The Civil Wars- Falling
"Dlaczego czuję się taka winna?
Dlaczego wstrzymuję swój oddech?
Powiedz mi, że to nic.
Spróbuj mnie przekonać, że nie tonę.."
Jeszcze
w życiu nie pławiłam się w takich luksusach.
Moja
nowa sypialnia może i nie była tak bardzo wyczesana jak ta Marlene, ale
niewiele jej brakowało do osiągnięcia statusu pokoju w pięciogwiazdkowym
hotelu. Patrząc na te wszystkie sprzęty i własną łazienkę, byłam prawie pewna,
że wybaczę dyrektorce wszelkie niedogodności.
Prawie.
Moja - nigdy nie powiem na nią nasza - sypialnia była prawie tak duża
jak stołówka. Prócz głównego pomieszczenia miałam na własność wspomnianą
wcześniej łazienkę i balkon. Tak, właśnie - balkon. Możliwe, że w ten sposób
Marlene chciała pomóc mnie i Danielowi pójść na kompromis. Już na samym wstępie
zaznaczyłam, że jeżeli Shane chociażby zamarzy o tym, by zapalić w pokoju,
będzie spał na parterze pod schodami.
Więc... dzięki, Marlene. Balkon to niegłupi pomysł.
Więc... dzięki, Marlene. Balkon to niegłupi pomysł.
Co
do wystroju pokoju, to zdecydowanie bardziej wpasowywał się w moje gusta niż
Jaskinia Barbie. Ściany nie były błękitne i miały subtelny, brzoskwiniowy
kolor. Niedopasowane meble po przejściach zastąpiła ogromna, sosnowa szafa,
która zamiast drzwi miała lustra, dopasowane do garderoby biurko, łóżko z
baldachimem godnym królowej i przeszklony barek wypełniony kryształowymi
karafkami z krwią - na razie tylko zwierzęcą. Nie brakowało wypasionych sprzętów
AGD i RTV takich jak plazma na pół ściany, dwa najnowszej generacji telefony abyśmy
mogli z Danielem zawsze być w kontakcie, laptop, kapsułkowy ekspres do kawy i
wiele innych urządzeń, których nawet nie potrafiłam nazwać, a co dopiero
stwierdzić, do czego służą.
Za
łóżkiem i biurkiem znajdował się kącik telewizyjny żywcem wyjęty z jakiegoś
magazynu o aranżacji wnętrz. Dużą, skórzaną kanapę w kolorze kości słoniowej
pokrywały beżowe poduszki z motywującymi napisami. Na szklanym, kawowym stoliku
stał wazon ze świeżymi piwoniami, które roztaczały w pomieszczeniu przyjemny
zapach. A na ścianie naprzeciwko kanapy, oprócz ogromnego, plazmowego
telewizora, znajdowało się ziszczenie moich najskrytszych marzeń - kominek, w
którym wesoło trzaskały płomienie.
Dobra,
Marlene. Teraz wybaczam ci wszystko, bez wyjątku.
A
kiedy obejrzałam łazienkę, byłam gotowa wybaczyć dyrektorce nawet przyszłe
błędy i przewinienia.
Nie
dość, że moja własna, prywatna, to jeszcze taka klimatyczna. Utrzymana w
czarno-czerwonej kolorystyce bezbłędnie trafiała do mojego mrocznego serca.
Wanna, prysznic. Do wyboru, do koloru. Miałam nadzieję, że przez najbliższy
czas wybór sposobu kąpieli będzie moim jedynym zmartwieniem. Niemal
od razu po przekroczeniu progu wiedziałam, że oleję rozpakowywanie się na rzecz
długiej, aromatycznej kąpieli w pianie.
I tak było. Porzuciłam torby na środku mojej cudownej
sypialni i zatrzasnęłam się w mojej jeszcze cudowniejszej łazience.
Zanurzyłam się w pachnącej konwaliami pianie aż po samą
szyję. Ciepła woda podziałała kojąco na moje zmęczone ciało. Odchyliłam głowę,
rozkoszując się tą krótką chwilą słodkiej przyjemności.
Ale czy można było przyjemnością nazwać ten niepokój we
mnie? Ilekroć zamykałam oczy, widziałam Cole'a. Jego udręczone spojrzenie, drżącą
dolną wargę. A następnie obojętność z jaką obserwował moje odejście.
Przeznaczenie, sobowtóry, klątwa. Tyle się dziś wydarzyło,
a ja martwię się tylko o Cole'a. Wiedziałam, że to silny facet. On to
przetrwa.
Ale co ze mną?
Ja też byłam silna. Musiałam być. Ale teraz... Nie
wiedziałam, co czułam. Chciałam być zła. Wściekła. W końcu pozwolił mi odejść. Po tych
wszystkich wyznaniach, zapewnieniach, że jestem tą najwspanialszą, puścił mnie
wolno. Nie zareagował w żaden sposób na moje odejście. Tak po prostu
zrezygnował. Ale jednocześnie nie miałam mu tego za złe. Wiedziałam, że to ja
namieszałam. Naobiecywałam mu, pozwoliłam zajrzeć pod moją zbroję. A potem
zostawiłam. Mógł czuć się dotknięty, w pełni to rozumiałam. Czy mogłam coś
zrobić, by temu zapobiec? Na pewno. Czy chciałam? Bez dwóch zdań. Dlaczego więc
nic nie zrobiłam?
Po tylu miesiącach komuś w końcu udało się do mnie dotrzeć.
