Bring Me The Horizon- Can You Feel My Heart
"Boję się zbliżyć, a nienawidzę być sam.
Tęsknię za tym stanem, gdy nie czułem nic.
Im wyżej się wespnę, tym niżej upadnę.
Nie mogę utopić swoich demonów, one wiedzą jak pływać..."
Tęsknię za tym stanem, gdy nie czułem nic.
Im wyżej się wespnę, tym niżej upadnę.
Nie mogę utopić swoich demonów, one wiedzą jak pływać..."
Próbowałam nad sobą zapanować. Naprawdę się starałam. Trzykrotnie odliczałam od dziesięciu wstecz, szukałam wzrokiem koloru zielonego, który ponoć ma ludzi uspokajać. Na nic to się jednak zdało. Świadomość, że Marlene znów próbowała przejąć kontrolę nad moim życiem, nie pozwalała mi na zachowanie spokoju.
-
CO TU SIĘ DZIEJE, DO CHOLERY?! - wykrzyknęłam. Szlag jasny trafił moje wszelkie próby
zachowywania się przyzwoicie. - Grubaska z aparatem ma być moją karą?!
-
Catherine! - syknęła Marlene przez zaciśnięte zęby. - Język!
Ja
się dopiero rozkręcałam. A cisnęło mi się na usta! Oj cisnęło!
-
Co ty odwalasz, Marlene? Nie tego chciałam.
-
Nie jesteś królową, Catherine - oznajmił chłodno John, szef ochrony. Palce miał już zaciśnięte
na rączce swojej pałki. Zastanawiałam się, czy uderzyłby mnie, gdybym przegięła. -
Nie musisz dostawać tego, czego pragniesz. Ty jesteś tu dla nas, nie my dla
ciebie. Nie mamy obowiązku spełniać twoich zachcianek.
-
Ty za to masz obowiązek, by być nam posłuszną - dodała Marlene. - Więc albo na spokojnie wysłuchasz tego, co mam ci do powiedzenia, albo każę Johnowi cię
unieruchomić.
Popatrzyłam
na nią zaskoczona.
-
To nie jest zabronione?
-
Mam prawo zainterweniować, gdy nieletni się sprzeciwia - odpowiedział za dyrektorkę John.
Zacisnęłam
powieki, tłamsząc w sobie cały gniew. Sztywnym krokiem podeszłam do biurka
Marlene i usiadłam w fotelu. Założyłam nogę na nogę i skrzyżowałam ramiona na
piersi. Obrzuciłam dyrektorkę chłodnym spojrzeniem.
-
Mów więc.
Marlene
Moon wyglądała na zadowoloną takim obrotem sprawy. Usiadła w swoim fotelu i
oparła dłonie o blat biurka, układając palce w piramidkę. Daniel z Lydią
usiedli na skórzanej kanapie pod ścianą. John zajął miejsce obok dyrektorki,
nadal zaciskając dłonie na pałce. Dawał mi do zrozumienia, że wciąż tu jest i
mam się hamować.
Dyskretnie
obejrzałam się na Dzienną obok Daniela. Było ładna, choć pulchna. Nie miałam
pojęcia, jak u niej z kondycją, ale czułam, że wuefiście nie przypadnie ona do
gustu.
Do
tego ten jej koszmarny, tandetny wręcz styl. Od stóp do głów odziana była w
róże. Kolor pasował do jej błękitnych oczu czy bladej cery, ale nie w hurtowych
ilościach, na Boga. Spodnie były wrzosowe, bluzka w kolorze ostrej fuksji. A
trampki koralowe. Mdliło mnie na sam widok. Lydia wyglądała jak wata
cukrowa. Serio, nie widziałam jej w roli Strażniczki.
Więc
co tu robiła? Czyżby była jedynaczką?
-
Lydia Thompson przyjechała do nas aż z Londynu - oznajmiła dyrektorka,
uśmiechając się do wampirzycy. - Tamta szkoła nie odpowiadała jej wymaganiom.
Phi!
Pewnie ją wywalili!
-
Po co mi to mówisz? Mam ją niańczyć? - Niechlujnym gestem odgarnęłam wiśniowe
włosy z twarzy. Były strasznie suche w dotyku. - Nie moja bajka, Moon.
Dyrektorka
zacisnęła usta. Na chwilę zapadłą krępująca cisza.
-
Wiesz, że nie mamy za wiele miejsca - rzuciła po chwili stanowczym tonem. - Lydia
zamieszka z tobą. Tylko w twoim pokoju jest miejsce.
-
Sory, ale odmawiam. - Okręciłam się w fotelu. Zaskrzypiał przeraźliwie pod moim
ciężarem. - Na wolnym łóżku leżą moje rzeczy.
-
To je uprzątniesz - wysyczała Marlene. - Natychmiast. Lydia spędzi tę noc w twoim
pokoju. Choćby miała spać na twoich brudnych szmatach!
John
dotknął ramienia Marlene, by ją uspokoić. Ja za to obrzuciłam dyrektorkę
kolejnym chłodnym spojrzeniem.
-
To nie są szmaty.
Dyrektorka
westchnęła. Potarła dłonią po twarzy. Dostrzegłam drobne zmarszczki wokół jej
oczu. Mogłabym przysiąc, że wczoraj ich nie miała.
-
Proszę, Catherine, przestań się stawiać. Mam dość problemów. Nie utrudniaj mi
życia.
Miała
zmęczony głos osoby mającej dość wszystkiego. Potrzebowała urlopu. Zdecydowanie
ktoś powinien ją ode mnie odseparować.
