niedziela, 25 października 2015

Rozdział 9



"Teraz napij się ze mną i zapomnij o presji dni.
Odpłyną daleko obrazy uwięzione w twojej głowie.
Napij się, kochanie. Popatrz w gwiazdy.
Pocałuję cię jeszcze raz pomiędzy barami.
Schowam cię głęboko w moim sercu, ochronię cię przed światem..."


O cholera.
Udało nam się.
Weszliśmy. 
Byliśmy w... Gdzie my właściwie byliśmy?
Spoglądałam to na Daniela, to na skromny pokoik przed nami. Przede mną stało wąskie łóżko okryte paskudną, futrzaną narzutą. Po prawej miałam małą, ale staromodną, białą szafę, którą zdobiły wiekowe zadrapania i wgłębienia. Biurko stojące przy przeciwległej ścianie było puste, nie licząc grubej warstwy kurzu, która je pokrywała. A obok stała piękna toaletka, choć ze zbitym lustrem. Nie było tu więcej mebli, ale ściany pokryte obdrapaną, kwiatową tapetą obwieszone były różnej maści krzyżami. Całe to pomieszczenie, zimne i ciemne, nie wyglądało jednak na kaplicę. Bardziej na dziewczęcą sypialnię.
Kto więc w niej mieszkał? Kiedy?
I podstawowe pytanie: DLACZEGO?
Niepewnie przystąpiłam do przodu. Jeden krok, drugi. Deski skrzypiały przy każdym moim ruchu. Wznosiłam w górę tumany kurzu, które utwierdzały mnie w przekonaniu, że nikt nie odwiedzał tego pokoju od lat. Śmierdziało tu starością i stęchlizną. Śmierdziało śmiercią.
Daniel przerwał martwą ciszę, kiedy z trzaskiem zaczął odrywać deski, którymi zabite były okna. Kiedy do środka wpadło słabe światło, poczułam się jeszcze gorzej. Byłam przytłoczona, dusiłam się w tej ciasnej, śmierdzącej przestrzeni. Nie pomogło nawet otwarte okno i mroźne powietrze, które musnęło moje policzki.
Nagle jednak coś sobie uświadomiłam.
- Zamknij to okno! - syknęłam. - Jeśli ktoś zobaczy? Będziemy spaleni!
Daniel wywrócił oczami.
- Nie panikuj, mała. To tylna część Akademii. Rzadko kto zapuszcza się w te strony. Patrole wysyłają tylko w nocy. Mamy jeszcze trochę czasu, by tu wywietrzyć.
Już miałam zacząć mu tłumaczyć, że "rzadko" wcale mnie nie satysfakcjonuje, gdy usłyszałam jakiś szmer.
Skrzywiłam się.
- Myślisz... Myślisz, że są tu myszy? - zapytałam słabo.
Daniel spojrzał na mnie jak na wariatkę.
- Włamanie do gabinetu dyrektorki? Świetnie, wchodzi w to. Ucieczka z pilnie strzeżonego obiektu? Oczywiście, że spróbuje. Wejście na podejrzany strych, który może pomóc jej rozwiązać zagadkę Dominique, ale na którym mogą znajdować się myszy? Prędzej poderżnęłaby sobie gardło.
Zgromiłam go wzrokiem, ale nie odpowiedziałam. Co z tego, że serio cykałam się myszy? Lydia bała się PAJĄKÓW! Małych, niewinnych. I nie mających zębów. A ja bałam się przynajmniej gryzonia. 
Zabawne, skoro sama jestem drapieżnikiem...
Zabraliśmy się do wstępnego przeszukiwania pokoju. Stopniowo uświadamiałam sobie okrutną prawdę - to wcale nie była sypialnia. To było więzienie.
Fakt, było tu łóżko i szafa pełna ubrań. Ale znalazłam też za oderwanym fragmentem tapety setki wyżłobionych i przekreślonych kresek, które na filmach oznaczają odliczanie czasu w zamknięciu. Na krawędziach niektórych mebli i podłodze dostrzegłam plamy starej, zaschniętej krwi. Serce podeszło mi do gardła na ten widok. Ale to znaleziony w szafie kaftan przechylił szalę.
- To więzienie - wyszeptałam przerażona. - Kogoś tu torturowano, przetrzymywano i... I kto wie czy nawet nie zabito.
- Chcesz zrezygnować? - zapytał Daniel poważnie.
Spojrzałam na niego, na jego zaciętą twarz i zmęczone, czarne oczy. On też miał dość tego wszystkiego. Ale zostałby, gdybym go o to poprosiła. Ciekawe tylko czy zostałby dla mnie czy z chęci rozwikłania zagadki...?
- Teraz nie możemy się poddać. Zaszliśmy zbyt daleko by się cofać.
- Więc do roboty, Evans. Obronię cię przed krwiożerczymi myszami.
Sprzedałam mu kuksańca w żebra, ale jednocześnie byłam mu cholernie wdzięczna za to, że zaglądał do każdego miejsca przede mną. Dzięki temu uniknęłam ataku przez tego cholernego gryzonia.