Ktoś odnalazł we mnie tę lepszą część mnie, która po latach ukrywania zupełnie
się zagubiła. Cole był facetem, dla którego chciałam się zmienić, poprawić. Był
też jednocześnie tym, przy którym mogłam być tą Catherine, którą lubiłam w
sobie najbardziej. Byliśmy z dwóch różnych światów, ale przy nim ten mój
zwalniał, dostosowywał do jego tempa. To zdarzyło się z dnia na dzień, tak po
prostu. Jednego dnia byłam sama, a drugiego nie potrafiłam przestać myśleć o
przystojnym, zielonookim brunecie. Nie miałam doświadczenia w miłości, ale
czułam, że to jest złe. Ale mimo to pragnęłam więcej i więcej. Zawsze miałam
słabość do tego, co zakazane i mroczne. Cole doskonale wpasował się w mój obraz
idealnego faceta.
Ale jak zwykle musiałam wszystko spieprzyć.
Miałam w głowie setki scenariuszy. Co, jak, kiedy. Ułożyłam
tysiące mówek o wiele lepszych od tej, którą palnęłam. Mogłam mu powiedzieć
prawdę. Mogłam dłużej błagać go o to, by mnie zrozumiał i został ze mną na
moich zasadach. Mogłam też użyć jednego z przekleństw Iwanowów - byłam
zdolna nawet do tego. Mogłam nawet... Mogłam nawet powiedzieć mu, że go kocham.
Bo kochałam. Na miłości znałam się jeszcze mniej niż na
fizyce kwantowej, ale to wiedziałam. Czułam, że to prawda. Musi być
przecież jakieś wytłumaczenie na to, że po przebudzeniu nie myślisz o tym, co ubrać, by
mu się spodobać, a o tym, w jaki sposób skraść więcej cennych, wspólnych chwil.
A kiedy zasypiasz, chcesz żeby był obok i cię objął, żeby oddychał tym samym
powietrzem, żeby ten sam koc grzał jego ciało. To takie zwykłe, ulotne
marzenia. Ale sprawiają, że się uśmiechasz, że zaczynasz wierzyć w to, że jutro
również wstanie słońce.
A ja chciałam, żeby następnego dnia wzeszło słońce. W moim
życiu było już wystarczająco dużo ciemności. Zapowiedź nowego dnia była więc
dla mnie jak najcenniejsza nagroda.
Czemu więc zrezygnowałam z czegoś, co sprawiało mi radość?
Westchnęłam ciężko i wyprostowałam się. Na moje nagie
ramiona wstąpiła gęsia skórka. Szybko więc wyszłam z wanny i okryłam ciało
ręcznikiem. Przez długą chwilę patrzyłam jak woda z pianą ginie w odpływie.
Szkoda, że nie zdołałam tak łatwo pozbyć się również wyrzutów sumienia...
Wytarłam się do sucha, trąc skórę do czerwoności. Następnie
wciągnęłam przez głowę koszulkę Masona i krótkie, bawełniane spodenki.
Wyszczotkowałam mokre włosy i umyłam zęby. Już miałam wychodzić, gdy coś sobie
uświadomiłam.
Na zewnątrz czekał Daniel.
Tak, wiem, żadne odkrycie. Ale on... On jest facetem.
Kolejne jakże kreatywne znalezisko. Ale taka była prawda.
Daniel miał spać w tym samym pokoju co ja. Facet miał
spać w tym samym pokoju. A ja miałam na sobie tylko cienką pidżamę. Mój makijaż
spłynął wraz z wodą do ścieków. Jak miałam się pokazać komukolwiek poza Lydią,
taka odkryta?
Ty się cykasz, Evans? Wdech, wydech.
Otworzyłam drzwi i wyszłam do sypialni w obłokach pary.
Światło było zgaszone, jedynym jego źródłem był cicho grający telewizor, w
którym zgrabna pogodynka zapowiadała kolejne śnieżyce. Podeszłam na palcach w
stronę kanapy, omijając porozrzucane na dywanie walizki, gdzie zastałam
drzemiącego Daniela. Uśmiechnęłam się złośliwie na ten widok. No proszę, niby
taki strażnik pełną gębą, a zasnął na swojej pierwszej warcie.
Na piersi chłopaka leżał pilot, który unosił się z każdym jego oddechem. Delikatnie wyciągnęłam dłoń, z zamiarem ściągnięcia go z niego i
wyłączenia odbiornika. Niestety nie zdążyłam. Daniel nagle się przebudził i
chwycił mnie za nadgarstek. Ponieważ balansowałam tylko na jednej nodze,
straciłam równowagę i ległam jak długa, zrzucając obrus ze stolika. Co dziwne,
wazon pozostał nietknięty na jego blacie.
- Ty idioto! - krzyknęłam, rozmasowując obolały łokieć.
- Nie zachodzi się bez ostrzeżenia strażnika na służbie! -
odgryzł się Daniel, wyciągając ku mnie dłoń.
- A niby kto to mógł być, jak nie ja?!
- A bo ja wiem? - mruknął, ze stęknięciem pomagając mi
stawić się do pionu. - Jestem strażnikiem sobowtóra Iwanówny. Muszę spodziewać
się najgorszego.
- Nie będziesz niczyim strażnikiem, jeśli przez omyłkę mnie
zabijesz, bo pomylisz odgłos kroków z moim chrapaniem!
Daniel zmarszczył brwi.
- Chrapiesz?
- Och! Pieprz się, Shane! - warknęłam, wymijając go i
zmierzając w stronę biurka.
- Najpierw wezmę prysznic - oznajmił, wyciągając ze swojej
walizki potrzebne rzeczy. - Potem zastanowię się nad twoją propozycją.
Skrzywiłam się.
- Jesteś niesmaczny.
- Nie ciągnie cię do mojej krwi, panienko Evans? - zakpił,
posyłając mi ten swój uśmiech zimnego drania.
Zignorowałam go, żeby nie irytować się jeszcze bardziej.
- Idź, utop się. Nikt po tobie nie zapłacze.
- Jeszcze zapłaczesz, Evans.