Wstałam
więc, by dać jej więcej przestrzeni. Nie chciała iść ze mną na kompromis, więc
ja też nie zamierzałam się poddawać. Kapitulacja nie była dla mnie. Ale słowne
potyczki zaczynały mnie nudzić. Postanowiłam więc wyjść bez słowa. Wiedziałam,
że to zrani Marlene bardziej, niż sprzeciwienie jej się prosto w twarz.
Marlene
jednak znała mnie wystarczająco. Nie tylko ja wiedziałam, gdzie ją ugodzić, by
cierpiała. Ona też znała moje słabe punkty. I potrafiła wykorzystać tę wiedzę w
najpodlejszy możliwy sposób, by postawić na swoim.
-
Twoim rodzicom by to się nie spodobało - wyszeptała, gdy jedną nogą już
znajdowałam się poza jej gabinetem. Jednak dzięki wyostrzonym zmysłom wampira
słyszałam ją wyraźnie. - Zawiodłaś ich, Catherine. Zawiodłaś...
Nagle
zrobiło mi się ciemno przed oczami. Zabrakło mi tchu, serce przyśpieszyło
miażdżąc mi żebra. Wybiegłam z gabinetu nim ktokolwiek zdążył zobaczyć moje
łzy. Bo ja nie powinnam płakać. Nie mogłam. To by zepsuło moją opinię zimnej
suki.
Wpadłam
do łazienki na parterze, wiedząc że to jedyne miejsce, w którym mogłam się
ukryć. Sypialnia byłaby pierwszym miejscem, w którym wszczęliby poszukiwania. A
w łazience, szczególnie w jednej z kabin prysznicowych, nikt nie będzie mnie
szukał.
Lekcje
dobiegły końca, przed kolacją wszyscy mieli zaszyć się w swoich pokojach, świetlicy
czy w bibliotece. A ja tu miałam spokój. Nikomu nie przyszłoby na myśl branie o
tej porze prysznica. A nawet jeśli, chrzanić ich. Ta kabina była zajęta.
Zatrzasnęłam
za sobą drzwi ze szronionego szkła i usiadłam w brodziku. Zwinęłam się w kłębek
w kącie i spróbowałam zapanować nad łzami. Ale ich było coraz więcej i więcej.
W końcu zrezygnowałam z bezsensownej walki. Pozwoliłam im płynąć. One też niech
się chrzanią.
Ale
nawet łzy nie sprawiły, że poczułam się lepiej. Wręcz przeciwnie. Czułam się słaba.
Słaba i beznadziejna. I mimo bólu w piersi, pragnęłam jeszcze bardziej
cierpieć. Może to dziwne, ale tylko ból potrafił mnie przekonać, że żyję. Że ja
nadal żyję, że cały ten koszmar nie był snem. Że mimo bólu muszę wziąć
kolejny oddech, by móc ruszyć dalej.
Wbiłam
paznokcie w przedramiona. Gdy to nie pomogło, użyłam kłów. W końcu pojawiła się
krew. I ból. Słodki, kojący ból, który pokazał mi na czym stoję. A moja pozycja
była równie beznadziejna co ja sama.
Czucie
czegoś innego niż ta pusta wściekłość było tak przyjemne... Mogłabym tak trwać
i trwać, gdyby nie fakt, że brak krwi zaczął dawać mi się we znaki. Zasnąć.
Wystarczyłoby teraz, żebym tylko zamknęła oczy. Cała reszta sama by się
potoczyła.
Chciałam
krzyczeć z bezradności. Nie mogłam jednak się zdradzić. Zaraz pewnie
pojawiłaby się Marlene. Spojrzałaby na mnie tym pustym, zawiedzionym wzrokiem,
który rodzice stosują zawsze gdy przyjdziemy kilka minut po umówionej godzinie. „No co...? Tylko na mnie
tak patrzyli rodzice?”
Niemal
słyszałam jak Marlene mówi:
-
Zawiodłam się na tobie, Catherine. Obiecałaś mi, że nie będziesz tego robić.
Pamiętasz, co ci mówiłam o bólu?
Pamiętałam.
Marlene twierdziła, że bólu nie należy pielęgnować a zwalczać. Ale jak tu
takiego nie podsycać, gdy kusi odskocznią od smutku? Przecież lepiej chwilę
pocierpieć, niż całą wieczność tonąć we łzach, nie?
Oparłam
czoło o chłodne płytki i patrzyłam, jak krople mojej krwi giną w odpływie.
Właściwie
to było zabawne; istota, która do życia potrzebowała krwi innych, właśnie
marnowała swoją...
Śmiechu
warte, nie ma co...
Pobudka przypominała mi poranki na kacu. Światło było za ostre, zapachy zbyt
intensywne. I mdliło mnie od otaczającej bieli. Brr.
-
Jak się czujesz, złotko?
Ugh.
Jak gówno.
Zamrugałam,
narażając się na nową falę jasności. Spróbowałam usiąść, by zorientować się,
gdzie jestem. Z pomocą przyszły mi silne, męskie ramiona pachnące trawą
cytrynową i szałwią.
-
Powoli - rzucił Daniel, pomagając mi oprzeć się o ścianę. - Ile widzisz palców,
Cat?
-
Co... Co ty tu robisz, do cholery? Śledzisz mnie?
Shane
uśmiechnął się w łajdacki sposób. To pewnie za ten uśmiech kochały go
dziewczyny.
-
Mam ciekawsze sprawy na głowie. Ale cieszę się, że pragniesz być uwzględniona w
moich planach.
Chciałam
uraczyć go środkowym palcem, ale nie miałam pojęcia, gdzie podziały się moje
dłonie.
Kiedy
wzrok mi się wyostrzył, rozejrzałam się po pomieszczeniu. Biel ścian była
przełamana kolorowymi plakatami dotyczącymi zdrowego trybu życia a na dębowym
biurku piętrzył się stos magazynów o zdrowiu. W kącie stała szafa z lekami i
bandażami a ja leżałam na typowo szpitalnej leżance obitej białym
prześcieradłem.
Jezu,
znowu trafiłam do gabinetu pielęgniarki.
Miejsce
Daniela zajęła urocza starsza pani z siwymi włosami ściśniętymi w koka. Jej
fartuch był równie biały co rząd zębów, które ukazała w uśmiechu.
-
Jak się czujesz, kochanie?
Chciałam
coś powiedzieć, ale przeszkodziły mi kły. Wysunęły się nagle, raniąc mnie w
język.
-
Potrzebuję...
Pragnienie
się nasiliło. Wyimaginowane płomienie lizały moje gardło, utrudniając mówienie.
Na szczęście pielęgniarka wiedziała, o co chodzi. Wcisnęła mi do ręki kubek z
solidną porcją krwi.
Wychyliłam
ją duszkiem. Przymknęłam powieki, rozkoszując się ulgą, jaką przyniosła zimna,
gęsta krew gasząca płomienie w moim gardle.
-
Teraz lepiej - wyznałam, wiedząc, że pielęgniarka czeka na odpowiedź. - Dziękuję.
- Powiesz
mi, co się stało? - zapytała łagodnie starsza pani.
Jak
obrażone dziecko zacisnęłam wargi i pokręciłam głową.
Kobieta
westchnęła.
-
Catherine, nie chcesz chodzić do psychologa, ignorujesz Marlene. Nie możesz
tego w sobie tłumić. Te bunty, samookaleczenia... To nie jesteś ty, kochanie.
-
Przestaniecie mi wszyscy mówić, kim jestem? - warknęłam, gwałtownie wstając.
Zakręciło mi się w głowie, ale odtrąciłam pomocne ramię Daniela.
I
to był błąd.
Nie
odzyskałam jeszcze władności w nogach, przez co potknęłam się i zrzuciłam stos
książek z biurka. Upadłabym tak jak one, ale Daniel chwycił mnie w ostatniej
chwili.
-
Dzięki - mruknęłam, kucając, by pozbierać zrzucone encyklopedie.
Jedna
z książek była otwarta. Drobny tekst nie był w stanie mnie zainteresować.
Jednak mimo wzrokowej niedyspozycji dostrzegłam coś innego.
W
prawym rogu znajdowała się mała, czarno-biała fotografia. Znajdująca się na niej
kobieta wyglądała jak żywcem wyjęta z innej epoki. Suknia z bufiastymi rękawami
i duży kapelusz bogato zdobiony kwiatami. Widziałam takie na filmach. Było
jednak w tej kobiecie coś... Może to te łagodne rysy jak u lalki, wąskie usta
lub duże, okolone firanką rzęs oczy. Kobieta mogła wyglądać jak każda inna.
Być mulatką i mieć sto sześćdziesiąt centymetrów w talii, pod kapeluszem chować rude loki. To nie
było jednak istotne. Wtedy nie zwróciłabym na nią uwagi.
Przyciągnęłam
książkę do siebie i musnęłam palcami zdjęcie.
-
Kto to jest? - wyszeptałam.
Pielęgniarka
zlustrowała mnie uważnym spojrzeniem. W jej oczach zalśnił strach, którego nie potrafiłam uzasadnić.
-
To Dominique.
-
Patronka naszej szkoły? - zapytał Daniel, patrząc mi przez ramię.
-
Czemu nigdzie nie wiszą jej portrety? - Głos mi drżał. - Nikt o niej nie
wspomina.
-
Dominique była... - Pielęgniarka urwała nagle. Spojrzała na zegarek, choć na oko było widać, że to
wymuszony gest. - Lećcie już, dzieciaki. Przed kolacją mam coś do załatwienia.
Uważaj na siebie, Cat - dodała, sztuczną troskliwością maskując swój strach. - I pij dużo wody.
-
Ale..
Pielęgniarka
ucięła moje sprzeciwy groźnym spojrzeniem.
-
Wynocha. I nie wypytujcie o Dominique. Najlepiej zapomnijcie o tej rozmowie.
Zaskoczona
spojrzałam na Daniela. Ten tylko wzruszył ramionami i otworzył drzwi. Jak przystało
na dżentelmena za którego uchodził, przepuścił mnie pierwszą.
-
Odprowadzić cię? - zapytał Shane, wsadzając ręce do kieszeni ciemnych dżinsów.
Spróbowałam
się otrząsnąć z szoku. Chociaż nie wiedziałam, czy szok nie był zbyt
delikatnym zwrotem na to, co w tamtej chwili czułam.
-
Ja... - Odchrząknęłam. - Nie musisz mnie niańczyć.
-
Kilka godzin temu podcięłaś sobie żyły - warknął, czym wprawił mnie w jeszcze większe osłupienie. Zabrzmiało to tak, jakby się martwił. - Myślę, że jednak potrzebujesz
specjalnej troski.
- Nie
od ciebie. Przestań zgrywać miłego. Wiem, że jesteś dupkiem. Tylko przy Marlene
grasz troskliwego. Ona lubi cię i bez tego. Nie musisz jej wiecznie lizać dupy.
Daniel
się żachnął.
-
Uratowałem ci tyłek, a ty tak się odpłacasz?
Zmrużyłam
oczy ze wściekłości.
Ach, więc to on dostarczył mnie do pielęgniarki!
Ach, więc to on dostarczył mnie do pielęgniarki!
-
Trzeba było mnie tam zostawić - fuknęłam. - Wszyscy mielibyście święty spokój.
Jego
czarne jak onyks oczy rozszerzyły się z zaskoczenia.
-
Chciałabyś tego?
-
Bardziej niż użerania się z tobą i Marlene.
Minęły
nas dwie dziewczyny. Rozwarły usta na nasz widok. Tak, ja też się nie
spodziewałam, że będę rozmawiać z Danielem-Dupkiem-Shane'em.
Ale
zaraz polecą ploty. Kto wie, może ludzie w końcu mnie zauważą?
-
Przestań zgrywać z siebie wielką damę, Catherine - syknął przez zaciśnięte
zęby. - To się robi nudne.
-
Tacy jak ty szybko nudzą się kobietami, nie?
Przez
chwilę myślałam, że mnie uderzy. Jego skórzana kurtka zatrzeszczała, gdy się
poruszył. W nadludzkim tempie znalazł się obok mnie. Nie przejmując się
obserwatorami, docisnął mnie do ściany. Zawirowało mi w głowie od siły jego
ciosu i duszącego zapachu jego perfum.
-
Słuchaj mnie, Evans - warknął. - Nie jesteś królową. Co najwyżej zimną suką. Ale
to tylko przykrywka. W głębi duszy jesteś przerażona. Widziałem to w
gabinecie. W dupie cię mam, skoro już szczerze rozmawiamy. Ale przestań
krzywdzić wszystkich wokół. Marlene czy Lydia nie zasłużyły na twoje humorki.
Odwróciłam
twarz, jakby mnie uderzył. Choć chyba wolałam cielesny ból niż słowa
upokorzenia wykrzyczane prosto w oczy.
-
Jestem samolubna, Shane - wysyczałam. - Cieszę się, że w końcu to dostrzegłeś.
-
Nie pogrywaj ze mną, Evans. Bo może to się źle dla ciebie skończyć.
Roześmiałam
się gorzko.
-
Bo co, odstawisz mnie do dyrektorki?
Daniel
oderwał się ode mnie. Zdążyłam jeszcze zobaczyć błysk w jego czarnych oczach,
nim odszedł szybkim krokiem, odbijając w prawo.
-
Żebyś o więcej nie prosiła.
Tym razem bez trudu pożegnałam go środkowym palcem.
Pieprz się Marlene. Pieprz się pielęgniarko i ty, szanowny
dupku Danielu. Ja też was nienawidzę.
Moje myśli znów powędrowały ku mamie. Ona nigdy nie broniła
mi się malować. Ba! Wręcz sama kupiła mi pierwsze cienie do powiek i soczewki.
Może od początku istniał w tym ukryty motyw? Na przykład dotyczący ukrywania
się?
Może ona coś wiedziała? Może ona chciała mnie chronić?
Może...
Brzęk stawianego na stole talerza przywrócił mnie do
rzeczywistości. Zaskoczona zlustrowałam oschłym wzrokiem przybysza, który śmiał
naruszyć moją przestrzeń.
Miałam przed sobą ubraną od stóp do głów na różowo Lydię.
Uśmiechnęła się, ukazując w uśmiechu aparat.
- Chyba kiepsko zaczęłyśmy znajomość - oznajmiła. - A skoro
mamy razem mieszkać...
W jadalni zapanowała lodowata cisza. Wszyscy wyczekiwali
chwili, gdy rzucę się wampirzycy do gardła. Wiedzieli, że nie bez powodu siadałam
sama. Nie lubiłam towarzystwa. I żeby sobie nie zagrażać, nikt mi się nie
narażał.
Wbiłam w Lydię widelec. Dla niekumatych - wskazałam na nią
swoim widelcem. Nie jestem aż taką sadystką, by dźgnąć kogoś widelcem. Są od
tego inne rodzaje broni...
- Jesteś tu nowa, więc poznaj pewne zasady.
Lydia skinęła głową.
- Słucham uważnie.
- Po pierwsze, nikt, poza kelnerem, nie podchodzi do tego
stołu. - Wrzuciłam do ust soczysty kawałek pieczeni. - Po drugie, nie wklepuj do
jednego zdania mnie i zwrotu: "znajomość". Ja nie zawieram
znajomości.
- Ty tylko nienawidzisz.
Uśmiechnęłam się.
- Szybko się uczysz.
- Mogę o coś spytać?
Zmarszczyłam czoło.
- Już to zrobiłaś.
Lydia wywróciła oczami.
- Bądź poważna, Catherine. Mogę?
Wzruszyłam ramionami.
- Najwyżej nie odpowiem.
- Czemu taka jesteś? - zapytała.
- Czemu nosisz aparat? - odgryzłam się.
Lydia się zaśmiała. Jej oczy przybrały barwę nieba o
poranku.
- Impulsywna i bezpośrednia... - Przyjrzała mi się
zaciekawiona. - Powinnam wiedzieć coś jeszcze?
- Niepoczytalna. - Mrugnęłam do niej. - Więc uważaj.
