niedziela, 4 października 2015

Rozdział 4



"Wydawało mi się, że tego ranka ujrzałem diabła.
Byłem zimny, byłem bezlitosny.
Aż krew na rękach mnie przeraziła.
Dzisiaj będę dobrym człowiekiem..."


- Zabierz część tych czarnych szmat - mruknęła zdegustowana Lydia. Już od kilku minut z przerażeniem wpatrywała się zawartości mojej szafy. - Jezu, czy to jabłko? Nie potrzeba być geniuszem, by domyślić się, że leży tu za długo.
- Nie marudź. Mieszkasz tu tylko dlatego, że okazałam ci łaskę. Oczekuję trochę więcej szacunku.
Dzienna wampirzyca parsknęła. Bezceremonialnym gestem wywaliła z szafy kilka wieszaków z moimi swetrami i bluzami. Nie oszczędziła też wciśniętych w róg szafy spodni. Wszystko wylądowało na łóżku. A konkretnie - na mnie leżącej na łóżku.
- Składaj to - rozkazała mi Lydia. - Albo spakuj w ten swój mroczny plecak i idź spać gdzie indziej.
Przyjrzałam jej się zaskoczona. Czy ona mi się stawiała?
Wstałam, zrzucając  z siebie ubrania. Nagle jednak zapragnęłam z powrotem zakopać się pod pościelą. Spałam tylko godzinę! Kiedy ten potwór zdążył to zrobić?!
Nie odpuściła nawet skrawkowi pomieszczenia. Biurko, łóżko. Nawet zasłonki. Wszystko było... różowe. Zniknął kurz i brudne ubrania walające się po podłodze. Pojawiły się za to różowe przybory do pisania na przykrytym różową serwetą biurku, różowy kwiat w różowej doniczce na okrytym różowym tiulem parapecie. A także różowe kosmetyczki na szafce pod lustrem, różowa bielizna, różowe ubrania, dodatki. Nawet różowa lodówka na krew. Wszystko RÓŻOWE.
To było straszne, ale jeszcze nie najgorsze. Na poduszce perfekcyjnie zaścielonego - oczywiście różową pościelą - łóżka siedział ogromny, uwaga, RÓŻOWY miś! A na ścianie... Matko Boska, jaki wstyd! Ze ściany - na szczęście nadal błękitnej; tu niczego nie zmieniła - spoglądało na mnie tysiące Leonardów Di Caprio.
Boże, słabo mi. Chyba zaraz umrę z przesłodzenia.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że Lydia jeszcze nie skończyła remontu. Z jej walizki wystawały jakże urocze lampki choinkowe. Wiedziałam, że jeśli je przywiesi, użyję ich, by ją nimi udusić. Przysięgam, nie żartuję.
Szafa zaczynała wyglądać podobnie. Czyli strasznie. Kontrast między ubraniami moimi i Lydii był przeogromny. Czerń przeciwko różowi. Jezu, zabijcie mnie, błagam.
Wróciłam jednak pod kołdrę. Z donośnym jękiem ukryłam głowę pod poduszką, by odciąć się od tej... rzezi. Serio, mój pokój wyglądał tak, jakby ktoś zabił w nim jednorożca. Tylko róż i brokat. Dobrze że nie miałam znajomych. Prędzej zapadłabym się ze wstydu niż zaprosiła tu któregokolwiek z nich.
- Nie masz nic przeciwko lampkom choinkowym? - spytała słodziutkim głosem Thompson. - Ja nie potrafię zasnąć w absolutnych ciemnościach.
Wampir bojący się ciemności? Jezu, serio mnie zabijcie. A zapowiadało się tak dobrze!
- Jezu, Evans, gdzie ty odrabiasz lekcje? - usłyszałam po chwili. - Twoje biurko lepi się od brudu! I jest pomazane czarnym eyelinerem.
- Ja nie odrabiam lekcji, Lydio - odparłam z lekką nutą dumy w głosie.
Blondynka przyjrzała mi się zaskoczona. Nie było w jej oczach podziwu. Zwykłe zaskoczenie.
- To dlaczego Marlene jeszcze cię nie wyrzuciła?
Odpowiedzi było mnóstwo. Mogłam skłamać na tysiąc sposobów. Przystałam jednak na niedopowiedzeniu.
- Bo nie miałabym gdzie wrócić.
Lydia nie drążyła. Wróciła do porządków, nie odzywając się ani słowem. Może pomyślała, że rodzice mnie wywalili. Sądząc po moim wyglądzie sama bym się z domu wyrzuciła. Albo wzięła mnie za ćpunkę mieszkającą pod mostem. To nie miało znaczenia. W jej oczach nie musiałam być kimś ważnym, bogatym i z willą z basenem w ogródku.
- Masz jakąś krew? - spytała trochę później Lydia. - Po podróży jestem strasznie spragniona. A mojej lodówki jeszcze nie wypełniono.
Wychyliłam się z łóżka i sięgnęłam pod nie dłonią. Z małej lodówki wyciągnęłam dwie torebki z krwią. Jedną z nich rzuciłam Lydii. Zawartość swojej przelałam do kubka na szafce nocnej.
- Fuj! - krzyknęła wampirzyca, krzywiąc się i plując. - Co to jest? Szczochy królika?
- Podobno krew - parsknęłam, widząc jej reakcję. - Spoko, przywykniesz. Gorzej być nie powinno.
- Może jest nieświeża? - spytała z nadzieją.
- Na pewno. Ale taką już zatorebkowali.
Lydia odstawiła kubek na biurko. Aromat krwi unosił się w powietrzu, drażniąc moje gardło. Pociągnęłam łyk ze swojego kubka, by uspokoić łaknienie.
- Skąd oni ją biorą? - biadoliła dalej wampirzyca. - Z kanalizacji?
- Pewnie mają jakiś układ z pobliskim rzeźnikiem.
- A... A wiesz, gdzie jesteśmy? - spytała poważnie Lydia.
Tym razem to ja się skrzywiłam.
- Nie mam pojęcia. Teren Akademii jest porośnięty lasem, ale to może być jednocześnie Alaska, Montana czy Alabama. Ale ustalę to, spokojnie.
- Przyjechałam do Bostonu - wyjaśniła Lydia, choć nawet nie zadałam tego pytania. - To stamtąd odebrała mnie limuzyna Akademii świętej Dominique. Z tyłu nie było żadnych okien. Czułam się jak w pułapce.
- Mnie też ten samochód przeraża - przyznałam.
- Po co to wszystko? - Lydia rozejrzała się dyskretnie po pokoju. Jakby spodziewała się, że zaraz z szafy wyskoczy Marlene lub John i jego strażnicy. - Tajemnice, straż. A gdzie portrety patronki? Kim ona jest?
Zesztywniałam. Lydia chyba to zauważyła, bo zmarszczyła czoło.
- Cat?
- Ja... - Odchrząknęłam. - Nie wiem, Kiełku. Strażnicy ponoć nas chronią. Nie wiem przed czym. Ale boję się bardziej, kiedy ich nie ma, niż gdy są. A to chyba dobrze.
- A patronka? Co z nią?
Zacisnęłam dłonie w pięści. Dziewucha była uparta. Cholera.
- Nie wiem. Lepiej jednak o nią nie pytać. Z jakiegoś powodu wszystko przed nami ukrywają. Po co drążyć?
- Nie jesteś ciekawa? -  spytała. - Ty nigdy się nie podporządkowujesz.
Właśnie, Cat. Nie jesteś ciekawa?
W mojej głowie kłębiło się od pytań. Kim jest ta kobieta? Dlaczego pielęgniarka jest przerażona, kiedy o niej mówi? Coś jest na rzeczy. A chcąc czy nie, jestem zaplątana w całą tę historię.
Może to tylko zbieg okoliczności...
Żyłam jednak zbyt długo w tej Akademii, by wierzyć w przypadki.
Spojrzałam na wyświetlacz różowego budzika Lydii. Jego podświetlany na fioletowo cyferblat wskazywał godzinę wpół do jedenastej.
Do ciszy nocnej zostało mi kilka minut.
Zdążę?
- Rozpakuj się - rzuciłam do Lydii. - Ja mam jeszcze coś do załatwienia.