- Na pewno nie na twoim pogrzebie.
Zniknął za drzwiami łazienki, uprzednio mrugając do mnie
figlarnie.
Usiadłam na obrotowym krześle przy biurku, wzdychając
ciężko. Spakowałam się na jutro do szkoły, przejrzałam Facebooka. Wszystko,
byleby tylko odwlekać nieuniknione.
Bałam się iść spać. Teraz, gdy już wiedziałam co mnie
czeka, sen nie zdawał się przynosić ukojenia. Jeszcze więcej ciemności nie
wydawało się być ziszczeniem moich marzeń.
Już nie.
Oni byli Ciemnością. Ja miałam stać się Ciemnością. Kiedy,
jak, po co... Nikt tego nie wiedział.
Szkoda. Może wtedy byłoby łatwiej.
Podniosłam wzrok i dostrzegłam swoje odbicie w ekranie otwartego
laptopa. Ten sam mały nos, wysokie czoło ukryte pod mokrą teraz grzywką. Czy
Dominique byłą świadoma tego, co zsyła na swoje następczynie? Chciała tego? Jak
mogła zdradzić swój gatunek? Co ją podpuściło do tak haniebnego czynu?
Zatrzasnęłam laptop z trzaskiem. Jęknęłam i ukryłam twarz w
dłoniach. Miałam definitywnie dość wszystkiego. Byłam zmęczona, nie tylko na
ciele, ale i na duszy. Co miałam zrobić? Kogo wybrać? Komu mogłam ufać? Na jak
długo...?
Wkrótce potem zasnęłam, okryta satynową pościelą. Jednak
tak jak się spodziewałam, sen nie przyniósł ukojenia....
- Dlaczego nie umówisz się z Alexem?
Przestałam kroić warzywa z obawy, że z wrażenia dźgnę się w
palec. Spojrzałam na Mamę zniesmaczona.
- To człowiek, Mamo.
- Nie wybrzydzaj, ptaszyno - zganiła mnie łagodnie Mama. Jej
głos sprawiał, że czułam się bezpieczna i kochana. - Nie możesz uważać go za
gorszego tylko z tego powodu, że nie pije krwi.
Westchnęłam.
- Ja nikogo nie dyskryminuję. A na pewno nie Alexa. Nie za
to... do jakiego należy gatunku. - Skrzywiłam się. - Ale to mój przyjaciel. Jak
to będzie wyglądało, jeśli na dyskotekę pójdę z przyjacielem z dzieciństwa?
Uśmiech Mamy był jak promyk słońca.
- Normalnie, ptaszyno. A ja dodatkowo będę spokojniejsza,
wiedząc, że jesteś bezpieczna.
Odłożyłam nóż i ścisnęłam zimną jak lód dłoń Mamy. Ta
również zaprzestała wykonywanej czynności i spojrzała na mnie z czułością.
- Jesteś taka krucha i delikatna, tak podatna na zranienia -
wyszeptała, głaszcząc mój policzek. - Nie chcę, żebyś cierpiała.
- Jestem bezpieczna, Mamo. Wszyscy jesteśmy. Tu nie ma
Nocnych.
Oczy Mamy zasnuły się mgłą przygnębienia.
- Nie, nie ma.
Na moment zapadła krępująca cisza. Uścisnęłam więc jeszcze
raz dłoń Mamy i wróciłam do siekania. Posłałam jej swój najradośniejszy
uśmiech. Uśmiech, który już nigdy więcej nie pojawił się na moich wargach.
- Bierzmy się do pracy. Nasi chłopcy dziś wracają.
Mama roześmiała się. Jej poprzedni, melancholijny nastrój
znikł bez śladu.
- Tak. Cieszmy się i radujmy, póki jeszcze mamy pełną
lodówkę.
Nie, nie, nie. Obudź się, Catherine. No dawaj! To tylko sen! Wstawaj!
Serce zaczęło bić mi jeszcze szybciej. Nagle przypomniałam
sobie o wszystkim - o klątwie, o moim strażniku w osobie Daniela. To jednak nie
sprawiło, że mój puls zwolnił. Potarłam dłonią po twarzy, ścierając z niej resztki snu.
Nie zasnęłabym już, nawet gdybym bardzo chciała.
Na palcach ześlizgnęłam się z łóżka i ruszyłam w stronę
balkonu. Wszystkie bluzy i kurtki nadal leżały na dnie walizek, więc
zrezygnowałam z zakładania którejkolwiek z nich. Po prostu wyszłam na
zaśnieżony balkon tak jak stałam - w pidżamie i boso.
Nie myślałam w tej chwili zbyt racjonalnie. Byłam zbyt
roztrzęsiona snem, by martwić się teraz o moje zdrowie. Ale z każdym kolejnym
mroźnym podmuchem wiatru zaczynałam odczuwać wagę mojego błędu. Czułam w
kościach zbliżające się przeziębienie.
To jednak nie sprawiło, że zwinęłam się z powrotem do
sypialni. Tylko na zewnątrz mogłam odetchnąć bez obawy, że przed oczami stanie
mi dalsza część snu. Część tak dobrze znana i tak bardzo przerażająca...
- Cat?
Drgnęłam na dźwięk głosu Daniela. Zapomniałam, że nadal tam
był, że mógł usłyszeć jak szlocham. Albo obudziło go mroźne powietrze,
wpadające do pokoju przez otwarte drzwi.
- Idź spać - rzuciłam chłodno. - To nic.
- Chcesz zamarznąć? - warknął, chwytając mnie za nadgarstek
i wciągając do środka. Nie zważając na moje protesty, posadził mnie na podłodze
przed kominkiem i okrył kołdrą. - Cała drżysz. Do reszty zwariowałaś?
- Miałam zły sen - wyznałam cicho.
- To powód, żeby narażać się na odmrożenia?!
