Tom Odell- Another Love
" I pragnę Cię pocałować, sprawić, żebyś poczuła się dobrze.
Ale jestem zbyt zmęczony, by dzielić się nocami.
A jeśli ktoś Cię skrzywdzi, będę walczył.
I chcę płakać, pragnę nauczyć się kochać, ale...
Ale wypłakałem wszystkie moje łzy podczas innej miłości"
Ziemia
nie zadrżała. Nieba nie przecięła tęcza i nie przyleciały do nas jednorożce.
Nie było oklasków, fajerwerków czy innych bajerów.
Ale
było miło i tego się trzymajmy.
Daniel
smakował papierosowym dymem, ale nie przeszkadzało mi to. Przylgnęłam do jego
mokrej od moich łez bluzy i pozwoliłam, by mnie objął. Łóżko skrzypiało przy
każdym naszym ruchu, knoty palonych świec syczały a nasze wargi i języki
współgrały. Byliśmy zgodni jak nigdy.
Całowanie
Cole'a było walką, nieustanną przepychanką języków, konkursem na najwspanialszy
dotyk. Czułam się przy nim bezpieczna, ale jednocześnie zagrożona. Rozpalona
jak ognisko w środku lata i lodowata jak klimat Antarktydy.
Ale
Daniel... On był inny. Ja przy nim stawałam się inna. Pozwalałam sobie na
refleksje i słabości. Przy nim... Nie mogę powiedzieć, że stawałam się sobą, bo
po tylu latach ukrywania się, już nie pamiętam, kim jestem. Ale przy nim byłam
bliższa ideałowi.
Jednak
to nie było... to. Nie mogę powiedzieć, że całując go, czułam się tak, jakbym
miziała się z członkiem rodziny. Ale to nadal nie było to.
Było
po prostu miło.
Odsunęłam
się od niego, dotykając palcem nabrzmiałych warg.
-
To było naprawdę przyjemne zakończenie starego roku - przyznałam. - Ale...
Daniel
zarumienił się i spuścił wzrok.
-
Sorry. Poniosło mnie.
-
Nie przepraszaj - zapewniłam szybko. - Po prostu... Chyba rozumiesz. Jesteśmy
partnerami. I jesteśmy w tym świetni. Ale ty i ja, razem... To nie wypali.
-
To nie wypali - powtórzył, co uznałam za potwierdzenie. - Tak, oczywiście - dodał,
kręcąc głową. Sam sobie przeczył. Widziałam ból w jego oczach. - Pójdę
sprawdzić, czy już wyszli. Słyszę fajerwerki.
Tak.
Ja też słyszałam. A przez szpary między deskami do pokoju wpadały kolorowe
cienie.
Daniel
odwrócił się i zniknął na skrzypiących schodach. Po sposobie w jaki spiął
łopatki wyczułam, że czuł się odtrącony.
Oj,
Shane. Ciesz się, że teraz, a nie potem, gdyby sprawy zaszły za daleko.
Z
westchnieniem przesunęłam palcem po wilgotnych wargach. Odciśnięte na nich
pocałunki były jak siniaki - jeszcze przez jakiś czas miały przypominać mi o
moim potknięciu. Zagalopowałam się. Pozwoliłam na za dużo kolejnemu facetowi.
Chyba jestem stworzona do tego by ich ranić. Rozkochiwać w sobie i porzucać.
To
nie tak, że nienawidzę Daniela i na siłę próbuję go zniszczyć. Ja tak naprawdę
nigdy nie chciałam nikogo krzywdzić. Ale Daniel odkrył mnie zbyt wiele.
Obnażyłam przed nim swoją delikatniejszą, wrażliwszą stronę, którą to Cole tak
bardzo chciał odkryć. Nie nienawidzę żadnego z nich. Cole jest zepsuty do cna,
przy nim mogę być tą Catherine, którą lubię w sobie najbardziej. A Daniel jest
dobry. A ja potrzebuję dobra w moim życiu. Szczególnie teraz, kiedy przyszłość,
m o j a przyszłość, zapisana jest w notesie leżącym przede mną.