Przez chwilę jadłyśmy w milczeniu. Kiedy zaczęłam się
zastanawiać czy nie dopuściłam tej grubaski zbyt blisko, ta zaczęła mówić.
- Wykruszyłam kieł, gdy byłam jeszcze dzieciakiem. Nie
odrósł. Pozostałe zęby zaczęły się krzywić. Ta metalowa klatka jest
koniecznością, jeśli chcę zachować przynajmniej jeden kieł.
Spojrzałam na nią jak na wariatkę.
- Wampir z jednym kłem?
- Wampir podcinający sobie żyły? - odcięła się.
To przerażające a
nawet upokarzające, ale chyba zaczynam ją lubić..
***
Witam Was gorąco w ten październikowy wieczór! Jak rozdział? Daniel takim dupkiem... Ech, nie wiem czy nie zniszczę jego postaci. Bo początkowo miałam go wykreowanego zupełnie inaczej... Ale to jeszcze zobaczymy :) A jak wam przypadła do gustu postać Lydii? Wiem, że pojawiła się tylko na krótko, ale mogę Wam obiecać, że wywoła niemałą rewolucję w życiu naszej żywiołowej Cat Evans :)
No i pojawiła nam się tajemnicza Dominique. Ta to dopiero namiesza naszej Catherine! :D Och, będzie się działo, obiecuję!
Pozdrawiam!
Klaudia99
Ja również, witam Cię, skarbie, w ten październikowy wieczór ;D
OdpowiedzUsuńTo od czego by tu zacząć? No tak - Cat !!!!!!!! :)
POWALIŁAŚ MNIE NA KOLANA! Biję pokłony przed Tobą!
Ona jest po prostu boska ;* Taka bezpośrednia, nieobliczalna, agresywna, wulgarna, bezwzględna, silna!
Rzadko kiedy można się spotkać z tak silną kreacją głównej bohaterki ;) A ja uwielbiam takie charaktery, bo potrafią tak namieszać w opowiadaniu, że doprowadzają po prostu do wybuchu! ;)
Po prostu pokochałam charakter Cat ;*
Jest niesamowita, zazdroszczę jej odwagi i tych ciętych ripost :*
A ta końcówka, po prosu powaliłaś mnie na kolana, zmiażdżyłaś kochana :D
Powiem szczerze, że bardzo polubiłam Lydię ;) Już nie mogę sie doczekać czytania o ich wspólnym pokoju i w ogóle o ich relacjach, może Cat się przełamie i się jednak zaprzyjaźnią?
Chciałabym, ale wiem, że Cat ma trudny charakter ( za co ją kocham :) ).
CCały czas chodzi mi po głowie postać tej całej Dominiqe, aż ciarki mnie przeszły gdy o niej czytałam ;) Dawaj następny rozdział i info o niej ;)
Muszę koniecznie wiedzieć kim ona jest, co takiego zrobiła ;)
No i nie mogę wysiedzieć, gdy zastanawiam się jaki będzie miała wpływ na moją kochaną Cat ;D
W ogóle to, to się tak genialnie czyta, po prostu ten tekst jest tak płynny, tak lekko Ci idzie pisanie, że czyta się to w mgnieniu oka i gdy doszłam do ostatnich słów, mówię "Jak to już koniec? Nie, nie może być!" Po prostu ja to pochłaniam :*
Inaczej się nie da! To jest, z ręką na sercu, strasznie wciągające, intrygujące, uzależniające ;)
Zmartwiło mnie, to, że Cat się samookalecza... Znaczy nie wiem, być może nie robi tego często, ale robi ;/ I to mnie martwi Wydaje mi się, że ona nie potrafi poradzić sobie z tą całą sytuacją. W dodatku cały czas zastanawiam się cały czas jak to jest z jej rodzicami. Strasznie szkoda mi się jej zrobiło. Z drugiej strony poniekad można zrozumieć jej zachowanie. Nie daje sobie rady , wiec przykrywa ból psychiczny tym fizycznym, podobno mniej bolesnym.
Kochanie, ukazałaś tu mistrzowski kontrast między silną, niezależną dziewczyną, a tą która sobie z sobą nie radzi. Tylko ukrywa tą swoją bezradność. Bardzo mi się ten wątek podoba ;) Jej twardy charakter, a zarazem chwile słabości w samotności.
To naprawdę jest świetnie ukazane ;)
Genialne i tyle w temacie!
Mam pytanko, kochana. Wiem, że nie za bardzo masz czas i ja to rozumiem, ale dałabyś radę dodać zakładkę z bohaterami?
