sobota, 25 listopada 2017

Rozdział 62



"Wiem, czego tak rozpaczliwie pragniesz
A ty wiesz, że mogę dać ci to za darmo
Pozwól mi być tym, którego potrzebujesz
Ramieniem, w które szlochasz
Dawką, dla której jesteś gotowa zginąć
Mogę być twoim zabójcą bólu, zabójcą, zabójcą..."




Larissa szybkim krokiem przemierzała korytarz, zwinnie omijając uciekających w popłochu gości. Mnie niestety tym razem zabrakło jej gracji. Byłam rozproszona, nie mogłam się skupić. Napływająca do mnie panika Nocnych z czasem zaczęła mnie przytłaczać. Z trudem parłam na przód, próbując dotrzymać wampirzycy kroku. W tamtym momencie jednak marzyłam tylko i wyłącznie o tym, by zaszyć się w jakimś cichym kącie i odciąć od uczuć, które w gruncie rzeczy wcale nie należały do mnie. Może i przywykłam do obecności kilkunastu, nierzadko irytująco ambiwalentnych Nocnych, jednak nigdy nie miałam do czynienia z ich dziesiątkami. Doznanie było zbyt intensywne nawet jak na mnie – osobę właściwie zrodzoną z bólu.
Wampirzyca zatrzymała się, widząc, że nie daję rady z dotrzymaniem jej tempa. Widziałam, jak jej usta się poruszają, ale nie byłam w stanie wyłapać sensu padających z nich słów. Stopniowo w zapomnienie odchodziły okrzyki, odgłosy wystrzałów, nawet bicie mojego własnego serca. Tylko raz w życiu znalazłam się w podobnym stanie – kiedy napiłam się krwi Daniela wraz z zawartą w niej trucizną. Wówczas stałam się otępiała, stopniowo zaczynałam tracić władność w poszczególnych częściach ciała. Stan, w którym aktualnie się znajdowałam, do złudzenia przypominał tamten. Spróbowałam więc wysilić szare komórki i przypomnieć sobie moment, w którym wypiłam coś, co niekoniecznie było przeznaczone dla mnie. Jednak wszystkie płyny, które przyswoiłam tej nocy, pochodziły ze sprawdzonego źródła. Chociaż…
Nie, to niemożliwe.
Ignorując wrzeszczącą coś do mnie Larissę zmusiłam się do uniesienia dłoni. Kiedy po dwóch nieudanych próbach w końcu mi się to udało, dotknęłam kciukiem swojej wargi. Przesunęłam opuszkiem wzdłuż jej krawędzi, czując nieprzyjemne mrowienie.
Korytarz wokół nas pomału zaczynał pustoszeć; zrobiło się ciszej i jakby przytulniej. Z opóźnieniem dotarło do mnie, że to nie dlatego odczułam tę dziwną ulgę – to Larissa stała za nagłą zmianą otoczenia. Musiałam na moment kompletnie odlecieć, bo kiedy otworzyłam oczy, nadal znajdowałam się na podłodze, ale tym razem były to białe, łazienkowe płytki.
– Nóż – wycharczałam, podrywając głowę do góry.
Nie słyszałam odpowiedzi, która padła z ust Larissy, przeczuwałam jednak, że zaczęła stawiać opór, bo nie wsunęła broni w moją dłoń. Czując wzmagający się z każdą minutą paraliż górnych kończyn, wiedziałam, że nie zostało mi wiele czasu. Spróbowałam powtórzyć więc swoją prośbę, tym razem jednak nieco bardziej władczym tonem, ale bezskutecznie – zupełnie jakby język odmówił mi posłuszeństwa. Postanowiłam więc postawić wszystko na jedną kartę i improwizować.
Wbiłam paznokcie w przedramiona najgłębiej, jak potrafiłam. Uśmiechnęłam się zwycięsko, czując wilgoć pod palcami. Wraz z każdym kolejnym, o wiele szybszym biciem serca, wywołane trucizną zamroczenie zaczynało mnie opuszczać. Świat odzyskiwał ostrość i kolory, wróciły również dźwięki. Wciąż czułam to dziwne otępienie gdzieś z tyłu czaski, ale w porównaniu z tym, co przeszłam dotychczas, to dało się wytrzymać.
– Królowo? O mój Boże, Królowo! – Larrisa musiała wyczuć jakąś zmianę w mojej aurze, bo upadła na kolana naprzeciwko mnie, chcąc sprawdzić, jak się czuję. – Co się przed chwilą stało?
Spuściłam głowę, by dostrzec ogrom dokonanych przeze mnie zniszczeń. Na szczęście ochlapana krwią suknia ślubna była jedyną oznaką tego, że jeszcze przed chwilą z własnej woli podcięłam sobie żyły.
