The Neighbourhood- Prey (moje nowe uzależnienie *-*)
"Coś jest nie tak. Nie potrafię wyjaśnić.
Wszystko się zmieniło, kiedy przyleciały ptaki...
Czuję się jak zdobycz."
To
była istna rzeź. Ludzie zaczęli panikować, przepychać się, wrzeszczeć. Stoły
tratowano, że już nie wspomnę o innych ludziach. Czuć było krew w powietrzu. A
to niedobrze. Bardzo niedobrze, jeśli grożącym nam niebezpieczeństwem byli
Nocni.
Nie
wiedziałam, co robić. Stałam sparaliżowana ze strachu. Dusiłam się. W
pomieszczeniu było duszno i tłoczno. Gorset sukni zaczął mnie uwierać, ściskał
mi piersi zbyt mocno, nie mogłam złapać oddechu. Zacisnęłam dłonie na szyi,
biorąc krótkie, urwane wdechy, które i tak nie pomagały. Umierałam. Powoli i
boleśnie.
Przed
oczami miałam tylko jeden obraz - biel ochlapaną krwią. Byłam zbyt słaba, by
wypchnąć tą wizję z umysłu. Umierałam, mając przed oczami tę scenę.
Ktoś
starał się uspokoić tłum. Pewnie Marlene. Ale była bezradna w walce z
przerażonym tłumem. Nawet ona, niepokonana Marlene Moon, była skazana na
porażkę.
Do
akcji wkroczyli ochroniarze Johna. Wydawali krótkie, zwięzłe rozkazy
poszczególnym grupkom ludzi. Wampiry stopniowo zaczęły się podporządkowywać i
uczestniczyć w ewakuacji. Daniel już dawno zniknął. Zostałam sama. Miałam tu
umrzeć. Udusić się pośród tłumu.
Czułam
wszystko, co się działo. Ale miałam wrażenie, że nie uczestniczę w całym tym
zajściu. To było jak zły sen. Koszmar, który powrócił w najmniej spodziewanym
momencie.
Ktoś
szarpnął mnie za ramię. Raz i drugi. Nie potrafiłam jednak rozpoznać twarzy.
Obrazy zlewały się w jeden. Zniknął tłum i piękne dekoracje. Była tylko
ciemność.
Poczułam
jak ktoś przyciska wargi do moich. Czemu miałby to robić? I kto?
To
było nieważne. Ważne, że podziałało. Odsunęłam się od mego wybawcy, nabierając
ze świstem powietrza.
Obrazy
powróciły, zapachy, pozostałe doznania. Znów mogłam oddychać. Atak paniki
minął.
A
przed sobą miałam przerażonego Cole'a.
-
Cat? Catherine, cholera jasna! Powiedz coś!
-
Hmm... - rzuciłam mało rezolutnie. Ale tylko na tyle było mnie stać, gdy
uświadomiłam sobie, że Cole Turner mnie pocałował.
COLE
TURNER MNIE POCAŁOWAŁ!!!
A
Akademię zaatakowali Nocni. Zmiana priorytetów, Evans. Skup się na problemie.
-
Co się dzieje? - zapytałam, wstając szybko z podłogi. Nawet nie przypominałam
sobie, bym siadała.
Zakręciło
mi się w głowie. Cole chwycił mnie jednak w talii, powstrzymując przed
upadkiem.
-
Musimy się ewakuować, Cat. - Turner był poważny jak nigdy. - Szybko.
Dołączyliśmy
się do jakiejś grupy. Strażnik, którego kojarzyłam z widzenia, poprosił Cole'a
o patrolowanie tyłów. Ruszyłam więc za chłopakiem na sam koniec grupy, by
trzymać ludzi w szyku.
Turner
ku mojemu przerażeniu wyciągnął zza paska spodni sztylet. Miał go cały czas
przy sobie?!
Nie
to teraz było największym problemem. Widziałam Daniela w grupie obok. Tłumaczył
coś ludziom szybko, ale zwięźle. Za to nigdzie nie widziałam Lydii.
-
Twoja przyjaciółka jest już bezpieczna w sali gimnastycznej - wyjaśnił Cole,
widząc, jak przerażona rozglądam się po sali. - Odesłałem ją, obiecując, że cię
znajdę.
Odetchnęłam
z ulgą. Lydia była taka krucha i delikatna. Spotkanie z Nocnym by ją zabiło. I
nie mam tu na myśli tego, że wampir i tak pozbawiłby ją życia. Stanie oko w oko
z tym potworem niszczy człowieka psychicznie.
Szybko
dreptałam za grupą. Szpilki mnie uwierały, więc zrzuciłam je gdzieś po drodze.
Tak wygodniej byłoby mi walczyć.
