sobota, 10 października 2015

Rozdział 5



"Twarda dziewczyna na pasie szybkiego ruchu.
Nie ma czasu na miłość.
Nie ma czasu na nienawiść.
Bez tragedii, to nie czas na gierki.
Twarda dziewczyna, której dusza cierpi..."


Dni płynęły, święta się zbliżały. Znów padał śnieg. Dziedziniec pokryty był grubą warstwą puchu. To zdecydowanie utrudniało mi kolejną próbę ucieczki. Znaleźliby mnie po śladach. Cholera. Muszę tu wytrzymać aż do wiosny...
Lydia stała się moją dobrą znajomą. Na przyjaźń było zdecydowanie za wcześnie, ale nasze relacje zacieśniały się z dnia na dzień. Ja nie mówiłam nic o sobie, ona też nie. Wolała się uczyć. A ja spać. Możliwe że to dzięki temu jeszcze się nie pozabijałyśmy.
Wszyscy w szkole żyli świątecznym balem. Mnie mdliło na samą myśl. Smokingi, suknie, mini przekąski i dekoracje rodem z kiczowatego filmu. Nie rozumiałam, czemu wszyscy się tak tym zachwycali. Jasne, okazja do macania. No ale błagam, po kątach w szkole też się podpieszczacie! Po co więc wam ten cholerny bal?! Chyba tylko po to, by denerwować totalnych przeciwników imprez, takich jak ja.
Dziewczyny już od tygodni omawiały szczegóły swoich kreacji. Opisom detali i kolorów nie było końca. Nie było choćby słowa niezwiązanego z balem. Oszaleć można! Czarna limuzyna bez przerwy kursowała do miasta - Do Bostonu? A może jest jakieś bliższe miasto? - by odbierać przesyłki zamawiane przez internet. Nawet chłopcy ulegli wszechogarniającej płeć żeńską euforii. Nieśmiało zapraszali niektóre z nich, tworzyły się pary mniej lub bardziej poważne. A ja jak zwykle byłam sama, jak ten kołek. Możliwe że moja dywersja do balu wiąże się ze zwyczajną, ludzką zazdrością. Ale to nie czas na takie rozważania.
Myślałam tylko o Dominique. I... I o mnie. O nas. O naszym... podobieństwie. 
Tak, byłam podobna do Świętej Dominique, patronki naszej szkoły. Oczywiście bez tych wiśniowych włosów czy brązowych soczewek i tony makijażu. Nie różniłyśmy się niczym - a przynajmniej tyle wywnioskowałam po krótkim przyglądnięciu się starej fotografii w encyklopedii. Ale podobieństwo było wręcz uderzające. Ten sam nos, wysokie kości policzkowe.
Nigdy nie podejrzewałam, że będę tak bardzo przerażona jak teraz.
Nie powiedziałam o tym nikomu. Sama starałam się to rozgryźć. Jak na razie bez skutku.
Na Marlene nadal byłam wściekła. Nie gadałyśmy od tygodni. Próbowała zwabić mnie do swojego gabinetu, ale ją ignorowałam. Tak było zdecydowanie łatwiej. Nie chciałam się jednać z kimś tak dwulicowym.
- Zauważyłaś coś dziwnego wśród nauczycieli? - spytała pewnego wieczoru Lydia, malując swoje paznokcie na oczywisty kolor.
- Oni są dziwni, Kiełku.
- Ale mi chodzi o ich zachowanie, gdy pyta się o patronkę szkoły - wyjaśniła, dmuchając na dłoń. Zmarszczyła brwi, dostrzegając moją minę. - No, tą Dominique.
Tyle że to nie była mina nierozumiejącego kretyna. Dokładnie rozumiałam wszystko, co mówiła. Słysząc to jednak byłam... przerażona.
- Co masz na myśli? - wykrztusiłam.
Coś przecież było na rzeczy. Nauczyciele panikowali, gdy pojawiało się nazwisko Dominique. Jednak z jakiegoś powodu uczymy się w szkole nazwanej jej imieniem. Pokręcone, ale witajcie w moim świecie.
- Spytałam dziś Marlene, dlaczego patronką szkoły jest Dominique. Ta się oburzyła i rzuciła coś w stylu: "Patronka jak patronka, co się mądrujesz?" Potem dodała, żebym nie wypytywała o nią nikogo, bo ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
Z wrażenia aż zgniotłam trzymany w ręku kubek. Reszta krwi, która się w nim znajdowała, trysnęła na dywan. Upss....
- No i?
- Znasz mnie nie od dziś - odparła Lydia z uśmiechem. - Pogrzebałam trochę w necie i...
No jasne! Internet! Przecież tam jest teraz wszystko! Czemu ja o tym nie pomyślałam?!
- I?! - Niemal zapiszczałam z podekscytowania.
Kiedy uśmiech Lydii zbladł i ja straciłam humor.
-  Nic nie znalazłam. - Lydia potwierdziła moje przypuszczenia. - Ale pozostały mi jeszcze książki. Na razie mam tylko jej opis. Był w wycofanym podręczniku od historii.
Zagryzłam wargi.
- Nie było zdjęcia?
Lydia pokręciła głową.
- Wiem tylko, że była piękną blondynką o oczach cudownych jak świeże fiołki.
Roześmiałam się gorzko.
- Coś jeszcze?
- Tylko tyle, że spekuluje się, czy w ogóle powinna być kanonizowana na świętą.
O! A to coś nowego!
- A... Czemu? - spytałam słabo.
Lydia posłała mi przeciągłe spojrzenie.
- Dowiem się tego. Pod warunkiem, że ty powiesz mnie, co cię trapi.
Potarłam dłońmi o kolana w dziurawych dżinsach. Powiedzieć? Nie powiedzieć?
Powiedziałam. Zaufałam jej, zdradziłam jej swój sekret. Nawet nie wiedziałam czemu. Znałyśmy się zaledwie parę tygodni. Ale czułam, że Lydia mnie nie zawiedzie. Że mnie zrozumie, ale jednocześnie pomoże. Nie opuści, ale też opieprzy gdy będzie potrzeba. Jak przyjaciółka. Nigdy nie miałam przyjaciółki, ale obstawiałam, że to właśnie robi.
- Więc... - Lydia wyglądała na zdruzgotaną. - Jesteś podobna do patronki szkoły, tak?
Pokręciłam głową.
- Nie, Kiełku. My jesteśmy identyczne.
Lydia milczała przez chwilę. Tak namiętnie ssała skórkę wokół paznokcia, że przestraszyłam się, że wessie cały różowy paznokieć.
- Dowiemy się o tej suce wszystkiego! - obiecała gorąco. - Gwarantuję ci to, Cat.
Zrobiło mi się tak jakoś cieplej na sercu. Zapragnęłam... Ją uściskać? Jezu, ta kobieta robiła ze mnie mięczaka! Ja przecież nigdy się nie rozklejam!
- Dzięki - odezwałam się po długiej próbie zapanowania nad głosem. - Twoja pomoc jest dla mnie strasznie ważna.
- Twoja też by się przydała - mruknęła Lydia, zakładając nogę na nogę. - Masz może jakiś trop? Cokolwiek?
Zamyśliłam się.
Właściwie... Nie byliśmy jednak w dobrej komitywie. Od ostatniej kłótni nie zamieniliśmy ani słowa. Rzucałam w jego kierunku chłodne spojrzenia, ale kompletnie mnie olewał. Byłam dla niego tylko powietrzem. Tak jak wcześniej.
Wypadało jednak chwytać się każdych tropów. Nawet  chamskich i lodowatych.
- Zaraz wrócę, Kiełku! - Zerwałam się z łóżka. - Przejrzyj te swoje magiczne księgi. Jak wrócę pomogę ci z eliksirem!