Westchnęłam cicho, niewzruszona jego troską. Był moim
strażnikiem. Miał dyspensę na opieprzanie mnie w potrzebnych chwilach. Jak
widać to była jedna z takich chwil. Albo po prostu bawiło go nadużywanie tego
przywileju.
- Wracamy do łóżek - zarządziłam, próbując wstać. Daniel
jednak znów chwycił mnie z nadgarstek i pociągnął w dół. Ponownie tego dnia
rąbnęłam tyłkiem o podłogę.
- Nie, księżniczko. Teraz rozmawiamy.
Spięłam się.
- Nie nazywaj mnie tak.
- Jak? Księżniczko?- Kiedy skinęłam głową,
wzruszył ramionami. - Jak tam sobie chcesz. Jesteś moją podopieczną, pochodzisz
z królewskiej rodziny. Myślałem, że powinienem cię jakoś tytułować.
- Nie - warknęłam. - Nie powinieneś.
- Okay. Jak tam sobie chcesz.
- Mogę już iść? - zapytałam chłodno.
Daniel pokręcił głową. Wyciągnął z kieszeni bluzy paczkę
papierosów i zaczął gnieść ją w dłoniach.
- Myślę, że to czas, abyśmy podzielili się swoimi
największymi lękami.
Spojrzałam na niego jak na wariata, którym niewątpliwie
był.
- Chyba śnisz, Shane. Nie jesteś na to gotowy.
- Jesteśmy na siebie skazani, Evans. Powinienem wiedzieć o
tobie wszystko. O twoich lękach, obawach. Wszystko może mi pomóc, kiedy
staniemy przed ostatecznym zagrożeniem. Wszystko pomoże mi cię obronić.
Przeczesałam włosy palcami.
- To nie jest bajeczka na dobranoc. Innym razem.
Daniel przestał gnieść w palcach białą paczkę fajek i
spojrzał na mnie. W jego czarnych oczach odbijały się płomienie, które
trzaskały w kominku obok nas.
- Moja starsza siostra popełniła samobójstwo - wyznał nagle,
wprawiając mnie w osłupienie. - Nie miałem pojęcia, czemu to zrobiła. Była
szczęśliwie zakochana. Miała przed sobą całe życie. I pewnego dnia po prostu je
sobie odebrała.
- Starsza?
Tylko pierworodne dziecko miało obowiązek stawić się w
Akademii. Co więc robił tutaj Daniel? Czyżby kierowała nim chęć odwetu?
- Powiesiła się na kilka miesięcy przed rozpoczęciem nauki
w Akademii. Miałem niecałe czternaście lat, gdy mi ją odebrał.
Kiedy znów zamilkł, spytałam cicho:
- On?
Daniel westchnął i zacisnął dłonie w pięści. Po
papierosach, które ukryte były w białej paczce, na pewno niewiele zostało.
- Nie wiem, co chciała sobie udowodnić... - Odetchnął
głęboko i spojrzał na mnie. W jego czarnych jak onyks oczach dostrzegałam ból. -
Na kilka dni przed jej śmiercią zauważyłem ślady ugryzień na jej szyi. Byłem
szczeniakiem, gówno wiedziałem na temat wampirów. Ale dodałem dwa do dwóch.
Zrobiłem jej awanturę. Jeszcze nigdy się tak nie kłóciliśmy. Z każdą kolejną
obelgą uświadamiałem sobie, że to już nie jest moja siostra. Ona była dobra,
łagodna. A przed sobą miałem potwora, bezuczuciowe monstrum ukrywające
się w ciele mojej kochanej Alisson.
Daniel spiął ramiona i spuścił wzrok. Starał się dalej
udawać bezdusznego twardziela, ale średnio mu to wychodziło. Nie płakał - był na
to zbyt dumny. Ale widać było, że cierpi.
Tak. Daniel Shane też ma uczucia.
- Po kłótni uciekła do swojej sypialni. Myśleliśmy, że
rozpacza, może nawet żałuje i potrzebuje chwili dla siebie. Ale kiedy mama po
trzech dniach weszła do jej pokoju...
Wzdrygnęłam się. Nie wiem, co czuła mama Daniela, kiedy
znalazła trupa córki, ale ja bym się chyba załamała.
Spojrzałam na Daniela, który zaczął drżeć - zupełnie jakby
powstrzymywał się od szlochu. Czułam się w tej chwili odrobinę niezręcznie.
Wiedziałam, że powinnam coś powiedzieć, coś zrobić. Może nawet go objąć. Ale
zabrakło mi odwagi. W zamian za to ścisnęłam mocno jego zimną dłoń, w której
nadal dzierżył pomiętą paczkę fajek. Nie odwzajemnił mojego gestu, ale
wierzyłam, że przyjął go z wdzięcznością.
- Niegdyś byliśmy nierozłączni - kontynuował po chwili. -
Mówiliśmy sobie dosłownie o wszystkim. Była nie tylko moją siostrą, ale również najlepszą przyjaciółką. Z czasem coś się między nami zmieniło, ale nie
wziąłem tego za zły znak. Miewaliśmy lepsze i gorsze momenty. Ten nie należał
do tej drugiej grupy. Poza tym rozumiałem fakt, że Alisson dorasta, potrzebuje
kobiecego towarzystwa. Więc nie martwiłem się. - Zasępił się. - Dopóki nie
pojawił się on.
Coś w sposobie, w jaki zaciskał szczęki, sugerowało mi
odpowiedź nim w ogóle zdążył mi jej udzielić.
- On był Nocnym, prawda?
Zacisnął dłonie w pięści, zupełnie nieświadomie zgniatając
również moje palce.