Brat
przygotował mnie na taką chwilę. Potrafiłam walczyć. Ale czy potrafiłabym
walczyć z Nocnym? Czy dałabym radę stanąć z tym bezwzględnym potworem
twarzą w twarz?
Nie.
Odpowiedź brzmiała nie. Zdecydowane nie.
Ale
nie chciałam okazywać swojego strachu. Serce biło mi jak szalone, ale nie
zwracałam na to uwagi. Już raz się poddałam. Przeszłość wzięła górę nad moim
zdrowiem psychicznym i zaserwowała mi atak paniki. Ale nadal żyłam. Musiałam
wziąć się w garść, jeśli nie chciałam skończyć jako torebka z krwią dla
jakiegoś Nocnego.
Droga
do piwnicy jeszcze nigdy tak mi się nie dłużyła. Korytarze nie były zapełnione,
ewakuacja przebiegała niezwykle sprawnie. Ja jednak miałam wrażenie, że każdy
kolejny krok dzielą godziny.
Sala
gimnastyczna była całkowicie zapełniona. Ochroniarze liczyli ludzi,
pielęgniarka biegała od jednego do drugiego szukając rannych. Ale z moich
szybkich obserwacji wywnioskowałam, że wszyscy byli cali. Nie licząc zadrapań i
stłuczeń, wszyscy byli w jednym kawałku.
O
co więc chodzi? Gdzie Nocni?
Naliczyłam,
że praktycznie wszyscy ochroniarze znajdują się na sali. Nikt więc nie walczył?
Kto pilnował terytorium na zewnątrz? Jak mógł nikt go nie patrolować?!
Nie
potrafiłam rozgryźć zamiarów przybyszy, którzy przerwali nam bal. A może to
była zwykła awaria prądu?
-
Cat!
-
Kiełku! - Zanurzyłam twarz w jej jasnych, potarganych lokach. - Nic ci nie jest?
Wampirzyca
wskazała na małe rozcięcie nad łukiem brwiowym.
-
Tylko to. A ty, jesteś cała?
Szybko
skinęłam głową.
-
Tak, nic mi nie jest.
-
Wiesz, co się dzieje? - zapytała Lydia, patrząc to na mnie, to na Cole'a. - Czy
ktokolwiek coś wie?
Turner
westchnął.
-
Nie wiem. Ale się dowiem. - Pochylił się i musnął moje wargi swoimi. NA OCZACH
WSZYSTKICH! - Trzymaj się, kotku. Niedługo wrócę.
Kiedy
odszedł, Lydia zbombardowała mnie gradem spojrzeń.
-
Co się stało tam na górze?
Przeczesałam
włosy palcami z miną niewiniątka.
-
Nic takiego.
-
Cat...
Lydia
jeszcze coś mówiła, ale przestałam ją słuchać. Zaskoczona przypatrywałam się
mężczyźnie za Thompson. Czy to był... Wyminęłam Lydię, by móc lepiej przyjrzeć
się facetowi w mundurze.
Wstrzymałam
oddech, gdy rudowłosa postać odwróciła się w moją stronę.
-
Catherine! - krzyknął zaskoczony. - Jak miło cię widzieć.
Wymierzyłam
chłopakowi siarczysty policzek. Już wiedziałam, co się święci.
Nie
było żadnego napadu Nocnych. Rada po prostu wysłała ludzi, których zadaniem
było sprawdzić, czy jesteśmy przygotowani do ewakuacji. Taki fałszywy alarm.
Tak
do końca nie wiedziałam, kim jest Rada. Wiedziałam jednak, że są to jakieś
grube ryby, dzięki którym Akademia jeszcze nie splajtowała.
-
Auu! - zawył rudowłosy, przyciskając dłoń do policzka. - Za co to?! Tak się wita
starych znajomych?
Chciałam
na niego nawrzeszczeć, ale byłam świadoma widowni, którą mieliśmy. Mój wybuch
przykuł uwagę wszystkich zebranych.
-
Zabiję cię, Jack - wysyczałam. - Chcecie, żebyśmy wszyscy padli na zawał?
Fałszywe alarmy, serio?!
-
To nie moja wina, Kitty - mruknął, nadal rozcierając policzek. - Ja tylko
wykonuję rozkazy.
-
Mogłeś mnie ostrzec!
-
Wtedy akcja by nie wypaliła. Sorry, Kitty, takie zasady. Nawet dyrektorka i
ochrona o niczym nie wiedzieli.
Za
sobą usłyszałam wrzaski. Marlene chyba też nie spodobało się to, że Rada
spieprzyła nam bal.
-
Jack, cholera - westchnęłam. - Prawie na zawał zeszłam.
-
Jak wszyscy.
-
Ale ja miałam atak paniki. Naprawdę prawie umarłam.
