Co ma
znaczyć ten tytuł i dlaczego zamiast z rozdziałem przychodzę z jakąś
beznadziejną notką? Otóż dokładnie rok temu na Akademii Ciemności pojawił się prolog! O tak, kochani, męczycie to
opowiadanie już od dobrych trzystu sześćdziesięciu dni. Na podziękowania jednak
przyjdzie czas, kiedy dotrwamy do końca − ale spokojnie, jeszcze sporo przed
nami. A teraz postanowiłam uczcić okrągłą, pierwszą rocznicę garścią
ciekawostek. Wiem, że to nie zastąpi rozdziału, ale naprawdę nie mam teraz
głowy do pisania.
Jak
zapewne większość z Was wie, AC leży spisane już od dawien dawna. Wspomniałam
kiedyś, że jest ono napisane… odręcznie? O, tak. W pudełku na szafie spoczywa
dorodna kolekcja zeszytów, w których to w wolnych chwilach spisywałam całe
rozdziały przygód Cat i Daniela. I chociaż zmieniam to i owo, główny zamysł historii
wierny jest oryginałowi.
†††
Skoro już
o pierwowzorze mowa, zaczęłam go pisać w pięknym, czerwonym zeszyciku dokładnie 12 grudnia 2014 roku, czyli dużo wcześniej, niż rozpoczęłam publikację na blogu. Ostatnią
kropkę postawiłam 10 maja 2015. I chociaż wciąż czuję wyrzuty sumienia, zakończenia nie
zmienię.
†††
Daniel
miał być Mattem. O, tak, drogie panie. Matthew Shane.
Właściwie do tej pory nie wiem, dlaczego ostatecznie padło na Daniela. Możliwe,
że przyczyniło się do tego zauroczenie serią pani Lauren Kate. Nadal po kryjomu
wzdycham do Daniela Grigori i wszystkich jego przeszłych wcieleń.
Zmiana
wyszła naszemu kochanemu Shane’owi na dobre? ;)
†††
Catherine
miała być w związku z Colem znacznie dłużej. Ten jednak zdradził ją z Sophie,
podobnie jak w teraźniejszej wersji, ale Cat była świadkiem ich pocałunku, dużo łez, krzyków, wyzwisk, dramatyzowania... Nah, zrezygnowałam
z tego. Tym bardziej, że mieliśmy wystarczająco dużo dramy ze strony tej parki.
A Cat w zmienionej części miała i tak sporo powodów do płaczu.
†††
Xavier nie
był planowaną postacią. Lydia miała być uroczym, słodkim, wiecznie samotnym
pączkiem.
†††
Chociaż…
Okay, nie do końca tak miało być. Jasne, miała być kochanym Kiełkiem, niemniej…
zakochanym w Danielu. Ja to ma dopiero tendencję do dramatyzowania, co?
Pamiętacie scenę złamania przez Thompson nogi? I przesiąkniętą seksem akcję pod
prysznicem? Lydia miała zastać Datherine w jednoznacznej pozycji i wybiec z
płaczem z sypialni. Goniona przez Cat, zarzuca jej, jaką to ta jest okrutną
przyjaciółką, blablabla… I potyka się. Łamie nogę, Catherine ma wyrzuty
sumienia… A następnie w szpitalu, na prośbę poszkodowanej, z pomocą perswazji
odbiera jej wspomnienia o Danielu. O tym, że cokolwiek do niego czuła.
Klaudia aka scenarzystka „Mody na
sukces” – mode on.
†††
Marlene
miała mieć nieślubne dziecko. Szantażowana przez Masona, w pierwowzorze wydała Cat w jego
ręce, żeby obronić syna. Jednak koncepcja uległa zmianie... ;>
†††
Pamięta
ktoś jeszcze Colina? On również nie był planowany. Jednak kiedy natknęłam się
na epickie „Cold”, wśród którego kojących dźwięków pogodziłam Datherine,
uparłam się, że muszę wcisnąć gdzieś jakiś bal, przyjęcie, bankiet… A jak
impreza, to i rozróba. Jak rozróba, to i przystojny lowelas. Wystarczyły tylko
te dwa skojarzenia, by powstał ktoś taki, jak Colin – niekonwencjonalny,
kontrowersyjny dupek.
†††
To nie
Colin miał być pierwszą ofiarą Cat. Ten zaszczyt miał przypaść w udziale dopiero
biedniutkiej Sophie. Jak jednak zauważyliście, mam skłonność do improwizowania.
Tak też wplątał się tu motyw krwi na rękach, koszmary i spacer po krawędzi
szaleństwa.
†††
William
jest kolejną postacią powstałą przez przypadek. W założeniu miał być tym
Nocnym, który w finale pierwszej części będzie tym najbardziej wygadanym. I tyle. Skończy
jednak z bardziej zaszczytną rolą...
†††
Mason nie
miał być „tym złym”. W trzeciej części pomagał siostrze, towarzyszył jej,
wspierał ją. No ale wiadomo, jak to ze mną bywa – pierwotna koncepcja poszła
się… No, wiadomo.
†††
Ostatnie
słowa w finałowej części, w sumie to taki mój odautorski komentarz, brzmi: „K*wa,
wciąż nie wierzę, że naprawdę to zrobiłam”.
†††
Muzyka
stanowi dla mnie niewątpliwą inspirację. Poza piosenkami, które dostajecie
podlinkowane w każdym rozdziale, istnieją trzy takie, bez których Akademia Ciemności
by nie powstała. Są to:
Halsey - Haunting
Kate Nash – The Nicest Thing
The Civil War – Dance Me To The End Of Love
Ta
ostatnia to absolutny faworyt. Ale mam podobnie ze wszystkim utworami od tej cudownej
pary, więc…
†††
Dostaliście
Datherine znacznie wcześniej, niż to planowałam. Sceny na łące w ogóle nie było
w pierwowzorze. Po raz pierwszy „spiknęli” się dopiero w chatce Dehlii – o tej
cudownej istocie niedługo.
(W ramach
spoileru powiem, że dobór słownictwa w krótkim opisie pani D. nie jest przypadkowy…)
†††
Bardzo
długo zajęło mi znalezienie dla Akademii odpowiedniej lokalizacji. Ostatecznie
padło na Montanę, konkretnie okolice jej stolicy, Heleny – too much Dimitri
Bielikow and Adrian Iwaszkow…
†††
Wielu z Was
dostrzega w Akademii Wampirów podobieństwa do różnych serii czy seriali.
Niewątpliwie niektóre z tych rzeczy stanowiły dla mnie inspirację. Czytając o
Akademii z „Wybranych”, zapragnęłam stworzyć swoją. A oglądając „Pamiętniki
Wampirów”, doszłam do wniosku, że ja również chciałabym napisać coś utrzymanego
w tym klimacie. Nie mogę jednak jasno określić, kiedy, gdzie i jak powstała idea
historii Cat. Jak wyjawiłam wyżej, pomysł na tę opowieść powstawał latami. I
nadal powstaje. Bez przerwy coś zmieniam, dodaję, kasuję… To jak rosyjska
ruletka, naprawdę.
†††
Enzo miał
mieć w tym opowiadaniu znacznie większa rolę. Znaczy… miał pojawiać się
częściej, szczególnie, że to stary kumpel Daniela. A teraz, gdybym zapytała o
Enza, czy ktokolwiek wiedziałby, o kim mowa? No też właśnie. W tej kwestii
spartoliłam. Ale żadna strata.
Klaudia aka wyrodna matka…
Na dziś
wystarczy obnażania. Cóż by to była za opowieść, gdybym wyjawiła Wam wszystko?
Na koniec
chciałam palnąć jakąś dziękczynną mówkę, może się popłakać, ale dotarło do
mnie, że zabrzmiałoby to jak pożegnanie. A ja nie zamierzam się żegnać. Nie
zawieszam AC, chociaż to mogłyby sugerować daty ostatnich publikacji. Niemniej to nie koniec historii Cat, a ja nie spocznę, póki nie opowiem Wam jej
całej. Jeszcze tyle przed nami…
Cholera, no i nie obędzie się bez
łez…
Jeszcze
rok temu nie przeszło mi przez myśl, by założyć bloga. A teraz… Teraz jestem
tu, z Wami, i nadal nie wierzę, że ktoś tak przeciętny jak ja, może dostać tyle
piękna i dobra naraz. Bałam się jak cholera, wiecie? Drżałam za każdym
razem, kiedy dostawałam powiadomienie o komentarzu, jednocześnie się ciesząc i
obawiając, że tym razem padnie na krytykę. Wielokrotnie popełniałam ten sam
błąd i pisałam dla was, pod was, wedle was. Jak zwał, tak zwał. Nadal to robię, przyznaję, ale nie zapominam też o tym,
by poprzez tworzenie uszczęśliwiać SIEBIE. Bo w końcu to jest najważniejsze - czerpanie radości z tego, co się robi.
Podczas
remontu i przeprowadzki na drugi koniec domu, wygrzebałam zeszyty, w których spisane są dzieje Cat, usiadłam na
starym materacu - bo bida w kraju, łóżka wciąż brak – i przeczytałam każdą
stronę. Te poganiane błędem błędy, nieumiejętnie zapisywane dialogi, dramy,
które wcześniej wydawały mi się wspaniałe i oryginalne… I pomyślałam o tym, jak
wiele się zmieniło przez te kilkaset dni. O tym, jak ja się zmieniłam.
10 maja 2015 roku to data szczególna. Wtedy to zakończyłam AC,
postawiłam tę ostatnią pieprzona kropkę, czując, że wyczerpałam temat,
zakończyłam historię Cat tak, jak powinnam. Tydzień później rzuciłam się w wir
pracy nad kolejną historią. Nowe miejsce, nowe postacie… Wtedy poznałam Vicky, która
namówiła mnie na założenie bloga. Padło na AC. Znowu. Znowu rozdrapałam stare
rany, na nowo zżyłam się z postaciami, pokochałam Cat, Daniela, Lydię…
Jestem
dumna. Tak cholernie dumna, bo mimo trudności, nie poddałam się i dalej piszę –
zarówno dla Was, najcudowniejszych czytelników, jak i dla siebie samej.
Akademia Ciemności jest pełna niedociągnięć, błędów, gaf… Ale jest moja. Moim
pierworodnym tworem, dzieckiem, tą piękniejszą częścią mojego serca. Teraz
płaczę ze szczęścia i dumy na wspomnienie tych wszystkich zarwanych na pisanie
nocy czy zmarnowanych na wymyślaniu akcji lekcji, jednak kiedyś to było nie do
pomyślenia, że ja, szara myszka, w końcu się przełamię i uchylę komuś rąbka moich
tajemnic i sekretów.
Dziękuję.
Miałam nie prawić peanów pochwalnych, ale najwidoczniej bez tego się nie obejdzie.
Bo wypada podziękować. Za cierpliwość, wszystkie ciepłe słowa, ale też
wskazówki, porady czy wyraźne słowa krytyki. Za poprawki. Za przepiękne
szablony. Za ratowanie mnie w chwilach muzycznego kryzysu. Za znoszenie moich
humorków. Za słowa otuchy, kiedy wena pakowała manatki i wyjeżdżała na
Malediwy. Za obecność, odkrywanie historii Cat, proszenie o więcej. Za wszystko
i nic, mniejsze i większe sprawy… po prostu dziękuję.
Spędziliśmy
razem rok. Mam nadzieję, wręcz sobie i Wam tego życzę, by na tych krótkich
trzystu sześćdziesięciu sześciu dniach się nie skończyło.
Rozdział 45 wkrótce.
Nie potrafię określić konkretnej daty publikacji, ale stawiałabym raczej na
październik. W nagrodę za czas zwłoki mogę Wam zdradzić, że będzie on pisany z
perspektywy Daniela.
Na tę
chwilę żegnam się z Wami. Dziękuję, przepraszam, całuję… I co tam jeszcze
wypada.
Wasza Klaudia99
To, co ja sądzę o AC dostałaś wcześniej. Mogłabym spróbować znów wkręcić się w wir emocji, ale... nie chcę, żebyś płakała, a wiem, że to zrobisz, debilko xD Ciesz się! Rok! Wiesz, co to znaczy?
OdpowiedzUsuń...
Chciałam napisać coś niezwykle odkrywczego, ale odpowiedzią będzie, że rok znaczy pełny obrót Ziemi wokół Słońca :D
Skarbie, życzę ci jeszcze osiemdziesięciu lat pisania. Pisania dopóki nie będziesz już w stanie tego robić. A kiedy zabraknie ci możliwości pisz w myślach, głęboko w sobie. Teraz też to robisz. I za to wszyscy cię kochamy.
Ja mam może troszkę lepszą sytuację od innych szanownych czytelników, bo jestem świeża. I wiesz co? I napisz książkę. I wyślij ją do mnie. Sama skopię dupę krytykom. Bo jesteś wspaniała, genialna i niesamowita. Nie przejmuj się, że ci czasami nie wychodzi. Zasługujesz na miłe słowa i je dostajesz.
Klaudia, na koniec napiszę, że AC zmieniło mnie i zmieniłaś mnie ty. Gdyby nie p. Vicky nigdy bym cię nie poznała. Nigdy nie odbyłybyśmy rozmów mniej lub bardziej poważnych. W jakiejś mniejszej części byłabym inna. Dziękuję, że się odważyłaś. Dziękuję, że mogłam cię poznać.
NIE RYCZ. JAK SIĘ DOWIEM, ŻE RYCZYSZ TO CIĘ ZABIJĘ, WRAŻLIWY CIUPKU :D
Dobra. Ja tylko powiem coś jeszcze, bo pewnie nigdy nie będzie okazji, a drażni mnie to jak cholera. Zapamiętaj to sobie: "CZARNY PODKREŚLA BLADOŚĆ, A BIAŁY OPALENIZNĘ". Nigdy nie popełniaj tego błędu i nie pisz na odwrót xD
Lovki, kiski, foerweki,
na zawsze w tobie zakochana,
młodsza siostra,
Gabrysia <3
Kiedy nowy rozdział? ;)
OdpowiedzUsuńGratulowałam Ci? Nie pamiętam :< Ale nawet jeśli nie, to robię to teraz. I bardzo cieszę się, że udało Ci się wytrwać aż do tego momentu, zresztą wciąż mam nadzieję na to, że dotrwasz do samego końca. Kto jak kto, ale Ty na pewno zasłużyłaś na to, żeby znaleźć w sobie dość siły, by dotrzeć aż do epilogu ostatniej księgi… I to nie tylko tutaj. Mam nadzieję, że tej siły Ci nie zabraknie, zwłaszcza kiedy pojawia się zwątpienie – bo nie masz powodów, żeby uważać, że cokolwiek zrobiłaś nie tak, jak powinnaś.
OdpowiedzUsuńPamiętam, że czytałam te ciekawostki i cieszyłam się jak dziecko. Dobrze wiem, jak niezwykłym uczuciem jest dotarcie do każdej kolejnej rocznicy, chociaż to ta pierwsza zawsze jest najbardziej niezwykła. Ta satysfakcja… I zawsze cudownie obserwować, jak historia ewoluuje, by ostatecznie przybrać finalną wersję. Nie mnie to oceniać, ale moim zdaniem wprowadziłaś zmiany na dobre. Z czasem inaczej postrzegamy pewne rzeczy, dostrzegając pewne niedoskonałości albo znajdując lepsze alternatywy. Mam wrażenie, że sama jesteś zadowolona, prawda? Cóż, moim zdaniem słusznie, bo z każdym rozdziałem jest już tylko lepiej.
Sama nie wyobrażam sobie tej historii bez Xaviera czy nawet Collina. Ha, muzyka czyni cuda! Sama kończyłam księgę LITT w towarzystwie cudownego „Cold”, które było moją inspiracją przy pisaniu podziękowań. Wciąż uwielbiam tę melodię *___*
Na tę chwilę życzę Ci kolejnej rocznicy. Chociaż jeszcze bardziej usilnie trzymam kciuki za to, byś prędzej czy później doświadczyła satysfakcji, jaką daje postawienie kropki wieńczącej całość. Ja wiem, że prędzej czy później się tego doczekamy :)
Weny i czasu. A przede mną jeszcze dwa rozdziały, które zostawię sobie na potem, bo już nie myślę ^^
Nessa.