W szafie - prócz wspomnianego wcześniej kaftana - nie znalazłam niczego niezwykłego. Żadnego ukrytego dna czy przejścia do Narnii. Zwyczajne, może nieco zbyt staromodne, suknie i gorsety, fartuszki i liczne kapelusze były nadgryzione przez mole i niemalże kruszyły mi się w dłoniach. Jednak to nie ich stan mnie tak przerażał, co świadomość epoki, z której mogły pochodzić. To nie wyglądało mi na lata dziewięćdziesiąte. Ani nawet na sześćdziesiąte. Tylko na dużo wcześniejsze czasy. Kto wie, pewnie jeszcze nawet czasy na długo przed wojną.
Cholera.
Toaletka również była pusta. Daniel znalazł w niej podniszczoną szczotkę do włosów, szczątki kolorowych wstążek i dodatkowe krzyże - na szyję, krucyfiksy z drewna, złota, miedzi.
Za to w biurku znalazłam prawdziwy skarb. Nie to co Daniel ze swoim nocnikiem spod łóżka.
Pamiętnik. Dzierżyłam w dłoniach niezbyt opasły tomik ze skóry. Delikatnie, bojąc się, że go zniszczę, otworzyłam na pierwszej stronie. Kartki były pogniecione i pożółkłe ze starości, ale pismo wyraźne i czytelne. Musnęłam opuszkami kształtne literki i... odpłynęłam.
To było jak... Właściwie nie wiem, jak to określić. Dostałam czegoś na kształt wizji. Przez ułamek sekundy widziałam... Ją. Bo chociaż włosy były moje, oczy, dłonie, nawet twarz, staromodna suknia nie mogła być moja. Nigdy takiej nie widziałam, a co za tym idzie, nigdy nie nosiłam.
Siedziała przy biurku, mysie włosy odrzuciła na plecy, tak jak to ja zwykłam robić, kiedy coś piszę. A ona to właśnie robiła. Nie musiałam być Sherlockiem, by domyślić się, że pisała ten właśnie pamiętnik.
Upuściłam tomik w skórzanej oprawie. Po prostu wypadł z moich drżących dłoni. A potem i ja upadłam. Spadałam i spadałam. W dół, nieprzerwanie.
- Cat?
Zamrugałam, dostrzegając przed sobą Daniela. Wyczytałam z jego czarnych oczu wszystko - od strachu po troskę.
- Ja... - Odchrząknęłam, niezdarnie się podnosząc. Nawet nie zorientowałam się, kiedy upadłam na podłogę.
- Cat... O cholera. - Daniel wygrzebał z kieszeni opakowanie chusteczek i przycisnął jedną do mojego nosa. Przez krótką chwilę uciskał delikatnie jego skrzydełka, jednocześnie pochylając moją głowę w dół.
Dopiero po chwili dotarło do mnie, dlaczego to robił. Krwawiłam.
- Już dobrze. - Delikatnie odsunęłam jego dłoń. - Naprawdę. Już dobrze.
Daniel nie wyglądał jednak na przekonanego.
- Jesteś strasznie blada - zauważył.
- To z nerwów. Ale już jest lepiej. Przysięgam.
Daniel pomógł mi się podnieść z podłogi. Podprowadził mnie do krzesła, z którego spadłam, i pomógł mi usiąść. Przez chwilę milczałam, z głową spuszczoną w dół, próbując wyrównać przyśpieszony oddech.
- Co się stało, Cat?
W końcu padło pytanie, którego tak bardzo się obawiałam. Czemu aż tak bardzo się bałam krótkiego, niewinnego pytanka? A, no pewnie dlatego, że nie miałam na nie jakiejkolwiek odpowiedzi. Bo niby co to miało być?! Jakim cudem? Dlaczego? Jedno małe pytanie pociągało za sobą lawinę kolejnych, równie niewinnych.
- Widziałam... Widziałam Ją - wyszeptałam drżącym głosem. - To Ona tu mieszkała. Ona... Ona była tu więziona.
Przez twarz Daniela przebiegł grymas zaskoczenia.
- Ją? Dominique? Jak?
Wzruszyłam ramionami.
- Bo ja wiem? To była wizja z przeszłości. Widziałam Ją - siebie - siedzącą na tym samym krześle i piszącą w tym samym pamiętniku. Z tym wiąże się coś bardziej skomplikowanego niż wymysł przemęczonego umysłu.
Daniel potarł brodę w zamyśleniu. Wyglądał tylko na trochę mniej przerażonego niż ja się czułam.
- Myślę, że ten pamiętnik pomoże nam poznać prawdę - oznajmił po chwili.
Musnęłam palcami okładkę pamiętnika. By uniknąć potencjalnej wizji zrobiłam to dłonią ukrytą w rękawie swetra.
- A ja mam taką nadzieję.
Przez długą chwilę w milczeniu patrzyliśmy na niepozorny tomik na moich kolanach. Otwierać? Bałam się tego, co mogę tam przeczytać. Ta wizja przeraziła mnie wystarczająco. Co jeszcze mnie czeka?
Zdenerwowana potarłam dłonią obolałą szczękę. Kły nadal nieprzyjemnie mrowiły. Miałam ochotę tylko zwinąć się w kłębek i płakać.
Daniel dostrzegł mój gest i zmarszczył brwi. Wiedziałam, że zaraz padną kolejne nieprzyjemne pytania.
Dlatego też szybko otworzyłam pamiętnik, byleby tylko ich uniknąć.
Jednak już po chwili wiedziałam,że zastąpiłam jeden problem drugim. Większym.