Jack
zaniepokojony dotknął mojego policzka.
-
Ataki nie minęły? Jezu, Kitty, cholernie cię przepraszam. Nie pomyślałem o tym,
że możesz... Tak się przejąć.
-
Tak się przejąć? - powtórzyłam gorzko. - Może ciebie bawią Nocni. Mnie nie
bardzo.
-
Kitty...
-
Och, stul twarz, Jack. - Wywróciłam oczami. - Ty też go straciłeś. Przez nich.
Nie powiesz mi teraz, że jest ci łatwo.
Rudowłosy potarł dłonią po twarzy. Chciał coś powiedzieć,
ale zawołał go przełożony. Jack cmoknął mnie w policzek i ruszył w kierunku
szefa.
Stałam przez chwilę sama jak kołek. Chciało mi się płakać,
jednak dzielnie wstrzymywałam łzy. Nie teraz, Cat. Później sobie popłaczesz.
Teraz nie okazuj słabości.
Ktoś nałożył mi marynarkę na ramiona. Nie było mi zimno,
ale przyjęłam ten gest z wdzięcznością.
- Dzięki - rzuciłam do Cole'a.
Turner skinął mi głową. Wyciągnął dłoń, żeby mnie dotknąć,
ale cofnęłam się. Dość miałam scen na dziś. Byłam zmęczona.
- Która godzina?
Cole westchnął i spojrzał na wyświetlacz swojego smartfona.
- Prawie druga w nocy.
Serio? Aż tyle się bawiliśmy? Miałam wrażenie, że minęły
dopiero dwie godziny!
- Długo będziemy tu siedzieć? - spytałam, krzyżując dłonie
na piersi. - Mam dość atrakcji.
- Jestem tu po to, by cię odprowadzić. Wysłannicy Rady dali
nam pięć na pięć punktów z ewakuacji - dodał cierpko.
Podzielałam jego entuzjazm do całej tej sprawy.
Odnaleźliśmy Lydię i ruszyliśmy na górę. Przy wyjściu
podchwyciłam jeszcze spojrzenie Daniela. Rozluźnił się na mój widok i skinął mi
głową.
Martwił się?
Cole postanowił dalej bawić się w dżentelmena i odprowadził
nas pod same drzwi sypialni. Nawet je przed nami otworzył, kłaniając z typową
dla niego kurtuazją.
Lydia mrugnęła do mnie i zniknęła w naszej Jaskini Barbie.
Ja zostałam na korytarzu razem z dziwnie zamyślonym Colem. Wiedziałam, że muszę
coś powiedzieć, ale nie miałam pojęcia co. Miałam mu podziękować za uratowanie
życia? Najchętniej poprosiłabym go o ponowienie pocałunku. Nie chciałam być
jednak nachalna.
Był tak cholernie przystojny. Nawet w środku nocy, po
emocjonujących przejściach. Jego włosy były w nieładzie, a pognieciony smoking
nadawał mu wyglądu z rodzaju: "Uważaj, mała, właśnie wyszedłem z czyjegoś
łóżka". I te błyszczące, jadeitowe oczy. Mogłabym się gapić w nie
godzinami i nigdy nie miałabym dość. Miały w sobie coś uzależniającego.
- Co z nami będzie, Catherine? - zapytał cicho. Odwrócił się
do mnie tyłem; w słabej poświacie księżyca wpadającego przez okno wyglądał
mroczniej. - Wiem, jestem dupkiem. Ale dla ciebie się zmienię, obiecuję. Masz w
sobie coś wyjątkowego. Dla ciebie naprawdę jestem gotowy na zmiany.
Objęłam się ciaśniej jego marynarką. Pachniała nim.
Kardamon i bergamotka. Tak ostra i seksowna mieszanka. Idealna dla niego.
Ale czy ja jestem dla niego idealna?
- Nie jestem ciebie warta, Cole - szepnęłam, zdejmując jego
marynarkę. - Stać cię na kogoś lepszego.
Oddałam mu ubranie i powoli, nadal na bosaka, podeszłam do
drzwi. Już trzymałam klamkę, gdy Turner rzucił:
- Nie wierzysz mi.
Westchnęłam.
- Widocznie nie jestem jak każda inna, którą kupisz przy
użyciu tych samych komplementów.
Co ja odwalałam? Dopiero co obiecałam Lydii otworzyć się na
miłość. A teraz znów ją odpychałam. Raz za razem. W końcu Cole się podda. A ja
będę płakać za utraconą szansą.
Och, Catherine, co ty odstawiasz? Będziesz żałować.
- Masz rację. Nie jesteś każdą. I właśnie to jest w tobie
takie wyjątkowe.
Choć sprawiało mi to niewyobrażalny ból, otworzyłam drzwi i
weszłam do środka.