Niemalże
impulsywnie sięgnęłam po pamiętnik Dominique i przewertowałam kilka kolejnych
stron. Wszystkie były oznaczone tą samą datą. A przynajmniej do czasu, gdy
całe kartki nie zostały oznaczone jednym słowem: CIEMNOŚĆ
Gdzie
indziej Dominique akcentowała inne słowo: NADCHODZI.
A
to nie wróżyło mi świetlanej przyszłości.
-
Wyszli - oznajmił Shane sucho, nagle pojawiając się obok mnie.
Zaskoczona
jego tonem aż upuściłam pamiętnik.
-
Daniel...
-
Zamierzasz tu spędzić całą noc? - przerwał mi.
Czyli
wróciliśmy do starego, dobrego warczenia na siebie nawzajem.
Niby
nowy rok, ale przyzwyczajenia zostają te same...
-
Potrzebuję drinka - wymamrotałam, rzucając się na łóżko.
Mimo
późnej pory, Lydia nie spała. Zastałam ją niecierpliwie wydeptującą ścieżkę od
swojego łóżka do drzwi. Znałam ją wystarczająco długo, by wiedzieć, że się
martwiła. Zapewne wybiegała na korytarz za każdym razem, gdy usłyszała jakieś
kroki.
Kochany
Kiełek.
Jak
się jednak okazało, Thompson nie była jedyną, która umierała z niecierpliwości
by mnie zobaczyć. Jak raczyła mnie szorstko poinformować, przez cały wieczór
odganiała skomlącego Cole'a spod naszych drzwi.
-
Teraz to potrzebuję podwójnego drinka - wymamrotałam, uświadamiając sobie, że
obiecałam mu się z nim spotkać.
-
Mam tylko krew - odparła Lydia. - I ciastka.
-
Dobre i to.
Po
chwili siedziałyśmy obie pod różowym kocykiem Lydii, obżerając się ciastkami i
przyglądając się kolorowym fajerwerkom rozbłyskującym na niebie.
Spojrzałam
na pokryte czekoladą ciastko i uśmiechnęłam się pod nosem. Niemal słyszałam
łagodny głos Mamy, która lubiła mówić, że zawsze lepiej upić się z żalu niż
zapchać lodami. Jak zwykła powtarzać: Kaca wyleczysz. Grubej dupy tak szybko
się nie pozbędziesz.
Po
moim policzku spłynęła pojedyncza, ale kolejna tego dnia łza. Starłam ją
agresywnym ruchem.
-
Czego się dowiedzieliście? - zapytała Lydia z ustami pełnymi ciastek.
I
to było na tyle z ukrywaniem moich emocji. Po startej łzie pojawiła się
kolejna, następna i jeszcze jedna. Lydia tylko przez moment była zszokowana
moją reakcją. Szybko jednak otrząsnęła się z szoku i objęła mnie ramieniem.
Na
wpół szlochając opowiedziałam jej o wszystkim. Powiedziałam jej nawet jeszcze
więcej. Zdradziłam jej, jak bardzo się boję, że nie wiem, co się dzieje. A
Lydia słuchała mnie w milczeniu, podsuwając mi tylko ciastka pod nos.
Kiedy
skończyłam, czułam się gorzej niż źle. Ale Lydia nie powiedziała nic na temat
mojej słabości, mokrych od łez policzków. Powiedziała tylko coś, co
jednocześnie sprawiło że śmiałam się i popłakałam jeszcze bardziej.
-
Moja przyjaciółka popada w obłęd... Czad!
Ona
oczywiście żartowała, próbowała podnieść mnie na duchu. Zrobiła to, jasne. Ale
jednocześnie czułam się jeszcze bardziej zdołowana.
-
Tyle że to nie koniec - mruknęłam. - Daniel mnie pocałował.
Trudno
mi opisać reakcję Lydii. Jednocześnie krztusiła się ciastkiem i wstrzymywała
oddech. W międzyczasie jeszcze przyglądała mi się soczyście błękitnymi oczami
wielkimi jak spodki.
-
Pocałował?
-
W usta.
-
I co?
-
Znów się nienawidzimy - westchnęłam.
Lydia
ugryzła ciastko.
