Aqualung & Lucy Schwartz- Cold
" Bóg, jego kapłani i jego królowe.
Wszyscy czekali i będą czekać na swój koniec.
Zawieszeni między niebem a piekłem.
Gdzie tańczą znowu i znowu, i znowu..."
" Bóg, jego kapłani i jego królowe.
Wszyscy czekali i będą czekać na swój koniec.
Zawieszeni między niebem a piekłem.
Gdzie tańczą znowu i znowu, i znowu..."
Rano obudziłam się w łóżku sama, czego nie
wzięłam za dobry znak. I miałam całkowitą rację. Daniel już od jakiegoś czasu
był ubrany i gotowy do pracy. A na dodatek zamknięty w sobie i uszczypliwy jak
zwykle. Chciał się dalej bawić w kotka i myszkę, nie ma sprawy. Miał to jak w
banku.
- No już, zabieraj te szmaty i idź się
ubrać - warknął, wychodząc na balkon, by odpalić papierosa.
Tak,
idź sobie pofolgować. Może ci przejdzie.
Poganiana przez Daniela uwinęłam się w pół
godziny. Nie dość, że nie wypiłam kawy, to jeszcze spędziłam w mojej wspaniałej łazience
tak mało czasu. Z miejsca i mój humor uległ pogorszeniu.
- Rusz się, Evans - marudził Daniel. - Nie
zamierzam spędzić z tobą całego dnia.
- Tego raczej nie da się obejść -
mruknęłam z gumką do włosów w zębach.
Podczas gdy ja związywałam włosy - już
dawno na mojej głowie nie gościły koszmarne odrosty; obiecałam sobie zająć się
tym zaraz po szkole - on spakował moją torbę. Wciągnęłam przez głowę szary
sweter, uważając, by nie zniszczyć swojego makijażu. Nie był może tak
spektakularny i ostry jak zwykle, ale było to spowodowane brakiem czasu.
Wychodząc z pokoju, obejrzała się tęsknie
w stronę łóżka. Daniel jednak zamknął drzwi na klucz, definitywnie odcinając
mnie od tych dobrodziejstw.
- Jak się czujesz? - zapytał nieco mniej
gorzko, przerzucając sobie przez ramię moją torbę.
- W porządku. I nie jestem kaleką. Mogę
sama nosić swoje rzeczy - dodałam sarkastycznie, wyciągając dłoń po moją
listonoszkę.
- Odpuść, Evans. Daj mi zgrywać
dżentelmena.
Tylko wywróciłam oczami. Byłam niewyspana.
Nawet ja nie miałam ochoty na darcie z nim kotów. A zwykle sobie tego nie
odpuszczałam.
Nasze wspólne wejście do jadalni wywołało
tylko nieco mniejsze poruszenie niż wyjście ze wspólnego pokoju.
Początkowo przysłuchiwałam się tym nierealnym plotkom, ale po pewnym zrezygnowałam. Wszystkie miały podobny przekaz - że zdradziłam Cole'a z
Danielem a teraz jestem z Shanem w ciąży.
Z jednej strony to zabawne, że przyszli
strażnicy widzą sensację w „niechcianej" ciąży, ale z drugiej, całkowicie
żałosne. Myślałam, że żyję pod jednym dachem z dojrzalszymi ludźmi. Niestety,
myliłam się.
Idąc do swojego stolika, starałam się nie
spoglądać w stronę Cole'a. Kiedy jednak dyskretnie obejrzałam się przez ramię,
nie zastałam go na jego stałym miejscu. Rozejrzałam się więc nieco pewniej po sali
- nigdzie go nie było.
- Wyszedł chwilę przed wami - wyjaśniła
cicho Lydia, dostrzegając moją zawiedzioną minę. - Zabrał śniadanie i zniknął.
- Pokłóciliście się? - zapytał Daniel.
Pociągnęłam solidny łyk kawy, nim odparłam.
- Możliwe.
Lydia zmarszczyła swoje jasne brwi.
- To tak czy nie?
Nie byłam pewna, ile jestem gotowa im
zdradzić. Nie dość, że wszyscy wokół ucichli, łakomi plotek, to sama nie
chciałam rozdrapywać ran.
Czy
Cole mnie skrzywdził? Nie. Bo to ja skrzywdziłam jego. I co dziwne, to boli
mnie bardziej.
- Nie - szepnęłam. - Po prostu pozwolił mi
odejść.
- Nie był ciebie wart - pocieszała mnie
Lydia.
Siliłam się na uśmiech.
- Tak, Kiełku. Nie była nam pisana wspólna
przyszłość.
- Teraz masz Daniela - podsunęła radośnie
wampirzyca, mrugając porozumiewawczo. - No, opowiadać. Jak tam pierwsza wspólna
noc?
Dyskretnie spojrzałam na pogrążonego w
ciszy Daniela. Chyba wyczuł, że mu się przyglądam, bo podniósł wzrok. Z jego
czarnych, twardych jak onyks oczu wyczytałam więcej niż z najbardziej
szczegółowej książki. Więź, która utworzyła się między nami dzisiejszej nocy,
nie zanikła. Nadal była wątła, a powrót mrukliwego, pogrążonego w sobie Daniela
wcale nie pomagał jej się rozwijać. Ale była, siedziała gdzieś tam w nas, i
czekała na swój czas.
- Daniel jest o wiele lepszym
współlokatorem, bo nie jest uzależniony od różowych dodatków - parsknęłam.
- Ma też inne zalety, co, Cat? - kpiła
dalej Lydia.
- Tego nie wiem. Ale dzisiaj znalazłam
kilka włosów w umywalce - dodałam, patrząc oskarżycielsko na Shane'a.
- Ach tak? - prychnął Daniel. - A może ty
mi wyjaśnisz, dlaczego w mojej maszynce do golenia było pełno
włosów?
Zrobiłam minę niewiniątka.
- Na pewno nie wzięłam jej, by ogolić
sobie nogi.
Lydia roześmiała się, przyglądając mi się
z rozbawieniem i odrobiną dumy.
- Ogoliłaś nogi jego maszynką?
Zacisnęłam wargi, powstrzymując triumfalny
uśmiech, który cisnął mi się na usta.
- Swojej nie mogłam znaleźć.
Daniel jęknął, podczas gdy ja z Lydią
przybiłyśmy ze sobą piątkę.
- Już chyba bym wolał, żebyś chrapała -
mruknął Shane.
- Chrapie - wtrąciła Lydia. - Nie wiesz
nawet, o co się prosisz.
- Wypraszam sobie! - żachnęłam się. -
Wcale nie chrapię.
- Jeszcze się przekonamy.
Rzuciłam w Shane'a kawałkiem grzanki.
- Idiota.
Reszta posiłku minęła nam we względnie
przyjemnej atmosferze. Nie licząc plotkujących wampirów wokół, było naprawdę
spoko. A Daniel po kubku kawy wyszedł z trybu warczącego kanibala, więc reszta
dnia nie zapowiadała się wcale tak źle.
Udało mu się nawet uśmiechnąć. Moje szanse na spokojny dzień znacząco
wzrosły.
- Idziemy do Marlene - oznajmił Daniel,
podnosząc się z krzesła. - Ruszaj tyłek, księżniczko. Przed nami pracowity
dzień.
- Och, już nie mogę się doczekać -
mruknęłam bez entuzjazmu. - Co wspaniałego zaplanowałeś?
- Bardzo interesujące lekcje. Pierwsza
historia, prawda? Potem czeka nas wyczerpujący trening. Zamierzam dać ci
porządnie w kość - zaznaczył. - Twój czas wolny wcale nie będzie taki wolny, bo
po raz pierwszy w życiu odrobisz lekcje. I nie, nie ma innej opcji - zaznaczył szybko.
- Będę pilnował, byś wyszła na ludzi. A za każdym razem, gdy zaczniesz się
sprzeciwiać Marlene, bądź w ogóle nieprawidłowo zachowywać, będziemy
przedłużali twój trening o pół godziny. Prawda, że genialne? - Mrugnął do mnie,
a mój dobry humor wyparował. - Więc lepiej bądź grzeczna, księżniczko.
Naprawdę zależy mi na twoim zdrowiu, ale treningi będą prawdziwą mordęgą. Tak
tylko ostrzegam, żebyś jednak kontrolowała swój język.
Zacisnęłam dłonie w pięści. Nienawidziłam,
gdy się mną dyrygowało.
- Wspominałam już, że cię nienawidzę?
- Wiele razy. Zachowaj jednak swoją złość
na później. Przyda ci się podczas uderzania w bokserski worek.
Kiedy mijaliśmy gabinet dyrektorki, drzwi
uchyliły się w zapraszającym geście. Westchnęłam ciężko i przekroczyłam próg.
Marlene uśmiechnęła się ciepło na nasz widok. Miałam ochotę wyjść, ale czułam
na sobie spojrzenie Daniela. A czego jak czego, ale nie pragnęłam dłuższego
treningu z tym dupkiem.
- Witaj, Catherine. Jak się spało?
- Zaje... Dobrze, dziękuję - poprawiłam
się szybko.
Daniel parsknął cicho, ale Marlene chyba
nie zauważyła mojego drobnego potknięcia.
- To wspaniale. Nie jesteś już na mnie
zła, ptaszyno?
- To nie twoja wina, Marlene - odparłam,
tym razem zupełnie szczerze. - Dziękuję, że wspierasz mnie w tych... trudnych
chwilach.
- I na tym moje wsparcie się nie kończy. -
Dyrektorka podeszła do małej lodówki w kącie i wyjęła z niej torebkę z krwią. Jej
zawartość przelała do styropianowego kubeczka i nakryła go pokrywką. Podchodząc
do mnie, włożyła w dziurkę wieczka przeźroczystą słomkę. - Zmieniłam zdanie co
do sposobu, w jaki będziesz przyjmowała pokarm. Ja będę ci wyznaczała dawki
krwi. Dzięki temu będziesz dłużej mogła pociągnąć na tej ludzkiej.
- A... a jeśli ludzka przestanie mi
wystarczać? - zapytałam cicho.
Marlene cała się spięła, ale próbowała
wyjść z tej sytuacji z twarzą, uśmiechając się. Co, moim skromnym zdaniem,
wyszło nieco sztucznie.
- Wtedy będziemy się tym martwić, dobrze?
Sztywno skinęłam głową i wzięłam od niej
naczynie z krwią. Co dziwne, nie czułam pragnienia. Od wielu, wielu dni moje
gardło nie płonęło a zęby przestały boleć. Na myśl jednak o tej słodkiej,
gęstej cieczy moje zęby się wysunęły. Chciałam z tym walczyć, ale to było zbyt
przyjemne uczucie.
- Miłego dnia, Catherine.
- Wzajemnie, Marlene.
Z mieszanymi uczuciami opuściłam gabinet.
Krew w moim kubku chlupotała zachęcająco. W końcu uległam i pociągnęłam łyk.
Była... wyśmienita. Po tylu latach picia rozwodnionej, zwierzęcej krwi w moich
ustach znajdował się czysty nektar bogów Olimpu. Jednocześnie chciałam już
przełknąć, poczuć tę słodycz w żołądku. Z drugiej strony nie byłam jeszcze
gotowa, by rozstawać się z tym smakiem. Gdyby tak...
Zatrzymałam się gwałtownie, sprawiając, że
podążający za mną cicho jak cień Daniel wpadł na mnie. Siła uderzenia
sprawiła, że niemal upuściłam kubek. Nic jednak nie było w stanie sprawić, bym
wkroczyła w nasłonecznioną strefę, w której to znajdowała się moja ławka.
Wiedziałam, że ta moja fobia była
irracjonalna. Ale nie potrafiłam z nią walczyć. Pojawiała się
niespodziewanie, paraliżując mnie. Tak jak teraz. Stałam sparaliżowana. Nawet
nie mrugałam, wpatrzona wściekle w pasek światła słonecznego padającego u moich
stóp.
Normalny
Nocny cierpiałby katusze stojąc już w moim miejscu. Ja mimo wszystko nie
zajęłam się ogniem. Ta
myśl nie sprawiła jednak, bym wystąpiła jeszcze jeden krok naprzód. Wiedziałam,
że promienie słoneczne nie były w stanie wyrządzić mi krzywdy, a mimo to nadal
się ich bałam.