- Dobranoc, Cole. Dziękuję za wszystko. - Urwałam na chwilę,
zastanawiając się, czy powinnam dodać to, co chciałam. - Przykro mi, że nie
jestem w stanie zapewnić ci tego, czego pragniesz.
- Więc sprawię, że ty również tego zapragniesz -
oświadczył. - Mówiłem już, nie zamierzam się tak łatwo poddać.
Westchnęłam, zamykając mu drzwi przed nosem.
To bolało. Choć nawet nie wiem czemu. Nie zrobiłam niczego
złego. Nie pozwoliłam zajść temu za daleko. Ale i tak czułam się winna.
Przecież tej nocy pozwoliłam mu na zbyt wiele. Mógł wziąć aż nazbyt poważnie moje
nieudolne próby flirtu. I pocałował mnie. Nie wiem czemu, nie zdążyłam nawet
zapytać. Ale zrobił to. Zobowiązał mnie do czegoś, na co wcale nie byłam
gotowa.
Zrzuciłam z siebie niewygodną suknię i wsunęłam się pod
kołdrę. Spojrzałam na łóżko Lydii. Wiedziałam, że wszystko słyszała. Nie
wyraziła jednak swojej opinii na temat mojej głupoty, za co byłam jej cholernie
wdzięczna.
Zasnęłam, myśląc nad tym, gdzie popełniłam błąd.
Obudziłam się z cholernym bólem głowy i pragnieniem, które
wysuszyło moje gardło na wiór. Choć tak właściwie powinnam była powiedzieć, że obudziło mnie walenie do drzwi. Sama z własnej woli nie otwierałabym jeszcze oczu.
- Lydia, zlituj się - jęknęłam. - Otwórz te cholerne drzwi.
Zaspanym wzrokiem spojrzałam na łóżko przyjaciółki.
Przyjaciółki, która uraczyła mnie środkowym palcem. Taka życzliwość z samego
rana!
- Dziwka - wymamrotałam, wygrzebując się z pościeli. - Idę!
Czego walisz, jakbyś był u siebie!
Obciągnęłam starą koszulkę brata, w której spałam i
poczłapałam do drzwi. Po drodze ziewnęłam ostentacyjnie, uświadamiając sobie,
że mam cholernie nieświeży oddech. Żeby więc nie powalić naszego gościa na
samym wstępie, chwyciłam z szafki Lydii miętowego mentosa.
Potykając się o szpilki, suknie i inne duperele
porozrzucane po podłodze, w końcu dotarłam do drzwi. Nawet nie zdążyłam się
przejrzeć w lustrze. Podejrzewałam jednak, że jest źle. Położyłam się przecież
spać w pełnym makijażu.
- Czego? - warknęłam, otwierając drzwi zamaszysty ruchem.
Niemal natychmiast je zamknęłam.
O Bożebożebożeboże!
Natychmiast się rozbudziłam. Podbiegłam do lustra, jęcząc w
duchu. Było jeszcze gorzej niż podejrzewałam! Zrozpaczona rozejrzałam się po naszej zagraconej Jaskini
Barbie. Ona również nie prezentowała się za ciekawie. I gdzie ja mam tu niby
przyjąć Cole'a? Nadal byłam w pidżamie!
Ej, chwila. Co on tu robił? Spławiłam go wczoraj!
Chyba serio nie zamierzał się poddawać. Nawet jeśli
wchodziło w to nawiedzanie z samego rana.
- Kto to? - wymamrotała Lydia sennie.
- Cole!
Przyjaciółka zlustrowała mnie mało trzeźwym spojrzeniem.
- To czemu go nie wpuściłaś? Wejdź, Cole! - krzyknęła w
stronę drzwi.
Zrozpaczona obciągnęłam przykrótką koszulkę jeszcze
bardziej. Nagle zrobiło mi się zimno.
- Widziałaś, jak ja wyglądam?! - syknęłam.
- Wyglądasz cudownie, kotku. - Cole przeciął pokój w moim
kierunku i uraczył mnie siarczystym pocałunkiem w policzek. - Witaj, Lydio. Jak
się spało?
- Cudownie - wymruczała moja była przyjaciółka, bez
skrępowania przeciągając się w pościeli jak kot. - Która godzina?
- Dochodzi pora lunchu - oznajmił Turner, obejmując mnie
ramieniem. - Ale spokojnie, nie jesteście jedynymi skacowanymi śpiochami.
- Nie mam kaca - mruknęłam, wyplątując się z jego uścisku.
Podeszłam do przenośnej lodówki stojącej w rogu pokoju i wyciągnęłam z niej
torebkę z krwią. To pieprzone pragnienie zaczynało mnie irytować. - Po prostu
pęka mi głowa i muszę się czegoś napić.