- Zapewne
wyperswadowałaś mu w typowo catherinowy sposób, że powinniście być tylko
przyjaciółmi.
Zmarszczyłam
brwi.
-
A jak wygląda typowo catherinowy sposób?- zapytałam.
-
Oschły, wręcz szorstki. I obojętny. Mówisz o emocjach tak, jakbyś stwierdzała
fakty.
Dobra
była.
-
Okay, okay - przyznałam. - Nie umiem mówić o emocjach. Ale zrozumiał, co mam na
myśli.
-
Nie miał wyjścia, jak mniemam.
Naburmuszyłam
się.
-
On też nie czuje do mnie niczego więcej! Po prostu oboje ulegliśmy chwili.
Świece, śnieg za oknem. Na dodatek kilka chwil przed pocałunkiem totalnie
rozkleiłam się w jego ramionach. Mógł wziąć to za zły znak.
-
Może lepiej, kiedy na siebie warczycie - zauważyła Lydia. - Wtedy mogłabyś zająć
się tylko Colem. Bez zaprzątania sobie głowy Danielem i tym, co on by pomyślał.
Potarłam
dłonią po twarzy.
-
Cały czas zastanawiam się, czy to wszystko jest dobrym pomysłem.
-
Co? Daniel?
Wzruszyłam
ramionami.
-
Też. Ale i wszystko inne. Cole, ta szkoła, Dominique.
-
Słowem: wszystko się sypie.
Wzruszyłam
ramionami.
-
Przywykłam.
Ale
w głębi duszy byłam szczerze przerażona.
W
poniedziałkowy poranek ledwo zwlokłam się z łóżka. Już zapomniałam, jak to
jest, gdy trzeba zrywać się bladym świtem. Święta
to jednak błąd. Rozregulowują cały system i zamieniają nas w kilka kilo
cięższych leni.
Mój
stan nie pogorszył się przez weekend. Nadal cholernie bolały mnie kły a
pragnienie paliło gardło, ale dawało się z tym przeżyć. A, jak wiadomo,
Dominique czuła się nieco gorzej przed śmiercią.
A
przynajmniej tak obstawiałam, że umarła. Nie zaglądałam do pamiętnika, ale
wiedziałam, że pozostało tam już niewiele wpisów. Nie widziałam innego powodu,
dla którego miałaby przestać pisać.
No, chyba że wyzdrowiała. Nie jestem jednak głupia i nie pokładam w tym głębokich
nadziei. Miałam po prostu umrzeć. Nie widziałam szansy na happy end.
Wynajdywałam
najróżniejsze wymówki, by omijać pamiętnik Dominique szerokim łukiem. Nawet
zaczęłam się UCZYĆ. Serio, otworzyłam podręcznik do historii i przeczytałam
bieżący temat. Lydia prawie na zawał zeszła, gdy zastała mnie nad książką.
Daniel
nie odzywał się do mnie od feralnej akcji na strychu. Ja za to unikałam Cole'a.
Proste, łatwe, ale czy przyjemne?
Lekcje
okazały się być porażką. Wcale nie pomogły mi zapomnieć o Dominique i wiszącym
nade mną toporem. Na historii kontynuowaliśmy temat kościoła, a na matmie
musiałam przysnąć, bo gdy podniosłam wzrok, tablicę pokrywały znaki w wymarłym
języku. Na wuefie biegaliśmy bez celu wokół sali, by nadrobić kondycję sprzed
świąt. Na lunch nie poszłam, bo bałam się spotkania z Colem. Następna była biologia i referat o wnętrznościach Nocnych. Potrzebowałam ogromnej siły woli,
by nie puścić krwawego pawia. Nie mogłam się nawet zrelaksować, bo kolejna była
"godzina wychowawcza"- pieszczotliwie nazywana lekcja o
przystosowaniu wojennym. A wychodząc z angielskiego, podziękowałam Bogu, że
Shakespeare już nie żyje, bo nie zniosłabym więcej tak dramatycznych dramatów.