Byłoby świetnie! Chętnie bym przeczytała takie ogólne opisy tych genialnie zarysowanych bohaterów :D
Kocham Cię bardzo mocno, laska i wiesz o tym ;***
No to ja czekam na kolejny rewelacyjny rozdział, spod Twojej rączki, skarbie :****
Kocham, Twoja Vicky :****
Proszę wybacz błędy, jest późno, a ja po prostu MUSIAŁAM napisać komentarz, po prostu za wiele emocji się we mnie obudziło:D Nie wytrzymałabym do jutra ;) To jest zbyt uzależniające by móc dać radę odkładać publikacje komentarza :D Wszystko co Ci piszę jest szczere i wypływa prosto z serca, kochana :*
UsuńJesteś niesamowita i odwalasz tu kawał solidnej i świetnej roboty, a ja to naprawdę doceniam, zasługujesz na wszystko co najlepsze ;***
No cześć, maleńka :*** Ja tylko zobaczyłam Twój komentarz, październikowy chłód przestał mi być straszny :)
OdpowiedzUsuńPisanie, że Cię uwielbiam staje sie nudne i monotonne. No ale co ja mogę o Tobie powiedzieć? To nie jest tajemnicą, że dzięki Tobie powstał ten blog. Pomogłaś mi się przełamać, otworzyć. Mówiąc, ze jestem Ci za to wdzięczna, skłamałabym. Bo to nie jest tylko wdzięczność. Nawet ja, laska z rozszerzonego polskiego, nie mogę znalezc słowa, które miałoby znaczenie silniejsze niż wdzięczność. 'Uwielbienie' za słabe, 'podziw' też. Nie wiem, po prostu nie wiem. Możliwe że jeszcze nikt nie znalazł na to słowa, bo nie miał tak cudownej osoby jak ja. Jestem szczęściarą :) Dzień, w ktorym odkryłam Twojego przecudownego bloga, i poznałam Ciebie- równie wspaniałą, pewną siebie i perfekcyjną w tym co robi- był najlepszym w całym moim długim juz życiu. To ja biję przed Tobą pokłony, to Ty zasługujesz na wszystko. Ty jesteś najlepsza.
Świadomość, ze czytasz, ze Ci się podoba, przyprawia mnie o palpitacje serca. Pisząc każdy nowy rozdział zastanawiam sie, co zrobić, by Cię nie zawieść. Chore, wiem, ale taka jest prawda. Osoba stojąca z boku stwierdziłaby, że piszę dla Ciebie. Ale nie jest tak. Piszę dla s i e b i e, jednocześnie starając sie zadowolić moich czytelników. A to juz chyba brzmi lepiej, co? :)
Cieszę sie, że Lydia przypadła ci do gustu. A co do Cat i calej reszty... Ten rozdział był dla mnie cholernie trudny do napisania. Miałam się wcielić w rolę silnej i bezwzględnej ale jednocześnie kruchej i pragnącej bliskości Catherine Evans. Przyznam, było to wyzwanie. Czytając rozdział nadal czegoś mi brakowało. Ale ponieważ nigdy nie znalazłam sie w takiej sytuacji, nie mam pojecia co mogłabym dodać.
Mam przypływ weny ostatnio. To chyba odreagowywanie na szkołę. Mam juz dość wszystkiego, więc piszę. Podejrzewam więc, że nowy rozdział pojawi się jeszcze w ten weekend. Kto wie, może nawet dziś, jeśli się wyrobię :)
Co do zakładki o bohaterach... Pomysł dobry, wdrożę go w życie, jak tylko rozkminię JAK. Ale spokojnie, coś wymyślę :D
No nic, skarbie. Ja będę kończyć. Już od rana czeka mnie spotkanie z francuskim <3 Ale potem biorę się za rozdział!
Całuję,
Twoja Klaudia99 :**
Haha szczerze myślałam, że ją dźgnęła tym widelcem a tu takie rozczarowanie, chociaż ja tam już Lydię polubiłam i wolę żeby Cat jej nie dźgała niczym. Rozdział przecudowny, wspaniałe opisy masz cudowny talent :)
OdpowiedzUsuńDziekuję bardzo! :* Cieszę się, że lubisz Lydię. Ja też, przyznaję sie bez bicia :D I mysle, ze Cat również nie chciałaby jej skrzywdzić :)
UsuńPozdrawiam!
Przeczytałam już wczoraj i mam mieszane uczucia. Naprawdę, teraz jestem w kropce, bo nie wiem, jak ująć to, co czuję. Niestety, ale ja nie będę słodzić jak panie powyżej; nie wiem, może to ja się nie znam, ale w tym rozdziale wszystkie postacie wydawały mi się sztuczne i tak irytujące, że sama nie wiem, jakim cudem dotarłam do końca. Wszystko we mnie krzyczy, że przedobrzyłaś i nie zamierzam udawać, że jest inaczej, ale cóż...
OdpowiedzUsuńZ Catherine zrobiłaś rozpuszczoną idiotkę, której się wydaje, że wszystko wolna. Pierwsze wrażenie dobrej kreacji gruchnęło o ziemię, może nawet mocniej niż ona mogłaby w pierwszym rozdziale. Nie wiem, gdzie tu jest kreacja "silnej bohaterki". bo ja widzę co najwyżej... Och, sama nie wiem, ale postać tak mnie zniechęciła, że mam ochotę uciec z wrzaskiem. Naprawdę.
Tu strzela focha, tu próbuje popełnić samobójstwo. O Boże, jaka ona nieszczęśliwa -.- Tu już nawet nie jest buntowniczka, bo taką postać byłabym w stanie polubić, ale w jej charakterze... Jest tak niestabilna emocjonalnie, że po prostu nie wierzę, że można było do tego stopnia zepsuć ten charakter. Nie, nie, nie... Wszystko we mnie krzyczy, że już na tym etapie historia przybrała zły kierunek. Reakcja na potencjalne samobójstwo – ranienie siebie samej – bardziej mnie rozbawiła niż cokolwiek innego. Och, jakie to normalne. W końcu święta Cat robiła to tak często, że już nikt się tym nie przejmuje.
Znowu pojawia się Daniel i jego zachowanie jest równie irytujące, co i głównej bohaterki. Miała być zapewne postać nieprzystępnego przystojniaka, a wyszedł kicz, bo facet sam nie wie, czego chce. Kolejny przerysowany charakter, gdzie wszystko poszło za daleko.