Lydia parsknęła.
- To faktycznie nie kac.
Posłałam jej urażone spojrzenie. Znowu nie trzymała mojej
strony! Zdrajczyni! Współpracowała z Colem? A to suka! A ja jej ufałam!
Potarłam dłonią wzdłuż szczęki. Kły, które wyczuwając krew
wysunęły się, były cholernie nadwrażliwe. Czułam w nich nieprzyjemne mrowienie.
Co jest, do cholery?
Wzięłam solidny łyk krwi, który wcale nie ulżył mi w
cierpieniu. Ale przynajmniej moje gardło przestało płonąć żywym ogniem. A to już
spory plus.
- Dobra, dam wam chwilę - rzuciła Lydia, wychodząc. Była
obładowana ręcznikami i kosmetyczkami.
Chciałam krzyknąć, by została, ale było już za późno.
Zostawiła mnie. Samą. Z Colem Turnerem.
Zabiję ją kiedyś. Przysięgam.
Niepewnie spojrzałam na Cole'a. Prezentował się o wiele
lepiej ode mnie. Wyczesany, ubrany. Musiałam wyglądać przy nim niezwykle
żałośnie. Starałam się więc nie rzucać w oczy i nie myśleć o tym, że
jestem przed obcym facetem praktycznie rozebrana.
Cole z durnym uśmieszkiem rozglądał się po pokoju.
Spróbowałam spojrzeć na naszą Jaskinię Barbie jego oczami. Ale nie potrafiłam.
Podejrzewałam, że wygląda to tylko odrobinę mniej żałośnie ode mnie samej.
- Spałaś w soczewkach - zauważył nagle Cole.
Niekoniecznie.
Zarumieniłam się, gdy uświadomiłam sobie, że musiał mi się
przyglądać. Szybko obciągnęłam bardziej koszulkę.
- Tak wyszło.
Żeby zająć czymś ręce zaczęłam zbierać rupiecie z dywanu.
Chciałam wciągnąć na siebie chociaż dżinsy, ale nie wiedziałam już, co będzie
gorsze - przebieranie się przy nim czy chodzenie półnago.
Zaklęłam cicho, gdy moje kły nagle się wysunęły. Same, bez
mojej ingerencji. A to mogło oznaczać tylko... Cholera, to oznaczało
podniecenie.
A trzeba było ubrać te dżinsy!
Żeby ukryć swoją wpadkę podeszłam do lustra i przyjrzałam
się moim kłom. Wyglądały normalnie. Dlaczego więc tak cholernie bolały?
- Coś nie tak, kotku?
Opuściłam swoją górną wargę i spróbowałam wsunąć kły.
Wsunęły się, ale nie przestały boleć. Ból był promieniujący, czułam go już w
całej szczęce.
- To normalne, że bolą? - zapytałam.
Cole objął mnie od tyłu w talii. Krzyknęłam cicho. Ten
jednak nie wypuścił mnie. Zmusił mnie do spojrzenia mu prosto w oczy. A
właściwie w oczy jego lustrzanego odbicia.
- Nie wiem, kotku. Ale możemy coś na to zaradzić, jeśli
chcesz.
Miał na myśli pocałunki. Albo gorzej - seks.
A może to nawet lepsze od pocałunków?
- Cole...
Chłopak westchnął.
- No, dawaj. Praw mi kazania. Tylko tego pragnąłem,
przychodząc tutaj.
Pieprz się, Zdrowy Rozsądku.
Odwróciłam się przodem do niego i wspięłam na palce. Kiedy
nasze wargi się złączył poczułam... Coś. Marzyłam o tej chwili od tak dawna, że
teraz nie potrafiłam skupić się na pojedynczych doznaniach. Wiedziałam jednak,
że jest mi przyjemnie. Baaaardzo przyjemnie.
Cole westchnął z ulgą, gdy w końcu go objęłam. Pogłębił
pocałunek, zsuwając dłonie na moje pośladki. Przyciągnął mnie do siebie, po
czym nagle pchnął do tyłu. Wpadłam na stolik, który służył nam za toaletkę.
Usiadłam na nim, nie przerywając pocałunku z Colem. Na podłogę spadły zrzucone
przeze mnie kosmetyki, ale nie dbałam o to. Ważny był teraz tylko Cole, jego
usta i dłonie na moim nagim ciele.
Chwila. Nagim?
Nawet się nie zorientowałam, gdy zostałam pozbawiona
koszulki. Siedziałam przed Colem w samej bieliźnie, a ten był wpatrzony we mnie
jak w ósmy cud świata. Widząc to spojrzenie byłam prawie pewna, że Cole Turner
faktycznie mógłby mnie pokochać. Prawie.