Czując,
że zaczynam wariować w zamknięciu, wyszłam na dwór. Początkowo przysłaniałam
oczy przed słońcem. Była to jednak normalna reakcja na promienie słoneczne i
iskrzący w nich śnieg. To w połączeniu z wyostrzonym wzrokiem nie było
przyjemnym doświadczeniem.
Moje
czarne botki ginęły w grubej warstwie puchu, gdy zaczęłam spacerować wzdłuż
ogrodzenia na tyły Akademii. Wcisnęłam
zmarznięte dłonie do kieszeni kurtki i westchnęłam, wypuszczając z ust obłoczek
pary.
Plac
za Akademią był jeszcze większy niż ten przed nią. Znajdowała się tu bieżnia,
na której ćwiczyliśmy wiosną i latem, oraz boisko, gdzie chłopcy mogli
wyładować swoją złość na czymś, co niekoniecznie było głową kolegi. Dodatkowo
znajdował się tu kort do tenisa, tory do mini golfa i daleko, daleko w rogu
mała kaplica. Rzadko z niej korzystaliśmy. Ksiądz przyjeżdżał tylko na jakieś
większe okazje. Jeśli ktoś chciał się pomodlić, robił to na własną rękę.
Rozejrzałam
się po pustym placu i gołych drzewach. Latem było tu naprawdę cudownie. Tak
zielono i tłoczno. A teraz pomiędzy zaśnieżonymi sprzętami hulał tylko wiatr.
Chyba
znowu robię się melancholijna. Ale zwyczajnie staram się dostosować do
otoczenia, które płacze śniegiem.
Wow.
Moja krew chyba było nieco przeterminowana, czy coś...
Mimochodem
pomyślałam o Dominique. Ona została ze swoimi problemami zupełnie sama.
Przyjaciele się od niej odwrócili, dyrektorka nasłała na nią księdza, zupełnie
jakby potrzebowała jakiegoś ostatniego namaszczenia. Nie dziwota, że
zwariowała.
Zapewne
skończyłabym podobnie, gdyby nie Lydia. Cóż
za ironia. jeszcze dwa miesiące temu nie miałam nikogo. A teraz dzielę się
problemami z tą uroczą, różową kuleczką z jednym kłem.
Pamiętnik
Dominique ciążył w mojej kieszeni, przypominając o swojej obecności.
Wiedziałam, że nie mogę czytać go publicznie. Ale nie chciałam też tego robić
przy Lydii. Znów bym straciła przytomność i zaczęła krwawić. I Lydia serio
zeszłaby przeze mnie na zawał.
Daniel
był gotowy na widok krzywdy, bólu a nawet śmierci. Ale ona nie. Jest zbyt
delikatna, zbyt... urocza.
Ciekawość
jednak zwyciężyła. Otworzyłam pamiętnik, przekartkowałam czytane strony -
łącznie z tymi napisanymi w napadzie szału i...
Trafiłam
na coś jeszcze gorszego.
5 grudnia Roku Pańskiego 1850
AKADEMIA CIEMNOŚCI
Drogi
Pamiętniku!
Nie
mam pojęcia, co się stało. Obudziłam się o poranku, skrzywiłam z powodu
promieni słońca, które dostały się tu przez szparę między deskami i...
Zamarłam.
Odruchowo
dotknęłam twarzy i szczęki, ale nie poczułam bólu.
Czyżbym
była zdrowa? Jednak będę żyła?
Wyskoczyłam
z łóżka i zachwiałam się na widok swojego lustrzanego odbicia. Mój pokój wcale
nie wyglądał lepiej.
CO TU SIĘ STAŁO?!
Boże! Co tu się wydarzyło? Nic nie pamiętam... A Dru...
Boże, ona już mi nie pomoże...
Ojcze Nasz, któryś jest w niebie...
Urwałam na słowach modlitwy. Nie chciałam ich czytać. W
przypadku Dominique nie oznaczały one niczego dobrego.
Zresztą moją uwagę zwróciło co innego. Cała strona w
pamiętniku była poznaczona odciskami palców. Dominique nie użyła jednak do tego
celu zwykłego tuszu.
Na podniszczonej kartce z pamiętnika widniały odciski
palców umoczonych w krwi.
Wiedziałam, co powinnam zrobić. Nie wiedziałam jednak, czy
tego chcę.
Moje ciało zadziałało jednak szybciej niż mózg. Nim się
zorientowałam, przykładałam palec do jakże idealnie pasującego odcisku na
stronie w pamiętniku.
Zobaczyłam Ją/siebie - niepotrzebne skreślić. Ona/ja
klęczała na podłodze w swoim pokoju na strychu, który nie różnił się swoim
stanem od tego, który zastałam ostatnio. Szlochała/m. Jej/moja twarz, dłonie,
biała, nieco staromodna koszula nocna była pokryta krwią. U jej/ moich stóp
leżało ciało jakiejś kobiety w fartuszku i koronkowym czepku na głowie, którą
dopiero po chwili utożsamiłam z Drusillą, służącą Dominique. Biedna kobieta
byłą cała we krwi, a jej ciało - a przynajmniej to, co z niego pozostało - było
porozrywane. Płaty mięsa odchodziły od kości, brakowało kończyn, które
najpewniej były porozrzucane gdzieś po pomieszczeniu.
Z wrzaskiem upuściłam pamiętnik na ziemię. Po chwili sama
upadłam na kolana, oddychając szybko. Czułam w piersi niewyobrażalny ból, do
oczu cisnęły mi się łzy.
Boże. Jaki potwór mógł to zrobić?! Czy... Czy to wina
Jej...?
Żołądek podszedł mi do gardła; z trudem wstrzymywałam
odruch wymiotny.
Dobry Boże. Teraz moja bezsenność tylko się pogłębi.
Wbiłam paznokcie w ziemię pod grubą warstwą puchu i
spróbowałam się uspokoić. Wdech, wydech. Oddychaj, Evans.
Na śniegu pode mną wykwitły plamy szkarłatu. Spanikowana
usiadłam i spuściłam głowę w dół. Jednocześnie starałam sobie przypomnieć, co
zrobiłam wczoraj, by zatrzymać krwawienie z nosa.
Był ze mną Daniel.
Ale teraz go tu nie ma, zganiłam się w myślach. Przestań
polegać na innych, Evans. Bo znów tylko się zawiedziesz.
- Catherine! - Znajomy głos zbliżał się w moim kierunku.
Cole. Cholera.
Nie miałam jak przed nim uciec. Zdążyłam jednak schować
pamiętnik Dominique do kieszeni. Mieliśmy już wystarczająco tematów do
nadgonienia. Nie chciałam tłumaczyć mu się również z tego.
- Catherine. - Turner uklęknął naprzeciwko mnie. Kiedy dostrzegł
plamy krwi na śniegu, zaczął wariować. Zabawne, że jednocześnie starał się
uspokoić m n i e. - O mój Boże! Spokojnie, kotku. Oddychaj. To tylko odrobina
krwi. Od tego się nie umiera.
Jego troska była urocza. Uśmiechnęłam się.
- Już w porządku. - Podniosłam głowę, by mógł zobaczyć, że
mówię prawdę. Krew już przestała lecieć. - Serio, Turner, nie świruj. Już po
sprawie.
Cole drżącą dłonią starł krew znad mojej górnej wargi.
- Co się stało, Catherine?
- To po prostu... - Wzruszyłam ramionami z lekkim, nieco
wymuszonym uśmiechem, którym miałam nadzieję przyćmić jego ciekawość i zmienić
bieg rozmowy. - To nic takiego.
- Akurat - parsknął Cole, ostrożnie pomagając mi się dźwignąć
do pionu. - Krwawienie z nosa to poważna sprawa.
- Nie w moim przypadku - oświadczyłam. - Tak po prostu mam.
Pielęgniarka o tym wie.
- Serio?
Nie.
- No jasne.
Cole jednak nie wyglądał na przekonanego.
- I tak idziemy do Eloise - zarządził. - Nie marudź. Ktoś
musi cię zbadać.
Zamrugałam kokieteryjnie, choć z zaschniętą krwią na twarzy
zapewne wyglądałam mało seksownie.
- Od kiedy to Cole Turner jest taki roztropny? - zapytałam
żartobliwym tonem.
