The Neighbourhood- Let It Go
"Może nie bardzo wiem, co przyniosła przyszłość
Ale zainwestowałem w bałagan z tego przepisu.
Pamiętaj co mówili ludzie.
Kiedy zostało powiedziane i zrobione- odpuść..."
Mimo później pory zastaliśmy dyrektorkę w jej gabinecie.
Otworzyłam drzwi bez pukania. Marlene Moon - swoją drogą, cóż za idiotyczne
nazwisko dla Dziennego wampira! - podniosła wzrok znad sterty papierów i
spojrzała na mnie przez okulary. Uśmiechnęła się niepewnie i podsunęła szkła
wyżej, na czubek nosa.
- Witaj, Catherine. Coś się stało?
W tym momencie Daniel wepchnął mnie głębiej do pomieszczenia.
Kiedy nikłe światło padło również na postać chłopaka, Marlene jęknęła.
- Znowu? - Kobieta zdjęła okulary i potarła dłonią po białej
z braku snu twarzy. Dość ładnej twarzy, jeśli mam być szczera. Nie żebym czuła
pociąg do swojej dyrektorki. Po prostu stwierdzałam fakty. - Catherine, na miłość
Boską! Tak ci z nami źle? Który to raz w tym miesiącu?
- Drugi - burknęłam, podchodząc do stojącej w rogu
pomieszczenia lodówki. Wyciągnęłam z niej torebkę z krwią jakiegoś biednego
zwierzątka i oderwałam narożnik zębami. - Gdzie mój kubek?
Marlene westchnęła i wskazała na szafkę przy drzwiach. Zdjęłam z niej uroczy kubek z kotkiem i nalałam do niego gęstej,
krwistoczerwonej cieczy. Podczas gdy krew powoli spływała po ściankach
porcelanowego kubka, ja pozwoliłam wysunąć się kłom. Małe, ale równie
śmiercionośne, co te Nocnych. A przynajmniej taką miałam nadzieję. Nie po to
męczyłam się z nimi szesnaście lat, żeby były całkiem bezużyteczne, nie?
- Dlaczego ty to robisz, Catherine? - zapytała cicho
Marlene. To był ten terapeutyczny ton, którego tak bardzo nienawidziłam.
- Bo się nudzę. - Usiadłam na obrotowym fotelu i oparłam
stopy obute w swoje ciężkie, motocyklowe buty z ćwiekami o blat biurka. - Bo
mogę. Bo chcę. Bo...
- Dość! - przerwała mi dyrektorka. - Catherino Victorio Evans!
Wymaga się od ciebie większego szacunku!
Zasiorbałam słomką.
- Oczywiście, najwspanialsza pani dyrektor.
Stojący gdzieś pod ścianą Daniel parsknął. To przypomniało
Marlene, że on nadal tu jest. Spojrzała na niego chłodno, choć z wdzięcznością.
- Wyjdź, Danielu. Dziękuję ci za wytrwałość w łapaniu
tej... dziewuchy!
Dziewuchy! Ależ mnie zabolało! Próbuj dalej, kochana. Mnie
tak łatwo nie da się zranić.
Jak już wspominałam, Marlene jest ładną kobietą koło
trzydziestki. Cały czas zastanawiam się, jak tak młoda osoba może być
dyrektorką szkoły dla nastolatków. Przecież ze swoimi grzecznymi koczkami i
szarymi garsonkami sama wygląda jak dziecko. Mimo mięśni, które na pewno ukrywa
pod wykrochmalonymi koszulami, myślę, że Marlene jest słaba. To widać w jej oczach.
Czuje, że traci kontrolę nad tym wszystkim. Zaczyna w siebie wątpić, może nawet
tęskni za życiem poza murami Akademii. Ciekawe jak wyglądało jej wcześniejsze
życie. To poza szkołą, poza rygorystycznymi zakazami. Czy Marlene Moon ma coś
na sumieniu? A może nawet prywatnie pozostaje taka mdła i nijaka?
Tego pewnie nigdy się nie dowiem. Ale obstawiam, że jest
równie beznadziejna tu, jak i poza Akademią.
- Czemu się tak zachowujesz, Catherine? - spytała kolejny
raz dyrektorka. - Nie chcesz ze mną rozmawiać, zamykasz się w sobie. Nie masz
przyjaciół, włóczysz się po szkole jak cień. Teraz jeszcze te ucieczki. Powiedz
mi, Cat, co ja robię źle?
Westchnęłam i odstawiłam pusty kubek na blat biurka.
Objęłam się ramionami, czując się głupio. Nie chciałam nikogo ranić. Po prostu
sama pragnęłam być szczęśliwa.
- To nie twoja wina, Marlene - zapewniłam; była chyba
zaskoczona, bo nie zganiła mnie za zwracanie się do niej po imieniu. - Ja po
prostu chcę być sama. A najlepiej najdalej stąd.
- Jesteś za młoda na mieszkanie samodzielnie.
-Ale poradzę sobie! - oświadczyłam z zapałem. - Nie
potrzebuję wiele. Tylko jakiś swój własny, mały kąt. Znalazłabym pracę. Nie
muszę się uczyć. Między ludźmi nic by mi nie groziło.
- Akurat! - parsknęła dyrektorka. - Za murami Akademii czai
się zło, Cat. Tylko tu jesteś bezpieczna.
- Ale nie czuję się tu komfortowo. To więzienie! Nie
widzisz tego?
Marlene przysiadła na poręczy mojego fotela. Dotknęła
mojego policzka, ale odwróciłam twarz. Nie potrzebowałam jej łaski. Chciałam
tylko samotności i spokoju.
- Chcę dla ciebie jak najlepiej, Catherine. Wiesz o tym.
Ale tego nie mogę ci ofiarować. Za trzy lata będziesz wolna. Ale to jeszcze nie
ten czas.
- Jeśli odejdę, będziesz miała spokój - zauważyłam. -
Przestanę ci być kulą u nogi.
- Och, Cat - westchnęła dyrektorka. - Nie mogę. Obiecałam
twoim rodzicom, że będę się o ciebie troszczyć.
Zadrżałam, choć w gabinecie wcale nie było chłodno.
Zacisnęłam oczy, czując ukłucie w sercu. Słowa Marlene sprawiły, że znów
wszystko do mnie powróciło. Wspomnienia zalały mnie, sprawiając, że zaczęłam
się wahać. Pojawiło się jeszcze jedno pytanie. Zadałam je sobie w myślach już
setki razy, ale nie potrafiłam znaleźć na nie odpowiedzi.
Dlaczego tak naprawdę uciekasz, Catherine? Czemu aż
tak bardzo cię ciągnie na zewnątrz?
- Nie naprawisz mnie gadką o rodzicach - warknęłam, wstając
gwałtownie. Szybkim krokiem pokonałam odległość dzielącą mnie do drzwi. - Znajdź
inny sposób, by mnie tu zatrzymać. Bo ten nie zadziała.
W korytarzu wpadłam na podsłuchującego Daniela. Powinnam na
niego nawrzeszczeć za nieuszanowanie mojej prywatności. Nie miałam jednak na to
ochoty. Po prostu wyminęłam go tym samym agresywnym krokiem, odbijając w prawo.
Moje botki wybijały nierówny rytm na marmurowej posadzce.
Niech się wszyscy walą. Ja nie zamierzam tańczyć tak, jak
mi zagrają.
Wbiegłam do pokoju nie martwiąc się tym, że pobudzę
współlokatorki. Bo ich nie miałam. Nie żeby to była jakaś kara. Po prostu dla
mnie brakło towarzyszki niewoli. Nawet jeśli jakaś by się pojawiła, wolałaby
mieszkać pod schodami, niż dzielić pokój ze mną. Nikt nie chce się przyjaźnić z
mocno wymalowaną outsiderką.
Ich strata.
Padłam na łóżko w ubraniu. Czułam się jak wyprana
chusteczka higieniczna. Niby nie płakałam (byłam na to zbyt dumna) ale
wściekłość zrobiła swoje. Targały mną tak sprzeczne uczucia, że aż mnie mdliło.
Chciałam coś czuć, co potrafiłabym nazwać. Ale to... ta pustka była nie do
zniesienia. Pochłaniała mnie bez reszty. Nienawidziłam, gdy to emocje kierowały
moim życiem.
Głupia Marlene! Nie można mnie naprawić, do cholery!
Nazywam się Catherine Evans. Jestem samodzielna. I dumna po ojcu. Nie da się
mnie naprawić. Chyba że sama tego zechcę.
Wstałam, znów czując pragnienie. Ostatnio czułam je
częściej, niż powinnam. Łaknienie krwi miało swój początek na dnie gardła, tam,
gdzie nie można go było dostrzec gołym okiem. W ciemności.
Normalne Dzienne wampiry uzupełniają swoje dawki krwi dwa
razy w tygodniu. Ja tyle piję na dzień. Ale nie uważam tego za coś złego.
Marlene też nie. Najprawdopodobniej rozwijam się szybciej.
Albo w tej naszej krwi jest więcej wody i barwnika niż
prawdziwej posoki. A znając skąpstwo Moon wszystko jest możliwe.
Napełniłam przeźroczysty kubek krwią i nałożyłam na niego
pokrywkę z dziurką. Powoli wsunęłam w nią słomkę, zwlekając z piciem jak
najdłużej. Chciałam podrażnić kły, które wyczuwając pokarm, wysunęły się.
Białe, zdrowe, łaknące krwi nawet bardziej ode mnie samej.
Miałam ochotę na kebaba. Takiego z dużą ilością mięsa.
Wiedziałam jednak, że o tej porze jest to niemożliwe. Pociągnęłam więc solidny
łyk krwi przez słomkę. To musiało mi wystarczyć do rana.
A świt miał nadejść za kilka godzin. Klasy maturalne
zaliczały swój Nocny Trening, Marlene podpisywała stosy papierów. A ja leżałam
na łóżku, wiedząc, że dziś już nie zasnę. Czekał mnie kolejny nudny dzień.
Biologia, na której będziemy omawiać anatomię Nocnego. WF, na którym jak idioci
będziemy biegać wokół sali, by wyrobić sobie kondycję. Pieszczotliwie nazywana
godziną wychowawczą lekcja, na której będę musiała wysłuchiwać, jak pan Trevor
monotonnym głosem opowiada nam o broni i sztukach walki, które będziemy ćwiczyć
dopiero za dwa lata podczas Nocnych Treningów. Jezu, nawet na to wspomnienie
robię się senna. Chociaż przez dwa kubki krwi, która działa na nas jak kofeina
na ludzi, nieprędko zasnę.
Z westchnieniem usiadłam na łóżku i rozejrzałam się po
swoim zagraconym, przeznaczonym dla dwóch osób, pokoju. Z cichym prychnięciem
spojrzałam na górę podręczników zalegających na moim biurku. Nie zamierzałam
się uczyć. Może jak będę beznadziejna, to wywalą mnie z Akademii?
Spojrzałam na zegarek w telefonie. Ostatnia cyfra zamigała,
zmieniając się na zero. Tym samym oświadczyła mi, że dopiero pierwsza w nocy.
Boże...Jutro znowu prześpię część lekcji. Ciekawe czy to
możliwe, bym zmieniała się w Nocnego. Piję więcej krwi, wolę dzień od nocy...
Cóż, przynajmniej nie musiałabym chodzić do tej durnej
budy.
Doszłam do wniosku, że przydałby mi się prysznic. Jednak
dwa pierwsze roczniki musiały korzystać ze wspólnych łazienek na parterze. A po
tym, co dziś odwaliłam, wiedziałam, że nawet wycieczka do toalety po godzinie
nocnej będzie srogo karana. Jeszcze by mi przydzielili jakiegoś strażnika,
który miałby obowiązek chodzić ze mną do kibla. Jezu...
Zamiast więc utrudniać sobie jeszcze bardziej życie, zmyłam
makijaż. Kawałek waty, którego użyłam do tego celu, był cały czarny od tuszu i
kredki.
Poza prysznicem zrezygnowałam też z czesania włosów. Nie
dość, że niszczyłam je farbą, to jeszcze lakierem. Po porannym tapirowaniu były
całe sztywne. Ale to tylko ich wina, że były takie cienkie i nijakie. Ja tylko
starałam się nadać im jakiś sensowny kształt. A jedynie trochę chemii było w
stanie mi to zagwarantować zagwarantować.
Niechętnie spojrzałam na swoje odbicie w małym lustrze.
Wąski nos, delikatne rysy, ale z wyraźnie zaznaczonymi kośćmi policzkowymi.
Wysokie czoło ukryte pod przydługą wiśniową grzywką...
Jezu, ale nuda!
Zdjęłam soczewki i szybko odwróciłam wzrok. Nie chciałam
patrzeć w swoje cholernie dziwne, fioletowe oczy.
Czemu ja wszystkim muszę się różnić?
W starej pidżamie opadłam z powrotem na łóżko. Odwróciłam
się na plecy, co okazało się błędem. Gapiłam się na świecące w ciemności,
fluorescencyjne gwiazdki, zaciskając usta. Zamrugałam, a z kącika oka wypłynęła
mi pojedyncza łza - oznaka mojej słabości.
Mama... Ona zawsze wiedziała, jak pomóc na bezsenność.
Ciepłe mleko, kołysanka, a nawet to głupie liczenie gwiazdek na suficie. Cóż za
ironia, że to właśnie osoba, która mogłaby mi pomóc, jest powodem mojej
bezsenności.
Żeby odciąć się od łez, gwiazdek i Mamy, odwróciłam się na
brzuch. Dopiero z nosem w poduszce udało mi się zasnąć.
A choć gwiazdek wciąż było dwadzieścia, Mama nazajutrz nie
pojawiła się obok mnie...
Angielski ciągnął się w nieskończoność. Łapanie promieni i
odbijanie ich linijką wydawało się o wiele ciekawsze, niż debata na temat,
który z romantycznych twórców mógł być wampirem.
Po co mi to wiedzieć, skoro facet już i tak nie żyje?
Nagle z głośników podwieszonych pod sufitem rozległ się
dźwięk, który był jednocześnie moim wybawieniem i przekleństwem.
- Catherine Evans proszona do gabinetu dyrektora!
Powtórzyła to ze trzy razy nim łaskawie podniosłam tyłek.
- Pośpiesz się, Catherine! - syknął nauczyciel. -
Deorganizujesz nam lekcję.
- De.. co? - wykrztusiłam.
- Idź już!
Z westchnieniem wrzuciłam swoje graty do torby i wyszłam z
klasy. Do gabinetu miałam kawałeczek, ale celowo szłam wolno. Co tym razem mnie
czeka? Kolejny wykład?
Kiedy pchnęłam dobrze mi znane drzwi, zalała mnie fala
światła. Gdy wzrok przyzwyczaił się do jasności, dostrzegłam cztery postacie.
To było dość dużo jak na maleńki gabinecik Moon.
Szef ochrony, John, skinął mi głową na powitanie. Marlene
miała w oczach niemą prośbę o zachowanie przyzwoitości. A Daniel... Co on tu
robił, u diabła, poza uśmiechaniem się głupkowato?
Zyskał status mojej przyzwoitki, do cholery?!
- Co tu się dzieje? - wycedziłam.
W tej chwili zza Daniela wyłoniła się pulchna blondynka o
oczach niebieskich jak niebo. Uśmiechnęła się, ukazując aparat na zębach.
Co jest? Wampir z aparatem? To śmieszne!
To wszystko mi się szczerze nie podobało.
- Cześć! - rzuciła wesoło nowo przybyła. Wyciągnęła w moją
stronę dłoń, którą całkowicie zignorowałam. - Jestem Lydia.
***
Cześć! No to mamy już rozdział 2! Jak Wam się podoba? Piszcie śmiało! Czekam na Wasze opinie! :)
Pozdrawiam,
Klaudia99
Ach, zapomniałabym. Ten rozdział, a nawet całego bloga, dedykuję jakże cudownej Vicky13. To dzięki Tobie to wszystko, skarbie! :* Jesteś wielka, maleńka! Kocham cię całym serduchem! Dzielisz je tylko z Jamesem! <3 No, ewentualnie z Danielem :D Buziaki, mała. Twoje wsparcie jest dla mnie najważniejsze! :)
A tu link do równie cudownego bloga jakże cudownej osoby: LINK
Hejo moja Humanistko :D
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że dzisiaj jest jedna z najgorszych Sobót w moim dotychczasowym życiu ;( Po prostu wszystko mi się dzisiaj pochrzaniło...
Od rana po prostu wszystkich dookoła denerwuję i drażnię ;(
No więc wzięłam się od rana za naukę mojej rozszerzonej biologii i gdy już wreszcie doszłam do wniosku, że je w miarę ogarniam, mówię : "dobra wejdę na bloggera". Popiszę sobie, to mi się humor poprawi. No, ale ze względu na mój nieudany dzień jakoś nie mogłam napisać dalszego ciągu nowego rozdziału, w którym mam już połowę, a druga za nic w świecie nie może przejść... Poddałam się! Mówię : "biorę się za czytanie" :)
No i oczywiście wchodzę sprawdzić czy na Twoim blogu coś jest i BUM nowy rozdział :D To podziałało na mój zepsuty dzisiaj humor jak wybuch Etny! :D Pochłonęłam go po prosty, a gdy doszłam do ostatniego wyrazu, mówię "dlaczego już koniec?!!?"
Szczerze? Powaliłaś mnie na kolana! Sprawiłaś, że opadła mi szczęka aż do samej podłogi. I wywołałaś uśmiech na mojej twarzy, tylko Tobie się to dzisiaj udało! A ja wielbię Cię za to :* Podniosłaś mnie na duchu i sprawiłaś, że cieszę się jak głupia :D
Cathrine jest cudowna!
Od kiedy pamiętam w wielu książkach, które czytałam ( nie we wszystkich, ale w wielu ) główna bohaterka jest taka, no nijaka ;/ Czytasz o niesamowitym, przystojnym brunecie, który sprawia, że dziewczyny sikają na jego widok i pojawia się jakaś grzeczniutka, milutka dziewczynka, która wszystkiego się boi, jest wszystkim posłuszna ( czym od razu zwraca na siebie uwagę naszego niegrzecznego bruneta) i dobra jest wg mnie okay, gdyby nie to, że jest przy tym standardowo głupiutka, że aż krew zalewa, bo myśli, że facet jest już jej w 100%, obraża się o byle co i jest oczywiście najładniejsza j najmądrzejsza, dlatego każdy facet do niej wręcz lgnie.... normalnie, aż mdli od takiej książki...
U CIEBIE TEGO NIE MA! PRZEŁAMAŁAŚ TĄ RUTYNĘ I ZA TO CI DZIĘKUJĘ I CIĘ PODZIWIAM, LASKA ;***
Jesteś naprawdę wielka :D
Catherine to bohaterka o mocnym, silnie zarysowanym charakterze ;) To dziewczyna "Nie dotykaj mnie bo Cię zniszczę! " i to mi się w niej podoba najbardziej ;)
Budzi mój respekt jako Twojej czytelniczki, a także pewnie respekt innych bohaterów tego opowiadania! Nie należy do grzecznych posłusznych dziewczynek i to jest świetne!
A w dodatku nie stworzyłaś jej na ten wzór, o którym pisałam wyżej " głupiutkiej, grzecznej, najpiękniejszej i najmądrzejszej" i za to padam przed Tobą na kolana! ;D
"Mimo mięśni, które na pewno ukrywa pod wykrochmalonymi koszulami, myślę, że Marlene jest słaba. To widać w jej oczach. Czuje, że traci kontrolę nad tym wszystkim. Zaczyna w siebie wątpić" - świetny opis! Ja sama mam ogromny problem z pisaniem opisów, a Ty robisz to tak lekko i wychodzi Ci z tego fenomenalny efekt ;D Jak to czytałam to po prostu czułam jaki stosunek ma główna bohaterka do swojej dyrektorki ;)
I pojawił się w tym rozdziale też taki cytat, który aż chwycił mnie za serce, poczułam od środka taki ogromny wybuch emocji, a mianowicie chodzi mi o te słowa :
" Nie chciałam nikogo ranić. Po prostu sama pragnęłam być szczęśliwa."
To pasuje zapewne w jakiś sposób do każdego człowieka, to są po prostu piękne słowa, wypływające widać, że prosto z Twojego serca ;*
Pasują dzisiaj do moich uczuć jak ulał ;D
Dziękuję Ci za taki piękny cytat :D
Jesteś boska, mała :D
hehe to było dobre - wampir z aparatem na zębach, oj kochana dajesz do pieca ;) No no, ciekawi mnie kim jest ta cała Lydia i kim stanie się dla głównej bohaterki ;*
Czekam na następny skarbie :*
Pozdrawiam Cię i mocno ściskam :)
P.S. Strasznie dziękuję za dedyk i link :* To dla mnie naprawdę wiele znaczy ;**
Jesteś po prostu niesamowita ;D
I jeszcze jedno :
UsuńDziękuję Ci najmocniej na świcie za uśmiech na mojej twarzy! Mogłam oderwać się od całego świata, który tak mnie drażnił ;)
Kocham Cie za to ;**
No, mała, rozpisałaś się :D Komentarz jest prawie tak długi jak mój rozdział xd A do tego naładowany pozytywną energią i przeogromną falą motywacji! To ja Ci dziękuję! Sama nie mam najlepszego dnia... Ale Ty calkowicie mi go ubarwiłaś! Kocham! <3
OdpowiedzUsuńJak juz wspominałam, mam przesraną sobotę, która jeszcze się niestety nie skończyła... Nie dość, że rozłożyła mnie choroba, to jeszcze mam test z biologii w poniedziałek. Zaczęłam się uczyć mimo gorączki, ale to pieprzone DNA nie chce mi wchodzić do głowy! Wkurzyłam się i zaczęłam pisać rozdział. Stopniowo humor mi się poprawiał. No ale potem TRACH! Mój telefon postanowił sobie polatać. Moja szybka oddaje hołd Spidermanowi- jest cała pokryta pajęczynką pęknięć. Ech, walić to. Dzieki Tobie sobota nie skończy się aż tak źle :)
Nawet nie wiesz jak się cieszę, ze rozdział, a nawet cala ta historia, przypadł Ci do gustu! I to, że lubisz Catherine tak mocno jak ja. Masz rację, nie ma niczego gorszego niż mdła i flegmatyczna główna bohaterka. Kto jak kto, ale Ty wiesz to najlepiej! Lena, a ostatnio tez Sky, są niesamowite! Przebojowe, odważne. No, no, spokojnie możemy założyć klub Złych Lasek :D
Mówisz, ze wychodzą mi opisy? Hahahahahahaha! Błagam! Unikam ich jak ognia, bo nienawidzę ich pisać! Ale wierzę Ci na slowo :)
No co ja tu jeszcze mogę pisac? Nie mam weny. Zresztą, czego bym nie napisała, tylko podkreśli to Twoją doskonałość! Jesteś najlepsza, Vicky! Kocham cię! :* Jesteś dla mnie taka dobra i wyrozumiała... Mimo moich skłonności do popadania w samokrytykę, trwasz przy mnie i mnie dopingujesz. Nie wiem, co bym bez Ciebie zrobiła. Zawdzięczam ci wszystko- od powstania tego bloga, po odwagę i energię do walki z własnymi słabościami. Nie no, beczę. Kocham cię. Tyle w temacie :**
I rozchmurz mi się! Nikogo nie drażnisz! Jesteś cudowna, pamiętaj o tym!!! <3
Ściskam i całuję,
Twoja Szalenie Zakochana w Jamesie Humanistka Pełną Gębą 💕
A teraz również Klaudia99 :)
Kochana, chyba ta biologia to nasza wspólna zmora ;)
UsuńNo, James i Cath byliby świetną parą ;) On zły, ona zła, haha kochana stworzyłybyśmy z nich świetny duet ;D
" opisy? Hahahahahahaha! Błagam! Unikam ich jak ognia, bo nienawidzę ich pisać!" - oj kochana, uwierz, że czuję tak samo ;) O wiele bardziej fascynuje mnie pisanie mnie dialogów ;)
Ale Tobie wychodzą ona naprawdę świetne, a moje to po prostu... szkoda słów heh ;)
To opowiadanie dopiero się zaczęło, a już je pokochałam, daj mi następny rozdział, mała ;* <3 Wielbię Cię, kochanie <3
Czekam na następny, Twoja Vicky :D
Nie napiszę aż tak długiego komentarza jak Vicky13 bo nie umiem :) Ale myślę, że wystarczy jak chociaż trochę Cię pochwalę bo oczywiście rozdział bardzo mi się podoba, Cat ma niezły charakterek i ten Daniel podejrzanie się zachowuje zawsze z nią. Wprowadziłaś Lydię w bardzo fajnym momencie, na sam koniec :) Dlatego z niecierpliwością czekam na trzeci rozdział.
OdpowiedzUsuńWystarczyłoby nawet jedno słowo :) Ważne, że się podoba. I cieszę się, że Cat przypadła Ci do gustu. Postaram się nie zniszczyć jej temperamentu :) Mam też nadzieję, że przekonasz się do postaci Daniela, bo odegra w tym opowiadaniu jedną ze znaczących ról. Nie będę jeszcze zdradzać jaką :) To wyjdzie w praniu, jak to mawia moja Babcia :D
UsuńBardzo dziekuję za Twój komentarz i Twoje wsparcie :)
Pozdrawiam! :*
I oczywiście czekam na kolejny rozdział u Ciebie! Już nie mogę się doczekać!
Catherine (wolę tę wersję od niejakiego Cat ;) ) wciąż mnie zaskakuje. Po tym rozdziale zaczynam podzielać jej sposób myślenia o dyrektorce, bo kobieta na pierwszy rzut oka nie ma za grosz charakteru. Jest miła i zaskakująco cierpliwa, a ja mam wrażenie, że wybryki jej podopiecznej powtarzają się tak często, że już zaczynają szanowną panią nudzić. Niby ni dziwnego, ale po kimś na tak ważnym stanowisku można oczekiwać czegoś więcej.
OdpowiedzUsuńZastanawiające są te objawy, która zauważa u siebie główna bohaterka. Wzmożona chęć na krew… Mam wrażenie, że to coś więcej, bo inaczej nie kladłabyś na te kwestię aż takiego nacisku ;)
Podoba mi się sposób, w jaki wplatałam kolejne informacje o bohaterce – jej wygląd czy przeszłość, choć wzmianki o rodzicach były nieliczne… Aczkolwiek wystarczająco sugestywne, bym zorientowała się, że najpewniej oboje nie żyją.
Cat jest nieszczęśliwa i to widać. Nie chce dla siebie takiej przyszłości, jaką jej zapewniono, a kolejne trzy lata w Akademii to najpewniej katorga. Dystansuje się, buntuje i próbuje nie dopuszczać do siebie nikogo, nawet gdyby chciał jej pomóc… To się zmieni, prawda?
I na koniec wezwanie do gabinetu… Co z tym Danielem? Chłopak nie ma życia, czy jak? A Lydia… Na mnie na razie robi dobre wrażenie, choć wzmianka o niej składała się na jakieś dwa zdania? Czyżby współlokatorka i materiał na przyjaciółkę? :) Na to stawiam.
Nessa
Naprawdę szkoda, że rozdziały nie są trochę dłuższe, ale nie zamierzam długo o tym marudzić.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że naprawdę nie przepadam za motywem szkoły. Pojawia się tak często... że aż za, ale w twoim przypadku jest wiele aspektów, które przyciągają uwagę czytelnika.
Wszystko wskazuje na to, że Cat jest stałym bywalcem w gabinecie Marlene, skoro posiada tam swój własny kubek.
Cieszę się, że małymi kroczkami opowiadasz nam o Cat i przybliżasz jej postać. Nie wiem jakie relacje łączyły dyrektorkę oraz rodziców dziewczyny i co właściwie się wydarzyło, ale cokolwiek to było odcisnęło prawdziwe piętno na Cat.
Zrobiło mi się przykro czytając o liczeniu gwiazdek i tego, że mamy nie było obok. To oznacza, że ponownie punktujesz, bo ważne jest, by czytelnik wynosił jakieś emocje po przeczytaniu tekstu.
Wracając na chwile do innych postaci. Marlene wcale nie wydaje mi się szara i nijaka. Raczej powiedziałabym, że jest cierpliwa (chociażby zważywszy na ucieczki Cat) ponadto jest opiekuńcza i mam wrażenie, że czuje się zobowiązana do troski nad Catheriną.
Druga sprawa to Daniel. Nie dość, że facet jest nachalny (wielki mi stróż prawa się znalazł) to jeszcze podsłuchuje, a to nie ładnie xD Nie wiem jakie bedzie miał znaczenie dla opowiadania, ale to się zobaczy i mam nadzieję, że niezbyt duże. Byc może później zmienię do niego swój stosunek, nie wiem :P
Nikt nie chce się przyjaźnić z mocno wymalowanymi outsiderkami? Jak to nie? Ja bardzo chętnie xD. Szkoda mi Cat. Musi czuć sie strasznie samotna, tym bardziej, że nie ma sie komu wygadac ze swoich problemów i smutno tak trochę nie mieć do kogo otworzyć gęby, nie?
Chociaż z własnego pokoju, przeznaczonego tylko dla mnie byłabym zadowolona. ;)
Kiedy Cat została wezwana przez głośnik, byłam pewna, ze znowu coś przeskrobała :P Jednak kiedy pojawiał się Lydia, pomyślałam sobie... no proszę pewnie nasza Cat dostanie współlokatorkę, mam rację? :P
Na pierwszy rzut oka Lydia różni się wszystkim od Cat, jeśli mam rację i dziewczyny zamieszkają razem, to może byc ciekawe połączenie.
Na dziś tyle ode mnie, pozdrawiam :*
Powinnam była powiedzieć to na początku, ale jakoś mi umknęło. Zatem: nie jestem dobra w komentowaniu. Zazwyczaj są one krótkie i chaotyczne, i nie potrafię tego wyjaśnić, więc naprawdę przepraszam. Ale liczą się chęci, prawda? :D
OdpowiedzUsuńZacznijmy od tego, że podoba mi się sposób, w jaki kreujesz Cat. W sumie o tym też już wspominałam wcześniej, ale teraz tylko utwierdzam się w swoim przekonaniu. Cieszę się, że nie jest to kolejna nudna bohaterka, która w zasadzie prowadzi zwykłe i szczęśliwe życie, które nagle zmienia się za sprawą drugiej osoby. W przypadku Catherine widać ten bunt i siłę charakteru, widać, że lubi, jak coś się dzieje i nie wysiedzi długo w jednym miejscu. To wielki plus, bo nawet jeśli akcja miałaby się ciągnąć (TFU, TFU, wypluwam to), to będzie coś, co utrzyma tutaj czytelnika - główna bohaterka.
Podobają mi się relacje Cat z Marlene. Nie wiem, dlaczego ta kobieta tak usilnie stara się ją tutaj utrzymać (to znaczy wiem, obiecała to jej rodzicom, ale z jakiego powodu?), ale widać, że traktuje ją inaczej niż resztę uczniów. Być może jak kogoś na swoim poziomie, mimo że Cat ma przecież tylko szesnaście lat. No i Catherine ma przecież u niej swój własny kubek! Czad! :D
Kim jest Lydia? I dlaczego ma aparat na zęby? Kolejny raz mnie rozbawiłaś tym zdaniem :D A tak serio - czyżby Cat miała zyskać nową współlokatorkę? Tak mi się wydaje. A może to jakaś przebiegłą sztuczka Marlene na utemperowanie jej? Kto wie, kto wie.
Wpadnę jutro, by czytać dalej.
Pozdrawiam! :*
Oczywiście, że liczą się chęci! ;) Krótki czy chaotyczny- każdy komentarz jest ważny dla autora. Ale pewnie to wiesz. Nic tak nie motywuje, jak kilka ciepłych słów. Nawet jeśli niepoprawnych składniowo ;)
UsuńCieszę się, ze podoba Ci się postać Cat. Spotykałam się już z różnymi opiniami na jej temat. Koniec końców jednak wszyscy się do niej przekonują. A to chyba oznacza, że taką najgorszą postacią to ona nie jest ;))
I tak, ma swój kubek! A co! :D
Mam nadzieję, że moja Lydia- aparatka również przypadnie Ci do gustu :)
Cieszę się, ze wpadłaś. I że masz ochotę, by czytać dalej.
Również serdeczne pozdrawiam! :*
Klaudia99
Szczerze to mnie tak wciąga, że jak muszę iśc spać (bo już czasem jest późno, a rano nie wstanę na ćwiczenia czy cuś) to trudno mi się od tego oderwać. Piszesz tak ciekawie. Jak w realu. Zauważyłam, ze te w ogóle nie masz błędów ;'D Może jeden był, bo dwa razy powtórzyłaś słowo, ale jest super! Strasznie mi się to podoba.
OdpowiedzUsuńPs. Nie zraziłam się ilością postów, ha ha :D
Jeśli i mi dyrektorka wydała się mdła i nijaka, to chyba dobrze, nie? Ale ciekawe czy faktycznie taka jest, czy może po prostu udaje, bo w sumie różnie może być, a żadnej opcji nie można wykluczyć. Cat to musi być naprawdę częstym gościem, że ma swój kubek! Ha! W ogóle dość zabawnie wyszła ta scena albo przynajmniej jej część. Och, i już się nie mogę doczekać dotarcia do wyjaśnienia, co stało się z rodzicami Catheriny.
OdpowiedzUsuńA Daniel podsłuchiwał? Na usta ciśnie się tylko jedno słowo – pajac. :P Jak chce się czegoś dowiedzieć o Cat, to może przecież ją zapytać i o ile ona nie wydrapie mu oczu, to przynajmniej zachowałby się w porządku, a nie tak... no... wyobraziłam sobie go jako takiego gnoma, zacierającego ręce pod drzwiami ze złośliwym uśmiechem. :P
Tylko mi nie mów, że Lydia będzie współlokatorką Cat. :x