Dałam się ponieść chwili i sama sięgnęłam do guzików
koszuli Cole'a. Nigdy bym nie pomyślała, że całowanie, bycie całowaną i
rozpinanie guzików naraz będzie niewykonalne.
Nigdy nie zaszłam z chłopakiem tak daleko. Cole chyba to
wyczuwał, bo dotykał mnie bardzo ostrożnie, uprzednio pytając mnie wzrokiem o
pozwolenie. Ale ja byłam tak zaślepiona pożądaniem, że nie zwracałam
najmniejszej uwagi na rozsądek, który sugerował mi, że już dawno temu powinnam
była to przerwać.
Było cudownie. Tak namiętnie, ale jednocześnie subtelnie.
Cole dbał o każdy fragment mojego ciała, pieścił moją szyję i dekolt z tak
rozczulającą wręcz delikatnością! Nie chciałam go wypuszczać z objęć. Pragnęłam,
by ta chwila trwała i trwała. Zawsze. Wiecznie.
Chciałam więcej i więcej. Czułam, że tego pragnienia we
mnie nie zaspokoją byle pocałunki. Musiałam pójść z Colem na całość. Chciałam
tego. Pragnęłam. Pragnęłam Cole'a Turnera.
Już żadne z nas nie kontrolowało swoich kłów. Cole drażnił
mnie nimi, zsuwając je coraz niżej i niżej na mojej szyi.
Nagle ktoś wpadł do pokoju bez pukania. Odskoczyłam od
Cole, a ten nie zdążył zabezpieczyć swoich kłów. Drasnął mnie. Poczułam krew.
- Cat, ja...
Daniel urwał, patrząc to na mnie, to na Cole'a. Nie
zachował się jednak jak dżentelmen, nie zarumienił się, nie wyszedł bąkając
cichych przeprosin. Po prostu stał i przypatrywał się naszej półnagiej dwójce z
zaskoczeniem.
W pośpiechu zakryłam się swoją koszulką znalezioną na podłodze.
Cole za to nieśpiesznie zaczął zapinać guziki tak skrupulatnie rozpinanej
przeze mnie koszuli.
- Catherine! - krzyknął Daniel, podbiegając do mnie. - Ty
krwawisz!
Jakby było mu mało, że przerwał nam w takiej chwili, zaczął
mnie macać po zranionej szyi.
- Nie dotykaj mnie! - syknęłam, lekko go od siebie
odpychając. - Wyjdź. Kto cię tu w ogóle zapraszał?! Matka nie nauczyła cię
pukać?!
Dopiero teraz Shane nieznacznie się zawstydził.
- Lydia powiedziała, że tu cię znajdę. Nic nie wspominała o
Cole'u. Myślałem...
Zabiję tę małą jędzę bez kła! Będzie się bawiła moim
kosztem! Też coś.
- Ty rzadko myślisz, stary - warknął Cole, wpychając się
między mnie a Daniela. - A teraz spadaj.
Nie zdążyłam nawet zareagować. Jeden rzucił się na
drugiego, do końca nawet nie wiem, kto zaczął. Wiem tylko tyle, że nagle oboje
leżeli na dywanie, okładając się pięściami. A ja wyczułam krew. I to nie moją.
- Przestańcie! - wrzasnęłam. - Koniec, do cholery!
Uspokoiło ich nadejście dyrektorki. Marlene pojawiła się w
drzwiach z chłodnym i obojętnym wyrazem twarzy.
- Chłopcy, widzę was natychmiast w swoim gabinecie. -
Marlene obrzuciła mnie zimnym spojrzeniem. (Tak, nadal stałam pośród
zabałaganionego pokoju w samej bieliźnie.) - A ty, Catherine, ubierz się. I
dołącz do nas.
Za Marlene dostrzegłam tłumek durnie uśmiechających się
gapiów.
Mnie jednak wcale nie było do śmiechu.
***
Jest! Mamy rozdział 7. Chrzań się, Chemio. Nasz wybuchowy trójkąt był o wiele ważniejszy niż Ty.
Tym razem krótko, ale myślę, że działo się sporo :D To nie może się oczywiście równać z pojawieniem Nocnych, ale na razie musicie się zadowolić tym - naszym nieco burzliwym romansem.
A sami Nocni się pojawią, spokojnie. To wszystko wkrótce. Za kilka rozdziałów będziecie mieli ich dość! Żeby nie było- ostrzegałam.
Chciałam jeszcze na koniec bardzo serdecznie pozdrowić nowych Czytelników. Witajcie w moich skromnych progach, Kochani! :))
Buziaki!
Wasza Klaudia99
Tak jest chrzanić chemię kochana! Ale od początku, wspaniała muzyka do rozdziału ciągle ją sobie puszczam.