Ponownie przesunęłam kciukiem po ustach, tym razem nieco agresywniej, przez co nieumyślnie drasnęłam się kłem. Zassałam dolną wargę, próbując powstrzymać krwawienie.
– Pocałował mnie, sukinsyn – wyszeptałam, kręcąc głową z niedowierzaniem.
– Wiesz, że nie o to pytałam! – zirytowała się wampirzyca, łapiąc mnie za dłoń. – Prawie mi tu umarłaś, Catherine! Coś ty sobie myślała? Czy chociaż przez myśl ci przeszło, że… Hej! Co ty robisz, do cholery?
Chociaż wiedziałam, że nie będzie to łatwe, gdyż Issa sama z siebie nie odpuściłaby mi, postanowiłam odłożyć tłumaczenia na inny dzień. Wstałam, ignorując chwilowe zawroty głowy, po czym bez zbędnych wyjaśnień ruszyłam do drzwi. Nieuzbrojona, w dodatku niezbyt stabilna psychicznie i emocjonalnie. Ale dla swoich poddanych byłam gotowa się poświęcić.
Korytarz, ku mojemu zdumieniu, świecił pustkami. Czerwony dywan nosił ślady setek odcisków butów, ale nigdzie nie widziałam wyraźnych pozostałości walki, co nieco mnie uspokoiło.Równie kojąco działał na mnie panujący w pomieszczeniach półmrok. Kilka świec musiał wygasić przebiegający w kierunku wyjścia tłum spłoszonych Nocnych, jednak większość z nich wciąż płonęła; biało-złoty wosk spływał po kandelabrach, tworząc nieestetyczne zacieki.
Skąpany w ciemnościach hol szybko się skończył, a ja stanęłam w drzwiach salonu, który w porównaniu do innych pomieszczeń prezentował się najgorzej. Niewiele myśląc rzuciłam się w kierunku poległych, ignorując chrzęszczące pod moimi obcasami szkło. Pierwszy z Nocnych, do którego dotarłam, już nie żył. Zdusiłam okrzyk bezradności na widok okropnej rany postrzałowej na jego piersi. Nie miałabym nawet szansy, by go uratować, gdyż kula przebiła serce na wylot, ale mimo to czułam się koszmarnie ze świadomością, że nie było mnie przy nim, kiedy najbardziej tego potrzebował.
Catherine! – Larissa nie powiedziała nic więcej, dostrzegając ogrom zniszczeń. Nie czekając na mój rozkaz sama zaczęła sprawdzać pozostałych poległych.
Wiedząc, że mogę jej zaufać, pośpiesznie opuściłam salon. Poniekąd zrzekałam się  odpowiedzialności, ale nie widziałam innego wyjścia. Larissa mogła uratować kilka istnień, zawczasu wyciągając pociski i pojąc krwią. Ode mnie zależało jednak nieco więcej. Mogłam później pobawić się pielęgniarkę.
Dom zdawał się być kompletnie pusty. Spłoszeni Nocni wypełzli na ulice na krótko przed nadejściem świtu, co przerażało mnie jeszcze bardziej niż dokonana w salonie zbiorowa masakra. Miałam cichą nadzieję, że ocalałym uda się w porę schować. Nie było chyba nic gorszego niż śmierć poprzez spalenie. Mnie osobiście to nie groziło, ale z relacji poddanych wiedziałam, że słońce nie bez przyczyny tak bardzo ich przerażało.
Nogi właściwie same poniosły mnie w kierunku skrzydła medycznego. Na widok rozczłonkowanego ciała Davida, strażnika izolatki Masona, momentalnie zrobiło mi się słabo. Jako osoba stojąca na czele jednych z największych żyjących na ziemi potworów, powinnam była przywyknąć do tego typu widoku, ale za każdym razem szokował mnie on tak samo. Rozumiałam gniew, nawet sadyzm. Ale to przekraczało jakiekolwiek granice moralne. I nawet ja, osoba która widziała i zadawała śmierć na różne sposoby, nie potrafiłam tego zaakceptować.
Drzwi izolatki połowicznie wypadły z zawiasów, kiedy więc pchnęłam je, chcąc zajrzeć do środka, wydały przeraźliwy zgrzyt i przechyliły się nieznacznie w moją stronę. Niewiele myśląc porzuciłam swoje niewygodne i kompletnie niepraktyczne szpilki i jednym, sprawnym kopniakiem spróbowałam je wyważyć. Udało mi się to dopiero przy drugim podejściu, z racji iż drzwi te należycie przerobiono i wzmocniono.