Och, no i na koniec Lydia. Widziałam wiele kreacji wampirów – niewidome, niemowy... Różne, ale ciekawe. A tu... ukruszony ząb. Yy? Yyyy...? Sorry, ale tego nie kupuję. Z kolei sama postać z założenia słodkiej Lydii... Ech, powiedziałabym raczej, że dziewczę jest dodatkowo cofnięte w rozwoju, bo każda normalna postać miałaby dość godności, żeby po takim zachowaniu ze strony Cat zawinąć się i odejść. Ale nie, ona z uporem lgnie do tej dziewczyny – już jej się spodobała. Kolejne potwierdzenie tego, że główna bohaterka jest niedopracowana i niespójna emocjonalnie, jakbyś sama nie była pewna, jak powinnaś ją wykreować. Nie, ja zdecydowanie tego nie kupuję, a takie zmiany charakteru są... nienaturalne, wręcz niemożliwe!
Ogólnie nie wiem, co myśleć. Zaciekawiła mnie wzmianka o Dominique i reakcja pielęgniarki, co sprawia, że mam ochotę przekonać się, jak to będzie dalej, ale na tę chwilę trudno jest mi wytrzymać z głównymi postaciami, a to bardzo niedobrze. Przerysowałaś je, poza tym widzę tu schematy, które pojawiają się w niejednej historii, gdzie są o wiele bardziej przystępne. Ech, sama nie wiem...
Mimo wszystko życzę weny. Mam nadzieję, że nie będziesz miała do mnie o to pretensji, bo to jedynie moje zdanie, a ja nie potrafię słodzić, jeśli czegoś nie czuję. Widzę potencjał, ale po tym rozdziale... No cóż, wiem, że początki są trudne, a Ty masz bardzo dobry warsztat, a to już połowa sukcesu. Właśnie z tego powodu nie rezygnuję – bo czuję, że mimo wszystko warto :)
Pozdrawiam,
Nessa.
Tu rozdział, tam rozdział, w końcu nadrobię :P Będę sobie spokojnie czytać w wolnych chwilach, więc co jakiś czas się mnie spodziewaj ;) Nie myśl sobie, że zapomnę.
OdpowiedzUsuńTak jak się spodziewałam Lydia została współlokatorką Cat. Dlaczego mnie to nie dziwi? :) Na pierwszy rzut oka dziewczyny są diametralnie różne.
Lydia przypomina różową landrynkę, która nie stroni od pączków, a z kolei Cat przypomina jakiegoś rodzaju czarną wdowę xD Z pozoru to niemożliwe, by dziewczyny miały się kiedykolwiek dogadać, ale kto wie? Początki z pewnością będą trudne :)
Rozumiem, że Cat to dziewczyna z problemami, ale... czy to nie d z i w n e, że wampir podcina sobie żyły? To takie... niewampirowate. :/ Mam nadzieję, że wiesz, co mam na myśli, chociaż sądzę, że zależy ci na delikatnej grotesce, bo w końcu... wampir, który się tnie i wampir z wyłamanym kłem? W każdym razie, cieszę się, że żadna z bohaterek nie jest doskonała.
Zakładam, że problemy Cat wynikają właśnie z powodu rodziców, co sprawia, ze jeszcze bardziej zastanawiam się nad tym co się z nimi stało. Spodziewam się najgorszego, ale naprawde wyczekuje momentu, kiedy dziewczyna sie przed kimś otworzy i przybliży nam te wydarzenia :)
Dobra, Daniel mnie drażni. Sama nie wiem czemu, po prostu mnie irytuje tym, że jest zawsze. Wydaje mi się, że ta jego troska o Cat (rany, ale ten facet jest natarczywy) jest fałszywa. Nie wiem z jakiego powodu ciągle się koło niej kreci, ale uważałabym na tego faceta...
Czy akcja nie biegnie przypadkiem zbyt szybko? Nie żebym chciała się czepiać, bo uwielbiam tajemnice, ale nawet jeszcze nie znamy dobrze bohaterów, otoczenia ich znajomych wrógów, zero relacji, a tu już wyskakujesz z tajemniczą Dominique? Po prostu dziwi mnie że tak szybko.
Swoją drogą... Cat chodzi do szkoły imienia św. Dominique i nie wie co to za kobieta? Albo jest prawdziwą ignorantką, albo ta szkoła jest jakaś... dziwna. Zazwyczaj wiadomo kim jest patron danej uczelni. Przyznaję, że jeśli jest to przemyślany zabieg to jestem tym naprawdę zaintrygowana.
Konfrontacja pomiędzy Cat a Danielem była chyba najlepsza cześcią rozdziału. Mimo swoich problemów główna bohaterka stara się uchodzić za twardą i dobrze jej to wychodzi. Prawda jest jednak taka, że cięzsko powiedzieć jaka jest naprawdę. Nie wiem, czy to atut, czy tez nie, zobaczymy. Kibicowałam jej, chociaz to może wynik tego, że nie przepadam za tym drugim. :P Ale kto wie? Może kiedyś go polubię :D
Wracając jednak do Lydii i końcowej sceny... Rozumiem, że Ly tak natarczywie postanowiła wejść do świat Cat, no bo w sumie musza mieszkać razem, więc nic dziwnego, że chce choć trochę narzucić się koleżance.
Dziwi mnie jednak, że Cat od razu pomyślała, że zaczyna lubić dziewczynę.