OdpowiedzUsuń,A przed sobą miałam przerażonego Cole'a.'' No myślałam, że padnę gdzie jest Daniel w takim momencie???? Czy mi się wydaje czy stchórzył i uciekł? Nie no Danielu musisz się bardziej postarać o Cat. A ty Cat nie zabijaj Lydii jest za bardzo kochana. Bardzo dobrze, że powiedziała Danielowi gdzie jest Cat. Ale kompletnie się nie spodziewałam, że to on przerwie cudowną chwilę Cole'a i Catherine, byłam pewna że to Lydia a tu takie zaskoczenie. Ale odpłacił sobie tą ucieczkę i wtargnięcie no i NIE POCAŁOWANIE CATHERINE wspaniałą ale przerwaną bójką.
Kochana cudowne opisy, zawsze się je tak cudownie czyta, chłonę każdy rozdział i chcę więcej (chrzanić chemię:D). Kiedy pojawią się nocni? Już się nie mogę doczekać. A no i tak jeszcze do poprzedniego rozdziału. Tam było, że Cole sądził że Cat ma soczewki a Daniel od razu wiedział że to jej prawdziwy kolor oczu. No i Cole nie domyślił się, że to prawdziwe oczy nawet gdy Cat w nich spała. Wydaje mi się, że jego zmiana jest możliwa ale będzie długa i chyba może Catherine trochę nerwów kosztować. Ktoś taki jak Cole nie zmienia się od razu.
Poza tym Catherine Evans ubierz się i nie paraduj nago na oczach wszystkich!
Po tym perfekcyjnym rozdziale stwierdzam, że rywalizacja Cole-Damian może być zawzięta i na pewno fioletowo oka będzie mieć wątpliwości którego wybrać. TYLKO CZEMU JA NIE WIEM KTÓREGO WOLĘ. Oto jest pytanie i z nim cię zostawiam kochana :)
Buziaki :**
PS. Weny życzę!!!
Witam ponownie, moja kochana Daenerys! Skoro wstęp mamy z głowy, to teraz wypadałoby wtrącić, że Cię uwielbiam i dziekuję Ci za to, że jesteś i czytasz. Dobra, odhaczone. To teraz przeanalizujmy Twój komentarz...
Usuń"No myślałam, że padnę gdzie jest Daniel w takim momencie????"- oj, mała, uwielbiam Cię za to! :'D Niemalże płaczę ze śmiechu!
Tak Ci w sekrecie powiem, że Daniel będzie miał jeszcze sporo okazji, by wspierać Cat w trudnych chwilach ;))
"Nie no Danielu musisz się bardziej postarać o Cat. A ty Cat nie zabijaj Lydii jest za bardzo kochana"- dobra, teraz uwielbiam Cię jeszcze bardziej :** Cat na pewno podziela Twoją opinię nt. Lydii. Może tego nie okazuje, ale bardzo ją kocha :) A czy Daniel będzie sie starał... To się okaże wkrótce :))
"Tam było, że Cole sądził że Cat ma soczewki a Daniel od razu wiedział że to jej prawdziwy kolor oczu.
"- bo Cole nic nie wie nt. Cat i jej podobieństwa do Dominique :)) To dlatego myślał, że Catherine ma fioletowe soczewki (wczesniej nosiła brązowe; wszyscy myśleli, że to były jej prawdziwe oczy). A Catherine opowiedziała wszystko Danielowi w nocy pod schodami :))
"Poza tym Catherine Evans ubierz się i nie paraduj nago na oczach wszystkich!"- uwierz mi, kochana, Cat na pewno to się odwidzi po dzisiejszym incydencie :D
"Po tym perfekcyjnym rozdziale stwierdzam, że rywalizacja Cole-Daniel może być zawzięta i na pewno fioletowooka będzie mieć wątpliwości którego wybrać. TYLKO CZEMU JA NIE WIEM KTÓREGO WOLĘ?"- ech, w tym wszystkim najgorsze jest to, że ja SAMA nie wiem, kogo wolę... Dzień, w którym będę musiała przydzielić Catherine tylko jednemu z nich, będzie baaardzo trudny. Bo już było dobrze, wiedziałam jak rozwiązać miłosne rozterki Cat. A teraz na nowo zakochałam sie w obydwu chłopcach... Oj, to będzie naprawde ciężki wybór!
Pozdrawiam Cię gorąco, Kochana!
I czekam na nowy rozdział u Ciebie!