Tak jak mogłam się tego spodziewać, w izolatce nikogo nie zastałam. Rozdarta kołdra była jedyną oznaką szamotaniny, która się tu odbyła. Tłumiąc szloch podeszłam do łóżka, na którym jeszcze kilka godzin układałam do snu rozgorączkowanego brata, i dotknęłam szorstkiego prześcieradła.
– Co oni ci zrobią, braciszku? – wyszeptałam, czując wzbierające pod powiekami łzy.
Nie byłam najlepszą siostrą, ale to samo można było zarzucić Masonowi. Głównym powodem występujących między nami spięć było to, że nie potrafiliśmy sobie należycie zaufać. Ale czy można się temu dziwić? Mason umarł – przynajmniej dla mnie. Pochowałam zarówno jego, jak i rodziców. Kiedy więc wrócił, i w dodatku zaczął się rządzić, nie mogłam traktować go tak, jak dawniej. Tym bardziej, że wskutek niezrozumiałych dla mnie zdarzeń pomału zaczynał wariować. Rozmowy z nim drażniły mnie, a nie sprawiały przyjemność. Operował mnóstwem symboli, jego słowa były tajemnicze i zagadkowe. Prawdopodobnie nie miały nawet żadnego ukrytego dna, a były jedynie bełkotem szaleńca. Zmieniliśmy się nie do poznania. Nie było nawet co ukrywać, że poza wspólną przeszłością i niefortunnym nazwiskiem nic więcej nas nie łączyło.
Mimo to wciąż mi na nim zależało. Szczególnie po tym, co dostrzegłam w nim tego wieczoru. Mason był zwyczajnie zagubiony. Działo się z nim coś złego, ale ja skrupulatnie odpychałam od siebie tę myśl, nie chcąc sobie dokładać problemów, których miałam już wystarczająco dużo. Pokładałam w schorowanym, szalejącym bracie zbyt duże nadzieje. Miałam nadzieje, że sam sobie ze wszystkim poradzi, tak jak to robił, gdy byliśmy młodsi. Właśnie dlatego, że potrafił sprostać wszystkim przeciwnością tak bardzo go podziwiałam. Był silny, nieustraszony. Dlaczego kilka rzekomo proroczych snów miało go złamać, skoro ja sama zmagałam się z gorszymi wizjami?
Byłam egoistką. A teraz Mas mógł przypłacić to życiem.
Odgłos innego, bijącego w tym pokoju serca na moment wytrącił mnie z równowagi. Nie miałam jednak szansy zastanowić się, czy ten cichy, miarowy stukot nie jest jedynie wytworem mojej wyobraźni, bo w tej samej chwili ktoś się na mnie rzucił. Zorientowałam się zbyt późno o napastniku, dlatego też nie udało mi się uniknąć starcia. Mój nieudolny unik na nic się zdał, ponieważ spóźniłam się z nim o kilka sekund. Nieznajomy wampir powalił mnie na podłogę, opadając na mnie całym ciałem, dzięki czemu nie miałam szansy, by mu się wywinąć. Spróbowałam chociaż obrócić głowę, by na niego spojrzeć, ale tym razem również mnie ubiegł. Docisnął moją twarz do zakurzonej posadzki, nie bawiąc się w uprzejmości. Jęknęłam głucho, ale poza tym nie dałam po sobie poznać, jak bardzo niekomfortowe jest dla mnie moje obecne położenie. Nie zamierzałam dawać mu tej satysfakcji.
– To przed tobą mieliśmy drżeć? – parsknął. Jego głos wręcz ociekał jadem. – To ciebie Ona tak bardzo się obawia?
Spróbowałam przełknąć ślinę i się odezwać, ale siła jego ucisku niemalże zmiażdżyła mi krtań, przez co nie było to takie łatwe, jak sądziłam, że będzie.
– Jak tylko wstanę, pożałujesz, że kpiłeś z Królowej.
– Czyżby, słonko?
Tego wieczoru po raz kolejny moja masochistyczna natura wzięła górę, bo przy pomocy kłów znów zadrasnęłam się w wargę. Tak jak się spodziewałam, zapach mojej krwi na moment wytrącił napastnika z równowagi. Tyle jednak wystarczyło, bym uwolniła się z jego uścisku. Obróciłam się pod nim, przez co przez chwilę znajdowaliśmy się w dość jednoznacznej i wręcz intymnej pozie. Nie czekając jednak na kolejny atak z jego strony, chwyciłam go za nadgarstki i odepchnęłam do siebie. Mimo że włożyłam w tę czynność całą swoją siłę, nie udało mi się cisnąć nim o ścianę i chociaż na sekundę go ogłuszyć.