Biblioteka znajdowała się na parterze, obok jadalni i świetlicy. Było już późno, skórzane kanapy i miejsca przy komputerach świeciły pustkami. Za masywnym biurkiem siedział tylko stary, poczciwy pan Bell.
Ale o to właśnie mi chodziło, czyż nie?
- Dobry wieczór. - Bibliotekarz potarł oczy na mój widok. Cóż, nie byłam tu stałym bywalcem. - Potrzebuję książki do odrobienia pracy domowej.
Staruszek patrzył na mnie jak na kosmitkę. Zdawałam sobie sprawę z tego, że pracy domowej też za często nie odrabiałam. Biedak prawie zszedł na zawał. Pewnie myślał, że żartowałam.
- Pomóc ci w czymś? - zapytał niepewnie. Miał minę, jakby się bał, że za złą odpowiedź wybiję mu zęby.
Zamyśliłam się.
- Gdzie znajdę dział historyczny?
- Prosto i w lewo. Regały od osiemnastego do dwudziestego siódmego zawierają księgi historyczne. Są podpisane. Ale może jednak pomóc ci coś znaleźć? - dodał.
Uśmiechnęłam się uprzejmie. A przynajmniej miałam nadzieję, że nie wypadłam aż tak źle. To chyba nie tajemnica, że nie bywałam uprzejma.
- Poradzę sobie.
Szybkim krokiem ruszyłam we wskazanym przez bibliotekarza kierunku. Może i lubiłam noc, niepokój jaki z nią nadchodził... Ale nawet wampira była w stanie przerazić pusta, pogrążona w półmroku biblioteka. Naoglądałam się w życiu zbyt wielu horrorów, by nie wiedzieć, że coś może czaić się za rogiem.
Ćwieki przy moich botkach dźwięczały z każdym krokiem. Podążało za mną echo moich kroków.
Wzdrygnęłam się. Żeby nie myśleć o tym, co może czaić się w mroku, zaczęłam czytać tabliczki na regałach.
CHEMIA
ANATOMIA WAMPIRA
POŻYWIANIE
Musiałam znajdować się w dziale przyrodniczym. Tak, nie myliłam się. Zaraz po dziale KULTURA DZIENNYCH znalazłam regał oznaczony tabliczką: HISTORIA. Małym drukiem dopisane były numeracje regałów i ich motywy przewodnie.
Pierwszy dotyczył historycznych walk Dziennych. Kolejne broni i ich podziału. Nie znalazłam jednak tytułu, który by mnie zainteresował.
Już miałam się poddać, gdy mój wzrok padł na ostatni tytuł. WIEDZA OGÓLNA. Nie byłam jajogłowym, ale domyślałam się, że znajdę tam encyklopedie. A taką księgę widziałam u pielęgniarki.
Pełna nadziei zanurkowałam miedzy regalami. Chwyciłam encyklopedię z przedziału A-H i otworzyłam ją. Przewertowałam kartki aż do D. DM, DN... DO! Natychmiast zaczęłam szukać imienia patronki.
Nie znalazłam.
Wkurzona na maksa zaklęłam cicho.
- Gdzie się podziewa moja kobieca intuicja, gdy jest potrzebna? - wymamrotałam, idąc dalej pośród starych, opasłych ksiąg.
Już miałam wracać, zrezygnowana i wkurzona jednocześnie, gdy moją uwagę zwrócił jakiś szelest. Odwróciłam się szybko, starając się zlokalizować źródło hałasu. Niczego nie dostrzegłam, choć starałam się przejrzeć ciemności bardzo długo.
Chyba wyobraźnia płata mi figla.
Starałam się miarowo oddychać. Jednocześnie starałam się też przypomnieć sobie tytuł książki, którą strąciłam u pielęgniarki. Za cholerę jednak nie potrafiłam.
"Encyklopedia wojen". "Encyklopedia przywódców". Tytułów było mnóstwo. Jednak tego prawidłowego - wcale.
Nagle stanęłam jak wryta. Ta książka... To mogło być to!
Miałam przed oczami wąski, niepozorny tom w czerwonej okładce. Tytuł jednak brzmiał obiecująco. "Encyklopedia wampirzych świętych".
Pięknie. Jestem genialna.
Już miałam otworzyć swoje cudowne znalezisko, gdy przerażający szelest się powtórzył. To brzmiało jak... Skórzana kurtka ocierającą się o ciało. Brzmiało raczej seksownie, ale w moim przypadku mogło zwiastować kłopoty.
Odwróciłam się szybko. Po ścianie przebiegł cień. Wysoki i dość muskularny cień.
Cholera.
Kto mógł mnie śledzić?
I po co?
Wsunęłam książkę o świętych do kieszeni bluzy, a w rękę chwyciłam pierwszą lepszą księgę. To tak dla niepoznaki.
Niemal wybiegłam z biblioteki. Staruszek Bell patrzył na mnie oniemiały. Skinęłam mu głową i pomachałam książką, dając do zrozumienia, że znalazłam to, czego potrzebowałam.
Podekscytowana, ale i przerażona, wróciłam do sypialni. Nie mogłam pozbyć się wrażenia, że ktoś obserwuje każdy mój krok...