Miałam piętnaście minut do ciszy nocnej. Wybiegłam więc z pokoju jakby się paliło. Po dwudziestej drugiej nie mogłyśmy przechodzić do akademika chłopców, ale każda reguła miała jakiś wyjątek. A w tym przypadku wyjątkiem był brak nauczycieli patrolujących korytarze. Wzięłam to za dar od losu. Dotarłam do wschodniego skrzydła bez żadnych przeszkód. Poczułam nawet ukłucie zawodu, że nie musiałam się skradać.
Wiem, wiem - zboczenie zawodowe.
Akademik chłopców - w przypadku tych uczęszczających do klasy maturalnej znajdował się na najwyższym piętrze - był lustrzanym odbiciem tego naszego, zachodniego skrzydła. Tylko na ostatnim piętrze mieściły się pojedyncze pokoje z osobną łazienką. Daniel już doświadczał tego luksusu prywatności. Odnalazłam więc drzwi oznaczone jego nazwiskiem i zapukałam szybko. Weszłam do środka nie czekając na zaproszenie.
Co było głupim błędem. Ostatnio tylko takie popełniam.
Pierwszym co zobaczyłam był umięśniony blondyn bez koszulki, podciągający się na drążku umieszczonym w futrynie między drzwiami z krótkiego korytarza do sypialni. Kiedy przystojniak stanął na podłodze, rozproszony moim wejściem, dostrzegłam głębię zagraconego pokoju. I Daniela palącego papierosa.
Jezu, no tego to się nie spodziewałam!
- Yyy. - Jak wejście to z pompą! Ogarnij się, Evans! Odklej gały od klaty bruneta i odnajdź język w gębie! Jezu, jaki brzuch... Nic tylko go... Evans! - Cześć.
No, już lepiej. Nadal jednak mało kreatywnie. Wysil szare ko... Jezu, chłopie, nie przeciągaj się! O mamusiu, słabo mi! Czy te mięśnie są prawdziwe? Facet musi przyjmować sterydy. Te ramiona i... O nie! Nie podnoś koszulki! Chcesz się już ubrać? No daj mi popatrzeć!
Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że nadal stoję w drzwiach. Musiałam wyglądać jak kretynka, ale nie potrafiłam się zmusić do wykonania kroku. Nagle dotarło do mnie, że znajduję się w pokoju chłopców. W końcu jednak weszłam głębiej do pomieszczenia, skąd mogłam lepiej się przyglą... Lepiej orientować w sytuacji!
- Cześć - powtórzyłam. - Mam sprawę do... - Jak on ma na imię? A może lepiej żeby najpierw przedstawił mnie swojemu przystojnemu koledze...? - Mam sprawę do Daniela.
Przystojniak zacmokał z dezaprobatą.
- Nie wolałabyś ze mną porozmawiać, kotku?
Oj tak! Wolałabym!
- Yyy, nie jestem pewna, czy jesteś odpowiednią osobą, by mi pomóc.
Przystojniak zmarszczył brwi.
- Skarbie, ja potrafię wszystko.
Chyba jęknęłam. I obśliniłam koszulkę, jednak nie miałam co do tego pewności. Zresztą, z tamtej chwili pamiętałam naprawdę mało rzeczy.
- Nie wątpię. Tym razem jednak potrzebuję zamienić słowo z Danielem.
Przystojniak nawet w koszulce wyglądał dobrze. I z profilu, gdy odwrócił się do leżącego ze znudzoną miną Daniela.
- Nie przedstawisz mnie, stary?
- Nie ma kogo - burknął Shane. - Czego chcesz, Evans?
Już miałam coś powiedzieć, gdy wtrącił się przystojniak.
- Evans? - powtórzył, po czym zagwizdał. - Ta buntowniczka, która bez przerwy próbuje zwiać?
Spuściłam wzrok na swoje czarne motocyklowe buty, czując, że lada moment zacznę się rumienić jak typowa nastolatka. Którą przecież nie byłam.
- To ja.
- Nikt nie mówił, że jesteś taka ładna. - Przystojniak miał nieziemski uśmiech. Trochę jak Leonardo Di Caprio z plakatów Lydii. Albo jakieś inne amerykańskie ciacho. Albo od razu wszystkie na raz. - Jestem Cole Turner, kotku.
Tylko spokojnie. Niech ci nie drżą dłonie.
Jezu! Pocałował wierzch mojej ręki! Jak ci faceci w komediach romantycznych! Nie no, zaraz zejdę na zawał!
Spokój, Evans! Nie zachowuj się jak pusta lala. Ty nie jesteś taka! Wdech. Wydech. Uf, już mi lepiej.
- Mów mi Cat.
- Z przyjemnością, kotku.
Uśmiechnęłam się wbrew sobie.
Po Cole'u od razu było widać, że to nie jest typ faceta, który zabiera dziewczyny na długie, romantyczne spacery, najlepiej jeszcze z przyzwoitką. On wolał odwiedzać czyjeś sypialnie a nie drogie restauracje. Słyszałam o nim wystarczająco wiele plotek, by wiedzieć, że już niejednej złamał serce. Wiedział, jak wygląda i jak wpływa na kobiety, więc bezceremonialnie to wykorzystywał. Nie potrafiłam mu się jednak dziwić - gdybym miała jego ciało, wygląd i sławę, sama pewnie zachowywałabym się podobnie.
- Więc... - Uśmiechnęłam się szerzej. - Będziesz tak miły i zostawisz nas na chwilę samych?
Cole przybrał teatralnie smutną minę.
- Już mnie wyganiasz?
Wyglądał jak szczeniak, którego beszta się za podgryziony fotel. Wiedziałam, że to spojrzenie ćwiczone przez lata, aby łapać na nie kolejne niczemu winne "ofiary", niemniej wtedy czułam się z tym wyjątkowo. W końcu nie codziennie zwracał na mnie uwagę taki mężczyzna, jak Cole. Ba, jakikolwiek mężczyzna.
- Tylko na sekundkę - obiecałam.
- Będę w łazience - oznajmił Cole, wymijając mnie. Czy specjalnie otarł się ramieniem o mój bok? - Tylko na sekundkę.
- Właśnie. - Roześmiałam się.
Odwróciłam się w stronę Daniela, myśląc, że Cole już zniknął. Ten jednak wychylał się zza drzwi, zaciskając palce na klamce.
- Oj, kicia - wymruczał, przyglądając mi się tymi hipnotyzującymi, jadeitowymi oczami. - Ale bym cię puknął... Tymi drzwiami - zreflektował się szybko, choć ja i tak zdążyłam wychwycić tę część poza kontekstem.
- Za sekundkę.
Cole westchnął i zatrzasnął drzwi. Gdy tylko to zrobił, podeszłam do Daniela.  Nie bawiłam się w czułości. Stuknęłam go palcem w pierś z całą wściekłością, która kumulowała się we mnie od kilku dni.
- Mów, co wiesz o Dominique - rozkazałam.
Chyba nie zaskoczyłam go tym pytaniem. Założył ramiona na piersi i zlustrował mnie chłodnym spojrzeniem.
- Czemu chcesz to wiedzieć?
- To ja tu zadaję pytania!
- To ja jestem starszy - warknął. - Nie rozkazuj mi, dziecinko. Zgniótłbym cię jednym palcem jak robala, gdybym chciał.
- Czemu więc jeszcze tego nie zrobiłeś?
- Nie chcę się wtrącać... - Cole znów był w pokoju. Podpierał się ramieniem o futrynę i patrzył na nas z krzywym uśmieszkiem. - Ale ta pozycja wymaga nieco czulszego tonu.
Ta pozycja? O mój Boże!
Daniel znów dociskał mnie do ściany. Tym razem jego dłonie znajdowały się na wysokości moich bioder. Postronny obserwator mógł odebrać błędnie tę pozycję. A Cole takim był. I myślał że...
Och! Właśnie spieprzyłaś swoją szansę na romans, Evans!
- Danielowi nie pomaga żadna pozycja - wycedziłam, choć mogło zabrzmieć to nieco dwuznacznie. - Jest oschły jak zawsze.
Agresywnym ruchem wydostałam się z jego uścisku. Ten jednak zdążył chwycić mnie za nadgarstek i przyciągnąć do siebie.
- O północy pod schodami na parterze - wyszeptał mi do ucha.
Moja złość nieco zmalała. Udało mi się nawet ponownie uśmiechnąć.
- Lepiej już pójdę - oznajmiłam, przechodząc w drzwiach obok Cole'a. - Dobranoc, Cole.
Turner puścił do mnie oczko.
- Kolorowych snów, Cat.
Och, żeby mi się tylko przyśniła jego klata! Wtedy będę w niebie!


Pięć minut przed północą niemalże piszczałam z euforii. Czułam się jak wtedy, gdy... Nieważne. Teraz przynajmniej czułam się dobrze. Znowu wróciła mi nadzieja. Uwierzyłam, że moja niepewność i strach nareszcie się skończą. Poznam tajnie strzeżony sekret. Marlene przecież uwielbiała Daniela. Na pewno znał wszystkie tajemnice Akademii. Musiał. Bo jak nie to... Skrzywdzę go. Choć jeszcze nie wiedziałam jak.
- Uspokój się - poleciła Lydia, gdy już chwytałam za klamkę. - Twoje walące serce będzie donośnym odgłosem w pustym korytarzu.
Wdech. Wydech. Wdech...
Przystawiłam ucho do drzwi, by sprawdzić, czy korytarz jest pusty. Gdy upewniłam się, że teren czysty, przekręciłam klamkę i pchnęłam drzwi. Zapiszczały, bo pozwoliłam im opuścić się w zawiasach. Cholera. Skrzywiłam się i zagryzłam wargi. Odliczyłam do trzech, ale nic się nie stało.
Zwinnym ruchem wysunęłam się na skąpany światłem księżyca korytarz. Przemknęłam wzdłuż ściany aż do schodów. Szłam powoli, szczególnie w holu z klasami i gabinetem dyrektorki. Tutaj marmurową podłogę pokrywała tylko warstewka kurzu, która nie maskowała moich kroków. Musiałam ostrożnie stawiać kroki, by ćwieki przy moich butach nie dźwięczały. A trzeba było wziąć trampki!
W końcu jednak dotarłam do schodów. Niemalże po nich zbiegłam, choć roztropnie ominęłam te skrzypiące stopnie.
Zatrzymałam się na dole schodów, nasłuchując. Gdy upewniłam się, że nic, poza moim oddechem, nie mąci nocnej ciszy, odbiłam w prawo.
Miejsca pod schodami było zasadniczo niewiele. To jednak nie powstrzymywało uczniów, by ukrywać się tu na papierosa czy nawet coś mocniejszego między poszczególnymi lekcjami. Tu też spotykały się pary, które niekoniecznie chciały publicznie się obściskiwać. Bo na przykład osoba z którą się obściskiwali wcale nie była ich życiowym partnerem. Ale ja nie wnikam. To ich sprawa.
Ponieważ była to głównie miejscówka alkoholików i palaczy, musiałam uważać, by nie wdepnąć w jakieś pozostawione przez nich śmieci. A tego dziadostwa było tu pełno. Butelki, foliowe torebki - hałaśliwe jak diabli. Jeden błędny krok, a całą moją akcję szlag jasny trafi.
Czekając, schowałam ręce do kieszeni bluzy. Tu na dole było przeraźliwie zimno. A może to ze strachu?
Nie! Wcale się nie boję!
Ale korytarz wyglądał nieco przerażająco nocą. Popiersia greckich bogów rzucały długie cienie na marmurową podłogę. W tych ciemnościach nie mogłam się też pozbyć wrażenia, że ktoś mnie obserwuje. Skuliłam się na tę myśl. W korytarzu było przecież tak cicho. Za cicho, jeśli mam być szczera.
Minuty leciały nieubłaganie. Bałam się jednak wyciągnąć telefon i sprawdzić godzinę. To tylko niepotrzebnie by mnie zdradziło. Odliczałam więc minuty w myślach, by nie zwariować. Doszłam już do sześciuset sekund, gdy usłyszałam jakiś szmer. Pomyślałam że to Daniel. Nikt jednak nie pojawił się w ciągu kolejnych stu sekund. Pomimo szmeru, który więcej się się powtórzył, było cicho jak makiem zasiał. Żadnych strażników, nauczycieli. Nikogo. A to było dziwne. Po mojej ucieczce przecież podwoili straż. A teraz nikogo na warcie? Co ty odwalasz, Marlene? Takie zaniedbanie?
Wyciągnęłam ręce z kieszeni i zaczęłam skradać się z powrotem w stronę wyjścia. Daniel wyglądał mi na prawego człowieka. Skoro się spóźniał, coś musiało być na rzeczy. Nie miałam innego wyjścia jak zacząć go szukać.
Byłam już blisko wyjścia, gdy ktoś na mnie wpadł i docisnął do ściany. Stanęłam na jakiejś folii, więc nie mogłam choćby drgnąć. Nie mogłam się wyrwać, nie mogłam nawet krzyczeć. Barczysta postać zacisnęła mi dłoń na ustach.
Przerażenie chwyciło mnie za gardło. Kły wysunęły mi się już dawno. Mogłam je wykorzystać, by ugryźć oprawcę.
Ale mój oprawca pachniał trawą cytrynową, co nieco krzyżowało moje plany.
Był zdecydowanie za blisko. Z każdym moim panicznym oddechem nasze klatki piersiowe się stykały. Chyba to wyczuł, bo odrobinę się odsunął. Nie zabrał jednak dłoni, choć poruszyłam się niespokojnie, bojąc się, że mnie udusi. Oddychanie tylko nosem przyprawiało mnie o atak paniki.
Usłyszałam kroki, więc zamarłam. Potem pojawiły się głosy. Gdy zniknęły w oddali, Daniel się odsunął. Tylko odrobinę, ale mnie ogarnął chłód.
- Wybacz, że musiałaś czekać - wyszeptał, po czym się skrzywił. - A sądząc po twoich lodowatych dłoniach, czekasz długo.
Zamrugałam i zsunęłam wzrok na moje dłonie. Które ku swojemu przerażeniu zlokalizowałam na twardym od ćwiczeń brzuchu Daniela.
Dobrze że miał na sobie bluzkę. Cienką i w ogóle, ale...
Skup się, Evans.
- Co cię zatrzymało? - spytałam, lekko go od siebie odpychając.
Posłusznie się cofnął.
- Cała Rada Pedagogiczna i najważniejsi strażnicy z Johnem na czele mieli tajne zebranie w sypialni Marlene - wyjaśnił. - Próbowałem podsłuchać co nieco, ale bez skutku. Pokój musi być dźwiękoszczelny.
- Nie wiesz, po co to spotkanie?
- Pojęcia nie ma. John nic nie mówił. Nie było alarmu o niebezpieczeństwie. Ale podwoili ochronę. Na zewnątrz aż roi się od strażników.
- Cholera - mruknęłam. - To ma jakiś związek z Dominique?
Daniel pokręcił głową.
- Wątpię. To pewnie Nocni.
Powiedział to takim tonem, jakby groził nam nalot wróżek na jednorożcach a nie krwiożercze bestie zaprogramowane na kanał destrukcji i  śmierci.
- Tak cię bawią Nocni? - warknęłam.
- A ty niby widziałaś w życiu Nocnego, pierwszoklasistko? - parsknął.
Zacisnęłam dłonie w pięści i odwróciłam wzrok. Pod powiekami czułam łzy. Nie chciałam, by ktokolwiek je oglądał i wziął mnie za słabą.
- Ej, Cat, nie wiedziałem. - Głos mu zmiękł. - Dlatego chcesz się dowiedzieć czegoś o Dominique? Myślisz, że ma z nimi jakiś związek?
- Ty mi to powiedz. Tylko po to poświęcam ci mój wolny czas.
- Nie znalazłem niczego o naszej patronce - wyznał cicho. - Ale szukałem, wierz mi. Kiedy zobaczyłem twoją minę u pielęgniarki, wiedziałem, że coś jest na rzeczy. Postanowiłem odkryć tajemnicę Dominique. Ale bez skutku. Nigdzie nie ma żadnej wzmianki o naszej patronce.
Jęknęłam i ukryłam twarz w dłoniach. A właściwie prawie. Znieruchomiałam w połowie drogi. Daniel też to wyczuł, bo natychmiast znalazł się obok mnie.
- Krwawisz.
Przycisnęłam palec do wargi. Został na nim odcisk szkarłatu.
- Musiałam drasnąć się kłem. To nic.
Daniel w milczeniu powiódł palcem po skaleczeniu. Zadrżałam lekko, gdy się ode mnie odsunął.
- Tak. To nic.
Oddech mi przyśpieszył. Starałam się jednak zachowywać całkowicie normalnie, gdy opowiadałam Danielowi o moim podobieństwie do patronki. Pomyślałam, że skoro już i tak był w to wszystko zaplątany, to też powinien wiedzieć.
Kiedy skończyłam, zagwizdał cicho.
- Więc jesteście identyczne?
- Tak.
- Mówiłaś o tym komuś?
- Nie! - Niemalże krzyknęłam. Zniżyłam głos, by nas nie zdradzić. - I ty też nikomu nie mów. Przynajmniej dopóki tego nie rozgryzę.
- Nie rozgryziemy - poprawił mnie. - Tkwimy w tym razem, Cat.
Zagryzłam zranioną wargę, wywołując promieniujący ból, który mnie otrzeźwił. Potrzebowałam tego, żeby przypadkiem nie rozkleić się w jego ramionach. Nie byłam przyzwyczajona do takich wyznań ze strony drugiego człowieka. Ludzie zwykle mnie unikali, bo specjalnie ich od siebie odpychałam. A Daniel, Lydia... Oni chcieli mi pomóc, starali się mnie wspierać. Chyba nieprędko pogodzę się z tą myślą.
- Pójdę już. Dzięki za wszystko.
Zaczęłam skradać się z powrotem w kierunku wyjścia.
- Cole nie mógł przestać o tobie gadać - oświadczył nagle Daniel. - Serio go oczarowałaś.
Odwróciłam się zaskoczona.
- Mówisz, jakby to było coś złego.
- Jeżeli uważasz, że opcja "zaliczyć i porzucić" nie wiąże się jednoznacznie z Colem Turnerem, to nie, nie jest to nic złego.
Wywróciłam oczami.
- Poradzę sobie z Colem. Nie tym musimy się martwić.
Daniel w zamyśleniu pokiwał głową.
- Tak. Chyba masz rację. - Spojrzał na mnie. - Idź przodem. Wyruszę chwilę po tobie. Dobranoc, Cat.
- Tak, kolorowych - wymamrotałam niemrawo.
Dobranoc? Podobam się Cole'owi Turnerowi! Nigdy już nie zasnę!


- Trochę kiepsko, że niczego nie wie - rzuciła Lydia nazajutrz, grzebiąc widelcem w jajecznicy.
- Weź mi nic nie mów - mruknęłam.
- Powiedziałabym: "A nie mówiłam?" gdyby tylko twoja mina nie zdradzała skłonności zabójczych.
Nabiłam na widelec solidny kawałek boczku.
- Dobrze, że się powstrzymałaś.
Lydia się uśmiechnęła.
- Też tak sądzę.
Nagle ktoś z łomotem postawił na naszym stole tacę z jedzeniem. Kiedy podniosłam wzrok, z zaskoczeniem dostrzegłam Cole'a.
- Cześć, dziewczęta - rzucił z hollywoodzkim uśmiechem drania. - Dzień dobry, kotku. Jak się spało?
Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że zwraca się do mnie.
W stołówce zapadła krępująca cisza, którą ja sama przeciągałam, próbując się otrząsnąć z szoku.
- Yyyy, w porządku, dziękuję - wykrztusiłam, po czym wskazałam na Lydię. - Lydio, poznaj Cole'a.
Uścisnęli sobie dłonie. Jej już nie pocałował, co odhaczyłam w pamięci.
- Adorator pięknej Catherine - oznajmił Turner, czym przyprawił mnie o mini zawał.
- Jej przyjaciółka - wyjaśniła Lydia. - I współlokatorka.
Zakrztusiłam się sokiem. Miałam wrażenie, że płyn spływający mi w przełyku to żrący kwas. Wzięłam płytki oddech, próbując unormować bicie serca.
- Co cię tu sprowadza? - zapytałam zachrypniętym głosem.
- Miłość, kotku.
- Tu możesz jej nie znaleźć - oznajmiłam, poddając się jego urokowi.
- Szkoda. Ale ja tak łatwo się nie poddaję. - Zamilkł na chwilę, po czym dodał, świdrując mnie swoim spojrzeniem jadeitowych oczu: - Pójdziesz ze mną na świąteczny bal, Catherine?
Jeszcze nie miał partnerki? On?!
- Obawiam się, że ktoś już mnie zaprosił.
Zarówno Lydia, Cole jak i pozostali w jadalni wlepili we mnie zaskoczone spojrzenia.
- Cóż - zaczął nieco wytrącony z równowagi Cole. - Zdradzisz mi, komu będę musiał potem obić mordę za startowanie do pani mego serca?
Wydęłam wargi, całkowicie nieświadomie flirtując z największym podrywaczem w szkole. Ja, szara myszka, outsiderka, ta, na którą nikt nie zwraca uwagi. Wciąż ta sama Catherine Evans.
- Ten wieczór poświęcam mojemu łóżku i ogromnemu kubkowi czegoś z procentami.
Cole natychmiast się rozpromienił.
- Brzmi lepiej niż smokingi i maleńkie przystawki. Może się przyłączę?
- Nie sądzę, by łóżko i facet po procentach było dobrym połączeniem - prychnęłam.
- To najlepsze połączenie, jakie kiedykolwiek mogło ci się wymarzyć. - Był tak blisko, że wyczułam kardamon i bergamotkę w jego zapachu.
- Preferuję samotność.
- A ja odwiodę cię od tej myśli w kilka chwil.
Jezusie, ileż mogę mu się opierać?
Chciałam coś odpowiedzieć, ale odgłos stawianej tacy wytrącił mnie z równowagi. Zdumiona spojrzałam na drugi koniec stołu. Stołu, przy którym poza mną nikt nigdy nie siadał. A teraz nagle zaczęło brakować wolnych krzeseł.
- Witam wszystkich. - Głos Daniela ociekał wściekłościom. - Odklej się od niej, Cole. Dziewczyna nie może jeść.
- Zazdrosny jesteś, Shane? - parsknął Turner.
- Nie o nią, stary.
Wstałam szybko, zabierając swój niedojedzony posiłek. Poczułam się przytłoczona przez nadmiar testosteronu.
- Miło było spotkać - rzuciłam. - Muszę wrócić do pokoju po... Po coś.
Odeszłam na tyle szybko, na ile nie wyglądało to podejrzanie.
Byłam już w połowie schodów, gdy dotarł do mnie nieco zbyt przesłodzony głos pragnący pojednania.
- Catherine, skarbie, jak dobrze, że na ciebie wpadłam. Musimy poważnie porozmawiać.
Wpadłam z deszczu pod rynnę. Nie ma co, po prostu śmiechu warte...




***

No cześć! Tak, dobrze trafiliście. To ten sam blog, ta sama sarkastyczna i egoistyczna Catherine, słodka Lydia i tajemniczy Daniel. Tylko wygląd nam się trochę zmienił. Uważam, że zrobiło się nieco mroczniej, o co oczywiście mi chodziło :D To nadal nie jest to, czego pragnęłam, ale i tak jestem zadowolona.
A jak rozdział? Nie był jednak tak fascynujący jak chciałam... No ale nie mogę tak szybko rozwinąć opowieści. Muszę najpierw trochę poprzynudzać, stopniowo rozwiewać te wszystkie tajemnice. Bo w innym przypadku stracicie całą zabawę :)
Jak zapewne zauważyliście, znalazłam gadżet STRONY. Tak, tak - w końcu. Nie mam jednak czasu by zająć się uzupełnianiem zakładek. Ale środę mam wolną (Dzień Nauczyciela - jedyna rzecz za którą kocham moich sorów i sorki) więc pewnie wtedy się tym zajmę.
Jeśli macie jakieś propozycje zakładek, piszcie śmiało. Jak wiadomo nie zawsze wychodzi mi bycie kreatywną :)
Pozdrawiam!
Klaudia99




7 komentarzy:

  1. Siema Kiełku ;*
    Na starcie mówię od razu że jestem murem za Danielem :D Cole mi wygląda na takiego jak to powiedział Daniel : "zaliczyć i porzucić". Niech lepiej Cat trzyma emocje na wodzy, bo przeczuwam jakieś kłopoty ze strony tego chłopaka.
    Ale jej reakcja na niego była nieziemska :) Miała co najmniej tysiąc myśli na minutę, a gdy podziwiała jego klatkę to pewnie serce rozwalało jej klatkę piersiową :) Tyle emocji :*
    Daniel jest z kolei bardziej tajemniczy, taki trochę buntownik, jest zabawny i seksowny :*
    Normalnie chyba się zakochałam <3<3 Niech ta dziewczyna się za niego bierze póki ma okazję, a nie zawraca sobie głowę jakimś trak przystojniakiem, bo coś czuję, że będzie przez niego cierpieć ;(
    No i jeszcze ta zagadka Dominique, to, że ona i Cat są identyczne, matko, po protu szok!!!!
    Nie mam pojęcia jaka tajemnica się za tym wszystkim kryje, ale normalnie ja nie mogę przestać myśleć, o co w tym chodzi ;) Jestem taka podekscytowana tą tajemnicą, że normalnie sama bym wpakowała sie w ręce Nocnego by dowiedzieć się czegokolwiek ;)
    No właśnie! Nocni <3
    Błagam Cię, dziewczyno, dawaj m tu jakiegoś Nocnego, chcę ich jak najszybciej poznać :*
    Błagam Cię <3
    Rozdział fenomenalny, kochanie :* Będę z tym opowiadaniem już na zawsze,bo jest lepsze niż niejedna książka, która zdobyła setek nagród, a aż mdli od tego jaka jest nudna. TO OPOWIADANIE POWINNO LEŻEĆ NA PÓŁKACH BESTSELLERÓW!!
    Jestem wręcz pewna, że odniosłabyś wielki sukces :*
    Wiem, że to opowiadanie niedawno się zaczęło, ale ja je już po prostu pokochałam :** A założę się, że całość będzie po prostu zniewalająca :D Nie piszę Ci tego, aby poprawić Ci humor, PISZĘ TO PONIEWAŻ ZASŁUGUJESZ NA TO, A TO CO PISZĘ PŁYNIE PROSTO Z SERCA <3 Wierzę w Ciebie całą sobą, a każde moje słowo jest w stu procentach szczere :*
    Jestem przy Tobie i zawsze będę :) Bo takich ludzi jak Ty nie spotyka się na co dzień w drodze do szkoły czy sklepu, takich ludzi jak Ty spotyka się zaledwie kilka razy w życiu i trzeba o tym pamiętać <3
    Kocham Cię najmocniej na świecie, Kiełku ;D




    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, maleńka :* Stoisz murem za Danielem? :D No i pięknie, bo ja tez go ubóstwiam! (Chociaż tak na dobrą sprawę kocham wszystkie moje postacie, nie potrafię dyskryminować żadnej z nich, nawet tych najgorszych).
      Nocni mówisz? Pojawią się, pojawią. Ale jeszcze trochę. Na razie mam na tapecie zimowy bal i... Rozwiązanie tajemnicy Dominique. Będzie ona miała wielki wpływ na rozwój dalszych wydarzeń. I na Nocnych :)
      Moje opowiadanie na bestseller?! Dobre sobie! Ale sie uśmiałam! Ty lepiej pisz mi kolejny rozdział z Jamesem, a nie pieprzysz takie głupoty!
      "Jestem taka podekscytowana tą tajemnicą, że normalnie sama bym wpakowała sie w ręce Nocnego by dowiedzieć się czegokolwiek"- wierz mi, Cat na pewno też ma na to ochotę :D
      Dziekuję Ci za to, ze jesteś przy mnie. To cudowne wiedzieć, ze ma się taką osobę. Kiedy tylko wyskoczyło mi powiadomienie o nowym komentarzu, uśmiech wpłynął mi na usta, bo wiedziałam, że to ty :) Ty czytasz nawet kiedy piętrzy sie przed Tobą stos podręczników do powtórki :D Cholernie ci za to dziękuję! <3
      Kocham!
      Twoja S.Z.w.J.H.P.G 💕

      Usuń
    2. To ja Ci dziękuję, że to Ty jesteś przy mnie <3
      Zapomniałam jeszcze odnośnie tych stron, to ja czekam na zakładkę z Bohaterami i miałam taki pomysł, że może strona pod tytułem "Pytania do bohaterów" i tam czytelnicy mogą zadać pytania do wybranych przez nich bohaterów, na przykład piszą "pytanie do Daniela" i pod spodem to właśnie pytanie, a Ty wcielając się w rolę danego bohatera na nie odpowiadasz :D
      Widziałam to gdzieś kiedyś i bardzo mi się spodobało. No i jeszcze zakładka z fabułą, taki ogólny zarys historii ;) Chyba, ze pokusisz na jakieś pikantne szczegóły :D
      Ale to tylko moje sugestie i propozycje, decyzja należy o Ciebie, Kiełku :**
      Ja czekam na nową stronę i kolejny rozdział :D

      Usuń
  2. Kocham ten rozdział, kocham to opowiadanie ciebie też kocham i Cola kocham. Wszystko tu kocham, a po tym świetnym rozdziale nawet Daniela pokochałam. Moje ulubione fragmnenty: ''Ogarnij się, Evans! Odklej gały od klaty bruneta i odnajdź język w gębie! Jezu, jaki brzuch... Nic tylko go... Evans!'' '' Nie ulegaj mu, Evans. Nie warto. To zimny drań. Rozkocha cię i porzuci. Nie potrzebujesz tego.
    Pieprz się, Zdrowy Rozsądku. jak mam nie ulegać TAKIEMU facetowi?! To wbrew całemu wszechświatowi!'. No i wszystkiego tego typu komentarze Cat są po prostu boskie. Coś czuję, że jednak wybierze się na ten bal tylko z kim. Od tego rozdziału zostaję fanką Daniela. Przysięgam !!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, też lubię te fragmenty :D
      Cholernie sie cieszę, że czytasz i że ci się podoba. Świadomość, że tu zaglądasz, cieszy mnie bardziej niż perspektywa zbliżającej sie zimy. A musisz wiedzieć, ze kocham zimę!
      Dzięki za wszystko! A przede wszystkim za ten uśmiech, który pojawił sie na mojej twarzy, gdy przeczytałam Twój nowy rozdział! :D
      Buziaki! :*

      Usuń
  3. Hej :)
    Tak, w końcu się zebrałam i tak, jak zapowiadałam, czytam dalej. Wiesz, co ja sądzę o postaciach, więc nie będę już jojczyła, chociaż przyznam, że Lydia nie jest zła, kiedy na każdym kroku nie podkreślasz jej zamiłowania do różu. Chwała Ci za to, bo materiał na przyjaciółkę z niej niemal idealny.
    Catherine rozbraja mnie swoim zachowaniem względem facetów. Nie lubię Cola i aż dziwi mnie, że facet tak namieszał jej w głowie. Dziewczyna chyba wie z kim ma do czynienia, a jednak… Cóż, jednak kto zrozumie kobietę?
    Daniel… On jest zazdrosny, nie? Czytałam Twoje obawy co do tempa romansu i na tę chwilę jeszcze trudno mi stwierdzić, czy mają sens. Jak dla mnie ona mu się podobała od dluzszego czasu, a Cole ze swoimi zalotami jedynie sprawił, że chłopak zdecydował się zawalczyć. To normalna męska reakcja ;P Jeśli miałabym wybierać, byłabym za Danielem, a Colowi za to kotkowanie wybilabym zęby ^^
    Wątek z Dominique wciąż intryguje, tak jak i przedłożyć Cat. Niby wiem co z nią jest, bo niecierpliwie to wyczytałam, ale i tak mi się podoba.
    Jedna uwaga na koniec: liczebniki zapisuje się słownie :D
    Pędzę do kolejnego,

    Nessa.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy mi się wydaje, czy Cole był blondynem, który po kilku zdaniach zamienił się w bruneta?
    Wybacz, że to piszę, ale ten rozdział kojarzy mi się tylko z jednym – komedia romantyczna. U jak głupia śmieje się do ekranu.
    No ale wiem, rozdział ma ponad dwa lata, więc wiele się wybacza. :)
    A tak w ogóle to Cole mnie irytuje. Cat mogłaby mu się wgryźć w szyję, ale podejrzewam, że opacznie by to zrozumiał. :)

    OdpowiedzUsuń