Przełykając ślinę zmieszaną z krwią, wstałam. Nocny nie był głupi i szybko poszedł w moje ślady. Przez chwilę po prostu mierzyliśmy się spojrzeniami, opracowując kolejny atak. W myślach jednocześnie wyklinałam Willa i suknię ślubną, którą miałam na sobie. W porównaniu z ubranym w mundur i w pełni uzbrojonym wampirem prezentowałam się jak wariatka.
Ale czyż to właśnie nie szaleństwu zawdzięczałam swoje zdolności?
– No dalej, słonko – rzuciłam, próbując go sprowokować. Nie byłam dobra w rozpoczynaniu walk. Co innego z ich kończeniem. – Masz okazję skończyć to, co zacząłeś.
Wampir przyglądał mi się, z zaciekawieniem przechylając głowę. Jeszcze zanim się odezwał, wiedziałam, o co mu chodzi. Nie tylko mój puls przyśpieszył, nie tylko moje serce biło szalonym rytmem. Dla postronnego obserwatora mogło być to nieco dezorientujące.
– Och, a więc dlatego jesteś taka wyjątkowa – parsknął. – Może to i lepiej? Dzięki temu upiekłbym dwie pieczenie na jednym ogniu. A jaka Królowa byłaby ze mnie dumna! Sprzątnąłbym zarówno jej marną imitację, jak i księżniczkę
Jeśli chciał mnie wkurzyć wzmianką o dziecku, srogo się przeliczył.
– O ile wcześniej ja nie zgotuję ci losu gorszego od śmierci.
–Ty? Co ty mi możesz zrobić?
Chociaż powtarzałam niczym mantrę, że jedynie spokój mnie uratuje, nie udało mi się zapanować nad kłami. Kiedy się wysunęły, wraz z nimi pojawiła się ta cholerna potrzeba zabijania. Na chwilę żądza krwi dosłownie mnie zaślepiła. Właśnie w tamtym momencie pozwoliłam się sobie rzucić na Nocnego. Przyparłam go do muru bez zbędnych trudności. Mimo iż zaskoczyła mnie jego nagła uległość, nie zamierzałam stracić pozycji. Z nieskrywaną radością zanurzyłam dłoń w jego piersi, tylko dzięki nagłemu przebłyskowi rozsądku nie wyrywając mu od razu serca.
- Chcesz wiedzieć, co mogę ci zrobić? – zapytałam cicho. Mój głos ociekał chłodem i władczością, której się po sobie nie spodziewałam. – Co powiesz na mały układ? Ja pytam, ty odpowiadasz… Potem się zamieniamy, a ja zaznajamiam cię z najgorszymi torturami, jakimi pragnę cię uraczyć. Co ty na to?
Nocny milczał, ale wciąż dumnie unosił głowę i patrzył mi prosto w oczy. Mimo iż zadawałam mu ból, on starał się tego po sobie nie okazywać. Był dumny, podobnie jak ja. Czekała nas więc ciekawa rozmowa.
– Kim Ona jest?
Tak jak podejrzewałam, odpowiedź mnie nie usatysfakcjonowała.
– Jedyną godną Królową.
Przechyliłam lekko głowę, nie dając po sobie poznać, jak bardzo się na nim zawiodłam. Nieznacznie przesunęłam dłoń. Co prawda tylko ledwo musnęłam jego serce koniuszkiem paznokcia, ale tyle wystarczyło, by dumny wampir zmiękł. Przez jego twarz przebiegł grymas bólu, a z ust wydobył się urwany jęk, zdradzający więcej, niż podejrzewał.
Miałam go w garści. I to nie tylko pod względem metaforycznym
– Następnym razem mogę nie być taka łaskawa – ostrzegłam pozornie słodkim głosem. – Więc jak będzie, słonko? Współpracujesz czy nie?
– Wiem o niej tyle samo, co ty – wycharczał po chwili. W jego głosie pobrzmiewał żal. – Nie wiem nic o jej przeszłości. Znam tylko zamiary.
– Więc czego ode mnie chce? Dlaczego uwzięła się właśnie na mnie?
– Ona… ona…
Z kącika jego ust pociekła strużka brunatnej krwi, zaś całym jego ciałem wstrząsnął niezidentyfikowany dreszcz. Zaskoczona spojrzałam na jego pierś. Odrobinę cofnęłam dłoń, nie chcąc jeszcze definitywnie się go pozbywać. Miałam zamiar przed zabiciem go wyciągnąć z niego wszystkie niezbędne informacje, mogące pomóc mi zidentyfikować Nową Królową.