Cole jednak nie miał nastroju do żartów. Wziął mnie za rękę
i zaczął ciągnąć z powrotem w stronę Akademii.
- Roztropny to może być dzieciak przechodzący przez ulicę -
burknął. - Ja jestem odpowiedzialny.
Prychnęłam.
- Odpowiedzialny?
- No co? - Uśmiechnął się nonszalancko, prawdopodobnie
odzyskując dobry humor. - Jestem odpowiedzialny za to, co oswoiłem.*
Parsknęłam śmiechem. Typowy podrywacz rzucający cytatami z ,,Małego Księcia"? No tego jeszcze nie było!
- Decyzja oswojenia niesie w sobie ryzyko łez -
odparłam, wzorując się na tym samym autorze.
- Świat łez jest bardzo tajemniczy.
Znów się roześmiałam. Facet był niemożliwy!
- Masz mnie - przyznałam. - Na to nie mam cytatowej riposty.
Cole jednak się nie uśmiechnął. Patrzył przed siebie, nadal
ściskając moją dłoń.
- Chciałbym mieć cię naprawdę - wyznał nagle, tym nietypowym
dla niego melancholijnym tonem.
Zaczęłam żałować, że jednak nie straciłam przytomności.
- Cole...
Turner otrząsnął się z zamyślenia i spojrzał na mnie.
Zatrzymał się, więc i ja stanęłam. Jego niesamowite, jadeitowe oczy iskrzyły
jak świeży śnieg na słońcu.
- Ja mówię serio, Catherine - oświadczył poważnie. - Nie
odstępuję cię na krok od kilku tygodni. Nie poddałem się, mimo że ostatnio
okazujesz szczerą niechęć w stosunku do mojej osoby. Co zrobiłem źle, poza
głupim zadurzeniu się w jakże cudownej, błyskotliwej i genialnej Catherine
Evans? Jesteś tak silna i piękna jednocześnie... Podziwiam cię za całą tę
odwagę i energię, którą masz w sobie. Jesteś... Jesteś wszystkim, czego pragnę,
Catherine Evans. Błagam, powiedz w końcu na czym stoję, bo jak na razie
znajduję się na skraju szaleństwa. - Ujął moją twarz w dłonie i z miłością spojrzał w moje nadal
fiołkowe oczy. - Nie jesteś jak tamte puste laleczki, z którymi spotykałem
się wcześniej - dodał. - Zawsze to wiedziałem. Wiedziałem, że jesteś wyjątkowa.
Płonie w tobie ogień, a mimo tego wciąż pozostajesz taka subtelna i kobieca.
Cholera, pewnie będę musiał odpokutować za to w piekle, ale zakochałem się w
tobie, Catherine Evans.
Dosłownie zaparło mi dech w piersi. Wpatrywałam się w
rozpromienionego Cole'a, jego pełne miłości i prawdy oczy. W oczach Daniela
mogłam widzieć dobro. Ale w tych Cole'a była miłość. Prawdziwa, za którą tak
bardzo tęskniłam...
Zignorowałam złośliwego chochlika w mojej głowie, który
szeptał, że Cole zapewne mówi takie rzeczy każdej dziewczynie, której długo nie
może zaciągnąć do łóżka. To nie mogła być prawda. Widziałam w jego oczach
szczere intencje. Obiecywał mi, że się zmieni i naprawdę się starał.
Pocałowałam go. A co ja niby mogłam zrobić? Przystojny
facet oświadcza mi, że jest we mnie szaleńczo zakochany, a ja mam mu prawić
morały? To już zaszło za daleko. Nie mogłam tego cofnąć. NIE CHCIAŁAM tego
cofać.
Cole smakował mrozem i słodyczą krwi, którą niedawno musiał
pić. Wargi miał ciepłe, gładkie. Takie, jakimi je zapamiętałam.
Czy czułam to? Nie wiem. W tym przypadku też nie pojawiły
się jednorożce i fanfary. Ale czy to coś zmieniało? To mogło się pojawić
wkrótce, kiedy przełamię się na Cole'a.
A w tej chwili naprawdę chciałam, by mnie miał.
Cole odsunął się ode mnie z cichym westchnięciem. Ja
zresztą zareagowałam podobnie, choć ledwo oddychałam.
- To nie powstrzyma mnie przed zaprowadzeniem cię do
pielęgniarki! - zagroził z uśmiechem.
Parsknęłam i zerwałam się do biegu.
- Najpierw musiałbyś mnie złapać!
Udało mu się to niemal bez trudu. A kiedy już to zrobił,
przerzucił mnie sobie przez ramię i zaniósł do gabinetu pielęgniarki.
Cholera, pewnie będę musiała odpokutować z to w piekle, ale
ja również się w nim zakochałam...
7 grudnia Roku Pańskiego
1850
AKADEMIA CIEMNOŚCI
Drogi Pamiętniku!
Zabiłam ją. To ja wypiłam krew Drusilli, mojej opiekunki,
mojej przyjaciółki. Przypomniałam sobie wszystko. Jej wrzaski a moją... Moją
euforię.
Nikt nie chciał uwierzyć w mój ból i żal po jej stracie.
Przywiązali mnie do krzesła jak psa i głodzili przez kilka ostatnich dni.
Czułam... Czułam, że śmierć, moja śmierć, jest blisko.
Początkowo byłam tylko słaba i zmęczona. Ale gdy mi się pogorszyło, zaczęłam
tęsknić za dawnymi katuszami. Ból we mnie rósł z minuty na minutę, miażdżył
mnie od środka. Moje kości kruszyły się z braku wapnia, narządy kurczyły. Kiedy
teraz to opisuję, wydaje mi się to takie poetyckie. Ale ból był niewyobrażalny,
taki realny... Taki bolesny.
Wystarczyło jednak pół filiżanki krwi, bym odżyła. Znów
stałam się silna i piękna.
Znów stałam się potworem.
* Cytaty pochodzą z książki autorstwa Antoine'a de Saint-Exupéry pod tytułem: " Mały Książę"
***
Cześć! Rozdział nie dość że krótki, to jeszcze po czasie... Nie będę mówić, jak to też byłam zarobiona, bo to nie ma sensu. Dałam ciała i tyle w temacie.
Jeszcze te rozterki Catherine, Cole'a i Daniela. Przeciągam to zbytnio, nie? Zamiast skupić się na najważniejszym, rozdrabniam się w kwestii tego skomplikowanego romansu. Żałosne, wiem. Wstępnie miało nie być tego całego shitu, przepraszam.
Nie będę obiecywać poprawy, bo ostatnio nie potrafię dotrzymywać słowa...
Mam jeszcze jedną złą wiadomość. Dziś zorientowałam się, że złamię kolejne postanowienie. Obiecywałam trzy części po około 20- 25 rozdziałów, prawda? No i dupa. Ta część będzie miała co najwyżej 15, maks 17. Tajemnica Dominique zostanie rozwiązana w następnym rozdziale, Nocni pojawią się niedługo. I zakończymy część pierwszą. Nie wiem już czy jest mi bardziej wstyd czy smutno. Nawet nie zdążyłam ogarnąć bloga, zrobić jakiegoś lepszego tła itp. A tu już koniec pierwszej części. Matko, kiedy to się stało?
Ale koniec marudzenia! Przed nami jeszcze przynajmniej miesiąc poczynań Catherine, nim pójdę na krótki "urlop" by poukładać sobie wszystko związane z częścią drugą.
Może ta druga część będzie lepsza...
Buziaki!
Wasza wiecznie nieogarnięta Klaudia99
Pierwszaaa !! <3 Amelia <33
OdpowiedzUsuńNo hej!!! :D :D No nareszcie mi dodałaś ten rozdział! :D Kij z tym że po terminie ale miałam co czytać po szkole ;P :P <33 Daniel, Daniel, Daniel, Daniel i 1000000 razy jeszcze raz Daniel! <3 <3 <33 Jestem "naćpana" po cukierkach z rumem po Halloween od mojej kuzynki xdd :D :D Rozdział BOSKIIII!!!!!!!!!! <3 <33 <3 <33 K.c MAX !!! <3 <3
Usuń#Halloween#Blog#AkademiaCiemności#Wkurzający_kolega#Halloween_z_BFF#w_Wielkopolsce ;D :D :D :D Amelia <33
No już przepraszałam za moje nieogarnięcie! Wreszcie i wreszcie. No wiem, że sie cieszysz! A ja sie cieszę, że Ty sie cieszysz :'D
UsuńOstatnio coś mi Czytelników ubyło... Zima idzie, wszyscy chyba zapasy robią :D Ale dobrze że Ty jeszcze ze mną jesteś :)) Najwierniejsza fanka Amelia :D <3
Dziękuje Ci za to, że jesteś ze mną. Wciąż i wciąż, choć to opowiadanie zaczyna się staczać...
Kocham Cię! <3
Buźka! :*
Ej! Staczać to się może żul z ulicy a nie moja Cat, Daniel i przepełniona słodyczą Lydia! :D Ja z Lydią do siebie pasujemy xdd :D :D Właśnie w tej chwili żre MM's :D :D xdd Kocham słodycze, moge je jeść tonamiii!!! :O :D :D <3 <33 Kc :D Amelia <33 <33
Usuń"Staczać to się może żul z ulicy"- rozwaliłaś mnie tym XD Zapisalam to sobie dużymi literami i przyczepiłam nad biurkiem!
UsuńDałaś mi nowe motto motywujące :'D
Też jem dużo słodyczy! Piona! :D
Kc! <3
No więc jak opuści cię wena to przypomnij sobie moje słowa: "Staczać to się może żul z ulicy" i od razu będziesz miała przypływ jej xdd :D :D :D Ale dzisiaj stały się trzy cudy! <33 Dostałam 5 z chemii i 5 z religii i 4+ z niemca xdd :D :D :D Może wyjdę na prostą xdd Buziaki, Mordko ;**** ;**** Amelia (Mela <3) Pozdrawiam z konisiami :D :D :***
UsuńA weź ty, ja tam lubię nasz skomplikowany romansiko-trójkącik :D I tak się zastanawiam, na kogo ostatecznie się zdecyduje...
OdpowiedzUsuńNadrobiłam dwa rozdziały, bo kurcze zagubiłam się (jest możliwość, abyś informowała mnie w zakładce "Informacje" o każdym twoim nowym rozdziale? Byłoby to wygodne dla mnie i bym była na bieżąco :))
Ten pamiętnik jest intrygujący, te wizje i ta postać, tak podobna do Kath... lubię taki klimacik!
Czekam na rozwiązanie zagadki (i romanse XD)
Elena
Jasne, mogę Cię informować. Spróbuję o tym pamiętać xd
UsuńCieszę się, że masz odmienne zdanie niż ja na temat tego opowiadania :))
Buziaki! :*
Nie lubię Cola. Wspominałam o tym? To dodam jeszcze raz. Dla mojej przyjemności może zacząć mówić wierszem, wyryć sobie nożem imię Cat na piersi i skoczyć z dachu (tak, tak, tak!), a ja nie uwierzę w te jego gadki. Tępota tej dziewczyny mnie dobija…
OdpowiedzUsuńŻe niby z Danielem nic nie poczuła? A Cole się troszczy i ją kocha. Okres, ja tego nie kupuje z prostego powodu: to zbyt szybko. Wiem co chciałaś osiągnąć, ale nie wyszło. On ją zobaczył – i jasne, mógł się zakochać i chcieć ją zdobyć. Ale nic ponad to, bo nie miał czasu, żeby ją poznać i zmienić zdanie. To uczuci między nimi jest z dupy wzięte, podczas gdy z Danielem to ma konkretne podstawy.
Ale trzeba przyznać, że się zatroszczył. Cat znowu doznała wizji, ładnie to opisałaś. Scena przyprawia o dreszcze, jak i wpisy z pamiętnika. „Kim ona jest?” - ma się ochotę zapytać.
Znam zabieg z ukośnikami przy zaimkach, ale zawsze mnie drażnił w „Domu Nocy”. Tu styl trochę kojarzy mi się z pisaniną pań Cast, które osobiście uwielbiam ;P
Nessa