27 listopada Roku Pańskiego 1850
AKADEMIA CIEMNOŚCI

Drogi Pamiętniku!

Nie mam pojęcia, co się ze mną dzieje. Bolą mnie kły. Krew całkowicie przestała mi smakować. A słońce jest takie jasne, takie bolesne dla moich fiołkowych oczu...
Na niczym już nie potrafię się skupić. Drusilla żartuje, że pewnie się zakochałam. Ale mi nie romanse w głowie. Nie, kiedy tępy ból rozsadza moją czaszkę.
Pytałam już wszystkich, czy moje objawy są typowe. Padały tylko pozytywne odpowiedzi. Argumentowano, że się rozwijam, że moje wampirze zdolności wzrastają. Ale ja wątpiłam z każdym dniem w zapewnienia moich przyjaciół. Ból nie mógł być przecież czymś normalnym.
Kiedy powiedziałam ostatnio Drusilli, żeby przynosiła mi więcej krwi, tylko skinęła głową. Ale ja nie jestem ślepa. Dostrzegłam ten grymas na jej twarzy. Coś ukrywała. Coś ważnego.
Mam wrażenie, że od rana wszyscy mnie unikają. Nawet Jonathan traktuje mnie jak powietrze. Usprawiedliwia się błahymi wymówkami. Nie przyszedł, kiedy go poprosiłam. Unika mnie. A ja nie wiem dlaczego.
Boję się, że go stracę. Odsuwa się ode mnie, choć ja wcale tego nie chcę. Tak bardzo go kocham... Nie mogę go stracić. Nigdy. Zawsze był tylko on. Jak ja sobie poradzę, gdy kiedyś go zabraknie? Umrę. W końcu już umieram. To może być jedyny powód dla którego wszyscy traktują mnie jak trędowatą.
Kochany Pamiętniku, czy wspominałam już, jak bardzo to jest dziwne? Przenieśli mnie dziś rano na poddasze. Jest zimno i mokro. Szczególnie teraz, gdy przez nieszczelny dach wpada do mnie śnieg. Nie mam kominka. Jedynym źródłem ciepła jest na wpół wypalona świeca, która stoi obok mnie. Chyba chcą mnie zaziębić. Ja naprawdę niczego nie rozumiem...


Przestałam czytać, gdy w prawym rogu pojawiła się kolejna data zwiastująca nowy wpis.  Najmniej do gustu przypadł mi rok na końcu notki.
- Mieszkała tu jeszcze przed wojną secesyjną - zauważyłam przerażona.
Daniel jednak wcale mnie nie słuchał. Przyglądał mi się przerażony.
- Ból kłów? Krew bez smaku? - powtórzył mechanicznym głosem. - Catherine, czy ty też tak masz?
Przeczesałam włosy palcami, by zająć czymś dłonie.
- Nawet jeśli, to co? - spytałam hardo, starając się przeciągać kazanie jak najdłużej w czasie.
Daniel jęknął.
- Boże, Evans, siedzimy w tym razem!
Westchnęłam i powoli wstałam. Pamiętnik niemalże z nabożną czcią wsunęłam do kieszeni bluzy.
- Ściemnia się. Powinniśmy się zbierać. Zamknij okno, proszę.
- Catherine. - Daniel posłusznie zamknął okno i przygwoździł je deskami. Ale na pewno nie zmierzał odpuścić mi kazania. - Rozmawiamy teraz. Nie masz wyjścia.
Znów westchnęłam. Teraz jednak z irytacji.
- Shane, powiedz mi, czego się niby spodziewałeś? Że nagle zacznę się zwierzać obcemu facetowi, bo razem tkwimy w moim bagnie?
Daniel założył ramiona na piersi i posłał mi wyzywające spojrzenie. Jego czarne jak noc za oknem włosy opadły mu na czoło, gdy skinął głową.
- Tak, Catherine. Właśnie tego oczekiwałem.
Wkurzona wyrzuciłam ręce w górę.
- No to się przeliczyłeś! Wybacz, że złamię twoje pokryte lodem serduszko, ale w życiu nie zawsze dostaje się to, czego się chce.
Daniel chwycił mnie za nadgarstek, kiedy agresywnym ruchem odwróciłam się w stronę drzwi. Wyrwałam mu się jednak i szybkim krokiem przecięłam pomieszczenie.
- Zostajesz? - warknęłam przez ramię. - Bo mnie to akurat wisi.
Daniel z cichym, ale soczystym przekleństwem ruszył za mną. Czułam jego wściekły oddech na karku, kiedy to walczyłam z chęcią, by jak małe, obrażone dziecko zbiec po schodach. Martwiła mnie jednak ich stabilność. Gdyby nie były tak stare, nie miałabym żadnych oporów, by to zrobić.
Już sięgałam do klamki, gdy Daniel przyciągnął mnie do siebie. Objął mnie mocno w talii, wciskając moje plecy w swoją pierś.
- Co ty...
Jakby tego było mało, perfidnie zatkał mi usta dłonią. Gdyby kły tak mnie nie bolały, ugryzłabym go w palec.
Zaczęłam się niecierpliwie wiercić w jego ramionach, ale był nieustępliwy. Trzymał mnie mocno, jednocześnie prawie nie oddychając.
Co się dzieje?
I wtedy to usłyszałam. Ktoś przekręcał klucz w zamku. Chwilę później dotarł do mnie stukot szpilek. I słodki głosik Marlene.
- Dziwne - mruknęła dyrektorka, rzucając coś prawdopodobnie na kanapę. - Wydawało mi się, że zamykałam drzwi.
Miałam wrażenie, że jej małe bystre oczka przewiercają właśnie ukryte pośród wzorów boazerii drzwi. A może to wcale nie było przeczucie, bo po chwili usłyszałam odgłos zbliżających się w naszą stronę kroków.
Znieruchomiałam, przestałam oddychać. Strach sparaliżował mnie całkowicie.
Co teraz? CO TERAZ?!
Skuliłam się w ramionach Daniela. W pamięci już odliczałam sekundy do naszej zagłady.
- Marlene? - Nowy głos w pomieszczeniu sprawił, że dyrektorka przystanęła.
- John!
Miałam w tej chwili cholerną ochotę ucałować ochroniarza za to, że uratował nam tyłki!
Zrobiła to za mnie jednak Marlene.
Chwila. CO?!
Trzasnęły drzwi. Usłyszałam stukot i cichy pisk Marlene. Coś upadło na podłogę. A wnioskując po nieprzyjemnym odgłosie mlaskania, były tu ubrania.
- Och, Marlene - wymruczał John. - Wyglądałaś dziś tak władczo, seksownie i... - Na chwilę urwał; znów mlaskanie. - Richard nie mógł od ciebie oderwać oczu. Ja zresztą też. Miałem cholerną ochotę wziąć cię na tamtym okrągłym stole, by pokazać temu frajerowi, że jesteś tylko moja. Jezu... Kobieto, co ty ze mną robisz! Jesteś jak...
Jego wywód przerwał kolejny namiętny pocałunek. Potem chyba zapomniał, co chciał powiedzieć, bo odgłosy stały się bardziej odległe - prawdopodobnie przenieśli się na łóżko.
Myślałam, że rzygnę. Dobrze, że Daniel zasłaniał mi usta, bo już dawno zaczęłabym krzyczeć.
Shane za to sprawiał wrażenie rozbawionego całą tą sytuacją. Ramiona mu drżały, jakby hamował napad śmiechu.
Serio? Cholernie zabawne.
Pięknie. Utknęliśmy tu do jutra. Na zimnym strychu, z myszami do towarzystwa i wrzeszczącą Marlene jako gwiazdką słabego, domowego pornola.
Jak zaczynać nowy rok to z pompą...


- Dobry Boże, oni już dawno skończyli, prawda? - wymamrotałam prawie godzinę później. - Te odgłosy pochodzą z jakiegoś kanału dla dorosłych. To przecież niemożliwe, żeby seks trwał tak długo!
Daniel roześmiał się, a stare łóżko zatrzeszczało pod jego ciężarem, gdy się poruszył. W innych okolicznościach uznałabym to za dźwięk niebezpieczny, mogący nas zdradzić. Jednak nawet wyczulone zmysły wampira nie byłyby w stanie wychwycić drobnego trzasku pośród tych wrzasków.
Teraz zaczynałam rozumieć, dlaczego sypialnia Marlene jest dźwiękoszczelna...
- Wydaje mi się, że my potrafimy wytrzymać nieco dłużej - odparł Daniel z rozbawieniem przyglądając się mojej reakcji.
Uderzyłam czołem o blat biurka z donośnym jękiem.
- Jasne, spoko. Ale daruj sobie wykłady. Podejrzewam, że się nudzisz, ale nie musisz mnie wtajemniczać. A już na pewno mi tego udowadniać!
Daniel nic więcej nie powiedział, ale dostrzegłam jego rumieniec.
Ha! A więc jednak nawet on potrafi czuć się zażenowany.
Szkoda tyko że i ja czuję się przy okazji nieswojo. W końcu rozmawiamy o mojej cnocie.
Westchnęłam i usiadłam prosto. Starałam się odciąć od wrzasków z dołu. Ale bez skutku. Wiedziałam jednak, że muszę coś zrobić, żeby nie zwariować.
Musnęłam wytartą okładkę pamiętnika. Kątem oka dostrzegłam, że Daniel mi się przygląda. Cała złość minęła, ale widziałam, że nadal czuje się zraniony. I nie dziwiłam mu się. Odsunęłam go, znowu. On dla mnie ryzykował, a ja całkowicie go zlekceważyłam. Należały mu się jakieś wyjaśnienia. Ale co ja mogłam powiedzieć? Nie czułam się dobrze w kontaktach międzyludzkich. Nigdy. Wolałam liczyć tylko na siebie. Tak było łatwiej.
Dopóki nie poznałam Lydii i Daniela.
I nie dowiedziałam się, że jestem do Niej podobna.
Spojrzałam na Shane'a. W słabym świetle dwóch znalezionych tu świeczek - Daniel jako namiętny palacz zawsze miał przy sobie zapalniczkę - jego czarne oczy błyszczały jak onyks. Nie były to oczy Nocnego, choć w tym świetle dorównywały im pod względem barwy. Ale Nocni to śmierć, mrok, chłód. W ich oczach iskrzy tylko pragnienie krwi i siania chaosu. A w oczach Daniela tego nie dostrzegałam. Widziałam w nich tylko... ciepło. Nie mogę powiedzieć "miłość", bo ostro minęłabym się  z prawdą. Ja nie czuję tego do niego, a on to całkowicie odwzajemnia. Droczymy się, często kłócimy. Ale to ciepło, ten błysk w oczach Daniela jest szczery. Czuję to. To jest coś, czego nie potrafię nazwać, czego jeszcze nie rozumiem. Ale wierzę, że to będzie coś dobrego. Bo ciepło musi być dobre. Nawet jeśli pochodzi od najzimniejszego typka w kraju.
- Powinnam ci była powiedzieć - wyszeptałam, czując potwierdzające to mrowienie w dziąsłach. - Ryzykujesz dla mnie. Masz prawo wszystko wiedzieć.
Daniel skrzyżował nogi w kostkach i uśmiechnął się łagodnie. Czubki jego kłów zalśniły w blasku świec.
- Teraz masz najlepszą okazję do tego, by się poprawić. Wiadomo nowy rok - nowe postanowienia. - Mrugnął do mnie. - Nowe życie.
Ta. Życie...
- Ale ty też jesteś wampirem, Shane - mruknęłam, nie patrząc na niego. - Wiesz, ile znaczą dla nas kły. Bez nich bylibyśmy ludźmi. A ludzie są słabi. Nie lubimy przyznawać się do własnych słabości, bo boimy się do nich upodabniać.
Daniel w zamyśleniu pokiwał głową.
Ten jeden moment zgody między nami pozwolił mi uwierzyć, że to ciepło w oczach Daniela jest czymś realnym, prawdziwym.
- Chcę żebyś wiedziała, że następnym razem możesz mi o wszystkim powiedzieć - zapewnił Daniel, by przerwać martwą ciszę. Chociaż tak właściwie to przez wrzeszczącą Marlene nie było tak do końca cicho. - Możesz mi ufać, Catherine. Tkwimy w  t w o i m bagnie, ale razem. Nie zostawię cię z tym wszystkim samej.
Zarumieniona skinęłam głową. Ludzie rzadko okazują mi tyle życzliwości. Chyba nadal mnie to peszy.
Nieśmiało wskazałam na pamiętnik leżący na moich kolanach.
- Może...
Daniel przesunął się na łóżku robiąc mi miejsce.
- Jasne. To dobry pomysł.
Niezgrabnie wspięłam się na łóżko obok niego. Sztywno usiadłam w bezpiecznej odległości. Daniel też się skurczył nagle skrępowany tą całą sytuacją. Przycisnął dłonie do boków, robiąc mi więcej miejsca.
Otworzyłam pamiętnik Dominique na kolejnej stronie, ale nim zaczęłam czytać na głos, musnęłam palcami nagłówek.
AKADEMIA CIEMNOŚCI.
Dziwne, zważywszy na to, że jesteśmy Dziennymi wampirami. My przecież normalnie funkcjonujemy w dziennym świetle. Czemu więc ciemność?
- Kiedyś wampiry, bez względu na rodzaj, były traktowane za zmory ciemności - wyjaśnił Daniel, dostrzegając mój gest. - Piliśmy krew, więc byliśmy unicestwiani. Bo ciemność jest zła.
Musiałam przyznać mu rację. Chociaż chorym jest obarczanie nas mianem złych. Piliśmy tylko krew zwierzęcą, zabijaliśmy, ale te prawdziwe potwory.
Przewertowałam kilka kartek w poszukiwaniu nieczytanego wpisu.
-Boisz się - zauważył nagle Daniel.
- Wcale nie! - odparłam hardo, choć w głębi duszy byłam przerażona. - Martwię się tylko, czy nie wyrzucą nas ze szkoły za włamania.
Daniel parsknął cicho.
- Ty się martwisz, że wylecisz z Akademii?
Cholera. Miał mnie.
- Uwaga, czytam - szybko zmieniłam temat.


2 grudnia Roku Pańskiego 1850
AKADEMIA CIEMNOŚCI

Drogi Pamiętniku!

Ciśnie mi się na usta kilka przekleństw, które nie pasują damie. Poza tym nadal znajduję się w tym zimnym, mokrym pokoju pełnym krucyfiksów. A to już samo wydaje się być nie na miejscu.
Milczenie moich najbliższych staje się nie do zniesienia. Drusilla zagląda do mojego pokoju rzadziej - przynosi świeże ubrania, porcję krwi i wychodzi. W jej błękitnych oczach widzę strach, którego nie potrafię uzasadnić.
Dziś odwiedziła mnie pani dyrektor. W swych zielonych jedwabiach prezentowała się tak dostojnie, że poczułam się przy niej jak ostatnia żebraczka. Przyprowadziła ze sobą księdza Vladimira. Mówił mi, że bardzo tęskni za Bułgarią. Przytakiwałam mu, aby nie wyjść na niegrzeczną. Słuchałam jego opisów, choć nawet nie wiedziałam, dlaczego mi o tym mówi. Urodziłam się w Bułgarii, ale nigdy nie zdążyłam jej obejrzeć. Wierzyłam jednak, że jest tam równie pięknie, co w opowieściach księdza Vladimira.
Długo rozmawialiśmy. Ksiądz zwracał się do mnie moim starym imieniem, ale nie chciałam go poprawiać. Wypytywał mnie o samopoczucie, chciał wiedzieć czy znów smakuje mi krew. Gdy odpowiedziałam negatywnie, co było zgodne z prawdą, wręczył mi maleńki krzyżyk na srebrnym łańcuszku. Założyłam go na szyję i podziękowałam, choć w pokoju miałam już mnóstwo krucyfiksów. Na pożegnanie ksiądz powiedział tylko: "Módl się, dziecko. Tylko to ci pozostało".
Nie chcę być niemiła, wiem, że o księżach nie powinno mówić się złego słowa. Ale cała ta dzisiejsza sytuacja wydawała mi się naprawdę dziwna. Ale jednocześnie sprawiła, że na nowo zaczęłam się bać.
A strach był ostatnim, czego teraz potrzebowałam.


Wzięłam drżący oddech i zamknęłam pamiętnik. Ksiądz, seksowna dyrektorka.  To robiło się coraz bardziej zagmatwane.
Po co nasyłali na Nią księdza? I to pożegnanie. Zupełnie jakby udzielał jej ostatniego rozgrzeszenia, czy coś.
- Cat? - Łagodny głos Daniela wyrwał mnie z rozmyślań.
- Czytam dalej - zdecydowałam, otwierając pamiętnik.


4 grudnia Roku Pańskiego 1850
AKADEMIA CIEMNOŚCI

Kochany Pamiętniku!

Nie mam siły, by pisać. Nie mam siły, by myśleć. Męczę się w świetle słonecznym. Gdy powiedziałam o tym Drusilli, ta przysłała do mojego pokoju jakichś mężczyzn w roboczych kombinezonach. Zabili deskami wszystkie okna. Niby zrobiło się cieplej, ale i też ciemniej...




4 grudnia Roku Pańskiego 1850
AKADEMIA CIEMNOŚCI

Drogi Pamiętniku!

Już bardzo późno. Słońce zaszło osiem kresek temu. A ja nie potrafię zasnąć. Bolą mnie zęby, głównie kły. I wszystkie kości. Nie mogę się ruszać, nie czuję kończyn. Mam wrażenie, że mój organizm wypełnia jedynie woda. Żadnych narządów, szkieletu. Sama woda. I łaknę krwi. Dobry Boże, moje gardło płonie! Chcę krzyczeć, wołać o pomoc, ale słowa toną w moich zalanych płucach.
Wiem, że nie powinno się błagać o śmierć, ale ja nie potrafię przestać o niej myśleć.
Dobry Boże, nie karz mnie srogo za tą samolubną chęć zaznania spokoju. Nawet jeśli wiecznego...




4 grudnia Roku Pańskiego 1850
AKADEMIA CIEMNOŚCI

Drogi Pamiętniku!

Ja... Płonę! Umieram. Duszę się. Tonę... Nie chcę. Pragnę... Ja...

Ojcze nasz, któryś jest w Niebie...

Ciemność. Ona nadejdzie. To tylko kwestia czasu.

To mnie pochłania. Nie potrafię się dłużej opierać. To tak bardzo boli! Boże, dobry Boże, Ojcze nasz, któryś jest w Niebie...

CIEMNOŚĆ NADCHODZI!!!!


- Przestań! - Daniel wyrwał mi pamiętnik z rąk i zamknął mnie w mocnym uścisku.
Dopiero po chwili dotarło do mnie, że szlocham. Całe moje ciało drżało od wstrzymywanego tygodniami bólu i rozpaczy. Gorące łzy w końcu znalazły ujście i spłynęły po moich policzkach.
- Już dobrze, Catherine - szeptał Daniel, głaszcząc mnie po głowie jak niesfornego kociaka. - Już wszystko dobrze, maleńka. Nie pozwolę, by stała ci się jakakolwiek krzywda.
Nie mam pojęcia, jak długo płakałam. Ale doszłam już do tego etapu, gdy ból jest najsilniejszy, a łzy przestają płynąć. To było tak cholernie bolesne. Miałam ochotę wtulić się w Daniela jeszcze mocniej i znów się rozpłakać.
Nie bądź słaba, Evans. Oddychaj głęboko.
- Przepraszam - wymamrotałam, odsuwając się od niego. Potarłam oczy, ocierając je z resztek tuszu i łez. - Ja tylko...
- Rozumiem, Cat - wyszeptał Daniel, ściskając moją wolną dłoń. - Wszystko rozumiem. Nic nie musisz mówić.
Pokiwałam głową i nieśmiało spojrzałam na leżący w drugim końcu łóżka pamiętnik.
- Myślisz... Że zwariowała? - zapytałam słabo.
Daniel nie patrzył na mnie, gdy podawał pozytywną odpowiedź, na co momentalnie posmutniałam. Chciałam czytać dalej, poznać dalsze losy Dominique. Ale bałam się. Zwykły, choć nieco irracjonalny lęk, paraliżował mnie.
- Która godzina? - zapytałam, by przerwać nieprzyjemną ciszę.
Cisza. Jakże rozkoszne słowo.
Tak. Marlene przestała się w końcu wydzierać. Chyba skończyli.
Nareszcie.
- Dochodzi północ - odparł Daniel, spoglądając na wyświetlacz telefonu. - Ciekawe czy w tym roku ktoś też złamie przepisy i wystrzeli fajerwerki.
- To byłaby nasza szansa - zauważyłam, rozcierając ramiona. - Mam dość tego miejsca.
- Catherine...
- Cii! - Przyłożyłam mu palec do ust. - Nie chcę słuchać o swojej słabości.
Twarde jak onyks spojrzenie Daniela zmiękło. Roztopiło się jak wosk palących się obok świeczek.
- Nie jesteś słaba - wyszeptał, odsuwając mój palec od ust. Tym sposobem trzymał już obie moje dłonie. - Jesteś najsilniejszą, ale i najbardziej arogancką laską w tej Akademii.
Wywróciłam oczami.
A Daniel wykorzystał moment mojej nieuwagi, by przycisnąć swoje wargi do moich.




***

Blisko, bliżej...

Witam ponownie! :)) Rozdział króciutki, ale nie mogłam się doczekać, aby go Wam opublikować! Przepraszam, zawsze psułam niespodzianki. Z natury jestem baaardzo niecierpliwa.
Z racji wielu shipów Datherine (a może macie inne pomysły na nazwę naszego parringu? :D) podarowałam Wam scenę ich pocałunku. A co! Taka wcześniejsza gwiazdka! Może to nie Nocni, ale zawsze coś :))
Następny rozdział za tydzień! Bądźcie cierpliwi, Kochani!
Buziaki,
Wasza Klaudia99











8 komentarzy:

  1. Pierfszaaa!!!! Amelia (Cindrella) :D:D :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No hejjj!!! :D :D Scena pocałunku, Dominique ah jak romantycznie!! :D:D Jezu, trzymam za nich kciuki!! :D :D Czekam na następny rozdział i dalszy rozwój akcji Evans i Shane :D :D:D Oraz dowiedziałam się że mam szóstkę z WF-u i pały z chemii und niemieckiego xD :D No dobra nie tu o moich jedynkach a o new rozdziale! :D BOSKIIII!!! :D Cóż, ja więcej moge dodać? Nic, kompletnie nic! *o* Po prostu brak słóf xD :D:D:D DO-SKO-NA-ŁY!!! :D:D:D Pisz następny, błagam! Amelia
      PS. CAT I DANIEL=<3 hahaha jaka ja jestem po pieprzona xD :D Powinnam udać się do psychiatry, chociaż mi i tak nie pomoże xdd : D: D: D POZDRAWIAM ! <33 <33

      Usuń
    2. Muszę Ci wyznać, że każdy Twój komentarz wywołuje ogromny uśmiech na mojej twarzy! Jest taki żywiołowy, chwilami nie trzyma sie ładu i składu, ale ja i tak go uwielbiam xdd <3
      Uwielbiam Ciebie, Amelio! Całym serduchem! <3
      Mnie pewnie czeka pała z chemii, bo zamiast się uczyć pisałam dla Was rozdział xd Ech, jak ja nienawidzę chemii! I Niemca. Współczuję Ci. Ja na szczęście w liceum miałam wybór. I skończyło sie na jakże cudownym francuskim! <3
      Jak ty do psychiatryka to i ja! xd Może dadzą nam wspólny pokój :D Nie chrapię, tym nie musisz się martwić! xd
      Buziaki, mała! Jesteś wspaniała. Dzięki Tobie żmudne wkuwanie wzorów na chemię będzie zdecydowanie przyjemniejsze!
      O ile wgl zacznę się w końcu uczyć xdd
      CHRZANIĆ CHEMIĘ! :"D
      Buziaki!
      Chwila, chyba już to pisałam xdd
      Dobra, nieważne. Trzymaj się! :**
      Twoja Klaudia99

      Usuń
    3. Ja mam porąbane pierwiastki :O O zgrozo dlaczego?! Ja się pytam dlaczegooo?!?!?! :C Po co mi pierwiastki ?! Albo gęstość? Po co mi to? :C :C:C Ale dzisiaj u mnie na korytarzu była prze komiczna sytuacja :D :D :D
      Retrospekcja :D : Siedzę na ławce, obok mnie siedzi Ola i Dominika a po drugiej stronie Martyna i Angelika. No i siedzę, siedzę a ja tu patrze a Ola zwija się z bólu trzymając za nogę i Angelika za chwilę też. Ja się pytam Dominiki: -Geju co im zrobiłaś?
      D:-Nic tylko to- i z całej siły przywaliła mi z plaskacza w nogę. Wyłam z bólu bo Gej umie przywalić :D :D :D A baba od niemca się tak na nas popatrzyła z taką miną: ,,Co za idiotki! Pewnie uciekły ze szpitala psychiatrycznego! Zamknąć je natychmiast w kaftan!''
      Albo na WF-ie... Mówię:- Suja Koko zaczekajcie za mną!-krzyczę
      One: Spoko!
      Ja: Dzięki że poczekałyście : )
      Koko: Spoko ; )
      Idziemy, idziemy za chwilę coś się na mnie rzuca!
      Ja:-Głowacka, Geju głupia jesteś?!
      Głowacka: Wiem : D : D : D
      Teraz relacja z ostatniej chwili! Dzisiaj lonżowałam Migawkę i taki pan z córkami szedł a jedna:
      -Ja chce pogłaskać konika!
      On: -Nie bo to jest konik tej dziewczynki.
      Mała:-Ja chce pogłaskać konika!
      On:- No dobrze jak Ci dziewczynka pozwoli to możesz
      Podchodzi do płotu i się wydziera:
      -MOGĘ POGŁASKAĆ TWOJEGO KONIKA?
      Ja: No... Okej
      Wzięłam Mig i podeszłam do tej małej, w jej oczach widziałam iskierki szczęścia :D Pogłaskała i mówi:
      -Jak się nazywa?
      Ja: Migawka :)
      Ona: Ładne imię <3 :D
      Ja wytrzeszczyłam oczy a ona sobie poszła dalej z rodzicami xdd xdd Nie wiem o co come on? :D :D :D :D :D :D :D:D :D :D :D:D:D:D:D:D:D:D:D:D:D:D:D:D:DD:D:D::D:D:D:D:D:D:D:D:D:D:D:D:D:D:D:D::D:D:D::D xDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD Ameliaaaa

      Usuń
    4. Dobra. Chwila. Czytałam trzy razy. I się pogubiłam! xd Ale to normalne, spoko. Mam nieco spóźniony zapłon xdd
      A ja dzisiaj miałam test z chemii :/ Ale wszystko zerżnęłam! :"D <3 Wygrałam życie po prostu!
      Ej, pewnie sie powtarzam, ale zajrzyj do zakładki PYTANIA. Tam znajdziesz mój nr GG. Jak nie masz GG to może poczta czy coś. Nie będziemy tak przecież gadały w komentarzach! :D A z chęcią posłuchałabym więcej o przygodach Twoich i Geja xdd <3
      Buźka! :**

      Usuń
    5. Mam Klaudię w klasie (Bibiś) to jest naj, naj, najlepsza przyjaciółka Geja xdd :D :D Buziakiii, Mordko ;*** haha :*** ;** ;3 ;3

      Usuń
    6. P.S Opowiedziałam ci trzy historie w jednym hahaha :D :D Amelia

      Usuń
  2. Pamiętam, że to ten rozdział zachęcił mnie do tego, żeby zacząć czytać Twoje opowiadanie. Mimo rozbawienia, które czułam przy pojawieniu się Marlene, przez pozostałą cześć towarzyszyły mi wyłącznie fascynacja i gęsia skórką. I Cat, i Daniel…
    Wpisy z pamiętnika są dla mnie cudne i bardzo sugestywne. Och, Dominique… Czuć jej cierpienie – nie tylko w słowach, ale i atmosferze pokoju. Nic dziwnego, że Catherine tak zareagowała, tym bardziej, że jej doświadczenia pokrywają się z tym, co przeżywała jej poprzedniczka. Każdy nieprzyjąłby dobrze perspektywy… czegoś takiego.
    Daniel ją wspiera, a ja sądzę, że lepszego momentu na pocałunek byc nie mogło. Otworzyła się przed nim, zaufała… Dobrze. Gdyby nie ten nałóg, byłby ideałem, ale takich nie ma, prawda? ;P
    „Dobry Boże, nie każ mnie srogo za tą samolubną chęć zaznania spokoju. Nawet jeśli wiecznego...” – ten akapit. „Karz”, jeśli już, bo ona błaga o zaprzeczanie kary, a nie wydawania poleceń ;)
    Och, cudny początek roku. Ja w tym czasie świętowałabym urodziny xD
    Pozdrawiam,

    Nessa.

    OdpowiedzUsuń