Jak się jednak wkrótce okazało, to nie tylko moje zabiegi pomału pozbawiały go życia.
– No co? – warknęłam zirytowana. – Skończysz dzisiaj?
– Ona próbuje… chce…
Zdumiona siłą kolejnego dreszczu aż wyrwałam dłoń z jego piersi. Nocny osunął się po ścianie na podłogę, poddając się kolejnej fali drgawek. Niczym zacięta płyta powtarzał kolejne, niemające sensu słowa, podczas gdy z jego ust, nosa, uszu, a ostatecznie nawet oczu zaczęła wypływać wymieszana z jakąś iskrzącą, srebrną substancją krew. Nie wiedząc, co się dzieje, ani jak mogłabym mu pomóc, po prostu patrzyłam, jak z mojego jedynego świadka powoli ucieka życie.
Czyżby o tych nieprzyjemnościach związanych z wyjawianiem Jej sekretów mówiła Larissa?
Okryłam martwe ciało Nocnego porzuconą na podłodze kołdrą. Do końca nie wiedziałam, dlaczego to zrobiłam – prawdopodobnie przemówiło przeze mnie coś w rodzaju instynktu macierzyńskiego. Nawet jeśli ten wampir dopuścił się czynów karygodnych, takich jak współpraca z inną Królową czy poćwiartowanie zwłok strażnika, ja pragnęłam podarować mu chociaż iluzję godnego pochówku.
Może i nie byłam taka jak on, ale czy to czyniło mnie lepszą? On tylko wykonywał rozkazy. Ja… ja je wydawałam.
Słysząc jakieś zamieszanie w północnej części hotelu, od razu skierowałam się w tamtą stronę. Wycierając dłoń w i tak poplamioną spódnicę, dotarłam do korytarza, do którego zaczynali wlewać się moi poddani. Ostatni z nich, blondyn którego nie rozpoznawałam, zatrzasnął za sobą drzwi, odcinając siebie i swoich towarzyszy od pierwszych promieni słońca, które ważyły się przedrzeć przez próg.
Jednym spojrzeniem spróbowałam ogarnąć wszystkich zebranych. Zliczenie ich kosztowałoby mnie zbyt wiele, ale oszacowana liczba i tak mnie satysfakcjonowała. Myśl, że moim poddanym nawet słońce niestraszne, zadziałała pokrzepiająco.
– Katerino! – Tłum rozstąpił się, przepuszczając biegnącego w moją stronę Williama. – Najdroższa, nic ci nie jest?
Machnęłam lekceważąco dłonią, bardziej skupiona na przeczesywaniu zebranych w poszukiwaniu tej jednej, konkretnej osoby niż jego wywiadzie.
– Tak. To nie tylko moja krew.
– A co z dzie…
– Skończ, Williamie – warknęłam, dopiero teraz zaszczycając go spojrzeniem. – Powiedziałam, że wszystko w porządku. Czego nie zrozumiałeś?
Szmer rozmów momentalnie ucichł. Kilkoro roztropniejszych Nocnych usunęło się w cień, lub przeszło do salonu, by pomóc Larissie w porządkach. Większość jednak została, by z zaciekawieniem przysłuchiwać się zbilżającej się kłótni.
Will drgnął, wyraźnie zaskoczony ostrą nutą pobrzmiewającą w moim głosie. Z reguły obchodziłam się z nim łagodniej nawet wtedy, gdy wyprowadzał mnie z równowagi. Tym razem nie zamierzałam jednak mu pobłażać. Dzisiejsze wydarzenia dość boleśnie uświadomiły mi, jak wiele kosztowało mnie bezgraniczne zaufanie do niego. Ba, do kogokolwiek.
Zauroczona wizją wysnuwaną przez Willa zupełnie zapomniałam, gdzie się znajdowaliśmy. A to przecież była wojna. Krwawa, nieprzewidywalna jatka, podczas której każdy mógł zdradzić każdego.
– Nie rozumiem twojego gniewu, najdroższa. To źle, że się o ciebie troszczę?
– To nazywasz troską? – prychnęłam. – Ten durny bal był twoim chorym wymysłem, na który ślepo przystanęłam, wierząc, że wyjdzie to nam wszystkim na dobre.
– Ale przecież zyskaliśmy sojuszników…
– Których wkrótce potem jakaś podszywająca się pode mnie dziwka rozstrzelała w salonie domu, który miał im wszystkim zagwarantować bezpieczeństwo! – wykrzyknęłam, tracąc nad sobą panowanie. Już nie tylko Will się wzdrygnął, zdumiony siłą mojego głosu. Nie chciałam nigdy stać się tą Królową, która wzbudza u swoich poddanych przerażenie i strach zamiast respektu, ale sytuacja wymagała ode mnie czegoś innego. – To wszystko, śmierć tych niewinnych ludzi, jest tylko i wyłącznie twoją zasługą, Williamie. Przez ciebie zniknął Mason! – dodałam, walcząc ze łzami na samo wspomnienie pochłoniętych szaleństwem czarnych tęczówek mojego brata. – Chciałeś rządzić, więc proszę bardzo. Przejmij na swoje barki tę odpowiedzialność, z którą ja muszę mierzyć się na co dzień.
Will, podobnie jak kilkoro Nocnych, upadł przede mną na kolana. Ja jednak dumnie zadarłam do góry głowę, zupełnie niewzruszona ich aktem poddania. Nigdy tego od niech nie oczekiwałam – pragnęłam przecież tylko ich miłości. Może więc dlatego uznali mnie za zbyt słabą, podatną na wpływy. Will wykorzystał moment mojego największego zagubienia. Pojawił się, kiedy sprawa z ciążą przytłoczyła mnie na tyle, bym znów zaczęła wariować, ofiarowując swoją pomoc. I dopóki nie była ona toksyczna dla mnie i moich poddanych, było dobrze. Sprawy jednak szybko się pokomplikowały, przybierając niespodziewany obrót, wskutek czego ponownie stałam się tą, której nie zależy.
– Teraz ja rządzę – wycedziłam. Chociaż nie patrzyłam tylko na Willa, słowa te kierowałam głównie pod jego adresem. – Koniec z przebierankami, planowaniem, układaniem mi życia. Nie jestem twoją pieprzoną laleczką, Williamie. A już tym bardziej pionkiem w twojej grze. Chyba się trochę zapomniałeś – dodałam ciszej, przesuwając ostrą końcówką paznokcia po jego policzku. – Jednak ponieważ wciąż mi na tobie zależy, podobnie jak na pozostałych, dam ci wybór.
– Cokolwiek zadecydujesz, najdroższa Królowo – wyszeptał, patrząc na mnie z pokorą.
– Wciąż możesz być moją prawą ręką – ogłosiłam, wierząc, że nie jest to pochopna decyzja, której lada chwila pożałuję. – Ale tytuł ten w żadnym wypadku nie daje ci prawa do rządzenia. Od tego jestem ja. A jeśli któraś z moich metod ci się nie spodoba… jeśli któremukolwiek z was się ona nie spodoba – doprecyzowałam, podnosząc spojrzenie na zebranych – pragnę jedynie przypomnieć, że zwolniłam nam się izolatka i nie będę miała żadnych oporów przed tym, by zatrzasnąć w niej dezertera.
Przez tłum przebiegł pomruk, który odebrałam jako sygnał przytaknięcia nowym zasadom. Wtedy dopiero uśmiechnęłam się, niczym matka, która po wymagającym kazaniu na temat najnowszego przewinienia jej dziecka postanawia z czułością pogłaskać je po głowie.
– To była ciężka noc – dodałam, wymownie spoglądając na znajdujący się po mojej lewej stronie salon. – Zasłużyliście na odpoczynek. Jutro się pozamartwiamy, okay?
William wstał ostrożnie, nie chcąc mnie jeszcze bardziej zirytować. Mój gniew do niego jednak zmalał, kiedy w końcu powiedziałam na głos to, co siedziało we mnie od kilku godzin. Udało mi się do niego nawet uśmiechnąć, gdy poprosił mnie o udzielenie mu prawa do głosu.
– Nie chciałbym cię rozczarować jeszcze bardziej, Królowo, ale jest pewna niecierpiąca zwłoki sprawa, której nie możemy odłożyć na jutro.
Uniosłam brew, nakłaniając go tym samym do kontynuowania przemowy. Zamiast tego Nocny uniósł dłoń, każąc tłumowi ponownie się rozstąpić. Zimny dreszcz przebiegł wzdłuż mojego kręgosłupa, kiedy w zakutym, klęczącym mężczyźnie, którego do tej pory nie dostrzegłam, rozpoznałam mojego zamaskowanego partnera.
Chłopak z wyraźnym bólem podniósł głowę, by na mnie spojrzeć. Kiedy jednak mu się to udało, przybrał uprzejmy wyraz twarzy, mający na celu zamaskowanie jego cierpienia. Co gorsza, mimo swojego niewygodnego położenia, miał jeszcze czelność uśmiechnąć się i w poufałym geście puścić do mnie oczko.
– Jak dobrze cię znów widzieć, księżniczko. Tęskniłaś?




††††††




Dobry wieczór! Jestem w sobotę, zgodnie z obietnicą. Z małym poślizgiem, ale jednak ;p

Wyznam Wam tak w tajemnicy, że się cholernie cieszę na następne rozdziały. Tak jak z początku miałam pewne obawy przed wprowadzeniem tego wątku, tak teraz, kiedy doznałam w jego kwestii małego olśnienia, wiem, że będzie dobrze. Musi! W końcu tak miało być od samego początku. Tak to się skończyło za pierwszym razem, tak skończy się również tym.

Ktoś coś, jakieś zażalenia, prośby, groźby? Cicho coś ostatnio w komentarzach... Jeśli czytasz, skrobnij coś! Ja w przeciwieństwie do Cat i jej Nocnych nie gryzę ;)

Buziaki, K.


10 komentarzy:

  1. Oł maj gasz, oł maj gasz, oł maj gasz. Jakież ty cudowne pioseneczki mi tutaj pokazujesz! Matt daje rade! No, jestem twoja. Idę czytać rozdział z tradycyjną audycją na żywo.
    O cholerka, chyba wiem o co chodziło z tymi drgawkami. Czyli tajemnice tej Onej strzeże jakaś dziwna klątwa, która nie pozwala im nic mówić! No, to życzę powodzenia, Cat. Na pewno wszystkiego się dowiesz. XD Ale czego Ona właściwie chce? Dlaczego boi się Cat czyżby była słaba? No i dlaczego nikt o niej nic nie wie, nawet jej poddani? Ten wątek mi się podoba.
    TAK SAMO JAK Z OSTATNIEGO ROZDZIAŁU. JAK MOŻESZ MI TO ROBIĆ?

    Ktoś chce otruć ciężarną królową, ale ta podcina sobie paznokciem żyły, później porywają jej brata i jakiś wariat chce ją zabić. Cudownie. Twoje bale nigdy nie mogą skończyć się jak normalne bale? Zawsze musisz zniszczyć szczęście i radość świata? Musisz sprawiać mi ból i cierpienie? Świetnie, oddam ci, zobaczysz. Jeszcze będziesz ryczeć, czytając Zabójców! Policzymy się!

    O CHOLERA. NIE. NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE. CHYBA SE, KURWA MAĆ, JAJA ROBISZ. O JAPIERDOLE. O NIE. O FUCK. O MÓJ BOŻE. FANGRILL MI SIĘ WŁĄCZA. O BOŻE, O JEZU. NIEEEEEE. JAK MOŻESZ MI….
    JEZUS MARIA, MAM ZAWAŁ. DZWOŃ PO AMBULANS. AMULANS!!! CHYBA SOBIE WYRWE SERCE, PODPALE SIĘ, KURWAAAAAAAAAAAAAA.
    Nie wierzę. To nie może być… A JA TYLE PŁAKAŁAM. KUŹWA, TYLE NOCY NIEPRZESPANYCH. A TY MI TO JESZCZE ROBISZ? Kurwa, kurwa, kurwa.

    TAK! Ja mam, kuźwa, zażalenia! Domyśl się jakie. JAK MOGŁAŚ, TY KASZTANIE JEDEN, TY! BOLI MNIE ŻYCIE. BOLI!

    Chciałam coś jeszcze dodać przed TYM, ale zapomniałam. Idę się napić. Czegoś mocnego.
    Gabriela.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko uważaj, żeby ci ta mocna "herbata" nie zaszkodziła. AC nie będzie bez Ciebie istnieć. Kto mi będzie takie cudowne komentarze dawał, huh?
      Btw czemu kasztan? Weź raz a porządnie zaklnij, może ci ulży.

      "Boli mnie życie" XDD
      Oj, młoda, kc mocno <3

      LKF

      Usuń
  2. Phii... Mogę tylko powiedzieć to chciałam od bardzo, bardzo dawna. Ja już to wiedziałam od dawna. Tak na 99,9 procent byłam pewna, że Daniel żyje. W jednej z notek pod rozdziałem napisałaś, że z początku nie czułaś Cat i Daniela jako parę i przekonałaś się dopiero pod koniec trzeciej księgi ( więc Daniel musiał wtedy żyć).
    A tak poza tym cudownie-mrocznym rozdziałem trochę sobie ponarzekam. Nie podoba mi się, że Catherine nie pamięta o Alison i jak Daniel jej o niej opowiadał. To były piękne rozdziały i teraz po prostu mi smutno jak czytam te rzeczy. Chyba,że to ja coś tu namieszałam. Jeśli tak to przepraszam.
    Jeśli można sobie jeszcze trochę ponarzekać to brakuje mi tutaj Lydii. Gdzie się podziewa ten Kiełek i czy jeszcze w ogóle znajdzie się w opowiadaniu?
    Koniec narzekania ;)
    Mam nadzieję, że bardzo szybko dodasz kolejny rozdział.

    Pozdrawiam Hope

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam pojęcia, w której z notek tak się wygadałam, ale jak mniemam nie było to zamierzone. Tym bardziej, że choć w pierwowzorze zabiłam Daniela, tutaj długo się zastanawiałam, czy podobny wątek w ogóle wprowadzać ;) Ale takie gadanie teraz już nie pomoże. Na przyszłość po prostu bardziej muszę uważać z tym, co umieszczam w notkach.

      Co do Alison i tego, że Cat jej nie pamięta... Cóż, liczmy się z tym, że ona wciąż żyje w przeświadczeniu, że siostra Daniela popełniła samobójstwo. Catherine dopiero co pogodziła się z jednym cudownym "ozdrowieniem". Wieść o następnej, nie do końca udanej "śmierci" może więc nie być zbyt łatwa do zaakceptowania.

      A Lyd... Nie wiem, na ten moment nie planuję jej tu przywracać. Choć, nie ukrywam, sama bardzo za nią tęsknię. Istnieje jednak wysokie prawdopodobieństwo, że następne, a zarazem ostatnie pojawienie się Kiełka, nastąpi dopiero w epilogu.

      Dziękuję za miłe słowa, buziaki! <3
      Klaudia

      Usuń
  3. To jest tak wciągajace jak nie powinno co ! Czekam na więcej . Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. TAAAAK! Byłam załamana kiedy Daniel "zginął",tak bardzo tęskniłam za tym jego " książniczko" o znowu to usłyszałam (tak, USŁYSZAŁAM). :D ❤
    Nie myslałaś nigdy o tym żeby pisać na wattpadzie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Wattpadzie? Nie, nigdy mi to nie przeszło przez myśl. Jakoś nie rozumiem jego fenomenu. Tu mam wpływ na to, jak tekst będzie wyglądał, jakiej czcionki użyję i tak dalej. A tam zakres możliwości jest strasznie ograniczony.

      Dzięki za miłe słowa, pozdrawiam! xo

      Usuń
  5. Co to tam było o balach na AC? Ano, jak impreza, to musi być krwawa. Chociaż nie spodziewałam się czegoś takiego.
    Trucizna, masa ofiar i zniknięcie Masona. I jeszcze Catherine w szale. Przez moment miałam przed oczami Carrie od Kinga, kiedy straciła nad sobą panowanie podczas balu. Co prawda Cat nie zabiła nikogo, ale nieźle się zdenerwowała. Och, no i biała suknia – zwłaszcza ślubna – i krew, zawsze będą się ze sobą dobrze komponowały.
    Było brutalnie, gwałtownie i ogólnie... No rozdział cudowny, co mogłabym dodać? I jeszcze ta końcówka... Czkałam na to. Bardzo. Teraz powiedz mi jeszcze, że Cole'a coś zeżarło, a będę usatysfakcjonowana.
    Mam mieszane uczucia do tego, co Cat powiedziała Williamowi. Z jednej strony owszem, ma rację i gdzieś zatraciła autorytet, zdając się na niego. Z drugiej, to wciąż ona jest królową, z kolei Will zna realia o wiele lepiej, niż ona ze wspomnieniami Kateriny będzie. Na pewno zgubiło go ignorowanie zagrożenia i intuicji królowej, ale nie, to nie tak, że on odpowiada za śmierć tych Nocnych. W gruncie rzeczy żadne z nich tutaj nie zawiniło, bo to miejsce od początku było zagrożone atakiem.
    Cóż, lecę dalej. Bo będzie baaardzo ciekawie. ;>

    Nessa

    OdpowiedzUsuń