- Gdzieś głęboko wśród swoich pokręconych prawd wykreowała
sobie szczęście. Może pragnęła nieśmiertelnej miłości rodem z komedii
romantycznych? A może po prostu od początku marzyła o tym, by być
dziwką samego diabła?!
Zacisnęłam palce wolnej dłoni na jego ramieniu, dając mu do
zrozumienia, że powinien się uspokoić. Nigdy nie widziałam go podczas walki
(nie licząc krótkiego incydentu z Colem w święta) ale wiedziałam, że gdy
człowiek wpadnie w szał, może być niebezpieczny.
- Już dobrze, Shane - wyszeptałam. - Jestem tutaj. Spokojnie.
- Ja jej w ogóle nie rozumiem - jęknął, momentalnie opadając z sił. W jednej chwili stał się wrakiem człowieka. - Raz była gotowa tępić Nocnych, powybijać ich co do nogi. A kiedy indziej...
A kiedy indziej pozwalała największemu wrogowi pić swoją krew.
Był to akt zakazany, niekończąca się hańba dla Dziennego wampira. Taki czyn
(nierzadko połączony z aktem seksualnym) był niewybaczalny. Nie zmieniał on co
prawda delikwenta w Nocnego, o ile ten nie wstrzyknął w ofiarę swojego jadu, ale miało to działanie uzależniające - Dzienny Wampir nie był w stanie żyć bez
swojego prześladowcy. Potrzebował endorfin zawartych w ślinie Nocnego jak
tlenu.
Jeden mały wyskok, a ile złego potrafi wyrządzić.
Teraz spojrzałam na Daniela inaczej. Już nie był tylko
bezuczuciowym dupkiem. Był dupkiem, który stracił siostrę i podjął się edukacji
w Akademii w ramach zemsty. My, Dzienni, nie pochwalamy działań pod wpływem
złości, ale czyny Shane'a byłam gotowa poprzeć. Utrata kogoś bliskiego zmienia
nas, wiedziałam to jak nikt inny. Sama planowałam odwet. To nieprawdopodobne, ale z
dnia na dzień uświadamiałam sobie, że z Danielem więcej mnie łączy niż dzieli.
W tej chwili powstała między nami nić
porozumienia. Była słaba, nikła, niemalże niewidoczna. Ale zwiastowała początek
wspaniałej przyjaźni. Daniel może i nie był facetem, z którym pragnęłam gonić
zachody słońca, ale widziałam, że wesprze mnie w walce. Mojej wewnętrznej
walce.
- Rodzice i brat zginęli zeszłej zimy - wyznałam, o dziwo,
spokojnym głosem. - Tata i Mason służyli w Białym Domu. Razem z Mamą rzadko ich
widywałyśmy. To miał być jeden z tych pięknych, nielicznych weekendów, które
mieliśmy spędzić wspólnie. - Chociaż serce mi się ściskało, mówiłam dalej: - Było
tak jak zwykle. Jedliśmy obiad, żartowaliśmy. Tata od czasu do czasu całował
Mamę w policzek, a ja szturchałam Masona w bok za każdym razem, gdy nazywał
mnie smarkulą. Nic nie zapowiadało zbliżającej się katastrofy.
Kiedy umilkłam, wstrząsane niekontrolowanym napadem płaczu,
Daniel również milczał. Pozwolił mi się na spokojnie pozbierać, opanować na
tyle, bym była w stanie kontynuować historię.
- Nagle Mama zerwała się z krzesła. Była cholernie blada.
Myślałam, że źle się poczuła albo coś w tym stylu. Ale kiedy Mason i Tata
przybrali pozycje do ataku, przeraziłam się. Wszyscy zdawali się wiedzieć, o co
chodzi. Tylko ja stałam jak kołek, przyglądając się rodzinie ze strachem.
- Co było dalej? - zapytał łagodnie Daniel, a ja
uświadomiłam sobie, że znów zamilkłam.
- Mama ujęła moją twarz w dłonie i zaczęła przemawiać do
mnie spokojnym, łagodnym głosem, chociaż wokół nas wszyscy wyglądali, jakby
szykowali się do walki z samym diabłem. Mówiła, że będę bezpieczna jeśli
schowam się w szafie, że wkrótce ktoś mnie odnajdzie... Że mnie bardzo
kocha i wie, iż sobie ze wszystkim poradzę. - Zacisnęłam powieki; po moich
policzkach spłynęły świeże, gorące łzy. - Mimo że nie chciałam, ukryłam się w
szafie z kurtkami znajdującej się w korytarzu. Było to idealne miejsce, by w razie czego uciec przed
zagrożeniem. Ale było to też idealne miejsce do tego, bym mogła na własne oczy
zobaczyć, jak piątka Nocnych rozrywa na strzępy moją rodzinę.
Daniel wstrzymał oddech, ja załkałam cicho. Wiedziałam, że
dziś już na pewno nie zasnę. Wystarczyło, że tylko przymykałam oczy, a znów to
widziałam - biel ochlapaną czerwienią.
- Jakiś czas później odnalazła mnie Marlene. Zastała mnie
zwiniętą w kłębek i szlochającą najciszej, jak potrafiłam. Zabrała mnie do
swojej rodziny na wsi, spędziłam tam trochę czasu snując się z kąta w kąt jak
duch. Kiedy nadszedł wrzesień, Moon zabrała mnie do Akademii. Resztę historii
mniej więcej znasz.
- To straszne - wyszeptał Daniel. - Ale jednocześnie może ci
pomóc.
- Jak bycie świadkiem śmierci najbliższych może być pomocne
w jakikolwiek sposób?! - wrzasnęłam. - Bo jak na razie nie mogę spokojnie spać po
nocach. Serdecznie dziękuję za taką pomoc.
Daniel wydawał się być niezrażony moim wybuchem.
- Nienawidzisz Nocnych. Jest szansa, że się do nich nie
przyłączysz.
Wzięłam głęboki wdech, próbując się uspokoić. Daniel miał
rację. Nikt nie znosił Nocnych tak bardzo jak ja czy Daniel. Jego propozycja
wcale nie była taka głupia.
- Idźmy już spać - poprosiłam cicho. - Mam dość zwierzeń jak
na jeden dzień.
- Jasne. - Daniel pomógł mi wstać i zaprowadził mnie w
stronę łóżka. Okrył mnie kołdrą i pogłaskał po głowie jak małe dziecko. -
Spróbuj zasnąć, Catherine.
- Danielu. - Chwyciłam go za nadgarstek, gdy wyprostował się,
gotowy odejść. - Nie.
Przysiadł na krawędzi łóżka i uśmiechnął się delikatnie.
- Już dobrze, Catherine. Jestem.
- Zostań - poprosiłam cicho, robiąc mu miejsce obok siebie. -
Proszę, zostań ze mną.
Spodziewałam się wszystkiego - od reprymendy po ironiczny
żart. Ale nie tego, że położy się obok mnie.
- A teraz śpimy - zarządził, przymykając powieki.
W skupieniu przyjrzałam się jego zmęczonej twarzy.
Dzisiejsza noc odcisnęła na niej kolejne piętno. A mimo to był gotowy dalej
walczyć - dla mnie. Podobnie Lydia. Chciała poświęcić dla mnie wszystko. A
nawet Cole, który choć o niczym nie wiedział, był gotowy przy mnie trwać.
Pomimo wszystko i przeciw wszystkiemu. Dla mnie.
Gdybym jednak jakimś cudem wybrała Nocnych, utraciłabym
to. Nie tylko przyjaciół, ale również samą siebie. Nie wiem, jak w ogóle
mogłam istnieć bez nich. Oni byli moją duszą, moim sercem. Gdybym z nich
zrezygnowała, zrezygnowałabym z siebie. Gdybym się od nich odwróciła, nie
zniszczyłabym jednak tylko siebie. Oni również by ucierpieli. A choć samą siebie
mogłam ranić, ich pragnęłam chronić za wszelką cenę.
Zacisnęłam palce na dłoni Daniela, nie do końca rozumiejąc to, co zrobiłam. Ten
uśmiechnął się lekko, nie otwierając oczu, i odwzajemnił mój gest.
Zasnęliśmy, trzymając się za ręce.
***
Witam Was po tej dwutygodniowej nieobecności. Niestety, sprawy prywatne nie pozwoliły mi być z Wami w zeszły weekend. Ale oto jestem :D
Rozdział miał być już w środę no ale... Nie wyszło, bo przez omyłkę go skasowałam. Stąd kolejne opóźnienie - musiałam pisać go jeszcze raz. Ech, szkoda słów...
Kolejny mdły rozdzialik, wiem. Ale musiał się pojawić. Jest ona bardzo przełomowy, szczególnie w kwestii relacji Catherine-Daniel. Poza tym wyjaśnia to, co siedziało bohaterom w głowach od samego początku.
Nessa sugerowała, że postać Catherine jest nienaturalna, że jej charakter jest zbyt zmienny. Ale tak miało być. Catherine jest sobowtórem Kateriny Iwanow. Jej przyszłość to tak naprawdę przeszłość Dominique. A więc jeżeli Katerina zwariowała...
Wiem, że piszę nieco chaotycznie. Raz mamy dobrą Catherine, innym razem płaczliwą Catherine, a jeszcze kiedy indziej zimną sukę Catherine. Ale te zmiany nastroju nie są spowodowane jej niestabilnością- no, przynajmniej w pewnym sensie. Catherine dosłownie nie jest sobą. Nie mogę teraz za dużo na ten temat powiedzieć, nie zdradzając przy tym fabuły. Tak więc bądźcie cierpliwi! Postaram się wszystko w najbliższym czasie naprostować :)
Tak jeszcze od siebie dodam, że zakochałam się w dueciku z linku. Wszelkie ich covery czy własne utwory tak perfekcyjnie opisują naszą Datherine... I ten jej głos... <3
Buziaki, kochani!
Wasza Klaudia99
Dalej uważam, że ta postać jest przesadzona. Sobowtór? Reinkarnacja? Nazwij to jak chcesz, ale ja w tej kwestii zdania nie zmienię. W efekcie jak utknęłam na piątym rozdziale, tak ruszyć się nie mogę, bo jak charakterek głównej bohaterki może bym przełknęła, tak każda kolejna postać wydaje mi się do tego stopnia przerysowana i przesadzona, że ruszyć się nie mogę. Wybacz, ale ja tego nie kupuję - tym bardziej, że sama prowadzę opowiadanie w którym główna bohaterka jest reinkarnacją swojej wcześniejszej postaci, Ariany - córki Lucyfera - i jakoś nie zrobiłam z niej niezrównoważonej psychicznie idiotki, która nie ma swojego charakteru. A w przypadku Catherine tak jest; żadnej konsekwencji, a zdanie "tak miało być, bo..." w żaden sposób nie usprawiedliwia niedopracowanego pomysłu. Nie, po prostu - tu czegoś zabrakło, a teraz to postać pochyła. Wybacz, że to piszę, ale nie potrafię sypać tonami cukru, bo i sama od ludzi oczekuję szczerości - bo tylko w ten sposób można się czegoś nauczyć.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o sobowtóry... To już było, na dodatek w lepszej wersji. Podział na Nocnych i Dziennych też kojarzy mi się z gromem książek, które czytałam, chociaż ten wątek akurat jest w porządku, co już chyba pisałam. Ale co z tego, skoro całość psują postacie, a zwłaszcza główna bohaterka, której oczami spoglądamy na przedstawiony świat? Jak ma zarysowaną historię, co jest dobre, tak brak charakteru doprowadza do szału, zniechęcając niemal na każdym kroku. Ani to buntowniczka, ani wielokrotnie sugerowany silny charakter - raczej cień jakiejkolwiek postaci, który nie ma w sobie za grosz logiki. Ot jak podpasuje, taka będzie. A takich zmieniających charakterów nie ma - i to wszystko jedno, czy kiedyś była Kateriną, Matką Boską, czy kawałkiem drewna... W zasadzie nawet kawałek drewna byłby bardziej zrównoważony.