- Catherine? Cat? - Daniel strzelił
palcami tuż przed moimi oczami. - Ocknij się, księżniczko.
- Nie mogę tam usiąść - wyszeptałam.
Daniel z westchnieniem opuścił dłoń.
- Nic ci nie grozi, Catherine.
- Danielu... - jęknęłam.
- Profesorze! - krzyknął Shane. -
Catherine potrzebuje innego miejsca.
Historyk Williams spiął ramiona.
- Panno Evans...
- Nie mogę siedzieć w słońcu! - pisnęłam
błagalnie.
Ktoś z klasy syknął zaskoczony.
Cholera,
zagalopowałam się.
- Oczywiście, panienko Evans. Proszę
wybrać sobie miejsce.
Ruszyłam w przeciwną stronę, siorbiąc krew
z kubeczka. Historyk zganił mnie za to wzrokiem. Zlekceważyłam go jednak,
obierając sobie za cel miejsce zajęte przez jakąś ogoloną na chłopczycę i
wytatuowaną dziewczynę.
- Wynocha - rzuciłam. - Od dziś ja tu
siedzę.
- A co - parsknęła - spłoniesz na słoneczku?
Szybkim ruchem pochyliłam się w jej
stronę. Daniel nawet nie zdążył zareagować.
- Przesiądziesz się. - Mówiłam wolno,
spokojnie, patrząc prosto w jej orzechowe oczy. - Natychmiast.
Źrenice dziewczyny na ułamek sekundy się
rozszerzyły. Kiedy jej spojrzenie wróciło do normy, niemal bezszelestnie
przeniosła się na moje stare miejsce obok okna. Kiedy po chwili z powrotem na
mnie spojrzała, uczyniła to z nieskrywanym niedowierzaniem.
Uśmiechnęłam się szeroko, zajmując miejsce
w najbardziej zacienionym kącie klasy. Wyciągnęłam z torby podręcznik,
starając się lekceważyć chmurne spojrzenia, które posyłał mi Daniel.
Ach,
to będzie piękny dzień!
Po zajęciach doszliśmy do wniosku, że
lunch zjemy w naszej sypialni.
W
mojej sypialni.
Lydia zabawiła się dziś w dostawcę i
wpadła do pokoju obładowana tacami z jedzeniem. Rozdzielając posiłek,
relacjonowała to, co działo się na dole.
- Wszyscy na was czekają! Co odważniejsi
przekonują, że podejdą do ciebie, aby zapytać, czy spałaś z Nocnym, czy ten cię
przemienił... - Wampirzyca się skrzywiła. - No, oczywiście krążą również
pogłoski o tym, że zostaniesz w Akademii tylko do czasu, aż twoja ciąża zacznie
być widoczna.
- Czyli muszę faktycznie zajść w ciążę -
mruknęłam. - Może wtedy się stąd wydostanę.
- Zanim spłodzisz nam dzidziusia - wtrącił
Daniel, przerywając na chwilę bezmyślne skakanie po kanałach w telewizji - Czeka nas trening. Nie odpuszczę ci.
- Widzisz, Kiełku? Facet chce, żebym
poroniła.
- Przynajmniej będziesz miała pretekst,
żeby znów zaciągnąć go do łóżka.
Zrobiłam zniesmaczoną minę i zabrałam się
za jedzenie. Szczerze to brakowało mi jakiejś sensownej riposty. A do tego
jeszcze takiej niedwuznacznej.
Żując kawałek mięsa (mmm, krwisty stek!)
przeglądałam paletę farb dostępnych w internetowej drogerii. Miałam ochotę na
jakąś zmianę. Wiśniowa czerwień towarzyszyła mi od kilku ostatnich miesięcy.
Eksperymentowałam wcześniej z brązami, miałam na głowie nawet tęczowe pasemka.
Ale to właśnie w czerwieni czułam się najlepiej. Nie wiedziałam nawet czemu.
Tak po prostu było. Wiśniowa czerwień była oryginalna, ale przy tym nie tak
chamska jak ta ognista. Mimo to mogłam się dzięki niej wyróżniać w tłumie.
Jednocześnie jednak mogłam pozostać incognito - bez włosów o barwie krzykliwej
jak znak stopuu.
Przez chwilę wahałam się, jeżdżąc kursorem
myszki od napisu DO KOSZYKA przy farbie o wdzięcznej nazwie „Kasztanowy
brąz" a tej mojej, wiśniowej czerwieni.
Po krótkiej wyliczance wygrała ta druga.
Nacisnęłam kursorem na napis i... Pojawił
się komunikat o niedostępności.
- Cholera! - mruknęłam, prawie wypluwając
kęs, który miałam w ustach.
- Co tam? - zaciekawiła się Lydia,
wychylając się z łóżka, by spojrzeć na monitor komputera. - To farba do włosów?
- Tak. Ale nie ma mojego koloru.
- Poczekaj - zasugerowała wampirzyca.
Zmarszczyłam brwi, posyłając jej
spojrzenie znaczące mniej więcej tyle co: „Ty tak na serio?"
- Widzisz moje włosy? Dzisiaj musiałam je
związać, bo już nie mogę na nie patrzeć.
- To weź inny kolor. Może jakiś...
normalny? - Uśmiechnęła się krzywo.
- Sama nie wiem - westchnęłam.
- Nowy rok, nowe możliwości - podsunął
milczący dotychczas Daniel.
Spojrzałam na niego.
Może miał rację? Ten kolor towarzyszył mi
w najgorszych chwilach mojego życia - kiedy straciłam rodziców i brata, kiedy
dowiedziałam się o ciążącym na mnie przekleństwie. Styczeń był dobrą porą na
zmiany. Chciałam zmian. Ale czy byłam na nie gotowa?
Zmiany oznaczałyby, że zamierzam się
poddać. Nie mogę poradzić sobie z przeszłością, więc wybieram nową drogę na
nowy rachunek. Chyba że... Chyba że zmiany oznaczają coś zupełnie innego. Fakt -
nowy początek, nowa droga. Ale przecież nie można ruszyć naprzód, jeśli nie
potrafi się pogodzić ze swoją przeszłością. Czy więc poprzez zmiany nie staram
się sobie uświadomić, że przeszłość to przeszłość? Czy nie obieram w ten sposób
nowej drogi na nowy rachunek, ale zawsze mogąc wrócić na tą starą?
Wzięłam głęboki wdech i ku zdumieniu Lydii
wrzuciłam do koszyka farbę o zmysłowej nazwie: „Karmelowy blond".
- Cios. Cios.
Cios. Cios. Cios. Catherine, cios. Skup się. Cholera jasna,
cios!
Upadłam na matę, ziejąc z wyczerpania jak
pies.
Nie miałam siły na nic. Zupełnie. Nawet
oddychanie sprawiało mi ból. Płuca płonęły mi żywym ogniem. A kończyny drżały z
wyczerpania. Ledwo utrzymywałam się w pionie. Może i lubiłam biegać, a kondycji
nigdy mi nie brakowało, ale ćwiczenia z Danielem sprawiły, że odkryłam w sobie
zdolność do odczuwania bólu poprzez stanie w jednym miejscu.
Nie wiem, ile już kopałam w ten cholerny
worek. Może godzinę, może całą wieczność. Na sali gimnastycznej czas się
zatrzymywał; odliczany tylko kolejnymi uderzeniami. Ale kiedy jest się na
skraju wyczerpania, nawet liczenie człowiekowi nie wychodzi.
- Wstawaj - warknął Daniel. - Minął
dopiero kwadrans.
ILE?!
- Litości - wyjęczałam. - Umieram. Chcesz
mnie dobić?
- Nie mam czasu na litość. Ruszaj tyłek.
Spróbowałam otworzyć oczy, ale to tak
bolało...
- Przerwa. Błagam.
- Wiesz, co oznacza to, że wysiadasz już po
kilku minutach? - zapytał, stając nade mną w lekkim rozkroku.
- Że w razie ostatecznego zagrożenia
rzucicie mnie Nocnym na pożarcie?
- To też - przyznał. - Ale to oznacza
również dodatkowe lekcje.
- Co? - pisnęłam. - Nie!
- Właśnie, że tak. Będziemy baaardzo dużo
biegać. - Wyczuwałam, że nadmiar samogłosek był zamierzony. - Wyrobimy ci
kondycję, księżniczko.
- Wspominałam już, że cię nienawidzę?
- Kilkukrotnie.
- Cieszę się, ze już to sobie ustaliliśmy.
- Ja ucieszyłbym się, gdybyśmy wrócili do
treningu - zauważył z krzywym uśmieszkiem, wyciągając dłoń w moim kierunku.
Wstałam sama, odtrącając jego pomoc.
- Wal się - mruknęłam, wymijając go. -
Koniec treningu na dziś.
Na moje nieszczęście Daniel był tak samo
uparty jak ja. Chwycił mnie za nadgarstek i przyciągnął z powrotem na matę
naprzeciwko siebie. Zaklęłam urażona i wściekła, na co on uniósł palec w
ostrzegawczym geście.
- Uważaj, księżniczko. Chyba pamiętasz, że
każde złe zachowanie to dodatkowe minuty treningu.
Zasyczałam, obnażając kły.
- Pilnuj dzisiejszej nocy swojej tętnicy,
Shane.
- Ktoś tu jest naprawdę zirytowany. -
Daniel zacmokał z dezaprobatą. Wyciągnął przed siebie dłonie, dzierżąc w nich
worek treningowy. - Masz, wyżyj się.
Zamiast uderzyć w worek, trafiłam w jego
twarz. Zarobił solidnego kopniaka w żuchwę.
I
to zupełnie przez przypadek! Ja jestem niewinna!
Shane zaklął siarczyście, odrzucając w bok
worek. Potarł bolące miejsce, zaciskając powieki.
Chyba
go bolało. Ups. Czemu
więc nie mam wyrzutów sumienia?
- Koniec treningu - warknął Daniel,
odwracając się gwałtownie w stronę drzwi wyjściowych. - Muszę przyłożyć do
szczęki lód zanim zacznę puchnąć.
- Za późno!
- Och, wal się, Evans!
- Ja ciebie też, Shane! - rzuciłam słodko,
ruszając za nim tanecznym krokiem.
Opuchlizna nieco zmalała, ale nadal
spoglądając na Daniela czułam przypływ dumy. Tak, Świecie! To ja nabiłam mu
tego siniaka! Ja!
Shane nie odzywał się do mnie przez resztę
dnia. Leżał na kanapie z woreczkiem lodu na twarzy i oglądał wiadomości. Nie
kazał mi odrabiać lekcji, więc resztę popołudnia spędziłam relaksując się w
wannie i nadrabiając serialowe zaległości na laptopie. To był naprawdę
przyjemny dzień, nie licząc oczywiście wyczerpującego treningu, który to
przykuł mnie do łóżka. Ale coś za coś.
Było już dawno po ciszy nocnej, gdy
Daniel warknął, że mam się szykować. Byłam w pidżamie, przygotowywałam się do
snu. A ten rzucił we mnie dżinsami i kazał się ubrać. Nie wiedziałam co się
dzieje, aż do momentu, w którym Shane zapakował do torby strój do ćwiczeń.
Cholera. Nocny Trening. Zupełnie o nim
zapomniałam.
- Muszę iść? - wyjęczałam. Wczorajsza
nieprzespana noc źle odbiła się na moim zdrowiu, nadal czułam jej skutki.
- Tak. Bo ja muszę iść.
- Jezu, przecież nie ucieknę! - mruknęłam.
- Cholera cię wie, Evans - warknął. -
Ubieraj się, albo wyciągnę cię do ludzi taką prosto z łóżka!
Sukinsyn wiedział jak mnie przekonać.
Byłam gotowa w dziesięć minut.