Musiałam przyznać, że przyjemnie było mieć współlokatora. I chociaż Lydia pachniała jak przesłodzona babeczka z lukrem, dzięki niej spałam dziś spokojnie. Zasnęłam o przyzwoitej porze - po raz pierwszy od bardzo dawna. Jej spokojny, miarowy oddech tuż obok dawał mi znak, że jestem bezpieczna.
O poranku jednak pojawiły się pewne komplikacje. Byłam... zawstydzona. Już nikt dawno nie oglądał mnie bez makijażu i w powyciąganej pidżamie. Miałam się pokazać zupełnie nieznanej osobie tak odkryta? To niedorzeczne dla kogoś mojego pokroju. I... dziwne. Naprawdę dziwne doświadczenie.
- O mój Boże! - pisnęła Lydia. - Jakie masz cudowne oczy!
Przyjrzałam się swojemu lustrzanemu odbiciu z obrzydzeniem.
- Są fioletowe.
- No właśnie! Cudowne. Czemu wczoraj były ciemne?
Zagrzechotałam opakowaniem soczewek.
- Ukrywam je - wyjaśniłam.
- Czemu? Śmiejesz się z mojego braku kła, a sama potrzebujesz okularów?
Gdybym nie była właśnie w trakcie zakładania brązowych szkieł kontaktowych, wywróciłabym oczami.
- Nie lubię się wyróżniać. A sama przyznasz, że fioletowe oczy są rzadkością.
Lydia parsknęła, wciągając przez głowę różowy sweter.
- I to mówi osoba o czerwonych włosach.
Tym razem nic mnie nie powstrzymywało - wzniosłam oczy do nieba.
- One są wiśniowe.
- Jedna cholera - mruknęła Lydia.
Dziś znów od stóp do głów pokryta była różem. Delikatna, słodka i dziewczęca mimo kilku kilogramów nadwagi. A ja, cała czarna i ostro wymalowana, wypadałam przy niej strasznie blado.
- Ja ci nie wypominam twoich różowych szmat - zauważyłam.
- Wypraszam sobie! - wykrzyknęła wampirzyca. - Sweter jest amarantowy, spodnie wrzosowe a trampki liliowe!
Posłałam jej lekki uśmiech w odbiciu lustra.
- Jedna cholera.
Lydia usiadła na perfekcyjnie zaścielonym łóżku i spojrzała na mnie, przekrzywiając głowę.
- Wiesz co, Cat, nie jesteś taka zła. Zyskujesz przy bliższym poznaniu.
Mrugnęłam do niej.
- To tylko na okres próbny, Kiełku. Jak mnie wkurzysz, poznasz moją prawdziwą osobę.
Wymieniłyśmy się uśmiechami jak wieloletnie przyjaciółki. Nie byłyśmy na tym etapie, nie po dniu znajomości, ale wszystko zmierzało ku dobrej drodze. Lód wokół mego serca topniał, gdy ta wielbicielka różu się uśmiechała. Oczywiście nie przyznam się głośno do tego, że ten piankożerca znalazł rysę w mojej zbroi lodowej księżniczki. Ale zaczynałam się na nią przełamywać.
- Czegoś szukałaś wieczorem - zauważyła Lydia, wskazując głową w stronę mojego biurka. - Nie wyglądałaś na zadowoloną. Coś nie tak?
Nie, wszystko cacy. Prócz tego, że gówno znalazłam. W encyklopedii nie było ani słowa o świętej Dominique.
Cholera!
Na top bez rękawów naciągnęłam skórzaną kurtkę.
- Chodźmy, Kiełku. Chyba nie chcesz się spóźnić pierwszego dnia na zajęcia.
To ucięło wszelkie dyskusje.
Ale nie odsunęło kotłujących się we mnie pytań.