Tyle w tym temacie. Nie wiem, kiedy i czy w ogóle zbiorę się na to, żeby czytać dalej, chociaż bym chciała, bo główne wątki są interesujące. Ale Cat i jej nie wiadomo skąd wzięta przyjaciółka, której nazwać wampirem bynajmniej nie można, to jest nie lada wyzwanie...
Pozdrawiam,
Nessa.
Chociaż całkowicie sie z nim nie zgadzam, to szanuję Twoje zdanie. Masz pełne prawo do wyrażenia własnej opinii, nawet jeśli tak negatywnej. Nie zmuszam Cię do czytania, bez przesady. Nie podoba się, trudno. Mam kilku innych czytelników, którzy doceniają moją twórczość (tak przynajmniej twierdzą) więc utrata Ciebie zapewne spłynie po mnie jak po kaczce.
UsuńDziekuję za to, że zmarnowałaś na mnie tyle swojego czasu.
Również pozdrawiam,
Klaudia99
Obłęd też ma swoje podstawy. Tu po prostu jest brak zamysłu. Możesz się z tym zgadzać albo nie, ale ja jestem bardzo wyczuwalna na kwestię psychiki i charakteru. Ale życzę jak największej ilości cukierkowych komentarzy - na pewno inni uznają, że jest cudnie, a pomysł oryginalny i ciekawie przedstawiony i hej! Też bym mogła, ale co mi po tym, że Cię okłamię? =)
UsuńCzytasz książki? Jakiekolwiek DOBRE książki? No właśnie, tak sądzę, bo osoby, które biorą się za pisanie, zwykle są oczytane. I wierz mi, nie znajdziesz takiej postaci nigdzie - niekonsekwentnej, mającej... "charakter" znikąd, bo przecież to sobowtór/reinkarnacja. Może to wina opisów, tego, że nie było żadnych sygnałów, które świadczyłyby o inności Cat. To takie z kosmosu wzięte - jest psychicznie niezrównoważona, bo... właściwie "bo tak". zawsze można wytłumaczyć to jakąś naciąganą teorią. Jak nie rozumiałam bohaterów, którzy po traumie zachowywali się jak gdyby nigdy nic, tak nie zrozumiem zachowania Cat, bo ono po prostu nie ma sensu. Żadnego... Chyba, że to miała być parodia albo satyra - wtedy nie mam pytań.
Nigdzie nie zarzuciłam Ci przymuszania do czytania, więc nie rozumiem tej uwagi. o.O Pewnie i tak jakieś cukiereczki prędzej czy później się mnie za szczerość przyczepią, ale trudno. Mam wrażenie, że to opowiadanie jest równią pochyłą... Stąd moje mieszane uczucia - bo nawet najlepszy pomysł może zepsuć źle wykreowany bohater, a tu nie chodzi tylko o "nie-wiem-kim-jestem" w postaci Cat...
Ale marnuje czas, faktycznie. W końcu "zapewne spłynie po Tobie" jak po kaczce, więc już się nie produkuję, bo i po co?
Nessa
Naprawdę, nie musisz być od razu sarkastyczna. Ja przyjęłam Twoje zdanie. Nie mogłabyś zrobić tego samego?
UsuńOkej, spieprzyłam. Przyznaję, nie jest to powieść nadająca sie na półkę z bestsellerami. Ale od początku nie miałam takiego zamiaru. Dopiero zaczynam przygodę z pisaniem. Może być lepiej lub gorzej, to nie mnie oceniać. Miałaś prawo wyrazić swoją opinię. I tak, dziekuję, że mnie nie okłamałaś. Myślę jednak, że zarzucanie kłamstwa moim Czytelniczkom to juz lekka przesada. Ale hej, przecież to moje postacie są niedopracowane i sztuczne.
Nie chcę sie kłócić. Powtarzam- wyraziłaś swoją opinię, przyjęłam ją. Nie podoba się, w porządku. Koniec tematu.
Klaudia99
Ja się nie kłócę, a tym bardziej nie jestem sarkastyczna. Ty z kolei po raz kolejny wmawiasz mi coś, czego nie napisałam - mianowicie to, że Twoi czytelnicy mogliby kłamać. Napisałam jedynie o słodzeniu, ale jak masz doszukiwać się w każdym moim słowie czegoś niewłaściwego, już nawet nie będę próbowała tego prostować -.-
UsuńNessa
Super rozdział :*
OdpowiedzUsuńTeraz wiem co siedziało w głowie Danielowi i Catherine.
Jestem ciekawa między nimi.
Czekam na next ♡
Witam serdecznie w moich skromnych progach :) Nie widziałam Cię tu wcześniej. Od dawna czytasz?
UsuńDziękuję za miłe słowa :)) Mam nadzieję, że z czasem uda mi się zaspokoić Twoją ciekawość.
Nowy rozdział w przyszły weekend, prawdopodobnie sobota wieczorem.
Pozdrawiam!
Klaudia99
Ness ma rację ;< Zapowiadało się dobrze, ale przez Cat nie da się czytać...
OdpowiedzUsuńMogę powiedzieć, że to naprostuję, ale teraz już chyba nie ma sensu...
UsuńNa wprowadzenie zmian nigdy nie jest za późno – o ile się chce.
UsuńJa sądzę, że całe opowiadanie jest fajne. Nie jest dopięte na ostatni guzik ( chodzi mi o błędy, np. tępo - tempo ). Mimo wszystko czekam na następny rozdział i mam nadzieję, że takowy pojawi się jak najwcześniej :)
OdpowiedzUsuńO Boże! Naprawdę popełniłam tak katastrofalny błąd?! Gdzie? Jezu, chyba musiałam być strasznie zmęczona albo coś. Na ogół jestem osobą wyczuloną na punkcie ortografii! Przysięgam, zaraz to poprawię!
UsuńI dziekuję za pochlebną opinię :)) Przyznam szczerze, że zaczęłam nieco wątpić w tą historię. Jednak dzieki osobom takim jak Ty czuję, że nie powinnam się jeszcze poddawać :))
Dziekuję Ci!
Pozdrawiam serdecznie! :*
Klaudia99
P.S. Rozdział pewnie w przyszły weekend. Jeśli jednak nie dam rady (odpukać!) to dopiero w okolicach świąt....
Mi opowiadanie się bardzo podoba ;D
OdpowiedzUsuńJest wciągające i fabuła jest naprawdę świetna ;D
Pisz dalej, proszę <3
Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że są jeszcze takie osoby jak Ty, ktorym to opowiadanie przypada do gustu! To daje takiego kopa, że... ACH! Po prostu brak mi słów! :D
UsuńDziekuję za obecność i miły komentarz. Teraz nie ma mowy, żebym przestała pisać!
Mam jednak maleńką prośbę... Podpisuj się jakoś ;) Na święta planuję zrobić post z dedykacją, więc Twoje imię, nick czy cokolwiek, bardzo mi się przyda! :))
Mam nadzieję, ze zagościsz tu na stałe :))
Ściskam!
Klaudia99
Rozumiem, ze komus mogl nie przypasc do gustu taki sposob kierowania postacia, mi jednak sie podoba ;) Cath jest naprawde intrygujaca, a w tym rozdziale jej relacja z Danielem sie poglebila. Nie moglam sie doczekac az opiszesz jej historie i.. Nie zawiodlam sie. To byly wstrzasajace przezycia i jestem bardzo ciekawa co bedzie dalej ;) czekam na nn ;D
OdpowiedzUsuńBuziaki ^^
J
Czekam na nn
Dzisiaj wygłaszałam na polskim mowę dotyczącą wpływu mass mediów na społeczeństwo. Głównym argumentem było to, iż media sprawiają, że tracimy własne zdanie. Co jednak mogę wywnioskować po Waszych komentarzach, wcale tak nie jest. Ile osób, tyle różnych opinii. I muszę przyznać, ze bardzo mnie to cieszy :))
UsuńOczywiście rozumiem fakt, że komuś moje wypociny sie nie podobają. Cieszy mnie jednak bardziej świadomość, ze komuś może sie to podobać :)) Bardzo dziękuję Ci za to, że dołączyłaś do tego drugiego grona :))
Next w przyszłym tygodniu. Podbudowana nowymi komplementami spróbuję Was nie zawieść :))
Również ściskam i całuję! :*
Klaudia99
Wiedziałam, że ich wspólne mieszkanie będzie co najmniej trudne dla obu stron. Słowne potyczki są fantastyczne, chociaż kiedy trzeba, potrafią ze sobą porozmawiać. Poza tym nawet Cat nie może zaprzeczyć, że ufa mu o wiele bardziej niż Cole'owi, bo temu zdecydowanie nie zwierzyłaby się z takich rzeczy. Wspólne tragedie łączą i to w stopniu, którego nie da się wyobrazić ot tak. A oboje przetrwali piekło.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że mam dreszcze, a to nie zdarza mi się często. Wyznanie Daniela co najmniej zaskakuje, bo się go nie spodziewałam. Jeśli chodzi o Cat, zgrabnie wplatałaś przemyślenia o tej tragedii w poprzednich rozdziałach, więc byłam przygotowana, niemniej jak się o tym czyta... Nic dziwnego, że jest przerażona. Ale tak jak i Daniel, jestem przekonana, że ta tragedia stanie się jej siłą w przyszłości - bo skoro nienawidzi Nocnych, klątwa może nie mieć na nią aż takiego wpływu. Prędzej czy później ten gniew może okazać się katalizatorem, którego będzie potrzebowała do walki z przeznaczeniem, które teoretycznie jest jej pisane.
Dużo emocji, co bardzo mi się podoba. Tę dwójkę czuję - ich relacja jest prawdziwa, trójwymiarowa... Tego właśnie brakuje mi przy Cat i Cole'u =)
Pędzę do kolejnego rozdziału,
Nessa.
I znowu zacznę od paringu - widzisz, ja mówiłam, że Daniel i Cat są idealni. Jak dla mnie są. Ten moment, gdy opowiadali sobie o przeszłości był... wzruszający. Nie chcę nawet myśleć, jak bardzo Daniel przeżył stratę siostry i co czuła Cat, gdy widziała rozrywających jej rodzinę Nocnych. Dziwię się, że dała sobie z tym radę. Ja bym sfiksowała.
OdpowiedzUsuńNapisałaś, że rozdział jest "mdły", a według mnie wcale nie jest. Takie rozdziały właśnie są potrzebne, żeby wyjaśnić parę spraw, zwolnić trochę tempo i po prostu się zastanowić. Zaczynam rozumieć Catherine, jej maskę i zachowanie. Mam też nadzieję, że Daniel ma rację i silna nienawiść, którą darzy Nocnych, nie doprowadzi do jej upadku.
Do następnego rozdziału zabiorę się jednak dopiero jutro, bo Morfeusz składa mi zaproszenie. Szykuje się wspaniała noc :D
Tak więc ściskam mocno i do jutra! :*