W szkole było przyjemnie cicho i ciemno,
kiedy szliśmy na dół na salę gimnastyczną. Dźwięk naszych kroków i brzęczenie
ćwieków przy moich botkach było jedynym odgłosem. Rozkoszowałam się tym
spokojem przez całą drogę. Dziwne było to, że nie musiałam się nigdzie skradać,
kryć w cieniu. Po prostu szłam korytarzem na kilka minut przed północą i nie
miałam ponieść za to żadnych konsekwencji. Nocny Trening trzecioklasistów to
naprawdę świetna rzecz!
Kiedy zeszliśmy już do piwnicy, moją uwagę
przykuła pewna rzecz - cisza. Wiem, wiem, jeszcze lada chwila się nią
rozkoszowałam. Ale byliśmy kilka kroków przed salą gimnastyczną. Salą, która
powinna być pełna ludzi.
Ale nie była.
- Co do...
Po co mnie tu przyprowadził? Chciał się
odegrać za siniaka? A może postanowił kontynuować trening?
Daniel uśmiechnął się krzywo, co nie było
spowodowane takim układem ust, a raczej bólem, który wywołało u niego
nadwyrężenie rany.
- Chodź, księżniczko. Pokażę ci magię.
Zaciekawiona ruszyłam za nim tuż do
drabinek wiszących na ścianie naprzeciwko. Daniel wybrał tę trzecią od lewej, po
czym wyciągnął z kieszeni coś, co wyglądało jak karta do pokoju hotelowego.
Następnie przesunął nią po piątym szczeblu a ja usłyszałam trzask.
Nie minęła minuta, a kawałek ściany wraz z
drabinką uchylił się, ukazując ciemny korytarz i schody w dół.
O
cholera. Mamy w szkole przejście do Narnii.
Daniel popchnął „drzwi" i puścił mnie
przodem. Niepewnie ruszyłam w głąb pomieszczenia, podążając za odgłosami walki.
Korytarz nie był długi. Znajdowały się tu
tylko troje drzwi - jedne oznaczone trójkątem, drugie kółkiem (czyżby
szatnie???) i ostatnie, duże i dwudrzwiowe, więc zapewne prowadziły na salę
przeznaczoną do Nocnych Treningów.
Tak,
potwierdzone info. Te ostatnie prowadzą na przeogromną salę gimnastyczną. No,
powiedzmy.
W pomieszczeniu nie było żadnych okien. To
było normalne, zważywszy na to, że znajdowaliśmy się sporo pod ziemią. Reszta
wyposażenia jednak całkowicie mnie szokowała. Całą ścianę po mojej lewej
pokrywały regały wypełnione najróżniejszą bronią. Widziałam sztylety, topory,
noże i szable. Ale również nowoczesną broń palną, której za cholerę nie
potrafiłabym używać. Jednak osoby znajdujące się naprzeciwko mnie za szybą z
weneckiego lustra chyba potrafiły - wykorzystywały one swe umiejętności na
strzelnicy. Nie było tu worków bokserskich, rowerów stacjonarnych czy ławek
treningowych i hantli jak na naszej dużej sali gimnastycznej. Ci starsi uczniowie już tego
nie potrzebowali. Przez dwa lata edukacji wyrobili sobie mięśnie i kondycję.
Tutaj uczyli się walczyć.
Na matach znajdowało się już kilkanaście
par - zróżnicowanych pod każdym względem. Walczyli niscy z wysokimi, ci
chuderlawi z mięśniakami, dziewczęta z chłopcami. Wszyscy jednak w jakiś sposób równi, tak samo
bezwzględni i zabójczy.
Kiedyś zastanawiałam się, jak to możliwe,
żeby nauczyć się walczyć przez rok. Wydawało mi się głupotą to, że przez dwa z
trzech lat edukacji nie robimy nic, poza bieganiem w kółko. Ubolewałam nad tym,
że muszę czekać na Nocne Treningi. Myślałam, że wyjdę ze szkoły jako
strażniczka, która nie umie walczyć.
Jednak kiedy patrzyłam na nowicjuszy,
byłam zaskoczona. Ich ruchy były tak zsynchronizowane, płynne, pełne gracji a
jednak potrafiące porządnie zranić. Widziałam pasję i zawziętość w każdym ich
ciosie, kroku. Minęło niespełna pięć miesięcy, a nowicjusze zyskali w moich
oczach miano mistrzów. Wiedziałam, że to nie jest pełnia ich umiejętności, ale
dla mnie już byli najlepsi. Mimo zabójczych instynktów, które nimi kierowały,
byli spokojni, opanowani i perfekcyjni w tym, co robili. Każdy cios był
idealnie wymierzony, nie było miejsca na błąd czy kwestię przypadku. Tylko
perfekcyjność.
Musiałam mieć naprawdę zszokowaną minę, bo
zasłużyłam na jeden z tych krzywych uśmieszków Shane'a.
- To nie tylko sala do Nocnych Treningów -
powiedział, prowadząc mnie w stronę nauczyciela wuefu. - To również magazyn
broni i bunkier.
- Niesamowite...
- Witaj, Catherine. - Pan Marshall, mój
wuefista, skinął mi głową na powitanie. - Danielu.
- Cześć, Cody - rzucił Shane, ściskając
dłoń mężczyzny.
Cody?
Na chwilę zabrakło mi w płucach powietrza.
Wpatrywałam się zszokowana to w jednego, to w drugiego.
Przy gabarytach tego faceta mniej
zdziwiłoby mnie imię Hulk albo King Kong. Serio, pan Marshall był ogromny! Więc
dlaczego Cody? Imię to kojarzyło mi się ze słodkim, małym chłopaczkiem, a nie...
Z przeogromną, muskularną maszyną do zabijania.
- Catherine?
- Jest zszokowana - wyjaśnił Daniel. - Za
dużo nowości jak na jeden dzień.
Cody się uśmiechnął.
- Rozumiem... To może usiądziesz, a Daniel
pójdzie się przebrać?
Niezbyt trzeźwo skinęłam głową.
- Tak. To dobry pomysł.
Shane, nim odszedł, uścisnął moją dłoń.
- Wracam za pięć minut. Spróbuj nie uschnąć
z tęsknoty.
- Wal się.
Ruszyłam za wuefistą, wywracając oczami.
- Jak wam się układa? - zagadnął Cody.
Cisnęło mi się na usta kilka
niecenzuralnych słów, ale musiałam pamiętać, że rozmawiam z nauczycielem.
- Przyzwyczajamy się do nowej sytuacji.
- I jak wam idzie? - zapytał z uśmiechem.
- Źle - westchnęłam. - Jeszcze nigdy nie
musiałam próbować współżyć z kimś bardziej upartym ode mnie.
- Dogadacie się. Daniel to dobry chłopak.
- Cóż, ja poznałam na razie tylko tę jego
złą stronę.
- Daj mu czas. - Cody mrugnął do mnie i
odszedł w stronę uczniów. Uczniów, którzy wpatrywali się we mnie jak w
kosmitkę. - Gdybyś czegoś potrzebowała, mów.
Tylko skinęłam głową, nie chcąc zbytnio
rzucać się w oczy. Straciłam swojego ochroniarza, sama nie umiałam walczyć.
A ta zgraja zabójczych wilków wpatrywała się we mnie niezbyt przyjaźnie.
- Dobra! - krzyknął Cody, klaszcząc w
dłonie. - Dobieramy się z powrotem w pary. Koniec przedstawienia!
- Co ona tu robi? - wysyczała Sophie
Holder - była, teraźniejsza czy cholera wie jaka jeszcze, dziewczyna Daniela.
- Jak na razie tylko obserwuje. Nie
zwracajcie na nią uwagi. To tylko Catherine.
- Catherine pierwszoklasistka! - mruknął
ktoś z tłumu.
- Spokój! - powtórzył Cody, tym razem
głośniej. - Do roboty!
Tłum zaczął się rozchodzić w stronę swoich
mat. Segregowanie się par wychodziło zupełnie przypadkowo. Osoby ustawiające się naprzeciwko siebie, stawały się partnerami.
Przede mną nagle pojawił się Daniel,
zasłaniając mi walczących.
- Nie zwariowałaś, dobrze. - Rzucił we
mnie butelką wody. - Masz. Przyda ci się.
- Czem...
Nie zdążyłam skończyć pytania, bo już
wiedziałam, o co mu chodziło.
Do sali wszedł Cole.
Wciąż walczę, walczę, bo jestem zaintrygowana głównym wątkiem, ale... Ale proszę, powiedz mi, w jakiej książce taki zapis: "Po zajęciach doszliśmy do wniosku, że lunch zjemy w naszej naszej sypialni.
OdpowiedzUsuńEdit! W MOJEJ sypialni." jest czymś normalnym, bo nie rozumiem? Przekreślenie? Edit? Piszesz opowiadanie, czy prowadzisz bloga z przemyśleniami, bo to różnica. ;-; Takie kwestie naprawdę utrudniają czytanie, chociaż nie wiem, czy ma sens, żeby się produkowała – już po ostatnim rozdziale doszłam do wniosku, że rzucanie jakichkolwiek uwag nie ma sensu...
Nessa
Naprawdę, nie chcę się z Tobą dłużej kłócić. To bezcelowe. Przecież każdy ma inne poglądy, upodobania. Jak i sposób pisania rozdziałów. Piszę w pierwszej osobie, osobie Catherine. To nie jest pamiętnik, ale wydarzenia są odbierane przez nią. Więc jej wtrącenia miały to wszystko ubarwiać. Cały, ciągły tekst też bywa nudny, takie moje zdanie. Wiec naprawdę nie wiem, co mogłabym napisać na swoją obronę, żeby cię nie obrazić. Znasz moje zdanie, wiesz, że nie piszę zbyt szablonowo, łamię pewne utarte schematy. A Twoje uwagi są cenne, wierz mi. Nie widzę jednak powodu w tym, by pisać jak wszyscy.
UsuńMam nadzieję, że Twoja walka nie okaże sie bezcelowa i znajdziesz w tym opowiadaniu coś dobrego...
Pozdrawiam,
Klaudia99
Znajduję w tym opowiadaniu wiele dobrych kwestii, wraz z czytaniem kolejnych rozdziałów – wierz mi. I wspominałam o nich, ale jeśli dostrzegasz jedynie moje przytyki, na dodatek uważając, że to kłótnia... To już sama nie wiem – może nie umiem delikatnie przekazać negatywnych odczuć, ale to nigdy nie miała być kłótni. Właśnie dlatego w pewnym momencie zwątpiłam w to, czy komentowanie ma jakikolwiek sens, bo jeśli w każdej mojej wypowiedzi masz doszukiwać się tego, że mogę chcieć Ci dopiec, to będzie bezcelowe. Stąd zresztą moje wrażenie, że tu jedynie słodzenie ma rację bytu, ale samą siebie przekonuję, że tak nie jest, bo zauważyłam, że mądra z Ciebie dziewczyna – i z dobrym podejściem do czytelnika =)
OdpowiedzUsuńJeśli ujęłam cokolwiek tak, że odebrałaś to jako atak, przepraszam, bo nie taki mam cel. Czasami jestem zbyt bezpośrednia, ale – jak wspominałam – nie umiem cukrzyć. Nie wyłącznie. Stąd moje pytanie do Ciebie: czy powinnam dalej zostawiać komentarz pod każdym rozdziałem? Wiesz, co ja sądzę o charakterach postaci, zwłaszcza głównej bohaterki, więc nie będę się powtarzała, zresztą w miarę jak główny wątek wysuwa się na pierwszy plan, to jest do przełknięcia.
Chcesz wiedzieć, co mi się podoba – co mnie tutaj ciągnie? Sama koncepcja. Akademia, Dominique... Miałam ciarki, kiedy czytałam o jej potomkiniach, o tym jak stopniowo dochodziło do odrodzenia się istoty o mocach patronki szkoły. Potrafisz oddać emocje, a to jest trudna, a ja coraz mniej spotykam odpowiadań, gdzie w istocie da się dostrzec mrok, a opisy odgrywają dużą rolę. Wpisy w pamiętniku z okresu przemiany to również mój fawory – język, sposób wprowadzenia w tę historię... Na Boga, tak, dostrzegam pełno plusów, ale nie miałam okazji o nich napisać, bo jeszcze tych rozdziałów nie komentowałam – bo nie byłam pewna, czy to ma sens, skoro odniosłam wrażenie, że niezbyt przychylnie reagujesz na moje komentarze.
No cóż, cieszy mnie to, że wciąż piszesz. Z kolei ja nie mam w zwyczaju tracić czasu na coś, w czego sens mogłabym wątpić..
Pozdrawiam,
Nessa.
Bezpośredniość nie jest niczym złym. Sama nienawidzę słodzić a powiedzenie czegoś bez przemyślenia to moja piętą Achillesowa. I nie zarzucam tu niczego Tobie! Chciałam hejtów, to się ich doczekałam. I tak, zirytowało mnie to, że coś się jednak komuś nie podoba. To głupie, egoistyczne, ale w głębi ducha każdy z nas pragnie być nieomylny i perfekcyjny. Więc ja również przepraszam, jeśli Cię uraziłam. Kierowała mną tylko chęć bronienia swych wypocin :))
UsuńAch, kobiecie nigdy nie dogodzisz.
Pytasz, czy masz dalej komentować... To zalezy od Ciebie. Jesli chcesz dalej czytać, uczestniczyć w życiu Catherine, Daniela, Lydii... To jasne, czytaj, krytykuj i oceniaj! Sama piszesz, więc wiesz, że to bardzo ważne.
Twoje komentarze dały mi do myślenia. Nie zmienię charakteru Catherine, ale spróbuję go naprostować. Choć, nie ma co ukrywać, będzie jej jeszcze odwalać, co pewnie ci się nie spodoba, bo nadal nie będzie zbyt zrównoważona. I odsuwam wątek miłosny na dalszy plan. Przeczytałam wszystkie poprzednie rozdziały i doszłam do wniosku, ze są cholernie tandetne pod tym względem. Wszystko działo sie zbyt szybko, zbytnio to naciągałam... No cóż, chciałam wszystkiego na raz. A Mama powtarza, że co za dużo, to niezdrowo!
Będzie więc dużo mroku, tajemnic, ale i krwi! :D To opowiadanie o wampirach, cholera jasna. Koniec ze słodzeniem!
Życzę przyjemnej lektury! I wiem, naciągałam! Moja wina, moja wina! :D
Klaudia99
Cieszy mnie to, że tak uważasz – i że doszłyśmy do porozumienia ;) Zdaję sobie sprawę z tego, że każdy z nas dąży do perfekcji. Również chęć bronienia swoich racji to pierwotny odruch, a i sama musiałam nie raz pomyśleć, żeby zareagować odpowiednio na jakieś uwagi co do tego, co sama piszę ^^ W pełni rozumiem, bo każdy z nas broni tego, co wydaje mu się pierwotne. Dlatego uważam, że dyskusja jest dobra – bo w końcu autor wie, co miał na myśli, więc czasami może coś naprostować. Ale niektóre komentarze dają do myślenia, a jeśli moje tak zadziałały, to chyba dobrze ;) Nie wiem jak Tobie, ale mnie spoglądanie na swoje historie z perspektywy innych baaardzo pomaga :)
UsuńPytam, bo chciałabym, ale nie byłam pewna, jak odbierasz to, co pisałam do tej pory. Nie chciałam, żeby za każdym razem robiło się przykro Tobie albo żebyśmy na siebie naskakiwały, skoro nie taki mam cel. Jeśli daję Ci do myślenia, w porządku ^^
Cóż, charakter Cat jest trudny zwłaszcza na początku. Teraz zasadniczo wiem, czego się spodziewać, a ze do wszystkiego da się przywyknąć... Po prostu nie będę pisała na każdym kroku czegoś, co wiesz, bo to nie ma sensu =) Cieszy mnie, że dążysz do perfekcji, a jeśli jakoś mogę się przydać z uwagami, to wypatruj mnie :D
Wątek miłosny... Wszystko z umiarem. Na razie mnie nie drażni, nawet w porządku :D Tempo zawsze jest trudne, wierz mi. Czasami sama mam wrażenie, że pędzę za szybko... A przy jednej z pisanych ksiąg w efekcie zaczęłam zbytnio przeciągać, co też nie jest dobre. Znalezienie odpowiedniego tempa zawsze wymaga trochę czasu, najczęściej na zasadzie prób i błędów, więc tym bym się nie przejmowała, zwłaszcza, że to pierwsze opowiadanie ;]
Mroczny klimat. No ja trzymam za słowo, bo to coś, co uwielbiam <33
Dobra, to teraz będę bardziej trafnie dobierać słowa a Ty wyluzujesz i nie będziesz brała moich komentarzy do bólu poważnie. Wtedy obie na tym wyjdziemy dobrze ^^
Nessa.
Swoją drogą, za moje ukochane "Cold" do tego rozdziału mogę wybaczyć wszystko xD
UsuńNessa.
Oj, ostatnio też mam słabość do tej piosenki :)) Jednak obejrzenie Zmierzchu po raz etny nie było złym pomysłem ;) Przypomniałam sobie wiele wspaniałych piosenek.
UsuńI tak, ja wyluzuję xd Może uda nam się współpracować bez większych spięć :))
Klaudia99
Jak dla rozdział super ;*
OdpowiedzUsuńPewnie jakieś błędy albo machniecia może się znaleźć.
Ale czytałam gorsze.
Twój jest 100 razy lepszy.
W sumie nie utrodnilo mi czy tania z tym Edit.
Uwielbiam ta dwójkę Catherine i Daniela. Jestem ciekawa co dałej...
Czekam na next ♡
Ojej, dziekuję bardzo! Cieszę się, że nadal czytasz :))
UsuńŚciskam!
Klaudia99
Jestem cholernie ciekawa następnego rozdziału. Czy dobrze czuję, że szykuje się burza? Czekam na następny i weny życzę.:*
OdpowiedzUsuńWitam w moich skromnych progach! :))
UsuńCzy będzie burza? Cóż, nie myślałam nad tym, ale to chyba dobry pomysł. Przyda nam się w tym opowiadaniu trochę kolorków :D
Następny rozdział już postaram się dodać w normalnym terminie, tj. za tydzień ;)
Dziekuję i ściskam! :**
Klaudia99
Heyo!
OdpowiedzUsuńTen rozdzial bardzo przypadl mi do gustu ;)
Utarczki Cat i Daniela , nowy kolorek, a ten kopniak - mistrzowski xd daje jej wycisk nalezalo mu sie ;) co do watku miłosnego w tym opowiadaniu to na poczatku dosc sceptycznie podchodzilam do jakiegos parowania Cat, ale teraz nie sadze aby to bylo bardzo szybko ^^ no i powiem Ci ze kazda sytuacja zmieniala moj odbior na to z kim widze Evans, a teraz kiedy nie ma przy niej Cola , tak mi go brakowało xd ta koncowka.. Oh nie moge sie doczekac co sie stanie w nastepnej notce ! ( takie emocje xD) az sie stesknilam za rozdzialami, rozumiem ze masz sporo nauki wiec zycze ci powodzenia, ten semestr konczy sie naprawde szybko ;)
Mi sie akurat podoba to edit itd. , bardzo pasuje do charakteru Cat jaki wytworzylam sobie w wyobrazni ;) coz teraz pozostaje mi czekac na nowa notke ^^ weny, buziaki ;***
J
Emocje, mówisz? Cieszę się, że wywołuję w Czytelnikach coś innego niż totalne znudzenie i obrzydzenie xd
UsuńWierz mi, sama początkowo nie wiedziałam, czy powinnam parować Cat z kimkolwiek. No ale, cholera, co to za opowiadanie bez wątku miłosnego? No wiec stworzyłam takiego jednego, przystojnego jak diabli, ale niemniej zakochanego w sobie. No i stało się. Tak jakoś, z rozdziału na rozdział. Booom! Mamy nowy parring. Nie wiem, czy powinnam żałować mojej pochodnej decyzji? Czy namieszałam? Czy przesadziłam? Jednego czego jestem pewna, to tempa tego "romansu". Za szybko, za krótko. Może powinnam kiedyś do niego powrócić? ;)
Tak, tak! Też tęsknię za Colem!
I, ech, tak. Ja nadal nie wiem, czy wole bardziej Daniela, czy Cole'a...
Bardzo dziękuję za obecność, za opinię :)) Masz rację, mam mnóstwo zajęć przez które zaniedbuję bloga. Ale teraz trochę wolnego, naskrobię coś wprzód. Może tak będzie łatwiej :))
Również ślę całusy!
Klaudia99
Hej Misia! ;*** Z góry przepraszam za nieobecności ale moim poprawkom nie ma końca mam........ pięć zagrożeń xD :D Więc chyba już wiesz ale teraz będą święta więc troszkuu odsapnę od tej cholernej budy! No więc super i SUPERR!!! ;**** Pozdrowionka Amelia <33
OdpowiedzUsuńPS. Super- chodziło o rozdział.... xD :D Amela
UsuńCześć, Kochana :* Wiem, że czytasz, spokojnie. Informujesz mnie o tym na bieżąco :) Nawet jeśli nie zawsze masz czas skomentować ;)
UsuńA ja, choć zagrożeń nie mam- UFF!- to doskonale Cię rozumiem. Wyciąganie się, żulenie od nauczycieli tej wyższej oceny... Oj tak, doskonale Cię rozumiem :D
Buziaki, mała :**
Klaudia99
Hejka skarbie :*
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystkie twoje rozdziały i jestem wniebowzięta. świetna fabuła, zajeb*ści bohaterowie, genialna akcja i co najważniejsze, napisane bez zarzutów ;) Czekam na następny rozdział, zwykle się nie rozpisuję i tak będzie i tym razem, ale wiedz, że nabyłaś nową czytelniczkę :*
Pozdrawiam, życzę weny i zapraszam do mnie http://pozawzrokiem.blogspot.com/
~Lucy
Witam serdecznie :*
Usuń"Zwykle się nie rozpisuję i tak będzie, ale wiedz, że nabyłaś nową czytelniczkę"- nawet nie wiesz, jak ciszą mnie takie słowa! KAŻDY czytelnik się liczy! Nawet taki, który napisze w komentarzu samą emotikonkę :)
Bardzo więc dziekuję za obecność! :**
A u Ciebie już zaczęłam czytać! Na dniach wpadnę z komentarzem! :*
Całuję!
Klaudia99
Nie no, podtrzymuję to, co napisałam ostatnio - ich potyczki słowne są epickie xD Poza tym podoba mi się to jego "księżniczko", bo sama wielokrotnie używałam tego zwrotu w swoich historiach - i to w tak wielu sytuacjach, że już jestem do niego przyzwyczajona. Swoją drogą, takie przezwiska to dobry początek, zwłaszcza w relacjach damsko-męskich ;P
OdpowiedzUsuńDaniel albo biedaczkę wykończy, albo naprostuje. Jak widać, ma swoje sposoby, by trochę przytemperować charakter Catherine, co za pewne samej zainteresowanej nie odpowiada. Ale miła Cat jest nawet znośna, poza tym... wraca do blondu, naprawdę? Podejrzewam, że co po niektórzy przeżyją szok, chociaż sądząc po tych wszystkich plotkach o ciąży i zdradzie Cole'a z Danielem, pewnie nawet lądowanie UFO przyjęto by bez mrugnięcia okiem.
Trening wyszedł zabójczo, zwłaszcza scena w której biedny Daniel dostał w twarz. Aj, zabolało... Ale mogłoby być gorzej, gdyby trafiła... No nie wiem? Trochę niżej? ^^ I dopiero wtedy Sophie mogłaby mieć do dziewczyny pretensje.
Nocny trening zapowiadał się ciekawie od pierwszego momentu. Niektóre uwagi Cat, jak te o Narni, mnie rozbrajają. To lepsze niż kiedy użala się nad sobą albo próbuje rządzić - i chwała Ci za to, bo pracujesz nad jej charakterem. Podoba mi się ta zmiana.
No i końcówka... Tak, dobra, wytrzymam. Chociaż sama też potrzebowałabym teraz wody. xD
Zobaczmy, co też wyniknie z wejścia pana podobno seksownego...
Nessa