Odrobinę zasiedziałam się przy lunchu. Lydia miała w-f, więc szybciej wyszła z jadalni. Ja pogrążona w myślach nawet nie zauważyłam, gdy zadzwonił dzwonek.
Szybko wybiegłam z pomieszczenia. Wbiegając po schodach, walczyłam z suwakiem torby. Dlatego też nie zauważyłam śpieszącego na dół ucznia. Zderzyliśmy się. Zeszyty, które na darmo starałam się upchnąć do torby, upadły na podłogę. Kucnęłam, by je pozbierać, a on zrobił to samo.
Jego skórzana kurtka zatrzeszczała, przywodząc mi na myśl wczorajszą noc.
To ten dźwięk słyszałam!
Podniosłam wzrok. Patrzyłam prosto w czarne i twarde jak onyks oczy Daniela Shane'a.
- To ty - wyszeptałam. - Ciebie widziałam wczoraj w bibliotece.
Daniel wstał bez słowa i ruszył w dół.
Ale ja nie mogłam odpuścić w takiej chwili. Choć wiedziałam, że mam marne szanse, zaczęłam iść za nim. Gdy był wystarczająco blisko, chwyciłam go za nadgarstek i pociągnęłam.
Natychmiast znalazł się przy mnie. Przygwoździł mnie do ściany, dociskając biodra do moich. Doskonale znałam tę pozycję. Już raz mnie w takiej uwięził. Trzymał dłonie na wysokości mojej głowy. Dzięki temu wyraźnie czułam zapach jego kurtki i cytrusowych perfum.
Seksowna mieszanka, nie ma co.
- Nie pogrywaj ze mną, Catherine - wyszeptał głębokim głosem. Jego oczy błysnęły złowrogo. - Niby po co miałbym cię śledzić?
Przełknęłam ślinę.
- Czułam cię. Nie wiem po co tam byłeś. Ale... czułam cię.
Na jego czoło wstąpiła zmarszczka zaskoczenia.
- Wąchałaś mnie?
Jęknęłam. Jezu, jaka wtopa! Facet pomyśli, że się w nim zakochałam!
- Nie. Boże, w życiu! Po prostu kiedy mnie złapałeś, albo w sytuacji takiej jak ta... - Zagryzłam wargę. ,,Pogrążasz się, Evans!" - Masz charakterystyczny zapach - wybrnęłam w końcu.
Zadzwonił drugi dzwonek oznaczający początek lekcji. Daniel jednak nie odsunął się ode mnie.
- Zapisałaś w pamięci mój zapach. - Uśmiechnął się powoli. - I ty śmiesz mi zarzucać sekrety?
Oblałam się wściekłym rumieńcem.
- Nie pochlebiaj sobie, Shane! - warknęłam, przeciskając się pod jego ramieniem. - Nigdy nie zasłużysz na kogoś tak wspaniałego jak ja.
Daniel parsknął gorzko.
- Jakoś nie żałuję.
Poprawiłam torbę na ramieniu i ruszyłam w górę schodów. Nie wyciągnęłam jeszcze z Daniela całej prawdy, ale zamierzałam to zrobić. Ja nie pozwalałam sobą pogrywać.
Wpadłam do sali biologicznej zdyszana. Nauczyciel zmarszczył czoło na mój widok.
- Myślałem, że nie zaszczycisz nas swą obecnością, Catherine.
- Już się pan cieszył, że pozbył się pan konkurencji, co?
Warga nauczyciela drgnęła nieznacznie.
- Mam rozumieć, że zabłądziłaś? Tylko tak jestem w stanie wytłumaczyć twoje spóźnienie.
- Tak, proszę pana - przyznałam. - Zbłądziłam w głębinach mojego umysłu.
W klasie ktoś zachichotał.
- Dobrze więc, panienko Evans. Powiedz więc nam, co wiesz o mózgu Nocnego?
- Że go nie ma?
Chórek śmiechów stał się donośniejszy. Nawet nie wiedziałam, że mój sarkazm potrafi tak na kogoś działać.
Zaskakujące.
- Bez żartów, Cat - poprosił nauczyciel. - Opisz mi wygląd Nocnego, a nie zgłoszę twojego spóźnienia do dyrektorki.
Westchnęłam. Nigdy się nie uczyłam. Ale to... Znałam doskonale odpowiedź na to pytanie. Było takie wspomnienie, zamknięte głęboko w tej części umysłu, która było przeznaczona do ich niszczenia. Nie lubiłam do niego wracać. Miałam cichą nadzieję, że nigdy nie będę musiała.
A jednak. Niespodzianka, Evans.
- Może pan powiedzieć Marlene, że się spóźniłam - powiedziałam, rzucając torbę na swoje krzesło w ławce przy oknie. - Nic nie wiem o Nocnym.
- Och, nie przesadzaj, Catherine. Coś na pewno wiesz - nalegał nauczyciel.
Kpił ze mnie?
- Mają kły - mruknęłam, siadając. - Wystarczy?
Pełne dezaprobaty spojrzenie już na mnie nie działało.
- Catherine.
Westchnęłam.
- Są straszni. Przerażający. Ich kły są dłuższe niż nasze, bardziej śmiercionośne. A oczy... - Objęłam się ramionami. Nagle zrobiło mi się zimno. - Są puste. Dwa długie, czarne tunele prowadzące donikąd. Prowadzące tylko do śmierci.
- Dziękuję, Catherine. - Nauczyciel uśmiechnął się skrępowany. W klasie zapadła cisza po moich słowach. - Usiądź już, dobrze?
Usiadłam. Ale nic nie było dobrze. Resztę lekcji spędziłam na zamykaniu najgorszych wspomnień głęboko w czeluściach umysłu.
Ale to nadal nie sprawiło, że poczułam się dobrze. Uwolniłam demony. Jak miałam je zamknąć z powrotem? Jak...?