BLAKE!!! <3
Zajmuję! Komentarz pojawi się w ciągu najblższych kilku dni. Wybacz mi Kiełku, ale wcześniej ze względu na szkołę nie dam rady ;( Kocham Cię mała i wiesz o tym :D
OdpowiedzUsuńHEJ! :D Super, super i jeszcze raz SUPER!! :D :D Masz rację chrzanić CHEMIE,FIZYKĘ, GEGRE, NIEMIECKI i MATMĘ! xD :D Dlaczego nie wprowadzą zakazu tych przedmiotów tylko mi zlikwidowali sklepik szkolny?! Po co mi niemiecki do życia albo chemia czy tam fizyka? Jestem w Polsce nie w Niemczech, do cholery! :P Wdech, wydech huu... :D Dobra już się uspokoiłam xd :D :D Dwa słowa; KOCHAM CIĘ za ten blog i rozdziały, za twoją mocną pasję (jak widać :D) do pisania jak ja do koni :D Cindrella <33 <33 Pozderkiii.... :D <33 <33
OdpowiedzUsuńNo hej! :D Widzę,że nie lubimy tych samych przedmiotów. Piona! I jestem jak najbardziej ZA Twoim pomysłem :D Oddawać drożdżówki a zabrać matmę, chemię, fizykę, gegrę i niemiecki! Zróbmy petycję w tej sprawie. Mój podpis gwarantowany! :))
UsuńMoże nie podzielam Twojej pasji do koni, ale wierz mi, uwielbiam Cię pewnie jeszcze bardziej niż Ty je :D Jesteś cudowna- taka żywiołowa i... szałowa? xdd Serio, ubóstwiam Cię, kobieto! KOCHAM!
Cieszę się, że ci się podoba, że zostałaś na dłużej :)) Mam nadzieję, że nie spieprzę tego opowiadania tak bardzo, że będziesz musiała opuścić szeregi moich Czytelników...
Gorąco pozdrawiam!
Twoja Klaudia99 :))
Moja pasja do koni zaczęła się jak miałam sześć lat. :D Mój wuja kupił pięć koni i mi jednego "podarował" nazywał się Hugo :P Ale go sprzedał dwa lata temu :C i mam innego Migawkę *o* <33 Ostatnio spieprzyłam jazdę haha xD Bo miałam przeskoczyć przeszkodę a ona mi się w pewnej chwili zatrzymała i zaczęła brykać aż wylądowałam na jej szyi a później na ziemi xdd haha dziki kuń :D :D kasztanka xdd :P :P I szpital przez tydzień :c ale i tak ją KOCHAM <33
OdpowiedzUsuńA Twoja pasja do pisania jak się zaczęła ? :) :) :D Cindrella <33
Przepraszam, że w innym komentarzu ale straciłam rachubę xD : D : D Cindrella :P
UsuńBoże, jak ja bym chciała umieć jeździć konno! Mój wujek ma kucyka, ale to nie to samo... Ech, zazdroszczę Ci takiej pasji :))
UsuńPytasz o moją... Hm, tak na dobrą sprawę ona nie ma jakiegoś początku. Po prostu pewnego dnia kupiłam sobie zeszyt, długopis i zaczęłam pisać. To była opowieść, na którą pomysł zaczerpnęłam z serialu "Czarodziejki" xdd Jak ostatnio czytałam te wypociny 12stolatki to miałam ubaw totalny :D Moje następne opowiadania były nieco bardziej twórcze, jedno z nich właśnie czytacie :))
Tak więc moja pasja była... Po prostu była. Od zawsze interesowały mnie książki, pochłaniałam je w hurtowych ilościach. Właściwie dzięki Mamie. To ona wypożyczała mi te wszystkie serie o czerwonych baletkach i Klubie Tiary :)) Potem był Zmierzch, Akademia Wampirów i cała masa innych książek Fantasy, nie koniecznie tylko o wampirach...
Cinderello, serdecznie odsyłam Cię do zakładki PYTANIA. Tam znajdziesz mój numer GG. Gdybyś kiedyś miała ochotę, możemy popisać w prywatnej wiadomości :))
Buziaki!
Klaudia99
Taa… Wybuchowy trójkąt? Coraz częściej zastanawiam się, gdzie Twoja bohaterka ma głowę. W tym rozdziale Cat wyszła mi na dziwkę, bo tylko calkowity niedorozwój poleciałby na Cola. Sorry, ale chłopak wkurza bardziej niż wszystkie postacie razem wzięte…
OdpowiedzUsuńPominę całe to bla, bla o Colu, którego nie trawię. Kij z tym czy ją uratował czy . Omijałam akapity z nim zatrzymując się jedynie na tych o Jacu i wejściu Daniela. Znajomy brata, najpewniej zabitego przez Nocnych – jak i cała rodzina Cat. Ona jedna przeżyła, stad te jej ataki paniki. To straszne, zwłaszcza jeśli Nocni są aż tak przerażający.
Jestem za Danielem, aż szkoda, ze dupka Cola nie zatłukł. Opowiadanie od razu stałby się znośniejsze -.-
Weny,
Nessa
Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń