…
Jezu, czy ten facet nie umiał mówić inaczej niż monosylabami?
– Myślisz, że oni pozwolą mi odbiec dalej niż na dwa metry od nich? – parsknęłam, wskazując ruchem głowy na przyjaciół.
– John mnie zabije – wysyczał przez zaciśnięte zęby David. Czułam jednak, że już mam go w garści.
– Najpierw niech skończy pieprzyć Marlene – mruknęłam, ku zdumieniu strażnika. – Zdaj się na mnie, Dav. Biorę na siebie wszelkie obelgi.
Mężczyzna wzniósł oczy do nieba i nacisnął guzik na pilocie, który miał dopięty do pęku kluczy na szyi.
– Zginę marnie. A ty razem ze mną, diable wcielony.
Odtańczyłam krótki taniec radości i ponowiłam bieg. Żeby jednak nie przyprawić biednego, naiwnego i cholernie uległego Davida o zawał, trzymałam się blisko przyjaciół.
– Więc… – zaczęła Lydia, a ja domyśliłam się, do czego zmierza.
– Ani słowa, Thompson – syknęłam ostrzegawczo.
– A może, kochanie, zabierzesz Daniela… gdzieś? Sprawdźcie teren, Xav! – dodała wampirzyca, domyśliłam się więc, że chłopak nie od razu załapał aluzję.
Ktoś westchnął. Domyśliłam się, że to nasz doktorek.
– Więc, Shane…
– A spróbuj się tylko odezwać, Hoult, a nie żyjesz – warknął Daniel, wyprzedzając mnie.
– Myślę, że każdy sposób na wyładowanie seksualnego napięcia… – usłyszałam jeszcze, zanim chłopcy zniknęli za zakrętem.
Zatrzymałam się, więc i Lydia wytrąciła z prędkości. Znajdowałyśmy się na małej, słonecznej polance porośniętej trawą i dzikimi kwiatami. Nie spodziewałam się tak urokliwego miejsca w środku lasu.
– Jak myślisz, dostanę swojego chłopaka w jednym kawałku? – zażartowała wampirzyca, cała czerwona na twarzy po tak nietypowym dla niej wysiłku fizycznym.
Usiadłam na trawie, podciągając nogi pod siebie. Kiedy moje dresy nasiąknęły rosą, zarumieniłam się lekko.
– Ale się wszystko pochrzaniło, Kiełku – westchnęłam, bawiąc się źdźbłem.
Wampirzyca przysiadła się do mnie. Wyglądała uroczo z aureolą promieni słonecznych odbitych od jej cekinów. W tym otoczeniu nie dostrzegałam już strachu w jej błękitnych jak niebo nad nami oczach.
– To w łazience…
– Które? – burknęłam, drąc swój kawałek trawy na mikroskopijnie małe kawałki.
– Nie sądzisz, że to najlepsza pora, by wszystko… zakończyć?
Spojrzałam na nią zdumiona.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– Nie zawsze koniec oznacza pożegnanie, kochanie – odparła, promiennie się uśmiechając. Aparat na jej zębach zalśnił srebrnym blaskiem. – Mam na myśli to, ze może najwyższy czas, by… by dać Danielowi szansę i wejść na wyższy poziom. Otworzyć się na coś, co zadowoli was oboje.
Zaśmiałam się gorzko.
– Ja czuję się dobrze z tym, co mamy teraz.
Lydia uniosła jedną brew.
– Na pewno?
Przygryzłam dolną wargę, ważąc w ustach krótkie, ale jakże ciężkie do wypowiedzenia na głos słowo.
– Nie – wyszeptałam, o dziwo czując niewyobrażalną ulgę. – Już dawno… dawno przestało mi to wystarczać.
– Nowy etap nie musi przekreślać waszej przyjaźni – przypomniała wampirzyca, ściskając moją drżącą dłoń. – Daniel kochał cię i troszczył się o ciebie od samego początku. Myślisz, że przestanie to robić, jeśli pozwolisz sobie się do niego zbliżyć?
– To nie tak, Kiełku – jęknęłam. – Ja po prostu… Nie wiem, co czeka mnie jutro. Ba, ja nie wiem nawet, co może mnie spotkać za kilka godzin. Jak więc mogę obiecać komuś coś tak długoterminowego jak… jak miłość? – dokończyłam zduszonym głosem, nawet po tylu miesiącach nie dopuszczając do siebie myśli, że ktoś naprawdę mógłby pokochać takiego potwora jak ja.
– A może to wystarczający powód, by mu to podarować? By podarować samej sobie trochę rutyny w tym popieprzonym, niepewnym świecie?
Zwiesiłam ramiona, czując wszechogarniającą bezsilność.
– Ja… Ja się boję, Lyd. Tak cholernie się boję – wyszeptałam, ukrywając twarz w dłoniach.
Wampirzyca zamknęła mnie w swoim ciepłym, leczniczym uścisku. Załkałam cicho, ukrywając twarz w jej jasnych włosach.
– Ty się boisz? – żachnęła się, czule głaszcząc mnie po plecach. – Moja Cat Evans? O nie, nie kupuję tego.
– Nie bądź wredna, Kiełku – mruknęłam. – To moja działka.
– A wiesz, co jeszcze jest twoją działką? Rozmowa z Danielem. Zachowujecie się jak dzieciaki z podstawówki, które poprzez końskie zaloty starają się zapewnić siebie nawzajem o swoich uczuciach.
– Kiedy on już nie chce ze mną rozmawiać – jęknęłam w ramię przyjaciółki. – Jestem taka głupia, wszystko zepsułam.
– Skoro słowa już nie wystarczają, postaw na czyny  oznajmiła Lydia, wstając. – Poszukam chłopców. Damy wam z Xavem chwilę dla siebie. A spróbujcie ją tylko zmarnować…
Zaśmiałam się cicho, ocierając kątem dłoni łzy. Moja mała dziewczynka tak szybko dorastała…
Kiedy Lydia zniknęła między drzewami, wzięłam trzy głębokie wdechy, z których żaden mnie nie uspokoił. Moje ręce na powrót zaczęły drżeć i się pocić. Czułam się co najmniej głupio. Jakbym lada chwila miała wyjść za mąż albo zrobić coś równie niedorzecznego.
A to był tylko Daniel. Więcej nas łączyło niż dzieliło. Musiałam podołać.
I przypadkiem go nie zarzygać, bo nudności powróciły ze zdwojoną siłą.
Nigdy w życiu nie byłam prawdziwie zakochana. Nie wiedziałam nawet, czym ta miłość była. Jedynie na przykładzie rodziców domyślałam się, że jest czymś naprawdę pięknym i cennym. Skrycie marzyłam, by kiedyś spotkać kogoś takiego jak Mama: szczerego, ciepłego i oddanego. Jak więc miałam się zorientować, że moim księciem z bajki był właśnie Daniel – ten zdecydowanie najmniej delikatny osobnik w całej szkole? Od samego początku nie potrafiliśmy pałać do siebie niczym innym jak nieuzasadnioną wrogością. Traktowałam Shane’a jako rywala – a on odpłacał mi się tym samym. Nic nie wskazywało na to, że ten sam chłopak, który dotychczas mieszał mnie z błotem, z czasem stanie się moim współlokatorem, przyjacielem i osobistą, najwygodniejszą na świecie poduszką.
Życie naprawdę potrafiło być wredne i nieprzewidywalne.
Bywały momenty, kiedy zaczynałam wątpić w sens swojej egzystencji, przyszłości i przeznaczenia. Kiedy byłam tak przerażona, że zapominałam, jak się oddycha. Spoglądałam wtedy na znajdującego się zawsze przy mnie Daniela i odzyskiwałam wiarę w to, co najpiękniejsze. Chciałam czegoś więcej, niż byłam gotowa przyjąć, już od chwili, kiedy dostrzegłam tę nikłą zmianę w jego oczach. To był ten wieczór, kiedy powiedziałam mu o tym, co się stało z moją rodziną. I kiedy to on otworzył się przede mną, mówiąc mi o Alisson. Kiedy to uświadomiłam sobie, ze bezduszny Daniel Dupek Shane też ma uczucia.
Kiedy to po raz pierwszy wpuściłam go nie tylko do swojego łóżka, ale też serca.
Otarłam niewiadomego pochodzenia łzy i podniosłam wciąż lekko rozmyty wzrok. Daniel stał na skraju polany i lustrował mnie uważnym, spokojnym spojrzeniem. Kiedy dostrzegł, że mu się przyglądam, podszedł bliżej i usiadł naprzeciwko mnie. Nie odezwał się, ale słowa były zbędne w tamtej chwili. Chciałam po prostu na niego patrzeć. Patrzeć i modlić się, bym nie otworzyła ust i znowu czegoś nie zepsuła.
Usta. Zupełnie nieświadomie wyciągnęłam ku nim dłoń i musnęłam opuszkami palców swoje wargi. Tyle rzeczy nimi robiłam, pomyślałam, tylu rzeczy nimi smakowałam. Tymi samymi ustami całowałam Daniela, a potem mu kłamałam, wmawiałam sobie, że nic do niego nie czuję i jednocześnie obiecywałam, że uratuję go przed życiem w wiecznym mroku. To z nich wylatywały słowa, które raniły nas oboje.
Moje usta były przeklęte, a mimo wszystko on tak bardzo ich pragnął.
To robiło się coraz bardziej nierealne.
– Pewnie padnę trupem za to, co chcę zrobić, ale mam to gdzieś – wyszeptałam drżącym głosem, wciąż obawiając się wagi moich słów.
– A co chcesz zrobić? – zapytał, nieznacznie pochylając się w moją stronę.
– Coś, na co mam ochotę już od rana. A właściwie od dnia, w którym poznałam prawdziwego ciebie, nie tę rozpaczającą po śmierci Alisson powłokę.
– Więc co to jest? Przed czym tak długo się wzbraniasz, księżniczko?
Przymknęłam powieki, lekko się uśmiechając. Przez krótką chwilę rozkoszowałam się promieniami słońca na skórze.
– Nie lubię, kiedy mnie tak nazywasz – oznajmiłam, nie otwierając oczu.
– A ja nie lubię, kiedy zaczynasz się zachowywać w ten sposób.
Spojrzałam na niego jednym okiem.
– Jaki?
– Szalony. Jakbyś już postradała wszystkie zmysły i poddała się jej wpływom.
– Och – wyrwało mi się. – Więc chyba już naprawdę sfiksowałam.
Dlaczego? – zapytał.
Bo chcę cię pocałować.
– Och.
– No właśnie.
– Więc… – Daniel przełknął ślinę. – Dlaczego tego nie zrobisz?
– Bo się boję.
– Tego, że tym razem mój pocałunek naprawdę cię zabije?
Zamilkłam, na moment wytrącona z rytmu. Właściwie to zapomniałam, że kiedy Daniel pocałował mnie ostatnim razem, omal nie zginęłam.
– Nie – odparłam, odzyskując rezon. – Boję się tego, co ze mną robisz.
Zapadła cisza. Daniel odezwał się dopiero po zdającej się ciągnąć całą wieczność chwili.
– A co z tobą robię?
Wyciągnęłam przed siebie dłoń. Przez krótką chwilę obserwowałam promienie słoneczne tańczące na mojej bladej skórze.
– Niszczysz mnie. Osłabiasz. I to wcale nie jest najgorsze.
– A co jest?
Kolejne sekundy umierały w moich ustach.
– To, że mi się to podoba – odezwałam się w końcu, bojąc się zbyt mocno, by podnieść na niego wzrok. – Lubię być przy tobie tą słabszą i mniej doskonałą Cat Evans. Lubię… Lubię, kiedy to ty jesteś moją siłą.
Nie miałam absolutnej pewności, ale Daniel chyba przestał oddychać. Albo to ja zapomniałam o wydechu.
– Dlaczego dopiero teraz mi to mówisz? – wyszeptał Shane zbolałym głosem. – Dopiero co uwierzyłem, że nie potrafisz…
– Potrafię – przerwałam mu. – I… I chcę.
Mnie i Daniela dzieliły tylko centymetry. Nie wiedziałam dokładnie, kiedy znalazł się tak blisko mnie. Ale nie chciałam, aby się odsuwał. Chwyciłam go za dłoń, by mieć absolutną pewność, że tym razem to nie on będzie tym, który ucieknie.
– Mam dość tego napięcia między nami – wyszeptałam. – Nie chcę, żebyśmy musieli zachowywać się tak jak dotychczas, bo mnie brakuje odwagi, by wykonać pierwszy krok.
– Boisz się? – Na jego wargach zaigrał delikatny uśmiech.
– Jak nigdy w życiu – wyznałam.
– To dobrze – oznajmił Daniel, pokonując ostatnie dzielące nas milimetry. – Bo ja też.
Kiedy jego usta złączyły się z moimi, poczułam się tak, jakbym po wielu latach wyczerpującej tułaczki w końcu wróciła do domu.


***

*aUtorka nie ma siły na skomentowanie tego, co się dzieje wyżej; obawia się, że przechodzi mini-zawał, szlochając jak kretynka w kącie swojego pokoju*

Nie do końca orientująca się w sytuacji Klaudia99














6 komentarzy:

  1. Amazing ♡
    Chyba na mnie się nie obrażasz, że piszę tylko to jedno słowo, nie?
    Każdy rozdział bardzo mi się podoba, no i mama brak słów.
    Jest kiss.
    No i gitara.
    To będzie mój jeden z ulubionych.
    Czekam na next ♡

    PS. Mam nadzieje, że jeszcze popiszemy ze sb. KC :*

    OdpowiedzUsuń
  2. it' s AMAZING! Nareszcie! Czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny :3 Czekam na next z niecierpliwością *.*

    OdpowiedzUsuń
  4. Chwila… Przetwarzanie danych, opisów i emocji. W skrócie: muszę wyjść z szoku.
    Okej, więc po kolei, chociaż wszystko we mnie wyrywa się do samego końca rozdziału. Uprzedzam, że komentarz może być chaotyczny, ale sam nie wiedziałaś jak odnieść się do tej części, więc liczę na to, że mi wybaczysz *o*

    Zaczęło się tak niewinnie, że co chwilę się śmiałam – uwielbiam to, że zawsze znajdziesz jakiś sposób na rozluźnienie atmosfery, tym bardziej, że Akademia Ciemności jest tak pełna różnych trudnych scen, że bez odrobiny humoru by się nie dało. Pomijając te wszystkie żarciki, sama scena z prysznicem i poranny jogging mnie rozbroiły. To wydawało się wręcz nierealne po tych wszystkich przygnębiających rzeczach, naprawdę.
    Miałam ochotę coś rozwalić, kiedy Cat tak po prostu kazała mu się iść ubrać, chociaż… No kurczę, taka okazja! Jasne, boi się, co doskonale rozumiem, ale mimo wszystko nie dziwi mnie to, że Daniel poczuł się urażony. Odtrąca go i dopuszcza do siebie, raz za razem, naprzemiennie, wiec sam już nie wie, czego powinien oczekiwać. Można przy kimś trwać, wspierać i bezgranicznie kochać, ale jeśli w zamian otrzymuje się wyłącznie obojętność, można w którymś momencie mieć dość – to w zupełności naturalne, jak sądzę. Postępowanie Cat też rozumiem, ale podobnie jak Lydia jestem zaskoczona tym, że tak silna osoba mogłaby się bać.
    Miałam ochotę już Ci coś zrobić za zakończenie tych ich rozmowy, ale ostatnia scena uratowała wszystko. Po raz kolejny Lydia zabłysła jako cudowna przyjaciółka, Xavier zresztą też, chociaż ten aż prosi się o kilka połamanych kości za te uwagi pod adresem Daniela. Złota rączka i takie uwagi? xD No cóż, najważniejsze jest to, że Catherine otworzyła się przynajmniej przed Lydią i nareszcie przyznała do tego, co czuje. A Kiełek ma rację – koniec nie zawsze jest zły, zresztą zwykle oznacza początek czegoś dobrego :3
    Co ja się tutaj będę rozwodzić nad tym, co między nimi zaszło? Jestem szczęśliwa jak nie wiem co, bo teraz to już właściwie oficjalne – oni razem, Datherine… Czuję, że wkrótce wszystko się skomplikuje, poza tym niepokoi mnie to, co mi sugerowałaś w rozmowach, ale… na tę chwilę wolę nie spekulować. Czas pokaże, co tam wymyśliłaś, a na razie niech ta dwójka cieszy się sobą.
    Pędzę czytać dalej, póki chęci i wena pozwalają na pisanie komentarzy :D

    Nessa.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej :)

    Jestem tu od wczoraj i doszłam już do tego rozdziału. Tak mnie wciągnęła ta historia że pochłonęłam 34 rozdziały jednym tchem z małymi przerwami na rzeczy, które każdy człowiek robić musi. To opowiadanie jest tak wspaniałe, zaskakujesz na każdym kroku, jestem zachwycona! Chciałabym kiedyś przeczytać to jeszcze raz ale w formie papierowej! :D Jest to historia do której chce się wracać! Jak zaczęłam czytać to od razu miałam w głowie film Akademia wampirów (książek jeszcze nie czytałam ale mam zamiar) no a potem moje ukochane Pamiętniki Wampirów. Uwielbiam Wampiry i opowieści o nich, Twoja historia jednak jest najlepsza jaką do tej pory czytałam :D Czytając miałam momenty żeby Cię udusić za nie które sytuacje, miałam momenty w których płakałam, nawet przekleństwo mi się wymsknęło. Pochłonęła mnie całkowicie ta opowieść, chcę więcej i więcej. Nie mogę się od niej oderwać !
    Boję się co bd dalej z Cat... wiem że przyłączy się do nocnych, ale ja lubiąca szczęśliwe zakończenia liczę że jednak wszystko się ułoży i że znajdą sposób. Ten rozdział był tym rozdziałem na który czekałam od początku w końcu prawdziwy pocałunek między moimi ukochanymi bohaterami Cat i Daniele!!! Uwielbiam ich i relację jaka ich łączy... Te obietnice, które sobie złożyli...przerażają mnie...mam cichą nadzieję, że do spełnienia ich nie dojdzie...

    Pozdrawiam
    Shadow

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć! Bardzo cieszę się, że wpadłaś na AC. A już tym bardziej, że w tak ekspresowym tempie nadrobiłaś rozdziały. Nawet nie wiesz, jak wielką przyjemność mi sprawiłaś tym, że postanowiłaś się ujawnić i powiedzieć, co sądzisz. Dawno nie wchodziłam na Bloggera, a tu proszę, taka niespodzianka :)
      Co do Akademii Wampirów... Fakt, stanowiła ona pewną inspirację do powstania mojej placówki. Catherine miała być postacią na wzór Rose - wyszło z tego, co wyszło, ale pierwotny zamysł był właśnie taki. A skoro nie czytałaś serii, to z całego serduszka polecam! Mogę Ci zaręczyć, że polubisz Adriana Iwaszkowa ;)
      Pamiętniki oglądam, niestety nie czytałam, ale wkrótce to zmienię.
      Dziękuję za opinię. Mam nadzieję, że dalsze perypetie Cat i Daniela również przypadną Ci do gustu!

      Pozdrawiam!
      K.

      Usuń