***

Nudy, nudy, nudy... Następny będzie ciekawszy, obiecuję! :) Ten jednak musiał się pojawić. Ta drobna przemiana Cat będzie nam potrzebna w następnych rozdziałach. I tajemnicza, ale pełna napięcia relacja Daniela i Catherine. To wszystko muszę rozwijać stopniowo, stąd tak mdły rozdział o niczym.
Pozdrawiam,

Klaudia99








9 komentarzy:

  1. Siemka mój Kiełku :***
    Tak, tak oficjalnie Ci mówię, że od teraz będę Cię tak nazywać :****
    Zakochałam się w tej nazwie na Amen, no i co ja zrobię? ;)
    Pochłaniasz mnie, kobieto ;D Jest po 22, otworzyłam książkę z niemca w celu powtórzenia sobie trzech ostatnich lekcji, jednocześnie odpalając neta. No i patrzę na "Akademii Ciemności" jest nowy rozdział ;D I mówkę " Nie ma bata, nie zasnę dziś, jeśli tego nie przeczytam! Niemiecki może poczekać ".
    Musiałam, nie mogłam odłożyć czytania na jutro, czy jakikolwiek inny dzień :D Po prostu ta historia za bardzo mnie pochłania, abym mogła spać z wiedzą, że pojawił się nowy rozdział, którego nie przeczytałam.
    DZIEWCZYNO, TY PRZEŁAMUJESZ SCHEMATY! WYLATUJESZ POZA HORYZONTY!
    Poza tym, co już Ci pisałam, że Cat jest niesamowita, to Daniel rownież jest boski, a Lydie szczerze pokochałam ;D
    Niesie ze sobą tyle pozytywnej energii, tyle kolorków ;)
    I ma dobry wpływ na Cat!
    Chodzi mi o to, że być może Lydia pomoże Cathy się otworzyć i roziwązać jej wewnętrzne problemy ;). Chociaż też nie wiadomo zwłaszcza po tym co przeczytałam po ostatnich wersach, ta dziewczyna niesie ze sobą ogromny zapas doświadczeń... i to nie łatwych, niestety ;/
    Choć z drugiej strony to właśnie te ciężkie, trudne doświadczenia tworzą naszą Cat! Dlatego ma taki silny charakter i przedstawia się czytelniom w silnej pozycji wojowniczki, która musi walczyć o przetrwanie z własnym ciężkim wnętrzem, z własną przeszłością.
    Te trudne sytuacje tworzą ją całą, one wpisały się już w jej osobowość. A ja uwielbiam takie charaktery, z trudną przeszłoscią, ktore muszą się zmierzyć z wszystkim co przyniesie im los.
    Uwielbiam takie silne postacie ;)
    Jesteś boska, kochana :D I ta jakże namiętna scena miedzy naszą dwójką :D Już pokochałam Daniela :***
    LASKA BIJĘ POKŁONY PRZED KUNSZTEM TEGO OPOWIADANIA, PADAM NA KOLANA I NIE WSTAJĘ!
    Tak jak napisałaś mi ostatnio, że to pisanie, że się nawzajem uwielbiamy jest już trochę nudne, no ale co my możemy na to poradzić? ;)
    Skoro, ja nie wyobrażam sobie, że w moim życiu nie miałaby się pojawić tak wspaniała i cudowna osoba jak Ty? :D
    Osoba, która dodaje mi wiary w siebie, gdy wątpię w to co robię, osoba, która jest przy mnie zawsze, nawet gdy ktoś mi bliski się ode mnie odwraca, osoba która wie jak jestem zmienna, jak potrafię coś zniszczyć, jakie są moje największe wady, gdy piszę, a jednak jest przy mnie zawsze! Nigdy nie pozostawiła mnie samej! I nawet, gdy w moim codziennym życiu zawodzi mnie ktoś na kim mi zależy, ktoś kto jest mi bliski, wiem, że Ty jesteś i że mogę na Ciebie liczyć <3 I wiesz co? To daje mi siłę, siłę, która jest przy mnie codziennie, niezależnie jak trudno mi było :D
    Z całego serca życzę każdemu spotkania w swoim życiu kogoś takiego jak Klaudia99 lub inaczej mówiąc moja Z.W.J.H.P.G. <3
    Jesteś wyjątkową osobą, ważną dla mnie :*
    Kocham najbardziej jak potrafię i ślę uściski, skarbie <3
    Czekam na następny rozdział, który (tak jak wszystkie) powali mnie na kolana i sprawi, że nie zasnę spokojnie :*