Poważnie? To kolejny dowód na to, że toczysz akcję zbyt szybko. Tak jakbys chciała przeskoczyć zbędne wstepy i od razu przejsć do środka. Ale kochana opowiadanie zawsze musi miec ręce i nogi, nie tylko sam brzuch. Zrestą skoro Cat tak stroni od kontaktórw z innymi na jakiejś bliższej stopie, czemu wystarcza jej jedna krótka wymiana zdan, by polubić Ly? To się nie trzyma kupy. Powinna być raczej niechętna, marudzić, że jak tak dalej pójdzie to ta rózowa natrętna osa doprowadzi ją do szału. Bo samo pyskowanie to jak dla mnie żaden atut.
No zobaczymy jak to wszystko sie rozkreci :)
Pozdrawiam :)
Od razu zaznaczam, że ja nie wymagam tego, abyś czytała, bo ja czytam u Ciebie. Bo tak, wciąż czytam, choć właśnie sobie uświadomiłam, że nadal nie skomentowałam ostatniego rozdziału... :x
UsuńHa, kiedyś gdzieś przeczytałam, że twoi Czytelnicy mają do Ciebie pretensje o to, że oni ci tu pięknie słodzą a ty do nich z taką krytyką. Cóż, chcę żebyś wiedziała, że ja się za nią obrażać nie zamierzam. Wiem, że moje początki były ciężkie. Nie raz przeszło mi przez myśl, żeby skasować bloga, bo do pisania to ja się nie nadaję. Mogłabym też teraz, kiedy juz swego rodzaju doświadczenie zdobyłam, zacząć od nowa, tak jak Ty jeszcze raz zaczęłaś Upadek. Mogłabym spróbować to naprawić, sprawić żeby było jeszcze lepsze. Ale dobrnęłam już do 20 rozdziałów. Myślę że nie byłoby sensu pisanie od nowa opowiadania, które w jakiejś części jest już napisane...
Tak, akcja toczy się zbyt szybko. Chciałam zbyt wiele na raz. Tajemnice, romans, trudna przeszłość... A to wszystko zakrapiane pierwszoosobową narracją. Spieprzylam i przyznaję się do tego głośno. Podjęłam się czegos, na co wcale nie byłam gotowa. Staram się to jednak naprostować. I z ręką na sercu mówię, że im dalej, tym jest lepiej.
A przynajmniej tak mówi pani, która komentowała przed tobą, i która równie sceptycznie była nastawiona do całej tej historii i postaci Cat... :))
Jesteś chyba pierwszą, którą denerwuje Daniel xD Ale on miał taki być. Potem, mam nadzieję, polubisz go, bo odegra w tej historii znaczącą rolę :)
Dziekuję za każde słowo. Cieszę się z tego, że nadal czytasz, choc jednocześnie wstyd mi za to że NADAL CZYTASZ. Wiem, chore. No ale tak jak mówiłam - moje początki nie były zbyt dobre.
Również pozdrawiam!
Klaudia99
Na wstępie chciałam zaznaczyć, że uwielbiam watę cukrową! Kiedyś kupię sobie maszynę i będę mogła ją jeść kiedy tylko będę miała na to ochotę! :)
OdpowiedzUsuńA teraz zupełnie na poważnie, aż mnie z lekka zatkało. Co jak co, ale żeby powiedzieć coś takiego? Nastolatki zazwyczaj gadają to, co im ślina na język przyniesie, a zwłaszcza te które przechodząc jakiś okres buntu, a jak widać u Cat, tu chodzi o coś znacznie większego. Co prawda, nie wiem jak wyglądały wcześniejsze starania pani dyrektor, ale tutaj wyraźnie widać, że tak kobieta nie ma pojęcia o tym, jak postępować z trudną młodzieżą, a zwłaszcza z taką, która przeżyła jakąś tragedię – bo domyślam się, że to właśnie spotkało Catherinę.
A że tak jeszcze zapytam... Ten Jhon (wybaczy jeżeli mylę imię) sypia z Marlene? Albo przynajmniej by chciał? Bo tak zwykły pracownik raczej się nie zachowuje...
Cat od początku wydała mi się bratnią duszą, bo jak opisałaś jej wygląd i w sumie zachowanie, to jakbym patrzyła na siebie ze szkolnych czasów – pomijając oczywiście wampiryzm i stratę rodziny, no i okaleczanie się. I śmieszne, a jednocześnie straszne w tej całej sytuacji jest to, że wygląda na to, iż wszyscy wiedzą o jej stanie, o tym co ją dręczy, a tak naprawdę nikt nie pomaga, bo bądźmy szczerzy – nakazy, zakazy, wykłady na nic się zdają, a jeszcze jeśli wszyscy na około jej pokazują, że tak naprawdę jest im obojętna... Pedagoga roku w tej szkole, to raczej nie znajdzie się...
A ta Dominique jest ważna, tak? A może Cat jest z nią spokrewniona? Coś musi być na rzeczy, skoro sama fotografia zrobiła aż takie wrażenie na otępiałej dziewczynie.
No... Daniel się zdenerwował. Okej, spoko... Ale ja się pytam, po jaką cholerę ciągle łazi za Cat i ją ratuje/pilnuje, skoro jak sam twierdzi, ma ją w dupie? Coś tu grubymi nićmi jest szyte... Coś mu nie ufam...
A wracając do początku mojego komentarza... Lubię watę cukrową, nie? I wygląda na to, że Lydia jest w porządku, no bo przecież wata cukrowa jest najlepsza. :D
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń