poniedziałek, 19 września 2016

Bo kiedyś musi być ten pierwszy raz...



Co ma znaczyć ten tytuł i dlaczego zamiast z rozdziałem przychodzę z jakąś beznadziejną notką? Otóż dokładnie rok temu na Akademii Ciemności pojawił się prolog! O tak, kochani, męczycie to opowiadanie już od dobrych trzystu sześćdziesięciu dni. Na podziękowania jednak przyjdzie czas, kiedy dotrwamy do końca − ale spokojnie, jeszcze sporo przed nami. A teraz postanowiłam uczcić okrągłą, pierwszą rocznicę garścią ciekawostek. Wiem, że to nie zastąpi rozdziału, ale naprawdę nie mam teraz głowy do pisania.



Jak zapewne większość z Was wie, AC leży spisane już od dawien dawna. Wspomniałam kiedyś, że jest ono napisane… odręcznie? O, tak. W pudełku na szafie spoczywa dorodna kolekcja zeszytów, w których to w wolnych chwilach spisywałam całe rozdziały przygód Cat i Daniela. I chociaż zmieniam to i owo, główny zamysł historii wierny jest oryginałowi.

†††

Skoro już o pierwowzorze mowa, zaczęłam go pisać w pięknym, czerwonym zeszyciku dokładnie 12 grudnia 2014 roku, czyli dużo wcześniej, niż rozpoczęłam publikację na blogu. Ostatnią kropkę postawiłam 10 maja 2015. I chociaż wciąż czuję wyrzuty sumienia, zakończenia nie zmienię.

†††

Daniel miał być Mattem. O, tak, drogie panie. Matthew Shane. Właściwie do tej pory nie wiem, dlaczego ostatecznie padło na Daniela. Możliwe, że przyczyniło się do tego zauroczenie serią pani Lauren Kate. Nadal po kryjomu wzdycham do Daniela Grigori i wszystkich jego przeszłych wcieleń.
Zmiana wyszła naszemu kochanemu Shane’owi na dobre? ;)

†††

Catherine miała być w związku z Colem znacznie dłużej. Ten jednak zdradził ją z Sophie, podobnie jak w teraźniejszej wersji, ale Cat była świadkiem ich pocałunku, dużo łez, krzyków, wyzwisk, dramatyzowania... Nah, zrezygnowałam z tego. Tym bardziej, że mieliśmy wystarczająco dużo dramy ze strony tej parki. A Cat w zmienionej części miała i tak sporo powodów do płaczu.

†††

Xavier nie był planowaną postacią. Lydia miała być uroczym, słodkim, wiecznie samotnym pączkiem.

†††

Chociaż… Okay, nie do końca tak miało być. Jasne, miała być kochanym Kiełkiem, niemniej… zakochanym w Danielu. Ja to ma dopiero tendencję do dramatyzowania, co? Pamiętacie scenę złamania przez Thompson nogi? I przesiąkniętą seksem akcję pod prysznicem? Lydia miała zastać Datherine w jednoznacznej pozycji i wybiec z płaczem z sypialni. Goniona przez Cat, zarzuca jej, jaką to ta jest okrutną przyjaciółką, blablabla… I potyka się. Łamie nogę, Catherine ma wyrzuty sumienia… A następnie w szpitalu, na prośbę poszkodowanej, z pomocą perswazji odbiera jej wspomnienia o Danielu. O tym, że cokolwiek do niego czuła.
Klaudia aka scenarzystka „Mody na sukces” – mode on.

†††
Marlene miała mieć nieślubne dziecko. Szantażowana przez Masona, w pierwowzorze wydała Cat w jego ręce, żeby obronić syna. Jednak koncepcja uległa zmianie... ;>

†††

Pamięta ktoś jeszcze Colina? On również nie był planowany. Jednak kiedy natknęłam się na epickie „Cold”, wśród którego kojących dźwięków pogodziłam Datherine, uparłam się, że muszę wcisnąć gdzieś jakiś bal, przyjęcie, bankiet… A jak impreza, to i rozróba. Jak rozróba, to i przystojny lowelas. Wystarczyły tylko te dwa skojarzenia, by powstał ktoś taki, jak Colin – niekonwencjonalny, kontrowersyjny dupek.

†††

To nie Colin miał być pierwszą ofiarą Cat. Ten zaszczyt miał przypaść w udziale dopiero biedniutkiej Sophie. Jak jednak zauważyliście, mam skłonność do improwizowania. Tak też wplątał się tu motyw krwi na rękach, koszmary i spacer po krawędzi szaleństwa.

†††

William jest kolejną postacią powstałą przez przypadek. W założeniu miał być tym Nocnym, który w finale pierwszej części będzie tym najbardziej wygadanym. I tyle. Skończy jednak z bardziej zaszczytną rolą...

†††

Mason nie miał być „tym złym”. W trzeciej części pomagał siostrze, towarzyszył jej, wspierał ją. No ale wiadomo, jak to ze mną bywa – pierwotna koncepcja poszła się… No, wiadomo.

†††

Ostatnie słowa w finałowej części, w sumie to taki mój odautorski komentarz, brzmi: „K*wa, wciąż nie wierzę, że naprawdę to zrobiłam”.

†††

Muzyka stanowi dla mnie niewątpliwą inspirację. Poza piosenkami, które dostajecie podlinkowane w każdym rozdziale, istnieją trzy takie, bez których Akademia Ciemności by nie powstała. Są to:
Halsey - Haunting
Kate Nash – The Nicest Thing
The Civil War – Dance Me To The End Of Love
Ta ostatnia to absolutny faworyt. Ale mam podobnie ze wszystkim utworami od tej cudownej pary, więc…

†††

Dostaliście Datherine znacznie wcześniej, niż to planowałam. Sceny na łące w ogóle nie było w pierwowzorze. Po raz pierwszy „spiknęli” się dopiero w chatce Dehlii – o tej cudownej istocie niedługo.
(W ramach spoileru powiem, że dobór słownictwa w krótkim opisie pani D. nie jest przypadkowy…)

†††

Bardzo długo zajęło mi znalezienie dla Akademii odpowiedniej lokalizacji. Ostatecznie padło na Montanę, konkretnie okolice jej stolicy, Heleny – too much Dimitri Bielikow and Adrian Iwaszkow…

†††

Wielu z Was dostrzega w Akademii Wampirów podobieństwa do różnych serii czy seriali. Niewątpliwie niektóre z tych rzeczy stanowiły dla mnie inspirację. Czytając o Akademii z „Wybranych”, zapragnęłam stworzyć swoją. A oglądając „Pamiętniki Wampirów”, doszłam do wniosku, że ja również chciałabym napisać coś utrzymanego w tym klimacie. Nie mogę jednak jasno określić, kiedy, gdzie i jak powstała idea historii Cat. Jak wyjawiłam wyżej, pomysł na tę opowieść powstawał latami. I nadal powstaje. Bez przerwy coś zmieniam, dodaję, kasuję… To jak rosyjska ruletka, naprawdę.

†††

Enzo miał mieć w tym opowiadaniu znacznie większa rolę. Znaczy… miał pojawiać się częściej, szczególnie, że to stary kumpel Daniela. A teraz, gdybym zapytała o Enza, czy ktokolwiek wiedziałby, o kim mowa? No też właśnie. W tej kwestii spartoliłam. Ale żadna strata.
Klaudia aka wyrodna matka…



Na dziś wystarczy obnażania. Cóż by to była za opowieść, gdybym wyjawiła Wam wszystko?

Na koniec chciałam palnąć jakąś dziękczynną mówkę, może się popłakać, ale dotarło do mnie, że zabrzmiałoby to jak pożegnanie. A ja nie zamierzam się żegnać. Nie zawieszam AC, chociaż to mogłyby sugerować daty ostatnich publikacji. Niemniej to nie koniec historii Cat, a ja nie spocznę, póki nie opowiem Wam jej całej. Jeszcze tyle przed nami…
Cholera, no i nie obędzie się bez łez…
Jeszcze rok temu nie przeszło mi przez myśl, by założyć bloga. A teraz… Teraz jestem tu, z Wami, i nadal nie wierzę, że ktoś tak przeciętny jak ja, może dostać tyle piękna i dobra naraz. Bałam się jak cholera, wiecie? Drżałam za każdym razem, kiedy dostawałam powiadomienie o komentarzu, jednocześnie się ciesząc i obawiając, że tym razem padnie na krytykę. Wielokrotnie popełniałam ten sam błąd i pisałam dla was, pod was, wedle was. Jak zwał, tak zwał. Nadal to robię, przyznaję, ale nie zapominam też o tym, by poprzez tworzenie uszczęśliwiać SIEBIE. Bo w końcu to jest najważniejsze - czerpanie radości z tego, co się robi.
Podczas remontu i przeprowadzki na drugi koniec domu, wygrzebałam zeszyty, w których spisane są dzieje Cat, usiadłam na starym materacu - bo bida w kraju, łóżka wciąż brak – i przeczytałam każdą stronę. Te poganiane błędem błędy, nieumiejętnie zapisywane dialogi, dramy, które wcześniej wydawały mi się wspaniałe i oryginalne… I pomyślałam o tym, jak wiele się zmieniło przez te kilkaset dni. O tym, jak ja się zmieniłam.
10 maja 2015 roku to data szczególna. Wtedy to zakończyłam AC, postawiłam tę ostatnią pieprzona kropkę, czując, że wyczerpałam temat, zakończyłam historię Cat tak, jak powinnam. Tydzień później rzuciłam się w wir pracy nad kolejną historią. Nowe miejsce, nowe postacie… Wtedy poznałam Vicky, która namówiła mnie na założenie bloga. Padło na AC. Znowu. Znowu rozdrapałam stare rany, na nowo zżyłam się z postaciami, pokochałam Cat, Daniela, Lydię…
Jestem dumna. Tak cholernie dumna, bo mimo trudności, nie poddałam się i dalej piszę – zarówno dla Was, najcudowniejszych czytelników, jak i dla siebie samej. Akademia Ciemności jest pełna niedociągnięć, błędów, gaf… Ale jest moja. Moim pierworodnym tworem, dzieckiem, tą piękniejszą częścią mojego serca. Teraz płaczę ze szczęścia i dumy na wspomnienie tych wszystkich zarwanych na pisanie nocy czy zmarnowanych na wymyślaniu akcji lekcji, jednak kiedyś to było nie do pomyślenia, że ja, szara myszka, w końcu się przełamię i uchylę komuś rąbka moich tajemnic i sekretów.
Dziękuję. Miałam nie prawić peanów pochwalnych, ale najwidoczniej bez tego się nie obejdzie. Bo wypada podziękować. Za cierpliwość, wszystkie ciepłe słowa, ale też wskazówki, porady czy wyraźne słowa krytyki. Za poprawki. Za przepiękne szablony. Za ratowanie mnie w chwilach muzycznego kryzysu. Za znoszenie moich humorków. Za słowa otuchy, kiedy wena pakowała manatki i wyjeżdżała na Malediwy. Za obecność, odkrywanie historii Cat, proszenie o więcej. Za wszystko i nic, mniejsze i większe sprawy… po prostu dziękuję.
Spędziliśmy razem rok. Mam nadzieję, wręcz sobie i Wam tego życzę, by na tych krótkich trzystu sześćdziesięciu sześciu dniach się nie skończyło.

Rozdział 45 wkrótce. Nie potrafię określić konkretnej daty publikacji, ale stawiałabym raczej na październik. W nagrodę za czas zwłoki mogę Wam zdradzić, że będzie on pisany z perspektywy Daniela.

Na tę chwilę żegnam się z Wami. Dziękuję, przepraszam, całuję… I co tam jeszcze wypada.


Wasza Klaudia99

3 komentarze:

  1. To, co ja sądzę o AC dostałaś wcześniej. Mogłabym spróbować znów wkręcić się w wir emocji, ale... nie chcę, żebyś płakała, a wiem, że to zrobisz, debilko xD Ciesz się! Rok! Wiesz, co to znaczy?
    ...
    Chciałam napisać coś niezwykle odkrywczego, ale odpowiedzią będzie, że rok znaczy pełny obrót Ziemi wokół Słońca :D

    Skarbie, życzę ci jeszcze osiemdziesięciu lat pisania. Pisania dopóki nie będziesz już w stanie tego robić. A kiedy zabraknie ci możliwości pisz w myślach, głęboko w sobie. Teraz też to robisz. I za to wszyscy cię kochamy.

    Ja mam może troszkę lepszą sytuację od innych szanownych czytelników, bo jestem świeża. I wiesz co? I napisz książkę. I wyślij ją do mnie. Sama skopię dupę krytykom. Bo jesteś wspaniała, genialna i niesamowita. Nie przejmuj się, że ci czasami nie wychodzi. Zasługujesz na miłe słowa i je dostajesz.

    Klaudia, na koniec napiszę, że AC zmieniło mnie i zmieniłaś mnie ty. Gdyby nie p. Vicky nigdy bym cię nie poznała. Nigdy nie odbyłybyśmy rozmów mniej lub bardziej poważnych. W jakiejś mniejszej części byłabym inna. Dziękuję, że się odważyłaś. Dziękuję, że mogłam cię poznać.

    NIE RYCZ. JAK SIĘ DOWIEM, ŻE RYCZYSZ TO CIĘ ZABIJĘ, WRAŻLIWY CIUPKU :D

    Dobra. Ja tylko powiem coś jeszcze, bo pewnie nigdy nie będzie okazji, a drażni mnie to jak cholera. Zapamiętaj to sobie: "CZARNY PODKREŚLA BLADOŚĆ, A BIAŁY OPALENIZNĘ". Nigdy nie popełniaj tego błędu i nie pisz na odwrót xD

    Lovki, kiski, foerweki,
    na zawsze w tobie zakochana,
    młodsza siostra,
    Gabrysia <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratulowałam Ci? Nie pamiętam :< Ale nawet jeśli nie, to robię to teraz. I bardzo cieszę się, że udało Ci się wytrwać aż do tego momentu, zresztą wciąż mam nadzieję na to, że dotrwasz do samego końca. Kto jak kto, ale Ty na pewno zasłużyłaś na to, żeby znaleźć w sobie dość siły, by dotrzeć aż do epilogu ostatniej księgi… I to nie tylko tutaj. Mam nadzieję, że tej siły Ci nie zabraknie, zwłaszcza kiedy pojawia się zwątpienie – bo nie masz powodów, żeby uważać, że cokolwiek zrobiłaś nie tak, jak powinnaś.
    Pamiętam, że czytałam te ciekawostki i cieszyłam się jak dziecko. Dobrze wiem, jak niezwykłym uczuciem jest dotarcie do każdej kolejnej rocznicy, chociaż to ta pierwsza zawsze jest najbardziej niezwykła. Ta satysfakcja… I zawsze cudownie obserwować, jak historia ewoluuje, by ostatecznie przybrać finalną wersję. Nie mnie to oceniać, ale moim zdaniem wprowadziłaś zmiany na dobre. Z czasem inaczej postrzegamy pewne rzeczy, dostrzegając pewne niedoskonałości albo znajdując lepsze alternatywy. Mam wrażenie, że sama jesteś zadowolona, prawda? Cóż, moim zdaniem słusznie, bo z każdym rozdziałem jest już tylko lepiej.
    Sama nie wyobrażam sobie tej historii bez Xaviera czy nawet Collina. Ha, muzyka czyni cuda! Sama kończyłam księgę LITT w towarzystwie cudownego „Cold”, które było moją inspiracją przy pisaniu podziękowań. Wciąż uwielbiam tę melodię *___*
    Na tę chwilę życzę Ci kolejnej rocznicy. Chociaż jeszcze bardziej usilnie trzymam kciuki za to, byś prędzej czy później doświadczyła satysfakcji, jaką daje postawienie kropki wieńczącej całość. Ja wiem, że prędzej czy później się tego doczekamy :)
    Weny i czasu. A przede mną jeszcze dwa rozdziały, które zostawię sobie na potem, bo już nie myślę ^^

    Nessa.

    OdpowiedzUsuń