    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "LASKA BIJĘ POKŁONY PRZED KUNSZTEM TEGO OPOWIADANIA, PADAM NA KOLANA I NIE WSTAJĘ!"- kocham Cię za te słowa jeszcze bardziej szaleńczo niż wczoraj! <3
      Dziekuję Ci za wszystko, mała. Za to że jesteś, że mnie wspierasz, że potrafisz poprawić mi humor. I za to, że jesteś gotowa dla mnie i mojego rozdziału wyrzec się powtórki z niemieckiego :D Mam nadzieję, że nie miałaś przez to problemów. Zresztą, ktoś tak zajebisty jak ty zaliczy wszystkie przedmioty z palcem w nosie :*
      Jesteś dla mnie najważniejsza, Vicky. Jesteś moim najgorliwszym fanem, ale też potrafisz opieprzyć mnie jak matka. Nie pozwalasz mi w siebie wątpić, wywołujesz uśmiech na mojej twarzy nawet wtedy, gdy wszystko wokół mnie sie sypie i wali. Uwielbiam cie za to! No, ale przyznajmy, za co ja Cię nie uwielbiam? :)
      Już zaczyna mi brakować pochwał... Ile można mówić, ze jesteś najwspanialsza? Mam nadzieje, że ten rozszerzony polski powiększy mój zasób słownictwa :D A wtedy zasypię cię pochwałą godną samego Mickiewicza!
      Kocham! :*
      Twoja Klaudia99

      Usuń
  2. Co tutaj pisać wszystko świetnie, super, idealnie, perfekcyjnie. Jak ktoś ma taki talent jak ty to po prostu siada i tworzy takie dzieła.
    Ja jakoś nie mogę się przekonać do tego Daniela, między nimi chyba coś jest ale coś mi w nim nie pasuje. Z jednej strony ze wszystkim leci do dyrektorki i ciągle śledzi Cat, a z drugiej strony taki typowy szkolny pewny siebie przystojniak na którego wszystkie lecą, czy te jego dwie strony się jakoś nie wykluczają? Nie wiem, dlatego ciągle coś mi w nim nie gra, ale przez to coraz bardziej mnie intryguję :))
    GENIALNY ROZDZIAŁ !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, kochana. Jak miło, że wpadłaś. I na wstępie obsypałaś mnie pochwałami... Aż się zarumieniłam!
      Daniel... Ech, wszystko się niedługo wyjaśni, obiecuję. Wiem jak to wygląda. A przynajmniej staram sie na to spojrzeć oczami Czytelnika, który nie wie o tej postaci tyle, co ja :) Ale to wszystko jest zamierzone. Nie powiem że prawidłowe, bo z czasem wydaje mi się to co raz bardziej naciągane, ale skoro juz zaczęłam, to muszę skończyć, prawda?
      Mogę tylko powiedzieć, że chłopak też miał ciężko w przeszłości. Może dlatego zachowuje sie tak dziwnie...
      Zobaczymy :)
      A czy miedzy Cat i Danielem coś jest lub będzie...? Zdradzę tylko tyle, że jeszcze wiele przed nami! :)
      Pozdrawiam gorąco! I czekam na spotkanie Ever z Gościem :)

      Usuń
  3. Kolejny rozdział, wzbudzajacy we mnie mieszane uczucia. Nie wiem jak to robisz, ale cóż… Zacznę może od tego, że bohaterowie są bardziej przystępni niż w trójce. Chociaż dalej wzdycham na wzmiankę o Lydii – przeczytaj fragment o różu i powiedz mi, że nie jest przerysowany. Nie, nie śmieszne – żałosne. Tak jak i podkreślenie na każdym kroku, że Daniel jest seksowny. No szlag mnie przy tym trafia. Czytelnik nie jest upośledzony, kochana – po jednym razie dociera. A tu były trzy albo cztery przy jednej scenie.
    Nagła zmiana Cat to też najgorsze, co mogłaś zrobić. Zmieniła się ot tak, już przyjaźni się z Lydią. Sorry, ale to tak nie działa – z królowej śniegu nie zrobisz Śnieżki w jeden wieczór. W życiu tej dziewczyny nie wydarzyło się NIC, żadnego przełomu, który wyjaśniałby jej zmianę w charakterze. Ja tego nie kupuję i będę to powtarzać, bo to dzieje się zbyt szybko, a żadna psychika tak nie działa. Jej charakter jest nietrwały, a ja mam wrażenie, że postacie w ogóle nie są przemyślane – karykaturki, na dodatek bez konsekwencji. Wybacz, że tak to ujmuję, ale taka jest prawda.
    Co ratuje całość? Dalsza cześć i wątek Akademii. Oraz historia – bo to wyszło Ci znakomicie. Te postacie przynajmniej nie są papierowe, a samo miejsce… Czytam i wciąż zadaję sobie pytanie: dlaczego? Dlaczego nikt nie wie nic o Dominique? Dlaczego Akademia jest jedną wielką niewiadomą dla uczniów? Dlaczego…? Potrafisz budować napięcie i to jest wielki plus. Również opisy, dynamika… Potrafisz pisać, więc z tego nie rezygnuj, ale mocno popracuj nad bohaterami, bo to podstawa.
    Scena na biologii genialna, zwłaszcza tekst o mózgu Nocnego. I kolejna ładnie wpleciona wzmianka o przeszłości Cat… Ona przeżyła cudem, prawda? Jej rodzice nie… Takie mam wrażenie.
    Pędzę do kolejnego, bo pytania nie dają mi spokoju ;)

    Nessa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć. Już jakiś czas temu przeczytałam Twoje komentarze, ale nie znalazłam czasu, by na nie odpowiedzieć. Niestety, ale mam ferie jako jedno z pierwszych województw. A to wiąże się z wystawieniem ocen jeszcze przed świętami.
      Dlatego też nie odpowiem na każdy z Twoich komentarzy, a tylko na ten, nawiązując jednocześnie do poprzednich. Tak będzie wygodniej zapewne nie tylko dla mnie, ale i dla Ciebie.
      Po pierwsze- TAK! Taktaktaktak! Jesteś pierwszą osobą, która zamiast słodzić, napisała to, co myśli. Kocham moje czytelniczki (buziaki dla Was! :*) ale błagam, ileż można czytać o tym, jakim to jest się wspaniałym? Nawet największemu narcyzowi by się przejadło. Serio.
      Zacznę może od kwestii moich błędów... Choć nie, tu nie ma co komentować. Nie jestem idealna, moja ortografia tym bardziej. Staram się, serio. Więc jeżeli coś znajdziesz- pisz. Nie ma lepszego sposobu na poprawienie się, niż uczenie się właśnie na swoich błędach.
      "Błękitnokrwistych" czytałam, przypadło mi do gustu tylko kilka pierwszych części :)) Ale pisząc, staram się nie opierać na czymś, co już było. Wiadomo wampiry to wampiry, tu nie da się nic zmienić. Historia z Akademią też nie jest czymś oryginalnym, ale staram się wprowadzać swoje elementy, które nieco odświeżą utarte schematy :)
      "Wegetarianizm". Cóż, fajne słowo. Ale tu nie chodziło mi o to. Po prostu chciałam jakoś odróżnić Nocnych od Dziennych. A jak niby można oddzielić dobro od zła jak nie przez rodzaj (a może lepiej sposób?) przyjmowanego posiłku? Kolejny niezbyt kreatywny motyw, ale cóż począć skoro praktycznie wszystko już było? Zawsze mogłam zrobić Dziennych wampirami pijającymi krew blondwłosych dziewic z torebek. Ale czy to byłoby bardziej estetyczne?
      Teraz najtrudniejsza kwestia... Postacie. Przyznaję, poniekąd masz rację. Są stereotypowe, przerysowane, przesłodzone. Irytujące. A kiedy powiem Ci, że tak miało być, tylko mnie wyśmiejesz. Już od początku wiedziałam, że spieprzyłam postać Daniela. Miał wyjść chłodny dupek, obojętny na wszystko i wszystkich, skrywający jakąś przeszłość. A wyszedł mięczak. Zwyczajny, niepanujący nad emocjami mięczak. A Lydia... Ona akurat miała być tą wnerwiającą, różową, rozpuszczoną jedynaczką. Niektórym przypadają takie kreacje do gustu, innym nie. To nie zależy ode mnie. Więc argument świadczący o żałosności Lydii wcale mnie nie rusza. Bo wiem, że nie każdemu musi się wszystko podobać.
      Co do Catherine... Tu pojawia się pewien problem. Bo nie mam pojęcia czy czytałaś dalej, czy poznałaś sekret Dominique. Nie wiem, ile mogę Ci zdradzić bez spoilerowania :) Więc o jej postaci, moich ZAMIARACH względem tejże osóbki, opowiem Ci w innym komentarzu, gdy będziesz (o ile jeszcze chcesz!) na bieżąco z historią.
      Reasumując- dziękuję. Za każde miłe słowo, ale i szczere opinie i krytykę. To, że podeszłaś do tej historii na chłodno, wiele dla mnie znaczy. Przeanalizowałaś każde słowo, nie bojąc się wytykać moich błędów. To podziałało jak kubeł lodowatej wody. Najnowszy rozdział poprawiałam setki razy. A sprawdzałam go jeszcze częściej. Nadal boję się go opublikować xd
      Oczywiście żartuję. Musisz mieć też coś do krytykowania, nie? :))
      Cieszę się, że historia przynajmniej po części przypadła Ci do gustu i mam cichą nadzieję, że zostaniesz z nią, i ze mną, na stałe :))
      Serdecznie pozdrawiam,

      Klaudia99

      Usuń
  4. Poza tym, że nadal uważam, że pewne rzeczy dzieją się zbyt szybko, nie jest źle :)
    Być może rzeczywiście ten rozdział nie należał do najciekawszych i wciągających, ale przecież nie każdy musi być pełen akcji.
    Wspominałam już, że Daniel mnie wkurza? Tak wiem, pisałam to chyba za każdym razem i wciąż nie wyjaśnia się czemu jest taki namolny. Cat powinna załatwić sobie jakiś niezły zakaz sądowy, aby się do niej nie zbliżał xD
    Dla biednego bibliotekarza to rzeczywiście musiało być niezłe zdziwienie, czemu Cat pojawiła się w bibliotece, tym bardziej, że rzadko tam bywa.
    Jakoś nie jestem zaskoczona, że nic nie znalazła o patronce, skoro jej temat jest tematem tabu. Nikt o tym nie mówi, więc tym bardziej ciężko będzie się czegoś o niej dowiedzieć.
    Połączenie Cat&Lydia jest połączeniem ognia i wody. Nie jestem pewna, czy chciałabym, żeby mi ktoś w całości urządził pokój na różowo, no ale... trochę dziwią mnie zapędy Cat by lubić od razu współlokatorkę, tym bardziej, że jeszcze nie miały okazji się wykazać w jakiejś wspólnej przygodzie.
    Jestem ciekawa kim okaże się wspomniany nowy bohater i mam nadzieję, że nie będzie tak irytujący jak - o zgrozo - Daniel xD
    Do następnego, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Em... Gdzie Cat z poprzednich rozdziałów? ;_;
    Tak po prostu pozwoliła przejąć kontrolę nad swoją przestrzenią? Najpierw nazywała Lydię grubaską, nie chciała zaszczycić jej nawet spojrzeniem, o przedstawieniu się nie wspominając, a teraz już przyjaźń? Nope... nie kupuję tego... A szkoda, bo zapowiadało się świetnie.
    Ta zmiana w zachowaniu Cat wybiła mnie z rytmu... Adna... skup się...
    Biblioteka... Serio ktoś tam był, czy faktycznie wyobraźnia Cat płata jej figle? A może faktycznie Daniel ją śledził? ale wtedy koleje pytanie się nasuwa – dlaczego? Co jest takiego w tej dziewczynie, że tak ją pilnują?
    W ogóle odniosłam wrażenie, że ona mimo tego że usilnie zaprzecza, to leci na Daniela. Nie wiem czy taki był Twój zamysł, ale ja osobiście tak to odbieram. No cóż, zobaczę ile z moich domysłów się potwierdzi. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z ciekawości przeczytałam ten rozdział. Dawno tego nie robiłam... I teraz już wiem czemu. Aż dziw bierze, że mam kilkoro czytelników, którzy przetrwali te "trudne" początki i są ze mną nadal. Cała ta zmienność Cat, Daniel który wcale nie jest tak "mroczny" jak myślałam że jest... Dopiero teraz to widzę, choć wcześniej potrafiłam zażarcie kłócić się z czytelnikami, którzy mieli czelność mi to wypomnieć. (Buziaki, Ness! ;P) Jednak po dwóch latach "w branży" widzę, jak bardzo mój warsztat się poprawił. Nadal nie jestem zadowolona ze swojej historii i wiem, że pewne rzecz zbytnio wyolbrzymiam... Ale pierwsze rozdziały a te dobijające pięćdziesiątki to niebo a ziemia ;p Dlatego tym bardziej cieszę się, że się nie poddajesz. Nie mówię, że warto brnąć w to dalej, bo jestem jedną z tych wstydliwych pisarek, która nie widzi żadnych pozytywów w swojej pracy, ale mam cichą nadzieję, że mimo wszystko gdzieś, kiedyś uda mi się Cię należycie zaciekawić ;)

      Pozdrawiam!

      Usuń